Percy
Po pokonaniu Gai w Grecji, z kilkoma małymi problemami dotarliśmy wreszcie do obozu. Można zaliczyć do tego atak kilku wściekłych ptaków stymfaliskich, których Festus spalił jednym wyziewem, że nic z nich nie zostało, prócz kilka nadpalonych piórek na pokładzie. Zagubionego pegaza próbującego zdemolować nam maszt i ukraść ciastka. Dlaczego pegazy a może konie lubią cukier, zapytam następny raz jak spotkam Mrocznego. Kilku ventusów, których szybko i łatwo rozgromił Jason swoimi piorunami. Co doprowadziło do małego podpalenia już i tak zniszczonego masztu i rozświetlenia nieba na kilka kilometrów. Oraz wkurzenia Loena, którego naprawa tego kosztowała trochę czasu.
Poprzez ucieczkę przed wygłodniały Mormolyke’ami, które tak przy okazji chcieli nasz facetów zjeść na obiad. Co było obrzydliwe w samej rzeczy. Z czego dziewczyny mało co nie wypadły za burtę ze śmiechu. Bo nas ganiały po pokładzie. A tak trzeba wam wyjaśnić co to były za paskudztwa. Wiec wyjaśnienia Ann nie poprawiły mi humoru. Mormolyke to była mniej więcej kobieta-widmo, rodzaj upiora, który miał wysysać krew z młodych mężczyzn wabiąc ich pod postacią pięknej kobiety. Zastanawiałem się czy moja krew aż tak jest smaczna, że najpierw Kelli Empuza z mojej szkoły, a teraz tę nawiedzone upiorne babki chcą mi wyssać krew. Ale niestety nie dostałem odpowiedzi, a może i dobrze.
Kończąc na bardzo dużym – dosłownie ogromnym obrzydliwym i oślizgłym zielonym wężu morskim. Który z naszego okrętu chciał sobie zrobić duży gryzak. Dotarliśmy zmęczeni, ale żywi i szczęśliwy do obozu. Nasze przybycie wywołało szał i radość, że jesteśmy cali i zdrowi.Do chwili, gdy reszta obozu nie rzuciła się na nas. Co skończyło się na małych urazach, typu kilku siniakach i potłuczeń, oraz bólu tylnej części ciał. Chyba się domyślacie jakiej.
Po bardzo radosnym powitaniu w obozie, pozostało mi jeszcze jedno. A tak mówiąc szczerze spotkanie się z moją mamą i ojczymem. Za bardzo ich nastraszyłem swoją kilku miesięczną nieobecnością. Już sobie wyobraziłem co to będzie. Najpierw zostanę zgnieciony w uścisku, a później wyleję się potok słów. Percy Jacksonie na śmierć mnie wystraszyłem i tak dalej, a kończąc na tym, że będzie się cieszyć, że mi nic nie jest. Spotkanie z nią przebyło, no powiem troszkę gorzej niż sobie wyobrażałem. Bo już w drzwiach zostałem prawie uduszony z radości, że żyję. Nie oszczędziła nawet Ann, która została ze mną prawie zgnieciona w objęciach. Tylko Paul zdołał uspokoić na tyle moją mamę, że nie skończyliśmy na ostrym dyżurze w szpitalu. Musiałem opowiedzieć wszystko ze szczegółami, by wreszcie mnie puściła.
Ann
Postanowiłam pojechać z Percym do jego domu, wiedziałam co go tam czeka. Jego mama została poinformowana przez nas, że jej syn żyje. I obecnie znajduje się na bardzo niebezpiecznej misji. Ale matka to matka musi na własne oczy zobaczyć, by uwierzyć. Nie zdążyliśmy przekroczyć progu mieszkania Percy’ego zostaliśmy zgnieceni przez Sally. Uścisnęła nas troszkę słabiej niż piekielny pies. I nie puściła do puki Percy nie wyjaśnił wszystkiego. Dzięki Paulowi mogłam oddychać swobodnie. Rozcierałam boleśnie żebra.
Poprowadzili nas do salony. Było to nieduże pomieszczenie o jasnych ścianach, z wygodną brązową kanapą, przy której stał szklany stolik i dwa fotele tego samego koloru. Komoda, nad którą wisiało lustro. Kredens z porcelaną, którą Percy nie chcący trochę potłukł. Oraz z ogromnym dywanem umieszczonym pośrodku. Usadowiła nas na kanapie, przypatrując się każdemu szczegółowi twarzy i ciała syna. Jakby chciała się na własne oczy przekonać się, czy ma wszystkie koniczyny na swoim miejscu. Ten wzrok mamy sprawił, że Percy się speszył. Chciał się odsunąć od niej, ale Sally nie pozwoliła na to. Bała się jak to zrobi, jej syn może znowu zniknąć
– Mamo puść mnie. Nic mi nie jest – powiedział.
– Mój kochany synek jest cały.
I rozpłakała się tuląc go do siebie.
Patrząc na tą scenkę uśmiechałam się. A Percy rzucał mi błagalne spojrzenia. Mówiące.
– Udusi mnie – pomocy.
Jeszcze mocniejszy uśmiech gościł na moich ustach. Co przykuło uwagę Sally na mnie. Skończyło się na tym, że teraz i mnie złapała i przytuliła. Tak samo mocno jak syna. Tak właściwie to tuliła nas razem znowu. Byłam naprawdę blisko Percy’ego, słyszałam bicie jego serca. Widziałam jego rumieńce na policzkach, co sprawiało mi radość. Gdy spojrzałam znowu na niego, rzucił mi kolejne spojrzenie, odczytałam to bezbłędnie.
– A masz za swoje. Nie chciałeś mi pomóc to cierp.
Puściła nas dopiero po pól godzinie ten mordęgi. A i tak dlatego, że jej mąż prawie siłą odciągnął ją od nas.
– Sally udusisz ich – wydukał.
– Ups odpowiedział i puściła nas.
Razem z Percym rozcieraliśmy sobie karki, trochę nam zesztywniały. Siedziałam bardzo blisko niego, dopiero teraz miał możliwość mnie objąć. Mama Percy’ego tak dziwnie na nas popatrzyła. A później spojrzała na męża. Miałam wrażenie, że zaszło miedzy nimi do milczącego porozumienia. Zastanawiałam się o co chodzi. Naglę wypaliła Ann zostaniesz na kolacji.
– Oczywiście pani Jackson – powiedziałam.
