CLAIRE
Przesunęłam palcem wzdłuż drzewc trzymanej w rękach strzały. Od tygodnia nie strzelałam z łuku, pomyślałam więc, że wypadałoby trochę potrenować przed misją.
Nie zastanawiając się zbyt długo, zrobiłam użytek z broni. Grot ze stygijskiego żelaza wbił się w środek tarczy oddalonej kilkanaście metrów ode mnie. Wyjęłam kolejne dwie strzały. Pierwsza znalazła się tuż obok poprzedniej, a następna utkwiła centymetry dalej.
Skrzywiłam się. Nie lubiłam chybiać, zwłaszcza o tak małe odległości.
Kątem oka zauważyłam stojącą pod pobliskim drzewem postać. Gdy spojrzałam się w jej kierunku, rozpoznałam Ariego. Opierał się o pień, ręce miał założone na piersi, a oczy spokojnie obserwowały moje poczynania. Co on tu robił…? Starając się nie okazywać zbytniego entuzjazmu na jego widok, pomachałam mu na powitanie, a on odpowiedział mi tym samym.
Sięgnęłam ponownie do zawieszonego na ramieniu kołczanu, jednocześnie przesuwając się kilka kroków dalej, żeby móc strzelać do następnej z tarcz. Ta była ustawiona dalej. Wypuściłam cztery strzały, jedną po drugiej. Stuk. Stuk. Stuk. Stuk. Każda z nich bezbłędnie wbiła się w żółte pole, w okolice krzyżyka na środku tarczy. Ha, nadal w formie.
Mimowolnie zerknęłam w kierunku Ariego, lecz jego już tam nie było. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do treningu.
EREN
Przeżuwałem wolno swoje śniadanie. Z miejsca, w którym siedziałem, miałem dobry widok na Claire. Chwilę wcześniej do stolika dzieci Hadesa dosiadł się Ari.
Nieświadomie zacisnąłem pięść ze złością.
Widziałem niespokojny uśmiech na twarzy syna Ateny, gdy rozmawiał z rudowłosą.
Widziałem błysk w oczach Claire.
Słyszałem ich śmiech i podekscytowane głosy.
CLAIRE
Ari podszedł do naszego stolika, podając mi zrolowany kartkę papieru.
– Co to? – spytałam, gdy chłopak usiadł na ławce obok mnie.
– Mapa – uśmiechnął się. – Opracowałem wstępny plan trasy, jaką możemy dostać się nad Jezioro Ontario. – Rozwinął mapę, na której gruba, żółta linia łączyła Nowy Jork z miasteczkiem leżącym nad brzegiem jeziora. – Argus zawiezie nas na obrzeża miasta, skąd piechotą dojdziemy do najbliższej stacji kolejowej.
Spojrzałam na niego jak na wariata. Może to i on znał się na mapach lepiej ode mnie, ale Nowy Jork od zaznaczonej stacji kolejowej dzielił spory kawałek drogi, który on właśnie zaproponował przejść pieszo. Chyba zauważył mój morderczy wzrok, bo zaśmiał się tylko.
– Spokojnie, zajmie nam to najwyżej dwie, może trzy godziny.
Prychnęłam.
– W porządku, zobaczymy kto kogo będzie niósł…
ARI
Siedziałem na wzgórzu pod sosną Thalii. Smok Peleus przyglądał mi się ciekawie, a słońce odbijało się od jego złotomiedzianych łusek. Argus siedział w szoferce samochodu obozowego, którym mieliśmy wyjechać poza granicę Nowego Jorku.
A Claire spóźniała się już piętnaście minut.
Westchnąłem ciężko. Jeszcze raz stworzyłem w myślach listę rzeczy, które miałem ze sobą zabrać na misję, upewniając się, że niczego nie zapomniałem.
Gdy pięć minut po skończeniu tej czynności byłem bliski zaśnięcia, usłyszałem myśli córki Hadesa wspinającej się po zboczu wzgórza.
– Nareszcie – mruknąłem do siebie, wstając i otrzepując spodnie.
