Krótko i zwięźle: rozdział dedykuję Cass, (która mimo moich licznych błędów, jeszcze mnie za nie nie zabiła) Inez, (która zawsze mnie wspiera) i Nożownikowi (za komentarz po poprzednią częścią, który sprawił, że przez tydzień nie mogłam się ogarnąć XD).
Rozdział 2
Obudziłam się cała obolała, w zdecydowanie za jasnym pomieszczeniu. Lampa, rodem z poprzedniej epoki, irytująco świeciła mi prosto w oczy. Leżałam na jakiejś kanapie, niezbyt wygodnej, czując pod sobą metalowe sprężyny. Zapach wypełniający powietrze był wyjątkowy, przypominał mieszankę ziół, których nie umiałam zidentyfikować.
I wtedy sobie wszystko przypomniałam. Powrót do domu. Brak matki. Uśpienie.
Zerwałam się gwałtownie na nogi, o mało się nie wywracając. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu ratunku, włamywacza, lub chociażby telefonu.
Znajdowałam się w salonie w mieszkaniu na wysokim piętrze wieżowca, co wywnioskowałam po widoku na miasto z góry i burzowych chmurach na niebie, zza ogromnych okien. Spodziewałam się sali tortur, lub czegoś w tym stylu…
Przede mną stał plazmowy telewizor, na wysokiej czarnej komodzie. Podłoga była drewniana z jakimiś dużo ciemniejszymi panelami w losowo wybranych miejscach, co wyglądało dość dziwnie, ale jednak sprawiało, że pomieszczenie miało własny, wyjątkowy charakter. Siedziałam na obsydianowej kanapie, a po mojej prawej znajdowały się mosiężne, dwuskrzydłowe drzwi. Ściany były pomalowane na neonowo zielony kolor. Nienawidzę tego odcienia, co właśnie odkryłam.
Za jednym z foteli, znajdowały się dwie pary drzwi. Jedne, te bardziej na lewo, stojące bliżej okien były zamknięte i wisiała na nich tabliczka z napisem „łazienka”, ale nie wiem dlaczego ktoś ją tam umieścił- przecież skoro tu mieszkał powinien znać rozkład pomieszczeń.
Obok nich, znajdowały się następne, uchylone, odsłaniające czarno-białą kuchnię. Zabrali mnie do zwyczajnego domu.
Nigdzie nie było widać osoby, która mnie i moją matkę zaatakowała. To chyba dobrze, tak?
Rzuciłam się, jak głodne zwierzę na ofiarę, do wyjścia. Pociągnęłam za klamkę. Nic. Pchnęłam drzwi. Nadal nic. Cholera.
– Klucz jest w zamku – usłyszałam czyiś głos. Krzyknęłam, obracając się w kierunku jego źródła.
Przede mną stał chłopak, mniej więcej w moim wieku o zielonych oczach i jasnobrązowych włosach. Na jego twarzy lśnił wielki, irytujący uśmiech. Miał na sobie zwykłe jeansy i błękitną koszulkę. Jedno musiałam mu przyznać… Był nawet przystojny i wysportowany. Co nie zmienia faktu, że go zamorduję. Po za tym, psychopaci zazwyczaj są ładni. Szkoda.
W dłoniach trzymał biały kubek z parującym płynem.
Od razu rozpoznałam ten zapach. Kawa. Ciemna, pyszna, podawana z mlekiem i miodem. Najlepszy napój na Ziemi.
Tylko czemu on musiał go trzymać? Niesprawiedliwość losu.
Otrząsnęłam się z myśli o tej uzależniającej substancji. Przecież on mnie porwał! Może mnie wykorzystać… No w taki dziwny sposób… W pierwszym odruchu chciałam się na niego rzucić, ale wtedy dostrzegłam przypięty do jego spodni sztylet. Wolałam nie ryzykować spotkaniem pierwszego stopnia z morderczym narzędziem. Kurde.
– Czy… Ty… Zamierzasz mnie… no wiesz – wyjąkałam patrząc w sufit i nerwowo zaciskając pięści. Chyba miałam tymczasowe zaciemnienie umysłu, że go o to spytałam. Jaki gwałciciel by się przyznał do swoich zamiarów?
Wybuchł donośnym śmiechem i zaczął się trząść. Miałam nadzieję, że się udusi, a ja spokojnie wrócę do domu. Nadzieja matką głupich. Przeżył.
– Jeśli… Chcesz możesz… Wyjść teraz – wykrztusił pomiędzy kolejnymi wybuchami śmiechu.
Zerknęłam kątem oka na zamek w drzwiach. Tak, jak obcy powiedział, klucz był na miejscu. To wydawało się zbyt proste, to musiał być podstęp.
– Gdzie tkwi haczyk? – zapytałam się czujnie mierząc go wzrokiem. Byłam ciekawa, czemu na nas napadł. Podobno, ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła. Wyląduję tam.
