Hejka!
A oto i trzeci rozdział. Wiem, że pisałam go trochę długo i od razu uprzedzam, że następny może się pojawić albo w tym tygodniu, albo dopiero za trzy.
Życzę miłego czytania
RedTee
Nie mogę poruszyć nawet najmniejszym mięśniem. Potrafię tylko patrzeć na bezwiedne ciało Monici leżące u moich stóp.
– Rusz się dziewczyno, musimy uciekać- słyszę w uchu głos. Nie wiem do kogo należy, nie obchodzi mnie to. – No szybko! – nie ma mowy. Nie zostawie jej tu samej. Umrę razem z nią. Słyszę prychnięcie i czuję jak ktoś bierze mnie na ręce. Odzuskuję władze w kończynach i z całej siły kopię tą osobe.
– Ałł! – niech wie, że nie dam się tak łatwo. – Uspokuj się- przysówa swoją twarz do mojej i w końcu go rozpoznaję. To Christopher, ten nowy. – Próbuję Ci pomóc, więc się opamiętaj- fuka na mnie. – A teraz stawaj na nogi i pomóż mi nieść twojego przyjaciela. – Harold. Kompletnie o nim zapomniałam.
– Dobrze- mój głos jest niski i zachrypnięty- ale co z Monicą? – posyła mi pytające spojrzenie. No tak, on nawet nie wie kto to. Wskazuję ręką w kierunku przyjaciółki.
– Tak mi przykro- spuszcza głowę. – Ona nie żyje.
– Wiem, że nie żyję – warczę.
– No to o co chodzi?
– No, chyba jej tu tak nie zostawimy- patrzę na niego z szokiem.- Nie może tu zostać.
– To my nie możemy tu zostać, bo skończymy jak ona- jego twarz wykrzywia grymas. – Na świecie codziennie umierają setki, a może nawet miliony ludzi. Musisz się z tym pogodzić.
– Może i tak- do oczu zaczynają napływać mi łzy. – Ale nie zawsze jest to moja najlepsza przyjaciółka.
– Idziemy, nie mam zamiaru się z tobą kłócić- obok nas przelatuje włócznia i trafia w drzewo. – Widzisz, nie możemy się narażać się na niebezpieczeństwo.
– To idź sam- powoli zaczynam się denerwować. – Kim jesteś żeby mówić mi co mam robić?
– Wybacz- mówi patrząc na mnie ze smutkiem. Po czym z całej siły wali mnie pięścią w twarz.
***
– Becky, Becky obudź się- słyszę głos Harolda. Powoli otwieram oczy i widzę nad sobą jego twarz.
– Harold, gdzie… – przerywam mówienie i z mojego gardła wyrywa się jęk. To boli. Dopiero teraz czuję tępe pulsowanie w głowie. Nigdy się nie upiłam, ale człowiek w takim stanie musi się czuć podobnie.
– Ćśś… Nic nie mów. Opuchlizna jeszcze do końca nie zeszła, więc musisz się ograniczać- słyszę skrzypnięcie drzwi i dopiero teraz uświadamiam sobie, że leżę na materacu w jakimś pomieszczeniu. Do pokoju wpadają promienie wschodzącego słońca.
– Poczekaj chwilkę- chłopak podnosi się z ziemi i wychodzi, lekko kulejąc na prawą nogę. Zostaję sama, więc zaczynam się rozglądać. Oprucz materaca, na którym leżę na ziemi są jeszcze dwa inne. Ściany są lekko nadpalone i zwisają z niej szczątki starej tapety, która kiedyś prawdopodobnie była różowa. Nie jestem pewna, bo cała jest brudna od sadzy. Naglę słyszę odgłosy dochodzące zza ściany. Wydaje mi się, że ktoś się tam kłóci, ale kto?
– Nie pozwolę Ci tam wejść, jeszcze znowu jej przyłożysz- to Harold. W jego głosie słyszę zdenerwowanie, co jest dziwne, bo był on zawsze opanowany i spokojny. Nie pamiętam kiedy ostatnim razem udało mi się wytrącić go zszokować.
– Już Ci mówiłem, że to było konieczne- tym razem odzywa się Christopher. Zaraz, zaraz… To przecież on jest sprawcą mojego bólu. Pamiętam spadającą na mnie pięść tuż po tym jak Monica… Do oczu napływają mi łzy, ale nawet nie próbuję ich powstrzymać. Monica nie żyje. Muszę się z tym pogodzić, ale nie potrafię. Mimo tego, że bardzo się staram.
– Było konieczne? O mało nie złamałeś jej nosa i …
– Tak? A może przypomnij sobie kto zaniósł Ciebie i tą twoją Becky w bezpieczne miejsce, hmm?
– Dostałem nożem w nogę- teraz Harold jest już nie tylko zdenerwowan
– Dostałem nożem w nogę- teraz Harold jest już nie tylko zdenerwowany, ale po prostu zły. W jego głosie pobrzmiewa wściekłość. – Założę się, że ty też nie mógłbyś się wtedy ruszać!
