Przysyłam to oto coś, crossover Percy Jackson&Kroniki rodu Kane.
Wiem, że jest już tego dużo, ale moje będzie miało trzy części, przynajmniej tyle mam w planie. Wszystkie nieścisłości wyjaśnią się później, bądźcie cierpliwi.
Pozdrawiam, Amadea
PS: Czytasz=Komentujesz
***
Carter– rozległ się irytujący głos w mojej głowie, przerywając mój głęboki sen.
Przez kilka sekund nie mogłem się zorientować o co chodzi, ale wtedy sobie przypomniałem. Ten dziwny obozowicz, którego spotkałem rok temu. A miałem nadzieję, że już nigdy go nie spotkam… Nadzieja matką głupich.
Carter, rusz swój zapchlony zadek i pomóż. Mam kłopoty olbrzymie kłopoty, weź zgarnij tych swoich całych przyjaciół i przyjedz. Mam nadzieję, że mnie słyszysz– tym razem to był rozkaz. Trochę mnie to wnerwiło. Dobra nie trochę, w ciągu zaledwie kilku sekund wnerwił mnie do białości. Czym? Samym swoim istnieniem i tonem.
Skąd mam wiedzieć, że to nie pułapka?- zapytałem się pełen podejrzeń. A może dlatego, że chciałem iść dalej spać? Nieważne. Po prostu nie ufałem mu. Ale w sumie wezwał mnie na pomoc. Musiał być bardzo zdesperowany, skoro mnie potrzebuje… Ale może to zaczekać do rana chcę się wyspać, przez cały dzień musiałem się uganiać za nowymi magami, którzy musieli przetestować jak szybko każdy przedmiot się niszczy.
Jęknąłem na samą myśl o tym.
Jeśli przez pułapkę rozumiesz niebezpieczeństwo w którym możesz zginąć, tak to jest pułapka. Ale ja też w nią wpadłem, więc jak, będziesz nadal myślał jak idiota, patrząc jak Gaja niszczy świat, czy pomożesz? Naprawdę nie mam czasu gadać!- Percy nakrzyczał na mnie w myślach. Bogowie, jak to brzmi.
Na serio, sądził, że to mi wszystko wyjaśni? Jego słowa przyniosły mi tylko jeszcze większy ból głowy. Jaka Gaja? Jakie zniszczenie świata? O nie, nie, nie ja się na to nie pisałem! Pokonałem Apophisa z pomocą i to mi wystarczy na całe życie. Przecież zaplanowałem sobie wszystko- będę uczyć do starości nowe pokolenia, wyjdę za Zyię i będę miał gromadkę dzieci. Taki genialny plan, popsuty przez kolejny koniec świata. Za jakie grzechy muszę go ratować? Chociaż raz nie mogli to zrobić za mnie?
To się nazywa mieć przeklęte przeznaczenie.
Gdzie jesteś?– zażądałem odpowiedzi, która przyszła natychmiast.
Ateny, koleś pośpiesz się, nasza obrona długo nie wytrzyma…
I tyle. Ściągnął rękę, najprawdopodobniej, z hieroglifu. Będzie się długo tłumaczył, tak łatwo się nie wymiga.
A jeśli przez niego zginę… Zabiję go.
Najchętniej w ogóle bym nie szedł, ale obiecałem, że stawię się na wezwanie, a ja zawsze dotrzymuję słowa.
Wstałem z łóżka, próbując nie obudzić Chufu, śpiącego w hamaku, co nie było wcale takie łatwe. Rozejrzałem się po pokoju. Nadal panował bałagan. Świetnie. Otworzyłem wielką, drewnianą szafę, kompletnie nie pasującej do żółtych ścian i piaskowych paneli, i wyciągnąłem z niej lniany strój. Ubrałem się w pośpiechu, co chwila klnąc na porozrzucane przedmioty- resztki po wczorajszych magach. Pobiegłem do Sadie, niemal się nie zabijając na coraz to różniejszych przedmiotach. Mieli to przed snem posprzątać! Zbiję ich, zaraz po Percym.
