Dobra Ludzie, piszcie na rr, bo nam go zamkną i będzie lipa. Miło, ze tęskniliście, za tym, żebym wrzucał opowiadania o Jutjubii na rr. Pamiętam te skandowania pod moim oknem… No nic, widać jednek nie umiem odciąć się całkowicie od strony, skąd pochodzą moje pierwsze prace i skąd czerpałem sporo inspiracji. Dosyć patosu. Robota czeka.
hadesik13grr
Gdzieś daleko od naszych bohaterów, za kilkoma rzekami, za pustynią Jormungander, za bagnami Bufforing , w wieży na szczycie Zniszczonej Góry, Generał przechadzał się po swojej komnacie. Okna były zasłonięte, światło padało głównie z kilku rozstawionych tu i ówdzie świec. Na jednym z kamiennych murów wisiał gobelin przedstawiający Generała walczącego ze świetlistą postacią. Władca Gór Corni-shon stanął i ryknął:
– Niekryty!
Drzwi otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia pełnego książek wpadł człowiek średniego wzrostu, średniej postury, o kasztanowych włosach. Oczy przesłaniały mu okulary w grubych oprawkach.
– Co? – Zapytał prowokującym tonem. Był jednym z niewielu ludzi, którzy mogli odezwać się do Generała w ten sposób, nie ponosząc srogiej kary. Maciek „Niekryty Krytyk” był jednym z jego (niewielu) przyjaciół i doradców.
– Dlaczego mamy wszędzie tak cholernie daleko? – spytał się jego władca
– Nie wszędzie! – Zaprotestował Maciej – Mamy blisko Do portu Tuzmer i na Równinę Bezkresu!
– Czasem się zastanawiam, dlaczego jeszcze cię nie zabiłem…
***
Mateos i Zmutowana Biedronka… Pardon, Żuk Chaosu szli w milczeniu przez las. Potwór wyjaśnił już chłopakowi, jakie są szczegóły zadania. To znaczy wyjaśnił mu mniej więcej o co chodzi, a szczegóły miał dopiero podać.
– Wiesz w ogóle, kim jesteś? – Zapytał Żuk basem
– No… Mężczyzną, nie? – odpowiedział niepewnie Mateos
– Nie chodzi mi o to, kim jesteś fizycznie… – Pokręcił łbem robal – Chodziło mi o to, kim jesteś dla mieszkańców tej wyspy – Widząc, że twarz jego towarzysza wskazuje na całkowite „wtf”, zaczął opowiadać – Jesteśmy na wyspie. To już zapewne wywnioskowałeś z mojej wcześniejszej części wypowiedzi. Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstała. Wiadomo, że dawno temu. A nawet jeszcze wcześniej. Jak głoszą legendy, wyspę stworzył bóg. Ma wiele imion. Chciwe krasnoludy z Gór Legon mówią na niego Brylant. Elfy, które zawsze muszą mieć idiotyczne nazwy własne w swoim idiotycznym języku, nazywają go Mii’ss. W ogóle to tutaj są specjalne Elfy, które mają jeszcze bardziej idiotyczną nazwę, niż większość elfickich plemion. Rodów znaczy się. Ci tutaj to Skarchiony. Ludzie ich tak nazywają, bo słów, które oni wymawiają, gdy mówią o swoim ple… Rodzie, nie da się wymówić. Na czym to ja…? – Żuk podrapał się czterema odnóżami, a raczej odręczami po głowie – A tak, początki wyspy. No więc ten akurat bóg ma wiele imion, jak to bogowie mają w zwyczaju. Gobliny mówią na niego Pluto, nie wiedzieć dlaczego. Piraci z Torneg wierzą tylko w Lewiatana i Krakena, więc nie mają dla niego nazwy. Pominąłem kogoś? – W jednej chwili Żuk rzucił się do przodu i upadł. Słychać było chrzęst i trzaskanie