Wszyscy się zmobilizowali do pisania, to ja też 😀 Kolejna część „Pitcha Blacka”. Mam nadzieję, że się spodoba i przepraszam za długą nieobecność.
Miłego czytania. Kira
Eva
Było bardzo jasno. Słońce świeciło wysoko na bezchmurnym, błękitnym niebie. Wiał lekki, przyjemny i ciepły wiatr, który delikatnie kołysał źdźbłami traw oraz łodygami stokrotek. Ich słodki zapach unosił się w powietrzu. Eva stała na samym środku ogromnej łąki. Spojrzała w dół. Miała bose stopy, a ubrana była w letnią, żółtą sukienkę na ramiączkach sięgającą jej kolan. Dziewczyna rozejrzała się dookoła, dostrzegając jedynie hektary zieleni. No tak, to musiał być sen. Nie przypominała sobie żeby kiedykolwiek była w podobnym miejscu. Ani żeby miała taką sukienkę. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie jest sama. Pojawił się przed nią jak gdyby nigdy nic. Był wysoki, szczupły, dobrze zbudowany i jak zwykle, nieziemsko przystojny. Apollo. Wyglądał tak, jak opisywała go jej mama. Brązowe, proste, potargane włosy, złoto-miodowe oczy i zniewalający uśmiech. Zawsze pokazywał jej się w takiej postaci. Eva uniosła brwi w wyrazie niedowierzania.
– Apollo?! Co ty tu robisz? Przecież… Myślałam, że jesteście uwięzieni na Olimpie! – zawołała.
Bóg uniósł ręce w obronnym geście.
– Zgadza się. I dlatego mamy niewiele czasu.
– Ale… jak ty…? – Eva nadal była w szoku.
– Nie myśl sobie, że twój ojciec to jakiś słabeusz – Apollo puścił jej oczko. – Udało mi się nawiązać z tobą kontakt, ale nie wiem na jak długo. Blokada nałożona przez Fobetora jest bardzo silna. To trochę tak, jakbym rozmawiał z tobą przez galaretowatą szybę pancerną.
Nagle obraz Apolla zafalował i zbladł.
– O widzisz?! Ale głupie uczucie – jęknął bóg sztuki, krzywiąc się nieznacznie i łapiąc za głowę. – Domyślam się, że wyruszacie na misję, prawda? – zapytał, dochodząc do siebie.
Eva przytaknęła, cały czas zachowując pewien dystans. Nie miała pewności, czy to nie jest jakaś sztuczka wroga. Chociaż sądząc po zachowaniu boga… To mógł być tylko Apollo.
– Możesz nam jakoś pomóc? – spytała w końcu. – Wiesz coś o Fobetorze, co może nam się przydać? No nie wiem, jego słabe punkty?
Apollo podrapał się po głowie.
– Niestety, przykro mi. Właściwie, to chciałem się z tobą spotkać w innym celu – mówiąc to, podszedł do dziewczyny, a wtedy na jego dłoni pojawił się naszyjnik. Złoto-pomarańczowe słońce na cienkim, długim łańcuszku. – Chciałbym żebyś go nosiła.
Eva dotknęła chłodnego metalu. Jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz i zalała ją fala ciepła.
– Dla… dlaczego mi go dajesz?
– Myślę, że kiedy nadejdzie czas, będziesz wiedziała – odpowiedział z uśmiechem bóg. Rozpiął zapięcie i zawiesił jej naszyjnik na szyi. – Pasuje idealnie – dodał, przyglądając się jej z przekrzywioną głową.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, nachylił się do niej bliżej. – Masz w sobie więcej mocy niż myślisz – szepnął jej na ucho. Eva zesztywniała. Co miały znaczyć te słowa?
Apollo wyszczerzył białe zęby, roześmiał się głośno i potargał jej grzywkę.
– Powodzenia, mała! Wiem, że wam się uda!
Obraz mężczyzny rozmazał się, a wraz z nim cała łąka. Eva otworzyła oczy. Jeden żółty kosmyk włosów spadł jej na czoło i częściowo na oko, zasłaniając widoczność. Leżała w swoim łóżku grupowej w domku numer siedem. Wokół siebie słyszała spokojne, senne oddechy rodzeństwa. Powoli podniosła dłoń i położyła ją sobie na mostku. Zawieszka w kształcie słońca była na swoim miejscu.
