Dedykacja dla Annabeth24, iriski335, carmel i amello za wszystkie miłe słowa 😀
Życzę miłego czytania, Kira
Jack
Jack obudził się z dziwnym bólem głowy. Miał wrażenie, że ktoś przez całą noc dobijał mu się do podświadomości, tak jak puka się do drzwi. Zdawało mu się, że ktoś go wołał po imieniu. Wręcz słyszał czyjś znajomy głos:
– Jack! Jack, słyszysz mnie?! Jack!
Chłopak ziewnął i przejechał sobie dłonią po włosach, przeganiając resztki snu. A może koszmaru? Rozejrzał się po pokoju, szukając brązowych szortów, które miał na sobie poprzedniego dnia. Znalazłszy je na podłodze koło łóżka, poszedł do łazienki. Mijając kamienną misę z wodą, zauważył, że jej powierzchnia wzburzyła się troszeczkę. Woda zafalowała i od razu uspokoiła się. Jack zmarszczył brwi, po czym znów ziewnął przeraźliwie i poczłapał umyć zęby.
Idąc na śniadanie, zajrzał do domku Hadesa. Chejron do normalnych obowiązków takich jak sprzątanie, dorzucił mu jeszcze budzenie „kuzyna”. Cóż… Z centaurem lepiej się nie kłócić. Jack bez pukania wszedł do środka. Pochodnie wiszące na ścianach w kolorze hebanu, były zgaszone. Na szczęście okien nie zakrywały żaluzje, więc było dość jasno. Na podłodze leżały puszki po coli, koszulki, mp3 i mnóstwo pogniecionych kul z papieru. Przy lewej ścianie stało jedno, jedyne łóżko. Na ciemnoszarym materacu, przykryty czarną kołdrą, leżał szczupły czternastolatek. Miał jasną karnację i jasne, ledwo widoczne piegi na policzkach. Czarne włosy miał przystrzyżone na bardzo krótko przy skroniach, za uszami i z tyłu głowy, tak by reszta tworzyła gęstą czuprynę na pozostałej części czaszki. Kiedy chłopak obrócił się na prawy bok, odsłonił tatuaż na karku. Trzy czarne sylwetki ptaków w locie. Jack podszedł do niego, sięgając po stojącą obok butelkę z wodą. Odkręcił ją, przechylił i wylał całą jej zawartość na śpiącego nastolatka. Syn Hadesa poderwał się z krzykiem.
– Idiota! – wrzasnął, patrząc swoimi czarnymi oczami na śmiejącego się Jacka.
– Trzeba było wstać o czasie, Tony.
Chłopak pokazał mu język i znów się położył.
– Odwal się. Nie spałem przez pół nocy… Idź powiedz, że mam gorączkę, czy coś…
Jack przewrócił oczami. Machnął ręką i cała wylana wcześniej woda, podniosła się do góry, po czym ponownie spadła na Tony’ego.
– Dobra, dobra! Okej! Już wstaję!
Tony szybko przeprał się w obozową koszulkę z oderwanymi rękawami, czarne spodnie i trampki. Jack czekał na niego na zewnątrz. Gdy chłopak wyszedł, trzymając ręce w kieszeniach, razem poszli na śniadanie.
Przy stołach zaczęło się już robić tłoczno. Tony odszedł na swoje miejsce, A Jack na swoje. Jednak zanim usiadł, poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił się i zobaczył Ginny i Jamiego. Oboje mieli podkrążone oczy. Dziewczyna, chcąc ukryć potargane włosy, związała je w luźny warkocz. Jednym słowem, wyglądali na równie zmęczonych jak Jack.
– Czyli nie tylko my mieliśmy bezsenną noc – stwierdził Jamie, zwracając się do Ginny.
Jack rozłożył bezradnie ręce. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy zjawił się Chejron. Podjechał na swoim wózku do stołu kadry, gdzie Rachel zasypiała z głową podpartą na ręce. „Coś jest nie tak” – pomyślał chłopak i rozejrzał się po obozowiczach. Zaledwie kilka osób wyglądało na wypoczętych. Jego wzrok zatrzymał się na dzieciach Hypnosa. Większość trzymała się za głowy, jakby miała migrenę. Jakiś chłopiec, chyba miał na imię Sam, wręcz krzywił się z bólu. Miriam przygryzała wargę i wyglądała na zdenerwowaną. Napotkawszy spojrzenie Jacka, uśmiechnęła się dzielnie, ale nie zdołała ukryć niepokoju w oczach.
Prawdziwe kłopoty zaczęły się jakąś godzinę później. Herosi właśnie mieli rozejść się do swoich codziennych zajęć, kiedy nad Obozem zaczęły zbierać się ciemne chmury.
