– Avila rysuje na lekcji, panie Ramirez. – ogłosiła nauczycielka. Spojrzała uważnym wzrokiem na mężczyznę wpatrującego się w Iphone’a. Położyła rękę na biodrze i dokończyła – Ignoruje nauczycieli, spóźnia się i pyskuje. Panie Ramirez!
Mężczyzna spojrzał niebieskimi oczami na nauczycielkę. Odburknął krótkie „aha” i wrócił do odpisywanie na maile w telefonie. Nauczycielka tupnęła nogą z oburzenia w kafelkową podłogę, ale pan Ramirez nawet na nią nie spojrzał. Któraś z pań zgromadzonych w biologicznej sali prychnęła. Wokół dorosłych było dużo roślin kilku gatunków. Ściany wyglądały jakby przed chwilą zostały pomalowany na jaskrawy zielony kolor. W sali stały ławki o niskiej jakości i nijakim, brązowym kolorem drewna. Klasa z tyłu była strasznie zakurzona. Na niszczących się już szafkach leżały warstwy brudu. Mężczyzna wzdrygał się ciągle gdy przychodził na nieszczęsne wywiadówki. Wybierał sobie najmniej zakurzone miejsce i tam stał przez cały czas.
– Co za nie wychowany mężczyzna… – szepnęła któraś z kobiet. Mężczyzna zauważył, że niektóre z nich cicho rzuciły obraźliwym wulgaryzmem. Jego słuch był niezawodny, więc usłyszał je, ale nawet się nie skrzywił.
Brązowowłosego mężczyznę wcale nie obchodziła denerwująca się nauczycielka ani żadna z tych pań. Był sławnym biznesmenem, miał sporo sojuszników – bo nie przyjaciół, trójkę dzieci, w tym Avilę i zapatrzoną w niego żonę, która nawet nie zauważała, że czasem jej mąż przychodzi później niż kilka dni wcześniej, jednak dla niego liczyła się tylko praca. A wtedy najbardziej ważną rzeczą była ciemna komórka, która cały czas wydawała z siebie ciche kliki – ale czy to ważne?
Nauczycielka jeszcze chwilę omawiała ważne – dla niej – sprawy. Na końcu pożegnała się serdecznie, przekazując jakieś kartki. Biznesmen wcisnął papierek do kieszeni drogiej, skórzanej kurtki i wyszedł jako pierwszy, kierując się do niemałej rezydencji w której mieszkał.
Kilka minut później doszedł do niej. Dróżka prowadząca do mahoniowych drzwi była przyozdobiona różnymi drzewami na których wisiały świąteczne lampki. Dookoła rezydencji rósł ogród w którym służki przystrzygały jakieś krzaki. Kremowe ściany były pokryte gdzieniegdzie pokryte deskami drewna o kolorze sekwoi. Otworzył mahoniowe drzwi i wszedł do przedpokoju.
W przedpokoju jak zawsze czekała na niego żona. Miała ona czarne, jak węgiel, włosy i piwne oczy, wręcz czekoladowe. Jej skóra była opalona jak na solarium, co odejmowało jej trochę urody. Mogłaby być sławną modelką, gdyż jej poza była nienaganna i dobrze wyglądała po porodzie bliźniaków, ale cera źle kontrastowała z jej włosami i oczami. Ściągnęła z niego kurtkę z której natychmiast wygrzebała kartkę od nauczycielki i rozwinęła ją, czytając treść. Zmarszczyła uregulowane brwi, gdy mężczyzna ściągał buty.
– Avila Marryl Ramirez! Do jadalni! – krzyknęła kobieta.
Wyglądała na rozgniewaną. Mężczyzna gwizdnął cicho i założył na wieszak gustowny szalik. Razem skierowali się do jadalni, gdzie już czekała na nich trójka dzieci. Kobieta zastukała obcasem w mahoniową podłogę i wręcz rzuciła kartkę przed dziewczynkę na drewniany stół. Mężczyzna oparł się o ścianę koloru morskiego. Jego córka mruknęła pod nosem i spojrzała na kobietę rozbawionym wzrokiem prawie czarnych tęczówek. Krótkie, jasnobrązowe włosy zostały zaczesane w mały kucyk. Obok niej bawili się bliźniacy o kasztanowych włosach i jasnobrązowych oczach. Rodzeństwo łączyła tylko jasna cera. Lokaj, który stał z boku wyglądał na przerażonego. Miał on okulary z czarnymi oprawkami zasłaniając zielone oczy i białe włosy. Ubrany był w drogi – pan Ramirez był „dumny” z jego pracy – garnitur pochodzący prosto z Francji. Szybko wydostał się z jadalni i poszedł po komputer, który jak zawsze odkąd pamięta przynosił panu Ramirez.