Eva przez cały ranek myślała o słowach ojca: „Masz w sobie więcej mocy niż myślisz”. Jakiej mocy? Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze, myjąc zęby. Nie potrafiła leczyć, rzucać klątw ani uroków, nie miewała wizji… Czasem czuła się dość bezużytecznym dzieckiem Apolla. Z westchnieniem wypłukała buzię. Schowała szczoteczkę oraz pastę do zębów do żółtej kosmetyczki, po czym wrzuciła do niej jeszcze kilka swoich kosmetyków i energicznie zasunęła zamek. Włożyła czarne dżinsy, ciemnoszary podkoszulek na ramiączkach, pod którym schowała naszyjnik, i czarne trampki. Gdy wyszła z łazienki, Cleo jedna z najmłodszych córek boga sztuki, kończyła pakować jej sportową torbę. Eva pokręciła z półuśmiechem głową. Dziesięcioletnia szatynka zawsze starała się wszystkim pomagać. Pomimo tak młodego wieku, była niezwykle utalentowaną uzdrowicielką. Eva włożyła kosmetyczkę do torby, a Cleo zamknęła bagaż. Uśmiechnęła się ciepło do starszej siostry.
– Wróć cała i zdrowa, dobrze? – poprosiła. – I pokonaj tego Fo… Fobi… – dziewczynka zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie imię cienia. – Fobe…
Nagle Eva objęła mocno ją objęła, nie dając jej dokończyć. Przytuliła ją i po chwili milczenia, powiedziała cicho:
– Wrócę. Obiecuję.
Przed Wielkim Domem zebrali się już Jamie, Rozi i Ginny. Ich grupa miała wyruszyć pierwsza, ponieważ czekała ich najdłuższa droga. Wszyscy pozostali obozowicze dopiero szykowali się na śniadanie. Eva położyła swój bagaż obok rzeczy przyjaciół. Spojrzała w stronę wzgórza i sosny Thalii. Kilka metrów nad jej czubkiem unosiło się Argo II, z którego sterburty zwisała długa drabinka linowa. Ogromny statek lśnił spiżem. Wyglądał niezwykle pięknie i majestatycznie. Wręcz nieziemsko. Ginny położyła przyjaciółce rękę na ramieniu, stając obok. Ubrana była w ciemne dżinsy, biały podkoszulek i niebiesko-szaro-białą koszulę w kratę z wywiniętymi rękawami.
– Zdenerwowana? – zapytała, przyglądając się jej z ukosa.
Eva wzruszyła ramionami.
– Nie powiedziałabym. Po prostu… – dziewczyna założyła ramiona na piersi, wzdychając ciężko. – Wiesz Ginny, dzisiaj w nocy ja…
– Hej dziewczyny!
Przyjaciółki odwróciły się. Jamie machał rękami, dając im znak do drogi, widząc że nadchodzą Michael z Jackiem. Ginny uśmiechnęła się lekko do córki Apolla.
– Później do tego wrócimy, co?
Eva skinęła głową. Chwyciła torbę i ruszyła za pozostałymi w stronę statku. Minęli kilku herosów, którzy życzyli im powodzenia. Odpowiedzieli im skinięciami głowy. Eva poczuła znajomy uścisk w gardle. Znów spadła na nich ogromna odpowiedzialność. Najpierw przepowiednia Jamiego, potem Drzewo Życia, a teraz to… Jednak z jakiegoś powodu, zdawało jej się, że ta misja będzie tą najważniejszą w ich życiu.
Szybko weszli na pokład, sprawnie przeskakując z drabinki prze burtę.
