CASSANDRA
Przespałam calutką noc. Chyba nigdy mi się to nie zdarzyło.
– Wstawajcie! – Usłyszałam krzyk Kendry, zdejmującej ze wszystkich koce. Obok niej zauważyłam Filipa i Joe, którzy bili łyżkami w garnki z sadystycznymi uśmiechami. Małe pijawki…
– Zlitujcie się – jęknął Seba, zakrywając uszy dłońmi. – Pięć minutek dajcie…
– Nie! Zaraz wyjeżdżamy i trzeba zjeść śniadanie – wyjaśniła Kendra.
– Posłuchaj, mała – odpowiedział syn Aresa, z gniewem odrzucając pościel. – Nie miałem zbyt dobrej nocy, jasne?
– Po pierwsze nie mów do mnie mała, bo, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, jestem na tyle duża, żeby cię kopnąć w… niezbyt dozwolone miejsce. Po drugie nikt nie miał zbyt dobrej nocy, więc się łaskawie przymknij i wstań – warknęła.
– Seba, nie kłóć się. To dobry plan – odezwał się zmęczonym głosem James.
Przyznam się, ze to mnie trochę zaskoczyło. Nie często James zgadzał się z Kendrą, powiedziałabym wręcz, że w ekstremalnych przypadkach. Oczywiście nie odzywali się do siebie zbyt często, ale… przynajmniej już tak na siebie nie warczeli.
– Okej… poddaję się. – Seba z ciężkim westchnieniem odsunął kołdrę i wstał.
– No, wreszcie – mruknęła Kendra i spojrzała na Jamesa. Po krótkiej chwili milczenia skinęła mu głową. – Dziękuję.
Syn Apolla wzruszył ramionami.
– No, to co robimy, ludzie? – wykrzyknął jak zawsze pewny siebie Max. – Może…
– Przymknij się – zgasiła go moja przyjaciółka. Minę miała tak morderczą, że chłopak od razu zamilkł.
– To zrobimy wreszcie coś, czy będziemy tutaj tak stać? – zapytał Filip. Kendra spojrzała na niego wzrokiem Bazyliszka, ale on ciągnął. – Doprawdy, co za słaba organizacja. No, ale chciałaś sobie radzić sama – zwrócił się do córki Ateny. Przeczesał włosy ręką, a na jego twarzy wykwitł zabójczy uśmiech. – Ale wiesz, że w każdej chwili możesz się zwrócić do mnie o pomoc?
– Obydwaj trzymajcie się metr ode mnie, czy to jasne? – Kendra była naprawdę wściekła. Znając ją, właśnie się zastanawiała, czy bardziej się jej opłaca strzelić jednego i drugiego w pysk, czy raczej zrobić coś bardziej… hm… nagannego.
– Ale…
Dziewczyna popatrzyła się na Filipa i Maxa takim wzrokiem, że każdy by się zamknął.
– Siedźcie cicho i dajcie mi myśleć. Nie na darmo tu jestem. – Zwróciła się twarzą do wyjścia z ciężarówki i nerwowo owinęła pasemko kręconych włosów na palec. – Tak więc… Houston. Zawsze tutaj chciałam przyjechać – ogarnęła nas spojrzeniem. – No, ale nie w takich warunkach. W końcu jak będziemy tutaj robić jakieś pierdoły i zwiedzać, to się spóźnimy na naszą śmierć, nie? Więc mam propozycję- pójdziemy się trochę rozejrzeć, w końcu po to tu przyjechaliśmy, zdobyć dalsze wskazówki. No, a jak już skończymy… pojedziemy dalej.
– O ile będziemy wiedzieć, gdzie – wtrąciła Lisa. Jej srebrne oczy w świetle słońca stały się złote. Gdy się przyjrzałam, zobaczyłam nieco tuszu na jej rzęsach Ma dziewczyna szczęście, że w ogóle znajduje czas, żeby się umalować.
– To się okaże – odpowiedziała Kendra.
Córka Ateny zmieniła się, i to bardzo. Zawsze umiała zachować pokerową twarz, nadal to potrafi, ale zwykle była bardziej… jakby to określić… narwana. Gdy ją zdenerwowano, najpierw działała, a potem myślała. A na tej misji.. Jakby więcej analizowała. Bardziej się zastanawiała, podążała logicznym tokiem rozumowania.
