Taka jednoczęściówka (chyba, to zależy od was). Była to moja praca klasowa na polski.
To opowiadanie nie łączy się z Panią Śmierci ani z Obozem Jupiter. Przyjmijmy, że te postacie (czytaj Reyna i ktoś) nigdy się nie spotkały.
Mam nadzieję, że się spodoba i nie ma za dużo błędów. Tak wiem, pewnie za mało uczuć, ale się staram aby było ich więcej.
Dedykacja dla Inez, Jane, Raisy i Carmel.
Miłego czytania,
Ann1009
Ocknęłam się, leżałam na miękkiej trawie, a nade mną pochylała się ciemnowłosa dziewczyna, o dużych oczach w kolorze bezchmurnego nieba. Miała na sobie pełną, srebrną zbroję, a do niej przyczepiona była fioletowa peleryna. Nastolatka wyciągnęła do mnie swoją dłoń, zapewne chcąc pomóc mi wstać.
– Kim jesteś, co robisz w Obozie? – zapytała prosto z mostu – Służysz Gai?
Zdziwiłam się, niby o jakim Obozie ona mówiła? Czy Gaja to nie ta bogini z mitologii greckiej, i dlaczego ta dziewczyna wygląda jakby wyszła z filmu o gladiatorach. Kto normalny w dzisiejszych czasach zakłada zbroję?
Niepewnie chwyciłam dłoń nieznajomej, a ona mocno pociągnęła mnie tak, abym znalazła się w pozycji stojącej.
– Jakim Obozie? Ja nawet nie wiem, co ja tutaj robię- odparłam lekko podirytowana.
Na twarzy dziewczyny pojawił się blady, współczujący uśmiech, ale reszta twarzy pozostała nienaruszona. Nadal miała ten sam stanowczy wyraz twarzy. W jej niebieskich oczach, malowało się zmęczenie, jak po długiej wędrówce.
– Czyli nie służysz Gai – ciemnowłosa westchnęła bezradnie. – Chodź ze mną, mam nadzieję, że umiesz walczyć, potrzebujemy wojowników- powiedziała, ciągnąc mnie niechętnie za rękę w stronę zabudowań. – Miejmy też nadzieję, że nie jesteś kolejnym szpiegiem.
Szłyśmy szybkim krokiem. Dziewczyna co chwila rozglądała się nerwowo na wszystkie strony, jakby szukała jakiegoś niebezpieczeństwa.
– Co się dzieje- zapytałam.
Przede mną rozciągał się obraz częściowo lub całkiem zniszczonych budowli które z daleka wyglądały na całe. Zasianą wokół nich trawę pokrywał gęsty, budowlany pył.
– Gaja atakuję, jej wojska powoli niszczą Obóz Herosów, zabijają kolejnych herosów- wyjaśniła z rozpaczą w głosie.- Nie chcę, aby mój kolejny dom został zniszczony.
-Jak masz na imię? Prowadzisz mnie gdzieś nie wiadomo gdzie, a ja nawet nie wiem jak się nazywasz. To ukryta kamera?- zwróciłam głowę w stronę dziewczyny.
Stanęłam w miejscu, czułam jak ubranie przylepia mi się do pleców, zapewne wcześniej leżałam na pokrytej rosą trawie.
– Mam na imię Reyna- odezwała się dziewczyna, uważnie na mnie patrząc.- Jestem pretorem Obozu Jupiter.
– Jesteś Rzymianką – zapytałam zdziwiona
– Tak, coś ci w tym przeszkadza – warknęła, ale zaraz się opanowała, a na jej twarz powrócił ten sam bezinteresowny wyraz .- Bogowie greccy i rzymscy naprawdę istnieją. To na co teraz patrzysz – wskazała ręką na zrujnowane budowle – to ruiny greckiego Obozu Herosów – zdziwiona uniosłam brwi .- To pomożesz nam, czy nie? Jeśli szybko nie dostaniemy pomocy ze strony bogów, nasza obrona niedługo się załamie. Nie możemy dopuścić do tego, aby Gaja zawładnęła światem- ciągnęła zrozpaczona dziewczyna.- Zapewne słyszałaś o nagłych trzęsieniach ziemi, tornadach i innych podobnych zjawiskach jakie były zeszłego lata? Wtedy odbywała się wojna o Manhattan i Górę Tam, a bogowie walczyli z Tyfonem.
