W każdej części będzie coraz więcej akcji – jak na razie bawimy się w ,,poznaj bohatera”. I tak, wiem, to nie są ani typowo amerykańskie ani typowo angielskie imiona (wgl nie są XD), ale jakoś tak wolałam nadać im nieco polskie brzmienie dla swojej wygody (w odmienianiu niektórych imion jestem beznadziejna) i dla waszej, żebyście nie musieli mnie pod każdą częścią wysyłać do Tartaru za odmienianie.Dedykacja dla pierwszej osoby, która to skomentuje.
Dla zainteresowanych PC: pisze się powolutku, nie mam weny = słabe opko
Całuski, carmel
Plum.
Plum.
Plum.
Krople deszcz uderzały w szybę, rozpryskując się i tworząc różnorodne, ciekawe wzory, które niejedna i nie dwie osoby z przyjemnością podziwiałyby.
Jednak Adrian Lown nie zaliczał się do ludzi lubiących wpatrywać się w wodę, wręcz przeciwnie, przeklinałam fatalną pogodę. Od kiedy przyjechał do Wielkiej Brytanii na niebie ciągle widniały ciemne humory, a zimny wiatr sprawiał, że nawet najbardziej zaciekli turyści chowali się w swoich drogich hotelach i popijali cydr. Myśl o tym, że większość osób mogła spokojnie leżeć w łóżku i czytać książkę, a nie czekać aż zjawi się jakiś niekompetentny sługus z kliniki dla normalnych inaczej, wprawiała go w tym bardziej beznadziejny humor. Jednak że falę goryczy przelało to, iż od jakiś dziesięciu minut powinien być już w trakcie drogi do wariatkowa, a nie siedzieć na twardym krześle w poczekalni służbowej, gdzie mało atrakcyjna asystentka co chwilę go zagadywała. Cholerni Brytyjczycy! Niby tacy dobrze wychowani, niby tacy staromodni, a z zegarków nie umieli korzystać! Już nawet jego naród, poczciwi Amerykanie, znali na tyle Savoir-vivre, że potrafili przyjść na czas!
– Może jeszcze kawy? – zaszczebiotała pulchna kobieta z mocnym akcentem.
Adrian najchętniej kazałby jej odczepić się, ale ta pani miała w sobie coś ujmującego i naprawdę starała się umilić mu czekanie, więc nawet on, bezduszny agent FBI działający pod przykryciem, docenił uśmiech wykwitający na twarzy asystentki za każdym razem kiedy dolewała mu dziwnej, smolistej cieczy, którą inni w tym kraju nazywali ,,kawą”. Ludzie, mam nadzieję, że przynajmniej herbatę mają dobrą! – myślał Adrian, z trudem powstrzymując skrzywienie się, gdy patrzył na wyszczerbiony kubek z parującym napojem.
Ktoś jednak na górze zlitował się nad biedną asystentką – Matyldą Verr – która czuła się irracjonalnie rozmawiając półsłówkami z tym młodzieńcem w eleganckim garniturze; nagle drzwi się otworzył, a do środka jej małego gabinetu, przemoczony do suchej nitki, wszedł barczysty mężczyzna z blizną na lewym policzku. Pani Matyldzie od razu skojarzył się z jakimś gangsterem dzięki długiemu, skórzanemu płaszczu i zniszczonymi, wojskowymi butami.
– Pan Lown? – wymawiał twardo i długo samogłoski, najprawdopodobniej był Niemcem.
– Nareszcie – sarknął Adrian zrywając się na równe nogi i wygładzając szary krawat. Spojrzenie jakie rzucił ,,gangsterowi” kojarzyło się z ojcem upominającym syna, co wydawało się dziwne, bo pan Lown nie mógł mieć skończonej trzydziestki, a ten Niemiec dobiegał już sporo po czterdziestce – w jego ciemnych włosach znajdowały się przebłyski siwizny, a dookoła czekoladowych oczu znajdowały się kurze łapki.
– Przepraszam za…
Ale Adrian machnął na to ręką, nie chcąc się wdawać w niepotrzebne dyskusje. Chociaż jedno powinien zrobić:
– Dziękuję za sympatyczne towarzystwo – ucałował pulchniutką dłoń Matyldy, która nie mogła powstrzymać chichotu.
– To ja dziękuję – zaświergotała pogodnie, lecz Adrian nie dał się zbyć pozorom i dostrzegł w jej wzroku coś w rodzaju cienia ulgi, że to koniec tych krępujących, pustych rozmówek.
Następnie Niemiec pożegnał się szybkim skinieniem głowy z asystentką biura podróży Felican i oboje, razem z Adrianem, wyszli z pomieszczenia.
Pani Matylda opadła na najbliższe krzesło, dziękując w myślach, iż nie musi dłużej konwersować z tym amerykańskim dżentelmenem.
