***
CZTERY LATA PÓŹNIEJ
Podniosłam ostrożnie powieki, starając się przypomnieć sobie, co mamy za dzień. Po jakimś czasie przestałam liczyć dokładnie. Z tego, co się orientowałam niedawno minęły cztery lata, odkąd Zeus postanowił mnie ukarać. Powiesił mnie skutą na łańcuchach zwisających z Olimpu. Tak jak kiedyś zrobił to z Herą, bo spiskowała przeciwko niemu. Uśmiechnęłam się do siebie, powinnam w tym momencie jeszcze przeżywać moją urodzinową imprezę, moją osiemnastkową imprezę. Poruszyłam delikatnie dłońmi i spojrzała w bok na moje ramię. Powoli spływała po nim strużka krwi. Przyzwyczaiłam się do tego widoku. Szarpałam się może z pierwszy rok, potem dałam sobie spokój. Zastanawiałam się tylko czasem, czy komuś jest mnie żal, chociaż nie zdziwiłabym gdyby nikt o mnie nie pamiętał. Przyzwyczajenie, to właśnie o to chodziło. Przypomniałam sobie pierwsze miesiące kary, krzyczałam, rzucałam się i przeklinałam wszystko, co się dało włącznie z warunkami atmosferycznymi. Bez względu na to, jakie były, wkurzały mnie. O tym, że minął kolejny dzień wiedziałam tylko z wizyt kilku zwierząt, które robiły za dodatkową karę. Orzeł Zeusa, sowa Ateny, wąż, który pełzał zawsze z góry po łańcuchu miały mnie kąsać, dziobać, ranić do krwi. Zjawiały się codziennie, z czasem zaczęłam je traktować jak coś dobrego, co pomoże mi ćwiczyć obojętność na ból i wobec świata. Od czasu do czasu wpadał też któryś z wiatrów, ale tylko po to, żeby się poznęcać nad moją osobą. Słyszeli, bowiem jaka to zła i okropna jestem. Tylko łańcuszek od Tanatosa, który miałam na szyi przypominał mi o mojej godności i o tym, kim jestem.
Miałam przynajmniej trochę czasu na przemyślenia. Definitywnie zakończyłam sprawę Daniela. Co do Kamila i Bliźniaków stwierdziłam, że raczej świetnie poradzili sobie beze mnie i powinnam o nich zapomnieć. Pewnie zaczęli sobie jakoś na spokojnie wszystko układać, więc nie powinnam im się w to mieszać, gdy mnie już stąd uwolnią. Dojście do takich wniosków przyszło mi ciężko. Patricka nie chciałam więcej znać, ze znajomości z nim miałam więcej problemów niż korzyści, łącznie ze zaskarbieniem sobie nieprzychylności jego matki przez jakiś czas.
Najwięcej jednak roztrząsałam kwestie Tanatosa i moich obowiązków. Wiedziałam już, czego chce, czego ma mnie nauczyć. Kompletnej obojętności i wyzbycia się wszelkich uczuć. Po pierwsze to przyniosłoby więcej efektów w wykonywaniu mojej pracy, a po drugie według Zeusa i całej reszty nie mogę się z nikim spotykać i przyjaźnić, więc uczucia generalnie nie są mi do niczego potrzebne. Uniosłam głowę, wokół mnie było tylko czyste niebo, ale nie cieszyłam się tym. Potrafiłabym, ale nie chciałam, a może już w tamtym momencie nie mogłam. Skrzydła strasznie mi ciążyły. Czułam się strasznie, byłam brudna, zmarznięta i maksymalnie pokiereszowana jak się dało. Zaschnięte plamy krwi gdzieniegdzie jeszcze robiły za moją ozdobę, bo od kilku tygodni nie padał deszcz, który by je zmył. Poczułam nagłe szarpnięcie w górę.
– Stwierdziliście, że potrzebuje trochę urozmaicenia? – krzyknęłam rozbawiona w tamtym kierunku.