Ale nadal patrzyłam na tę dziwne zachowanie mamy Percy’ego. Myśląc co jej chodzi po głowie.
Zostawiła nas na kanapie, a sama zaszyła się w kuchni. Gdzie po chwili napływały naprawdę imponujące zapachy. Percy nadal mnie obejmował, przysuwając coraz bliżej siebie. Zbliżył usta do mojego ucha i wyszeptał.
– Cudownie być w domu z tobą.
Zarumieniłam się po tych słowach. On się rozkoszował powrotem, nawet nie zauważył lekkiego uśmiechu jego ojczyma, gdy na nas patrzył. Znowu mi przyszło na myśl.
– Oni coś knują.
I po godzinie wreszcie się dowiedziałam co.
Percy
Ten wieczór zaczął się robić ciekawy. A najbardziej w tym jest to, że spędziłem go z Ann. Jedyną dziewczyną, dla której mogłem bym oddać życie. Jest urocza, mądra odważna, mogłem bym tak wymawiać w nieskończoność jej zalety. Potrafi także nieźle dokopać, co przyznam poczułem na własnej skórze. I na drugi raz nie chce. Tuląc ją czułem się jak w raju. Nic więcej się już nie liczyło. Tylko ona, jej śliczne oczy i ciepły uśmiech. Mogłem bym tak leżeć, ale mama po godzinie nas zawołała do kuchni. To co zobaczyłem, aż zdębiałem. Myślałem, że to będzie zwykła kolacja, okazało się, że wystawną kolacją jak z restauracji. Byłem zdumiony jak w ciągu jednej godziny można takie cudo przygotować. Ale widać moja mama potrafi.
Gdy patrzyłem na to co znajduję się na talerzach. Było tam na środku super sałatka z sałaty, pomidorów, papryki, ogórka. Na tym zawijane krokieciki z jakiegoś nie znanego mi mięsa. No co nie potrafię nazwać. Kilka pieczonych ziemniaczków, a to wszystko delikatnie polane delikatnym pieczeniowym sosem. Dwa kieliszki stały i nie wiem dlaczego butelka szampana. Jak na to patrzyłem, aż mi ślinka ciekła. Dziwiło mnie tylko to, dlaczego tam są tylko dwa talerze. Stół jest przystrojony różami, a dodatkowo biały obrus i świecę. Gapiłem się na to z otwartymi oczami, a co usłyszałem.
– No smacznego moi drodzy, ja i Paul wychodzimy na całą noc, miłego wieczoru.
Gapiłem się na swoich rodziców. Nie możliwe moja mama właśnie przygotowała mi i Ann kolację przy świecach i się zmyła.
Stałem tam nie wiedząc co powiedzieć, spojrzałem na Ann i widziałem, że ją też to zatkało.
– Nie możliwe ty to widzisz.
– Tak i nie wieże. Twoja mam przygotowała nam romantyczną kolację przy świecach.
– Dosłownie.
Podszedłem do stołu i ująłem w ręce kieliszek, zerknąłem na butelkę
– szampan, nie możliwe, moja mam chce nas upić.
No więc moja piękna kolacja nam ostygnie. Podszedłem do Ann odsunąłem jej krzesło, by usiadła. Sam skierowałem się do drugiego krzesła. Zapaliłem świecie, w tym świetle Ann wyglądała przepięknie. Nie przeszkadzało mi, że jej blond włosy wymknęły się z kucyka, którego miła. Otworzyłem butelkę i nalałem odrobinę szampana do kieliszków, podałem jeden Ann. Śmiejąc się jedliśmy kolację, była przepyszna. Jedynie co chciałem, to nie przesadzić z szampanem.
Gdy skończyliśmy jeść ująłem rękę Ann i wróciliśmy do salonu. Włączyłem jakąś wolną melodię, przyciągnąłem ją do siebie i delikatnie szepnąłem jej na ucho.
– Jestem ci winny taniec.
Uśmiechnęła się, delikatnie kołysaliśmy się w rytm melodii. Liczyło się teraz tylko jej bliskość i nic innego. Szampan dawał troszkę nam do głowy, lekko szumiało. Ale to najcudowniejszy wieczór, pocałowałem ją naprawdę namiętnie. Rozkoszowałem się jej słodkimi ustami. Bliskością jej ciała, kołyszącego się tak blisko mnie. Ocierała się delikatnie o mnie. Mogłem przywidzieć co się stało później.
Ann
Nie możliwe kolacja była cudowna, taniec z Percym jeszcze lepszy. Czy on się nauczył tańczyć, czy może to wszystko sprawiało, że mi to nie przeszkadzało. Jego ciepłe ramiona obejmujące mnie. Oddech na szyi, a pocałunek obłęd. Mogłam bym tak stać godzinami. Kołysząc się w rytm melodii w jego ramionach. Świat przestał istnieć, był tylko on. Nie wiedziałam już jak długo tańczyliśmy, czas jakby się zatrzymał. Cieszyłam się jego bliskością, szampan zaczął mi szumieć w głowie. Mieliśmy wieczór dla siebie. Od tak dawna czekałam by być z nim sama. A on był najlepszy ze wszystkich, których razem spędziliśmy.
Znowu mnie pocałował bardzo namiętnie, jego wargi smakują słono. Nie przeszkadza mi, uwielbiam je, a jeszcze bardziej jak mnie całuje. Całując się obejmował mnie, po czym jego dłonie zsunęły mi się do bioder. W taki sposób je wykręcił, że uniósł mnie do góry. Przez tę lata Percy nabrał mięśni, co jest cudowne. Z łatwością mógł mnie unieść. Zrobiłam coś ciekawego, zarzuciłam mu nogi na biodra, tak było mu lepiej mnie trzymać. Otworzył oczy i puścił mi uśmieszek. Zaczęłam się zastanawiać co mu chodzi po głowie. I się dowiedziałam, nie uwierzycie.
Trzymając mnie w powietrzu wyniósł z salonu. Skierował swoje kroki do swojego pokoju. Byłam tam już tyle razy, że zapamiętałam go dobrze. Pomieszczenie pomalowane na niebiesko, łóżko stojące przy ścianie. Tym razem nakryte bardzo delikatną narzutą koloru niebieskiego. Mój glonomóżdźek uwielbia ten kolor. Szafa z ubraniami i nie duży regał z podręcznikami szkolnymi. Biurko, które wyglądało jakby nie sprzątał na nim od tygodnia. Pełno tam było jakiś kartek wyrwanych z zeszytu, podejrzewałam że to jakaś praca domowa, którą nie zdążył skończyć. Nim zniknął, gdy o tym pomyślałam spłynęła mi łezka. Zauważył to.
