~*~
Kolejna część świeżutko spod pióra. Przy okazji odpowiadam na pytania z komentarzy.
1) Szczerze to nie mam zielonego pojęcia ile części jeszcze napisze, ale w planach widzę jeszcze przynajmniej 10. Bez obaw nie porzucam opowiadań. To nie w moim stylu. Dotrwam do epilogu. Mam nadzieję, że i wy.
2) Kivo. To jest moje trzeci opowiadanie, w którym odwołuje się do moich poprzednich tworów.
„Jedno w dwóch”- moja pierwsza, niezbyt udana próba pisarstwa i właśnie do niej odwołuje się najbardziej.
„Koszmarna Przyszłość”- drugie wypociny, zdecydowanie bardziej udane; taki etap przejściowy. Rozważałam odwołanie się do niego.
Poza tym kobieta z dziennika- Nie nie padło jeszcze jej imię, ale jego anagram [Rosalie Nadabus].
Na koniec chaos wydarzeń. To celowy zabieg. Ale mogę obiecać, że im bliżej końca opowiadania dotrę tym więcej niewiadomych i pozornie niepowiązanych zdarzeń zacznie być oczywista.
Z dedykacją dla komentujących, czyli Annel, Jane, carmel, a przede wszystkim za długą opinie Kivy.
Czekam na kolejne komentarze, a w szczególności uwagi lub pytania. Mogłam zapomnieć coś wyjaśnić albo opisać. Będę ogromnie wdzięczna za pomoc.
Raisa
~*~
Potrząsnęłam głową niezadowolona.
-Prosiłam o coś z jej przeszłości, a nie o wyścigi konne- zaśmiałam się cicho. Nawet nie wiedziałam, dlaczego chichoczę, ale coś wprawiało mnie w dobry nastrój.
Poruszyłam ramionami, myśląc. Nie dostałam tego, czego chciałam, ale jednak coś otrzymałam.
– Spróbujemy jeszcze raz?- spytałam książkę..- Pomóż mi, przecież nie możesz być tylko zlepkiem dziwnych opowieści, prawda?
Delikatnie przyłożyłam dłoń ponownie do książki, ale na innej stronie.
Stałam plecami do drzwi, czując klamkę wbijającą się w plecy. W ciemnym pomieszczeni na samotnym krześle siedziała dziewczyna. Mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia lat. Była chuda i umorusana, a jej wypłowiała suknia, składająca się głównie z łat, wisiała na niej jak na szkielecie. Kasztanowe, brudne włosy miała przewiązane jakimś sznurkiem.
-Nic ci nie zrobię- powiedziałam, zbliżając się.
-Pani, ja nie… To znaczy może…
-Zamilknij- mruknęłam chłodno, a ona potulnie usłuchała. Skuliła się, zapadając się w sobie.- Teraz opowiesz mi swoją historię. Całą i prawdziwą. Jeśli usłyszę, choć jedno kłamstwo, wezwę strażników, którzy już się z tobą rozprawią.
Zadrżała.
-Zrozumiałaś?
-Tak, Miłościwa Pani.
-Mów- powiedziałam łagodnie, stając przed nią.
Błyskawicznym ruchem odgarnęła włosy z twarzy.
– Mam na imię Lea, Miłościwa Pani. Moja rodzina pochodzi z dalekiego południa. To mordercza kraina bez śladu drzew, na wschodzie i południu ogrodzona górami, a północy morzem, od zachodu granicząca z waszym imperium. Pamiętam ją, choć byłam bardzo mała, gdy z niej odeszłam z matką. Gorące lata, ostre zimy, wiosnach, gdy trawy były miękkie jak sierść młodego zająca, i jesieniach, kiedy bydło robiło się tak tłuste, że ledwo mogło ustać na nogach. Od dziesiątków lat handlujecie z zamieszkującymi tam ludami, chętnie zaciągacie też naszych wojowników do swoich pułków lekkiej jazdy.
Uśmiechnęłam się smutno. Wiedziałam o tym, lecz nie na tę część jej przeszłości czekałam.
-Musiałam stamtąd odejść. Kobiety w moim plemieniu mogą tak robić, to one dysponują rodzinnymi dobrami, bydłem, namiotami, strojami i biżuterią. Moja matka po śmierci mego ojca na waszej wojnie przybyła wraz ze mną tutaj. Pożegnała pamięć swego męża i stworzyła nowy dom.
Uśmiechnęła się niepewnie i posmutniała. W tym uśmiechu były i miłość, i duma.
– Bo w jej życiu pojawił się już inny mężczyzna. Jeździł z nami od przeszło roku, pomagał, strzegł. Dziś są małżeństwem, mają piątkę dzieci, wielkie stada koni oraz bydła. Mieszkają na południe stąd, przy samym morzu. Nigdy nie miałam pretensji do matki, że wyszła ponownie za mąż. I nie jestem… niechcianym dzieckiem, ojczym traktuje mnie jak własną córkę, przyrodnie rodzeństwo – wzruszyła ramionami – to po prostu moi bracia i siostry. Ale musiałam odejść…
Zawahała się, spoglądając na mnie swoimi ciemnymi oczami.
-Pamiętam Panią, Miłościwa Pani. Przybyłaś Pani do nas ze swym bratem, kiedy byłam młoda, ale pamiętam. Moja rodzina was przyjęła, a ty, Pani, każdemu z nas błogosławiłaś, lecz tylko mnie ucałowałaś. Naznaczyłaś mnie, Miłościwa Pani. Od tamtej pory ja…
-Tak?- zachęciłam ją.
