Tekst, który powstał pod wpływem mocnego impulsu zewnętrznego – zresztą… kogo to właściwie obchodzi! W każdym razie, proszę by w komentarzach wytknąć wszystkie błędy.
Tak dla jasności. We wszystkich częściach (nie wiem ile z nich zostanie umieszczona na tym blogu) przewija się nie tylko wątek mitologii greckiej. Będzie mitologia Celtów, Słowian. Taki mega miks, ale bez „przesadyzmów”. Głównie będą greccy bogowie.
Zapraszam co czytania
GalAnonim
~~~Dedykacja dla najwspanialszych na świecie: Leony, wiedźmy z piekła rodem i ArinStreal, która wcisnęła jednej z głównych bohaterek moje imię. Wiedz, że zemszczę się krwawo!~~~
Co daje mi to kim jestem? Jakby się tak dobrze zastanowić, to nic. Kompletnie. A może nawet psuje mi całe życie. Wolałbym być synem farmera, albo może grabarza. Nawet bycie synem śmieciarza brzmi optymistyczniej. Ale nie! Moja matka musiała iść w tany właśnie z nim! Już gorzej być nie mogło!
Bycie herosem to przykra sprawa. Cała ta nadpobudliwość i dysmózgia. Kolejny powód żeby nienawidzić ojca i nie utrzymywać z nim bliższych kontaktów. Mam nową, lepszą rodzinę. Tu wszyscy mnie rozumieją i nikt mnie nie piętnuje. Może i nie są herosami, ale też są inni. Równie zagubieni, jak ja. A nami wszystkimi przewodzi on. Nawet, gdy słyszy się jego głos, to odczuwasz wewnętrzny respekt do jego właściciela.
Jest nas siedmioro. Nie dużo. Jednak wolę to niż ten oddział zamknięty, który ten pijak – czytaj Dionizos – nazywa Obozem. Tu mam wolność. Robię co chcę. Nikt mnie nie ogranicza i nie zrządzi mi nad uchem. Chcę wyjść o godzinie… powiedzmy… dwudziestej trzeciej. Nie ma sprawy! Spinam tyłek i idę. Nic nikomu nie mówię, nikogo się nie pytam. JESTEM WOLNY!
Po mimo mojego umiłowania wolności i nienawiści do ojca, mam do niego szacunek. Niewielki, ale zawsze jakiś. Właśnie z tego względu jadę 495, w obstawie bliźniaków, żeby spotkać się z ojcem. Nie wiem czego chce. Przez telefon nie chciał powiedzieć, a ja jakoś szczególnie nie nalegałem. Mogłem powiedzieć, że nie chce mi się nigdzie jechać i może pofatygować się do mnie, ale i tak muszę oddać motocykl do przeglądu. Coroczny obowiązek, który ustanowił Szef. W bandzie mamy swojego mechanika, ale potrzebny nam świstek, na którym tak strasznie zależy gliną.
Wiatr rzucał czerwonym Suzuki, czułem jak Pierwszy, jadący po mojej prawej, zaczyna się irytować. Słyszałem szybsze bicie serca i ten cierpki zapach złości, który pobudzał moje zmysły.
Droga była prosta, ciężko jej nie zapamiętać. Jedyny minus był taki, że motocyklem do obozu nie wjadę. Będę musiał skitrać go przy szosie i liczyć na to, że żaden rabuś go nie znajdzie. Po co ze mną jadą bliźniaki? Proste. Będą pilnować, żeby nie zamieszali mi w głowie. Wiem, że Chejron spróbuje po raz kolejny namówić mnie do przyłączenia się do Obozu Herosów. Już raz się prawie zgodziłem, na szczęście Jazon (zabawne, że nasz Jazon nie ma nic wspólnego ze swoim imiennikiem, herosem) przybył na czas i przywołał mnie do pionu.