Bo chociaż na pewno mógł pokazać wiele licznych certyfikatów z wysokich uczelni na temat ukończenia wybitnie kilku kierunków, to było z nim coś nie tak… . Tylko co?
Dopiero po kilku minutach i dwóch szklaneczkach whisky pani Matylda doszła do tego, że chodziło o oczy. Nie na darmo mówi się, iż to zwierciadła duszy.
W jego tęczówkach nic nie mogła zobaczyć, nawet cienia błysku.
Żyjący, a mający oczy umarłego – dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa pani Matyldy.
* * * * * * * * * *
– Pan Lown Z FBI, tak? – Adrian najchętniej rzuciłby,,Nie”, lecz uznał że wyjątkowo spróbuje udawać miłego.
– Tak, a pan to pewnie Robert Richard? – sztuczny uśmiech agenta FBI wyglądał na całkiem szczery.
Pan Richard odmruknął potwierdzająco, na co Adrian wywrócił oczami. Kompletna ignorancja, no naprawdę! Nie można choć powiedzieć ,,Tak, to ja”?!
– Przyszedłem w sprawie Weroniki Luiz – Adrian mówił to spokojnie i cierpliwie, ale najchętniej poleciałby pierwszym lepszym samolotem do Ameryki – Chciałbym pana o nią zapytać.
Zanim pan Richard znowu coś oznajmił, przez dłuższą chwilę wpatrywał się w obraz wiszący za nim. Dzieło sztuki zostało namalowane pastelowymi barwami, co odcinało się od szarego gabinetu. Lown nigdy nie myślał o sobie jako o fanie żywych kolorów, ale te pomieszczenie to same szarości! Szara płytka na podłodze; szare ściany ozdobione kilkoma wyblakłymi zdjęciami i jednym porządnym malunkiem; szary, mały żyrandol dający nikłe światło; szary stół ze stojącymi obok niego szarymi krzesłami. Pewnie nawet okno, gdyby tu było, posiadałoby gamę szarości!
– Chodzi o jej samobójstwo? – spytał wprost, a jego głos nie zadrżał.
Adrian poczuł lekki podziw dla tego człowieka – zazwyczaj prawie każdy delikatnie się jąkał, przygryzał wargę, kiedy schodziło się na takie tematy (jego teściowa szczególnie, co nie zapewniło jej zbyt wielkiej miłości swojego zięcia). Robert natomiast zdawał się podchodzić do tego lekko, jakby zastanawiał się na głos co zjeść na obiad. No cóż, widać, że to dyrektor psychiatryka.
– I tak, i nie – zagadkowa odpowiedź sprawiła, że Richard pochylił się w stronę swojego rozmówcy – Bardziej liczą się dla mnie okoliczności w jakich pan spotkał Weroniką Luiz. Bo, chyba pan nie słyszał, że udało jej się dostać do Anglii wbrew prawu. W ten poniedziałek miała stanąć przed sądem.
– Co zrobiła? – niedowierzanie pana Roberta wręcz biło w uszy.
– Razem ze swoim chłopakiem, Johnem Klumb, hodowała marihuanę i sprzedawała ją różnym dilerom za niesamowite sumy. Śledziliśmy tę parkę ponad pół roku zanim ich złapaliśmy. Nie byli głupi, potrafili dobierać dostawców tak, aby nie zostać wsypanym władzom.
Richard z wyrazem oszołomienia na twarzy, pokręcił głową. Adrian mu się nie dziwił – raz rozmawiał z Weroniką i dziewczyna wydawała się miła, dobrze wychowana i nieszkodliwa niczym typowe dziecko z dobrego z domu, choć u niej bardziej zamieszkiwała biedota niż bogactwa. Aż trudno uwierzyć, że mogłaby uczynić coś nielegalnego!
– Myślałem, że po prostu przerwała studia, aby trochę zarobić. Wszystkie dokumenty miała właściwe!
– Tutaj pojawia się problem – ktoś nie tylko pomógł jej sfałszować dowód osobisty i całą resztę, lecz również uciec z więzienia. Została tu najprawdopodobniej przemycona nielegalnie – Adrian zacisnął usta w kreskę, co nadało mu powagi.
– A jej chłopak? – Pytanie zawisło w pomieszczeniu niczym chmura gradowa.
– Także zniknął. Nie wiedzieliśmy nawet, gdzie jest Weronika, dopóki nie pojawił się artykuł w prasie ze zdjęciem o amerykańskiej dziewczynie, która zeskoczyła z wieżowca – Lown westchnął ciężko – Dlatego musi pan nam powiedzieć co wie o Weronice Luiz, a dokładnie Weronice Mellis. Podała fałszywe nazwisko, ale imię zostawiła swoje.
– Czemu? – dyrektor grał na czas, co tylko zirytowało Adriana. Cholerni Brytyjczycy!
