Haha, oto ja! Dedykuję opko Chione, która jest teraz chora i Anniee, która jest… No… Jakby to ująć… Powiedzmy, że przyjaciółką rodziny. I teraz główkujcie, o co mi chodzi. Mam dla was taki mały komunikat, który może zabrzmieć trochę arogancko: Dokończę to opko, choćby pod każdym wpisem było 0 komentarzy, bo piszę to przede wszystkim dla siebie.
Niemniej, nie obrażę się za komentarz if you know what I mean, XD.
A żeby zmusić wszystkich najzagorzalszych krytyków do oceny to oficjalnie oświadczam:
TO OPKO JEST NAJLEPSIEJSZE NA ŚWIECIE, NJE MA W NIM RZADNYCH BŁĘDUF, JESTEM GENIALNY, DOSTANĘ NOBLA, CIEKAWE CZY KTOŚ TO JESZCZE CZYTA, OH, KŁANIAJCIE SIĘ PLEBSY PRZED SZLACHECKOŚCIOM MOJEGO DZIEŁA GENIUSZU. GIMBUS RZĄDA POKŁONUF.
*błędy specjalnie, powyższe oświadczyny mają służyć jedynie niewinnej prowokacji, uprzedzamy, że osoby o słabych nerwach nie powinny rezygnować z czytania, bo potrzebne są komentarze.*
Uścisk po chwili się rozpadł, a ja poczułem jak ulga mnie wypełnia. Nareszcie razem! Monika sprawiała wrażenie pijanej z szoku, a Nicole, mimo swej urody, wyglądała jakby ktoś ją bardzo mocno walnął w głowę. Myślały, że je zdradziłem, a tu myk! Klon je oszukał, nie ja! Miałem ochotę zacząć tańczyć Gangnam Style, ale uznałem, że dziwnie by to wyglądało.
– O Hekate, Staś… Jak to możliwe? Miałeś klona…- głos córki bogini magii był roztrzęsiony.- A ja o tym nie wiedziałam! Zachowywałeś się dziwnie, a ja ledwo co nabrałam podejrzeń! To straszne, jestem najgorszą przyjaciółką świata!- krzyknęła i upadła na kolana. Wyglądała jak półtorej nieszczęścia. Miałem ochotę znowu ją przytulić, żeby przestała się zadręczać. Zamiast tego poklepałem ją łagodnie po plecach, a ona jęknęła.
– Monika, nie przejmuj się, ja też nie rozpoznałam sobotwóra- powiedziała Nicole delikatnie i przyklęknęła przy półbogini, ale ona ją odtrąciła.
– Ale ty nie znasz go od ośmiu lat tylko od paru dni, głupia!- wybuchnęła Monika i zaraz się przestraszyła własnej reakcji.- Och, przepraszam cię, przepraszam. Nie panuję nad sobą- wyznała i odwróciła się do ściany, po czym się po niej osunęła i zacisnęła z całej siły oczy.
– To widać- powiedziałem całkiem poważnie.- Ale nie przejmuj się, nigdy nie byłaś za bardzo powściągliwa.- Uśmiechnąłem się, a z gardła mojej przyjaciółki wydobył się stłumiony chichot.
– Nie rozśmieszaj mnie- powiedziała z założenia smutnym głosem, z którego jednak jak z pękniętego naczynia wyciekało rozbawienie.- Wiesz, że uwielbiam użalać się nad sobą.
Roześmiała się, a ja poczułem że już się rozluźniła. Przeniosłem więc spojrzenie w bok i zobaczyłem Asię, która patrzyła na tą całą scenę z dziwną mieszaniną sarkazmu i ulgi na twarzy.
– Ach, gdzie moje maniery?!- zawołałem dworsko.- To jest Asia. Asia, to są Monika i Nicole. Opowiadałem ci o nich.