– Dobra, konic tematu. Posuń się- odzywa się Christopher po czym z impetem otwiera skrzypiące drzwi. – Wreszcie się obudziłaś. Niedługo musimy wyruszać więc lepiej szykuj się do drogi.
– Chyba sobie żartujesz- patrzę na niego z niedowierzaniem. – Przed chwilą patrzałam na śmierć mojej najlepszej przyjaciółki, „ktoś” przyłożył mi w twarz, co tak na marginesie bardzo boli- rzucam mu wściekłe spojrzenie, ale chyba nie robi to na nim dużego wrażenia, bo chłopak tylko wzrusza ramionami uśmiechając się pod nosem. Bezczelny.
– Nie mów mi, że jeszcze się na mnie gniewasz. Przecież uratowałem Ci życie. Przy okazji też temu twojemu koledze, którego wygląd, tak na marginesie, mnie też boli. No wiesz w oczy- już nie ukrywa uśmiechu, tylko szczerzy do mnie lśniące zęby. Teraz to przesadził. Okey, może i Harold nie jest jakimś przystojniekiem, no ale tak to chyba się o innych nie mówi, co? Trochę kultury.
– Spójrz ty czasami w lustro- syczę przewracając się na drugi bok, aby nie musieć go oglądać.
– O to się nie martw. W lustro patrzę i to nawet często- laluś. Już go nie lubię.
– No to wynocha. Idź się poprzeglądać- mój głos jest stłumiony przez materac.
– Nie mogę, bo nie mamy tu lustra- chłopak nagle staje się poważny. – Becky, musisz mnie wysłuchać. Chyba niezbyt mnie lubisz- mało powiedziane- ale proszę, chodź ze mną.
– O co Ci tak właściwie chodzi- jestem tak zdumiona jego zmianą nastroju, że siadam na materacu, twarzą zwrócona w jego stronę. – Nie znam Cię, ale ty chcesz gdzieś ze mną iść. Nawet nie wiem po co.
– A gdzie chcesz wrócić? Do twojej szkoły, w której nauczycielke zabił nieznajomy nastolatek biegający po lesie z włócznią? – ma racje. No to super. – Mogę Ci to wyjaśnić, tylko chodź ze mną. Jesteś mi potrzebana.
– Wyjaśniaj- oby tylko nie był jakąś gadułą. Wole jak ludzie mówią krótko, ale na temat.
– Wiesz kim byli Ci ludzie? Ci którzy nas zaatakowali? – no skoro proszę o wyjaśnienie to chyba nie. Kręcę głową na zaprzeczenie. – To są, hmm… Może inaczej. Na pewno słyszałaś o mitologii rzymskiej, no wiesz bogowie i takie tam. No więc jak przystało na bogów, są oni nieśmiertelni, żyją sobie wiecznie. I jak tak sobie żyją, to schodzą czasami na ziemie i mają dzieci z ludźmi. Te dzieci nazywamy herosami, albo póbogami…
– Słyszałam o mitologii rzymskiej, ale nie rozumiem po co mi to wszystko mówisz.
– Cierpliwości. O czym ja mówiłem? Ach, półbogowie. Utworzyli sobie miejsce, gdzie szkolą się jak chronić nasz świat ode złego. Żyli sobi spokojnie(o ile herosi spokojnie żyć mogą), aż tu nagle doszło do buntu. Herosi już nie chcą nas chronić. Chcą nas zniszczyć. Kilkoro półbogów sprzeciwiało się nowemu systemowi, ale zostali oni skazani na śmierć. Podsumowując: napadli na nas półbogowie, którzy pragną całkowitego zniszczenia zwykłych śmiertelników.
W pokou zaległa cisza. No dobra, chłopak był dziwny, ale nie sądziłam, że aż tak. To przecież oczywiste kłamstwo. Prawda?
– Mam Ci w to uwierzyć?
– Owszem- mówi, całkowicie poważnym tonem.
– Chyba Cię móżdżek boli. To nie może być prawda.
– Ale jest i musisz się z tym pogodzić,a jeśli nie to… – w tym momencie drzwi do pokoju się otwierają i staje w nich Harold.
– Co, ją też faszerujesz tym stekiem kłamstw? To oczywiste, że nikt ci nie uwierzy więc się z tym pogódź.
– Mów za siebie- odpowiada mu Christopher z całkowitym spokojem. Siada na materacu obok mnie(chyba nie zauważył mojej zniesmaczonej miny) i kontynuuje takim samym, opanowanym tonem. – Podaj choć jeden powód, który potwierdza twoją teorie, że to wszystko kłamstwo.
– Bogowie rzymscy nie istnieją!
– Herosi sądzą to samo o waszym Bogu.
– Waszym?- przerywam im. – Chcesz powiedzieć, że jesteś jednym z nich?!
– Nie, tego nie powiedziałem- odwraca twarz w moją stronę. – Ja wyznaję islam.
Muszę przyznać, że tego, to się nie spodziewałam, choć teraz dostrzegam, że Christian ma dosyć ciemną karnację i wyglądem trochę przypomina mi muzłumanów, których widziałam na targu w naszym miasteczku.
