Sto lat, sto lat! Wszystkiego najlepszego Leośka! Myślałaś, że zapomniałyśmy co?!
A teraz się streszczam, bo jest już 01:30, a ja chcę iść spać ._. (Paczaj jak Passie się dla Ciebie poświęca). Więc chciałabym napisać Ci oryginalne i supermegafajne życzenia (prawie zrobiłam błąd ortograficzny), jednak cała wena poszła na to opko. Także po prostu ŻYJ DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. Mamy nadzieję, że Ci się spodoba, to co dla Ciebie napisałyśmy.
Z tego miejsca chce jeszcze podziękować Shady, za wsparcie 😀 ~~ Passie
PassAuf, Melia i Eurydyka, Twoje Dresy
______________________________________________
Zimowe słońce łagodnie głaskało przez szybę pogrążony we śnie policzek Leony Dziewięć Dziewięć. Dziewczyna nieświadomie oblizała wargi, śniąc o Oszałamiającym. Budzik nie podzielał niestety jej zdania. Zadzwonił wskazując obydwiema wskazówkami na tę samą godzinę. Była 6:30. Nastolatka ostatni raz oddała pocałunek synowi Hadesa, instynktownie odszukała leżący na szafce nocnej budzik, i jednym zmysłowym ruchem stopy zrzuciła drania na podłogę. Budząc się z szopą na głowie, suchością w ustach i nie widząc absolutnie nic uświadomiła sobie, że przecież zaczęły się wakacje. Nakryła się kołdrą z myślą „Jeszcze trzy godzinki”. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Za cholerę nie mogła wprowadzić się w fazę świadomego snu, i sprawić, by pewien Jacek był jeszcze bardziej romantyczny. Po dwudziestu minutach kręcenia się i przewracania z boku na bok, olśniło ją. Ten śnieg na parapecie, widziany wcześniej kątem oka. PRZECIEŻ JEST ZIMA. Zimą nie występują wakacje. Cholera jasna.
Gdy tego dnia położyła stopy na podłodze poczuła, że coś się zmieniło. Miała ochotę na wieprzowinę. „Może to hormony?” – pomyślała z obawą i nieśpiesznie włączyła radio. Na szkołę za późno. Zresztą kogo obchodzą sprawdziany z fizyki czy heretyczne twierdzenia jakiegoś Pitagorasa? Dajcie spokój. Leona to racjonalna dziewczyna. Dobrze wie, że bardziej opłacają jej się wagary, niż wybranie się do lekko woniejącej placówki karno-wychowawczej w Stolicy Świata. To samo pomyślała po drugiej stronie Polski Eurydyka, stwierdzając, że idzie zrobić sobie kanapkę. Melia za to grzecznie słuchała pseudo polskiej gadaniny w swojej szkole, której nienawidziła coraz bardziej. Leona 99 wciąż jednak zaczynała być coraz bardziej niecierpliwa. „Gdzie moje mięso?!” Dziewczyna stwierdziła, że chyba pora wyjechać na kilka godzinek ze Stolicy i zajrzeć do porządnej restauracji z porządną wieprzowiną i zdecydowanie nieporządną ceną. Wyjęła, więc oszczędności ze świnki skarbonki. Droga mijała jej szybko, jednak dziwiły ją spojrzenia innych ludzi. „Nie uczesałam się” pomyślała, umierając ze wstydu. W każdym razie nie spodziewała się, że spotka Eurydykę rozdającą ulotki przed restauracją. „Wtf?!” – pomyślały obie na swój widok.
– Eeeeur… co ty tu robisz? – zapytała Leona zdezorientowana, podnosząc prawą brew.
– Dorabiam sobie. Do tej wycieczki szkolnej. Żeby było mnie stać na kupienie ci Wieży Eiffla – odparła zmieszana nastolatka – A w ogóle, to świetnie, że jesteś! – zawołała po krótkiej przerwie – Błagam, weź to! – i nie czekając na odpowiedź, wcisnęła w dłoń Leony cały plik kolorowych ulotek reklamujących podejrzanie wyglądający biały proszek. Kiedy dziewczyny tak stały przed sobą, wyraźnie było widać, jak bardzo się różnią. Eurydyka musiała zadzierać głowę, by spojrzeć w oczy Leonie. A Leona oczy miała piękne: o bardzo niebieskim kolorze nieba w czasie burzy. Dziewczyna miała też seksowny aparat na zębach i ogólnie lekko sadystyczną mordę. Wyglądała nawet trochę majestatycznie, biła od niej aura bystrości, albo wyższości. Jej delikatnie falowane włosy, swym kolorem przypominające korę seksownego dębu, unosiły się raz po raz w powietrzu, tworząc jeszcze większy nieład na głowie heroski. Wkrótce będzię to gniazdo dla gromady stałocieplnych zwierząt z podtypu kręgowców, ale nie martwcie się, nie doczekacie tej chwili, gdyż mamy limit słów, a jest jeszcze tyle do opowiedzenia.