– No tak- przyznała i zwróciła się do Moniki.- To pewnie ty tak kochasz grać w te gry komputerowe. Nie przypuszczałam, że masz ataki emowatości, ale jakoś to przeżyję.- Może nie było to taktowne, ale wydawało się, że Monika tylko się uśmiechnęła z rozbawieniem, więc odetchnąłem z ulgą.- A ty to Nicole, tak? Staś mi naprawdę wieeele o tobie opowiadał.- Uśmiechnęła się wrednie, a ja poczułem nadchodzące kłopoty.- Mówił, jak to cię kooooo…
– Koniecznie muszę zapytać, skąd masz te buty?- przerwałem błogosławionej przez Aresa i zacząłem za pomocą brwi czynić niespotykane znaki, by milczała. Nagle poczułem mrowienie w głowie i dostrzegłem mnie idącego tym korytarzem. Za okienkiem celi mignęło światło latarni. Uczucie po chwili minęło, ale mi przypomniało, gdzie jesteśmy i co mamy zrobić.
– Kto to był?- Zmarszczyła brwi Asia.
– Klon- odpowiedziałem z nienawiścią, która nawet mnie zdziwiła. Porwał mnie i zastąpił. Miałem ochotę wepchnąć mu Eratesa, tam gdzie słońce nie dochodzi. Miałem ochotę wrzucić go do jamy pełnej jadowitych węży. Miałem ochotę go udusić. A żeby to zrobić trzeba było się wydostać z tej nory.
– Nasz klonik?- zapytała Monika i uśmiechnęła się złowieszczo.- EJ! KLONIKU! CHODŹ TU, CHCĘ CIĘ ZMIENIĆ W PAPIER TOALETOWY!- wrzasnęła, a odgłosy kroków stały się głośniejsze i szybsze. Uciekał, tchórz jeden.- Chyba mamy go z głowy.- Uśmiechnęła się złowieszczo i jej ręka wystrzeliła w kierunku krat, zalśniła na niej pojedyncza bransoleta z wodorostów. Wzbudziła mój niepokój, czekający by mnie zaatakować jak zwinięta w pozornie spokojny krąg żmija. Po skórze ramion przemknęła fala magii, gotowa by wniknąć do rąk i uderzyć potężną, huczącą kolumną prosto w drzwi celi. I wtedy dotarła do bransolety, która jakby wchłonęła całą energię i zasyczała, wprawiając wodę wokół nadgarstka Moniki we wrzenie.
Moja przyjaciółka wrzasnęła z bólu i przycisnęła czerwieniącą się rękę do ciała. Miałem wrażenie, że moje ręce i nogi same się poruszyły, więc po chwili znalazłem się przy córce Hekate, która zaciskała zęby, a na jej ramionach kwitły oparzenia jak jakaś psychodeliczna wersja walentynkowych róż. Chwyciłem jej kończynę, ale ona znowu pisnęła, a ja zrozumiałem, że sprawiam jej ból. Szybko puściłem jej ramię i zacząłem drżeć, nie wiedziałem co robić. Po chwili się zorientowałem, że woda wokół nas jest prawie wrząca, tak że skóra mnie piekła. Nie czułem tego dopóki miałem co robić, więc zawołałem szybko Nicole. Oparzenie trzeba ochłodzić i tę wodę też.
– Nicole! Chodź, mamy tu oparzenie!
– Tak? Już idę!- odkrzyknęła i podpłynęła, a gorąca rzeka zasyczała w kontakcie z nią. Od razu podeszła też Asia, już otwierając usta by zadać jakieś milion pytań. Niestety Nicole jej przerwała.- Ale tu gorąco. Trzeba najpierw coś zrobić z wodą-powiedziała i wyciągnęła ręce, także z bransoletami z glonów.
– Nie! Nic nie możesz zrobić, bo ciebie też poparzy!- zawołałem przestraszony, widząc przed oczami makabryczny obraz białej cery córki Chione okaleczonej paskudnymi krwistoczerwonymi śladami.- Ta bransoleta to jakiś ogranicznik! Nie pozwala używać magii, dotkliwie parząc.