– Nazwisko musiała zmienić, bo to wiadome, że szukalibyśmy takiego. Imię zostawiła jednak temu, żeby dostatecznie szybko reagować, jeśli ktoś by ją zawołał. Wielokrotnie odkrywaliśmy, że ktoś jest oszustem za pomocą reagowaniem na imię – Adrian nie chciał dopowiadać, że pewnie nie ona wpadła na ten pomysł, lecz jej przemytnik. Pan Richard nie musiał wszystkiego wiedzieć – Teraz proszę o szczegóły spotkania.
Pan Richard zawahał się, ale zaczął mówić. Wiedział, że nie należało mieć konfliktów z prawem.
– To był czwartek, wyjątkowo słoneczny dzień. Szukaliśmy dziewczyny w wieku dwudziestu jeden lat, żeby przeprowadzić projekt o kryptonie ,,Rówieśnica”. Miało to pomóc naszej pacjentce w otwarciu się na innych – pan Richard zacisnął pięści na stole, co nie uszło uwadze Adriana – Weronika przyszła chyba jako trzecia bądź czwarta ochotniczka. Miła i uprzejma, tego chcieliśmy. A ona chyba naprawdę potrzebowała tysiąca funtów, które oferowaliśmy za przeprowadzenie z nami projektu. Jednak… ,,Rówieśnica” nie powiodła się. Nie wiemy czemu, pokój był zamknięty i wyjątkowo bez weneckiego lustra, podsłuchu ani kamer.
Adrian zmarszczył brwi. Tysiąc funtów… duża suma nawet jak na prestiżowy psychiatryk, widocznie ta wariatka musiała sprawiać wielkie problemy. Ale ważniejsze wydawało się to: po co Weronice tyle pieniędzy? Musiała być naprawdę zdesperowana skoro przyszła do kliniki dla normalnych inaczej. Mhm… .
– Mogę zobaczyć dokumenty tego projektu? – pytanie same wypłynęło mu z warg.
Dyrektor tępo przytaknął, a następnie ociężale wstał z siedzenia i podszedł do wejścia. Rozległ się jego tubalny głos, chyba coś krzyczał, ale Lown dalej myślał o sprawie z kasą. Będzie musiał o tym zawiadomić szefa i to jak najszybciej… . Wtedy coś do niego doszło:
– Gdzie te pieniądze?
Dyrektor odwrócił się do niego przodem, a jego oczy smutno zaświeciły.
– Nie wiemy. Daliśmy jej to w gotówce, mogła z tym zrobić co chciała.
Potem na sekundę znikło zza drzwiami i wrócił trzymając triumfalnie małą teczuszkę. Podał ją Adrianowi, który szybko czytał i z zainteresowaniem przygryzał lekko dolną wargę.
– Ta cała Angelika musi być naprawdę ciężkim przypadkiem. Już samo zaburzenie osobowości daje niezłą psychikę, a tu jeszcze bulimia, Pseudologia i zaburzenie dwubiegunowe – zagwizdał – Nieźle. Ale teraz poproszę o jej wszystkie dokumenty.
– Jak to? – pan Richard wyczuł podstęp.
– No cóż, muszę coś o niej wiedzieć zanim z nią porozmawiam, prawda?
*.*.*.*.*.*.*
Wyjeżdżam na chwilę, a potem na dłużej, tak więc nie wiadomo, kiedy będzie kolejna część.
Jest kilka błondów-wielbłądów:

przeklinałam – przeklinał
humory – chmury
zaciekli turyści – zaciekle można o turystów walczyć, ale oni mogą być najwyżej uparci
Z jakim akcentem mówiła Matylda? Napisałaś tylko że „z mocnym akcentem”. No ale jeśli była brytyjką, to akcent… Ni wim!
obiegał już sporo po czterdziestce -??? Coś tu jest nie tak, za dużo określeń. „Dobiegał do czterdziestki” „Miał sporo ponad czterdzieści lat” „Był już po czterdziestce”
***
Adrian! Fajne imię, a są jakieś zdrobnienia?
No i oczywiście pan Rihe…Richua…Rich… RYSZARD
A co do Brytyjczyków i Amerykanów, to fajnie byłoby zrobić coś w rodzaju wzajemnej…hmmm…nienawiści? Bo mamy już Amerykańca przeklinającego Brytoli, za co duży plus +
Jej, hodowle marichuaniny!!!!
No, ogółem fajnie, ale żądam jakiejś akcji!
BUM! Wyszczał! Tratatatata! Kil! Kil! Explosion! BUM BUM BUM!