W czasie, gdy dziewczyny prowadziły ożywioną rozmowę, doprawioną energicznymi ruchami rąk, w kompletnie innym miejscu znajdowała się Passie, rudzielec, który nie był już taki rudy, a przy zmrużeniu prawgo oka, możnaby nawet śmieć twierdzić, że jej włosy są blond. Siedziała ona właśnie w miękkim fotelu samochodu, czytając „Dzieje Wielkiej Pandy” w wersji kieszonkowej, która niestety posiadała jedyne 600 stron. Jako Najwyższa Kapłanka nie rozstawała się z dowodami na istnienie jej boga, cowięcej, zawsze nosiła przy sobie cegłówkę poświęconą przez Wielką Pandę, wierząc, że kiedyś się jej przyda. Pochłonięta lekturą, nawet nie zauważyła, że już dawno samochód jej rodziny minął granicę i znajdował się właśnie w jednym z polskich miasteczek. Zapewne nie zwróciłaby na ten fakt szczególnej uwagi, jednak jej oczy dostrzegły wielki napis „Wieprzowina” pod którym stał ktoś, kogo sądziła, że znała.
– Tato stój! – Już po chwili dało się słyszeć jej krzyk we wnętrzu auta. Zdziwiony, ale posłuszny ojciec zjechał na pobocze. Pass wyskoczyła z pojazdu jak z procy, kiedy ten ledwo się zatrzymał i na odchodne rzuciła do rodziców, że wróci pociągiem, choć nie była ona jeszcze tego taka pewna. Idąc w stronę sklepu, już z daleko widziała, że Leona Dziewięć Dziewięć nie uczesała swoich kudłów.
Ale zaraz… obok Leony stał ktoś jeszcze. Z początku nawet nie zauważyła niewielkiej, mierzącej nieco ponad półtora metra Eurydyki. Dziewczyna wyglądała jakoś inaczej. Ach! Biedaczka ścięła włosy! Zresztą dobrze zrobiła – pomyślała Pass ze zdziwieniem – ciemna karnacja w połączeniu z dwa razy krótszymi kudłami jeszcze bardziej upodabniała ją do jakiegoś amerykańskiego rapera. Co więcej, dziewczyna widocznie przypakowała w bicepsie! Najwyraźniej te codzienne serie pompek zainspirowane jednym z jej idoli – Generałem Mieczem – naprawdę poskutkowały.
– Tak trzymaj, Eur – zawołała ni to ruda, ni to blondi – Jeszcze tylko jakiś oldskulowy tatuaż na twarzy i złoty łańcuch, a będziesz mogła brać udział w pojedynkach raperskich! – dziewczyna wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Tymczasem burzowe oczy Leony z sekundy na sekundę stawały się coraz większe.
– Pass. Co ty tu, na Aresa, robisz? – zapytała zdezorientowana.
– No jak to „co”?! U nas są ferie. Namówiłam rodzinkę na wyjazd w Bory Tucholskie. Znajomy mówił, że niezłe sztuki tam są – mrugnęła.
– Yyy… sztuki? Chyba się pogubiłam- powiedziała zbita z tropu Eurydyka.
– No podobno rosną tam niezłe sosenki – Pass mimowolnie oblizała dolną wargę. Z jej gardła wydobyło się podniecone westchnienie. – Ale przede mną jeszcze długa droga. I ogólnie chyba zrezygnuję z tych sosen, bo przeczuwam niezłą zabawę. Ale mam nadzieję, że jakiś park się dla mnie znajdzie – ostatnie zdanie mruknęła do siebie pod nosem.
– No to może sprawdzimy to mięso? – zapytała niecierpliwie Leona Dziewięć Dziewięć. Odpowiedział jej zbiorowy okrzyk entuzjazmu.
– Ale może najpierw się… uczeszesz? – zaproponowała niepewnie Eurydyka.