Nikt mi nie odpowiedział, czułam tylko świeże strumyki krwi chyżo biegnące po moim ciele. Unosiłam się coraz wyżej. Zastanawiałam się, o co chodzi, zresztą, co by mi mogli jeszcze zrobić. Nie zrobiłam nic takiego, co zasługuje na niewiadomo jak wielką karę. Wylądowałam w końcu na podłodze. Hefajstos zdejmował mi kajdany, nie odezwał się w tym czasie słowem. Za nim stała Hebe z pucharem ambrozji, który mi podała uważając, żeby mnie nie dotknąć. Wiedziała o moich zdolnościach, ale czemu się ich bała. Była o wiele starsza ode mnie. Zdziwiła mnie to. Chyba, że chodziło o całkowite odizolowanie mnie od wszystkich. Tak, to była bardziej prawdopodobna wersja. Już, jako dziecko wykazywałam tendencje do bycia samotnikiem, więc nie robiło to na mnie zbyt dużego wrażenia. Podniosłam się powoli. Widzieli, że miałam problemy ze wstaniem i z chodzeniem, ale żadne z nich mi nie pomogło. Skoro nogi nie zdawały egzaminu, to musiałam użyć skrzydeł. Poleciałam prosto do domu, zajęło mi to trochę czasu i musiałam często robić przerwy na złapanie oddechu, ale znajdowałam siły w zmianach, jakie we mnie zaszły. Byle, żeby nie pokazać im słabości, myślałam wtedy.
Kiedy w końcu dotarłam do domu, wzięłam pierwsze, lepsze ciuchy z szafy i poszłam nad rzekę płynącą niedaleko pałacu. Powinnam leżeć jeszcze przez jakiś czas, ledwo trzymałam się na nogach, ale miałam to gdzieś w tamtym momencie. Zrzuciłam wszystko, co miałam na sobie i zanurzyłam się w wodzie, rozkoszując się jej chłodem. Położyłam się na brzuchu. Rzeka była naprawdę płytka, wystarczyło trzymać głowę lekko uniesioną do góry. Ale nie o to mi chodziło, wzięłam głęboki oddech i schowałam się cała pod wodę. Z zamkniętymi oczami siedziałam tam dobre pół dnia. Z przyjemnością wracałam wspomnieniami do tych chwil, kiedy woda opływała moje całe ciało, pozwalając mu nabrać sił. Wstałam powoli, wychodząc na brzeg czułam się już o niebo lepiej. Narzuciłam na siebie ciuchy i wróciłam do pałacu. Tam czekał na mnie Tanatos, który mnie mocno przytulił, gdy tylko mnie zobaczył. Zdziwiło mnie to, nie odwzajemniłam uścisku, patrzyłam tylko na niego zmęczonym wzrokiem.
– Wiedziałem, że jeżeli zastrajkuje to cię wypuszczą wcześniej – powiedział – To zawsze działa.
– Co zrobiłeś? – spytałam zaciekawiona.
– Właściwie to nie robiłem nic, zrobił się chaos. Postawiłem warunek, że jak cię wypuszczą to wrócę do pracy. Jak nie, to radźcie sobie sami – mówił dumny z siebie.
– Jak Demeter. Powiedz mi ile mnie tam chcieli trzymać?
– Początkowo dziesięć lat, ale po upływie tego terminu, nie zdziwiłbym się, gdyby część naszej rodzinki namówiła Zeusa, żeby przedłużyli ci to do pięćdziesiątki – przerwał na chwilę – Cieszę się, że jesteś.
– Skąd taka wylewność uczuć, ojcze? – zapytałam.
– Co masz na myśli?
– Zanim to wszystko się stało chciałam być taka jak ty. Szukałam sposobu, dzięki, któremu to, co robisz nie ma na ciebie najmniejszego wpływu. Chciałam być tak obojętna jak ty. Chciałam nie czuć, nie przeżywać i nie rozpaczać – zamilkłam – W końcu to osiągnęłam, ale co stało się z tobą?
– To największy błąd, jaki popełniłem w życiu – odpowiedział zszokowany moim wyznaniem – Ludzie zawsze nas utożsamiali ze sobą, ja to odrzuciłem. Zrobiłem wyjątek dla twojej matki. Ale nigdy nie chciałem, żeby z tobą stało się to samo.
– Co się stało to się nie odstanie ojcze. Może gdyby nie te cztery lata wszystko wyglądałoby inaczej – spojrzałam mu głęboko w oczy – Może byłbym tą samą, tylko trochę starszą dziewczyną, która dowiedziała się, że jest córką Tanatosa.
– To teraz, kim jesteś Lethal?
– Jestem boginką śmierci z miłości.
