Produkcja rośnie :3 Od następnego rozdziału wszystko będzie zmierzało ku końcowi 😛 Ale jak ten koniec będzie wyglądał… >:) Zobaczycie miśki :*
Specjalne honory dla Annieee, Piper77, cermel, Grupowej, Hestii oraz Kiry
Ta część może być mniej śmieszna niż inne, ale jakoś tak wyszło ;/
wasza
ANNABETH24
[Nathan]
– Boże, Nathan, co ty tak długo?- Mike prawie krzyczał. Kiedy tylko zauważył, że już nie tonę w wodzie, opadł na ziemię i leżał na plecach, dysząc ciężko.
– Jak długo?- zapytałem, również opadając na ziemię, ale jakoś udało mi się jednak podnieść i usiąść obok niego.- Ty też widziałeś…?
– Ludzi?- przerwał mi.- Tak, też widziałem parę osób, które mówiły mi, że jeżeli się poddam, to znajdą mnie i utopią po raz drugi. Albo coś innego- mruknął, nie patrząc na mnie po czym zasłonił sobie twarz rękoma, nadal leżąc na plecach z ugiętymi nogami.
Patrzyłem na niego przez chwilę, zastanawiając się, co on mógł zobaczyć. Nie wyglądał na zbytnio pokrzepionego, bardziej na zestresowanego.
– Widziałem wszystkich- odpowiedział po chwili milczenia na niezadane pytanie. Mike podniósł się na łokciach.- Wszystkich.- powtórzył i spojrzał na mnie przerażony.- A ty? Kogo widziałeś.
– Jak tak pomyślę, to też chyba wszystkich- mruknąłem posępnie.- Ciebie, Atenę, Mirandę i Jane. Nie wiem czemu, widziałem was wszystkich. Przecież nie łączy mnie nic szczególnego z połową, a nawet większością tych osób…
– Ty serio jesteś kretynem- westchnął Mike, jakby zadowolony, że może uczepić się nie tego, co on sam zauważył. – To jasne, że coś łączy cię z Jane. Kochasz ją, a ona ciebie.
– Ja wcale tego nie powie…- zacząłem, ale Mike mnie nie słuchał.
– Gdyby tak nie było, nie stałbyś teraz tutaj. A raczej siedział- poprawił się.- Atenę zobaczyłeś, bo to ona cię w to wpakowała. Też ją widziałem. Tobie też zagroziła, że jeżeli się zawaham, przyjdzie tu prosto do nas i jeszcze w tej samej sekundzie ukatrupi?- zapytał, unosząc pytająco brwi z cynicznym uśmiechem i podpierając się na łokciach z tyłu.
– Nie. Nie powiedziała nic, ale chciała żebym wiedział, że mam się nie poddać.
– Pocieszające- skwitował i lekko się uśmiechnął. Ja nie widziałem w tym nic zabawnego.- A mnie widziałeś, bo siedzisz w tej samej sytuacji co ja, ze mną przywlokłeś się aż tu i to mnie próbowałeś dokarmiać i wyleczyć przez ostatnie miesiące, prawda?- powiedział pokrzepiająco i uśmiechnął się szerzej.- Sam kiedyś powiedziałeś, że brałeś ze mnie przykład.
– To jest podejrzanie miłe- zauważyłem.- Nie mógłbym ci czegoś takiego powiedzieć, kretynie.
– Też tak uważam. Ale ja ciebie też zauważyłem. Oznajmiłeś mi, że jestem kretynem, ale że jednak sądzisz, że żeby mnie zabić trzeba coś mocniejszego niż jakaś bogini śmierdzącej rzeki, więc powinienem się nie wydurniać i ogarnąć.
– Matkowałem ci- zauważyłem rozbawiony.
– Ojcowałeś- poprawił mnie.- A co ja ci powiedziałem?- zapytał.