Znalazłem ją na balkonie gotową do wyjścia, jakby już wiedziała, że wyruszamy we dwójkę na pomoc. Wpatrywała się w srebrną tarczę księżyca, wiszącą pośród czarnego nieba i gwiazd.
Ubrana była jak zwykle, w proste jeansy i fioletową koszulkę z nadrukiem. Od tygodnia w jej blond włosach widać było purpurowe pasemka. Denerwowało mnie to, że wszystko było na mojej głowie, zawsze jak jej potrzebowałem, to ona miała ważniejsze sprawy typu randka z Anubisem/Waltem.
– Do Aten?- spytała od razu.
– Skąd… A nie ważne, tak Ateny.
Przez te kilka lat z nią spędzonych czegoś się nauczyłem- lepiej się nie pytać i żyć w błogiej nieświadomości.
– Trzymaj się mocno!- Krzyknęła łapiąc mnie na rękę. Nie mam pojęcia jak, lecz w następnym momencie znaleźliśmy się na środku… bitwy.
Tak to odpowiednie słowo. Sceneria, była okropna. Krwisto-czerwone niebo i chmury w takim samym kolorze. Co chwila rozlegał się grzmot pioruna. Znajdowałem się na czymś, co mogło być kiedyś placem, centrum miasta. Wyglądało… Inaczej, płonące budynki, ruiny posągów i domów. Żrący dym przepełniał powietrze i wdzierał się do płuc i oczu, drażniąc je. Cała ta sceneria stanowiła jakby tło dla setek, lub może tysięcy dziwnych stworzeń ścierających się z ludźmi. Nie, stop.
Dziwne uczucie ścisnęło mi serce. Zobaczyłem dzieci, nawet dziesięciolatki, przemykające się między jednym, a drugim wrogiem. Ujrzałem jak padają bezwładnie, usłyszałem szlochy, krzyki, ponaglenia do walki, śmiechy tych dziwnych stworów. Poczułem jak wypełnia mnie gniew, jakiego chyba nie czułem- nawet podczas bitwy z Apophisem. Te dzieci zbyt przypominały mi magów z Domu Brooklińskiego, moich przyjaciół.
Siostra chwyciła mnie za dłoń i ścisnęła ją mocno. Popatrzyłem się na nią, zrozumiałem. Ona miała takie same odczucia- już wcześniej widzieliśmy dużo śmierci, ale nigdy w takiej ilości. Dobra, podczas wojny z wężem Chaosu niby przed naszym nosem zniszczono cały nom, podczas gdy my próbowaliśmy ocalić księgę, czy co to tam było, ale tam magowie byli dorośli, ci tutaj byli zaledwie nastolatkami.
Dwie silne dłonie pociągnęły mnie za sobą. Wpierw zaparłem się, ale wtedy zobaczyłem Percy’ego, a i tak chwilę zajęło mi rozpoznanie go pod warstwą pyłu, w podartej koszulce, która ujawniała kilka paskudnych rozcięć. Pozwoliłem się prowadzić, wiedząc, że dużo czasu nie mamy. W myślach wezwałem wujka przekazując mu co się dzieje*. Mam tylko nadzieję, że się pośpieszy.
Dotarliśmy do czegoś, co można nazwać szpitalem polowym. Młodzież (czemu nigdzie nie było dorosłych?) krzątała się między kolejnymi łożami przykładając jakieś zioła do ran, podkładając wodnistą breję do ust i co chwila tworzącą nowe posłania dla kolejnych osób. Niektóre z nich, przykryte były białymi płótnami, zaplamionymi rdzawym kolorem. Nie żyli.
Podeszła do nas jakaś drobna blondynka. Jej stan nie był wiele lepszy od Percy’ego, również była brudna i miała paskudną ranę wzdłuż całej ręki. Przynajmniej miała zbroję, która chroniła lepiej niż zwykła koszulka koszulka.