– Avila ma kłopoty. – powiedział któryś z bliźniaków
– Cicho, George. – syknęła dziewczyna, patrząc na niego jakby zaraz miała go udusić.
– Avi, ale ja jestem George! A to jest Tom! – powiedział drugi.
– Oj, umilknijcie oboje. – westchnęła żałośnie. Spojrzała na Geogre i powiedziała – I nie nazywaj mnie Avi.
Kobieta skarciła Avilę wzrokiem. Dziewczyna zamilkła. Żona biznesmena usiadła na krześle, naprzeciwko Avili i zastukała palcem w kartkę. Spojrzała wyczekująco na dziewczynę, a ta wzruszyła ramionami. Pani Ramirez zaczęła przybierać na twarzy czerwony odcień.
– Co ma znaczyć to wzruszanie twoimi ramionami? – syknęła kobieta. – Ile ty masz lat? Tak, to możesz do swoich koleżanek, nie do matki!
– Nie jesteś moją matką, by mi rozkazywać. – szepnęła dziewczyna, zaciskając pięści.
– Słucham? – warknęła macocha. Avila, w duchu odetchnęła głęboko i spojrzała w oczy kobiety.
– Mówię, że nie jesteś moją matką, by mi rozkazywać! – krzyknęła Avila.
Uderzyła pięścią o stół, a jej twarz wyraziła zirytowanie. Kobieta westchnęła. Nastała krótka cisza, którą przerwał pan Ramirez – niespodziewanie, bo rzadko zabierał głos w kłótniach jego żony i córki – chrząkając. Położył dłonie na stole i spojrzał na swoje dzieci.
– Avila, Tom, George. – powiedział – Przygotujcie się, państwo Herondale i Myrraen z dziećmi przychodzą. Niech będzie jak zawsze. Dziewczyny do Avili, a chłopacy do chłopaków. Jasne? Jasne. A teraz przygotujcie się. A, Avila. Wrócimy jutro do tej rozmowy.
Dziewczyna mruknęła pod nosem i szybkim ruchem skierowała się do swojej sypialni. Pani Ramirez wzięła za ręce bliźniaków i wyprowadziła z jadalni. Mężczyzna poprawił krawat, usiadł i włączył komputer, który przyszykował dla niego lokaj.
Dziewczyna miała dość. Rzuciła drogą poduszką w okno i wywaliła wszystkie swoje ubrania na podłogę. Co chwilę pod nosem mruczała jakieś obraźliwe słowa, będąc zła na „cały świat”. Nie lubiła, gdy jakieś małolaty latały jej po pokoju i zaglądały wszędzie. A tak prawie zawsze było.
Przebrała się w porządniejsze – według macochy – ubrania i wysprzątała pokój, wpychając ubrania do najbliższej komody. Opadła na łóż,ko i przykryła swoją twarz poduszkami. Odpłynęła w stronę marzeń, tam gdzie znała co i jak, gdzie była jej matka, ta najprawdziwsza.
Ale Avila nie wiedziała, że bliźniacy, którzy wydawali jej się tak podobni, naprawdę są dwoma innymi osobami. Nikt nie wiedział. Tom był starszy o kilka minut, częściej ubierał się na czarno i zazwyczaj był ponury, pozwalał swojemu młodszemu bratu gadać. George – bo tak się nazywał ten młodszy – był strasznie nadpobudliwy w dzień, ukrywając ciągle chęć pójścia spać. Ubierał się w jasne ubrania i często szczerzył się, pokazując lśniące zęby.
Odkąd ona pamięta, co noc budziła się z wrzaskiem, więc rodzice zrobili grubsze ściany. Słyszała wrzaski jej braci. Ale ona jeszcze nie wiedziała co z nimi jest, a ze sobą – tak. Była związana z Afrodytą. Codziennie budzi się wśród złotych lub białych piór, a na jej cerze nie ma żadnego śladu pryszczy lub niewyspania. Straciła przyjaciela przez to, że gołębie, które znalazły się w jej otoczeniu ciągle za nią latały. On się bał ich. A ona nic nie mogła zrobić. Nienawidziła Afrodyty.
Z przyzwyczajenia dotknęła boku szyi, gdzie jak ona zapowiadała miał się pojawić tatuaż. Przedstawiałby on ptaka. Kruka w czarnej odsłonie. Wyszeptała kilka słów. Koszmar, który ostatnio ją nawiedził przekraczał możliwości jej wyobraźni. Ciemność, która ją pożerała. Ludzie, których kochała cały czas służących jej. Myśli.