To wszystko mogło się wydawać jak jakaś śmieszna gra, historyjki, pogawędka w stylu: „Hej, co tam?” , „A nic, u mnie ostatnio wydarzyło się to a to…”. Ale było to również ciekawe i chyba pożyteczne. Śmiesznie i dość dziwnie było zdawać sobie sprawę z tego, że kiedy Mike topił się w rażących wodach Styksu widział mnie, który mu matkował. Przepraszam, ojcował.
– Stwierdziłeś, że to przykre, że nawet razem toniemy- odrzekłem zgodnie z prawdą.- A potem też kazałeś wytrzymać i dać radę.
– Coś w tym jest, powiedziałbym ci coś takiego wtedy. Oczywiście, gdybym nie był zbyt zajętym topieniem się samemu. Widziałeś kogoś jeszcze?- zapytał i powoli usiadł, ściągając bluzę i wyżymając z niej wodę.
– Mirandę- odrzekłem i przeczesałem ręką włosy.
– Mir? A co ona ci powiedziała?- zdziwił się. Nie dziwię mu się, sam nigdy nie uznałbym jej za bliską mi osobę. Była tylko dziewczyną Mika i siostrą Jane. Jedyne co nas łączyło to kilka godzin przed i po śmierci Jane. Choć po jej śmierci Miranda była bardziej niż niedostępna.
– Że cieszy się, że jestem- odrzekłem, mijając się trochę z prawdą. – Nie mam pojęcia, czemu ją widziałem.
– Ej, kojarzysz jak w ten piękny kwietniowy dzień, kiedy w trójkę, ja, ty i Mir, siedzieliśmy w twojej piwnicy w Obozie Wygnańców?
– Takiej traumy się nie zapomina.
– Rozmawialiście ze sobą, rozumieliście się, nie? Oboje coś tam kojarzycie, matkujecie. Ty mi, Mir Jane. Poza tym, o ile dobrze pamiętam, to ty nawiedzałeś Jane w jej snach i nastawiałeś przeciw Mirandzie- przedostatnie słowa zaakcentował.
– Może- mruknąłem. Mike pokiwał głową ze zrozumieniem i byłem mu wdzięczny, że nie drążył tego tematu. Jakoś nie chciałem nim gadać o tym.- A ty? Kogo jeszcze widziałeś?
– Ciebie, Atenę, Jane- zaczął wyliczać.- Powiedziała mi, że jeżeli się poddam i utonę, to osobiście tu przyjdzie, wypompuje wodę z rzeki, bo nie lubi pływać, a wtedy znajdzie moje zwłoki i wgniecie tym swoim glanem w muł na dnie Styksu.
Teraz to już musiałem się uśmiechnąć. Jane pierwsza by tu przyleciała i go wdeptała piasek na dnie rzeki. Ich przyjaźń była na poziomie rodzeństwa. Znowu im te go zazdrościłem, znowu zazdrościłem Mikowi, że on ma bliskich. A ja? Jane, jego i najwyżej Mirandę. Facet, który ma <nie dokończyłaś zdania>
– Widziałem jeszcze Mirandę- dodał.- Ale to pewnie sam zgadłeś.
– Co ci powiedziała?- zapytałem się, choć ja sam nie powiedziałem mu, co przekazała mi Jane.
– Prawie nic- uśmiechnął się, jakby wspominał najpiękniejszy moment swojego życia. -Zobaczyłem w ułamku sekundy wszystko co było z nią związane. A potem po prostu pojawiła się i zaczęła się śmiać, że bez niej sobie chyba nigdy nie poradzę i zaczęła mnie ciągnąć w górę.
Pokiwałem głową. Mike na chwile zamyślił się i gapił w swoje zgięte kolana, aż znowu się uśmiechnął.
– No, w trakcie widziałem dziadka- odparł, szczerząc się bezczelnie.- Masz pozdrowienia, i jesteś zaproszony na herbatę.