– Co jest.
– Nic.
– Ann kochanie o co chodzi!
– O nic naprawdę, nie przerywaj.
Wróciliśmy do tego co robiliśmy. Zdążył w tym momencie dość do łóżka i mnie na nim delikatnie położyć. Pokrywał pocałunkami moją szyje, sprawiało mi to przyjemność. Dłonie wędrowały po moim cielę, zdejmując mi bluzkę. Był naprawdę delikatny i nie śpieszył się. Ten dotyk sprawiał, że cała drżałam i przyznam chciałam więcej. A on był coraz słodszy w tym co robił. Zdejmowałam z niego ubranie, uwielbiam patrzyć na jego umięśniona klatkę. Robi mi się wtedy naprawdę gorąco. Długo nie zajęło nam byśmy byli nadzy. Zawahał się na chwile.
– Jesteś pewna Ann.
– Tak – odpowiedziałam mu.
– No wiesz, nie zrobię niczego na co nie masz ochoty. Mogę przerwać.
Nie odpowiedziałam, lecz zrobiłam coś innego. Przewróciłam go pod siebie, tak że siedziałam na nim. Pozycja mu się spodobała, widziałam to w jego oczach.
– Wygląda, że tak – powiedział śmiejąc się.
Długo kochałam się z najcudowniejszym chłopakiem na obozie.
Percy
Wieczór był taki cudowny, że nie obejrzeliśmy jak wylądowaliśmy u mnie w pokoju namiętnie się kochając. To było cudowne, jej skórę czułem całą. I do końca świata tego chce. Tylko tą dziewczynę, nikogo więcej. Jest cudowna, a ja jestem farciarzem. Najpiękniejsza dziewczyna na obozie jest tylko moja. Trochę ją zmęczyłem, ale nie szkodzi podobało jej się, tak samo jak mi. W moich ramionach leżała okryta tylko tą narzutą. Wyglądała pod nią bosko, długo patrzyłem jak śpi. Do puki zmęczenie tym dniem i tym co zrobiliśmy nie wzięło góry i zasnąłem jak dziecko. Nie słyszałem nawet kiedy moi rodzice wrócili.
Obudziłem się rano, nadal tuląc w ramionach mojego anioła. Nie chcąc ją obudzić, delikatnie odsunąłem ją i zszedłem z łóżka. Pocałowałem w policzek – miałem wrażenie, że się uśmiechnęła przez sen. Poszedłem pod prysznic, chociaż wolałem nie zmywać jej zapachu ze skóry. Ale potrzebowałem wody, by dodała mi sił. Mój mały aniołek jest trochę wymagający. Odświeżył mnie i zmył moje zmęczenie. Ubrałem się w brązowe spodnie i niebieską koszulkę. Włosy nadal miałem mokre, gdy wszedłem do kuchni.
Był w niej tylko nieduży drewniany stolik z czterema krzesłami. Szafki w fantazyjnym kolorze i nie duża kuchenka gazowa. Ale to wszystko sprawiało tak miły dla oka porządek. Kuchnia była nie wielka ale przytulna. Nie zdążyłem usiąść przy stole, gdy zobaczyłem uśmieszek mojego ojczyma. Aj oni dobrze wiedzą co się stało wczoraj miedzy nami. Zarumieniłem się patrząc w jego oczy.
– Cześć – powiedziałem. Spuszczając wzrok.
– Udał się wieczór – zapytał, uśmiechając się do mnie.
– Tak – odpowiedziałem cały czerwony na twarzy.
– Okej nie pytam.
Widział moje lekkie zażenowanie tą sytuacją. Spędziłem upojną noc z dziewczyna, a rodzice o tym dobrze wiedzieli.
– Co będziecie robić dzisiaj. Jedziecie do obozu.
– Nie. Chce ją zabrać najpierw na plażę, zjemy coś na mieście a później do kina.
– No fajny dzień się zapowiada – powiedział do mnie.
– Bardzo fajny. Mam nadzieję, że wypali.
– Dlaczego!
– Ej no wiesz Paul potwory, mogą mieć inne zdanie.
– Aha.
Gdy rozmawialiśmy weszła Ann, też miała mokre włosy, pewnie poszła pod prysznic. Podobało mi się bo założyła moja koszulkę na siebie. Wyglądała genialnie w niej. A ja żałowałem, że nie była ze mną pod prysznicem. Paul zauważył, że patrze na nią uśmiechając się. Nim usiadła koło mnie, nachylił się i szepnął mi do ucha.
– Jest śliczna, mam nadzieję, że było jej dobrze z tobą w nocy.
Bogowie, gdy to usłyszałem zdębiałem. Mój ojczym właśnie zastanawia się, czy Ann było ze mną dobrze w łóżku. Co za obciach, kompletnie spłonąłem rumieńcem jak pochodnia. Ann usiadła koło mnie, pocałowałem ją na dzień dobry.
Ann
Obudziłam się, a mojego glonomóżdżka nie było. Leżałam na jego łóżku owinięta tylko w niebieską narzutę. Przypomniałem sobie jego dotyk w nocy i zrobiło mi się gorąco. Nie zapomniana noc. Rodzice nas zabiją jak się dowiedzą. A zwłaszcza moja mama Atena. Mamy nie całe osiemnaście lat. W naszym wypadku raz się żyje pomyślałam, jutro nas może już nie być. Takie jest nasze życie. Wstałam poszłam pod prysznic, trzeba się odświeżyć. Dość ciężko się tam powlokłam, zmęczył mnie trochę. Ale to była najcudowniejsza noc w moim życiu, nie oddałam bym jej nigdy. Wykąpałam się i gdy wróciłam do pokoju Percy’ego i uświadomiłam sobie, ze nie mam tu ciuchów na zmianę. A moja bluzka nie wygląda zbyt zachęcająco, postanowiłam sobie pożyczyć jedną z koszulek mojego chłopaka. Była to granatowa z białymi lampasami na rękawach. Trochę głupio wyglądałam w niej, bo Percy jest bardziej szerszy w barkach ode mnie. Ale wolałam to przemilczeć, mając ją na sobie czułam jakby cały czas mnie obejmował.
