Kolejna część Pitcha Blacka! Hurra! 😀 Dedykacja dla wszystkich, którzy czekali i tęsknili. A zwłaszcza dla Zeuski i iriski 335.
Miłego czytania. Kira
Jamie
Noc minęła im szybko i spokojnie, bez żadnych większych problemów. Oprócz zmęczonych po ostatniej warcie, Ginny i Miśka, którzy spali w najlepsze i nic nie wskazywało na to, żeby mieli zamiar niedługo wstawać, wszyscy wzięli się do roboty. Dziewczyny kończyły sprzątać coś na dolnym pokładzie, Jack sprawdzał liny, a Jamie stał przy sterze i z zadowoleniem spoglądał na horyzont. Jako syn Eteru, boga przestrzeni, uwielbiał takie bezkresne widoki. Żadnych wieżowców, biurowców, domów i zakładów. Tylko błękit południowego, letniego nieba rozciągający się przed jego oczami. Jamie aż westchnął cicho z zachwytu i zadarł głowę do góry. Gdzieś tam, wysoko, jeszcze nawet ponad Olimpem, wznosił się świetlisty pałac jego ojca. Dawno już z nim nie rozmawiał… Junior wyrwał go z zamyślenia, wydając z siebie serię kilku krótkich kliknięć. Znak do skrętu w lewo. Jamie poruszył lekko sterem i statek zmienił kurs. Nigdy do końca nie ogarnął tych wszystkich kontrolerów, przycisków i paneli. Właściwie, jedynie dzieci Hefajstosa i Ateny potrafiły się nimi posługiwać! Dlatego zdał się na spiżowego smoka. Lecieli tak przez dłuższą chwilę, kiedy usłyszał głos Jacka:
– Hej, hej kapitanie! Zmiana!
Chłopak wręcz podbiegł do niego z rozanielonym wyrazem twarzy i stanął przy sterze.
– Też się chcę pobawić – powiedział. – Idź pozmywaj gary, czy coś…
Jamie zrobił urażoną minę, udając dotkniętego, po czym obaj wybuchnęli śmiechem. Junior znów zaświstał, tym razem oznajmiając, że niedługą będą mogli opaść na Morze Karaibskie i kontynuować swoją podróż płynąc. Blondyn zrobił miejsce koledze i patrzył jak ten zręcznie operuje całą maszynerią. Powoli zaczęli opadać. Turkusowa tafla wody, pomarszczona przez białogrzbiete fale, zbliżała się do nich coraz bardziej. Jamie miał wrażenie, że zaraz się o nią rozbiją. Mimowolnie chwycił się jakiejś pierwszej lepszej liny, czując nieprzyjemne ściskanie w żołądku. Jack zakręcił sterem, przekręcił dźwignię i wiosła na moment znieruchomiały. Dopiero gdy statek uderzył o powierzchnię wody, znów zaczęły pracować, a żagle wybrzuszyły się pod naporem powietrza. Argo II zachwiało się, zanurzyło na moment dziób i wróciło do normalnej pozycji, by spokojnie móc płynąc dalej. Jack odwrócił się i wyszczerzył zęby.
– Łatwizna.
– Aha… Oczywiście – Jamie nie wyglądał na przekonanego. Jeśli spiżowe smoki potrafią się śmiać, to Junior z całą pewnością zachichotał na te słowa.
– Hej, chłopcy! – Rozi wbiegła po schodach, przeskakują po dwa stopnie. – Moglibyście na chwilę… Whoa!
Statek niespodziewanie przechylił się na sterburtę. Wszyscy spojrzeli ze zdziwieniem na Jacka. Ten uniósł ręce w obronnym geście, robiąc krok w tył.
– Ja nic nie zrobiłem.
Wtedy Argo II, dla odmiany, przechyliło się na lewą burtę i trójka przyjaciół potykając się, upadła na deski pokładu. Z dołu usłyszeli jęk bólu.
– Co wy wyrabiacie?! – wrzasnęła Eva, masując sobie czoło, kiedy wyszła do reszty. – Powariowaliście?