żuwaczek. Po chwili robal wstał i wycierając krew ze szczęk, kontynuował. – No co? Każdy musi kiedyś jeść… Ludzie… Ludzie nazywają boga stwórcę wyspy imieniem całkowicie od czapy. Uśmiejesz się, jak ci je powiem. Nazywają go Hadesik! Za cholerę nikt nie wie, czemu tak go nazwali. Osobiście uważam, że ktoś w karczmie po paru głębszych tak powiedział i się przyjęło. W każdym razie bóg przybył i stworzył wulkany, które wypluły lawę. Albo magmę, nie jestem pewien. Z tej lawy powstała wyspa, którą dziś nazywamy Jutjubią. Hadesikowi się chyba nie spodobała, bo stworzył na niej lasy, góry i rzeki. Zwierzątka też. Jelenie, kuny, bobry, o, bobry są smaczne… Eeeee… To znaczy… Nieważne. Nie słyszałeś tego. Wkrótce na Jutjubię przypłynęły gobliny na swoich małych, pokracznych łodziakach. Były szczęśliwe, że znalazły wyspę, którą będą mogły splugawić swoimi małymi, pokracznymi łapskami. Rozpanoszyło się toto na całej wyspie. Budowały małe, pokraczne lepianki i budowały prymitywne maszyny. Oddawały cześć Plucie, więc ich nie wygonił. Ale nawet on nie mógł przewidzieć następnej inwazji. Zaczęło się niewinnie. Na południowe wybrzeże przypłynęło kilkunastu koboldów. Widziałeś kiedyś kobolda? Nie? Niewiele straciłeś. To są takie człowiekowate wilki, tylko brzydsze. I mają kolce na plecach. W każdym razie goblinom się nie spodobały ich krzywe mordy i pozabijali ich. Myśleli, że wszystkich. Mieli rację. Nie, wróć! Tam do kata! Mylili się! Część koboldów uciekła. Bóg fochnął się na gobliny za rozwalenie koboldów i nie złożenie ofiary z żadnego z nich i poszedł w pizdu… To znaczy, odszedł. Niedługo po tym jakże smutnym wydarzeniu (gobliny wcale za nim nie płakały) na południowe wybrzeże zaczęły przybijać statki… Okręty! Armia koboldów. Nie była to długa wojna, za to na pewno była krwawa. Największa bitwa rozegrała się pod Jormunem. Nie wiadomo, jakie starty poniosły obie strony, bo żadna z nich nie znała pisma. Gobliny przegrały sromotnie. Koboldy napierały, niszcząc i paląc za sobą wszystko. Tak powstała Pustynia Jormungander od nazwy niegdysiejszej „stolicy” goblinów. – Żuk podniósł dwa odręcza i pomachał nimi, by podkreślić cudzysłów – Same gobliny uciekły w góry. Do dziś ukrywają się tam ich potomkowie.
Żuk zarządził postój. Słońce kryło się ku zachodowi. Zaczęli zbierać drewno na ognisko. Żuk kontynuował:
– Koboldy rozpanoszyły się po całej wyspie. Żyły i żyły, ale nie wierzyły. He He, dobry rym. No dobra. Nie wierzyły w boga i nie składały ofiar z pokonanych goblinów. Wkurzył się więc i zesłał Flopka. Był to… Hmm… Taki tytan… No w sensie, nie był człowiekiem, ale nie był też bogiem, coś pomiędzy, rozumiesz?
Mateos kiwnął głową, ale po chwili powiedział:
– Zaraz… Mówiłeś wcześniej, że bóg odszedł, a teraz zsyła jakiegoś tytana!
– No nie wiadomo do końca, czy to on zesłał Flopka. – Żuk szybko skierował rozmowę na inne tory – Był on tytanem burz. Spustoszył Koboldów, tak jak oni spustoszyli gobliny. Próbowali na różne sposoby go pokonać, ale nie dali rady… Masz zapałki?
– Nie, skąd? – Odpowiedział zaskoczony Mateos.
