Rozi
Rozi otworzyła oczy dopiero, kiedy ziemia pod jej nogami przestała wirować z zawrotną prędkością. Uniosła powoli powieki, czując, że oślepia ją ostre światło słońca. Odruchowo podniosła dłoń do czoła, tworząc daszek. Po chwili, była wreszcie w stanie rozejrzeć się dookoła i zbadać otoczenie. Wolnym krokiem podeszła do dziobu. Znajdowali się na wyspie. Przed nimi rozciągała się ogromna, lśniąca złotym piaskiem pustynia. Jedynie gdzieś w dali, bardzo daleko, majaczyła odcinająca się od otoczenia jaskinia z czarnego, matowego kamienia. Dziewczyna odwróciła się do przyjaciół. Misiek już schodził na ląd, Eva za nim. Jack i Ginny byli następni w kolejce.
– Gotowa? – Jamie z uśmiechem podał jej mały, ciemnozielony plecak z brązowymi, skórzanymi ramionami. Ginny miała taki sam, tylko że szary. Były to prezenty od dzieci Hekate za małą przysługę, którą im kiedyś wyświadczyły. Plecaki miały nieograniczoną pojemność i można było w nich zmieścić dosłownie wszystko. Rozi zarzuciła ekwipunek na plecy.
– Gotowa – odpowiedziała wesoło, chwytając dłoń Jamiego. Oboje szybko i zwinnie zeszli po drabince. Kiedy dziewczyna stanęła na piachu, spodziewała się poczuć parzący w stopy gorąc. Nic takiego się nie stało. Niemożliwe było, żeby nie odczuła tego przez jej cienkie trampki. Rozi przyklękła na jedno kolano i nabrała w dłoń garść złoto-pomarańczowo-białego piasku. Był chłodny.
– Jak to możliwe? Przecież jest jakieś trzydzieści stopni! – powiedziała z niedowierzaniem, otrzepując ręce. Ginny wzruszyła ramionami.
– To wyspa boga… Wszystko jest możliwe…
Z drżącymi i pełnymi niepokoju sercami, wolno ruszyli w stronę groty boga snów, Hypnosa.
Wbrew pozorom im dalej szli, tym dłuższa wydawała się droga. Plecaki oraz broń powoli zaczynały ciążyć herosom. Grzęźli w tym jakże nierównym gruncie, a słońce grzało coraz mocniej. W dodatku wokół nie było niczego, co mogłoby dać odrobinę cienia. Jak zwykle najmniej zmęczona była Eva. Tej dziewczynie nigdy nie doskwierał upał. „Właściwie” – pomyślała Rozi „To czy Eva była kiedykolwiek opalona? Może to jakiś efekt uboczny bycia dzieckiem Apolla?” – zaśmiała się w duchu. Ona sama czuła, że strużka potu spływała jej po karku, a od słońca szczypał ją nos. Sięgnęła ręką do plecaka, wyjmując z niego buteleczkę kremu z filtrem. Wycisnęła biały płyn na palec i posmarowała nim sobie całą twarz. „Od razu lepiej!” – powiedziała sama do siebie.
– Ja już dalej nie pójdę! – wrzasnął nagle Misiek, opuszczając ramiona. Padł twarzą na piach i wymamrotał: – Idźcie beze mnie.
– Nie wygłupiaj się – Jack również przystanął, zatrzymując się przy przyjacielu. – Już niedaleko… Chyba – dodał, czochrając sobie włosy z tyłu głowy.
Misiek jęknął, zakrywając głowę rękami. Eva bezceremonialnym kopniakiem przewróciła rudzielca na plecy, chwyciła za koszulkę i zaczęła ciągnąć za sobą po ziemi.
– Ja nie chcę! – zapłakał w odpowiedzi Michael. W końcu jednak postanowił iść o własnych siłach. Wstał, otrzepał się z piasku, który oblepił całe jego ciało, i powolutku poczłapał za pozostałymi. Nie uszli dwustu metrów, gdy marsz stał się łatwiejszy. Rozi zdawało się, że wyczuwa pod spodem jakiś twardy grunt. Coś jakby schody…? Szybko przekonała się, iż miała rację. Faktycznie, spod piachu powoli zaczęły wyłaniać się kamienne stopnie. Cała szóstka spojrzała przed siebie. Jaskinia była już naprawdę niedaleko. Pokonując ostatnie stopnie, złapali się za ręce i stanęli przed ciemnym wejściem do pieczary. Wszędzie wokół niej piasek był mokry oraz miał brązowo-pomarańczową barwę. Rosła na nim soczyście zielona trawa oraz całe mnóstwo kwiatków o dużych, czerwonych płatkach na cienkich, pokrytych włoskami łodygach.