Z zamyślenia wyrwał ją głośny dzwonek. Zerwała się z łóżka, założyła buty oraz poprawiła białą, jedwabną sukienkę, która i tak leżała na niej idealnie. Odgarnęła włosy w które zaplotła jedno złote pióro i skierowała się do przedpokoju, gdzie była jej rodzina.
Jak zwykle ustawiła się razem z bliźniakami przy pani Ramirez przy ścianie koloru karmelu. Ojciec rodzeństwa podszedł do drzwi i otworzył je. Avila wstrzymała oddech, wpatrując się w twarz zaskoczonej tak jak brunetka dziewczyny.
– Avila. – powiedziała dziewczyna.
– Na lustro Afrodyty… – westchnęła cicho młoda Ramirez – Raine.
– Co za nie wychowany mężczyzna… – szepnęła któraś z kobiet. Mężczyzna zauważył, że niektóre z nich cicho rzuciły obraźliwym wulgaryzmem. Jego słuch był niezawodny, więc usłyszał je, ale nawet się nie skrzywił.
Brązowowłosego mężczyznę wcale nie obchodziła denerwująca się nauczycielka ani żadna z tych pań. Był sławnym biznesmenem, miał sporo sojuszników – bo nie przyjaciół, trójkę dzieci, w tym Avilę i zapatrzoną w niego żonę, która nawet nie zauważała, że czasem jej mąż przychodzi później niż kilka dni wcześniej, jednak dla niego liczyła się tylko praca. A wtedy najbardziej ważną rzeczą była ciemna komórka, która cały czas wydawała z siebie ciche kliki – ale czy to ważne?
Nauczycielka jeszcze chwilę omawiała ważne – dla niej – sprawy. Na końcu pożegnała się serdecznie, przekazując jakieś kartki. Biznesmen wcisnął papierek do kieszeni drogiej, skórzanej kurtki i wyszedł jako pierwszy, kierując się do niemałej rezydencji w której mieszkał.
Kilka minut później doszedł do niej. Dróżka prowadząca do mahoniowych drzwi była przyozdobiona różnymi drzewami na których wisiały świąteczne lampki. Dookoła rezydencji rósł ogród w którym służki przystrzygały jakieś krzaki. Kremowe ściany były pokryte gdzieniegdzie pokryte deskami drewna o kolorze sekwoi. Otworzył mahoniowe drzwi i wszedł do przedpokoju.
W przedpokoju jak zawsze czekała na niego żona. Miała ona czarne, jak węgiel, włosy i piwne oczy, wręcz czekoladowe. Jej skóra była opalona jak na solarium, co odejmowało jej trochę urody. Mogłaby być sławną modelką, gdyż jej poza była nienaganna i dobrze wyglądała po porodzie bliźniaków, ale cera źle kontrastowała z jej włosami i oczami. Ściągnęła z niego kurtkę z której natychmiast wygrzebała kartkę od nauczycielki i rozwinęła ją, czytając treść. Zmarszczyła uregulowane brwi, gdy mężczyzna ściągał buty.
– Avila Marryl Ramirez! Do jadalni! – krzyknęła kobieta.
Wyglądała na rozgniewaną. Mężczyzna gwizdnął cicho i założył na wieszak gustowny szalik. Razem skierowali się do jadalni, gdzie już czekała na nich trójka dzieci. Kobieta zastukała obcasem w mahoniową podłogę i wręcz rzuciła kartkę przed dziewczynkę na drewniany stół. Mężczyzna oparł się o ścianę koloru morskiego. Jego córka mruknęła pod nosem i spojrzała na kobietę rozbawionym wzrokiem prawie czarnych tęczówek. Krótkie, jasnobrązowe włosy zostały zaczesane w mały kucyk. Obok niej bawili się bliźniacy o kasztanowych włosach i jasnobrązowych oczach. Rodzeństwo łączyła tylko jasna cera. Lokaj, który stał z boku wyglądał na przerażonego. Miał on okulary z czarnymi oprawkami zasłaniając zielone oczy i białe włosy. Ubrany był w drogi – pan Ramirez był „dumny” z jego pracy – garnitur pochodzący prosto z Francji. Szybko wydostał się z jadalni i poszedł po komputer, który jak zawsze odkąd pamięta przynosił panu Ramirez.
– Avila ma kłopoty. – powiedział któryś z bliźniaków
– Cicho, George. – syknęła dziewczyna, patrząc na niego jakby zaraz miała go udusić.
– Avi, ale ja jestem George! A to jest Tom! – powiedział drugi.