– Nie dowiesz się, kto porwał twoją matkę – odparł, biorąc łyk kawy.
Dureń. Przecież wiem, że to on jest winny. ON! Ten kryminalista, który stał tam radośnie, cały i zdrowy.
Chwila moment… Czy on powiedział porwał? Ona nadal żyje? Jeśli tak… Nawet ten skrawek metalu go nie obroni. Zabiję go. Ale najpierw uwolni jedynego żyjącego członka mojej rodziny.
– Jak śmiesz o niej mówić! To twoja sprawka! – warknęłam, rzucając się na niego. Czy w tamtym momencie myślałam? Nie, zdecydowanie nie.
Niestety, refleks też ma dobry. I dobrze opanował karate, czy inną tego rodzaju sztukę walki.
Usunął się krok w bok, przed moim bezmyślnym atakiem, wciąż trzymając naczynie w jednej dłoni, a drugą chwycił mnie mocno za nadgarstek, wykręcając mi rękę. Okrutnik. Tak bić dziewczynę? Ja miałam prawo go uderzyć, biorąc pod uwagę jego czyny. Czyż nie?
– Spokojnie. Usiądź to ci wszystko wyjaśnię, aniołku – wyszeptał mi do ucha. Wkurzyłam się. Jeszcze bardziej, co nie sądziłam, że jest możliwe. Jak ten palant mógł mnie tak nazwać! Tylko dziadek miał do tego prawo. Wyrwałam się gwałtownie z uścisku, odskakując od niego.
W sumie, mogę mu dać czas na wyjaśnienia. I tak zemsta będzie słodka. Może przy okazji dowiem się czegoś więcej o jego pobudkach? Nie, żeby go to ocaliło. Przynajmniej moje sumienie będzie bardziej spokojne.
– Jak nie ty, to kto? Przecież mnie porwałeś! – warknęłam opadając ciężko na fotel, najbliżej wejścia. W razie czego, drogę ucieczki mam wykrytą.
Chłopak usiadł naprzeciw mnie. Upił łyk napoju i odłożył go na podłokietnik. Tylko czekałam aż się kubek przewróci, ale nic takiego się nie stało. Prawa fizyki strasznie mnie zawiodły.
– Więc od czego by tu zacząć… Po pierwsze jestem Eryk Dillon. A ty Angel Wind, wiem – dodał, widząc, że z grzeczności chcę również się przedstawić. No co? Zostałam dobrze wychowana. – Po pierwsze, to nie ja porwałem twoją matkę, tylko stowarzyszenie Chaosu – kontynuował, a ja poważnie zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie lepiej byłoby opuścić to pomieszczenie i wezwać psychiatrę. Ten dzieciak żył w wyimaginowanym świecie. – Jest to organizacja, która dąży do zniszczenia Olimpijczyków, czyli bogów olimpijskich, tych z greckich mitów, oraz do przejęcia władzy przez Chaos.
Nie dość, że wariat to jeszcze satanista. Super.
– A ty niby do niej nie należysz? – prychnęłam napinając wszystkie mięśnie, przygotowana do opuszczenia pomieszczenia w ekspresowym tempie.
– Nie. Ja należę do stowarzyszenia Alfy i Omegi, które walczy z nimi. – Pokręcił przecząco głową, patrząc się na mnie jakbym była jakaś niedorozwinięta. W odpowiedzi posłałam mu mordercze spojrzenie. To on ma zaburzenia psychiczne, nie ja!
– Czyli… Ty walczysz dla tych… bogów? – zapytałam, kiedy w końcu wszystko sobie poukładałam. Chyba zostanę psychologiem, rozumienie ludzi z wymyślonym światem to na prawdę świetna zabawa!
Eryk skrzywił się i splunął. Najwyraźniej powiedziałam coś nie tak…
– Nie, nie, absolutnie nie! Dla Bogów walczy Obóz Herosów, który kiedyś opuściłem – mruknął i walnął ręką w podłokietnik, tuż obok kubka, który z głośnym stukotem stłukł się i rozlał brązową zawartość.
Zaklął, a w tamtym momencie, z drzwi, których na początku nie zauważyłam, tuż za nim wyszedł chłopak, z przewiązanym w pasie ręcznikiem. Bez koszulki. Z jego włosów nadal kapały przejrzyste krople wody spadające z cichym pluskiem na podłogę, czy też na jego wysportowany tors. Jego czekoladowe oczy spojrzały na mnie, a jego usta wykrzywił szeroki uśmiech.
Odwróciłam wzrok, zdegustowana. Sama nie wiem do końca czemu… Zresztą, mój tok myślenia sam w sobie jest dziwny.
– Angel, poznaj Wiktora – przedstawił mi drugiego.