– To nie my – odparli jej zgodnie. Festus Junior obrócił do nich głowę z niepokojem. On też nie miał z tym nic wspólnego. Jack podszedł do niego i zerknął na radar. Jego oczy rozszerzyły się do wielkości ćwierćdolarówek. Zanim zdołał krzyknąć i ostrzec przyjaciół, z wody wystrzeliło sześć par ohydnych, fioletowo-zielonych, oślizgłych macek. W rękach herosów momentalnie pojawiła się broń, a Rozi zacisnęła pięści. W chwili gdy macki opadły na pokład, rozpierzchli się w różne strony. Junior ryknął wściekle. Rozwarł paszczę i zionął ogniem prosto na stwora. Uruchomiono balisty. Jamie wyciągnął rękę, poczuł mrowienie w opuszkach palców i na machinach pojawiły się kule światła. Balisty wystrzeliły, trafiając swój cel. Potwór zapiszczał i schował kilka macek z powrotem do wody. Pozostałe członki waliły po statku na oślep. Eva strzelała do nich z łuku, Jack ciachał mieczem. Nagle statkiem znów zachybotało, a przyjaciele z trudem utrzymali się na nogach.
– Co to właściwie jest?! – krzyknął Jack, tnąc kolejne z odnóży.
– Pewnie któreś… – Rozi wbiła w mackę stworzenia złamane wiosło – … z tak zwanych dzieci Scylli i Charybdy. No wiecie, jedno z tych pomniejszych potworów morskich.
Wspomnianemu potworowi chyba nie spodobało się to określenie, bo zabulgotał groźnie i statek wykonał obrót wokół własnej osi o jakieś sześćdziesiąt stopni. Jamie złapał się burty, mrużąc oczy gdy prysnęła w nie słona woda. Kiedy je otworzył, z głębin morza patrzyło na niego jedno, ogromne, przekrwione, żółtawe ślepie. Podwójna powieka przysłoniła je na sekundę, po czym oko zniknęło. Potwór odpłynął kawałek dalej. Chłopak przebiegł na drugą stronę pokładu, a jeden z pocisków z balisty przeleciał mu nad głową. Uchylił się przed jedną z macek, którą od razu przestrzeliła Eva i ciął mieczem w drugą. Rozi wyciągnęła z malutkiego woreczka przywiązanego do paska, kilka nasionek, które w jej dłoniach zamieniły się w grube pędy. Rośliny szybko owinęły się wokół jej nadgarstków, co pozwoliło dziewczynie na używanie ich jako prowizorycznych biczy.
– Jack! – wrzasnął Jamie. – Spróbuj stworzyć falę, która odepchnęłaby nas od tego stwora! Syn Posejdona skinął głową. Schował miecz, rozstawił stopy i uniósł dłonie zaciskając je w pięści i prostując je, jednocześnie wykonując ruch jakby ciągnął i odpychał coś od siebie. Zmarszczył brwi, a Argo II jakby zaczęło się powoli posuwać do przodu.
– Aaaa! Pomógłby ktoś?!
Eva wierzgała nogami niecałe dwa metry nad ziemią, głową w dół, z zaciskającą się coraz ciaśniej wokół jej pasa, śluzowatą macką. Na szyi blondynki dyndał wisior, którego Jamie nigdy wcześniej nie widział. Coś jakby słońce…? Nagle córka Apolla zamknęła oczy i znieruchomiała. Spod jej dłoni wydobyło się ciepłe, wręcz słoneczne światło, parzące delikatną skórę potwora, które z piskiem puściło heroskę. Eva zręcznie spadła na ręce, przerzuciła nogi do tyłu i szybko stanęła do pionu. Jamiego zatkało. Nie z powodu gimnastycznych umiejętności przyjaciółki, ale tego co przed chwilą zrobiła!
– J… Jak ty to…?
Eva wyglądała na równie zaskoczoną jak on. Może nawet troszkę przestraszoną.
– Nie mam pojęcia – szepnęła, zerkając ukradkiem na słońce na niebie. Wtedy statkiem mocno szarpnęło. Potężna fala stworzona przez Jacka siłowała się z potworem. Białowłosy chłopak wrzasnął z całych sił i statek wypruł do przodu. Ośmiornico-podobne-coś znów zabulgotało i plasnęło niezadowolone, ruszając w pościg za półbogami. Jack wywrócił oczami.
– Odpuściłbyś już, co?! – krzyknął do niego z wyrzutem. Jak na zawołanie, potwór zniknął pod powierzchnią wody. Wszystko wokół ucichło. Rozi opuściła ręce z roślinnymi biczami.
– Coś łatwo poszło – stwierdziła.