– To jak jej pomożemy?!- wrzasnęła z rozpaczą, której jeszcze u niej nie widziałem, tak że łkająca cicho z cierpienia Monika spojrzała na nią.
– Przecież ona może stracić na zawsze czucie w prawej ręce!- zauważyła Asia.- Mój brat raz oparzył sobie jakoś kolano i nikt mu nie pomógł. Od tamtego czasu nic nie czuje nawet kiedy uderzy się go w kolano pogrzebaczem. Sprawdzałam!
Przez chwilę troskę o Monikę wyparła z mózgu wizja Asi uderzającej pogrzebaczem małego chłopca ze stoicką miną na twarzy, ale zaraz potem całe przerażenie i opiekuńczość powróciły z siłą tsunami. Skoro bransolety pochłaniają moc dopiero, gdy dotrze ona do nadgarstków, to jeśli ona do nich nie dotrze, nie wchłoną jej, nie? W moim umyśle narodził się plan, miałem wrażenie jakbym właśnie z łatwością przeskoczył mur, który dla innych miał kilometry wysokości. Rozwiązanie było niebiańsko proste, a zależało jedynie od tego, czy Nicole potrafi wykorzystywać swoje usta do czegoś innego poza odychaniem, jedzeniem, piciem… „I całowanieeeeeem”, przemknęło mi przez głowę, ale zaraz wygnałem tą zdradziecką myśl.
– Nicole, potrafisz dmuchać zimnem?- zapytałem zagadkowym tonem.
– Podobno dzieci Chione to potrafią, ale jeszcze nie próbowałam. Dlaczego pytasz?
– To chyba jasne, idiotko!- Zdenerwowała się błogosławiona przez Aresa, a z jej palców wymknęła się większa niż zwykle kula ognia.- Teraz spróbuj dmuchnąć zimnem na Monikę!
– Nie życzę sobie, żebyś mnie nazywała idiotką, nędzna śmiertelniczko- odparła chłodno córka bogini śniegu.
– Aktualnie, lodowy soplu, to JA mam moce półboga, bo nie mam bransolet w przeciwieństwie do ciebie. Radziłabym ci nie marudzić i dmuchnąć zimnem na Monikę, zamiast pluć na mnie jadem- odpowiedziała Asia, a wokół niej zamigotała czerwona poświata. Nicole spróbowała zabić ją spojrzeniem, ale przegrała pojedynek. Te błękitne oczy w kujonkach miały więcej mocy niż fiołkowe. Było to dla mnie conajmniej niezręczne, szczególnie, że Monika ciągle dusiła się z bólu.
– Może przestałybyście się kłócić- zasugerowałem i spojrzałem hardo na Nicole.- Pomóż mojej przyjaciółce.
– Dobra- warknęła, aż się zastanowiłem, czy jej też nie podmienili na klona. Nie byłoby to jednak możliwe, więc zająłem się oglądaniem jak Nicole dmucha zmrożoną wodą na Monikę, wywołując jęk ulgi i ochładzając wrzącą wodę. W końcu skończyła, rzuciła wszystkim nieprzychylne spojrzenia i poszła do kąta. Jakaś siła zaciągnęła mnie za nią. Bałem się, że jest na mnie wściekła. A co gorsza, że to sprawi, iż nigdy mnie nie pokocha.
– Nie złość się. Przepraszam- wyszeptałem, a wypowiedzenie tych słów wymagało więcej siły niż walka z bogiem cierpienia. W jej obecności miałem wrażenie, że zaczyna brakować mi słów. Okropne uczucie. Nawet sobie nie wyobrażałem, jak- jeśli mi się powiedzie- się jej oświadczę czy wyznam miłość. Słowa nie przejdą mi przez gardło. Nagła rozpacz uderzyła we mnie, tak że prawie się rozpłakałem. Nicole musiała dostrzec w moich oczach gehennę, więc jej wyraz twarzy złagodniał.