– czyli trzeba będzie poradzić sobie tradycyjnymi metodami. – Żuk wziął cztery gałęzie i zaczął pocierać. Po chwili na jednej z nich pojawił się ogień.
– Potem na wyspę przybyły Trzy rasy. Byli to Wyrzutkowie z wielkich miast – ludzie, przegrani wojownicy w bitwie o szczyt Akhrum- dum – Krasnoludy i jakieś tam elfy z rodu Skarchion. Spotkali się na morzu i płynęli dalej razem. Odkryli prawie pustą wyspę i zasiedlili ją. Budowali osady, wsie, miasta, uprawiali pola, ogólnie – sielanka. A skoro jest sielanka, to musi byś przerwana, jak w każdej porządnej książce. U nas przerwał ją Generał. Generał PewDiePie. Nie wiadomo, skąd się wziął, nie wiadomo, po co przybył, ale wiadomo, co zrobił. Mianowicie część ludzi przekonał na swoją stronę… Ludzi chciwych, bo przekupił ich bogactwami, a na resztę krainy zaczął zsyłać potwory. Nie będę mówił jakie, bo bym szybko nie skończył wymieniać. Przybył z kilkoma swoimi ludźmi i razem z tymi, co to ich przekabacił, zbudowali twierdzę w górach Corni-Shon. Została tylko Troja, miasto ludzi, Skarchion, półwysep elfów i Krasnoludy w górach Legorn. Są jeszcze druidzi, magowie i pare innych, ale to są trzy główne ośrodki ruchu oporu. Idziemy właśnie do Troi. Znaczy, rano pójdziemy.
Na chwilę zapadła cisza. Przerwał ją Mateos.
– A co to ma wspólnego ze mną?
Żuk ożywił się.
– Jakieś sto lat temu wieszcz Beczka ogłosił przepowiednię. Była długa i zawiła, ale mówiła, że kiedyś przybędą Przybysze i pokonają Generała. Standard.
– I ja niby jestem Przybyszem?
– Tak. Kiedy się pojawiacie słychać charakterystyczny dźwięk. Dziwne, że nie usłyszały cię Kenragi i nie porwały. To by było niefajne.
Wtedy usłyszeli jakiś dźwięk ponad głowami. Brzmiał on jak uderzenia ciężkich skrzydeł i skrzypienie nienaoliwionych zawiasów. Mateos zerwał się z miejsca. Zuk Chaosu uspokoił go ruchem odręcza.
– Spokojnie, to tylko gargulec
– Gargulec?!
Coś przebiło się przez korony drzew i spadło na ziemię niedaleko od nich. W pozycji terminatora klęczał faktycznie gargulec. Wstał i okazało się, że stoi tyłem do naszych dzielnych bohaterów.
– Siemka, Zaki! – Zawołał Żuk
– Witaj, Żuku – odpowiedział głębokim, lekko skrzypiącym głosem przybysz
– Mateos to jest Zakreble, jest szefem Gargulców. Zaki, to jest Mateos, jest Przybyszem. – Przedstawił ich sobie robal
– Wiem, słyszałem dźwięki przybycia. Myślałem jednak, że znajdę ich pierwszy.
– Cóż, takie życie – Wzruszył ramionami Żuk
– Mam rozkaz zanieść Przybysza do Troi. Nadążysz za moim lotem?
– Spoko, spoko, tylko najpierw przybysz musi iść spać, bo ma za sobą daleką drogę. I ja w sumie też.
CDN
Ładnie i jak zwykle z tym zadziwiającym humorem. Oddaj trochę ;__;
Przy końcu mógłbyś wtrącić jakiś głębszy, dłuższy opis, ale innych zarzutów nie mam.
Masz płynny, plastyczny styl, pisanie przychodzi Ci łatwo, więc to też bardzo idzie na Twoją korzyść. Opo mi się podoba :>
TO ^
JEST |
BOSKIE |
!!! |
#kiedyzapytajbeczke