– Słucham Ziemi- wyznała, garbiąc się.- Choć nie w sposób, o jakim zapewne myślisz, Miłościwa Pani. Słyszę więcej niż inni, zawsze wiem, gdzie jest moja matka, nawet, jeśli jest oddalona o całe mile, zawsze potrafiłam powiedzieć, gdzie pasą się nasze konie, czy wszystko z nimi w porządku, czy zbliżają się wilki albo bandyci. Ziemia przenosi głos, wiesz o tym, Pani. Nieraz przykładają podróżni do niej ucho, nasłuchując odgłosu kopyt. Ja… gdy wbiję w ziemię dłonie, mogę usłyszeć łopot zajęczego serca z dziesięciu mil. Ale to nie dźwięk, tylko… nie wiem jak to nazwać… Bo wszystko, co żyje, jest ze sobą połączone. Wasi kapłani twierdzą, że to, co nazywacie mocą pochodzi z aspektów waszych bogów. Ale to tak, jakby wybierać z bukietu poszczególne kwiaty, nie czując jago pełnego aromatu. Nie umiem tego nazwać. Czuję… słucham Ziemi nie tylko przez kamień i skałę, ale też przez to, co wokół żyje, trawę, robactwo, polne myszy, króliki…
-A na południu, gdzie do koczowników jest dalej, prowincje są spokojniejsze, ktoś w końcu zwrócił uwagę na dziwne dziecko, które godzinami siedzi w miejscu, wkładając ręce w mysie nory i inne dziury- powiedziałam monotonnym głosem, przeklinając swoją głupotę. Powinnam była jej strzec albo wyznaczyć kogoś do tego.
Patrzyła na mnie wielkimi oczami w nabożnym szacunku.
-Tak, Miłościwa Pani. Wasi…. kapłani nie zabraniają tego, ale zamykają takich jak ja. Wiem o tym. Mówią, że chcą nas pilnować i wzmacniać naszą wiarę w waszych bogów, ale stajemy się więźniami lub czymś jeszcze gorszym. Matka i ojczym szybko nauczyli mnie ukrywać tę zdolność, ale plotki pozostały, a gdy skończyłam szesnaście lat, pojawili się ludzie, pytający o moją rodzinę. Wtedy spakowałam na konia cały swój dobytek i ruszyłam na północ.
Umilkła. Podeszłam niespiesznym krokiem do okna i wyjrzałam, rozważając konsekwencje moich planów. Czułam, że ta ogłuszająca ciszą ją męczy. Zapewne była rozmowną osobą… Albo po prostu się mnie bała jak wszyscy.
-Czy chciałabyś mieć rodzinę?
Drgnęła, zaskoczona.
-W przyszłości, Miłościwa Pani- szepnęła niepewnie po dłuższym zastanowieniu.
– Nie taką rodzinę.- potrząsnęłam lekko głową, powodując, że delikatna zmarszczka przecięła jej czoło.- Czy chciałabyś mieć braci, którzy broniliby cię i siostry, dzielące twoje smutki?
-Tak- odparła, myśląc zapewne o domu.
Odwróciłam się plecami do okna.
-Mogę ofiarować ci schronienie i obietnicę, jeśli zechcesz je przyjąć. Nie stanie ci się żadna krzywda i będziesz bezpieczna.
-Jaki jest haczyk? Wybacz mi śmiałość, Miłościwa Pani, ale co ty chcesz ode mnie w zamian?
-Gdy będę cię potrzebować przyjdziesz do mnie i zajmiesz się moim domem.
-Tylko tyle?- szepnęła z niedowierzaniem, a po chwili skrzywiła się, gdy uświadomiła sobie, że powiedziała to na głos.
-To wystarczy.
Poruszyła się na krześle, które nawet nie zaskrzypiało. Może być z nich najlepsza- pomyślałam.
-Tak czy nie?- spytałam, nie poddając się natłokowi pytań i innych… lepszych… ich rozwiązań.
-Tak- odparła pewnym głosem.- Zgadzam się, Miłościwa Pani.
Odepchnęłam się łagodnie od parapetu i podeszłam do niej. Przyłożyłam jej dłonie do policzków. Drgnęła, ale nie wyrwał się.
Spojrzenie jej wielkich oczu powstrzymałoby pewnie wielu, którzy zapomnieliby i zwątpili w nią. Była drobna, miała szansę. Mogła manipulować, kluczyć, ukrywać swoje plany i uczucia. Wystarczyłoby poświęciła dla niej odrobinę jej czasu. Pokazała, jak sprawić, żeby ludzi cię lubili i zaufali, jak dowiedzieć się o sprawach, które woleliby ukryć, jak wmówić im, że nie popełniają zbrodni, a wręcz robią coś dobrego, popełniając ją. Powinna zacząć od najważniejszej lekcji, ale ona jako kobieta dobrze ją znała. Nie można walczyć samotnie. Nigdy. Stado psów z łatwością zagryzie samotną wilczycę.
Ale samotna stara wilczyca jest wstanie zabrać ze sobą wiele parszywych kundli!- krzyknęły moje myśli.