Zastanawiałam się, czy ja się zmieniłam. A jeśli tak, to w jaki sposób. Oprócz wyglądu… wydawało mi się, że jestem taka sama, jak kiedyś, choć z drugiej strony nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
Wyszliśmy na zewnątrz. Chłopaki zamknęli klapę od pojazdu i mogliśmy ruszać w drogę.
Wiecie co? To było dość dziwne- nigdy nie byłam poza moim rodzinnym miastem, Nowym Jorkiem, może oprócz krótkiego wypadu na zakupy do małej miejscowości niedaleko. Poważnie mówię. Nie byłam przyzwyczajona do wszelkiego rodzaju wycieczek, łażenia i tak dalej…
W każdym razie ruszyliśmy w drogę.
Kendra przez cały czas miała iskierki zaciekawienia w oczach.
– Popatrzcie tylko – westchnęła, okręcając jednego ze swoich loczków wokół palca. – To właśnie tutaj dziesiątki tysięcy ludzi z Nowego Orleanu ewakuowano przez szalejący huragan Katrinę. W dwa tysiące piątym roku. Tysiąc pięćdziesiąt ludzi…
– Katrina? – zdziwił się Filip, patrząc na nią z rozbawieniem. – To była moja koleżanka z przedszkola. A, no tak. Ja nie miałem przedszkola.
Kendra prychnęła, ale nieznacznie się uśmiechnęła.
Skierowaliśmy swoje kroki do wielkiego, zburzonego domu. Nie wiedzieliśmy, dlaczego, ale to w tamto miejsce nas ciągnęła jakaś siła. Były dwa wyjścia- albo to pułapka, albo po prostu tam właśnie miało się zdarzyć coś ważnego dla naszej misji.
KENDRA
Weszliśmy do środka. Nie to, żeby coś, ale… nie miałam zbyt dobrego doświadczenia ze zburzonymi domami.
Kichnęłam. Byłam alergikiem, reagującym smarkaniem na kurz, a tam go było naprawdę dużo. Wielkie, kamienne bloki leżały porozwalane po całej olbrzymiej sali. Panował tam półmrok, zapewne dlatego, że nie było okiem. A może to przez unoszące się w powietrzu pyłki?
Czułam, że w pomieszczeniu nie było bezpiecznie. Odwróciłam się do innych i powiedziałam cicho:
– Ustawcie się w krąg. Coś czuję, że tutaj bezpiecznie nie jest.
Wyjęłam miecz i wyciągnęłam go przed siebie, kichając. Stanęłam między Cass a Filipem, a do mojego boku przywarła Tori, drżąc lekko. Było jej pewnie zimno, w końcu ubrała się w samą sukieneczkę na ramiączkach. Chciałam ją przykryć, ale niestety- wolałam się skupić na przestrzeni przede mną, żeby nie zawalić. Znowu kichnęłam.
– Stójcie! Nie ruszać się!
Z ciemności pojawiło się mnóstwo grotów od strzał. Po nich zauważyłam trzymające łuki postacie, odziane w srebrne płaszcze. Każda z nich miała na głowie kaptur, który skutecznie zasłaniał twarz.
Naprężyłam wszystkie mięśnie, gotowa do walki. Każde ścięgno we mnie krzyczało, żebym rzuciła się do bitwy, natomiast mózg tego zakazywał. Poczułam znajomy dreszczyk emocji, jak zawsze przed atakiem. A jednak… powstrzymałam się. Co dziwne, nie odczuwałam strachu, jak na początku. Zaczęłam to traktować jako element mojego życia.
Stojący obok mnie Filip wydał taki dźwięk, jakby się krztusił.
– Thalii?
Stojąca naprzeciwko mnie postać wyprostowała się, opuszczając łuk. Spod kaptura wydobył się zaskoczony głos, niewątpliwie damski.
– Fili? Co ty tutaj robisz, na Artemidę?
Nieznana mi osoba ściągnęła materiał z głowy. Na jej twarz wysypały się krótkie, nastroszone włosy. Dziewczyna stwierdziłam, utwierdzając się w moich przeczuciach. Dość wysoka, z piegami na zgrabnym nosie, ostrym podbródku i niesłychanie niebieskich oczach. Takich jak u Filipa.
I ty, Brutusie?!