– Oj, umilknijcie oboje. – westchnęła żałośnie. Spojrzała na Geogre i powiedziała – I nie nazywaj mnie Avi.
Kobieta skarciła Avilę wzrokiem. Dziewczyna zamilkła. Żona biznesmena usiadła na krześle, naprzeciwko Avili i zastukała palcem w kartkę. Spojrzała wyczekująco na dziewczynę, a ta wzruszyła ramionami. Pani Ramirez zaczęła przybierać na twarzy czerwony odcień.
– Co ma znaczyć to wzruszanie twoimi ramionami? – syknęła kobieta. – Ile ty masz lat? Tak, to możesz do swoich koleżanek, nie do matki!
– Nie jesteś moją matką, by mi rozkazywać. – szepnęła dziewczyna, zaciskając pięści.
– Słucham? – warknęła macocha. Avila, w duchu odetchnęła głęboko i spojrzała w oczy kobiety.
– Mówię, że nie jesteś moją matką, by mi rozkazywać! – krzyknęła Avila.
Uderzyła pięścią o stół, a jej twarz wyraziła zirytowanie. Kobieta westchnęła. Nastała krótka cisza, którą przerwał pan Ramirez – niespodziewanie, bo rzadko zabierał głos w kłótniach jego żony i córki – chrząkając. Położył dłonie na stole i spojrzał na swoje dzieci.
– Avila, Tom, George. – powiedział – Przygotujcie się, państwo Herondale i Myrraen z dziećmi przychodzą. Niech będzie jak zawsze. Dziewczyny do Avili, a chłopacy do chłopaków. Jasne? Jasne. A teraz przygotujcie się. A, Avila. Wrócimy jutro do tej rozmowy.
Dziewczyna mruknęła pod nosem i szybkim ruchem skierowała się do swojej sypialni. Pani Ramirez wzięła za ręce bliźniaków i wyprowadziła z jadalni. Mężczyzna poprawił krawat, usiadł i włączył komputer, który przyszykował dla niego lokaj.
Dziewczyna miała dość. Rzuciła drogą poduszką w okno i wywaliła wszystkie swoje ubrania na podłogę. Co chwilę pod nosem mruczała jakieś obraźliwe słowa, będąc zła na „cały świat”. Nie lubiła, gdy jakieś małolaty latały jej po pokoju i zaglądały wszędzie. A tak prawie zawsze było.
Przebrała się w porządniejsze – według macochy – ubrania i wysprzątała pokój, wpychając ubrania do najbliższej komody. Opadła na łóż,ko i przykryła swoją twarz poduszkami. Odpłynęła w stronę marzeń, tam gdzie znała co i jak, gdzie była jej matka, ta najprawdziwsza.
Ale Avila nie wiedziała, że bliźniacy, którzy wydawali jej się tak podobni, naprawdę są dwoma innymi osobami. Nikt nie wiedział. Tom był starszy o kilka minut, częściej ubierał się na czarno i zazwyczaj był ponury, pozwalał swojemu młodszemu bratu gadać. George – bo tak się nazywał ten młodszy – był strasznie nadpobudliwy w dzień, ukrywając ciągle chęć pójścia spać. Ubierał się w jasne ubrania i często szczerzył się, pokazując lśniące zęby.
Odkąd ona pamięta, co noc budziła się z wrzaskiem, więc rodzice zrobili grubsze ściany. Słyszała wrzaski jej braci. Ale ona jeszcze nie wiedziała co z nimi jest, a ze sobą – tak. Była związana z Afrodytą. Codziennie budzi się wśród złotych lub białych piór, a na jej cerze nie ma żadnego śladu pryszczy lub niewyspania. Straciła przyjaciela przez to, że gołębie, które znalazły się w jej otoczeniu ciągle za nią latały. On się bał ich. A ona nic nie mogła zrobić. Nienawidziła Afrodyty.
Z przyzwyczajenia dotknęła boku szyi, gdzie jak ona zapowiadała miał się pojawić tatuaż. Przedstawiałby on ptaka. Kruka w czarnej odsłonie. Wyszeptała kilka słów. Koszmar, który ostatnio ją nawiedził przekraczał możliwości jej wyobraźni. Ciemność, która ją pożerała. Ludzie, których kochała cały czas służących jej. Myśli.
Z zamyślenia wyrwał ją głośny dzwonek. Zerwała się z łóżka, założyła buty oraz poprawiła białą, jedwabną sukienkę, która i tak leżała na niej idealnie. Odgarnęła włosy w które zaplotła jedno złote pióro i skierowała się do przedpokoju, gdzie była jej rodzina.