Zbeształam się za porywczość, ponownie tłumiąc wszystkie odczucia. Mądrość wykazuje ten, który dostrzega więcej niż inni, który widzi nie patrząc, który słucha nie słysząc. Ona powinna taka być. Jako kobieta w tym świecie winna odnaleźć wiedzę w natłoku informacji, niczym kamyczek ze złożonej mozaiki. Poznanie, tego musiała się nauczyć. Informacja mogła być ważna, a nawet kluczowa, ale nie jedyna. Mędrzec skłóci sforę psów i stanie z boku, patrząc jak wzajemnie się zagryzają. Nigdy nie wolno stawać do walki samemu. Jeśli będzie pojętna nuczy ją grać w tę grę. Bo życie to była gra. Sama w sobie bezpieczna, ale zależało, z której strony się na nią patrzyło. Mogła stać się pionkiem, ale żałowałaby na starość lub mogłaby stać się graczem i psioczyć przez całe życie z uśmiechem na ustach. Nie było idealnego wyboru. Z jednej strony ból, a z drugiej ból, tylko w innej postaci. Bo życie to gra. To hazard. To ciągła walka. Możesz nie wiedzieć, kim jesteś, ale być czymś z władzą nad własnym losem. Wystarczyło wybrać. Każdy miał na początku dwa wybory, które stopniowo rozgałęziały wybraną drogę. Ale to kompletna bzdura, co mówią. One nie prowadzą w jedno miejsce. One nie hartują człowieka. One nie poddają go ‘’próbom’’. One nie różnią się od siebie. Nie istnieje ta dobra, milusia i wygodna. Obie są na równi…
Przymknęłam powieki, skupiając się na dziewczynie.
Droga.
Zakręty.
Wyboje.
Dziury.
Doły.
Kłamcy.
Intryganci.
Bandyci.
Mordercy.
Truciciele.
Banici.
Zdrajcy.
To cię ochroni, siostrzyczko- pomyślałam, czując ciepło rozlewające się w moim wnętrzu.- Jesteś jeszcze zbyt młoda, aby zrozumieć mój dar i zapewne nigdy go nie pojmiesz… Zaufaj im, a polecisz nad drogą. Polecisz, jak ja nigdy nie mogłam!
-Przystąpisz do moich sióstr i braci tego imperium, lecz pewnego dnia oni zginą, a ty jedyna przeżyjesz, wtedy odejdziesz do domu, który ci wskaże, do miejsca, które stworzyłam. Zamieszkasz tam i pozostaniesz do mojego powrotu. Staniesz się jego panią i jednocześnie podwładną- powiedziałam beznamiętnym głosem i puściłam jej policzki, na których pojawiły się czarne znaki, które bladły, zanikając.- Stworzyłam na twej twarzy wzór, który cię ochroni, a kiedy nadejdzie czas, abyś wyruszyła do mego domu, staną się one widoczne również dla ciebie.
Skinęła niepewnie głową, rozważając moje niezrozumiałe słowa.
-Ten pokój został opłacony na tydzień. W szafie znajdziesz nowe ubrania i rzeczy, które ci się przydadzą. Weź kąpiel, przebierz się i odpocznij. Za dwie godziny powinni przynieść ci posiłek do pokoju. Nie powinnaś go opuszczać, bo tutaj nic ci nie grozi, a poza obrębem budynku będziesz zdana na siebie. Nabierz sił, bo z ostatnim dniem tygodnia zjawi się t w o j a nowa rodzina. Będziesz wśród nich bezpieczna.
Ruszyłam do drzwi.
-A Pani, Miłościwa Pani?
Cmoknęłam z dezaprobatą. Będą musieli nauczyć ją także poprawnie mówić.
-Siostro- poprawiłam ją.- Przychodzę i odchodzę, ale nie martw się. W tym pokoju będziesz bezpieczna, Leo.
Z cichym westchnięciem wróciłam do rzeczywistości. Nareszcie otrzymałam to, o co prosiłam, a nawet z nawiązką. Przecież Lea, czyli pani Casa Della Notte wystąpiła we wcześniejszym wspomnieniu. Wszystko było ze sobą powiązane.
Schowałam książkę do plecaka. Skoro dawała mi przydatne informacje, zdecydowałam, że będę musiała strzec jej uważniej. Zaczęłam niespokojnie krążyć po pokoju, skupiając się na przekazie wspomnień.
Najpierw zobaczyłam ucieczkę grupy ludzi, którzy nazywali się rodziną. Był tam przywódca, ktoś, kogo wszyscy słuchali, ale w praktyce to moja nosicielka była liderem, choć ukrywała to. Ona podejmowała decyzje. Ona ich tam zebrała. Ona dała im dary… ich nadprzyrodzone zdolności. Lea, jak powiedziała, słuchała ziemi. Otrzymała tę umiejętność od autorki pamiętnika, która ją pobłogosławiła i ucałowała. Poza tym, co jeszcze wiem?
Podróżowała z bratem, który miał władze nad ptakami, ale nie zobaczyłam jego twarzy. Ten sam brat wystąpił w moim poprzednim wspomnieniu. Kierowali tam armią siłą… własnej woli. Była tam też jej siostra- Biała Strzała. Ona również ponownie pojawiła się we wspomnieniach. Moja nosicielka. Ten dom należy do niej. Zbudowała go i oddała pod opiekę, która nigdy się nie skończy, bo ona nie żyje. Zostanie tutaj do śmierci? W końcu, kto mógłby jej powiedzieć o tym. Przecież oni… mówili, że dom przemieszcza się niezmiennie. Może to oznacza, że w jakiś magiczny sposób on żyje i chroni siebie i swoją panią wiecznie wędrując. Czy to możliwe, że ten atak Lei, kiedy wzór na jej twarzy rozbłysł…? Mówiła również dziwne rzeczy. Słowa w nieznanym mi języku. Czy ona dostosowuje się do domu? To nieprawdopodobna teoria, ale wiele do niej prowadzi. Przysiadłam na brzegu łóżka i wpatrywałam się w róg szafy.