Zaszłam do kuchni, a tam przy stoliku już siedział mój słodziak. Paul coś mu powiedział na ucho, a on spłonął rumieńcem. Ciekawie o co chodziło, zapytam go później. Usiadałam koło niego pocałował mnie. Mama Percy’eg krzątała się przy kuchence robiąc nam naleśniki, jak zwykle jego były niebieskie. To jego tradycja, lubię jeść niebieskie jedzenie. Trzeba zapamiętać, może się przydać w przyszłości. Mój ma wilczy apetyt, pochłaniał właśnie piątego naleśnika, a ja się zastanawiałam gdzie mu się to wszystko mieści. Percy jest szczupły, ale muskularny. Nie dziwnego, że zgłodniał w nocy spalił dość kalorii.
Mało co zjadłam, patrzyłam jak pochłania wszystko co było na talerzu. Zauważył, że mu się przyglądam.
– Nie jesteś głodna, zjadłaś tylko dwa naleśniki.
– Nie za bardzo – odpowiedziałam.
Posłałam mu uśmieszek i wyraz oczu. Odczytał to bezbłędnie ( że jestem głodna na niego). Widziałam, że prawie zadławił się naleśnikiem. Paul się tylko śmiał i zaczął poklepywać go po plecach. Nie wytrzymałam zaczęłam się śmiać, a on miał głupią minę. Kochałam go takiego.
– Już dobrze – zapytał go Paul.
– Tak – wyjąkał.
Spojrzał na mnie tymi swoimi morskimi oczkami, a ja cała rozpuściłam się jak lód. Spojrzenie mówiło wszystko, nie musiałam znać słów, mówiło mi ( niegrzeczna dziewczynka ). Prócz tego małego incydentu śniadanie przebiegło prawie normalnie.
Gdy odeszliśmy od stołu, przyciągnął mnie do siebie. Nie przejmował się czy rodzice to widzą czy nie. Szepnął, że ma plany na ten dzień i mi się spodobają. Z nim mogła bym iść wszędzie, przetrwałam już zejście do Hadesu i wycieczkę po Tartarze. Znając nasze szczęście, a zwłaszcza Percy’ego do wpakowywania się w tarapaty i przyciągania potworów, to będzie niezła zabawa. Na wszelki wypadek postanowiłam wziąć ze sobą broń. Percy i tak bez swojego Orkana nigdzie się nie rusza, zawsze go nosi w kieszeni..
Percy
Obejmując mojego anioła poszliśmy do drzwi. Włożyłem białe adidasy i cienką niebieską kurtkę. Dzień był cieplutki idealny na spacer na plaży, moje ulubione miejsce jako syna Posejdona. Ann wyglądała przepięknie, nawet w tej za dużej koszulce. A dodatkowo miała na sobie bardzo obcisłe spodnie, podkreślające jej sylwetkę. Białe trampki i cienką rozpiętą kurtkę. Znowu zaplotła swoje blond loki w kucyk. Zawołałem przez pokój.
– Mamo mogę pożyczyć samochód.
– Jasne – kluczyki masz przy drzwiach.
– Dziękuje.
Zabrałem kluczyki, moja mama posiada osobową mazdę. Często pożyczam od niej, albo od Paula samochód. Szybko wyszliśmy z mieszkania, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na plaże. Mój aniołek siedział na fotelu pasażera zamyślona.
– O czym tak myślisz.
– O wszystkim po kolei. Że to wszystko wreszcie się skończyło i jesteśmy razem.
Jechałem dość wolno, wolałem nie przekraczać prędkości. Wolałem cieszyć się każdą sekundą spędzoną z nią. Włączyłem radio i kierowałem się na plaże. Droga zajęła nam godzinkę, nieszczęsne korki w Nowym Yorku. Gdy wreszcie się tam znaleźliśmy, ocean wyglądał bajecznie. Taki spokojny, fale delikatnie rozbijały się o plaże. Miął kolor przechodzący z niebieskiego, przez zielony do turkusowego. Podeszliśmy do samych fal, miałem taka ochotę wskoczyć tam i popływać. Ja bym był suchy, gorzej z Ann, ale by wyschła. Staliśmy wpatrzeni w wodę, obejmowałem swojego słodkiego anioła przed sobą.
– Kocham cię Ann – szepnąłem jej na ucho.
Mogłem stać tam wieczność, wystarczy żeby ona tam była. W moich ramionach się odwróciła, tak że mogłem patrzeć w jej oczy. Tę piękne szare jak burzowe chmury. Jak ja kocham jej oczy. Pocałowałem ją, moje serce tańczyło z radości. Każda chwila z nią była cudowna. Ciekawiło mnie czy by pozwoliła poprowadzić siebie na wycieczkę po oceanie. Było tak romantycznie nam do puki na plaże nie wpakowało się kilku wrednych lastrygonowów. Czy ja mam takiego pecha, że nawet randkę muszą mi spiętrzyć jakieś potwory.
Sadie
Przez przypadek mój portal otworzył się na plaży. Dobra to dziwne, nie tu chcieliśmy wylądować z Carterem. Powinniśmy wyłonić z Duat przy Domu Brooklińskim. Czy możliwe by portal zboczył z obranego kierunku. Dziwne to powinno się nie zdarzyć. Chyba, że w pośpiechu źle wymówiłam gdzie się chce znaleźć. Carter zaczął się ze mnie nabijać, odpłacę mu w domu. Rozglądałam się tylko czy ktoś nie zauważył dwójkę nastolatków pojawiających się naglę. Wiem, wiem śmiertelnicy by coś takiego nie zauważyli, ale lepiej się upewnić. Na szczęście na plaży nie było prawie nikogo, prócz jakieś zakochanej parki, która właśnie się obściskała i świata poza sobą nie widziała.
Ja i Carter poczuliśmy ukłucie zazdrości. Jak ja bym chciała być znowu zwykłą nastolatką. Przyjść na plaże z Waltem i nie myśleć o niczym, tylko rozkoszować się jego bliskością. Spojrzałam na brata miałam wrażenie, ze myśli tak samo jak ja. Schowaliśmy się nie daleko za nieduże skały. Nie chcieliśmy przeszkadzać zakochanym. Popatrzyłam tak na nich. Chłopak był przystojny mógł być trochę starszy od Cartera, mieć jakieś siedemnaście lat. Miał czarne zmierzwione włosy, jakby zapomniał ich uczesać. Patrząc tak był nieźle zbudowany, nie to żebym się przyglądała jemu, tak zerknęłam. Dziewczyna była troszkę od niego niższa, szczupła blondynka z kręconymi włosami zaplecionymi w kucyk. I tak wywnioskowałam, że nie ma ochoty odrywać się od niego.