– Cześć Junior! – zawołał radośnie Jack, gdy tylko poczuł grunt pod nogami. Z dziobu dobiegło przyjazne terkotanie wymieszane z trzaskami. Spiżowa głowa ogromnego smoka ze świecącymi na jasnopomarańczowo oczami, wyraźnie ucieszyła się na widok szóstki przyjaciół. Nazywał się Festus Junior Igneus III. W skrócie Junior. Został zbudowany na wzór oryginału, Festusa należącego do Leona Valdeza, przez dzieci Hefajstosa jakieś cztery lata temu i szybko stał się ulubieńcem wszystkich półbogów. Ginny podeszła do panelu sterowniczego. Wcisnęła kilka guzików, powiedziała coś do smoka i żagle, od razu, rozwinęły się same. Misiek i Jamie odcumowali łódź, z kadłuba wysunęły się wiosła, które zaczęły młócić powietrze i statek zaczął wzbijać się coraz wyżej. Eva oparła się o balustradę, spojrzawszy w dół. Wszyscy obozowicze zebrali się przed pawilonem jadalnym i machali im na pożegnanie. Dziewczyna uniosła dłoń. Nagle obok niej pojawili się pozostali. Jack, Ginny i Michael zaczęli się drzeć jak szaleni: „Niedługo wrócimy!”, „Możecie tęsknić!”, „Czekajcie na nas!” i inne podobne głupoty. Jamie zachichotał, a Rozi i Eva wywróciły teatralnie oczami. Po chwili byli już zbyt wysoko i daleko by dostrzec chociażby granice Obozu Herosów.
– No… – zaczęła Ginny. – Chyba powinniśmy się teraz rozpakować. Może spotkajmy się za dwadzieścia minut w mesie. Musimy obgadać kilka spraw.
– Dobry pomysł – zgodziła się Rozi. Reszta tylko przytaknęła. Zeszli pod pokład i udali się do kajut. Dziewczyny zajęły te po lewej, chłopcy po prawej. Eva nacisnęła klamkę ciemnobrązowych drzwi i weszła do środka. Ściany pomalowano na ciepły, szaro-kremowy kolor, a na jasnej podłodze leżał puchaty, okrągły dywan w kolorze grejpfruta. Na łóżku leżała narzuta w tym samym kolorze co dywan, pod którą znajdowała się czysta pościel i pomarańczowa poduszka. Do tego stała tu szafa na ubrania, stoliczek nocny, lampka z metalowym kloszem i komódka z trzema szufladami. Idealnie w swojej prostocie. Eva wyjęła kilka najpotrzebniejszych rzeczy, schowała je do szafek, po czym usiadła na materacu. Był trochę twardy, ale ona takie lubiła. Dotknęła miejsca, gdzie bluzka zakrywała naszyjnik. Prawie o nim zapomniała. Wyciągnęła go za łańcuszek, żeby móc jeszcze raz mu się przyjrzeć. W okrągłej tarczy małego słońca widziała swoje oko. Zamiast zielonej barwy tęczówki, widziała mieszankę złota i limonki. Wpatrywała się w przedmiot, kiedy nagle usłyszała pukanie do drzwi. Szybko schowała wisior. Z jakiegoś powodu, wolała na razie trzymać go w tajemnicy. Drzwi uchyliły się i do pokoju zajrzała Rozi.
– Gotowa? – zapytała. – Pomyślałam, że pójdziemy razem.
– Jasne, już idę – odpowiedziała Eva, wstając z łóżka. – Rany, ale jestem głodna – dodała, czując znajome ssanie w żołądku. W końcu, nie zdążyli zjeść śniadania. Zanim Rozi zdążyła odpowiedzieć, pojawiła się nad nią uśmiechnięty Misiek.
– Idziecie? Podobno chłopaki zdążyli już zjeść wszystkie naleśniki. A ja tu przecież umieram! – poskarżył się. Zabrzmiało to jeszcze żałośniej, gdy głośno zaburczało mu w brzuchu.
– W takim razie – Eva pociągnęła go za rękaw koszulki, ciągnąc w stronę mesy – chodźmy ratować twoje kiszki!
Ginny jakimś cudem udało się uratować dla nich kilka ostatnich słodkich placków. Sama kończyła jeść, a Jack i Jamie z zadowoleniem odchylili się na krzesłach, wzdychając z zadowoleniem. Po posiłku, córka Ateny poszła do swojej kajuty po mapę. Rozłożyła ją na stole i przyjaciele pochylili się nad papierem. Chejron powiedział im, że Hypnos, tak jak wszyscy bogowie, przeniósł się na zachód i jako nowe miejsce zamieszkania upodobał sobie Kubę.
