Nie wiem, czy to się tu nadaje. Tekst powstał jeszcze przed tym, jak przeczytałam którąkolwiek z książek Riordan’a. Z góry błagam o wybaczenie wszystkich fanów Hadesa, za to w jakim świetle go ukazuję. Sama uwielbiam tego boga i mam nadzieję, ze nie znienawidzicie za tą herezję, którą nabazgroliłam
Miłego czytania.
GalAnonim
Przemierzał ciemne korytarze majestatycznym krokiem. Głuche dudnienie ciężkich butów odbijało się echem wśród pustkowia. W powietrzu unosił się zapach strachu. Czuł go. Przyciągał go, jak lep przyciąga zachłanne, brzęczące muchy. Tak kuszący…
Pochodnie posłusznie zapalały się przed nim, jak za dotknięciem niewidzialnej zapałki. Gorące podmuchy targały włosy. Każdy kosmyk wił się, jak wąż na głowie gorgony. Oczy… przenikliwy wzrok przeszywający bezkresną ciemność. Płonące spojrzenie, tak przerażające, że sam Cerber skłania łby i podkula ogon wielkości dorodnej sosny.
– Sługi! – zagrzmiał, aż pył posypał się z sufitu.
– Panie – Cień ukłonił się z pełną wdzięcznością. Pan obdarzył go z dawkowanym spojrzeniem, pełnym chłodu i nienawiści. Na wszystkich tak patrzył. Zadzierał głowę tak wysoko, że nie widział nierównych marmurowych płyt, po których stąpał. Nie potykał się jednak, choć wielu życzyło mu tego. Czarna smuga ciągnęła się za nim, jak posłuszny, ułożony pies.
– Przyprowadź go – wycedził przez zaciśnięte zęby. Sługa bezdźwięcznie, z pełną gracją przesuną się w stronę ściany. Przylgnął do chropowatej powierzchni i zaczął się w nią wrzynać. Z każdą chwilą wchodził w nią coraz głębiej i głębiej. Czarna plama zniknęła nie pozostawiając po sobie śladu.
Szedł dalej, aż do rozwidlenia. Skręcił jedną z mrocznych alejek. Z oddali był słychać lament i krzyk. Płacz dziewczyny. Ostra, korzenna woń strachu przesiąka powietrze. Pan ciemności idzie by się z nią spotkać. Z drobną, załzawioną dziewczyną, w sercu której płonie ogień. Skoncentrował się tylko na niej. Ma cierpieć, ma się wzmocnić. Nie zada jej bólu fizycznego, ale będzie torturował psychicznie, by była odporna.
Wielka komnata oświetlona płomieniem stu pochodni. Gorzki płacz wypełniał przestrzeń, jak gęsta mgła.
Cierpiała, roniła gorzkie łzy, które żłobiły dziury w podłodze, jak kwas. Jasne włosy opadły jej na twarz, jednie błyszczące oczy spoglądały wyzywająco na oprawcę. Plecy unosiły się i opadały w spazmach rozpaczy. Była bezsilna. Kajdany na rękach ciążyły, były nie do zdarcia. Wykuł je sam Hefajstos, a na przegubach zapiął sam Hades. Teraz stał i patrzył lekceważąco na jej cierpienie. Jakby była mu całkowicie obojętna, jakby się nie liczyła! Przecież… przecież tak o nią walczył. Była mu taka potrzebna.
– Czego chcesz ?– Jej głos… nie poznała go. Był obcy, pełen nienawiści i gniewu. Miała ochotę pokazać mu… pokazać…. Sama nie wiedziała co chciała pokazać, ale chciała udowodnić, że nie jest słaba, że nie podda się. Ona będzie walczyć!
Zaśmiał się tubalnie, jakby właśnie opowiedziała mu kawał. To zirytowało ją jeszcze bardziej. On się nią bawi. Jest jego zabawką, uciechą, świnką na wybiegu.
– Możesz połamać mi ręce, możesz połamać mi nogi, możesz złamać mi nawet kark! – Teraz to ona zaśmiała się upiornie – Wiedz jednak, że nigdy, nigdy…! – Hades cofnął się, gdy marmur pękł pod jego stopami ze złowrogim zgrzytem. Posadzka trzeszczała, jakby wyrażała aprobatę słowom, które padły – Nigdy nie złamiesz mojego ducha.