– To są ci twoi przyjaciele, którzy mają nam pomóc?- zapytała się z irytacją, lustrując nas spojrzeniem szarych oczu.- Oh, Bogowie, jesteśmy zgubieni!
Byłem lekko zirytowany. Dobrze, może nie wyglądam na jakiegoś wielkiego wojownika, ale przecież wygląd to nie wszystko!
Sadie pufnęła z rozdrażnieniem. Dziewczyna posłała jej mordercze spojrzenie i z niesmakiem zmarszczyła brwi.
– Jeżeli to jest nasz ratunek, to przegramy- mruknęła patrząc smutno na chłopaka. Zrobiło mi się trochę go żal, nie do końca wiem dlaczego.
– Ale… Ann, nie możemy przegrać- odparł, a jego oczy przepełniła determinacja. Doskonale go rozumiałem, nie tak łatwo jest przyznać się do porażki.
– Żadnych ale, Glonomóżdżku. Nie chcesz tego powiedzieć, lecz przegrywamy. Jeśli Bogowie nie przybędą z Jasonem, Frankiem i Hazel, zginiemy, a nawet jak dotrą na czas, mamy małe szanse. Po prostu… Obiecaj mi, że nie zrobisz niczego głupiego- powiedziała stanowczo. Poczułem się jak intruz, jakbym przeszkadzał im w czymś ważnym, więc z uwagą zacząłem przyglądać się ścianie za nimi.
Percy odwrócił wzrok, jakby unikając odpowiedzi.
– Obiecuję- wydusił nie patrząc na nią.
– Percy, spójrz na mnie- rzekła twardo, a może raczej rozkazała?
– Dobrze wiesz, że nie mogę ci tego obiecać. Jeśli będę mógł poświęcić za kogoś życie, dobrze wiesz, że to zrobię- mruknął patrzeć jej prosto w oczy. Teraz poczułem się bardzo jak intruz, jakbym przeszkadzał im w pożegnaniu, czy czymś takim.
– Wiem i za to cię kocham.-Przytuliła go mocno i chwytając sztylet wybiegła na zewnątrz.
Ciąg przekleństw wydobywających się z ust bruneta, bynajmniej nie zasługuje na powtórzenie.
– Gdzie reszta?- zapytał się opanowany.
– Zaraz dojdzie- bąknąłem, nie bardzo wiedząc co więcej dodać.
– Wiesz, miałem zamiar zabić cię przy następnym spotkaniu, więc nie mam pomysłu co dodać…- uśmiechnął się przepraszająco, co było dziwne jak na taką sytuację. Milczeliśmy przez moment, ale potem, oczywiście Sadie krzyknęła:
– Czy ktoś mi wyjaśni co się tutaj dzieje!
– To długa historia… W skrócie zróbcie wszystko co trzeba, byle, żeby żaden stwór nie wszedł do Partenonu i nie zgasił ognia… Nie pytajcie się dlaczego to skomplikowane- westchnął wyjaśniając.
Chyba wolałem o niczym nie wiedzieć…
Wtedy wpadł na mnie chłopak, wywracając. Zielonooki z rozwianymi na wszystkie strony brązowymi włosami z szerokim uśmiechem. Ałć. To bolało, sami zobaczcie jak to jest, jak pięćdziesiąt kilo zwala ci się klatkę piersiową, omal jej nie miażdżąc. Genialne uczucie czyż nie.
Szybko się podniósł i rzucił do Percy’ego, który wcale nie wydawał się zdziwiony całym zajście, z prędkością karabinu maszynowego:
– Zachodnia brama, pomoc, Arachne.
I tyle go widzieliśmy, wybiegł równie szybko jak się zjawił.
W mojej głowie panował jeden wielki mętlik. Jeszcze większy niż kiedykolwiek, jaki w życiu miałem- a uwierzcie, zdarzało się to tyle razy, ile jest odcinków Mody na sukces.
– Słuchajcie, niezbyt mam czas, pomagajcie w czym możecie- jęknął obozowicz niespokojnie się rozglądając i przełykając ślinę ze zniecierpliwienia.