– Nie wiem czy płakać, czy się śmiać- mruknąłem, ale jednak znów na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
Przejście przez Styks było jakimś dziwnym oczyszczeniem. Siedzieliśmy po środku pola, wokół nie było niczego. Dosłownie, nic. Wejścia, wyjścia, drzewa, niczego. Było w miarę widno, nad nami jednak nadal widać było sklepienie jaskini. Nie mieliśmy żadnych zapasów jedzenia i picia, wszystko zostało w plecakach, które prawdopodobnie utonęły, a mimo to siedzieliśmy, nic nie robiąc na tym cholernym polu i gadaliśmy.
Jednak w końcu doszliśmy, myślę że do słusznego wniosku, że siedząc tam nic nie zdziałamy.
– Którędy idziemy?- spytałem go, rozglądając się.
– Jak mam być szczery, to gdziekolwiek nie spojrzymy, widać to samo, czyli nic- zauważył syn Apolla, ściągając bluzę, która kiedyś była chyba granatowa, a teraz cała czarna w zaschłej krwi.
– Faktycznie- pokiwałem głową i zacząłem iść przed siebie.- Więc chodźmy w stronę tego „nic”, które rozciąga się przed nami.
Mike mruknął coś, że „nic” po prawej wydało mu się bardziej kuszące i o wiele mniej ‚nicowete niż nicowatoś na przeciwko nas;, ale ruszył za mną, przewiązując bluzę w pasie. Pomyślałem, że to w miarę dobry pomysł, ale przemoczona bluza, cała morka od kąpieli w Styksie, przyjemnie mnie chłodziła i jakoś tak nie przeszkadzało mi to.
– Ej, to ile osób łącznie widziałeś?- zapytał mnie Mike, kiedy zrównaliśmy krok.
– Dwie osoby, jedną boginię i ciebie.
– Dzięki za wyróżnienie- burknął, ściągając usta z irytacją.- Dziwne, że widzieliśmy aż tyle osób, nie?
– Niby czemu?
– Ty serio jesteś idiotą, a myślałem, że nazywając cię tak po prostu się tylko dowartościowuję- odrzekł, uśmiechając się szeroko.- Prawie wszystkie opisy, udokumentowane próby wykąpania się w tej brudnej rzece…
– Brudnej rzece, której bogini pomogła ci jak prawie nikt inny na tej misji- poprawiłem go, ale on tylko machnął ręką.
– Walić to. Chodzi o to, że wszyscy, którzy przeżyli, jak już o tym opowiadają, to mówią, że pojawiała się jedna, góra dwie osoby. Nie uważasz, ze to dziwne? Ty widziałeś trzy osoby i tę…
– Mike!- krzyknąłem ostrzegawczo, zanim zdążył opisać swoje myśli o Atenie.
-…Atenę. Ja też widziałem tego babsztyla, Jane, oczywiście Mir, dziadka, nie widziałem Oliwii, ale za to widziałem jeszcze… no, swoją mamę- ostatnie zdanie wybełkotał, patrząc na swoje stopy.
– Wiesz, nigdy nie chciałem gadać z nikim, w tym z tobą, o swoim życiu więc nie gadajmy już o tym okej?
– Okej- uśmiechnął się, ale wyglądało to na wymuszone.- Dzięki.
Szliśmy przed siebie. Jak na ogród Hadesa nie wyglądało to bynajmniej na ogród. Tam było pusto. Pod nogami znajdowała się uschła, szara trawa, albo czarna ziemia, a oprócz tego to nic. Cóż, po pewnym czasie zaczęły się pojawiać jakieś skały, także nie było już widać horyzontu. I dobrze, bo zaczynałem się bać, widząc pustkę przed sobą i nic poza tym.
Nie bardzo wiedziałem gdzie zamierzamy dojść, ani jak długo będziemy szli, ale robiło się coraz mniej przyjemnie. Po pierwsze, nie lubię, jak nie wiem, która jest godzina, a tam nie widać było upływu czasu. A po drugie nie mieliśmy nic, co można byłoby zjeść, ani nic, z czego można byłoby się napić.