– Maki – powiedziała Rozi. – Kwiaty Hypnosa. Przed jego domkiem w Obozie też takie rosną.
– Czyli trafiliśmy we właściwe miejsce – odparł Jamie.
– No więc…? – spytał zaczepnie Misiek. – Na co czekamy?
Przyjaciele wzięli głębokie wdechy i weszli do środka. Odgłosy ich kroków niosły się echem przez całą długość korytarza. Jamie stworzył na swojej dłoni kulę światła i oświetlał im drogę. Nagle poczuli dziwny, lecz znajomy, a nawet bardzo dobrze znany im zapach. Kiedy woń stała się mocniejsza, Ginny natychmiast zakryła sobie nos i usta.
– Ciepłe mleko – odpowiedziała na zaskoczone spojrzenia herosów. – Wybaczcie ale…
W oczach Jacka pojawiło się zrozumienie.
– Racja, przecież ty nie znosisz mleka! Tylko, od jak dawna przeszkadza ci również jego zapach? – chłopak uniósł zabawnie brwi, wbijając wzrok w dziewczynę.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
– To był tylko taki pierwszy odruch – oddychając przez usta, odsunęła rękę od twarzy. Wzruszyła ramionami. – Już w porządku. Chodźmy dalej, widać stąd wyjście!
Pierwsza ruszyła przed siebie, prawie biegnąc. Na końcu tunelu znajdowała się ogromna grota. Herosi poczuli się w niej bardzo, ale to bardzo malutcy. Na podłodze leżał piach z pustyni, tworzący wysokie wydmy. Sypał się on również ze ścian, w których wyryto szerokie, spiralne schody. Powietrze aż skrzyło się od ilości ziarenek piasku, zupełnie jakby ktoś sypał z góry brokat. Na samym środku, na prostokątnym podeście z jasnego drewna, postawiono wyściełane poduszkami łoże podobne do tych, które były na Olimpie. Przy jego pięknie rzeźbionych nogach gęsto rosły maki, tworząc miękki, czerwony dywan. Wbrew pozorom było tu bardzo jasno, ponieważ światło z zewnątrz wpadało przez dziurę w suficie, który zwężał się ku górze tworząc lejek.
– Wulkan? – szepnęła Eva.
– To nawet logiczne – odparł Jamie.
Nikt mu nie odpowiedział. Rozi złapała go za ramię i chłopak spojrzał w stronę podestu. Choć minutę wcześniej nikogo tam nie było, teraz stał tam mały, śmieszny, okrągły człowieczek. Ubrany był w pomarańczowe szaty, bluzkę i luźne spodnie, mieniące się jak wszystko tutaj, złotym kolorem. Jego twarz była pogodna, uśmiechnięta. Z piwnych oczu bił spokój oraz wewnętrzna radość. Złotawobrązowe włosy sterczały mu wokół głowy niczym lwia grzywa. Nie sposób było określić jego wiek. Równie dobrze mógł być dziesięcioletnim chłopcem, dwudziestolatkiem lub poważnym mężczyzną około czterdziestki. Był to Hypnos, bóg snów.
Przyjaciele ukłonili się, przejęci obecną chwilą. Rozi zaparło dech w piersiach. Jeszcze nigdy nie spotkała tak starego i potężnego boga. Biła od niego taka siła, że czuła się nią wręcz przytłoczona.
– Czy on ma na sobie piżamę? – szepnął Misiek, jak mu się wydawało, dyskretnie. Niestety echo poniosło jego głos. Eva jedynie siła woli powstrzymała się, by nie kopnąć go w piszczel. Hypnos uśmiechnął się szeroko i wyglądał jakby się śmiał. Jego oczy zwężyły się w szparki, a wokół nich pojawiły się kurze łapki. Ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Zszedł z podwyższenia, podszedł do przyjaciół, cały czas się uśmiechając i rozłożył ręce w geście powitania. Choć nie powiedział ani słowa, to z mowy jego ciała oraz wyrazu jego spojrzenia, półbogowie wyczytali, że mówi: „Witajcie w moim domu, dzieci! Spodziewałem się, że niedługo ktoś mnie odwiedzi”
Wszystkich lekko zszokowało. Wpatrywali się w boga, z niewielkim zmieszaniem.