Naglę Carter ciągnie mnie za rękaw i pokazuje, że na plaże wkraczają jakieś dziwne stwory. Miały co najmniej cztery metry i ohydne gęby. Nigdy takich nie widziałam. I na naszego pecha kierowali się w stronę zakochanych. Spojrzałam na brata zgodziliśmy się w milczeniu, że musimy pomóc tej parce, bo zginą.
Nim się ruszyliśmy z miejsca by zacząć walczyć. To co zrobiła ta parka, aż z Carterem zdębiałam. Oderwali się od siebie i stanęli do siebie plecami. Krąg tych ohydnych mięśniaków otoczył ich. A patrząc po ich minach nie zrobiło to dla nich wrażenia. Przystojniak powiedział do blondynki.
– Zabawimy się.
Sięgnął do kieszeni, to nie możliwe ale wyciągnął długopis. Myślałam, że parsknę śmiechem długopisem się chce bronić. Naglę na moich oczach to coś zamieniło się prawie półtora metrowe święcące ostrze. Laska nie była też dłużna. Dopiero zauważyłam, że przy pasie ma pochwę na sztylet. Wyciągnęła go i zaatakowali to coś. Bogowie – pomyślałam co to za parka.
Chłopak zadał cios, przeciął tego stwora na pół. Na moich oczach zamienił się w pył. Okręcił się podciął drugiemu nogi, przeskoczył nad nim jak linoskoczek i wbił mu ostrzę w plecy, kolejny zniknął. Dziewczyna podskoczyła do kolejnego odwróciła się na tyle, że zdołała wbić mu ostrze sztyletu w brzuch. Nagle chłopak wolną rękę uniósł, a tu nie możliwe pięciometrowa fala podniosłą się z morza i zmyła dwóch kolejnych. Dziewczyna podbiegła do niego, chłopak się pochylił na tyle by trafiła mu na ręce. Podrzucił ją w powietrze, ta w nim zrobiła salto i wylądowała zgrabnie jak kotka na jednym z tych typów, wbijając mu ostrze w szyje. Nim uderzył w piasek to zamienił się w pył. A dziewczyna wylądowała na nogach, z promiennym uśmiechem. Kolejnego pozbawił głowy ten koleś. Wykorzystując siłę tego chłopaka dziewczyna okręciła się wokół niego, pozwalając znowu katapultować się w powietrze, rzuciła sztyletem w ohydną gębę, okręciła się wpadła w ramiona temu chłopakowi. Przez chwilę była bez broni, a zostało ich jeszcze dwóch. Ale to nie był problem bo wokół tego czarnowłosego pojawił się znikąd huragan porwał jednego na wysokość dwóch metrów i roztrzaskał o skały niedaleko nas. W tym czasie dziewczyna odzyskała swoją broń i wbiła ostatniemu w pierś. Było po zabawie, a my staliśmy z otwartymi gębami.
Wiecie co najbardziej mnie zdziwiło nie to, że dwójka nie wiadomo skąd dzieciaków rozgromiła towarzystwo. Ale po całym tym bałaganie dziewczyna znowu przyległa do niego i pocałował. Jakby to co się zdarzyło było na poziomie dziennym i nie przeszkodzi im w randce. Staliśmy przy skałach z Carterem szokowani, do puki nas nie zauważyli. Chłopak już wyciągał rękę, ale dziewczyna położyło mu dłoń na piersi, co spowodowało, że się uspokoił. Mogliśmy do nich podejść.
Ann
Dotarliśmy na plaże i było cudownie. Mój kochany glonomóżdźek mnie przytulił i całowaliśmy się namiętnie. Nie miałam ochoty by przestał. Jego pocałunku są genialne. Dzień zaczynał się dla nas super. Gdy mi opowiedział, co wymyślił byłam w raju. Starał się bym była szczęśliwa. Najpierw ta kolacja, później cudowna noc w jego ramionach, a teraz cały dzień spędzony tylko we dwoję. Czy mogła bym być bardziej zadowolona z tego. No chyba, gdyby tej romantycznej chwili nie przerwały nam potwory. Mój dopiero potrafi przyciągnąć wszystkie te paskudztwa. No trzeba było się szybko ich pozbyć i wrócić do ciekawszych rzeczy niż potyczka z potworami.
Odwróciliśmy się do siebie plecami i zaczęła się walka. Znaliśmy nawzajem swoje sztuczki, więc rozgromienie ich nie zajęła nam długo. Kilkadziesiąt minut i było po potworach. Byłam zła prawie popsuli nam dzień. A tu dopiero ciekawostka, już po walce w pobliżu skały stała para nastolatków z głupimi minami. Patrzyła na nas osłupiała, Percy już miał zamiar wykorzystać siłę wody na nich, bo wyciągnął rękę. Ale uspokoiłam go kładąc mu dłoń na piersi. A ta dwójka do nas podeszła.
Chłopak był wysoki, dobrze zbudowany i miał ciemną skórę oraz czarne włosy. A dziewczyna miała karmelowe włosy z kolorowymi pasemkami, jasna skórę i niebieskie oczy. I na mojego pecha dziwnie na nas patrzyli. Percy nadal trzymał Orkana w ręku. Odezwała się ta dziewczyna.
– Kim wy jesteście i co to było!
– Ale co?
– To co oglądaliśmy. Zabiliście to coś – krzyknęła.
– A, chodzi ci o lastrygonów – odpowiedziałam jej.
– Lastrygo…… co?
– To takie mięsożerne olbrzymie potwory lubiące mięso herosów.
– Kogo?
– Nas – odpowiedziałam dziewczynie.
A po tej wiadomości miała jeszcze głupszą minę niż na początku. Myślała, że z niej żartuję czy coś. Stała tam jak posąg, nie wiedząc co zrobić. Uśmiechnęłam się i powiedziałam do Percy’ego.
– Schował miecz. Nie chcemy walki.
Mój kochany to zrobił. Dotknął zatyczki palcem i miecz zamienił się z powrotem w długopis, którego wsadził do kieszeni. Staliśmy tam patrząc na siebie nawzajem. Dziwne naglę poczułam jakiś ból w boku. Nie chciałam na razie martwić swojego chłopaka, ale jeden z nich musiał mnie drasnąć.
