Jake
Głupio pisać listy miłosne w czasie wojny. Jeszcze głupiej pisać coś, co nigdy nie zostanie dostarczone adresatowi. Ale piszę, żeby zająć czas i ręce. Są już zmęczone zakładaniem sideł, pełne odcisków od polerowania broni. To śmieszne, że osobę taką jak ja, zajmuje tak przyziemna rzecz. Teraz, kiedy większość ludzi wyzbyła się człowieczeństwa, jakakolwiek oznaka humanitaryzmu, jest uznawana za słabość. Taki nadszedł czas. To nie nasza wina. To wina nieba.
Nie wiem od czego nawet zacząć. Nie chcę opisywać Ci tego krwawego obrazu, który widzę na co dzień. Wiem, że ty też tego doświadczasz. Codziennie. Jeśli, oczywiście jeszcze żyjesz. A coś mi każe wierzyć, że żyjesz. Może resztka nadziei, którą zachowałam na czarną godzinę. A może po prostu strach. Strach, że gdyby Cię już nie było, pozostanę zupełnie sama. To gorsze niż jakiekolwiek tortury.
Dobra, skończę już roztaczać tę aurę pesymizmu. Nie po to piszę, żeby popadać w jeszcze większą depresję. A już na pewno, nie po to żeby się żalić. Przyjdzie jeszcze czas, kiedy będę mogła sobie pozwolić na te wywody. Ale to jeszcze nie jest odpowiedni moment.
Pamiętasz, ostatnie lato. To nasze pierwsze, które naprawdę spędziliśmy razem. Kiedy powiedziałeś, że mnie kochasz. I kiedy ja uśmiechnęłam się do Ciebie i odwzajemniłam Twoje słowa pocałunkiem. Wiesz, wtedy wszystko wydawało się takie łatwe. Nawet to, że oboje byliśmy herosami, wydawało się znośne. Przecież niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Kronos nie istniał. Już nic nam nie zagrażało. Nic nie zagrażało naszej miłości.
Wtedy, w tym sadzie dałeś mi wisiorek. Z delfinkiem, zawsze Cię fascynowały. Nadal go noszę, chociaż już nie raz mi spadał. Ale podnosiłam go za każdym razem, nigdy nie pozwoliłam sobie jego zgubić. Bo gdyby on przepadł, co pozostałoby z naszej miłości?
Dając mi go powiedziałeś jasno. A ja zapamiętałam każde twoje słowo. Że póki noszę, tę zawieszkę na szyi, jestem bezpieczna. Bo czuwasz nade mną, razem ze wszystkimi delfinami.
Pech chce, że zaraz jak wróciliśmy do obozu wybuchła wojna. Nie byłeś na to przygotowany. Na to, że powołają Ciebie do pierwszego zastępu i że mnie zostawisz. A może, to ja nie byłam przygotowana, że mnie tak szybko opuścisz po tym jak wyznałeś mi miłość.
Nie dostawałam od Ciebie żadnych wieści, dopóki nie przyszła lista z nazwiskami zaginionych. Pisząc „zaginionych” mam na myśli martwych. Ale nikt nie wypowiadał tego na głos. Nie było Ciebie na tej liście.
Kolejne dni mijały mi na stałej walce. Ale nie tylko ja, byłam tak w to zaangażowana. Wiele walczyło, wiele oddało życie, w myśl idei, której nie rozumieliśmy. Hasła głosiły, że walczymy o pokój. W imię pokoju zabijamy naszych bliźnich, tylko dlatego, że są z innego obozu. W imię pokoju umieramy. Kto miał się sprzeciwić i stanąć na czele opozycji? Przeciwników szybko likwidowano. Ludzie przestali patrzeć sobie w oczy.
Zabiłam niejednego Rzymianina i zbuntowanego Greka. Wtedy wmawiałam sobie, że tak trzeba, że jak nie on, to ja. Że tak to działa. Teraz już wiem, że nie postępowałam słusznie. Teraz żałuję, ale moje łzy, nie przywrócą nikomu życia. Nie naprawią błędów, które popełniłam.
Czuję się parszywie. Buntuję się, chociaż nadal jestem na posterunku. Samotna wśród tłumów. Słucham przemów o pokojowym rozwiązaniu. Czy groby żołnierzy nie są najlepszymi kazaniami o pokoju?
Jeśli się jeszcze kiedyś spotkamy, a mam nadzieję, że tak, to ci opowiem. Opowiem Ci o tym, jak bardzo Cię kocham, jak tęskniłam i jak strasznie mi Ciebie brakowało. Zdam Ci relację, z najgłębszych zakamarków mojego serca. Nie pominę niczego, w imię dumy. Kiedy przetrwam, nie chcę już być silna. Chcę być bezpieczna w Twoich ramionach. One zapewnią mi poczucie spełnienia.