***
Dwie czarne Hondy i czerwonego Bandziora przykryliśmy bujnie obrośniętymi gałęziami dębu. Drugi wylewnie pożegnał się ze swoją maszyną, dłonią gładząc obite skórą z Likaińskiej* chimery. Jego miłość była jednak niewzruszona.
– Idziemy – nakazałem poprawiając kołnierz skórzanej kurtki.
Przedzieraliśmy się przez gęste krzaki, które starały się pochwycić swoimi kolcami nasze kurki. Nawet flora nas tu nie chciała. Nie wzruszeni brnęliśmy dalej. W ciszy, przerywanej tylko cichym huczeniem sowy. Robiło się coraz ciemniej, a bliźniacy robili się coraz bardziej ruchliwi. Pierwszy podskakiwał przy każdym kroku, nie wiedząc jak spożytkować nagły przypływ energii. Jego bliźniak lepiej nad sobą panował. Z kpiarskim uśmiechem na krwistoczerwonych ustach, szedł ze mną ramię w ramię poruszając się, jak przyczajona pantera, gotowa rzucić się do gardła przeciwnikowi. W sensie dosłownym.
Korony drzew nad naszymi głowami falowały, wydając z siebie złowrogi szelest. Żadnego zwierzęcia, nawet małej myszki. Tylko piekielne nawoływanie sowy, dobiegające gdzieś z oddali. Jakby umyślnie kryła się za zieloną, huczącą kurtyną liści.
– Jest – Głos drugiego był cichy, spokojny, godny najlepszego lektora. Niski, ale nie dudniący.
Brama do Obozu Herosów. Zmniejszona wersja łuku tryumfalnego, zdobiona licznymi płaskorzeźbami, przedstawiającymi sceny z życia „wielkich” herosów. Od kiedy byłem tu ostatnio trochę się zmieniło. Doszła nowa rzeźba. Niewysoki chłopiec ze zmierzwionymi włosami, trzymający w jednej ręce miecz, skierowany ostrzem w ziemię, w drugiej ręce trzymał piorun. Unosił go wysoko ponad głowę. Na ramieniu dzieciaka widniał symbol Posejdona. Drugi splunął przez lewe ramię.
– Bohaterzy! – zakpił – My sobie wypruwamy żyły. Trzymamy Helblar w ryzach, tresujemy chimery, giniemy za życie ludzi, a oni?! Siedzą i pierdzą w fotel, a na dodatek zbierają za nas laury.
– I pomyśleć, że mógłbym być taki sam – uśmiechnąłem się blado.
– Nie byłbyś – Pierwszy wygramolił się z krzaków, zlizując coś z kącika ust. – Od urodzenia było ci pisane być Cieniem. Jesteś jednym z nas.
Podniosłem się lekko na duchu. Niepewnie przekroczyłem bramę. Błękitno-zielona tafla obronnej tarczy obkleiła moje ciało. Poczułem nieprzyjemny chłód. Przepiłem się przez obślizgłą błonę i poczułem rześkie, obozowe powietrze. Bliźniacy stale tuż przed granicą. Nie mogli przejść.
– Witamy cię, synu Aresa! – tubalny głos rozbrzmiał w ciemności. Wielka postać stała przede mną. Łatwo poznać kim była. Podrapałem się w prawą dłoń, która świerzbiła, bym złapał na kuszę, schowaną pod kurtką. Powstrzymałem się.
– Chejronie daruj sobie te uprzejmości. I tak wiesz, że smarkacz ci nie odpowie – Mały, brzuchaty i z czerwonym nosem. Dionizos. – Jak dobrze, że twoi przyjaciele zostali za bramą.
– Ja, Daren. Syn Aresa, pozwalam im wejść – Ta satysfakcja, gdy patrzy się, jak twarz boga pijanych staje się jeszcze bardziej purpurowa. – Jestem herosem. Mam prawo ich tu wpuścić.
Bliźniaki podśmiewując się pod nosem, przekroczyli granicę, zgrabnym, tanecznym krokiem. Oczy im błyszczały.