Syn Zeusa wyrwał się z kółka i podbiegł do dziewczyny. Objął ją ramieniem i przytulił. Poczułam jakieś ukłucie w piersi. Szybko je stłumiłam. Przestań. To Filip. Mój przyjaciel. Nie wolno ci tak reagować.
A jednak… dziwne uczucie zostało, napełniając mnie niepokojem. Odchrząknęłam głośno.
– Filip? – zapytałam, robiąc krok w przód. – Wy się znacie?
Chłopak szybko się zreflektował i przestał przytulać jego… koleżankę.
– To… – zaczął.
– Siostra Filipa, Thalia – uśmiechnęła się do mnie dziewczyna. Miała dziwny, chłodny typ urody, co nie zmieniało faktu, że na swój sposób była bardzo ładna. – Łowczyni.
Pozostałe postacie zaczęły ściągać kaptury. Ukazywały się spod nich różne głowy. Wszystkie dziewczęce.
– Co wy tutaj robicie? – zapytała Thalia, patrząc na mnie. W tym wzroku było coś dziwnego, jednocześnie znajomego… Nie chodziło mi o to, że jej tęczówki miały piękny, błękitny kolor. No tak. Widziałam to spojrzenie, kiedy tylko patrzyłam w lustro.
– Właściwie to jesteśmy przejezdnie – powiedział z ociąganiem Sebastian.
Pochyliłam się do Cass i wyszeptałam z twarzą kilka centymetrów od jej głowy:
– Wpadliśmy tutaj jak my na obóz harcerski.
Kiedy miałyśmy dwanaście lat, pojechałyśmy pod namioty. Z chmarą komarów, żrących każdy cal ciała, mrówkami wślizgującymi się do śpiwora przeżyłyśmy tam jeden jedyny dzień. A potem Cass rozchorowała się i ja, jako wierna przyjaciółka, wróciłam z nią do domu. Przez następny tydzień ciągle drapałam się po tyłku, bo kochany komarek mnie tam dziabnął, kiedy wracałyśmy. I nie, to nie był udany wyjazd.
Cass się uśmiechnęła na to wspomnienie. Przez jej minę uwydatniło się kilka piegów, znajdujących się na twarzy córki Demeter. Zawsze myślałam, że piegowaci ludzie mają tych kropeczek tak… dużo. Całą hordę.
Taaa, chyba hordę tatarską.
A ona miała ich tak mało. Na przykład, w porównaniu do Thalii, jej piegi to był pikuś.
Pan Pikuś.
– A my tutaj mamy sprawę do załatwienia – wtrącił Max, patrząc uważnie na… Chwila. Jeżeli on jest bratem Filipa, dla którego Thalia jest siostrą…
– Hej, bracie – powiedziała chłodno Thalia.
Od razu spostrzegłam, że między nimi było jakieś napięcie. Max sprawiał wrażenie, jakby najchętniej stamtąd uciekł, z kolei jego siostra wyglądała na obojętną, a wręcz zniesmaczoną postawą syna Jupitera.
Dziwne, naprawdę. Zawsze myślałam, że mając rodzeństwo jest… przyjemnie. Czasem uciążliwie, ale przyjemnie. Oczywiście, kłótnie i tak dalej, ale pomimo to… Przynajmniej tak mi się wydawało. Zwłaszcza, że oni są herosami i niewątpliwie jakieś wsparcie od strony brata lub siostry zawsze by się przydało.
– Może my już… pójdziemy i załatwimy tę sprawę. – Max chrząknął i spojrzał na mnie. – Miło, że się poznaliśmy. – Jego uśmiech nie objął oczu. Były chłodne, w przeciwieństwie do Filipa. Jego oczy zawsze były rozbawione. No, z pewnymi wyjątkami. – Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
Pożegnał się z moimi towarzyszami i skinął głową na Lisę i Joe’go. Ci uśmiechnęli się do nas i razem z Maxem wyszli głównymi drzwiami.
Thalia westchnęła. Wygląda na zmęczoną, zauważyłam z lekkim zdziwieniem.
– To teraz mamy mnóstwo spraw do obgadania – rzuciła, a kąciki jej ust nieznacznie się podniosły.
***
– Misja, jak sądzę?– spytała Thalia, gdy już wszyscy usiedli. Przełknęłam ślinę, czując metaliczny smak w ustach.