Akcja ^
Jane <3
„Jednak Adrian Lown nie zaliczał się do ludzi lubiących wpatrywać się w wodę, wręcz przeciwnie, przeklinałam fatalną pogodę.” -przeklinał
„ciemne humory” -chmury, jakie humory?
skrzywienie się- krzywienie się, bardziej by pasowało
„nagle drzwi się otworzył” -otworzyły
„Pani Matyldzie od razu skojarzył się z jakimś gangsterem dzięki długiemu, skórzanemu płaszczu i zniszczonymi, wojskowymi butami.”- płaszczowi i zniszczonym, wojskowym butom
„dobiegał już sporo po czterdziestce” -dobiegał zaprzecza już sporo, albo dobiegał czterdziestki, albo był już sporo po czterdziestce
” w jego ciemnych włosach znajdowały się przebłyski siwizny, a dookoła czekoladowych oczu znajdowały się kurze łapki” – powtórzenie, synonim to: były, albo pojawiły się już
„dostrzegł w jej wzroku coś w rodzaju cienia ulgi”- spojrzeniu, wzrok to zmysł, dostrzegł cień ulgi
„sztuczny uśmiech agenta FBI wyglądał na całkiem szczery”- wyglądał na szczery/ wyglądał szczerze/ wyglądał całkiem szczerze
odmruknął- odburknął
„Dzieło sztuki zostało namalowane pastelowymi barwami, co odcinało się od szarego gabinetu.” -czym odcinało się/ co odcinał je
„- Co zrobiła? – niedowierzanie pana Roberta wręcz biło w uszy.”- niedowierzanie w głosie pana Roberta
„Imię zostawiła jednak temu, żeby dostatecznie szybko reagować, jeśli ktoś by ją zawołał.” -zamiast temu- po to
” za pomocą reagowaniem na imię „- reagowania
„Mogę zobaczyć dokumenty tego projektu” – z tego projektu
„Wtedy coś do niego doszło” -dotarło
„Potem na sekundę znikło” -zniknął
daje niezłą psychikę?- o co z tym chodzi?
Poza tymi błędami, jeszcze interpunkcja. Koniec powalający, sugeruje, że sfingowała własną śmierć. Tematyka fajna, opowiadanie ciekawe. Pisz dalej, czekam, i się nie zrażaj.
Fajnie, wyobrazić sobie Niemca z brytyjskim akcentem.
Dziewczyny już wszystkie błędy wymieniły, więc nie będę się powtarzać. Dodam tylko:

„Krople deszczu…”- zgubiłaś u.
A co do opka:
Narazie fajne. Zaciekawiłaś mnie. Czekam na trochę akcji. Nieumiem pisać komentarzy. Lubie opka takiego typu. Dopiero teraz przeczytałam prolog. Czekam na dalszą część.
Iiii…nwm co dalej.
Fajny pomysł z nienawidzącymi siebie Amerykanami i Brytyjczykami.
Kończysz w fajnych momentach.
Inez
Szybko i fajnie się czyta. Komentarze nie są moją mocną stroną, więc powiem tylko, że czekam na więcej 😉
Bardzo gorąco dziękuję za komenty, a tym bardziej za wypisanie błędów 😉 Nie wiem jakim cudem popełniłam takie głupie błędy ;-;
Ale teraz OGŁOSZENIE: ZAWIESZAM TE OPKO ORAZ PC (JEDYNIE POJAWI SIĘ KIEDYŚ TAM 27 CZ., EPILOG NATOMIAST ZAWIESZAM) z powodów czysto prywatnych. Uprzedzam też, że przez czas nieokreślony NIE BĘDZIE MNIE TU, ALE TYLKO TYMCZASOWO (PODKREŚLAM: TYMCZASOWO). Jednak to nie znaczy, że nie wpadnę tu zobaczyć czy wszystkie lekcje odrobione (zrobione rysunki, napisane opka, powstawiane komenty). Jak na razie jest nieźle, jakoś nam idzie i poduszę jeśli to zniszczycie.
Do potem, słoneczka
~~Wasza carmel
Karmelku pominę orty bo są już wypisane 😉 Za to do treści widać, że akcja dopiero się rozwija mimo to nie przeszkadza mi wolne poznawanie bohaterów ponieważ opisałaś to w taki sposób, że tekst czyta się szybko i przyjemnie. Chyba nie pozostaje mi nic innego jak czekać na cd.
Tekst czyta się przyjemnie i szybko. Chyba będę nielicznym wyjątkiem i powiem, że nie przeszkadza mi brak akcji. Bardzo lubię wprowadzenia do opowiadań i momenty w których poznajemy bohaterów, bo możemy się wtedy w nich lepiej wczuć. Ciekawy pomysł, fajnie, że wgłębiasz się w tą historię i tłumaczysz nam, jak wyglądała przeszłość Weroniki. Uwielbiam takie rzeczy.
Co do błędów, każdemu się zdarzają 😀 Jedynym minusem jest chyba to, że musisz zawiesić pisanie, ale wiadomo, życie prywatne.