W ogóle nie powinnam tego wysyłać, bo pod poprzednią częścią było 5 komentarzy, kiedy ostatnio sprawdzałam…
Ale dobra, na rozdział drugi sobie dłużej poczekacie XD
Dedyk leci do Carmel (tym razem ona to sprawdziła i mi pomogła), Annie (ty wiesz za co <3) i dla Inez (za to, że jest).
PS: Następna część nie pojawi się, do póki pod tym nie pojawi się SIEDEM komentarzy. Tak, to jest szantaż.
Wasza Amadea
***
Rozdział 1
Westchnęłam głęboko, przekręcając z cichym zgrzytem klucz w zamku. Nacisnęłam klamkę i hol stanął przede mną otworem. Karmelowe ściany, ciemnobrązowa podłoga, czarny stojak i kilka par butów i kapci, wiecznie walających się po ziemi. Normalny przedpokój, niczym nie wyróżniający się.
Przeszłam przez próg. Powoli, spokojnie, ociągając jak najdłużej moment wejścia do środka. Za dużo wspomnień. Bolesnych.
Zamknęłam z głośnym hukiem drzwi, zaciągając zawleczkę. Moje nozdrza wypełnił intensywny zapach odświeżacza powietrza. Kiedyś, w każdym miejscu można było dostrzec naręcza kolorowych roślin, ale po śmierci dziadka nie miałam serca zrywać kwiatów, które tak kochał. Pomijając fakt, że zawsze o tym zapominałam.
Płynnym ruchem ściągnęłam trampki i przeszłam do salonu, wystrojonego w tej samej kolorystyce. Przez wielkie szyby wpadały złote promienie wieczornego słońca, a pośrodku pomieszczenia leżał dumnie śnieżnobiały puchaty dywan, otoczony przez kanapę i dwa fotele, tego samego koloru. Naprzeciw mebli stała mała komoda, a na niej jasny telewizor z czarnym ekranem. Równie zwyczajny pokój.
Rozejrzałam się dookoła z nadzieją, że gdzieś w kącie siedzi moja matka, Cassidy. Nie dostrzegłam jej, azazwyczaj tutaj siedziała i wyglądała przez okno, w jakimś nie zrozumiałym dla mnie celu. Wzruszyłam ramionami. Najpewniej śpi na górze, co ostatnio zdarzało jej się całymi dniami.
– Mamo, wróciłam! – krzyknęłam. Odpowiedziała mi cisza, którą niezbyt się przejęłam.
Przeszłam do kuchni, gdzie zastałam stos garnków i talerzy czekających na umycie. Skrzywiłam się. Odkąd mojej rodzicielce się pogorszyło, to na mnie spoczęły wszystkie obowiązki domowe. Czasem tylko bliska przyjaciółka matki wpadała dla dotrzymania nam towarzystwa i przy okazji pomagała mi przy sprzątaniu.
Nalałam ciepłej wody z czajnika i zaparzyłam herbatę, przy okazji sprawdzając godzinę. Wskazywał szesnastą. Cassidy musiała wziąć kolejną dawkę leku. Jęknęłam. Nie chciałam jej budzić. Nie to, że jej nie kochałam, chodziło o te jej historie, które mi opowiadała, te dziwne opowieści o skrzydlatych ludziach, czy o osobach z darem do ożywiania zmarłych. Były piękne, ale jednak przerażające, kiedy mówiła je tym swoim nieobecnym tonem.
Wspięłam się na palce i z szafki wyciągnęłam pojemnik z tabletkami. Dwie wrzuciłam do herbaty i zamieszałam. Mama niezbyt je lubiła, a to czego nie wiedziała, nie mogło jej zaboleć. Odwróciłam się na pięcie i poszłam w kierunku drewnianych schodów, poobijanych od moich licznych upadków, z balustradą z identycznego materiału.
Dmuchając na parujący napój wspięłam się na górę, starając się nic nie rozlać na już i tak zniszczoną podłogę.
Pierwsze, co zobaczyłam, to wielki obraz, jeden z wielu starych dzieł mojej mamy, przedstawiający chmury tuż po wschodzie słońca. Przestała malować zaraz po moich narodzinach. Potem dostrzegłam dwie pary drzwi, niemal identycznych. Na tych do mojego pokoju widniało kilka naklejek, które pojawiły się w okresie mojego dzieciństwa, w mym nagłym przypływie manii na ich punkcie.
– Mamo, herbata – zawołałam. Czubkiem buta pchnęłam wielkie, ciemnobrązowe drzwi prowadzące do sypialni Cassidy. W myślach zawsze nazywałam ją po imieniu, może dlatego, że to nie ona mnie wychowywała.
Ale to, co tam zobaczyłam, przerastało moje największe koszmary.
Kubek upadł na podłogę, tłukąc się. Gorący napój oparzył moje gołe nogi. Nie zważałam na to. Wszystko wydawało się być takie niewyraźne… Jakby ktoś wpuścił mgłę do pomieszczenia.
Rama łóżka była podrapana, długie szramy ciągnęły się wzdłuż wezgłowia, pościel w strzępach walała się wszędzie, zawartość szafki przy posłaniu, wywalona w pośpiechu na ziemi. Szklane drzwi na balkon wybite.