– Och, nie złoszczę się, a przynajmniej nie na ciebie- zastrzegła dziwnie chłodnym tonem. Po zastanowieniu, każde jej słowo było chłodne, nawet wesołe dźwięki, jak śmiech. Przekleństwo i dar od matki.- Tylko ona mnie… Irytuje. Zwykle to mi się nie zdarza, staram się być obojętna, w końcu pochodzenie zaobowiązuje. Jednak ona potrafi wyprowadzić mnie z równowagi.
– Nie przejmuj się, Asia jest fajna tylko trzeba się do niej trochę przyzwyczaić- zauważyłem.
– Nie sądzę. Ona jest zła, ma jakiś cel. Nie ufaj jej. Jesteś od Ateny, a ona od Aresa- powiedziała złowrogim głosem.- Ta przyjaźń nie jest możliwa. Okrucieństwo w końcu wyjdzie na wierzch, a z mądrością nie łączy go pokój- ostrzegła, ale zagłuszył ją śmiech. Asia i Monika ze sobą rozmawiały. Chichotały się, a żadna z nich nie wyglądała jak zdrajczyni. To nie mogła być prawda. Tak?
– Ja jej ufam- odparłem, aż się zdziwiłem, że sprzeciwiam się tej, na której widok moje serce fika koziołki. Poczułem jednak potrzebę bronienia tej fanki Igrzysk. Czy to ze względu na podobne charaktery czy błogosławieństwo, była dla mnie jak siostra i nie zamierzałem pozwolić jej oskarżać.
– A ja nie. I możemy się pięknie różnić.- Uśmiechnęła się promiennie. Instynktownie pochyliłem się by ją pocałować i cofnąłem się równie szybko, rumieniąc się wściekle.
Nagle rozdzwonił się głos syreny:
– WYŁAŹCIE, WIĘŹNIOWIE! PORA NA EGZEKUCJĘ, HIHIHIHIHIHIH.
– O nie!- zawołałem cicho. To było straszne, poczułem przerażenie ściskające mnie w swoich szponach, śmiejące się z niedoli. Niby miałem mądry plan, ale nie byłem go pewny. Przecież nasza ostatnia deska ratunku właśnie pokłóciła się z Nicole. To mogło pokrzyżować całą moją taktykę. Po chwili dodałem głośniej:- Zaraz! Musimy jeszcze się umalować! Nie chcemy umrzeć brzydko!
Naprawdę nie wiedziałem, skąd do głowy przyszło mi coś tak głupiego. Zapragnąłem walnąć głową w mur. Zamiast tego podpłynąłem do Asi i szybko powiedziałem:
– Pamiętaj, Sala Wesoluteńkich Bąbelków. Uratuj nas. Proszę- powiedziałem z desperacją, pamiętając jej niechęć do córki Chione.
– Pewnie.- Uśmiechnęła się łagodnie i popchnęła mnie w kierunku krat.
Wszyscy wyszliśmy z celi i zostaliśmy natychmiast obwiązani glonami w pasie, tak że syreny trzymały nas jakby na smyczach. W moim przypadku nie mogły nawet blokować psychometrii, ponieważ nie miewałem jej od umieszczenia tutaj, no, za wyjątkiem tej chwili gdy klon przeszedł korytarzem. Najwyraźniej powiązana była z Eratesem, zaczarowanym sztyletem, darem od Ateny.
Pilnowały nas trzy syreny: jedna ciemna blondynka z turkusowym ogonem, która miała zdecydowanie zbyt mocny, wodoodporny makijaż i brazowowłose bliźniaczki o białych, perłowych łuskach. Wszystkie trzy patrzyły na nas ostrożnie swoimi złotawymi oczami, a dzierżyły długie miecze, wyglądające jak wyrzeźbione z koralowca. Nie mieliśmy możliwości ucieczki.