– Cudownie – warknął Dionizos.
Wyminąłem ich i ruszyłem w stronę zielonkawego domu, w którym siedział mój ojciec. Czułem go. Nie wiem dlaczego, ale zawsze potrafiłem wyczuć, że jest w pobliżu… Bliźniaczy szli tuż za mną. Dionizos chciał rzucić jakąś uszczypliwą uwagą, ale Drugi poklepał obrzyn wystający z kabury. Bóg wina momentalnie zamknął usta.
To takie dziwne kiedy idziesz, jak kulturalny człowiek, a jakieś łepki patrzą na ciebie, jak na dinozaura. Córki Afrodyty wyglądały przez okna i machały do bliźniaków. Kobieciarze oczywiście odmachiwali i posyłali buziaki.
– Babiarze! – mruknąłem.
***
Siedział przy stole, obracając w dłoni kielich pełen wina. Patrzył się na ścianę, pokrytą zielono złotą tapetą. Złowrogi grymas przeszedł mu po twarzy, gdy wchodząc do pokoju ostentacyjnie splunąłem na podłogę.
– Witaj synu – Odstawił pucharek na stół. Odrobina krwistego płynu przelała się ponad krawędzią i splamiła obrus.
– Nie nazywaj mnie tak. – warknąłem przez zaciśnięte zęby.
– Więc jak? – spojrzał na mnie tymi okropnymi oczami. Pierwszy skrzywił się, dostrzegłem to kontem oka. Nie miałem najmniejszego zamiaru mu odpowiadać. Nie zdziwiłbym się, gdyby zapomniał jak się nazywam. Zresztą… matka mówiła, że nie podobało mu się moje imię. Odchrząknął – Mam dla ciebie zadanie… a nawet bardziej propozycję…
– Nie bawmy się w kotka i myszkę Aresie – przerwałem mu – Przejdź do rzeczy. Nie należę do osób cierpliwych.
– Zapłacimy za robotę. – Robotę? Chce mnie wynająć?
– Nie sprzedaję się…
– Więc, jak mam cię zachęcić?
– Może na początek powiesz mi, co miałbym robić? Ja wiem, że to jest niewarta uwagi informacja, aczkolwiek bardzo mnie ciekawi – stwierdziłem uszczypliwie, z satysfakcją obserwując, jak jego twarz tężeje.
-Miałbyś coś wykraść…
Pierwszy parsknął śmiechem. W zeszłym roku sam Gromowładny wziął mnie na rozmowę, bo „na za wiele sobie pozwalam”. Kradłem. A teraz przychodzi mój tatuś i każe mi robić to, za co zostałem skarcony. No BAJKA normalnie!
– To żart? – zapytałem unosząc lewą brew. Słyszałem cichy chichot bliźniaków, gdzieś za moimi plecami.
– Nie, to nie jest żart. W Tartarze jest coś, co nie powinno tam być…
– UWAŻASZ MNIE ZA SAMOBÓJCĘ?! Chucka Norrisa wynajmij, tylko on wyjdzie bez szwanku z takiej wycieczki!
– Nie podnoś głosu – Ares wstał i spojrzał na mnie w wyższością. Jeśli sądził, że potulnie podkulę ogon i przeproszę to się grubo mylił. Nie przepraszam, kiedy nie mam za co. Spojrzałem mu hardo w puste oczy.
– Zabronisz mi?
– Bogowie ci zapłacą. Masz pozwolenie od Hadesa, by wkroczyć do jego królestwa…
– Czemu w takim razie Hades nie przyniesie wam tego czegoś? – Już kompletnie nic nie rozumiałem.
– Nie zapuszcza się tak… hmm… głęboko…
– Ale ja mogę, bo cóż jest warte moje życie – burknąłem sarkastycznie. Obróciłem się na pięcie, mając w zamiarze zakończenie bezsensownej rozmowy. Poczułem gorący uścisk na przegubie. Instynktownie złapałem za kuszę. Z chrzęstem rozłożyły się metalowe ramiona, a grot strzały wymierzyłem wprost w pierś boga.