I jeszcze choroba Jordana. Stanęło mu serce. Na chwilę umarł, nie otarł się o śmierć, lecz zanurzył w niej, a ja z trudem wyciągnęłam go z niej. Lea go opluła. Czy to było przyczyną choroby? Moja nosicielka, jak od jakiegoś czasu nazywałam autorkę pamiętnika i właścicielkę wspomnień, ona uprzedzała, że wzór na twarzy Lei będzie ją chronił. Czy to była obrona? Tylko, że Jordan jej nie zagrażał. Już prędzej powinna była opluć Daniela. Może spudłowała? Problemy ze wzrokiem? Kto wie? Przecież nawet nie znam jej wieku.
Opadłam na materac. Był wyjątkowo miękki i lekko ugiął się pode mną.
Miałam tyle pytań, a żadnej konkretnej odpowiedzi. Czy posiadałam jakąś zastępczą teorię?
Koszmar? Wypadek? Utrata przytomności? Uszkodzenie mózgu? Śpiączka? Utrata pamięci i chaotyczne łączenie faktów w nieprawdopodobną historie? Halucynacje? Choroba umysłowa? Schizofrenia? Hipnoza? Omamy? Urojenia oniryczne? Inna rzeczywistość? Świat równoległy? Kosmici? Kontrola umysłów? Matrix?
Zaśmiałam się głośno. Każda teoria oznaczała dla mnie, coś niepewnego lub niebezpiecznego, a każda kolejna wydawała się być bardziej nieprawdopodobna, choć niemniej niż pomysł istnienia greckich bóstw.
Z zamyślenia wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. Wstałam, przygładziłam przód sukienki i otworzyłam.
-Witaj, Duradarsi- przywitała mnie Lea i skinęła mi głową.
-Witaj- odparłam, starając się nie zdradzić z prawdą, którą o niej poznałam. Prawdą?- Wejdziesz?
Skinęłam głową. Po raz pierwszy skupiłam się bardziej na niej. Miała lekki chód, przez co wydawała się sunąć z ogromną gracją.
-Czy zechciałabyś mi pomóc na poddaszu?- spytała, przystając po środku pokoju.
-W czym?
-Rzadko mam okazję gościć tobie podobnych, lecz ciekawi mnie wasza fizjologia. Od dłuższego czasu eksperymentuje z substancjami z całego świata. Posiadam pewien jad bardzo rzadkiego gatunku węża, który po zmieszaniu z kilkoma równie egzotycznymi składnikami, skutkował powstaniem pewnej substancji, której działanie chciałabym sprawdzić. Czy zgodzisz się?
Spojrzałam na nią, rozważając jej propozycję. Może w ten sposób uzyskam odpowiedzi, których szukam?
-Zgoda- odparłam, kiedy mierzyła mnie wszechwidzącym spojrzeniem.
Podążyłyśmy na wyższe pięta pięknymi rzeźbionymi schodami. Poręcze były wykonane z czarnego metalu, w którym zostały umieszczone delikatne wzory z obsydianu oraz morionu*, ozdobiono dodatkowo kamieniami szlachetnymi, które tworzyły niezwykłą grę światłem na stopniach. W złoto- pomarańczowym blasku topazów i padparadży* jej suknia lśniła niczym wykonana z pyłu czarnych diamentów. Jej włosy zdawały się mienić płomieniami w tym świetle, ale ona zupełnie nie zwracała na to uwagi. Sunęła delikatnie, pozwalając materiałowi rozpłynąć się po stopniach. Szłam za nią, podziwiając te niecodzienne zjawisko.
Dotarłyśmy na podwyższenie lub na ostatnie piętro. Zgodnie z niepisanymi prawami w domu czarownicy powinno być tu ciemno i duszno, z sufitu mają się zwieszać pajęczyny, a na półkach stać słoje ze zmumifikowanymi okropieństwami. Oczywiście przydałoby się też kilka wielkich ksiąg magicznych, osmolony kocioł i jakiś zwierzak. Najlepiej kot. Czarny. To pomieszczenie jako tako spełniało wymogi dotyczące domu czarownicy lub kogoś w kategorii „Dziwne, omijać szerokim łukiem”. Co prawda nadal brakowało w nim odpowiednich ozdobników w typie ludzkiej czaszki czy chociażby mumii noworodka, ale ogólnie wyglądało całkiem nieźle, choć nagrody za Halloween’ owe dekoracje nie otrzymałaby nawet za sto lat. Choć musiałam przyznać, że drugiej takiej komnaty, pełnej tajemniczych przyrządów, kryształów, szklanych kul i dziwacznych mechanizmów stojących na wszystkich półkach, szafkach, stołach lub wiszących pod powałą, trudno byłoby szukać na całym świecie.
Jej pracownia, oświetlona promieniami słońca, wpadającymi przez przeszklony dach, wyglądała, jakby eksplodowała w niej tęcza. Tysiące kryształów rozszczepiało światło na miliardy promyków, które mknęły przed siebie, wpadały na ściany, odbijały się od stalowych luster, kawałków szkła, metalu i kamieni, błyskały w kątach i pod sufitem, zawracały i pędziły z powrotem. Istna orgia światła.
Można było dostać oczopląsu.
-Usiądź- powiedziała, wskazując jedno z krzeseł przy stoliku, z którego wszystko zabrała.