Carter
Gdy wylądowaliśmy na plaży zamiast w domu. Trochę nabijałem się z siostry. Po jej minie stwierdziłem, że mi się oberwie. Później było ciekawiej jakąś parkę zaatakowało nie wiadomo co. Nigdy nie widziałem czegoś tak paskudnego. A ta parka się nawet tym nie przejęła, zabiła i wrócili do tego co przerwali. Czyli do całowania się. Gdy na nich tak patrzyłem, trochę im zazdrościłem. Jak ja bym tak chciał objąć Ziyie. Czuć ją, ale ona nadal nie jest pewna co do mnie. Dobra odgoniłem te myśli, bo się załamię. A Sadie będzie miała z czego się nabijać. Chłopak, który się zakochał w posążku uszebti, w klonie dziewczyny, która pewnie mnie nawet nie lubi.
Stałem tam z siostrą zamurowany tą sytuacją. Nie wiem co o tym myśleć. Zakładaliśmy, że to są śmiertelnicy, którzy znaleźli się w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu. A tu szok zaczynają nam wmawiać, że są herosami. I po minach wnioskuję, że to nie pierwszy ich atak. Chłopak miał naprawdę dość przerażający wyraz oczu. Chociaż rany były w kolorze morza dosłownie. Jakby ocean odbijał mu się w oczach. Ale na masze szczęście dziewczyna kontrolowała sytuację. Miałem wrażenie, że uspokaja chłopka. Gdyby był sam, to przypuszczam żebym poczuł jego miecz na szyi. Muszę przyznać dziewczyna miała zdumiewające oczy, szare jak burzowe chmury.
Sytuacja się na tyle uspokoiła, że dziewczyna zaczęła mówić. Co to było co ich zaatakowało. Kręciło mi się w głowie, bo nigdy o czym takim nie słyszałem. Widziałem po jej minie, że nasz zdziwiła tym. Później się uśmiechnęła. Chwilę potem stało się coś dziwnego. Dziewczyna skrzywiła się, zachwiała i runęła na piasek. Chłopak do niej podbiegł.
– Cholera Ann dlaczego nie powiedziałaś, ze jesteś ranna – powiedział.
Niestety ta blondynka była już nieprzytomna, by mu odpowiedzieć. Widziałem w jego oczach strach o nią.
– Muszę ja z tą zabrać, potrzebuję lekarza i ambrozji – mówił jakby do siebie.
– Co to jest ambrozja?
– Pokarm bogów, uzdrawia nas, jeżeli nas nie spali.
Pomyślałem, że żartuję, ale się przeliczyłem. Spojrzał na mnie jak na głupiego. Wziął dziewczynę na ręce i chyba mi się zdawało, że ma zamiar zagwizdać.
– Co chcesz zawołać taksówkę i zabrać ją do szpitala – zapytałem.
– Odbiło ci, jak zrobili by badanie naszej krwi, to padli by na zawał serca. A dodatkowo śmiertelnicy zadają za dużo pytań – odpowiedział.
– Dobra mieszkamy tu nie daleko, mamy uzdrowicielkę może pomoże twojej dziewczynie.
On się uśmiechnął i poszedł z nami.
Percy
Ann jest nie możliwa, nic nie powiedziała, że ten głupi lastrygonow ją zranił. Na szczęście ten chłopak powiedział, że mogą mi pomóc. Że mają jaką uzdrowicielkę, która pomoże. Wziąłem Ann na ręce i poszedłem z nimi. Mam nadzieję, że to nie pułapka, inaczej zabiję ich. Szliśmy jakieś pół godziny na Bookling.
– Mieszkacie na Boolkinie – zapytałem ich.
– Tak.
– Ciekawie
Gdy doszliśmy na miejsce. Znajdowałem się między jakimiś magazynami oblepionymi graffiti. Stał tam duży magazyn, a tu naglę na dachu zauważyłem czteropiętrową rezydencję. Budynek był wysoki na piętnaście metrów i wykonany z ogromnych bloków wapienia, a okna miał oprawione w stal. Wokół okien zauważyłem jakieś dziwne znaki i napisy. Gdy doszliśmy do drzwi, było one ogromne, ciemne, ciężkie, prostokątne wykonane z drewna bez żadnej klamki czy uchwytu. Chłopak uniósł rękę a drzwi zniknęły i mogliśmy przejść.
– Fajna sztuczka – powiedziałem.
Gdy weszliśmy do środka zatkało mnie. Sala była ogromna, sufit był pokryty cedrowymi belkami wznoszącymi się na cztery piętra wyżej. Przytrzymywały je rzeźbione kamienne filary ozdobione znowu tymi dziwnymi napisami. Na ścianie wisiały jakieś dziwaczne instrumenty i jeszcze dziwniejsza broń, której nie znałem. Całe pomieszczenie otaczały trzy galeryjki, z których otwierał się szereg drzwi. Kominek był naprawdę ogromny. Nad nim wisiał plazmowy telewizor, a po bokach stały ciężkie skórzane kanapy.
– No pomyślałem telewizorek to mają genialny.
Na podłodze leżał dywan, czyżby był zrobiony z węża. Po środku tego wszystkiego stał posąg jakiegoś gościa. Miał dziesięć metrów wysokości i wykonany był z czarnego marmuru. Gość wyglądał ciekawie miał głowę jakiego ptaka, sam się zastanawiałem co to jest. Bocian czy żuraw z długa szyją i naprawdę długim dziobem. I był ubrany tylko w spódniczkę. Na zewnątrz przez szklane drzwi zobaczyłem taras. Mieścił się tam kącik jadalny, płonący ogień i nie możliwe basen.
Tam się właśnie skierowaliśmy. Taras był naprawdę przyjemny, a co najbardziej uwielbiałem basen. Naglę mnie zatkało.
– W tym basenie macie krokodyla?
– Aha. To Filit macedoński – powiedział.
– AAAAAAA…… fajnie.
Ta dziewczyna przyniosła rozkładaną leżankę, położyłem na niej Ann. A ona znikła po tą uzdrowicielkę. Gdy wróciła szła z nią jakaś dziewczyna, na oko wyglądała na wysportowaną blondynkę. Miała ze sobą jaką torbę.
– To jest Jaz ( zdrobnienie od Jasmine) pomoże twojej dziewczynie – powiedziała.
– Dzięki.