Starałem się nie zwracać uwagi na to, że Claire była ubrana niemal identycznie jak Violet, gdy szliśmy na ostatnią misję. Brązowe bojówki, pomarańczowa koszulka obozowa, a płomienne włosy związane białą frotką. Na plecach miała wojskowy plecak, zapakowany po brzegi.
Unikałem spojrzenia jej zielonych oczu.
– Gotowy? – spytała Claire, stając obok mnie. Dopiero teraz zauważyłem, że przy pasku do spodni miała przyczepioną broń.
Skinąłem głową.
– Jasne – uśmiechnąłem się lekko.
Razem poszliśmy do samochodu. Przyspieszyłem trochę, żeby otworzyć jej drzwi. Spojrzała się dziwnie, ale nie skomentowała. Gdy obchodziłem pojazd, żeby samemu wsiąść, miałem ochotę trzasnąć się w twarz. Nie wiem, czemu to zrobiłem. Miałem przecież udawać, że mi nie zależy. To nie Violet.
Przez całą drogę Claire nie odzywała się, ja podobnie. Obserwowałem ludzi przez okno samochodu. Argus od czasu do czasu przyglądał nam się w lusterku wstecznym, jakby dziwiąc się naszemu zachowaniu.
Godzinę później zatrzymaliśmy się.
– Jesteśmy na miejscu! – powiedziałem z przesadnym entuzjazmem, wysiadając. Od razu w twarz uderzyło mnie gorące powietrze.
Zabranie rzeczy zajęło nam kilkanaście sekund, a chwilę później Argus odjechał.
Zostaliśmy sami.
– Dobra, w którą stronę do stacji kolejowej? – Claire spojrzała na mnie wyczekująco.
Wyjąłem z plecaka starannie złożoną mapę.
– Tamtędy – wskazałem głową na ładną, wyłożoną kostką ścieżkę. Najwyraźniej mieszkańcy również woleli chodzić do Denville niż tłocznego Nowego Jorku. No i mieli bliżej.
Zaczęliśmy iść. Cisza była trochę niezręczna, jednak nie chciałem jej przerywać. Claire musiała znaleźć jakiś sposób na moją telepatię, ponieważ musiałem się wysilić, żeby usłyszeć jej myśli, które były teraz ciche i niewyraźne.
Po kilku minutach ona odezwała się pierwsza.
– Pobiegniemy? – spytała, posyłając mi wyzywające spojrzenie.
– Nie, musimy oszczędzać siły. – Wiedziałem, że próbuje mnie sprowokować. Przypomniałem sobie rozmowę przy śniadaniu.
Zdmuchnęła sobie z oczu grzywkę.
– Mamy ich wystarczająco dużo – założyła ręce na piersi. Wyglądała zupełnie jak Violet, gdy się ze mną przekomarzała.
Westchnąłem ciężko.
– Niech ci bę… – Zanim skończyłem zdanie, Claire wystrzeliła do przodu jak rasowa sprinterka.
Zmrużyłem oczy, po czym rzuciłem się za nią biegiem.
Gdy dobiegliśmy do stacji… Nie, stop. Claire dobiegła, a ja dotruchtałem. Ona wyglądała, jakby mogła przebiec maraton i się nie zmęczyć, gdy tymczasem ja padałem z nóg. Dziewczyna zachichotała tylko.
– Wybacz, nie będę cię nieść. – Wyjęła ze swojego plecaka trochę pieniędzy. – Pójdę kupić bilety. Dokąd jedziemy?
– Scranton – przypomniałem sobie nazwę miasta, będącego kolejnym punktem na naszej trasie.
Usiadłem na ławce, próbując złapać oddech. Kurczę, była szybka. Pocieszyć się mogę tylko tym, że cały czas dotrzymywałem jej kroku. Dobra, przez większość czasu.
W zaniedbanym pociągu bez przedziałów zajęliśmy miejsca obok siebie. Oprócz nas w wagonie była staruszka robiąca na drutach, ale szczerze wątpiłem, by mogła nagle okazać się krwiożerczym potworem. Skład toczył się wolno po torach.
Wysiadając na stacji w Scranton po trzygodzinnej podróży, czułem się wypoczęty. Może to dlatego, że ją przespałem.