– Tylko ty dasz radę przewodzić takiej ekspedycji. Nie ukrywam, chciałbym żebyś był ze mną w bliższych kontaktach. Jesteś moją dumą. Żadne z moich dzieci nie włada mieczem z taką dokładnością i precyzją. Masz to we krwi – Spojrzałem na jego szorstką dłoń, zaciśniętą na moim nadgarstku. Dotyk palił, a ja czułem chęć by nacisnąć mokry od potu spust.
– Bierzesz mnie teraz na komplementy?
– Nie, powiedziałem co myślę. I proszę cię, wszyscy bogowie cię proszą… potrzeba nam twojej pomocy.
– Znowu chcecie go zwodzić – wściekły głos Drugiego przerwał narastającą ciszę – Znowu mieszacie mu w głowie! Jak zawsze kiedy tu przyjeżdża.
– Jest naszym bratem i nie odbierzecie go nam tak łatwo…
– Jest herosem, a jago miejsce jest wła… – wtrącił się Pan D, ale Drugi od razu mu przerwał.
– Zamilcz grubasie! – Bliźniacy obnażyli długie kły, wydając z siebie dzikie pomruki.
Chejron zastukał nerwowo kopytami. Uśmiechnąłem się widząc zaskoczenie na twarzy ojca. Nie spodziewali się, że przyjdę w obstawie dwóch wampirów, czystej krwi nordyckiej.
– Jeśli zrobię to o co prosisz, co będę z tego miał?
***
– Na wyprawę wyruszy razem z tobą pięciu herosów. Będziesz przy ich wyborze.
– Nie chcę zbędnego balastu – przerwałem Dionizosowi.
– Decyzja Zeusa. Nie masz nic do gadania. – Słowa wypowiedział z taką satysfakcją, że miałem ochotę kopnąć go w tyłek, ale kłótnia z Bliźniakami tak mnie zdołowała, że sobie odpuściłem. – Wyruszycie, gdy uznasz, że wystarczająco ich przygotowałeś.
Nie miałem zamiaru nikogo przygotowywać. Chcą żebym wziął dzieci na wycieczkę… to ich wezmę. Nie ręczę jednak za ich powrót. Cena jest zbyt wysoka, żeby zawracać sobie tyłek. Chcą żebym wyciągnął im to pudełko z czarnej dziury, spoko, zorbie to, ale na swoich zasadach.
– Gdzie będę nocować? – zapytałem, mając nadzieję, że…
– Ze swoim rodzeństwem – Dlaczego?! Już myślałem, że gorzej być nie może… A jednak! Będę skazany na gówniarzy… Przeżyłem ugryzienie smoka, to i to przeżyję, przynajmniej mam taką nadzieję.
Już z daleka słyszałem głośne śmiechy i rozmowy, które nie cichły pomimo późnej pory. Światła migotały w oknach. A oni co? Dyskoteka?! Gdyby był tu nasz Szef, od razu doprowadziłby ich do porządku. Noc jest od spania, a nie szczeniackich wygłupów.
Niepewnie szedłem za Dionizosem w kierunku dębowych drzwi, przyozdobionych pozłacaną tarczą. Trochę tandetnie i przewidywalnie, ale skoro chcieli mieć złom na drzwiach… niech se mają! Bóg wina zapukał trzy razy i wszedł nie czekając na zaproszenie. Gdy przekroczyłem próg, rozmowy natychmiast umilkły. Wszyscy zebranie w domku Aresa mierzyli mnie, zaskoczeni i przestraszeni. Wysoka mocno zbudowana brunetka wystąpiła o krok i wyciągnęła w moją stronę dłoń.
– Jestem Clarisse – opuściłem wzrok na jej dłoń. Ani drgnąłem. Zabrała dłoń speszona. Cała jej pewność siebie prysła, jak bańka mydlana. Cofnęła się spuszczając głowę.