– Za łatwo – dodała Eva, podnosząc swój upuszczony wcześniej łuk. Ośmiornica gwałtownie wystrzeliła w górę, patrząc na nich nienawistnie. Nie ma to jak wrogowie wśród olbrzymiego sushi! Jamie złączył dłonie jak do modlitwy, po czym wyciągnął je daleko przed siebie. Potężny promień czystego, białego światła trafił w sam środek potwornego oka. Wrzask stwora morskiego, przyprawił półbogów o dreszcze. Zasłonili uszy rękami, ale i tak na niewiele się to zdało. Ośmiornica tarła mackami ślepie, z którego dymiło. Festus wystrzelił kilka pocisków z balisty. Jamie chwycił swój miecz. Spiżowa broń pod wpływem jego mocy, rozjaśniała słabym blaskiem. Chłopak zamachnął się i rzucił ostrzem. Miecz wbił się aż po rękojeść w czubku głowy potwora, tuż nad uszkodzoną gałką oczną. Ten cios i zadane mu wcześniej rany, wystarczyły żeby go pokonać. Po kilku minutach została po nim blada garstka prochu, którą po jakimś czasie rozmyły fale. Nagle usłyszeli za sobą kroki. Ginny i Misiek, jeszcze trochę zaspani, wyszli na górny pokład.
– Coś nas ominęło? – spytał rudzielec, drapiąc się po karku i powstrzymując ziewnięcie. Jamie nie wytrzymał. Parsknął niepowstrzymanym śmiechem, a Jack z Rozi i Evą od razu do niego dołączyli. Ginny i Misiek stali zdezorientowani i posłali sobie nic nierozumiejące spojrzenia.
Podczas lunchu Jack opowiadał dwójce przyjaciół o spotkaniu z ośmiornicą-olbrzymem, a ci z trudem wierzyli, że nie obudziły ich odgłosy bitwy. Cały czas pytali: „Naprawdę?” i „Nie żartujecie sobie z nas?”. Jamie mieszał leniwie łyżeczką w kubku z kakao, zerkając od czasu do czasu na córkę Apolla. Dziewczyna siedziała z wyciągniętymi nogami i rysowała coś w swoim zeszycie. Teraz, kiedy wiedział, że ma na szyi wisiorek, dostrzegł cieniutki łańcuszek, chowający się pod jej bluzką. Na początku chciał ją zapytać o te dziwne światło, które stworzyła podczas walki, ale… Chłopak podniósł kubek do ust. „Jestem pewien, że opowie nam o tym w odpowiednim czasie” – pomyślał. Wtedy rozległ się cichy, długi, świdrujący dzwonek. Wszyscy westchnęli. Z jednej strony z ulgą, z drugiej ze zdenerwowania. Rozi uśmiechnęła się lekko do przyjaciół i powiedziała:
– Jesteśmy na miejscu.
Argo II zawinęło do portu w stolicy Kuby, Hawanie. Mieli nadzieję, że nikt nie zauważy spiżowego, wojennego statku wśród tych wszystkich promów i zabytkowych łajb. Przyjaciół powitała cudna, słoneczna pogoda. Kiedy tylko zeszli na deptak, zaparło im dech w piersiach. Przed ich oczami roztaczał się niecodzienny widok. Stare, piękne budowle z kamienia, wąskie kręte uliczki pełne ślepych zaułków i jakieś niezbyt nowoczesne wieżowce, wypełniały całe miasto. Całości dopełniały cudowne plaże z białym piaskiem i palmami. Jamie aż się zachłysnął całym tym widokiem.
– Jak tutaj pięknie… – szepnęła Ginny, chwytając dłoń Jacka.
– Coś niesamowitego – przytaknęła Rozi. Jamie spojrzał na dziewczynę. Jej oczy lśniły, a na policzkach wyszły delikatne rumieńce. Naprawdę była zachwycona. Uśmiechnął się sam do siebie i schował ręce do kieszeni granatowych szortów.
– To może kiedy już wrócimy z misji… – zaczął. – Wybralibyśmy się tutaj na krótkie wakacje?
Wszyscy odwrócili twarze w jego stronę. Dopiero po chwili dotarł do nich sens słów chłopaka.
– Tak! Musimy tak zrobić! – podchwycił Misiek, któremu szczególnie pomysł przypadł do gustu. Eva założyła ręce na piersi i zastanowiła się głośno:
– Właściwie czemu nie…
– Zdecydowanie nam się należy – dodał Jack, szczerząc zęby.
– I nie przyjmiemy żadnej odmowy! Najwyżej uciekniemy! – Przekrzykując się nawzajem, ruszyli przed siebie, szukając oznak obecności boga snów.