– Musimy wyjść poza miasto – powiedziałem Claire. – Zaraz zacznie się robić ciemno, więc stopa złapiemy już jutro.
Wydostanie się z miasta okazało się nieco trudniejsze niż przewidywałem. Uliczki wiły się, jakby coś chciało nas zatrzymać. Po godzinie chodzenia w jedną i w drugą, byłem szczęśliwy móc znowu stanąć na ziemi, a nie na betonie.
Szliśmy wzdłuż drogi wychodzącej ze Scranton i biegnącej na południe. Mimo, że mieliśmy iść w przeciwnym kierunku, postanowiłem, że rozbijemy obóz nad niewielkim jeziorem znajdującym się niedaleko miasta. Nikomu nie powinno wydać się to dziwne, a będziemy mieć trochę spokoju.
– Może tutaj? – Claire wskazała ręką na wydeptaną w trawie ścieżkę, która według planu okolicy okrążała jezioro. Wzruszyłem ramionami. Nie chciałem tego przyznać, ale schowanie się po jego drugiej stronie było dobrym posunięciem.
Ścieżka była na tyle wąska, żeby mogła nią iść tylko jedna osoba. Przepuściłem więc Claire przodem, mając możliwość patrzenia się na nią bez jej wiedzy.
Znaleźliśmy niewielki skrawek trawy, wystarczający, żeby pozostać niezauważonym przez ludzi oraz żeby móc pozostać tam przez jedną noc.
Claire weszła między krzaki.
– Ari, chodź zobacz! – usłyszałem po chwili.
Zignorowałem gałązki szarpiące mnie za ubranie i przeszedłem przez zieloną barierę.
Przede mną było jezioro. Czysta woda lśniła w słońcu. Kilka metrów dalej biegł niewielki strumyk.
Gdy Claire nie patrzyła, postanowiłem coś sprawdzić. Zamknąłem oczy i skupiając się na wodzie, poruszyłem lekko dłonią. Poczułem lekkie mrowienie w czubkach palców. Otworzyłem oczy. Nad moją ręką unosiła się mała kulka wody ze strumienia. Uśmiechnąłem się lekko. W tym samym momencie woda rozprysnęła się, ochlapując mi twarz. Jęknąłem cicho.
– Ari? Co robisz?
Claire obserwowała mnie, próbując się nie uśmiechać. Wyciągnęła rękę w stronę strumyka. W powietrzu zmaterializowała się cienka smużka ciemności, która nabrała nieco wody i zamknęła się wokół niej. Patrzyłem na to, zahipnotyzowany migotaniem cieczy otoczonej szarą powłoką. Po kilku sekundach córka Hadesa skrzywiła się, pozwalając wodzie spaść do strumienia.
– Co się stało? – spytałem, nieco zawiedziony.
– Przypomniano mi, żebym nie wchodziła z butami na nie swoje terytorium – potrząsnęła głową.
– Och… – Usiadłem na ziemi. – A jak właściwie to robisz? – spytałem. – Znaczy, nigdy nie spotkałem dziecka boga umarłych, które mogłoby wykorzystywać moc w taki sposób.
Claire usiadła naprzeciw mnie.
– To proste. Od zawsze mam dobre kontakty z ojcem, więc jestem częstym gościem z Podziemiu. Za… drobną przysługę bóg ciemności, Ereb, dał mi swoje błogosławieństwo. Nauczyłam się łączyć moc ciemności z możliwościami dziecka Hadesa. – Wzruszyła ramionami.
Zamrugałem. Przedstawiła to w taki sposób, że wydawało się proste, chociaż takim nie było…
– A jak to było u ciebie? – spytała, przechylając lekko głowę.
Westchnąłem cicho.
– Mój pradziadek był synem Posejdona. – Nie chciałem się zbyt długo rozwodzić na ten temat.
– O, jak fajnie! – Claire klasnęła w dłonie jak mała dziewczynka. Zachichotałem.
– Tak, powiązania rodzinne są ciekawe… Zwłaszcza po tej drugiej stronie rodziny.
Teraz już oboje się śmialiśmy.
– Emm… – zająknęła się rudowłosa, jak już atak wesołości minął. – Mam prośbę, ale to będzie głupie…
– Nie, nie ma sprawy, mów – uśmiechnąłem się zachęcająco.