– Daren przenocuje u was. Jako syn Aresa, ma do tego prawo.
– Dziękuje Dionizosie.
– Obozowicze zwracają się do mnie per. Panie D…
– Ja nie jestem obozowiczem – Posłałem mu zimne spojrzenie. – Jak nie chcesz, żebym zwracał się do ciebie „Dionizos”, mogę nazywać cię tłuścioszkiem, bambaryłkom, albo pijakiem. Dam ci możliwość wyboru.
Dionizos mruknął coś niewyraźnie pod nosem i dodał „Rozgość się”. Wyszedł głośno trzaskając drzwiami. Prychnąłem. Wszyscy patrzyli na mnie, jak na zwierzę z zoo. Podszedłem do wolnej pryczy, którą schludnie zaścielono cienkim pledem. Stałem plecami do mieszkańców domku, ale czułem i słyszałem, jak szeptają między sobą. Zdjąłem skórzaną kurtkę i rzuciłem ją na drewniane krzesło. Zza pasa wyjąłem obrzyn i wcisnąłem go pod poduszkę. Wolę go mieć przy sobię.
– Broń palna? – zapytał cichy głos za mną.
– Trzeba iść z duchem czasu. Nie będę łaził po mieście goły… – zastanowiłem się przez chwilę, czy zrozumieją o co mi chodzi – Goły w sensie, bez broni. Mieczem Nowego Jorku nie zwojuję.
Nie wiem czy mnie zrozumieli, ale raczej nie. Nie wiedzą czym się zajmuje, a gdyby wiedzieli, to nie podeszli by bliżej niż dwa metry. Usiadłem na materacu i rozwiązałem sznurowadła. Oficerskie buty wcisnąłem pod wąskie łóżko. Wziąłem kuszę do ręki i zablokowałem spust. Tak dla pewności.
Wsunąłem się pod pled i otuliłem się nim. Momentalnie zgasło światło. Wszyscy pochowali się w swoich łóżkach.
Zasnąłem, ale spałem niespokojnie.
*Likanie – wilkołak w legendach cygańskich.
Fajny pomysł. Mam nadzieję, że będziesz kontynuować, a następna część będzie szybko
Fajne
Wszyscy się go boją jakby był wyższy rangą od Zeusa… Ale to twoja koncepcja nie czepiam się, pomysł fajny
No tak, trochę dziwne, że jak Percy pyskuje panu D. to grożą mu zmienieniem w delfina, a on sobie. sobie kpić i kpić a nikt mu nic nie zrobił…. Ale i tak było fajne.
Co jak co, ale z opka wynika, że chłopak ma jakąś tajemniczą przeszłość, więc głupio oceniać po jednym rozdziale nie znając jej. Mi się podobało. Czekam na więcej GaluAnonimie 😉
Słuchaj no! Przez ciebie byłam zmuszona założyć konto…
W każdym razie… GaluAnonimie; wiem kim jesteś! Przede mną nie uciekniesz…
Co do tekstu. Ubóstwiam twoje pisanie. Każde twoje słowo to dla mnie miód. Wiem, ze teraz przeginam z ta miłością, ale… uhh.. jestem zarzucona emocjami i nie mogę się wysłowić.
Co do tekstu, który wstawiłaś.
Spotkałam się z Darenem już wcześniej. Jeszcze jak pisałaś pierwszą wersje. I szczerze – ta odpowiada mi bardziej. Jest tylko początek, ale już czuje dreszczyk.
Podoba mi się sama postać głównego bohatera. Jego mroczność i tajemniczość jest intrygująca. Gdyby nie fakt, że wiem, kim są Cienie, też czepiałabym się, że wszyscy trzęsą przed nim portami
A teraz pokaże jaka jestem wredna i powiem tytuł kolejnej części (bo kto zabroni)
Hultaj (II) Kłamczucha.
Pozdrawiam
ArinStreal….
Kiedy cdn?????