Chodzili tak już trzy godziny, więc powoli zaczął doskwierać im upał. Przeszli już całą promenadę, minęli Kapitol, byli na Placu Rewolucji i w dziesiątkach innych miejsc. A po Hypnosie zero śladu!
– Przecież my już tutaj byliśmy! – jęknął Michael, rozpoznając sklep z niebieskim dachem, przed którym siedział zabawny staruszek w kwiecistej koszuli i okularach.
– On ma rację – zgodziła się Ginny. – Zaczynamy chodzić w kółko…
Jamie rozejrzał się dookoła.
– Hypnos mieszka w jakiejś grocie, prawda? – upewnił się. – Nie wiem jak wy, ale ja żadnej tutaj nie widziałem.
Jack przytaknął.
– Racja, ale nie byliśmy jeszcze w jednym miejscu… – powiedział z dziwnym uśmieszkiem. Rozi odrzuciła warkocz na plecy i spojrzała na chłopaka pytająco.
– Niby gdzie?
– Na plaży! – I popędził w stronę morza, nie oglądając się za siebie. Jamie wzruszył ramionami, po czym ze śmiechem pobiegł za przyjacielem.
Woda była przyjemnie chłodna, dająca ulgę zmęczonym chodzeniem stopom. Chodzili wzdłuż brzegu, zostawiając swoje ślady i ciesząc się chwilą odpoczynku. Jack zniknął pod wodą, nie zaprzątając sobie głowy zdejmowaniem ubrań. Szczęściarz mógł sobie pozwolić na takie sztuczki. Po chwili wynurzył się, a na twarzy malowało mu się podekscytowanie.
– Słuchajcie! – zawołał. – Gdzieś tu, o tutaj! – podpłynął w odpowiednie miejsce i zatrzymał się bez ruchu. – Dokładnie w tym miejscu wyczuwam obecność Lete!
Ginny weszła głębiej w morze.
– Jesteś pewien? – zapytała. Chłopak skinął poważnie głową.
– Na sto procent. Tak silną magiczną aurę może wytwarzać albo ona, albo co najmniej dwóch Olimpijczyków.
– Ale… gdzie jest ta cała grota? – Misiek podrapał się po głowie. – Jakoś jej nie ma.
Córka Ateny strzeliła głośno palcami.
– No jasne! „Mieszkał pod wyspą” – przypomniała sobie przeczytane gdzieś słowa.
Jamie spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– W sensie, że – wskazał palcem w dół – gdzieś tam?!
Jack zmarszczył brwi.
– To by miało sens.
– Czy Argo II ma tryb podwodny? – zapytała Rozi. Ginny uśmiechnęła się jedynie tajemniczo.
Wrócili na pokład i odcumowali łódź. Junior patrzył na nich z lekki zdziwieniem, ale o nic nie pytał. Posłusznie wykonywał wszystkie polecenia wydawane przez Ginny. Jack stanął przy sterze.
– Co teraz?
– Płyń w tamto miejsce – odparła blondynka. Chłopak spojrzał na nią jak na wariatkę.
– Ginny, skarbie… – starał się mówić jak najłagodniej – To niemożliwe żebym… – urwał dostrzegając mordercze spojrzenie swojej dziewczyny. Bez słowa zakręcił sterem, płynąc w stronę mielizny. Wtedy reszta również zaczęła się niepokoić.
– Ginny jesteś pewna? – Eva stanęła przy przyjaciółce. Ta nie odpowiedziała. Wpatrywała się jedynie w sobie znany punkt na morzu. Plaża była coraz bliżej. „Jakie szczęście, że jest pusta” – pomyślał Jamie. „Śmiertelnicy przeraziliby się chyba na śmierś widząc okręt płynący prosto na nich!”. Jack zerkał na szarooką niepewnie.
– Ginny?
– Spokojnie, wiem co robię – odparła pewnym siebie głosem. Nagle cały świat wywrócił się do góry nogami. Jamie poczuł szarpnięcie, wirowanie i wszystko wokół zniknęło pod wodą.
Przyznam, szczerze że nie czytałam poprzednich części ale już widzę że opowiadanie jest bardzo ciekawe pisz dalej
Junior <3 Co to dużo mówić… masz talent 😉
Twój styl jest taki lekki przyjemy. Idealne opisy, idealne dialogi, wszystko jest zrównoważone, niczego nie brakuje :3 Choć Miśka nigdy nie za dużo! (pamiętaj o tym xD )
Warto było tyle czekać 😀 Wiem, że ta część zajęła ci dużo czasu, ale mam nadzieję, że kolejna będzie troszeczkę szybciej 😀