Nic nie odpowiedział, pozwolił mi iść do siebie. Tam podeszłam do lustra i zaczęłam rozczesywać mokre jeszcze włosy. Odbicie patrzyło na mnie odważnie. Wyglądało inaczej, wcześniej byłyśmy identycznie, zależnie od tego, co miałam na sobie i jak miałam ułożone włosy. Teraz ono było nagie, blade i pokryte lekkim szronem. Rozpuszczone włosy, zaróżowione lekko policzki i czerwień i ust mocno się odcinały.
– Stęskniłam się za tobą – powiedziałam.
– To tylko puste słowa – usłyszałam w odpowiedzi, uśmiechnęłyśmy się lekko do siebie.
Następnego dnia postanowiłam wybrać się na spacer. Czułam się o niebo lepiej przeleżeniu kilkunastu godzin. Szłam powoli nie męcząc się, rozglądałam się na boki. Nic się tu na dole nie zmieniłam, stwierdziłam. Ale było miło czuć coś stabilnego pod stopami. Denerwowało mnie ciągłe, palące uczucie, aby rozcierać nadgarstki. Nie byłam pewna czy to, dlatego, że jeszcze nie mogłam do końca uwierzyć, że nie ma już na nich kajdan czy to była kwestia nerwów. Cerber zwariował na mój widok, zaczął szczekać i podskakiwać wokół mnie, gdy tylko podeszłam blisko niego.
– Nikt się z tobą nie bawił, co piesku – powiedziałam głaszcząc go – Przynieś swoją zabawkę. Nadrobimy trochę.
Straciłam z nim znowu mnóstwo czasu, ale potrzebowałam powrócić do jakiś starych czynności. Tanatos przez swój pseudo strajk miał dziesięć razy więcej roboty. Chciałam mu pomóc, ale odesłał mnie do pokoju i stwierdził, że przez tydzień na pewno nic nie będę robić. Dałam mu do zrozumienia, że więcej niż trzy dni nie będę siedzieć bezczynnie w pałacu. Przegrał ze mną, te małą potyczkę słowną. Cała moja radość ze zwycięstwa polegała na złośliwym uśmiechnięciu się. Dalej poszłam nad Styks, płynął akurat Charon, przywitałam się z nim. Zatrzymał nawet łódź ze względu na mnie.
– Wróciło się, co nie? – zagadnął.
– Owszem – odpowiedziałam.
– I dobrze – uśmiechnął się do mnie – Zaczynałem się nudzić.
– Zawsze narzekałeś na swoją pracę.
– Prawda. Ale jak mi jej zabrakło, to zaczynało źle to wyglądać. Jakby nikt nie zauważył, nie mam kwalifikacji to wykonywania jakiegoś innego zawodu.
– Coś by się dla ciebie na pewno znalazło – powiedziałam.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i pożegnaliśmy się. Byłam zadowolona z tego dnia, mogłabym nawet uciąć sobie teraz pogawędkę z Hadesem. Przez myśl mi przeszło, że mogłabym go odwiedzić, ale potem doszłam do wniosku, że Persefona mogłaby być wrogo do mnie nastawiona. Jeśli byłby inaczej to wtedy zadawałaby dużo pytań i skakałaby wokół mnie. Nie miałam na to najmniejszej ochoty. Tego, że Hades był po mojej stronie mogłabym pewna. Mimo że nie do końca za mną przepadał, nagrabiłam sobie u Zeusa, co zapulsowało u niego, więc mogłam liczyć na sporo lat względnego zakopania topora wojennego z nim.
Bardzo fajna część, podobała mi się jej rozmowa z ojcem. Do tego ostatnie zdanie doskonale oddaje stosunek Hadesa do Zeusa. No cóż, czekam na CD.
Dobra, próbowałam na własną rękę znaleźć prolog do tego opowiadania, ale nie dałam rady. Jeśli ktoś ma, lub znalazł ten prolog i pozostałe części, to byłabym wdzięczna, gdybyście mi je tu podesłali.
Nie ma prologu, było jedno opowiadanie, to jest jakby kontynuacja tego w postaci kolejnego opowiadania.
Wiec mogę prosić o nazwę/link do tego opowiadania?
http://rickriordan.pl/2011/04/smierc/ pierwsza część tego pierwszego opowiadania.
Wpiszesz w wyszukiwanie na stronie tytuł tego, albo Lethal, to powinny wyskoczyć pozostałe części o tym samym tytule i poprzedni Córki śmierci.
Dziekuję, napewno przeczytam