– Jasne, że się uczesze! – odpowiedziała jej Pass. – Inaczej nie zamierzam pokazywać się z nią publicznie – powalająca szczerość dziewczyny jak zwykle powalała. Po kilku minutach weszły wreszcie do cieplutkiego lokalu. W pomieszczeniu unosił się zapach mięsa, karaluchów i dobrych ocen.
Leona, która wchodziła jako pierwsza, stanęła jak wryta. Jej towarzyszki także się zatrzymały. Sytuacja wyglądała groźnie. Przez otwarte drzwi wpływało mroźne powietrze. Czerwona firanka powiewała przy niebieskim oknie, szczerząc żółte zęby i zacierając czerwone łapska. Takiego ubawu nie miała od otwarcia lokalu, kiedy to mały Wiktor gumowym mieczem zbił wielkie lustro ujrzawszy w odbiciu swoją Nemezis – uśmiechniętego od ucha do ucha chłopca pachnącego toporem i glutami. A teraz… zapowiadało się jeszcze lepiej: cztery Dresy. Z których trzy były Areskami. Spotkanie przypadkowe. Czyżby?
Bowiem za ladą opierając głowę na swoim seksownie zgiętym Palcu Mocy siedziała Melia.
Krótki opis Melii: Była to dziewczyna drobnej postury. Nosiła prostokątne okulary i długie, powiewające na wyśnionym wietrze blond włosy. W wolnych chwilach zasypywała znajomych pseudo śmiesznymi obrazkami i pilnie się uczyła. Pachniała piątką z matematyki.
Melia podbiegła do Dresów, gdy te tylko weszły do baru.
– Co wy tu wszystkie robicie? Zoragnizowałyście jakieś tajne spotkanie? Beze mnie?
– Chyba… – odpowiedziała Leona Dziewięć Dziewięć, drapiąc się po głowie, na której teraz leżały tak samo rozczochrane włosy, tyle, że teraz miały w sobie resztki grzebienia.
– Ciii – szepnęła Eurydyka, ustawiając się w pozycji pionowej, której nauczyła się u Generała Miecza. Mierzyła wzrokiem firankę, która podejrzanie wesoło powiewała w oknie. – Coś mi się tu nie podoba…
Zanim zdążyła wyciągnąć gumowy miecz, który zawsze nosiła przy pasie (ignorując zdziwione spojrzenia ludzi w tramwaju) firanka i jej trzy siostry zerwały się z okien i przystąpiły do ataku. Niestety, poruszały się bardzo wolno, więc dresy (pozbawione niestety jednej z dresek, która miała w tym czasie maturę oraz zdawała prawo jazdy, więc nie mogła im pomóc) miały czas na omówienie strategii. Ustawiły się więc w okrąg (a może w kwadrat? W końcu były cztery…) i zaczęły szeptać między sobą. Gdy skończyły, wykonały gest typowo drużynowy i krzyknęły „Zbędny telefon!” i przystąpiły do akcji. Ustawiły się niczym trasformersy przybierając pozę Eurydyki i przystąpiły do ataku. Z faktu posiadania gumowego miecza, na początek ruszyła Eur, by rozgromić firankowego wroga swoimi umiejętnościami nabytymi na wieloletnim Kursie Samoobrany Przed Potworami I Innymi Rożnymi Takimi (w skrócie KSPPIIRT, co nie ma większego sensu i znaczenia). Cięła, kopała i pchała, jednak materiał jak na złość nie chciał się zniszczyć, a ona z powodu niezbyt dobrej kondycji padła zmęczona na ziemię i przestała się ruszać.
– Nieeeee! – krzyknęły wszystkie trzy dziewczyny naraz.
Jednak nie był to wcale koniec. Największa z firanek uśmiechnęła się złowieszczo, ukazując szereg ostrzych i równie żółtych zębów, i ruszyła w kierunku zwłok bezładnie leżących na podłodze. Leona, rzekomo najodważniejsza z nich wszystkich (kłóciłabym się), rzuciła się w tamtym kierunku, by obronić towarzyszkę swoim ciałem, ale było już za późno, materiał owinął się wokół twarzy poległem. Leona Dziewięć Dziewięć nie wiele myśląc, chwyciła za materiał i opierając się jedną nogą o ciało Eurydyki, zaczęła za niego ciągnąć. Przez chwilę się tak siłowały, co wywołało u niej zdenerwowanie.
– Osz ty tępa ściero do podłogi! – krzyknęła.