Teraz będę walczyć, ale nie zabijać. Obiecuję, w imię naszej miłości, że już nie pozbawię nikogo istnienia. Nie rzucam słów na wiatr, robię to dla siebie. Nie przespałabym nocy z cudzą krwią na rękach.
Wiem, że nigdy nie dostaniesz, tego listu i jest mi bardzo przykro. Bo wszystko co tu napisałam, jest szczere i prawdziwe. Zachowam go dla Ciebie, kiedy już się spotkamy. Zachowam, żeby przypominał nam, że nie zawsze było idealnie.
Idę, wzywają nas, słyszę gong. Nienawidzę tego odgłosu, ale muszę reagować. Inaczej usunęliby mnie, za samą próbę buntu. Za sam zalążek sprzeciwu, który narodził się w mym sercu. Takie mamy zasady, takie prawo, taką władzę. Każdy kto nie jest z nami, jest przeciw nam i należy go unieszkodliwić. Zważ, że słowo „unieszkodliwić” jest w tym wypadku daleko łagodne.
Nie będę się rozpisywała na koniec, czas mnie nagli. Jak sama nie przyjdę, przyjdą po mnie i nie będzie miło. Wiedz tylko, że Cię kocham, i pamiętam, i ci patronuję. I wybaczam wszystko czego dopuściłeś się, przeciw własnemu sumieniu. Jestem tu i czekam, i będę czekać. I nie zapomnę, bo każdy napotkany delfin, każdy zachód słońca, czy zapach poziomek, będzie przypominał mi o Tobie. I o tym, że byliśmy szczęśliwi. I o tym, że szczęśliwi będziemy. Musimy tylko przeczekać ten okres.
Twoja Róża, a Ty mój Mały Książę
Agat
Fajnie, że wróciłaś.
A, teraz moja ulubiona część:
-w tekście znajduje się kilka pytań retorycznych, niezakończonych pytajnikiem
-Kronos nie istniał- gdzieś pewnie istniał
-Buntuję się, chociaż nadal jestem na posterunku- jakoś dziwnie to brzmi, niby się buntuje, a dalej idzie walczyć
-„Czy groby żołnierzy nie są najlepszymi kazaniami o pokoju?”- to jest jakiś cytat. Nie wiem skąd, ale go znam, to nie jest błąd
-szczere i prawdziwe- jak coś jest szczere to jest równocześnie prawdziwe, ale chyba można tak pisać
-„i ci patronuję” -może to smaczek, ale jak ona może mu patronować? Nie jest boginią.
-wszystkie „ci”, „ciebie” powinny być dużą literą
-każdy napotkany delfin- bo na każdej drodze można spotkać delfina, delfiny chyba opanowały ten świat
Poza tym lubię twój styl pisania i cieszę się, że znowu tu jesteś. Pisz dalej, więcej, częściej.
Imię Jake jest świetne, szkoda, że nie wyjawiłaś imienia dziewczyny, ale to miniaturka (chyba, bo nie napisałaś, że to prolog), więc nie jest ono kluczowe. Fajne.
Imię dziewczyny to (chyba, bo może to być zdrobnienie) Róża
,,Twoja Róża, a Ty mój Mały Książę”
Nie, napisałam Róża, żeby było nawiązanie do Małego Księcia. Nie nazywa się Róża.
„Groby żołnierzy są najlepszymi kazaniami o pokoju. ”
-Albert Schweitzer
Nie jestem pewna, czy czytałam wcześniej którąś z Twoich prac, jednak ta bardzo mi się spodobała. Właściwie chętnie bym przeczytała opowiadanie o takim temacie 😉
Ostatnio jest moda na te kochane imię – Jake ♥ Nie no, strasznie je lubię xD
Podoba mi się list – niby miłosne, ale jest w nim już taka nutka rezygnacji, coś w rodzaju powolnej utraty nadziei. A przynajmnie na samym początku, potem jest nadzieja i te delfinki <333 choć jeden przecinek za dużovtam jak mówiłaś o łzach.
Nie umiem pisać listów, szczególnie miłosnych. Jestem romantyczny jak gulasz wołowy, dlatego każde ćwiczenie powiązane z pisaniem listów, było dla mnie katorgą, a moje listy były równie romantyczne, co ja sam. Cóż wole cięższe klimaty.
Wszystkie zaimki osobowe powinny być napisane z dużej litery. Większość napisałaś dobrze, ale kilka ci umknęło. Czyste niedopatrzenie.
Mam pytanie co do końcówki, czy podpis na liście ma związek z książką o Małym Księciu? Czy tylko zbieg okoliczności?
Tak ma. Już komuś na to odpowiadałam.