Nie wiem czemu, ale po pewnym czasie, którego nie jestem w stanie przybliżyć, bo mogła to być godzina, jak i pięć minut albo nawet pół dnia, zacząłem się nudzić. To było nowe doświadczenie, bo zawsze odpowiadała mi samotność i myślenie. Odkąd pamiętam nie miałem rzeszy przyjaciół, która w każdym momencie paplała o wszystkim i o niczym, i zawsze coś by się działo. Nie. Ja byłem przecież samotnikiem czy jak teraz nazywa się normalnych ludzi, których wkurza wieczna gadanina i towarzystwo włażące na głowę. Chodzenie samemu po takim pustkowiu, gdzie nie było widać niczego, poza przerzedzonymi odłamkami skalnymi. Panowała tu przeraźliwa cisza, nie było słychać nawet naszych kroków. To znaczy, słychać je było, ale szuranie i tupanie rozpływało się w tej ciszy, jakby była tu jakaś bariera dźwięku, która przepuszczała tylko echo naszych kroków. Przerażające uczucie.
A najgorsze było to, że gdzie się nie obejrzałem, miałem wrażenie, że ktoś się na nas patrzy. I za każdym razem, gdziekolwiek nie spojrzałem wydawało mi się, że widziałem jakieś drgnięcie, jakiś ruch.
– Co to?- zapytał w końcu Mike i wskazał przed siebie palcem. Spojrzałem w tamtym kierunku.
– Jak na mój gust skała- mruknąłem z politowaniem, ale żeby nie wyjść na nieuprzejmego, przyjrzałem się wskazywanemu kierunkowi jeszcze raz, mrużąc powieki.- Choć czekaj… czekaj… No tak, masz rację. To nie skała.
– Mówiłem- odrzekł z satysfakcją.
– Nie mówiłeś. Ale jak na mój gust to są dwie skały- dodałem i szedłem dalej, ale Mike nadal stał w miejscu i wpatrywał się w coś na prawo od niego.
Kiedy zdałem sobie sprawę, że nie idzie obok mnie, tylko nadal tam stoi, zatrzymałem się i odwróciłem w jego stronę.
– Mike, błagam cię, chodź. Jestem głodny!
– Yhym, to jak pójdę to na pewno dużo zmieni- żachnął się, nawet nie patrząc w moją stronę. Jego bluzka już wyschła, tak samo jak włosy, które sterczały na wszystkie strony jeszcze bardziej niż zwykle i od panującej wilgoci zaczęły się kręcić. Jakby przypadkiem znalazła się tu jakaś dziewczyna, pewnie uznałaby go za przystojnego faceta, ale dla mnie wyglądał tylko jak kretyn.
Westchnąłem i cofnąłem się by stanąć obok niego i jeszcze raz spojrzeć w tamtą stronę.
– Nic nie widzę- odparłem po chwili patrzenia się na tamtą skałę.
– Jak wrócimy, osobiście zaprowadzę cię do optyka.
– Chyba do okulisty. Optyk sprzedaje oprawki do okularów.
– Nie, na odwrót- pokręcił głową, zdegustowany moim brakiem wiedzy, ale uśmiechnął się.- Dobra, jak nie widzisz, to podejdziemy bliżej.
– No właśnie chyba dlatego powinniśmy stąd spierdalać, bo skoro ja nie widzę, to oznacza, że nie wiemy, jak niebezpieczne to może być.
Mike zatrzymał się w pół kroku i popatrzył się na mnie jak na przedszkolaka, który właśnie oznajmił, że krowy są żółte. Albo różowe, żeby nie było w podtekstach rasistowskich dowcipów o skośnych. Lubię skośnych. Serio. Szczególnie chińczyków. Ale oni chyba wolą psy ode mnie. Nie no dobra, przestaję. To nie jest śmieszne. Choć może troszkę.