I krew. Wszędzie mnóstwo rdzawego płynu. Krzyknęłam. Pisnęłam. Rozejrzałam się dookoła. Nic, nigdzie śladu matki. Może to napastnik został ranny?
Chciałam w to wierzyć. Naprawdę próbowałam, ale ona nie dałaby rady sama się obronić. Wybiegłam na taras, ignorując fragmenty szkła wbijające mi się w bose stopy. Łzy same zaczęły płynąć, żłobiąc mokre ślady na policzkach.
Wtedy poczułam czyjąś dłoń, przyciskającą mi do twarzy mokrą chusteczkę. Zawładnęła mną senność. Na niczym nie mogłam skupić myśli, czułam pulsujący ból w mojej głowie. Panikowałam. Przypomniałam sobie wszystkie horrory, jakie oglądałam, wyobraziłam sobie swój marny koniec. Czemu zawsze muszę sobie przypominać te rzeczy w takich momentach?
Wyrywałam się, szarpałam, kopałam, lecz na nic się to zdawało. Napastnik trzymał mocno. Ja traciłam coraz szybciej siły, moje ciosy były coraz słabsze, z trudem trzymałam powieki w górze.
W końcu, ciemność zwyciężyła, poddałam się. Zamknęłam oczy.
azazwyczaj – a zazwyczaj
Nie wiem czy były jeszcze jakieś błędy.
Masz bardzo ładny styl, który bardzo mi się podoba.
Z niecierpliwością czekam na CD, który mam nadzieję, że niedługo się pojawi.
Ciekawe. A nawet bardzo. Czekam na następny rozdiałał. Mam tylko nadzieje, że będzie dłuższy 😉
* rozdział
Masz gładki styl, podoba mi się to. Może do perfekcji daleko, jednak serio- super 😀 bardzo płynnie wszystko opisujesz, zwięźle i na temat jak trzeba Czekam na rozwinięcie akcji, bo robi się ciekawie
Ehh… . Ty wiesz, co już powiedziała: fajne, czyta się miło itp. No i akcja się powoli rozpędza, tylko pamiętaj; nie przesadź z jej prędkością, tak jak tutaj wszystko było spoko.
Oby tak dalej 😉
Wykreowałaś genialną bohaterkę. Bardzo łatwo się w nią wczuć, ja na czas czytania wręcz się nią stałem. To było piękne. Miałem wrażenie, że wszystko dzieje się wokół mnie. Widziałem pomieszczenie w brązowawych barwach, poczulem zapach miętowego odświeżacza powietrza (wiem, że nie było napisane, jaki to odświeżacz, ale ja poczułem miętowy, xD), prawie krzyknąłem, gdy pojawiło się przede mną zmasakrowane, poplamione krwią łóżko. Magiczne doświadczenie.
Poza tym reakcje bohaterki są realistyczne, odczucia zrozumiałe. Wszystko wzbogacasz wspomnieniami sprzed jakiegoś czasu, przystrajając to ślicznym, łagodnym stylem pisania.
Pisz dalej, bo nie wytrzymam. XD
O jejku. Weszłam sobie tutaj z myślą dobra przeczytam. I nawat nie zaówarzyłam kiedy skończyłam. 😀 I jedno pytanko: To matka naszej bezimienej bochaterki nie czuje smaków? Nie żeby coś ale tabletki raczej są gorzkie (nie licząc tabletek dla dzieci) i raczej rozpuszczone będą jeszcze bardziej… feee…
I bis ojejciu. Zakrwawione łóżko? Gwiazda zmarła na zawał (lub wylądowała u psychiatry). Ale ja (jeśli moja psychika/serce by wytrzymało) nie przeszłabym gołymi nogami po rozbitym szkle. D: Współczuje jej zemdlenia bo mi samej się to dzisiaj w szkole zdarzyło. D: D: D:
Dziękuję za dedykację <3 <3 <3
co do opka to miałam CIę ochotę zabić jak to przeczytałam. :C
JAK MOGŁAŚ SKOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE? NO JAAK :C
Pozdrawiam,
zrozpaczona Annie
Chyba się powieszę. Serio, napisałam Ci piękny, długi i poetycki komentarz, a on bezczelnie (sam oczywiście) się usunął…
Obiecuję, że pod następną częścią tego dzieła dostaniesz jeszcze cudniejszy niż tamten!
Jane <333
Uwaga nr 1.: to coś fajnego przy drzwiach to zasuwka, a nie zawleczka XD
Uwaga nr 2.: ,,Powoli, spokojnie, ociągając jak najdłużej moment wejścia do środka.” <– powinno być ,,przeciągając", albo ,,odciągając", albo ,,ociągając się z wejściem do środka".
Uwaga nr 3.: w kilku miejscach pomieszałaś kolokwializmy z ,,wytworną mową", co odrobinkę mi przeszkadzało we wczuciu się.
Ale tak poza tym to fajne :3
No prosze, masz tu 11 komentarz, więc teraz marsz pisać CD (no dobra, wiem że już napisałaś, ale masz to teraz wysłać!!)
Masz fajny pomysł, fajny styl, a to opko jest fajne.
A, no i jeszcze jedno DZIĘKUJĘ ZA DEDYKACJĘ!