– Hypnosie ty… Nie mówisz prawda? – spytała nieśmiało córka Chloris, kiedy bóg stanął naprzeciwko nich. Ten przytaknął z całkowitym spokojem. Przyłożył sobie dłoń do gardła i wzruszył ramionami.
„Jako bóg snów muszę się zachowywać bardzo cicho, prawda? Myślę, że to zdecydowanie ułatwia moje zadanie” – uśmiechnął się. „Aż tak was to zaskoczyło?”
Cała szóstka poczuła lekkie zawstydzenie. Miał rację. Niby dlaczego bóg nie może być niemy, głuchy, czy ślepy? To tylko dowodzi, że oni również nie są idealni.
„Oj nie przejmujcie się tym tak!” – Hypnos machnął ręką. „Większość osób tak reaguje! Ale powiedzcie mi, jak tam się czuje Chejron? Dawno się z nim nie widziałem”
Jack uśmiechnął się i odpowiedział:
– Można powiedzieć, że cały czas trzyma się go iście końskie zdrowie!
Hypnos ponownie się roześmiał. Było to coś niesamowitego. Pomimo ciszy, w powietrzu rozniosło się drganie, jakby miliony cichutkich dzwoneczków dzwoniło im w głowach.
Niestety musieli przerwać tę błogą atmosferę. Po chwili milczenia, odezwał się Jamie:
– Hypnosie, tak właściwie to przyszliśmy do ciebie w konkretnej sprawie…
Uśmiech momentalnie zniknął z twarzy boga. W jego złotych oczach zamiast wesołości pojawiły się smutek i ból.
„Tak wiem.”
Herosi znów stanęli w niezręcznej sytuacji. Żadne z nich nie potrafiło otworzyć ust. Słowa ugrzęzły im w gardłach. Rozi spojrzała na Hypnosa i na moment zobaczyła w nim nie nieśmiertelnego boga, ale zwykłego ojca, który cierpiał z powodu syna.
– Hypnosie – szepnęła bezgłośnie.
„Miałem nadzieję, że ostatni raz czegoś go nauczył.” – westchnął Hypnos, odwracając się i prowadząc ich ku środkowi jaskini. „Jest moim synem, kocham go! Niestety jak widać, fata są nieubłagane”
– Och, jakie to wzruszające!
Wszyscy zadarli głowy do góry. Na szczycie północnych schodów stał mężczyzna. Uśmiechnął się sarkastycznie i zszedł kilka stopni. Wtedy przyjaciele po raz pierwszy ujrzeli Fobetora w jego pełnej postaci. Był bardzo wysoki oraz szczupły, co podkreślał czarny jak noc, gładki kaftan z wąskimi, długimi rękawami, kończący się dwa centymetry nad ziemią. Miał szarą, ziemistą cerę, ostre rysy twarzy i krótkie czarne włosy, sterczące podobnie jak u jego ojca. Z tą różnicą, że zaczesał je do tyłu. Jego oczy były niezwykłej, stalowo-złotej barwy. Biła od niego potężna aura, która przyprawiała herosów o dreszcze. Hypnos stanął przed nimi i strach ustąpił miejsca spokojowi, jakiejś wyższej sile.
– Dawno się nie widzieliśmy, ojcze.
– Ty…! – oczy Michaela zapłonęły gniewem. – Napadłeś na nasz Obóz! Zapłacisz za to!
Bóg koszmarów spojrzał w ich stronę z beznamiętnym wyrazem twarzy.
– Wami zajmę się za chwilę.
– Co?! – teraz Jack zacisnął pięści. – Draniu…!
„Chłopcy!”
Jack i Misiek spojrzeli na Hypnosa.
„Nie wtrącajcie się”
– Ale!
Eva pokręciła głową.
– On ma rację – szepnęła stanowczym głosem.
Obydwaj rozluźnili mięśnie i cofnęli się o krok. Michael odruchowo położył dłoń na mieczu, będąc w gotowości.
„Synu… „ – Hypnos zwrócił się do Fobetora – „Już raz cię pokonaliśmy z Olimpijczykami. Nie zawahamy się zrobić to po raz drugi”
– Masz na myśli tych Olimpijczyków, których uwięziłem na Olimpie? Trzymam ich w więzach koszmarów. Dobrze wiesz, że od nich nie da się uwolnić! Co do ciebie i moich ukochanych braci… – Fobetor rozłożył przed sobą dłonie. Nad nimi pojawiły się dwa falujące obrazy, takie same jakie podczas rozmowy przez iryfon.