Usiadłam, śledząc ją wzrokiem. Rzucając się w szaleńczy bieg po poddaszu. Wydawało się, że łapie różne rzeczy na chybił trafił i układa je na szerokim stole – puste kartki, pióro, kilka kryształów, wielokolorowych fiolek oraz innych dziwnych przedmiotów. Lea niecierpliwym gestem uniosła dłoń i pstryknęła palcami. Szklany dach pociemniał, a szalejące promyki zgasły. Przysiadła na krześle naprzeciwko mnie.
-Musisz dobrze zrozumieć, co zamierzam zrobić. W każdej chwili będziesz mogła się wycofać. Nie będę cię za nic winić. Masz do tego pełne prawo.
Skinęłam.
-Dobrze, więc zacznijmy- odparła z uśmiechem, który rozjaśnił jej twarz.- Wypijesz substancję, która nie zaszkodzi twojemu zdrowiu. Znane mi skutki uboczne to migrena, zawroty głowy lub mdłości. Jeden na pięćdziesięciu, którzy jej spróbowali stracił przytomność, ale był to skrajny przypadek.
-Rozumiem.
-Na początku możesz czuć zawroty głowy, a nawet mogą nastąpić zaburzenia ortostatyczne. Później twój umysł powinien się oczyścić. Do tego stanu dążymy. Potem skutki działania tej substancji wygasnął i zostaną mglistym wspomnieniem.
-Jasne.
-Dalej chcesz to zrobić?
-Dla dobra nauki wszystko- odparłam z naciąganą nonszalancją.
Podała mi fiolkę z płynem. Barwą przypominał sfen, znany jako tytanit. Odetkałam fiolkę i powąchałam.
-Jest bez zapachu i smaku- wyjaśniła, uważnie mnie obserwując gotowa do robienia notatek.
Zawsze mogłam się mylić, co do niej- pomyślałam i wypiłam fiolkę. Odstawiłam szklane naczynie na stolik i zastanowiłam się nad tym jak się czuje.
-Brak zmian- mruknęłam.
-Doustny sposób podania spowalnia nieco działanie substancji- wyjaśniła.- Może się przejdziesz? To powinno przyspieszyć proces.
Wstałam i zaczęłam bez sensu krążyć po poddaszu, gdy wszedł Jordan. Rzucił mi zdziwione spojrzenie.
-Co ona tutaj robi?- spytał trochę zbyt ostro jak dla mnie.
-Pomaga mi.
-Ale przecież stanęliśmy! Powinna teraz siedzieć w swoim pokoju- zaoponował wzburzony.
-Nadal nie pojmujesz istoty tego miejsca. Oni nas nie wyczują ani nie zobaczą. Dom chroni nas niczym osłona obozu półkrwi.
-Jakiego obozu?- spytałam, wycierając rękawem sukienki pot z czoła, Chyba ten jad działał napotnie.
Ignorując mordercze spojrzenie Jordana, zbliżyłam się do kobiety. Uśmiechnęła się do mnie lekko.
-Obozu półkrwi. To miejsce dla takich jak on- oznajmiła, wskazując na Jordana.- Tam mogą być sobą i uczyć się przetrwać wśród…
-Przestań!- warknął.
Spojrzała na niego zaskoczona.
-Dlaczego, dziecko?
-Ona nie powinna o nim wiedzieć. Nie jest jedną z nas-syknął, choć z trudem zrozumiałam znaczenie jego słów, zagłuszanych przez dzwonienie w uszach. Przyłożyłam sobie zimną dłoń do policzka, oddychając głęboko, ale to mi nie pomogło. Chciałam coś powiedzieć, uprzedzić ich, ale nagle ściany zawirowały wokół mnie. Nie zdałam sobie nawet sprawy z tego, że czyjeś silne ręce mnie podtrzymały, gdy nogi się pode mną ugięły. Zacisnęłam powieki i poczułam, że ktoś położył mnie na ziemi.
-Vivienne?
-Słabo mi- jęknęłam, uchylając powieki, kiedy mdłości ustąpiły, a świat wokół mnie na powrót stanął.
-Z pewnością. Czy światło jest za jasne?
-Tak- Zamrugałam kilka razy.-Mam wrażenie, że szybuje. Jak to możliwe? Przecież nie dotknęłam kartki.
Miałam wrażenie, że coś wymamrotał cicho, ale nie zrozumiałam słów.
-Nie szybujesz- odparł wyraźnie głos.- Teraz światło jest lepsze?
-Tak, ale wciąż za jasne.
-Nie mogą już nic więcej zrobić, bo sama przestanę cokolwiek widzieć. Twoje oczy są w tej chwili nadzwyczaj wrażliwe. Zmruż je, jeśli musisz.
-Na pewno nie unoszę się w powietrzu?
-Na pewno.
-Lecimy w balonie?
-Nie. Pamiętasz, gdzie się znajdujesz?
-W Casa Della Notte.
-I jak w związku z tym się czujesz?
-W tej chwili nie najgorzej. Chyba powinnam się bardziej denerwować porwaniem lub raczej pułapką, ale co poradzić, przecież sama tutaj zmierzałam.
-Naprawdę?- Nawet w obecnym stanie usłyszałam niedowierzanie.
-Tak. Aida kazała mi tu przyjść.
-Więc skoro już się tu znalazłaś w pułapce, to czym się martwić?
-Słusznie- mruknęłam.- To powinno być moje motto.
-Rozluźnij się. Jad ci pomoże. Zadam ci kilka pytań.
-Kim jesteś?
-Panią Casa Della Notte.