– Czy… czy mógłbyś mi opowiedzieć o Violet? – przygryzła wargę, obserwując moją reakcję.
Znieruchomiałem. Opowiadać jej o Violet?… Dla mnie Claire wciąż nią była, mimo że wiedziałem, że to czysty przypadek, że wyglądają tak samo…
Wziąłem głęboki wdech i zastanowiłem się przez chwilę.
Od śmierci Violet przed nikim się nie otworzyłem. Nie wyraziłem swoich uczuć, myśli. Nikomu się nie wyżaliłem. Cały czas, przez pół roku, udawałem silnego.
Teraz, gdy siedziała przede mną Claire… Zdałem sobie sprawę, że na dłuższą metę będzie to dla mnie dobra terapia.
Widziałem, że dziewczyna mi się przygląda. Słyszałem jak w myślach się strofuje, że zaczęła ten temat. Uśmiechnąłem się, czym ją zaskoczyłem.
– Dobrze, opowiem ci.
Sam się sobie dziwiłem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek się na to zdobędę, a przynajmniej – nie tak wcześnie.
– Violet… Violet była córką Afrodyty. Zdolna, piękna, a mimo tego zawsze uprzejma dla wszystkich. Była typem wojowniczki.
Wyczuwałem skupienie w umyśle Claire, wiedziałem, że chłonie każde moje słowo.
– Walczyła jak dziecko Aresa, myślała jak dziecko Ateny, strzelała z łuku jak dziecko Apollina, była przebiegła jak dziecko Hermesa.
Następne słowa popłynęły z moich ust, zanim zdążyłem je powstrzymać.
– Myślałem… Jesteś tak bardzo do niej podobna, myślałem, że jesteś Violet. Chciałem, żebyś nią była. Chciałem, żeby ona do mnie wróciła… – załamał mi się głos. Odwróciłem głowę, gdy poczułem, że bolą mnie oczy. Przetarłem je wierzchem ręki.
– Ej, nie rozklejaj się! – Claire znalazła się obok mnie i, wahając się przez chwilę, przytuliła mnie lekko. Zaczerwieniłem się po koniuszki uszu. – Rozumiem, że za nią tęsknisz… Ale jako córka Hadesa… – urwała, a ja wyczułem w jej myślach, że stara się ukryć coś przede mną. Ale nie chciałem naciskać. – Jako córka Hadesa mogę ci powiedzieć, że większość herosów trafia w naprawdę piękne miejsce.
Spojrzałem na nią, natrafiając na pocieszający uśmiech Claire. Pociągnąłem lekko nosem, ostrożnie opierając głowę na ramieniu dziewczyny. Nieco zaskoczony stwierdziłem, że nie zareagowała.
Siedzieliśmy tak przez chwilę, wpatrzeni w falującą wodę w jeziorze. W pewnej chwili Claire wstała.
– Nie wiem jak ty, ale ja idę spać – przeciągnęła się lekko.
Też wstałem.
Wróciliśmy razem do naszego obozowiska za krzakami. Claire wyjęła ze swojego plecaka małą poduszkę. Usiadłem na ziemi jakieś dwa metry od dziewczyny.
– Dobranoc – uśmiechnęła się do mnie Claire, kładąc się.
Westchnąłem cicho. Miałem nadzieję, że tym razem obejdzie się bez koszmarów… dla obojga z nas.
Zasnąłem dość szybko, mimo nieprzyzwyczajenia do spania pod gołym niebem. Ale pobudka była… interesująca.
– CZEEEEEŚĆ! – do moich uszu dotarł czyjść wrzask.
Zerwałem się szybko, odruchowo sięgając po broń. Zobaczyłem, że koło Claire stoi mała dziewczynka z blond loczkami i w błękitnej sukience. Wyglądała na jakieś osiem, najwyżej dziesięć lat.
Córka boga umarłych również poderwała się z zamiarem walki. Jednak gdy zobaczyła ,,przeciwnika”, znieruchomiała.
– Kim jesteś? – spytała, a w jej głosie bez trudu można było rozpoznać nieufność. Jeśli to był pierwszy na naszej drodze potwór, miał interesujący sposób ataku.
