Prolog wysłałam jeszcze przed Wielkanocą, ale wiecie, szkoła, lenistwo, tęcza, te sprawy, więc w końcu miałam gotowe, ale nie wysłałam, a potem przyszło mi do głowy, żeby zamienić
bohaterów rolami i tak jakoś się dziwnie zdarzyło, że wszystko się wywaliło do góry nogami i jest dopiero teraz. Ups. ☻ Krótkie, ale może przeżyjecie.
Dedyk dla Amadei-po prostu, bez powodu.
May the Rainbow be with you
Loferrence
Spuściłam głowę. Zimny, listopadowy deszcz moczył mi włosy. Było mi tak… Pusto w środku i… I tak jakoś… Nieswojo? Strasznie? Okropnie? Chyba nie ma takiego słowa, które opisałoby to uczucie. To było mi takie obce… Nigdy nie byłam taka smutna. To wszystko… Ten dzień… Dobra, te kilka ostatnich dni było takie niecodzienne, takie odbiegające od mojej zwykłej, szarej rzeczywistości, że wydawało się snem. Pociągnęłam nosem.
-Kimberly-poczułam czyjś dotyk na ramieniu.-Wszystko dobrze?
Nie odpowiedziałam. Jak wszystko może być dobrze, gdy fundamenty mego świata, podtrzymujące moją wiarę w to, że mogę wieść normalne życie się zawaliły?
Odwróciłam się i spojrzałam na Mildred. Była starsza ode mnie o dziesięć lat. Rude włosy sięgały jej do ramion. Niebieskie oczy patrzyły na mnie z mieszanką smutku i napięcia. Miała na sobie białą sukienkę do kolan i grafitowy żakiet. Czasem pomagała ojcu się mną zajmować, gdy byłam mała. Znała mnie od dziecka. Była mi bardzo bliska. Tak bliska, że moje przyjaciółki myślały, że to moja siostra. Chciałabym, żeby tak było.
-Wybacz, Kim. Głupie pytanie-wymamrotała.
Pociągnęłam nosem. Byłam na granicy płaczu.
-Ty nawet nie wiesz…-zaczęłam, ale głos mi się załamał. Nie mogłam wydusić z siebie nic więcej. Po moich policzkach spłynęły łzy.
Popatrzyłam na tych smutnych ludzi stojących wokół nas. Wszyscy ubrani na czarno, w zadumie, smutni, milczący.
Ktoś kiedyś powiedział, że nadzieja umiera ostatnia. Mój ojciec był moją ostatnią nadzieją. Umarł.
-Dla niektórych śmierć jest piękna-wyszeptałam.-Dla innych jest najgorszym koszmarem. Ale… Ale zawsze nadchodzi. A świat… Świat trzeba zawsze widzieć w jasnych barwach. Ojciec mi to powtarzał-spojrzałam na Mildred.-Kłamał.
-Nie, Kim-Mild pokręciła głową.-Twój ojciec był bardzo mądry.
Zacisnęłam pięści. Musiałam się zmusić, żeby spojrzeć na jego grób.
Taylor Harris
~Znalazłem swoją Wyśnioną Tęczę.
Odkryłem sens mojego życia.
Odszedłem w spokoju ducha.
-Boże…-szepnęłam i zaniosłam się szlochem.
******************
Tego dnia prawie nie zmrużyłam oka. Siedziałam na łóżku i płakałam przez osiem godzin. Zasnęłam z wycieńczenia o siódmej rano, ale nie spałam długo. Miałam okropne sny z tatą w roli głównej.
Staliśmy na końcu pustego mola, obserwując zachód słońca. Łuny czerwonego światła kładły się na pofalowanej tafli jeziora Michigan, tworząc niepowtarzalne refleksy. Nasze twarze były skąpane w wieczornym, krwawym blasku. To była scena z ostatnich wakacji. Mój ojciec żył, miał się dobrze i nic nie wskazywało na to, że za raptem trzy i pół miesiąca odwali kitę. Pojechaliśmy w okolice Great Lakes, do hotelu prowadzonego przez starego znajomego taty. Boskie czasy…
Niby było super i w ogóle, że pojechaliśmy, ale coś nie pasowało. Jakiś drobny szczegół, który wciąż nie dawał mi spokoju. Jakbym czegoś zapomniała zabrać, czy co… problem w tym, że niczego nie zapomniałam.
-Twoja mina mówi mi, że coś się dzieje-usłyszałam.
-Tato…-odwróciłam się i spojrzałam na niego.
Już samo wspomnienie było bolesne. Patrzyłam na mojego nieżyjącego ojca, na jego ciemnobrązowe włosy i bystre, bursztynowe oczy. Na jego niebieski t-shirt i spodenki khaki. Na jego silne ramiona i opiekuńczy wyraz twarzy. Na to wszystko, co składało się na jego obraz w mojej wyobraźni. Na to wszystko, co zapamiętałam.
-Co jest, Kim?-zapytał.
Zorientowałam się, że w oczach gromadzą mi się łzy.