-Znam cię.
-Doprawdy?- Wyraźnie ją zaskoczyłam.
-Jeździłaś z Dansetem po stepie. Miałaś fajnego kucyka. Był tak zabawny. No i lubisz się grzebać w ziemi. Przyjemne zajęcie. Każdy lubi się czasem poleżeć na plaży, ale ty wolisz jej słuchać, bo otrzymałaś dar…
-Skąd to wiesz?!
-Co?
-Skąd mnie znasz?!- Podskoczyłam, kiedy na mnie krzyknęła.
-Z książki, ale to tajemnica. Nie wolno nikomu mówić- szepnęłam.- To niebezpieczne.
-Dobrze- mruknęła nadal wzburzona.- Myślisz klarownie?
-Tak, myślę niezwykle… klarownie. To odpowiednie słowo. Pamiętam tyle rzeczy. Zbyt wiele zapomniałam…
– To nieważne.
-Ważne- zaprzeczyłam.- Pamiętam przeszłość, ale nie teraźniejszość. Ciekawe, czy…
-Kim jesteś?
-Co za głupie pytanie? Jestem kim jestem, kim byłam i kim zawsze będę.
-Co jej jest?- trącił się drugi głos.-To nie jest odpowiedź.
-A jaka może być inna odpowiedź? To jedyna warta powiedzenia- zaoponowałam.
-Co tu robisz?
-Czy to jest maraton niemądrych pytań?
-Co tu robisz?!- nalegał głos.
-Niesamowite. Jedno idiotyczne pytanie za drugim. Odwiedzam cele jak doskonale wiecie.
-O czym ona bredzi?- szepnął drugi głos.
-Nie odwiedzasz cel- odparł pierwszy głos.
-Co u licha jest z wami nie tak? Coś ciekawego w waszej herbacie? Nic dziwnego, że wasi więźniowie są mordowani. Jeśli nawet nie pamiętacie, kogo wpuszczacie i wypuszczacie. Wpuściliście mnie i dziękuje wam za to! A teraz najwyraźniej muszę …- zawahałam się, mrużąc lekko oczy.
-Tak? Co musisz zrobić?- spytał łagodnie drugi głos.
-Twoje oczy są zbyt blisko siebie- stwierdziłam.
-Skup się!
-A ty jak się możesz skupić? Przecież prawie jesteś cyklopem!
-O czym ty…?
-Przywalę mu- mruknęłam do pierwszego głosu.
-Nie- Jej głos skoczył oktawę wyżej.
-Tylko raz.
-Nie
-Może zmądrzeje.
-Nie!
-Pójdę na kompromis. Zabije go, a jeśli okaże się, że niepotrzebnie, to przeproszę.
-Odsuń się!- Pierwszy głos syknął do drugiego.- Odejdź i usiądź tam.
Usłyszałam ciche szuranie podeszew i skrzypienie krzesła.
-Czy pamiętasz jak się nazywasz? Swoje imię?
-Vivienne. Nazywam się Vivienne Shepard, ale nazywają mnie również siostrą, prawdą oraz Duradarsi, choć nie wiem dlaczego.
-Pamiętasz coś zwykłego, coś ze swojego życia?
-Prócz cyklopa? To normalne?
-Czy pamiętasz…?
-Czego się boi?- zaproponował drugi głos.
-Tak. Czy pamiętasz, czego się boisz?
-Że zabije mnie marionetka albo gorzej taka pacynka brzuchomówcy.
Drugi głos parsknął śmiechem.
-Co cię jeszcze przeraża?
-Przeraża mnie zmiażdżenie lub okaleczenie części ciała. Odkrycie, że nikt nie ma duszy, a ja wierzę w kłamstwa. To, że mogłyby zginąć kolejne bliskie mi osoby. Że mogłabym się udusić. Zatruć. Doznać uszkodzenia mózgu. Boje się utonięcia. Gangreny. Poparzenia. Skażenia radioaktywnego. Wydłubania oczu lub ogłuchnięcia. Przeraża mnie diabeł i inne demony. Boje się, że pępek mógłby mi się rozwiązać. Myśl, że zapomniałabym o zajęciach w szkole i pobiliby mnie zbyt mocno. Wypicie zepsutego mleka. Ból ucha. Zgubienie książki. Pojmanie przez łowczynie. Tortury, na których opowiedziałabym prawdę. Boję się bólu zęba i brak dentysty oraz myśl, że gdybym sama próbowała coś zrobić…- Wzięłam głęboki oddech.- Obawiam się ognia i spalenia żywcem. Śmierci. Budyniu. Zachorowania na wściekliznę. Paraliżu. Zachorowania na raka. Obudzenia się i zrozumienia, że to był tylko sen. Boje się prawdy. Halucynacji. Urojeń. Piłek. Jajek, bo nie wiem, co z n ich wylezie. Że dostanę w szkole Hippopotomonstroseskuipedaliofobii albo Epistemofobii lub Dextrofobii*…
-Coś jeszcze?
Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale wydałam z siebie tylko przeciągły jęk.
-Jad zanika- powiedział głos, a ja zapadłam w sen.