Na jednym z nich widać było przystojnego młodzieńca o długich, złotych lokach. Całe jego szczupłe ciało było skrępowane czarnymi linami. Leżał na ogromnych, puchowych poduszkach w jasnej komnacie z malowidłami najróżniejszych zwierząt na ścianach. Po podłodze walał się czarny pył i mgła.
„Fantasos!”
Na drugim hologramie trzydziestolatek o surowym i jednocześnie pięknym obliczu pokrytym delikatnym zarostem, wił się przez sen. Jego czarne włosy były mokre od potu, który spływał po czole i karku. Napinał mięśnie, marszczył brwi oraz zgrzytał zębami. On również był związany. Zaś wokół niego wił się dym w kolorze węgla.
„Morfeusz!”
– Morfeusz! – wrzasnęli półbogowie, rozpoznając boga marzeń sennych.
– Zaraz, a co z Sophie, bliźniakami i resztą?! – Jamie wytrzeszczył oczy. – Przecież oni…!
Fobetor przechylił głowę, mrużąc oczy.
– Nie musicie się o nich martwić. Nie zabiliśmy ich.
– My? – Ginny zmarszczyła brwi.
Mężczyzna odsłonił zęby w kolejnym uśmiechu. Zza jego pleców, z cienia, wyłonił się nastolatek. Kiedy go rozpoznała, Rozi pomyślała, że to za dużo jak na jeden dzień. Poczuła jak stojący koło niej Jamie drży. Koło Fobetora stał Adam. Rzymianin, syn Ereba. Ten, z którym walczył Jamie, by wypełnić swoją przepowiednię i rozstrzygnąć spór światła z mrokiem. Adam wyglądał… inaczej niż ostatnim razem. Jego twarz stała się bardziej tajemnicza oraz mroczniejsza. Zniknęła gdzieś młodzieńcza radość.
– Witaj Jamie – chłopak skinął mu głową, a z jego oczu biła nienawiść oraz żądza zemsty.
Fobetor rozłożył ręce. Ze wszystkich zakamarków groty, gdzie padał cień, wynurzyły się mgliste stworzenia. Ponad tuzin koni uformowanych z czarnego piasku, stanęła za swoim panem, parskając i bijąc kopytami o ziemię.
– Jak widzisz ojcze, przychodzę do ciebie przygotowany – powiedział bóg złych snów. – Musisz wiedzieć, że wszędzie zabieram ze sobą moje ukochane koszmary.
Hypnos zmarszczył brwi. Złoty piasek uniósł się i zawirował wokół jego stóp. W jego zaciśniętych dłoniach pojawiły się długie bicze.
„Uciekajcie, moi drodzy. Jemu chodzi tylko o mnie. Jeśli teraz stąd odejdziecie, nie zrobi wam krzywdy.”
Przyjaciele zamarli. Rozi czuła się jakby dostała młotem w głowę. Reszta miała podobne wrażenie.
– Nie ma mowy!
– Nigdy!
– Nie zgodzimy się na coś takiego! – zaczęli przekrzykiwać się nawzajem.
Hypnos uśmiechnął się łagodnie ze zrozumieniem. Pokręcił głową i podniósł wzrok na milczącego Fobetora. Trwający przy nim Adam również zerkał na niego, czekając na rozkazy. Mężczyzna wyszczerzył zęby, otworzył usta i szepnął:
– Zabić.
Konie rzuciły się na herosów. Adam sięgnął za plecy, dobył utkanego z cienia sierpa, po czym zeskoczył miękko na ziemię. Sam Fobetor wolno schodził ze schodów nie spuszczając wzroku ze złotego boga.
Rozi uderzyła pięścią w pysk jednego z koszmarów. Koń potrząsnął łbem i wtedy Eva posłała w jego bok strzałę. Wszyscy walczyli ramię w ramię, odpierając ataki piaskowych istot. Po Adamie nie było ani śladu.
Syn i ojciec starli się w straszliwym pojedynku. Bicze przecinały powietrze z głuchym świstem. Czarne strzały mijały o włos swój cel. Nagle Fobetor dobył sztyletu w kolorze smoły. Zamachnął się, ale Hypnos wytrącił mu broń z ręki. Wtedy otoczyło go kolejnych kilka koni. Bił je biczami, zmiatając w pył, ale wciąż przybywało ich więcej.