– Co jej się stało?
– Została ranna.
Całą ta Jaz podsunęła Ann bluzkę i zauważyłem dość dużą ranę na brzuchu. Zakląłem po grecku, że byłem głupi i nie wziąłem ze sobą ambrozji.
– Spokojnie – powiedziała do mnie, zaraz tego nie będzie.
Wyciągnęła jakąś maść, posmarowała Ann brzuch, zaśpiewała jaką pieśń i rana zniknęła. Byłem jej wdzięczny, nie wiem co bym zrobił, gdybym stracił mojego anioła. Teraz dopiero mogłem się uspokoić, usiadłem spokojnie przy stoliku.
Sadie
Jaz nasza najlepsza uzdrowicielka zajęła się blondynką. Dopiero się chłopak uspokoił, jak przekonał się, że jest cała. Pomyślałam, że musi ją bardzo kochać, jak tak bardzo się o nią martwi. Siedział przy stoliku, ale cały czas zerkał na nią, czy odzyskała już przytomność.
– A więc kim jesteście?
– Chcecie to naprawdę wiedzieć.
– Tak. A nie powiesz nam.
– Nie chodzi, że nie chce powiedzieć, raczej że mi możecie nie uwierzyć.
– Postaramy się – powiedziałam.
– Ok. Ja jestem Perseusz Jackosn, A moja dziewczyna to Annabeth Chese.
– Perseusz, przepraszam ale to nie jest Amerykańskie imię.
– Masz rację – Greckie. Ale wolę skrót Percy.
– Dlaczego to coś was zaatakowało?
Zaczął nam wyjaśniać. Znacie mity greckie, ja i Ann jesteśmy herosami, pół ludźmi, pół bogami. Co coś jak to nazwałaś, był Lastrygonowem i miał ochotę nas zabić i zjeść. Zapach naszej krwi przyciąga ich. Wyczują mnie w promienie kilometra i przyjdą po mnie. Ann słabiej wywęszą, ja ich przyciągam jak magnes. Polują na nas od wieków. A my na nich by utrzymać równowagę. Popatrzyłam tak na niego i się zastanawiałam, czy sobie żarty ze mnie stroi.
– Wiedziałem, że nie uwierzysz – powiedział.
– Wybacz, ale to trochę dziwne.
Przyzwyczaiłem się już do tego, jak od sześciu lat próbują cię zabić. To się człowiek przyzwyczai. Zerknął mi przez ramię, gdy tam popatrzyłam dziewczyna miała jakiś koszmar, bo się rzucała. Chłopak do niej podszedł, przytulił.
– Ann spokojnie to tylko sen – mówił do mniej.
Za to blondynka zrobiła coś lepszego. Budząc się przywaliła mu w twarz. Skrzywił się i na jego oku pojawił się fioletowy siniec. Ale się śmiał.
– Cios to masz – powiedział do niej, gdy otworzyła oczy.
– O bogowie – przepraszam.
– Nie szkodzi kochanie zaraz tego nie będzie.
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Skierował się w stronę basenu.
– Ej jak chcesz to Jaz może ci to posmarować maścią – powiedziałam.
– Nie trzeba taka mała rana. Zaraz tego nie będzie. Ten krokodyl mnie nie zje – zapytał?
– Nie. O co masz zamiar zrobić.
Zaskoczył mnie dosłownie. Podszedł do basenu, w ubraniu wsunął nogi do wody i zanurkował. Wypłynął po chwili i szok sińca nie było. A gdy wyszedł był suchy.
– Jak to zrobiłeś?
– Jedna z zalet bycia synem Posejdona, woda mnie uzdrawia – uśmiechnął się.
– Ale masz fajnie.
– Bardzo.
Ann
Ten durny lastrygonow mnie zrani. Straciłam przytomność, a jak ją odzyskałam znajdowałam się w dziwnym miejscu. Leżałam na leżance na tarasie, przy jakimś basenie. Miałam koszmar.
Uciekałam przez las, ale sama nie wiedziałam przed czym. Nie widziałam przeciwnika tylko jakiś ogromny cień za plecami. Im szybciej starałam się biec, tym ten cień było bliżej mnie. Próbowałam znaleźć jakiś przedmiot, którym mogłam bym cię bronić. Ale nie było niczego. Już myślałam, że to coś mnie złapie, ale się przebudziłam.
I co zobaczyłam najcudowniejszy widok na świecie twarz mojego glonomóżdźka. Miał pecha bo gdy się budziła niechcący uderzyłam go w twarz i nabiłam sińca. Nie przejął się tym, za to go kocham. Wziął krótką kąpiel w basenie i już tego nie było. Ale on ma fajnie z tym, że woda może go leczyć. Gdy tam byliśmy na taras weszła jakaś kobieta. Miała czarne jak agat włosy, spięte w koński ogon. Ubrana była w kombinezon w lamparcie cętki oraz dziwną zawieszkę miała na szyi. Normalnie przywitała się tamtą dwójką, a na nas spojrzała tak dziwnie.
– To jest Bastet bogini kotka – powiedziała dziewczyna. Nasza opiekunka.
– Bogini kotka ? – zdziwiłam się.
– Tak.
– Aha, dobra już widziałam dziwniejsze rzeczy.
Kobieta usiadła przy stoliku i zaczęła zajadać whiskasa.
– Odwołuję – powiedziałam to dopiero dziwne.
Percy siedział przy stoliku, chciałam do niego podejść i usiąść koło niego. Zachwiałam się załapała mnie ta kobieta. Tak dziwnie na mnie popatrzyła i przyłożyła swoją rękę na mój brzuch. Co powiedziała zatkało mnie a Percy’ego jeszcze bardziej.
– Kotek będzie miał małe.
– Że co !!!!! Odpowiedzieliśmy razem.
– To co słyszysz kochana. Jestem też boginią ogniska domowego i płodności. Potrafię to wyczuć.
– Jesteś pewna – zapytał Percy.
– Tak- odpowiedziała nam.
– Twoja mama mnie zabiję – spojrzał tak na mnie.
– Boisz się mojej mamy.
– Kochanie jakoś bogini wojny wole nie mieć za wroga.
Naglę cały zesztywniał i zaniemówił. Widziałam tylko w jego oczach dziwny błysk. A to co usłyszałam, jakby z kimś rozmawiał, a ja wiedziałam z kim.
Percy
Po wiadomości, którą dostałem, że Ann jest w ciąży.