– Nathan, co złego może zrobić cię ta kobieta, która siedzi w cieniu za skałą?- zapytał zblazowany ściskając sceptycznie usta.
– Nie boisz się, że to na przykład Atena?- zapytałem, szukając jakiejkolwiek deski ratunku. Wizja tego, że idziemy w stronę czegoś, co widzi tylko on, była mało optymistyczna.
– Jakby to była Atena, to dawno by mi się coś stało.
– Jakoś ostatnio, jak ją widziałeś wyszedłeś z tego cało.- Uniosłem drwiąco brwi.
– To tylko dlatego, że ta jędza nie chce mieć świadków naocznych. I dlatego, że mnie wyjątkowo potrzebowała.- Ton miał taki, jakby to była jakaś mała konspiracja zbrojna, a on przekazywał mi poufne informacje na temat wroga.- A po drugie to nie ona, bo to za wiele zachodu, żeby ściągnąć tu swój boski tyłeczek. I bogowie nie mogą ingerować w misje śmiertelników. Atena nie może tu wejść jeszcze dlatego, że to Ogród Hadesa, jak sama nazwa wskazuje.
– Co ty taki mądry się zrobiłeś, co?- jęknąłem, podchodząc do niego. Zaczęliśmy iść do miejsca, gdzie chłopak chciał trafić
– Trzymaj blisko przyjaciół, a wrogów jeszcze bliżej- powiedział tylko i z zadowoleniem na twarzy ruszył przed siebie.
No taaak, chyba ja najbardziej odczuwam Twoją produkcję xD
Pisz dalej, kochana ;*
Dziękuję za dedykację ^^
NAPRAWDĘ? CERMEL?
No chyba, że znasz jakiegoś cermela (w to wątpię), to spoko. Ale chyba raczej wkradła tu się literówka. Następnym razem dedykuj mi po imieniu XD
A opko jak zwykle fantastyczne, normalnie malinka, czekolada i bita śmietana (czyli to co tygryski lubią najbardziej)! Nie będę się roztryniać, jakie to fajne było, bo ja wiem, że ty wiesz, że ja wielbię te opko.
Pisz dalej!!!
PS. Trzeba było zobaczyć moją minę jak przeczytałam cermel. Była tak komiczna, że moja siostra zaczęła się chichrać XD
AAAA zabij mnie xD przepraszam!! Ja nie myślę czasem ;p pozdrów siostrę i uznajmy, ze to było specjalnie dla niej <3 :*
Dziękuję za dedykację, bardzo mi miło ^^ Świetny rozdział, ale trochę za często używałaś słowa „nic”, tak jakoś rzuciło mi się to w oczy. Szybko pisz ciąg dalszy!
Świetne, dziękuję za dedykację :* Więcej nie napiszę sory, bo wcześniej czytałam
Ciekawe jaką minę zrobiłaby Atena słysząc ,,boski tyłeczek” xD Co jest ze mną nie tak? ;__; Wracając do opka, jak zwykle przegenialne (nwm jak to się pisze, ale chyba wiesz o co chodzi xD) Mogłabyś niedługo napisać coś z punktu widzenia Miri? Rozmowy w toku pt. jak być narzeczoną w wieku 16 (lub 17? już straciłam wątek czasowy xD) lat :D. Błagam, błagam, błagam, niech kolejna część pojawi się szybko c:
Haha Hestia, dla ciebie wszytko i zawsze napiszę xD (nie koniecznie w terminie, ale…). Tak, 16 lat ;p jasne, że napisze, nawet wiem już który rozdział tak zrobię i jak 😀
ah-a ah-a zaczya się zaczynaaa :3 a ja wiem, co będzie dalej :3 hahah mega mega mega, cudowne cudowne, cudowne!! Mike jest moim mistrzem, Nathan bogiem, kocham ich :3