Jak zwykle ustawiła się razem z bliźniakami przy pani Ramirez przy ścianie koloru karmelu. Ojciec rodzeństwa podszedł do drzwi i otworzył je. Avila wstrzymała oddech, wpatrując się w twarz zaskoczonej tak jak brunetka dziewczyny.
– Avila. – powiedziała dziewczyna.
– Na lustro Afrodyty… – westchnęła cicho młoda Ramirez – Raine.
cdn…
Okey, może być trochę krótkie. No błagam, nie narzekajcie na długość ani na szybkość akcji. Muszę jakoś przybliżyć sytuację.
Pozdrawiam, Annieee
Nie no, jest super;) Tylko powinnaś trochę bardziej rozwinąć to, że jest wybrana przez Afrodytę A ogólnie to wiesz, co o tym myślę i że mi się bardzo pomysł podoba Super ;* pisz szybko co dalej!
Hmm, czy kiedyś nie pisałaś jakby już pierwszego rozdziału? I czy to jest to opko, gdzie pytałaś się, czy kogoś z blogowiczów nie uwiecznić w nim?
Ale poza tym, to bardzo fajne 😀 Już lubię jej tatę xD
Ale fajne. Od razu polubiłam Avile Czekam na cd. 😀
Fajne, lekko się czyta. Już lubię twoich bohaterów
nie wychowany – nie z przymiotnikami piszemy trochę inaczej…
Kilka minut później doszedł do niej. – niej tutaj nie pasuje. Mogłabyś np, użyć słowa apartament
pokryte gdzieniegdzie pokryte – ?
piwne oczy, wręcz czekoladowe. – oczy piwne to nie oczy brązowe, więc to wygląda jakbyś napisała „niebo ciemne, wręcz białe” 😉
Miał on okulary z czarnymi oprawkami zasłaniając zielone oczy i białe włosy – zasłaniające, to po pierwsze. Po drugie, okulary przykrywały mu włosy?
Pani Ramirez zaczęła przybierać na twarzy czerwony odcień. – wiele zdań w twoim opku jest po prostu źle zbudowanych. To po prostu nie brzmi poprawnie, nie uważasz? Naturalniej brzmi „Policzki pani Ramirez zaczęły przybierać czerwony odcień” czy chociażby „Pani Ramirez zarumieniła się”.
Co ma znaczyć to wzruszanie twoimi ramionami? – niepotrzebne „twoimi”
a chłopacy do chłopaków – chłopacy…chłopacy…chłopAcy…;___;
łóż,ko – łóżko
tam gdzie znała co i jak – ?
Ale Avila nie wiedziała, że bliźniacy, którzy wydawali jej się tak podobni, naprawdę są dwoma innymi osobami – dwiema
Odkąd ona pamięta, co noc budziła się z wrzaskiem, więc rodzice zrobili grubsze ściany. – tutaj mogłaś spokojnie zamiast ona wstawić Avila. I rodzice zrobili grubsze ściany? Źle ujęte
On się bał ich. – ?
Ludzie, których kochała cały czas służących jej. – służący jej
Pewnie czytałoby się szybko, gdyby nie przeważająca ilość błędów…
Gdy opisywałaś bliźniaków, powtórzyłaś ,,był” i ,,ubierał”
On się bał ich – lepiej brzmi ,,On się ich bał”
przy pani Ramirez przy – zmieńmy to tak: ,,przy pani Ramirez obok”
Resztę błędów wypisała Melia.
Czytało się całkiem dobrze i, szczerze mówiąc, nie mogę nic więcej na razie powiedzieć. Akcji (mam nadzieje, że tylko tymczasowo) jeszcze zbytnio nie ma, jednak rozumiem, że pragnęłaś to zakończyć w takim ,,dramatycznym” momencie ;D Ale powiem tb, że jestem całkiem ciekawa, jak rozwinie się sytuacja z Raine i będę czytała dalej 😉
A ten pomysł o fobii na gołębie jest genialny.
No i mi też się spodobała postać taty Avili – przypomina mi taką jedną osobę, która większość rzeczy ma gdzieś… 😀
Mi też rzuciło się w oczy pare błędów, które wypisała Melia.
Imię ‚Avila’ skojarzyło mi się z nazwą telefonu jaki kieeedyś mialam (Samsung Avila) xD.
Świetny pomysł, ładnie piszesz tylko czasami źle budujesz zdania.
Jak na razie prawie nic się nie dzieje.
Mam pytanie: skąd ona wie że jest związana z Afrodytą?
Zaciekawiłaś mnie. Czekam na cd 😀