*****
Otworzyłam oczy, czując potrzebę rozprostowania kończyn. Ziewnęłam przeciągle próbując zapomnieć mój dziwny sen. Usiadłam z cichym jękiem, czując odrętwienie mięśni. Spuściłam nogi z łóżka i powoli wstałam. Powlokłam się do łazienki, ledwo widząc na oczy. Weszłam do wanny, usiadłam w niej i odkręciłam kurek. Zimny prysznic otrzeźwił mnie. Odgarnęłam mokre włosy z oczu i zadrżałam. Wyszłam z wanny, ociekając wodą. Mokra koszula nocna przylgnęła do mojego ciała. Podwinęłam ją i wykręciłam, pozbywając się nadmiaru wody. Puściłam pognieciony materiał. Podreptałam do pokoju, zostawiając za sobą mokre ślady. Podniosłam z krzesła moje ubrania i wróciłam do łazienki. W mokrej koszuli nocnej stanęłam przy umywalce, zabierając się za pranie. Szybkimi ruchami namydliłam ubrania i wypłukałam je w chłodnej wodzie. Strzepałam, wzbijając wilgotną mgiełkę. Wyprany strój ułożyłam na krześle, żeby chwilę przesechł. Zdjęłam z siebie mokre ubranie, które rzuciłam do umywalki. Nie mogłam przestać drżeć. Wzięłam gorący prysznic, ale wciąż trzęsłam się jak młode jagnie. Przeczesałam palcami czyste włosy, zawinięta w ręcznik. Wytarłam się i wysuszyłam włosy. Ubrana w bieliźnie sięgałam po sukienkę, kiedy cały dom zadrżał w posagach. Złapałam ubranie i pospiesznie je włożyłam. Skamieniałam, gdy dom zadrżał po raz drugi. Nasłuchiwałam, ale nagle wszystkie odgłosy we mnie stały się wyolbrzymione. Krew płynęła w moich żyłach jak autostrada w godzinie szczytu. Serce stało się gongiem, a płuca lokomotywą parową. Pusty brzuch upomniał się o moje względy z głuchym pomrukiem, który przypominał odgłos odległej burzy. Nagle usłyszałam coś, co przelało czarę. Odgłos wyłamywanych drzwi napełnił moje żyły nową adrenaliną. Złapałam plecak i wypadłam przez drzwi. Skręcałam właśnie z butami w ręku za zakręt, kiedy schodami na moje piętro wszedł obcy człowiek z psem u nogi. Zatrzymałam się, nie mogąc oderwać od niego oczu, choć wydawał mi się zakryta za jakąś mgłą, sunącą krok w krok za nim. Był dobrze zbudowany, sądząc po kształcie jego ubrania oraz niezwykle wysoki. Mogłabym przysiąc, że miał ponad dwa metry z hakiem. Gdy mgła rozrzedził się dostrzegłam więcej szczegółów, kiedy spojrzał w moim kierunku. Miał proste rysy twarzy wyróżniały wyraźnie zarysowane kości policzkowe i wysokie czoło, na które opadały jasne włosy. Jego oczy przyciągały barwą oceanu podobną do mojej lub mojej mamy, lecz były jakby groźniejsze, niczym morze przed sztormem. Skierował się do mojego pokoju, ale jego pies węszył wokół. Nagle spojrzał na mnie swoimi przekrwionymi oczami, a ja poczułam strużkę zimnego potu na plecach. Zaczęłam się cofać, wpatrując się potwornego psa, kroczącego do mnie. Z jego gardzieli wyrwał się niski warkot, kiedy wyszczerzył kły. Mężczyzna ubrany w czarny płaszcz na purpurowej koszuli, wyszedł z pokoju i powędrował za spojrzeniem psa. Skuliłam się, ściskając mocno buty w dłoni.
– οργή, απλά!- Wściekłość, wystarczy!
Pies zamarł, cichnąc, choć wciąż śledził mnie wzrokiem.
-Kim jesteś?- spytał niskim, głębokim głosem.
– κάποιος- Nikim.
Zaśmiał się. Słysząc mój cichy, zlękniony głos. Niedoczekanie twoje, bydlaku!
– Ξέρετε τη γλώσσα μου. Ασυνήθιστο για κάποιον έξω από το σπίτι. Αλλά θα πρέπει να έχει ένα όνομα. Ποιο είναι το όνομά σου;- Znasz mój język. Niezwykłe dla kogoś z tego domu. Ale musisz mieć imię. Jak cię zwą?
– Μου δόθηκε πολλά ονόματα, αλλά εδώ φοράω Berenika- φέρνοντας τη νίκη- Nadano mi wiele imion, lecz tu noszę Berenika- przynosząca zwycięstwo.
– Αυτό είναι ένα καλό όνομα.- To dobre imię.
Skinęłam, odważnie patrząc mu w oczy, które wydawały się mieć teraz jaśniejszą barwę.
– Ψάχνετε για ένα κορίτσι που φίλησε από τη φωτιά.- Szukam dziewczyny pocałowanej przez ogień.
Skinęłam nieśmiało. Uznał mnie za bezbronną- pomyślałam z zachwytem.
– Ξέρετε πού είναι?- Wiesz, gdzie jest?
Skinęłam ponownie.
– όπου ?-Gdzie?
– Αυτό το σπίτι που προστατεύει- Ten dom ją chroni.
– Αυτό το σπίτι- To dom.
– Κάνεις λάθος, ξένος.- Mylisz się, nieznajomy.
Odwróciłam się zuchwale i ruszyłam korytarzem. Usłyszałam jego kroki za mną, ale mnie nie zatrzymał.
– Είναι αυτή η ουσία?- Czy to jej rzeczy?
– έτσι- Tak.
– Δώστο μου- Daj mi je.
– Δεν ξέρω ποιος είσαι.- Nawet nie wiem, kim jesteś.
– Έχω, επίσης, πολλά ονόματα.- Ja również mam wiele imion.