– To już koniec, przegrałeś – usłyszał głos Fobetora.
Szóstka przyjaciół ciągle walczyła. Koszmary szarżowały bijąc, gryząc i kopiąc co popadnie. Powoli opadali z sił. Jack resztkami sił stworzył falę, wykorzystując wodę z Lete, Jamie z wrzaskiem uwalniał z siebie kolejne fale światła, Ginny i Eva wypuszczały strzały z zawrotną prędkością, Misiek ciął mieczem naokoło, przy okazji przywalając pięści. Rozi rozejrzała się w poszukiwaniu Adama. Nigdzie go nie było. Nagle poczuła zimne ostrz na krtani.
– Akuku – chłopak szepnął jej do ucho bezbarwnym głosem. Delikatnie, acz stanowczo podniósł jej twarz do góry, by mogła zobaczyć co się dzieje w górze. Rozi wytrzeszczyła oczy.
Fobetor stworzył z czarnego piasku ogromną, ciężką kuszę. Hypnos stał odwrócony do niego plecami, broniąc się przed koszmarami. Czarny bóg naciągnął cięciwę.
– Dobranoc, piaskowy ludku. Przy tych słowach strzała trafiła Hypnosa w plecy.
– Nie!!! – z gardła dziewczyny wydobył się straszliwy krzyk.
– Nie! – powtórzyli za nią jej przyjaciele, dostrzegając strzałę w ciele Hypnosa. Niski człowieczek z niedowierzaniem odwrócił się, a następnie spojrzał na herosów.
„Uciekajcie”
Wtedy jego światło zaczęło gasnąć. Szaty stały się szare, potem czarne. Hypnos wyprostował się i zamknął oczy. Złoty piach zawirował wokół niego, stając się czarny. Wir kurczył się i kurczył, aż całkiem zniknął. Razem z Hypnosem. Jedynie sześć malutkich ziarenek piasku, ledwo widocznych, wpadło herosom do oczu. Nawet tego nie poczuli. Rozi zaczęła płakać. Łzy ciekły jej po policzkach, zostawiając mokre smugi.
Fobetor skierował swoją uwagę na półbogów i przyzwał do siebie Adama. Chłopak puścił Rozi, w mgnieniu oka pojawiając się koło swego pana.
– Musimy iść – powiedziała Ginny łamiącym się głosem. – Już!
Misiek zacisnął zęby.
– Nigdzie stąd nie pójdę. Nie, dopóki nie pomszczę Hypnosa.
– Michael odpuść – Jack również pobladł.
– Misiek! – Eva potrząsnęła go za ramiona. – Widziałeś co się przed chwilą stało! Musimy iść ostrzec Obóz! Chcesz żeby wszyscy nasi przyjaciele zginęli?! – ostanie słowa wykrzyczała. Nie czekając na jego odpowiedź, pociągnęła go za sobą. Reszta puściła się biegiem za nimi. Zdążyli jeszcze usłyszeć skrawek rozmowy boga z rzymskim herosem:
– Gonić ich panie?
– Nie… Nie ma takiej potrzeby. Niech myślą, że jest jeszcze nadzieja. Pozwólmy im w to wierzyć. Tak będzie… O wiele zabawniej.
Nagle bóg koszmarów sennych zawołał tak, żeby mogli go na pewno usłyszeć:
– Powiedzcie wszystkim, że wróciłem! Powiedzcie… Że powrócił Pitch Black!
Kira
Nareszcie Pitch Black przybył i zrobił rozróbę. Świetnie przedstawiłaś Hypnosa (kogoś mi przypomina XD) i Pitcha. Rozdział Świetny. Mam tylko nadzieję, że dotrą do obozu na czas. Czekam na cd. 😀
fajne, chyba przeczytam poprzednie części
Cudne jak zawsze
Pisz szybko CD
Super 😀 😀 😀
Genialny pomysł, a ostatnie zdanie oddaje wszystko. Pitch Black będzie pewnie interesującą postacią, więc kontynuuj <333
Cieszę się, że Wam się podoba Postaram się niedługo napisać kolejną część 😉
O mój Boże <3 jak ja za nimi tęskniłam!
Przepraszam, że dopiero teraz ;_;
Piękno opko, z niecierpliwością czekam na cd 😉