Wiktor. Więc tak się zwie.
– Powiedziałeś jej? – spytał Eryka, jakby mnie w ogóle tu nie było. Poczułam się lekko urażona, niewidzialna przecież nie jestem. I jeszcze nie wiedziałam o co chodzi… CO miał mi powiedzieć?
Ten, w odpowiedzi syknął i posłał koledze piorunujące spojrzenie.
– Jeszcze nie, a ty zamknij dziób i idź się ubrać – wykrztusił przez zaciśnięte zęby. Popatrzył się na mnie przepraszająco.
Zaczęli mnie irytować. Mieli przede mną tajemnicę i szczerze powiedziawszy chęć jej odkrycia, powstrzymywała mnie od natychmiastowej ucieczki.
– O co chodzi? – powiedziałam, głośno chrząkając. Oni, jakby dopiero w tym momencie przypomnieli sobie o mojej obecności. Jak miło.
– Więc, braciszku, proszę, wyjaśnij jej to, chętnie to zobaczę – rzekł brunet opadając miękko na kanapę i uśmiechając się promiennie.
– Wal się – warknął do niego Eryk. – No więc… Jesteś heroską, Angel. Jak ja i mój brat Wiktor. Naszym ojcem jest śmiertelnik, a matką Hekate, jego Nike – zwrócił się do mnie. Jedyne co do mnie dotarło, to to, że mają jednego ojca. Resztę nadal przyswajałam. – Te wszystkie mity są prawdziwe, bogowie istnieją naprawdę.
Wiecie, wstyd się przyznać, ale w tamtym momencie wystrzeliłam jak torpeda w stronę drzwi, przekręciłam klucz, otworzyłam je i wybiegłam na klatkę schodową. Nie wiem czemu… Jego słowa mi coś przypomniały. Opowieści matki. Te, o dziwnych ludziach. Za każdym razem powtarzała jedno słowo. Heros. Półbóg. Czy to w ogóle możliwe? Nie, nie, nie.
Usłyszałam za sobą jeszcze tylko rozbawiony głos Wiktora:
– Widzisz? Mówiłem, że nie uwierzy.
Zbiegłam po kamiennych schodach, z jedną ręką na metalowej, szarej balustradzie, oglądając się za siebie. Nikt mnie nie gonił. Ale… Przecież mnie porwali! Chyba… Nie, ogłupiałam, w głowie miałam mętlik, nie wiedziałam co myśleć. Pytania były jak ogień, powoli trawiły mnie od środka jak kawałek drewna, zmieniając w popiół.
Wybiegłam na dwór. Zimne krople deszczu spadały na ziemię wybijając miarowy rytm. Na niebie wisiały stalowe chmury, osłaniając niczym betonowa pokrywa wszelkie promienie słońca. W oddali rozległ się grzmot. Wzdrygnęłam się. Nie lubiłam burz.
Ja… Po raz pierwszy nie wiedziałam co robić. Po raz pierwszy byłam całkiem sama. Po raz pierwszy, czułam jak samotność wbija swoje zimne igły w moje serce. Po raz pierwszy nikt nade mną nie czuwał. Po raz pierwszy nie miałam pomysłu, co będzie jutro. Po raz pierwszy miałam ochotę usiąść i płakać dopóki nie wyschnę jak rodzynka.
Ale byłam dzielna i pozwoliłam sobie na uronienie tylko kliku łez.
Fajne, lubię to opowiadanie
Wiesz co? Piszesz tak, że nie mogę normalnie się od tego odczepić. Btw. zaklepuje sobie Wiktora. Ma piękne imię. Jest już mój :33
A Eryk niech będzie z Angel. O, pięknie.
Nie no, twój styl opowiadania mnie zaskakuje. Szczerze powiem, że na początku ten opis mieszkania był strasznie sztuczny. Blabla to, blabla tamto. Chyba się nie znam na opisywaniu, ale no… Jakoś tak mi się zdaje.
To wspomnienie Angel o matce… Po prostu mnie rozkleiło. Teraz tu sobie siedzę i ocieram oczy, bo no współczuje jej :c
Dobra, naganiasz mnie do skończenia tego komentarza, nie wiem co jeszcze mam napisać… Może tyle, że trzymam za Ciebie kciuki w pisaniu i nie chcę byś przerywała je! To opowiadanie jest najlepsze c:
O nie, Wiktor jest mój! ;__; ewentualnie pół mg ci oddać :/
Phi…a Ty uważałaś, że wszystkich tym zawiedziesz… Hahaha…
Dobra, to opko jest fajne, bohaterka wcale nie zachowuje się jak robot, więc nie marudź.
A teraz marsz do roboty i chcę tu albo na moim privie niedługo ma się pojawić dalsza część!!
A, i nie waż mi się znowu spoilerować, i mam nadzieję, że to co napisałaś na czacie nie jest prawdą!!