Mimo to wspaniale było wyjść z tej mrocznej, oświetlanej jedynie czerwonym płomieniem Asi jamy. Tym razem paliły się pochodnie, wypełniając cały, wyłożony lustrami korytarz miękkim, bzyczącym jak rój pszczół światłem.
Znikał dziwny, stęchły zapach, duszący prawie tak jak materialne więzy. Po raz pierwszy od wciągnięcia mnie w gobelin poczułem cień wolności, delikatny jak odgięcie o centymetr sznurów nie pozwalających na ruch. Wszystko to sprawiło, że wstąpiły we mnie nowe siły. Byłem gotowy by stamtąd uciec.
– Chodźcie, wyrzutki społeczeństwa!- krzyknęła wymakijażowana blondynka i ruszyła do przodu. Nie mieliśmy nic innego do zrobienia, więc popłynęliśmy za nią. Od tyłu kontrolowały nas bliźniaczki, trzymające glonowe sznury i gotowe by poucinać nam jakieś kończyny swoimi koralowymi mieczami. Nasza przewodniczka poruszała się bardzo szybko, nadawała niezłe tempo, więc musieliśmy nieco przyspieszyć, żeby się nie oddalała. Było to dość meczące, a niepokoiło mnie, że marnujemy nasze- i tak nikłe po spędzeniu czasu w lochach- siły. Nie sądziłem też, by to było zaplanowane. Musiałem sobie przyznać, że nie doceniam wodnic. Mogło się to na mnie zemścić, ale nie potrafiłem sobie wyobrazić tych idiotek wymyślających strategię czegokolwiek. Nawet wypadu na zakupy. Po jakimś czasie wymachiwania nogami i ramionami prowadząca pochód się obróciła i rzuciła na mnie zdumione spojrzenie, jakby zobaczyła mnie pierwszy raz w życiu. Zirytowało mnie to, tak jak komar brzęczący koło ucha.
– Co jest?- zapytałem nieco opryskliwie, ale uznałem za duży wyczyn fakt, iż powstrzymałem się od zdzielenia jej pochodnią. Miałem na to ogromną ochotę. Wreszcie ta oślica nauczyłaby się, że półbogów czy śmiertelników się nie porywa.
– Czy ty nie znasz pojecia „solarium”?- zapytała z jeszcze bardziej zdumioną miną.
– ZNAM- powiedziałem, kładąc nacisk na każdą literkę.
– To czemu tam nie byłeś? Wyglądasz jak nieboszczyk!- zawołała i zarechotała piskliwie, jak ściśnieta, plastikowa żaba.
Wyprowadziła mnie z równowagi, więc spojrzałem w lustro. Przecież wyglądałem całkiem normalnie. Szare, inteligentne oczy o barwie nadchodzącego sztormu rzucały na mnie bystre spojrzenie zza długich, ciemnych rzęs i subtelnych, niebieskich okularów. Złociste włosy lśniły w blasku pochodni i unosiły się lekko wokół głowy, zapuszczone podczas misji, choć i tak nawet nie przysłaniające uszu. Moja skóra może i była blada, ale za to miękka i świetlista, a także prawie (PRAWIE) zupełnie pozbawiona pryszczy. Twarz miałem delikatnie pięciokątną, nos nie był idealnie prosty, co zawsze mnie irytowało, subtelne kości policzkowe łagodziły mocno zarysowane łuki brwiowe.
Byłem średniego wzrostu, dość muskularnie zbudowany, choć przeważało wrażenie smukłości, jak u łabędzia lecącego po niebie.
*wtrącenie od autora: skromność nigdy nie była moją najmocniejszą stroną, a poza tym włączył mi się tryb POETYZM WERSJA HARD*
– Może i tak. Jeśli to byłby zabójczo przystojny nieboszczyk.- Mrugnąłem porozumiewawczo do syreny, która się zarumieniła. Monika idąca obok mnie zachichotała na ten pokaz skromności. Tak, skromność to taka ważna cecha. Szkoda, że nie moja.