– Jestem Niki! – zawołała dziewczynka, obracając się w moją stronę. Jej niebieskie oczy miały w sobie coś dziwnego, czego nie umiałem zdefiniować. Ale zdecydowanie nie były dziecięce.
Spojrzałem pytająco na Claire. Ta tylko podrapała się w głowę z lekką rezygnacją.
– Cóż, wygląda na to, że mamy trzeciego członka misji.
Nie poprawiłaś tego zrolowanego Ariego… Biedny, biedny Ari, nie dość, że na psychoterapii, to jeszcze zwinięty w rulon… Ty chyba w ogóle wysłałaś niepoprawioną wersję. Bo i smok się przygląda ciekawie, i Ari jest szczęśliwy ‚móc’… Cassie, no naprawdę, ja wiem, że pora późna, za wakacje, ale myśleć trzeba.
I wiesz co..? Rozczarowałaś mnie. Ja chciałam opowieści o Violet, nie trzech ogólnikowych zdań..! (Już nie wspominając o tym, że chciałam długiego opka!)
Zakochałam się w tym. Normalnie wpadłam po uszy. I choć fabuła jest, ekhem, nieco schematyczna, to w tym jednym jedynym wypadku muszę przyznać, że nie ma po co jej komplikować. Bohaterowie są na tyle zagmatwani, że wystarczy. Jeżu słodki, ubóstwiam ich! Mamy heroskę z prawdziwego zdarzenia, nie pannę od-wczoraj-jestem-herosem-i-idę-zbawiać-świat, i gościa z zajefajnymi mocami, skopaną psychiką, złamanym sercem i… tego trzeciego. (Może i wyrocznią nie jestem, ale coś czuję, że pod kolejnymi częściami będzie fangirling, jakiego rr jeszcze nie widziało…)
Więc, erm, no, pisz dalej, bo jak nie… To będę musiała wymyślić
jakieś skuteczne groźby. xD
Oł noł… Najwyraźniej mi też przydałby się jakiś dobry psychiatra, bo taki numer chyba tylko ja umiem wywinąć… Ja w siebie nie wierzę…
O Violet jeszcze będzie w ostatnim rozdziale, więc luz. I wiem, że fabuła schematyczna, ale potrzebowałam takiego ,,wstępu”, żeby móc to dalej ciągnąć. A propos fangirlingu, to Nożownik ma zwyczaj robić Ci konkurencję (o ile nie popełni seppuku po przeczytaniu tego rozdziału… :c). Nie musisz wymyślać gróźb, bo jak się obudziłam o 6 rano, to zaczęłam pisać kolejny rozdział XD Hue hue hue XD
*Omnomnom*
Dlaczego to jest takie krótkie?!
Smok patrzący ciekawie mnie rozwalił
Ja chcę ciąg dalszy, mówię Ci! Masz mi go pisać, przestać lenić się!
Lalalalalalalala…..
Jane
*Kiva, czy to wyzwanie? XD*
O Sowiooka Ateno. Jak ja za tym tęskniłem! Szczególnie, że miało być już w piątek, Ty… Ty… Żółwiu literacki! (powiedział „sprinter”) Jak ja to kocham! Ta magia, te czary, ta delikatna mgiełka Twojego ciepłego, prosto-skomplikowanego stylu! Toż to powinno być zabronione! Twoje opko to narkotyk. NARKOTYK, powiedziałem.
*wyje: „Pisz mi moje dragi! Hera, koka… XD”*
Mój zryty łeb, <3. Loffki dla niego, loffki dla całego świata! *obejmuje globus*
Claire to jest taka dziewczyna… Idealna. Zabawna, bystra, silna emocjonalnie… Normalnie jak merysójka, tyle że nieirytująca! (i dobrze wykreowana…)
*fanboying! Oppa, oppa Claire i Ari style! XD*
Ari to po prostu taki… Trochę Peeta. Miły, uprzejmy, bystry, ze złamanym sercem. I ta scena, kiedy położył głowę na ramieniu Claire… To było takie urocze i oryginalne. *nareszcie chłopak, a nie dziewczyna ze złamanym sercem, tyle wygrać :-D*
Ale i tak muszę to zjechać! XD Szykowałem się na to od paru dni, więc sobie nie odpuszczę!