No to tyle.
PISZ
I jeszcze raz: PISZ
Całuski
Inez :*
No i zapomniałam o jednym. Bardzo dziekuję za dedykację. (fajnie wiedzieć, że czasem na coś się przydaję)
{ Naobiecywałam i teraz mam problem: Jak ma wyglądać poetycki komentarz? }
Moja kochana, to opko umila wakacje jak żadne inne. Byłoby lepsze tylko w jednym wypadku: gdybym ja tam była
Szantażowałaś mnie o moje opko. Teraz ja szantażuje Ciebie. MUSISZ napisać ciąg dalszy!
Troszku się rozkleiłam. A to u mnie rzadkość. W całym życiu płakałam może na trzech filmach…
A niektóre momenty! Pozwól, że zacytuje:
„Po za tym, psychopaci zazwyczaj są ładni. Szkoda.” – Tutaj zaczęłam się uśmiechać.
„Nadzieja matką głupich. Przeżył.” – Tu już śmiałam się do monitora.
„Ja miałam prawo go uderzyć, biorąc pod uwagę jego czyny. Czyż nie?” – Przypomina mi to licencję na zabijanie
Ale potem ciut się uspokoiłam i spokojnie przeczytałam trochę smutniejszą część.
„Ale byłam dzielna i pozwoliłam sobie na uronienie tylko kliku łez.”
Idealne zakończenie!
Jane <333
{Spodobał się mój "poetycki komentarz"? Proszę, powiedz że tak!}
AHA…
Muahhaahahahaha! Potknęłaś się! Teraz Cię zjadę, XD.
Angel nie dość mocno przeżywa porwanie matki. To znaczy, po wyjściu z mieszkania Ciach-Herosów-Mniamuśnych-No-Do-Fangirlowania-Po-Prostu jest opis uczuć. Ale to co się dzieje w pomieszczeniu. Bogowie, zachowuje się jak fochnięta pięciolatka, ;_________________;.
To by było na tyle jechania.
Styl i tak masz bardzo dobry, oryginalny, że tak to powiem. Używasz fajnych wyrażeń, słów, konstrukcji. Opisy uczuć są całkiem zgrabne. Bohaterka trochę mnie zawiodła tym swoim Poker-Fejsem-Foch-Forever, ale i tak jest całkiem realistyczna. Ciacha-Herosi-Mniamuśni-No-Do-Fangirlowania-Po-Prostu nie są zbyt oryginalni, ale co taaaaam, XD. Ważne, żeby byli ironiczni, boscy półbogowie, między którymi będzie musiała wybierać, co nie?
Może nie mam racji, ale tak to wygląda.
I dawaj jej te skrzydła, bo nie wytrzymam. 😀
PS: Zakochałem się w reakcji bohaterki na nagi tors Wiktora, większość bohaterek lub boCHaterek zajęłaby się wgapianiem w niebiańsko wyrzeźbione mięśnie i boskim opisem, jak to nie mogły oderwać oczu i jaki to był piękny, sekszi i w ogóle do schrupania.
BRAWO! 😀 😀 😀
HA! Widzisz? Przeczytałam. I zaczęłam żałować, że nie zrobiłam tego wcześniej 😀
Kobito, Twoje naprawdę mi się zaczęło podobać. W sensie: wtedy też mi się całkiem podobało, ale teraz jest coraz lepiej xD
Zacznijmy od początku: ta Angela naprawdę mogłaby istnieć. Nie jest wydumaną niunią czy płaczliwą dziewczyną-mam-świat-gdzieś. Takowe, rzecz jasna, też występują, ale Twoja bohaterka jest naturalna, taka jaką można spotkać na ulicy! I za to duży plus. Bo wyjątkowość jest fajna, ale nie w nadmiarze.
No i te jej jęki o ładnych sadystach. Skojarzyło mi się to z Tomusiem R., więc przez resztę opka miałam banana na mordzie xD
Do tego fajnie zakończyłaś to wszystko ostatnim akapitem 😉
Przed chwilą usunął mi się komentarz, który pisałam pół godziny na tym piekielnym telefonie ;___; więc kochana, musisz poczekać az wrócę do cywilizacji, to wtedy napiszę ci co myślę, oki? Ale jest super 😉
I z racji tego, ze araz pojawiają się komentarze „kocham eryka, jest mój! A ja Wiktora!”, postanawiam być szybsza i ZAKLEPUJE ICH OBU! Eryka bo jest gwalcicielem i sadysta (umarłam na tym fragmencie) a Wiktora bo jestem Wiktoria i to przeznaczenie, oraz dlatego, ze jak było w opku, chłopak ma kaloryfer. :3
Oczywiście na spółę ze mną ;* Też zaklepuję XD
I nie, Annuś, nie pytam o zgodę XD