Hades z grobową miną zmierzył ją przenikliwym spojrzeniem. Jej oczy… krwistoczerwone tęczówki okolone czarną obwódką, jakby płonęły.
– To się jeszcze okaże – Pstryknął palcami. Do wielkiej sali wszedł cień. Ciągnął za sobą bezwładne ciało. Bezwładne, ale nie martwe. Pierś chłopaka unosiła się delikatnie i opadała. Był posiniaczony. Z rozciętej ręki kapała krew.
– Nie! – krzyknęła usiłując wstać. Kajdany jednak nie pozwoliły. Upadła na kolana i zalała się łzami. Machała głową, jakby miała nadzieję, że zaraz obudzi się ze snu. Przeklętego koszmaru, który wysysa z niej siłę. Cały czas miała nadzieję, że to wymysł. Twór wyobraźni, który zaraz rozpadnie się w złoty pył! To jednak nie był sen… On naprawdę leżał na zimnym marmurze, patrząc na nią gasnącym spojrzeniem. Umierał.
Żal rozdzierał jej serce. Jej ukochany, jej jedyny. To ona skazała go na śmierć, to jej wina!
– Błagam. Proszę! Puść go – płakała, patrząc swojemu ukochanemu w oczy. Już nie tak błękitne, jak dawniej.
– Błagasz? Prosisz? – zaśmiał się. W głowie miała mętlik, drżała. Jak on mógł?! Jak?! Śmieje się, gdy on umiera. – A podobno twojego ducha nie złamię… HA HA… Zrozum… ja już cie złamałem. – W ręce dzierżył miecz. Ciężki, ostry, o zakrzywionej klindze. Obracał nim, jakby podziwiał mieniące się ostrze. Napawał się ciężarem w swojej ręce.
– Ni… nie… proś go – Żył i miał jeszcze siłę wykrztusić z siebie kilka słów. – Umrę, a… ale dla ciebie. – Wyglądało tak, jakby próbował się uśmiechnąć. Mizernie mu to jednak wyszło. Stróżka krwi wypłynęła z kącika ust. Pogodził się ze swoim losem. Za nią mógł umierać, choćby i trzykroć miał te męki znosić!
– Cóż za gentelman. Takich to ze świecą szukać… – Trzymając rękojeść oburącz, uniósł miecz nad głowę. Klinga błysnęła po raz ostatni.
– NIE! – Ostrze ze świstem przecięło powietrze i zagłębiło się w plecach bezwładnie leżącego chłopaka. Zamarła widząc ból w jego oczach. Dławił się, kaszlał. On umierał. Płakała, potok łez spływał po bladych policzkach.
– Kocham cię – wyszeptał ostatnim tchnieniem. Z jego oczu uleciała ostatnia iskierka. Ostatni płomyczek życia pofrunął gdzieś w czeluście Tartaru.
Już nie miała siły płakać. Dość było łez. Czas zacząć walkę. Wiele przeżyła, zagryzała wargi i wytrzymywała to co jej fundował Władca Tartaru, ale ileż można?!
– Zabiję cię – wysyczała, jak rozjuszona kobra.
– Nie możesz, najukochańsza i jedyna córko. – roześmiał się.
– Ty, ze swoimi braćmi, wyeliminowałeś Kronosa, ja zniszczę ciebie! – zaśmiała się upiornie. Hades cofnął zaskoczony. Tego nie przewidział, miała być posłuszna, miała się go bać, a nie, pragnąć zemsty! Obrócił się gwałtownie. Czarna szata załopotała, gdy ten ze spuszczoną głową wybiegał z komnaty.
– Wracaj! – wrzeszczała za nim – Wracaj tchórzu! Zabiję cię! ZABIJĘ! SŁYSZYSZ?! Zabiję!
Jej krzyk niósł się echem. Jęki umarłych ucichły. Cały Tartar wsłuchiwał się w gniewny głos Kathariny, jedynej córki Hadesa…
był – było
Pierwsze opko? Jeśli tak, to jest naprawdę dobre. Ciekawe i oryginalne, spodobało mi się i jeśli dobrze to rozwiniesz, to wyjdzie z tego niezłe opko 😉