– To co ty, do jasnej anielki, robiłeś w szkole dla chrześcijan? – wykrzyknął Harold, który pierwszy otrząsnął się z szoku wywołanego wyznaniem Christophera.
– Szukałem was. A raczej tylko jej, bo ty nie jesteś zbyt użyteczny- przyznaję mu w duchu rację. Harold nigdy nie był przydatny i ciągle wścibiał nos w nie swoje sprawy.
– A do czego jest Ci potrzebna Becky? – a nie mówiłam. Przecierz ja umiem mówić i nie ma potrzeby, aby robił to za mnie Harold.
– Mógłbym powiedzieć, ale wy i tak mi nie uwieżycie- zwiesza głowe. Myśli, że zrobi nam się go szkoda. No dobra, mi się trochę zrobiło, ale on nie musi o tym wiedzieć.
– Załóżmy, że uwierzę- mój głos jest łagodny, za co karcę się w duchu. Harold patrzy na mnie z niedowierzaniem. No co? Nie powiedziałam, że mu wierzę. – Do czego jestem potrzebna?
– Zakładając, że mi uwierzysz, to do róznych rzeczy- uśmiecha się szelmowsko, a ja tylko ciężko wzdycham, bo nie potrafię mu odmówić.
***
– Nie mogę uwierzyć, że się na to zgodziłaś- odzywa się Harold, już chyba po raz setny. A ja nie zrobiłam wcale nic złego. Idę tylko z obcym chłopakiem, który opowiedział mi zupełnie szaloną historie o rzymskich herosach próbujących zniszczyć ludzkość. No dobra, może nie było to za mądre.
– Oj, przestań. W najgorszym wypadku, co się moze stać?
– Hmm, nie wiem… może zginiemy?! Becky, nie bądź lekkomyślna.
– Ja nie jestem lekkomyślna. Bardzo dużo myślę, jeśli chcesz wiedzieć.
– Nie chcę wam przeszkadzać, ale nasz pojazd już jest- wtrąca Christopher. Taa jasne, jestem pewna, że chciał nam przeszkadzać.
Na przystanek zajeżdża autobus po brzegi wypełniony ludźmi. Super. Nie nawidzę tłoku i ścisku, ale co zrobić? Mimo, że z busa wprost wylewają się ludzie, to i tak zostaje ich tam stanowczo za dużo. Harold rusza pierwszy, torując nam drogę. Ja idę druga, a tuż za mną Christopher.
– Chodź na tył, Becky- Harold naumyślnie zwraca się tylko do mnie, ignorując naszego trzeciego towarzysza. Jeśli chodzi o tą dwójkę, trzeba się pogodzić z faktem, że na pewno nie zostaną oni przyjaciółmi. Ale przecież nie mogę wymagać od nich zbyt wiele. Przynajmniej już się nie kłócą. Dobre i tyle.
– Harold, wiem, że go nie lubisz, ale musicie ze sobą rozmawiać- próbuję mu to wytłumaczyć, ale wiem, że mi się nie uda. Chłopak, jak chce, to potrafi być uparty.
– Mhmm- no pewnie, on już mnie nawet nie słucha. Bardzo możliwe, że myśli o Monice. Ostatnio często mu się to zdarza, ale co się dziwić. W końcu tworzyli zgraną, kochającą się pare.
– Posuń się- podnoszę głowe i widzę Christophera.- Ja też muszę zająć sobie wygodne miejsce do stania. W końcu czeka nas długa droga do Atlanty- uśmiecha się do mnie i opiera o ścianę tuż obok. Choć wsiadając do autobusu, byłam przekonana, że nie zasnę udaje mi się to. Opierając się na ramieniu Harolda, zapadam w półsen na stojąco. W końcu, jak się niema co się lubi to się lubi co się ma.
Fajne opowiadanie
No tego to się nie spodziewałam…w sumie to zaraz p tym jak doszło do mnie że herosi z Obozu Jupiter się buntują w moim małym móżdżku urodziła się pewna myśl :,, A co z Obozem Herosów, oni też się buntują?!”, więc pytam się oni też się buntują?
Może i były tam jakieś błędy ale zapomniałam podczas czytania 😉
Czekam na CD i pozdrawiam
jagi2504
Hmm… Prawde mówiąc niewiem Zastanawiam się nad tym, czy wprowadzić tu Obóz Herosów, ale jak pisałam, jeszcze nie jestem pewna. Czytaj dalej, a się dowiesz
Błąd na błędzie błąd błędem pogania. Zwłaszcza pisanie rozdzielne/łączne leży – ma rada: Pisz łącznie, a jak autokorekta podkreśli, to rozdzielaj.
Akcja gna na łeb, na szyję, a nawet jeszcze prędzej, a Chris przekonujący nie był. Jakoś sztywno gadał. I, powiedz, czytałaś „Dary Anioła”? Bo jakoś tak dziwnie mi przypomina Jace’a…
Ale pomysł jest spoko. I ufam, że dobrze rozwiniesz ten wątek.
Czytałam 😛 Ale niechciałam, aby go przypominał (to pewnie też trochę przez imię Christopher, ale strasznie mi się ono podoba) A nad błędami postaram się popracować. Dzięki za komentarz