-Nnnie, nic…-mruknęłam.-Już… Już nic…
Teraz nawet nie pamiętałam, co chciałam mu powiedzieć. Nigdy nie mówiłam mu wszystkiego. Zresztą z wzajemnością. Nie opowiedział mi nigdy o mamie, nawet nie wiem, jak ona miała na imię. Wiem, że była. Tylko tyle.
Ojciec uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.
-Idź przez życie z uśmiechem, Kim, a wszystko będzie dobrze.
Tsaaaaaaa… Zawsze serwował jakąś pozytywną metaforę. To mnie miało pocieszyć i zbudować pozytywną energię. Jak działało? Hmm… No, prawdę mówiąc wcale nie działało.
Zapatrzył się w fale, a ja pogrążyłam się w jeszcze większym smutku.
Scena rozpłynęła się niczym mgła, ustępując czarnej zasłonie, a raczej czemuś na kształt chmury burzowej.
Widziałam tylko ciemność. Nie mogłam się obudzić ani poruszyć.
Przestraszyłam się. Co się stało? Umarłam?
-Kimberly Harris-rozległ się zewsząd kobiecy głos.-Jesteś gotowa. Gotowa przyjąć swój los. Czy tego chcesz?
Ten głos mną owładnął. Było w nim coś znajomego, a jednocześnie obcego. Dziwne.
-Kim ty…-wyrzęziłam. Te słowa sprawiły mi autentyczny ból. Jakby w moich płucach był płynny ogień.
Czułam się tak, jakby to nie był sen, tylko wytwór mojej chorej wyobraźni, będący po części halucynacją, a po części rzeczywistością.
-Jeżeli podejmiesz wyzwanie, możesz zginąć. Ale możesz też ocalić to, co dla ciebie najcenniejsze. To twój wybór-usłyszałam.
-Ja… Jakie wyzwanie?-powoli zaczynałam się dusić.
-Dowiesz się tego w odpowiednim miejscu i czasie.-powiedziała kobieta.-Teraz decyduj.
~ Możesz też ocalić to, co dla ciebie najcenniejsze. To twój wybór.~Te słowa znów zadzwoniły mi w uszach i sprawiły, że pozbyłam się wątpliwości.
-Jestem Kimberly Harris-powiedziałam z mocą.
Starałam się nie zwracać uwagi na żar w płucach, który sprawiał, że ledwo oddychałam.
-I przyjmuję swój los, by ocalić to, co dla mnie najważniejsze.
-Mądry wybór-powiedział głos.-Przeznaczenie już czeka.
Ciemność zaczęła się rozpływać. Właścicielka głosu opuściła mój umysł. Poczułam to. Po chwili dostrzegałam kolory i kształty, a po chwili zorientowałam się, że jestem we własnym pokoju. Pejzaż na ścianie, ciemne szafki i biurko z laptopem. Tak, to zdecydowanie mój pokój.
-Dzięki Bogu-odetchnęłam.-To za dużo, jak na jedną noc.
Zerknęłam na zegar na ścianie. Ósma.
-To o wiele za dużo jak na godzinę-poprawiłam się.
Wstałam z łóżka, zrzucając skotłowaną pościel na podłogę i podrapałam się po głowie. Czas przestać myśleć tylko o tacie. I czas zjeść śniadanie.
Nie czytałam prologu, ale ta część bardzo mi się podobała.
Kiedy czytam coś porządnego, to zapominam o błędach.
Ja Tobie odpuszczam błędy w imię bloga, Jane i opka Twojego.
Fajnie.
Jane
Faktycznie, już myślałam, że zrezygnowałaś z pisania dalszych części 😉 Opko super 😀 Bardzo mnie zaciekawiło, więc szybko przysyłaj cd
Dziękuję! <333
Dziękuję za dedyczkę, nie wiem za co ją dostałam, ale dziękuję!
Nie wiem co powiedzieć, dawanie mi dedykacji=nieskładny komentarz+poprawienie mi humoru. XD
Co do opka, to mi się bardzo podobało, mimo, że zapomniałam co się działo w prologu… Mniejsza, zaraz go przeczytam. Kocham imię bohaterki. O.o
A i jeszcze jedno co Cass "delikatnie" mi uświadomiła, jak piszemy dialogi, przed i po tym myślniku dajemy spację. To nie jest wielki błąd, ale ze spacjami lepiej się czyta.
Przyślij ciąg dalszy, nieładnie wysyłać tak krótkie opka!
PS: Przepraszam za ten jakże składny i logiczny komentarz, mam nadzieję, że nikogo nim nie zabiję ;-;.
PPS: Czy Kim jest córką Nyx?
Zgadzam się z wszystkimi twoje opko jest genialne pisz szybko następną część
Powtarzasz ,,było/była” i to całkiem często. Na przyszłość postaraj się znajdować inne słowa.
Opko czytało się dobrze. Nieźle opisana rozpacz, sen też ciekawy. Do tego żadnych rażących błędów, wszystko w porządku. Pozostaje mi czekać na kolejną część.