1. Akcja tak tyciusieńsko, odrobinkę, odrobineczkę… A nie, czekaj, bardziej niż odrobineczkę pędzi! Naprawdę, rozumiem, że Ci się spieszyło (mi też, do przeczytania tego), ale… Napisałaś tylko o jakichś ważniejszych wydarzeniach. Podróże, przemieszczanie się, które są bardzo dobrym pretekstem do rozmyślań, podziwiania widoków, wspominania… Ominęłaś je! Twój bohater je przedyszał/przespał/nie było ich po prostu- foch, XD. Błagam, opisuj coś więcej niż te (genialne swoją drogą) wydarzenia główne. Przechodź bardziej gładko od jednej sceny do drugiej. Błagam!
*klęczy*
2. Jestem taki zawiedziony tą opowieścią o Violet! Toż to kopalnia potencjału, no! Chciałem się upajać dramatyczną historią, emocjami, chciałem, żeby mnie wbiło w fotel! I co? Figa, :-(.
Wiem, że potrafisz to napisać tak, że czytający dostaną apopleksji z zachwytu! Więc pisz tak! Błagam.
*klęczy*
Reszta to sam miód. No naprawdę, jakieś to są czary, Ty na pewno rzucasz zaklęcia. Jak nic, ;_________;.
*ta, wmawiaj sobie, Nożusiu, to się nie nazywa "czary", tylko "talent"*
Chlip.
No bo jestem taki cho… Chorobowo ciekawy, co będzie dalej! O co chodzi z Niki? Co się stało z Violet? Co z misją? A potwory? A walka? Czy będzie Ariaire? A może Clari? A może będzie tylko śmierć? Albo nikt nie będzie z nikim?
JA CHCĘ WIEDZIEĆ.
XD
Pisz, pisz, pisz, pisz. Teraz, już, natychmiast. I ma być długie! Błagam.
*klęczy*
Pozdrowienia od Nożusia
Kisielu… nie „drzewc”, tylko „drzewca”… xd No i zrolowany Ari, o czym wspominała Kiva. 😀 „Spojrzała się dziwnie…” Wtf?! xd nie ogarniam sensu tego fragmentu zdania. „Gościem w Podziemiu”, a nie „gościem z Podziemiu”. No i „nieswoje terytorium”, a nie „nie swoje terytorium”. To chyba tyle. I nie kłóć się ze mną odnośnie „drzewca”. xd
Pozdrawiam, Sucha 😉
PS Wielki dzięki za dedykację <3
Aha, no i jeszcze czekam na więcej Erena, bo mnie zaintrygował. xd
Nie wiem, kim bd Niki, ale jakimś cudem już zdobyła moją sympatię xD Co do reszty: wszyscy już wszystko powypisali, błędów parę było, jednak i tak nieźle się czytało 😉 Choć naprawdę mogłabyś tą podróż opisać, bo to wygląda jakbyś poszła na łatwiznę i to olała.
No i widzisz? Ukradłam sąsiadom Wifi, żeby ci skomciać ♥
*u*.
Coś bardzo, bardzoo mi to przypomina. Thalię i Luke’a spotykających się z Annabeth <3
Ale to tylko mój chory musk xDxd
Więcej o Violet…:d
O.o No rzeczywiście… Kurczę, nienawidzę swojej podświadomości >.> A o Violet będzie więcej 😛
To niesamowite, że Ty napisałaś już kolejny rozdział, a ja wciąż tkwię przy prologu… Czy ktoś jeszcze tak wolno pisze *pyta z nadzieją*
Ale to nie zmienia faktu, że jestem zła. Gdzie są opisy?! Takie porządne, cudne opisy nad którymi będę mogła się rozpływać, a nie przelecę tylko okiem po tekście. Podróże to najlepszy moment na przemyślenia i opisy krajobrazów. Nie chce mi się więcej pisać tego samego drugi raz, więc wiesz… I tak Cię kocham siostrzyczko, która też nosi imiona Kinga i Łucja <3