– Αυτή δεν είναι η απάντηση.- To nie odpowiedź.
– Άρης.
Zamarłam, nie zdolna do najmniejszego ruchu.
Ares.
Bóg wojny, żądzy krwi, przemocy i odwagi.
Czyli Aida mówiła prawdę?
– Τι συνέβη- Co się stało?
– Μπορείτε Άρη? Αυτό Άρη?- Jesteś Aresem? Tym Aresem?
– έτσι- Tak.
Ruszyłam dalej, próbując przypomnieć sobie jego historię lub mity z jego udziałem.
-Μπορείς να μου προσφέρει ένα από τα πράγματα που θα μπορούσα να βρω μια κοπέλα?- Czy ofiarujesz mi jedną z jej rzeczy, abym mógł znaleźć dziewczynę?
-Όχι.- Nie.
Złapał mnie brutalnie za ramię, odwracając twarzą do siebie.
-θα υποφέρουν- Będziesz cierpieć- warknął z ekstazą i gwałtem w oczach koloru burzowego nieba.
-Δεν μου επιτρέπεται. Αυτό συνεπάγεται να μου υποσχεθείς. Styx ήταν μάρτυρας μου.- Nie wolno mi. Wiąże mnie obietnica. Styks był mi świadkiem- powiedziałam z uczuciem, starając się wykorzystać swoją wiedzę.
Jego uścisk zelżał, a oczy odzyskały łagodniejszą barwę.
– Δίας ορκίστηκε επίσης γιατί πρέπει να την βρω.- Zeus też przysiągł, dlatego muszę ją znaleźć.
– Συγχωρέστε με.- Wybacz mi.
Wysunęłam się z jego uścisku odwaznie i podniosłam rzeczy. Ruszyłam dalej szybszym krokiem.
– Σε αυτήν- Na nią- mruknął.
Spojrzałam za siebie. Ares zakrył oczy dłonią, kiedy jego pies pomknął na mnie. Ruszyłam biegiem, czując kolejną dawkę adrenaliny we krwi. Wiedziałam, że nie dam rady uciec psu gończemu. Czułam już jego oddech za sobą.
-Ukryj mnie- krzyknęłam.- Casa Della Notte! Ukryj mnie!
Przede mną pojawiły się otwarte drzwi. Bez zastanowienia wpadłam przez nie i nie przystanęłam nawet, gdy zatrzasnęły się za mną. Biegłam kolejnym korytarzem. Skąd wiedziałam, że to nie ten sam? W tym światła paliły się blado zielonym blaskiem, a nie białym jak w głównym korytarzu. Biegłam dopóki nie miałam już dość sił by unieść nogi, a płuca paliły mnie żywym ogniem. Ból w boku wyraźnie wybijał się ponad inne. Padłam na kolana, ciężko dysząc. Łomot serca, zagłuszałam krew hucząca mi w uszach. Oparłam się policzkiem o zimną podłogę, drżąc. Nie mogłam uwierzyć w to, że umknęłam przed tą bestią. Skuliłam się, usiłując zapanować nad swoim ciałem. Opadłam na lewy bok przy swoich rzeczach. Namacałam w plecaku książkę i przycisnęłam ją do serca, pragnąc ją ochronić, choć sama nie wiedziałam, przed czym. Przed prawdą? Nie wiem jak długo leżałam bezwładna, ogarnięta niemocą, zanim usłyszałam cichy głos. Dobrze znany mi głos. Przymknęłam powieki, dziękując domowi za jego ratunek, kiedy Jordan dopadł do mnie.
~*~
*Padparadża- odmian korundu, znanego potocznie, jako rubin o żółtej i pomarańczowej barwie.
Morion- odmiana kwarcu o czarnej barwie, jak u obsydianu.
Hippopotomonstroseskuipedaliofobia- strach przed długimi słowami.
Epistemofobia- strach przed szkołą.
Dextrofobia- strach przed rzeczami po prawej stronie.
Fajnie, że będzie jeszcze trochę części. Lubię to opko!
Ta część niektóre rzeczy trochę mi rozjaśniła, ale inne jeszcze bardziej pogmatwała. Nie wiem, jak dotrwam do kolejnej!
Dużo emocji, przeżyć, główna bohaterka jest świetna
Świetne cośtam-fobie, niektóre znam z takiej fajnej książki 😀
Mimo wszystko… W tej części zabrakło mi „Tego Czegoś”. Po prostu… No ni wim.
Dziękujębardzodziękuję… Uff, bardzo za dedykację, to zawsze miłe zaskoczenie 😛
Zniecierpliwiona Jane, czekając na CD i usiłująca nie dostać gorączki od nadmiaru emocji i nowych Opek na blogu…
<3
Bardzo fajne.
Ło. Od jakiegoś czasu czytam Twoje opka i… tak, strasznie mi się podobają.
Masz lekki styl, który jest przyjemny w czytaniu.
Plus wiele tajemnic. Lubię tajemnice ;3
Czekam z niecierpliwością na następną część!
Dziękuję za odpowiedzi na pytania, no i za dedykację.
Część fajna, niezbyt pogmatwana, można odetchnąć choć trochę. Cóż więcej pisać, czekamy na ciąg dalszy.
Ty wiesz,że mi się to podoba 😀
Dzięki za dedyczkę ;P
Super. Nie mogłam przestać czytać. Po prostu klasa sama w sobie.
Naprawdę, jestem pod wrażeniem. Cudnie piszesz. Gdyby wszystkie opka na RR takie były… .