– Tak – odpowiedział Filip, strzelając palcami. – Mówi ci coś… Waga Temidy?
– To ta, która została skradziona. – Niebieskooka spojrzała bystro na brata. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć…
– Że jej szukamy? – dokończyłam, uśmiechając się. – Owszem. Wyobrażasz sobie bardziej samobójczą misję?
– Samobójczą? To tylko waga – powiedziała Thalia, obracając twarz w moim kierunki. Jej niebieskie oczy zdawały się mnie skanować. Pomimo to przywołałam na twarz jeden z moich najbardziej irytujących uśmiechów- czyli sarkastyczny- i brnęłam dalej, mając świadomość tego, że… no cóż, najprościej rzecz biorąc podpadam siostrze mojego przyjaciela.
– Ale cholernie ważna Waga, i to przez duże „W” – wyjaśniłam. – Nie uważasz, że ostatnio coraz więcej ludzi nie jest sprawiedliwie osądzanych?
– To przez haika Apolla – mruknął siedzący obok mnie Filip. – Ostatnio nic tylko tworzy coraz nowsze wierszydła i biedni ludzie pewnie o nich śnią. Prawdopodobnie stracili zdrowy rozsądek.
– Och, cicho siedź. – James przewrócił teatralnie oczami. – Nawet mi nie wspominaj o haiku mojego ojca. To jest porażka.
– Pewnie coś w stylu: „Ziemia się kręci, Artemida smęci, a Apollo jest zniewalający” – podsunęłam, unosząc ironicznie brwi.
– Mniej więcej – skrzywił się James, jakby na samo wspomnienie o haiku przechodził go dreszcz.
– Cóż, przynajmniej przestał dawać swój rydwan na kursy dla przyszłych kierowców. Półbogów. – Thalia zrobiła nieodgadniony gest ręką, coś jakby zataczanie koła… a jednocześnie odpędzanie muchy. Mój człowiek, ja też tak gestykuluję. – Przysięgam, nim się naprawdę trudno jeździ.
– Wierzę – wtrącił Seba. – Cholera mnie brała, jak pojechałem po te tutaj niedoświadczone bachory – wskazał na mnie i Cass – rydwanem od dzieci Apolla. – Opuścił rękę z wyrazem rezygnacji na twarzy. – Na gacie Hefajstosa, przysiągłem sobie, że już nigdy więcej…
– Chyba nie było aż tak źle – nieśmiało stwierdziła Cassie. – Przynajmniej nie roztrzaskaliśmy się o pierwszą lepszą skałę…
– Wracając do sprawy. – James sprowadził nas wszystkich na ziemię. – Kierujemy się nie wiadomo gdzie, bo nikt nie jest tak łaskawy, żeby nam powiedzieć, jaki tak właściwie jest nasz cel… albo w jakim miejscu się znajduje – poprawił się.
– Nie wspominając o środkach transportu – dodałam, udając obrażony ton. – Wiesz, jak było nieprzyjemnie w naszym busie z tymi typami z Obozu Jupiter?
– Wyobrażam sobie. – Thalia się wzdrygnęła.
– Jeszcze ze śniącym się haiku…
– Filip, wsadź ryj do kubła i się nie odzywaj – westchnęłam. – A o haiku to ja nie chcę nawet słyszeć.
– Dobra dobra – syn Zeusa przewrócił oczami i oparł się o stertę gruzu, tym samym powodując wzbicie się w powietrze ogromnej ilości kurzu. Kichnęłam.
– A tak w ogóle to dlaczego tak strasznie się nie lubicie z Maxem? – spytał ciekawskim tonem Sebastian. – Traktowaliście się jak karaluchy.
– A tobie by się tak nie chciało? – spytała Thalia, prychając. – Nadęty dupek. Zresztą… miałam z nim kiedyś drobną sprzeczkę…
– Chyba niezbyt drobną, skoro teraz się tak do siebie odnosicie – powiedziała cicho Cass, po czym oblała się rumieńcem, co było bardzo widać na jej bladej twarzyczce. Wysokie kości policzkowe jeszcze bardziej uwydatniały czerwień rozlewającą się po jej policzkach. – Oczywiście, nie chcę się wtrącać…
– Ale masz rację. – Filip spojrzał rozbawiony na siostrę. – Włosy latały, tak się kłóciliście…
– Bez przesady, braciszku – odparowała lekko zdenerwowanym tonem dziewczyna, świdrując brata spojrzeniem. Potem skierowała wzrok na mnie. – Ale go ośmieliłaś. Wcześniej nie był taki… pewny siebie i zadowolony z życia – stwierdziła.