Firanka wyślizgnęła się jej ze zgrabnych dłoni, co spowodowało upadkiem dziewczyny na stolik i krzesła obok. Widząc to, Passie zaczęła grzebać w swoim plecaczku, by w końcu znaleźć to, czego szukała. Chwyciła poświęconą przez Wielką Pandę cegłówkę i rzuciła ją w firankę, która pokonała Leonę, krzycząc przy tym „Żryj gruz cyganie!”. Przedmiot wpadł wprost w materiał i oba wyleciały przez okno na światło dzienne. „Jeden z głowy, jeszcze tylko trzy”, pomyślała Mel szukając czegoś w plecaczku Pass. Ta spojrzała na nią gniewnie, gdyż ceniła sobie prywatność, jednak w takiej sytuacji nie mogła powiedzieć nic. Leona powoli odzyskiwała przytomność po bliskim spotkaniu z twardą powierzchnią mebli. Rozejrzała się ledwo żywa po pomieszczeniu, jej uwadze nie umknął brak jednej firanki.
– Yeah! 1:0 dla nas! – krzyknęła, unosząc bolącą rękę w górę w znaku zwycięstwa.
– Tak właściwie jest 2:1 dla firanek. Znokałtowały ciebie i Eur – mruknęła Mel, dalej buszując w prywatnych rzeczach prawie blondynki. – Na Aresa, jaki burdel.
Leona chciała już zaprotestować, jednak w rozmowę wtrąciła się Passie.
– Dziewczyny, nie chcę wam przeszkadzać, ale mamy większy problem. – Wskazała na trzy pozostałe firanki, które powoli zmierzały w ich kierunku. Wyglądały na złe, za pozbycie się ich Bossa. Leona i Pass chwyciły za zwłoki Eur i pociągnęły je za ladę, za którą też się schowały.
– Mam! – pisnęła uradowana Mel, wyciągając z plecaczka butelkę Perwollu. Leona spojrzała zdziwiona na Pass, jednak ta zbyła ją słowami „W reklamach tak noszą”.
Okularnica odkręciła korek butelki i powąchała jej zawartość.
– Mmm, nie chcielibyście się przypadkiem napić dobrego płynu? – mówiła do firanek, machając im butelką przed brzydkimi gębami. Kiedy te okazały zainteresowanie, Mel wzięła zamach i wyrzuciła Perwoll przez okno, które wcześniej już zostało rozbite przez świętą cegłówkę. Dwie krwiożercze firanki złapały haczyk i też wyskoczyły na zewnątrz. Została ostatnia.
– No dobra, macie jakiś pomysł?
Leona nie odpowiedziała koleżance, lecz zajęła się przeszukiwaniem półek pod ladą. W tym czasie Mel zdąrzyła do nich dołączyć.
– To było niesamowie – powiedziała Passie, patrząc z podziwem na blondynkę, która naprawdę zaimponowała jej swoją pomysłowością.
– Wiem – mruknęła ta w odpowiedzi, poprawiając okulary na nosie. – Ale co dalej?
– Nie martwcie się – usłyszały głos Leony Dziewięć Dziewięć.
Areska trzymała w dłoniach kanister benzyny i zapałki. Jej twarz zdobił uśmiech godny psychopaty, a oczy płonęły żywym ogniem. Ktoś kto jej nie znał, mógłby stwierdzić, że chciała ona zrobić coś nadzwyczaj niebezpiecznego i nielegalnego.
– Myślicie o tym samym, co ja? – spytała, zabawnie poruszając krzaczastymi brwiami, które tak jak jej włosy, były w nieładzie. Pass przemknęło przez myśl, że musi jej zrobić wizytę u kosmetyczki.
– Loeśka, nie mamy teraz czasu na grilla. – Sprzeciwiła się Passie, a Mel jej przytaknęła.
– No tak, racja. – Leona posmutniała, odkładając na bok przedmioty.
– Wy sobie chyba jaja robicie. – Usłyszały słaby głos Eurydyki, która wracała do świata żywych, po tym jak pokonał ją kawałek ścierki…
– Eur! – krzyknęły wszystkie trzy na raz, rzucając się na towarzyszkę. Któraś z nich wsadziła jej nawet palca do oka, co nie było miłe, zważywszy na to, że dopiero co zmartwychwstała, ale ciii. Trwały tak przez chwilę, okazując sobie dresiarską miłość, jednak Leona odskoczyła od niej jako pierwsza, mówiąc coś o tym, że nie lubi jej aż tak bardzo, ale dobrze, że wróciła. Melia do niej dołączyła, twierdząc, że jest zbyt dojrzała na takie przytulanki. Eurydykę tarmosiła już jedynie Passie, która uwielbiała się przytulać.