– Nikt nie mówił o tym w telewizji, przecież ludzie by to zauważyli – przerwałam Reynie.
– Przed niektórymi wydarzeniami w świecie herosów i potworów oczy śmiertelników chroni Mgła. To ona jakby ci to powiedzieć… przerabia różne osoby, ich wygląd, na przykład, ty widzisz miłego, uśmiechniętego kierowcę autobusu, a półbóg szczerzącą się nikczemnie mantikorę.
-Czyli to wszystko naprawdę istnieje? – zapytałam zdumiona.
Nadal jej nie wierzyła, bogowie, potwory, herosi. Niby jak to miało istnieć i nikt tego nie zauważył.
-Niektórzy śmiertelnicy widzą przez Mgłę- odparła ciemnowłosa, jakby czytając mi w myślach.- Jak myślisz? Ktoś uwierzyłby kobiecie, która bredzi o mitologicznych potworach? Ja sądzę, że raczej nie.
Reyna miała rację, zapewne uznaliby tą kobietę za niezrównoważoną psychicznie i wysłaliby ją do jakiegoś specjalistycznego ośrodka żeby się leczyła.
– To pomożesz nam? – pretor ponownie zadała mi pytanie.
– Pomogę wam- posłałam jej pokrzepiający uśmiech.
– W takim razie, idziemy wybrać ci miecz albo inną broń – postanowiła dziewczyna.
Parę minut później doszłyśmy do małego budyneczku wybudowanego w pagórku. Gdy weszłyśmy do środka oniemiałam, dosłownie buzia otworzyła mi się szeroko, a oczy zrobiły się duże jak spodki. W pomieszczeniu była misternie zdobiona broń, wyrzeźbione na klingach sztyletów sceny z mitologii greckiej i rzymskiej wydawały się być realistyczne.
– Jaką broń preferujesz? – zapytała
– Chyba sztylet- na te słowa dziewczyna zanurzyła ręce w stosiku broni stojącego najbliżej niej.- Nie pokaleczysz się?
– Raczej nie, a nawet jeśli to trzeba znaleźć ci odpowiednią broń. Nie może być źle wyważona- odpowiedziała mierząc mnie krytycznym wzrokiem. – Ten chyba będzie dobry- podała mi skórzaną pochwę z sztyletem. Wyciągnęłam go z niej, był idealnie dopasowany do mojej dłoni, miał gładką, pozłacaną rękojeść na końcu delikatnie się zaginającą.
– Chyba jest dobry – stwierdziła dziewczyna.
Niespodziewanie, gdzieś na zewnątrz, rozległ się dźwięk konchy.
– Wzywają do walki, Gaja znowu przybyłą – w oczach Reyny pojawiła się zaciętość. -Chodźmy.
Zaczęłyśmy biec w stronę spalonego lasu, z ziemi wystawały podpalone pnie niegdyś zielonych drzew. Pretor odpięła od paska miecz i trzymając go przed sobą zaczęła jeszcze bardziej przyspieszać kroku. Niechętnie zrównałam się z dziewczyną. Nie chciałam stać się plamą na jednym z drzew.
Gdy dobiegłyśmy do czegoś przypominającego polanę, serce mi się zatrzymało. To co tam zobaczyłam, chyba zapamiętam to do końca życia. Walka trwała w najlepsze. Na zachmurzonym niebie co chwila błyszczały pioruny i trafiały w walczące z herosami potwory. Na ziemi leżały zmasakrowane ciała poległych i rannych. Przy niektórych klęczeli nastolatkowie próbujący im pomóc.