Syrenka zamilkła, zarumieniona. Znowu przyspieszyła, tak że gdy doszliśmy do drzwi naszej sali tortur i egzekucji- „Och, jak uroczo.”, pomyślałem sarkastycznie-, byliśmy nieźle zadyszani. Na błękitnych drzwiach widniały pełne zawijasów wyrazy: „SALA WESOLÓTEŃKIH BONBELKUF”. Ta ortografia naprawdę mnie przeraziła, więc zacząłem przypuszczać, że moją polonistkę przyprawiłaby o zawał.
Pomyślałem, że to naprawdę wspaniale, że udało mi się przekabacić Eternity, wyciągnąć odpowiednie informacje od Becky. I zanim zostaniemy zabici, Asia przyjdzie i zadźga włócznią te słodziutkie syrenki. Byłem tak zaaferowany przeglądaniem w głowie taktyki, szukaniem w niej błędów, że z transu wyrwało mnie jedno. PRZESZLIŚMY OBOK TYCH DRZWI. PRZESZLIŚMY OBOK TYCH CHOLERNYCH DRZWI.
PS: Bo nie ma to jak kończyć w takich momentach.
Nożownik7
Och, dzięki Nożownik za dedykację :3 (Annie główkuje się nad wyrażeniem „przyjaciółka rodziny” [tak serio to nie ale miej tą satysfakcję])
Cóż, jestem teraz nieskupiona (dzięki czatu i SKB za zagadywanie) i wgl, więc cóż… Muszę Ci napisać, że czytałam to na komórce, więc nie pamiętam wszystkich słów które napisałeś.
Chyba spotkałam jedno powtórzenie! Tylko nie pamiętam kiedy to było… Przepraszam <3 Nie pamiętam czy to było w dialogu czy w opisie… Bardzo bardzo przepraszam :*
Jestem zła na Ciebie z dwóch powodów. Spłoniesz na stosie ;_;
Więc po pierwsze: JAK MOGŁEŚ TAK ZOSTAWIĆ TEN POCAŁUNEK, NO JAK, NO CHOLERCIA JAK MOGŁEŚ ;____________; Zaczekaj… ONI SIĘ W KOŃCU POCAŁOWALI CZY NIE?! ONI MIELI SIĘ POCAŁOWAĆ, TY ZUY! :C
A po drugie: Cóż… ZABIJE CIĘ NA SKOŃCZENIE W TAKIM MOMENCIE, JAK, NO JAK MOGŁEŚ? I co dalej? Co z nimi będzie? :' Tak się zastanawiam. Bo jeśli tak wyglądasz to jesteś takim ciachem, że ulala XDD
No dobrze… Nie piszę serio, wybacz ; 3 No było wspaniale! Dawaj talent!
Pozdrawiam ^ ^
Ucięło trochę komentarza ;c
Wybacz.
Ps. Ja będę to czytać do końca i zawsze pierwsza skomentuje. :* postaram się przynajmniej :3
Hahahah ta skromność xD No nic dodać nic ująć 😀 A co do kończenia w takich momentach to już przywykłam do tego xD Always and forever trzymającej w napięciu zakończenie :3
(Czas na kolejny komentarz z serii: ,,Czemu wszyscy umieją pisać śmieszne opka, tylko ja nie umiem?”)
Powiem to tak: następnego walnięcia głową o klawiaturę mój komputer może nie przeżyć XD Pokonujesz kolejne poziomy śmieszności opek – tak, właśnie to wymyśliłam XD
POETYZM W WERSJI HARD RZĄDZI <3
Też cię kiedyś pognębię za kończenie w takich świetnych momentach!
I poproszę powiadomienie o następnej części :3
Gimbusy żondzom!! 😉
Ta ortografia z Sali Bąbli to nawe mnie (jako osobe nie zupłnie cierpioncom na dyzortografia poziom Hard i w dodatku piszoncom to ma telefonie) wypaliło oczu. No i wizia Asi bijącej małago chłopca po kolanie tym-czymś-tam padłam. 😀