Czekał na coś. Niestety, czy może na szczęście, nie musieliśmy długo czekać na reakcję. Usłyszeliśmy potężną eksplozję, a po chwili coś zrzuciło nas na ziemię. Znaczy ich, bo ja nadal leżałem.
Otworzyłem oczy, mrużąc je przed blaskiem… Nie, to nie było słońce. To był…
* Nie wiem, jak go wezwał, uznajmy, że jakimś zaklęciem i nie wdawajmy się w szczegóły.
genialne to jest podoba mi się, po prosze dalszą cześć
Wow. Super, po prostu pisz dalej 😀
Świetnie, bardzo wciągające. DLACZEGO TAKIE KRÓTKIE!?
Szkoda tylko, że ktoś zastrzelił\zadźgał\zatłukł wszystkie przecinkic a zwłoki wywiózł do lasu. Wiem, powtarzam się, ale serio, jest ich strasznie mało, czarna śmierć, masowy pomór czy co??
Ale serio, cudnie oddałaś Cartera i Percy’ego, troszkę słabiej żeńskie postaci.
Zrób dużo części!!!
Wiesz, jakie mam Marzenie? Dostać dedykację przy tym cudeńku. Amen, czy raczej cośtam po starogrecku.
Jane <3
No no, wciągnęłam się 😀
A teraz sama sobie wypiszę błędy XD
1. Wiem, tam jest masa powtórzeń.
2. Większość przecinków uciekła ode mnie, następnym razem przytrzymam je dużo mocniej. 😉
„która chroniła lepiej niż zwykła koszulka koszulka.”- koszulka koszulka XD Rozdwoił mi się wyraz.
„pięćdziesiąt kilo zwala ci się klatkę piersiową,”- zwala ci się NA klatkę piersiową
Za resztę, strasznie, strasznie przepraszam! Nie zauważyłam ich przed wysłaniem (jaka durna wymówka…). Następny rozdział nie mam pojęcia kiedy się pojawi… Mam dużo do roboty w szkole, więc z tydzień na pewno musicie poczekać.
PS: Dziękuję za wszystkie komentarze!
Bardzo fajne:) Zaciekawiłaś mnie 😉 Czekam na cd
Ech… pisze ten komentarz pod presją. XD i sama nie wiem, co mam w nim umieścić. Było parę literówek i błędy interpunkcyjne. Ortów raczej nie. Co tam dalej… zakończenie zaciekawia i sprawia, że chce się przeczytać kolejną część. Tyle Ci starczy, komentarz jest. 😛
*piszę
Pod jaką presją? To był tylko delikatny szantażyk, Sucha! Przecież ja skomentowałam twoje WSZYSTKIE opka, a przynajmniej większość 😛
A Leo oczywiście się nie przejmuje, że wpadł na jakiegoś gościa. Wbiegł, wybiegł i tyle po nim ^^
A opowiadanie super.
… ( nie mam pomysłu co napisać…) A jednak wiem… Jest nowe strasznie fajne opko (wiem jestem odkrywcza 😉 ), czekam na CD tylko dlaczego za dopiero tydzień :,( .
Pisz szybka, bo popadnę w katatonię !!!
Proszę mi tu szybko dawać kolejną część!! Opko jest super. S.U.P.E.R.
A, i czemu musiałaś kończyć w takim momencie!?
Ciekawe, szczególnie tytuł. Bitwa o ogień kojarzy mi się z jaskiniowcami bijącymi się o palącą się gałąź… . Tak, mam dużo wyobraźnie 😀
Opko ciekawe, czyta się całkiem nieźle, ale dopiero potem zb, czy jest dobre ;p
Di, mordo, ja już ci zrobiłam listę morderstw, które masz na sumieniu XD Nie czytałam KRK, więc trochę się gubiłam w tym, o czym mówił/myślał Carter, ale jakoś przebrnęłam. Ogólnie pomysł fajny.