Zrobiłam wielkie oczy i mimowolnie się zaczerwieniłam.
– Co? Dlaczego ja?- spytałam, czując lekkie łaskotanie w nosie. Zdecydowanie za dużo kurzu jak na jeden dzień.
– Bo nie sądzę, żeby ten wielkolud to zrobił, skoro tego nie potrafił przez długi czas. – Wskazała na Sebę. – Twoja koleżanka raczej nie miałaby odwagi. A James nie pasuje mi do roli uszczęśliwiania ludzi.
Wydęłam wargi w geście protestu.
– Tak czy siak, wydaje mi się, że dobrze mu jest w twoim towarzystwie. – Thalia wzruszyła ramionami. Filip oblał się rumieńcem.
– Thali, doceniam twoją nadzwyczajną troskę, ale…
– Nie ciągnij tego, wiem co wiem – ucięła dziewczyna.
Patrzyłam na nią przez dłuższą chwilę.
– Wiesz podoba mi się to, jak nim rządzisz – powiedziałam w końcu z namysłem.
Córka Zeusa uśmiechnęła się nieznacznie, a w jej zimnych dotąd oczach zabłysła przyjacielska iskierka.
– To moja pasja – wyjaśniła. Zwróciła się do Jamesa. – Nie wiesz, gdzie macie iść? Myślałam… że się dowiedziałeś.
– Czego się dowiedziałem? – zdziwił się James, patrząc z zaskoczeniem na dziewczynę.
– No jak czego… Twoja siostra jest w Phoenix, w Arizonie.
Lubię. Bardzo lubię. Wielbię. Kocham
Bardzo mi się podoba twój styl pisania!
…postacie też są świetne…
Ale nie wiem. Kogo najbardziej lubię? Filipa ;w; Emejzing.
Dobra, nie mogę więcej pisać //trza sie uczyć// :c
pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ♥
Uhuhuhu Piperus 77 jednak żyje :”)
Bardzo lubię twój styl pisania. Jest taki… (to nie jest obraza, więc ogromny plus!) prosty i nie trudny. Stylizujesz fajnie, fajnie zmieniasz narrację dziewczyn. Podoba mi się to. Oczywiście, że nie wiem jak dawno nic nie wysyłałaś ale widz, że ja czekam >:) I NA NĘKANEGO TEŻ CZEKAM! (obie pani, raz- raz, proszę mi tu pisać co z moim Tomem ;_;).
Podsumowując, masz bardzo okej styl i chodź idealny on nie jest, to ja go i tak kocham i zawsze będę twoje prace czytała :*
+ nie przejmuj się, że masz mało komentarzy. Na RR jest teraz dużo nowych, którzy albo nie po nadrabiali starych prac, albo po prostu czytają i nie komentują :* Poza tym, dużo prac, godnych uwagi ma po 2-5 komentarzy, a chwilowe wypociny wznoszących się gwiazd po 10 To nie twoja wina, ja i tak uważam cię, za jedną z lepszych autorek na tej stronce. Jedną z lepszych i taką, wiesz… wybuchową- nie ma cię, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma (…), nie ma cię, nie ma i nagle… BUM! Piękne opko :* i potem znowu cię nie ma, nie ma, nie ma, nie ma i ponownie: BUM! Hahah no chyba wiesz o co mi chodzi :3
Czuję, że będę musiała nadrobić poprzednie części. Opko jest cudne.
Tak jak wcześniej pisali inni masz świetny styl pisania.Nie przejmuj się ilością komentarzy pod moim prologiem (on był naprawdę okropny) było około 20 komentarzy, a pod dobrymi opkami, tak jak pisała Monika.m nie ma ich prawie wcale.
Poopieram moniś i Annabeth1009
Super, jak zawsze. Tylko błagam, nie otchodź znowu na tak dłuuugo, bo ktoś taki jak ja bardzo tęskni :<
Czekam na szybki cb :*
Jestem nowa na forum, ale od razu pokochałam opko XD
Z niecierpliwością czekam na następną część!