– Ciekawe jak my go mamy znaleźć – powiedział Misiek, popijając sok ze szklanki.
Jack przejechał sobie dłonią po włosach, które po raz kolejny były białe. Eva zdążyła się już przyzwyczaić do tego niezwykłego upodobania chłopaka. Wiedziała, że drażni się tym z Chione, lodowatą boginią śniegu, która wyraźnie nie przypadła mu do gustu. I vice versa.
– Kuba jest dość duża – stwierdził Jack. – Wiemy jedynie, że Hypnos mieszka w grocie, przez którą przepływa rzeka Lete…
Jamie uśmiechnął się.
– Więc znalezienie tej groty, chyba będzie twoim zadaniem, synu Posejdona!
– Nawet jeśli… – jęknął chłopak. – To pomoc bogów i tak by się przydała.
Eva oparła brodę na dłoni.
– Pomoc bogów, tak?
Opowiedziała im o swoim spotkaniu z Apollem zeszłej nocy. Wspomniała o wszystkim co jej powiedział, pomijając tylko kwestię naszyjnika i tajemniczych słów: „masz w sobie więcej mocy, niż myślisz”. Najpierw sama musi się nad tym zastanowić.
– Więc mogą z nami rozmawiać – ucieszyła się Ginny, gdy Eva skończyła. – Nie są od nas całkowicie odcięci!
– A to oznacza, że możemy liczyć na ich pomoc – dodała Rozi.
– Chociażby i najmniejszą… – Jamie założył ręce za głowę. – Co za ulga!
Ta wiadomość wszystkich podniosła na duchu. Myśl, że nie są sami, naprawdę dodawała im otuchy.
– No dobrze! – klasnęła w dłonie Ginny. Nakreśliła coś markerem na mapie i kontynuowała: – Cel podróży na szczęście znamy. Junior powinien wytyczyć najkrótszą drogę na Kubę, ale i tak zajmie nam ona co najmniej dwa dni. Zapewne najpierw będziemy lecieć, więc ster obejmiemy ja i Jamie, a gdy znajdziemy się na oceanie, liczę na pomoc Jacka. Nie spodziewamy się, że to będzie spokojna wyprawa, więc musimy ustalić warty. Kto pierwszy na ochotnika?
Po krótkiej kłótni ustalono kolejność czuwania na pokładzie. Jeśli będzie taka potrzeba, później będą się zmieniać. I tak, na razie będą wszyscy razem. Dopiero wieczorem, gdy reszta pójdzie spać, pierwszą wartę obejmą Rozi oraz Eva. Po nich Jamie oraz Jack i na końcu Michael z Ginny. Następnych kilka godzin zeszło im na sprzątaniu Argo II, nieużywanego już od jakiegoś czasu. Choć z zewnątrz wyglądał pięknie, dolny pokład nie prezentował się już tak elegancko. W ruch poszły mopy, szczotki i ścierki. Nawet Junior załapał się na mycie. Kiedy dziewczyny szorowały go ze wszystkich stron gąbkami, aż gwizdał z zadowolenia. Potem, zmęczeni rozłożyli koc na chłodnych, świeżo umytych deskach i rozkoszowali się letnim słońcem. Eva spod przymrużonych powiek patrzyła jak Rozi zgrabnie wdrapuje się na dziób statku, siada przy smoku i tam wystawia twarz na działanie promieni słonecznych. Co prawda nie było jeszcze upału, ale powoli zaczynało się robić naprawdę ciepło. Poza tym na niebie było zaledwie kilka puchatych, białych chmurek. Córka Apolla położyła się na plecy. Słyszała rozmowę chłopców, i jak Ginny z głową na kolanach Jacka, nuci sobie coś po cichu sennym głosem. Już do końca dnia, nie wydarzyło się nic, co mogłoby przerwać tę sielankę.
Junior <333 Twoje pomysły są świetne, a opko jak zwykle fajne. Do tego całkem nieźle oddałaś Apolla 😉
Bardzo bardzo fajne 😀 I Kuba… to coś nowego 😉
Jej nareszcie wyruszają 😀 Już nie mogę się doczekać kolejnych części 😀 😀
Bardzo fajne, i naprawdę świetnym pomysł z Juniorem