- Byłem w szoku.
- Cieszyłem się z tego.
- Zabiję mnie jej mam.
I nie wiedziałem w jakiej kolejności. I nie przeliczyłem się bo nagle w mojej głowie usłyszałem głos. Ja rozmawiałem z Ateną a oni patrzyli na mnie jak na idiotę.
– Perseuszu Jacksonie moja córka jest w ciąży z tobą.
– Ups Atena.
– Tak Atena. A kogo się spodziewałeś.
– Nie nikogo. Tak tylko mówię.
– Nie nabijaj się lepiej – powiedziała.
– Ależ skąd pani. Nie nabijam się.
– To dobrze. Bo musimy porozmawiać waszej przyszłości i mojej wnuczce.
– Czekaj, czekaj Ateno a skąd wiesz, że to będzie dziewczynka.
– Bo wiem, już się postaraliśmy z Posejdonem by to była dziewczynka.
– Że co!!!! Mój ojciec też maczał w tym palce.
– Ups. Nie maiłam tego mówić. Posejdon chciał ci sam powiedzieć.
– Co!! Ateno?
I moje boskie połączenie się zerwało. Już nie słyszałem Ateny w głowie. Popatrzyłem tak na Ann, miała trochę głupia minę. Rozmawiam z jej mamą. A ja się zastanawiałem o co im chodzi. Przecież Posejdon i Atena się nie lubią, zawsze rywalizowali ze sobą. A tu taka niespodzianka wnuków się im zachciało. Wcześniej bym powiedział, że Atena zamieni mnie w jakiegoś robala i rozdepcze sandałem. A nie to, że uknuje spisek z moim ojcem by Ann zaszła w ciążę. Ten dzień naprawdę jest dziwny. Spoglądając na nią zastanawiałem się jak będzie wyglądać nasza córeczka. Miałem nadzieję, że będzie miała jej oczy. Podszedłem do niej bardzo mocno przytuliłem, szepnąłem do niej, że ją kocham nad życie i będzie cudowną mamą. A resztę pokaże przyszłość nasza i tego maleństwa, które ma się narodzić………………….
KONIEC
To opko leży i kwiczy. Zastanawiam się czy jest ono:
a) tłumaczone z języka obcego przez internetowy translator
b) pisane na komórce poprzez wybieranie wyrazów z listy najpopularniejszych
c) podyktowane przez trzygłowego smoka, którego każda głowa inaczej konstruuje zdania
d)przepuszczone przez opko-mielarkę
Jedynie warstwę fabularną da się jakoś oceniać. Bo cała reszta… Interpunkcja i ortografia, wiadomo. Pytajniki gryzą, wiadomo. Styl, a raczej jego brak, wiadomo. Fleksja i składnia, a raczej ich ciężka choroba, wiadomo. Literówki, wiadomo.
Jedna uwaga: może nie mam się czym pochwalić, jeżeli chodzi o doświadczenia seksualne, jednakowoż gdyby wiadome sprawy wyglądały tak, jak Ty je opisujesz… Chyba trochę więcej niż 1% ludzkości byłby aseksualny.
I druga uwaga: to, ze raz się z kimś prześpisz, wcale nie oznacza, że musisz o nim mówić (i myśleć!) per mój anioł. Serio.
‚rozgromienie ich nie zajęła nam długo. Kilkadziesiąt minut i było po potworac’ – KOCHAM czytać opisy walk pisane przez ludzi, którzy w życiu nie mieli w dłoni miecza. Po pierwsze, akcja z punktu widzenia Sadie to był film akcji, nierzeczywiste, i to bardzo. A po drugie trwało… Maksymalnie dwie minuty. A dwie to nie kilkadziesiąt. I takie epickie sztuczki z saltami itp to do cyrku, a nie na arenę. Poza tym: spróbuj utrzymać w ręku sztylet, już nie mówiąc o mieczu, przez pół godziny. Pozdrawiam.
Tu padłam: ” Bookling.
– Mieszkacie na Boolkinie –” – Ja nie mam pojęcia, gdzie oni mieszkają. Bo jeżeli chciałeś/-aś napisać, że na Bronxie… To coś nie wyszło.
„Bocian czy żuraw z długa szyją i naprawdę długim dziobem. ” – Dziesięciometrowy posąg czegoś takiego..? Jutro albo pojutrze wrzucę tu rysunek. Masz moje słowo.
‚Perseusz, przepraszam ale to nie jest Amerykańskie imię.’ – powiedziała pani w urzędzie stanu cywilnego.
– Ale jak to: nie jest?! – oburzyła się młoda matka Sally Jackson – Nie obchodzi mnie to, chcę nazwać syna Perseusz!
„Kobieta usiadła przy stoliku i zaczęła zajadać whiskasa.” – zmieniam zdanie. Narysuję ci cały zestaw scenek.
UFF, KONIEC. Nareszcie. I mogę powiedzieć, że fabuła leży i kwiczy razem z resztą, wiadomo. Pomysł był spoko, ale wykonanie… zwaliłeś/-aś to, Autorze/Autorko.
Pożytek taki, ze to zilustruję…
Nie jest najgorzej, ale na niektóre rzeczy nie mogę patrzeć pozytywnie. Co to jest Boolkin? I taka trochę sztywna akcja. Poza tym ok
Wróciła sobie z rekolekcji i jakby nigdy nic przegadam zaległości z 2 tygodni na blogu dzień był piękny ptaki śpiewały AŻ TU NAGLE przeczytałam twoje opowiadanie. Dobra powiem szczerze jestem pewna, że to twój debiut bo mimo jakiegoś pomysłu wykonanie jest… i to chyba jego największa zaleta. Pomijając ortografie i interpunkcje pierwszą rzeczą o którą chciałabym zapytać jest wiek bohaterów. Czy oni zrobili sobie dziecko w wieku bodajże 18 lat?! Nie no super wszystko fajnie ale ja bym się tak nie cieszyła, że właśnie zniszczyłam swoją młodość bo zamiast chodzić na imprezy i spędzać czas ze swoim chłopakiem muszę zajmować się dzieckiem. Po drugie jak dla mnie dialogi były po prostu sztuczne mało było w nich emocji musisz nad tym popracować. Po trzecie akcja mknie jak torpeda Mam nadzieję że twoje następne opowiadanie będzie lepsze bo widzę w tobie potencjał tak więc długopis w dłoń i pisz dalej . życzę powodzenia i miłego dnia