– Dobra – mruknęła dziewczyna, odpychając od siebie Najwyższą Kapłankę i biorąc do ręki benzynę. – Spalmy tę budę.
Firanka nawet się nie zorientowała, kiedy została polana cieczą, ani nawet kiedy cały lokal został nią oblany. Dziewczyny zadowolone z siebie, stanęły przed drzwiami. Leona, która dostała ten zaszczyt, odpaliła zapałkę i rzuciła ją na mokrą podłogę. Ogień pojawił się natychmiast, trawiąc kolejne stoły i krzesła. Wysoki płomień sunął powoli w kierunku firanki, która nie miała już drogi ucieczki. Jej krzyk rozniósł się po okolicy. W oddali słychać było wycie syren oraz czuło się żar ognia, lecz Dresy już tego nie zauważały. Odeszły w kierunku zachodzącego słońca, kupując po drodze biały proszek.
KONIEC
Wszystkiego Najlepszego 😀 😀 😀
Dołączam się do życzeń 😀 sto lat!!!
To było tak dziwne, że martwię się o psychiki blogowiczów. Nie jest to może tekst tak zboczony i nienormalny jak urodzinowe „coś” Eur i Passie, ale i tak jest nieźle zryty. Powiem wam, że mnie zaskoczyłyście. Nie wiedziałam, że śnię o Oszałamiającym, że wstaję kiedykolwiek przed 7, że umiem ruszać tylko jedna brwią, że jestem pozbawiona popędów destrukcyjnych i wolę zamiast tego zrobić grilla, że Eur chodziła na kurs samoobrony, że Passie nie wychodzi z domu bez świętej cegłówki, że Mel pachnie piąteczką. Jestem dzięki wam bogatsza o ciekawe informacje!
Ale jest ważniejsza sprawa. Dlaczego nikt nie poinformował mnie o „Dziejach Wielkiej Pandy”?! Jesteście okrutne!
Mały Wiktor był boski! Sorki, półboski. Okrzyk bojowy również. Ale to, że pokonał mnie drewniany stolik już mniej… No cóż, bywa.
Proszę o niepodważanie mojej rangi najodważniejszej z DzGP! Dziękuje.
W każdym bądź razie przez was (lub dzięki wam) moja klasa uważa mnie za nienormalną ponieważ uśmiechałam się przez pół lekcji do telefonu. Jakoś to przeżyję.Tęsknię za spotkaniami w Godzinach Przedpółnocnych moje drogie Dresy. Zmieńmy to ok?
Dzięki wam <3
Zrobię wam jeszcze pogadankę, wiec się strzeżcie.
Popieram Leonę, jest się o co martwić. A swoją drogą, wszystkiego najlepszego! (Nie znamy się za dobrze, więc nie za bardzo wiem, co mogę jeszcze napisać, i tu następuje ta niezręczna cisza …)
I ja też tęsknię za Dziewczynami z Godzin Przedpółnocnych. Kiedy byłyście chat żył, a nie, to co teraz, martwa cisza! Nie wspominając o tym, że wasze rozmowy bywały… ciekawe.
No to, może, życzę Ci, Leono, żeby Dresy powróciły na chat. Tak, to chyba dobry pomysł.
No i trzeba pogratulować Passie, Eur i Melii inwencji twórczej, bo to opko faktycznie robi wrażenie.
Zacznę od tego co obiecałam, czyli od gratulacji dla Pass, że tak dzielnie walczyła ze snem i zmęczeniem, żeby to opko dokończyć i napisać. Brawo, Pass, brawo! Teraz było klawo! ♫♪ *śpiewa* (Oczywiście pozostałe współautorki też mają moje gratulacje)
I oczywiście życzę wszystkiego najlepsiejszego solenizantce, bo urodziny to się nie ma codziennie! STO LAT!
Wszystkiego naj! Dużo uśmiechu i miłej imprezy z mnóstwem prezentów.
No cóż, dziewczyny, opko jest nietypowe, ale całkiem niezłe 😉
I wy to coś nazywacie limitem słów ale tak w ogóle to Sto Lat Sto Mat niech piszę, piszę nam!