Trzy dziewczyny i czterech chłopaków walczyło z kobietą, która miała ziemistą skórę. Zaczęłam wodzić wzrokiem po polanie próbując znaleźć jedyną znajomą twarz- twarz Reyny. Atakowała ona ponad dwumetrowego cyklopa. Podbiegłam do niej chcąc, jej pomóc. Bałam się , że spadnę, ale cóż raz się żyję, co nie?Wskoczyłam na plecy potwora i próbując się na nim utrzymać, zaczęłam wbijać mu sztylet w szczeliny jego krwistoczerwonej zbroi. Znów rzuciłam wzrokiem na niebieskooką, leżała bezbronna na ziemi. Jej miecz wylądował parę metrów od niej. Swoim sztyletem po raz ostatni dźgnęłam jednookiego w miejsce gdzie powinien znajdować się jego kark. Zgrabnie zeskoczyłam na ziemię, a cyklop rozsypał się w czarny jak smoła pył.
Odwróciłam się w stronę leżącej na ziemi dziewczyny. Z paru metrów wyglądała jakby nie żyła. Jej twarz stała się jeszcze bledsza niż wcześniej, a policzki straciły rumieńcie. Zaniepokojona podbiegłam do jej nieruchomego ciała.
– Reyno, nic ci nie jest – krzyczałam do niej, jednocześnie próbując odnaleźć jej puls.
Dziewczyna nieoczekiwanie się ocknęła.
– Uratowałaś mi życie- powiedziała zachrypniętym głosem. – Dziękuję ci.
– Wygraliśmy! – gdzieś za nami rozległ się tubalny głos.
Do mnie i do ciemnowłosej zaczęli podbiegać herosi głównie w fioletowych podkoszulkach.
– Nic mi nie jest, rozejść się! – rozkazała dziewczyna, mocniejszym głosem. Już nie wyglądała na taką słabą jak przed chwilą. Najwyraźniej nie była osobą nad którą trzeba się litować.
-Nie jesteś stąd, prawda? Raczej nie jesteś półboginią – rzekła jasnowłosa dziewczyna, która niespodziewanie pojawiła się tuż koło mnie.
Ta sama dziewczyna przed chwilą walczyła z Gają.
– Dziękujemy ci, ale chyba powinnaś wrócić już do domu. Jeśli będziemy cię potrzebować to jeszcze cię wezwiemy – ostrożnie położyła mi dłoń na ramieniu jakbym miała ją za to walnąć.
Obraz przed moimi zaczął się rozmywać, tworząc czarną pustkę. Obudziłam się w moim łóżku, w prawej ręce trzymając sztylet, który podarowała mi Reyna.
W niektórych miejscach pozapominałam kropek, ale zauważyłam to dopiero po wysłaniu.
Za wszystkie pozostałe błędy przepraszam.
Przepraszam, że komentuję tak późno, ale mam w domu duży problem z kotem, który zaginął. Więc: Jeśli na Żoliborzu znajdziecie burą kotkę, to skontaktujcie się!
Trochę się w tym wszystkim pogubiłam. Dziewczyna leży na trawie, nagle musi wstać, ktoś jej mówi, że ma iść walczyć a ona idzie i siecze wszystko. Potem, bez żadnego treningu, zabija cyklopa.
I dlaczego to wszystko jest takie pomieszane? Trochę za krótkie, ale spoczko.
Dziękuję za dedykację
Jane
Oczywiście Inez jak zwykle spóźniona komentuje. No cóż.
Opko fajne, ale akcja leci bardzo szybko, trochę ciężko się było połapać w akcji.
Mogłabyś napisać taki epilog, o tym gdy wróciła do domu, czy wierzyła w to wszystko, jak się czuła, itp.
Dzięku za dedykę 😀 i wielkie sorry za to że tak późno komentuje.