– Zapowiadali dzisiaj burzę? – spytała Rozi, stając koło przyjaciół. Cała szóstka zatrzymała się przy ognisku. Chwilę całkowitej ciszy przerwał grzmot. Niektórzy tylko machali na to lekceważąco rękami, ale nieliczni z lękiem wpatrywali się w niebo. Ten dzień robił się coraz dziwniejszy. Nagle przed Wielkim Domem zjawił się Chejron, teraz w swojej końskiej postaci.
– Dzieje się coś niedobrego, moi drodzy – powiedział, kiedy podszedł do półbogów. – Bogowie milczą, nie ma z nimi kontaktu, a przecież to letnie przesilenie… Zawsze odzywali się po pierwszych naradach
– Myślisz Chejronie, że to coś poważnego? – spytała Eva, krzyżując ręce na piersi. – Wiesz, może tylko…
– Nie, Evo. Naprawdę się niepokoję.
Nagle płomienie ogniska stały się czarne. Dosłownie, ich kolor zmienił się w ciągu sekundy! Wszyscy odskoczyli od paleniska, a za ich plecami zaczęli gromadzić się pozostali obozowicze, szepcząc między sobą: „Co się dzieje?”, „To jakieś sztuczki?”, „O co chodzi?”. Chejron odwrócił się, unosząc uspokajająco ręce.
– Spokojnie, spokojnie moi drodzy! – zawołał. – Nie pozwólmy…!
Trzask ognia zagłuszył jego słowa. Herosi z krzykiem cofnęli się jeszcze dalej. Ogień stał się większy, potężniejszy. Czarne języki wzbijały się ku górze, a złote iskry sypały się dookoła paleniska. Jack czuł, że każdy mięsień jego ciała krzyczy: „Wiej! To nie jest normalne!” Ale przełamał się i żeby poczuć się pewniej, chwycił dłoń Ginny w tym samym momencie, gdy ona chwyciła jego. Wtedy w ogniu pojawił się cień. Cień szczupłego, wysokiego mężczyzna, stojącego bokiem z założonymi za plecami rękami. Uśmiechnął się i powiedział:
– Witaj Chejronie. Ile to już będzie, trzy stulecia?
Centaur otworzył szerzej oczy.
– Ty…! – zacisnął pięść na swoim łuku. – Odejdź stąd! Wiesz, że i tak nie możesz przekroczyć granic Obozu!
Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej. Był to uśmiech przerażający i pełen pogardy.
– Ja nie, ale moi przyjaciele owszem – rozłożył szeroko ręce, a z płomieni wyskoczyło około trzydzieści czarnych, podobnych do koni stworzeń. Ich żółte ślepia błyszczały groźnie. Pomimo, że był to letni ranek, wszystko wokół stało się ciemne i zimne. Misiek, stojący po prawej stronie Jacka otworzył szerzej oczy.
– Wyglądają jak tamten w lesie – powiedział cicho. Jack zmarszczył brwi .
– O czym ty…? – nie dokończył, bo jeden z koni prawie przewrócił go na ziemię. Półbogowie dobyli broni. Błysnął spiż i zabrzęczały naciągane cięciwy, czarne stworzenia otaczały ich coraz szczelniej, ale na razie nie atakowały herosów. Cień roześmiał się szyderczo.
– Co teraz Chejronie? Nadal uważasz,… – postać pochyliła się do przodu – … że nie powinieneś się bać?
Centaur zacisnął zęby. Kości pobielały mu od zbyt mocnego trzymania łuku.
– Precz! – zawołał. – Precz, chyba że znów chcesz zaznać gniewu bogów! Już raz cię pokonali, więc zrobią to i po raz drugi!
Nagle Chejron zamilkł, a obozowicze spojrzeli ze zdziwieniem na ognisko. Mężczyzna zachichotał. Śmiał się głośno, przekrzywiając głowę.
– Bogowie mówisz? Masz na myśli tych bogów…? – zapytał i machnął ręką jakby odganiał jakiegoś owada. Oczom wszystkich ukazał się Olimp, a konkretnie Sala Tronowa pokryta czymś czarnym i błyszczącym, spływającym kaskadą, niczym wodospad, po ścianach i zalegającym na posadzce. Cała Olimpijska Dwunastka siedziała na swoich tronach, przywiązani jakby linami z czarnego piasku i… spali. Pogrążeni byli w głębokim śnie, ich głowy poupadały im na piersi. Jackowi na chwilę stanęło serce. „Tato?! Posejdonie!!!” – zawołał w myślach. Pan morza miał zmarszczone czoło i raz po raz zaciskał pięść na swoim trójzębie. Ginny przyłożyła sobie dłoń do ust, Rozi pobladła, Eva skamieniała, tak samo jak Jamie, a Michael po prostu patrzył na to z niedowierzaniem. Wszyscy pozostali wyglądali tak samo. Chejronowi opadły ramiona, wzrok miał pusty.
– Jak? Co ty zrobiłeś?! – wrzasnął.
– Uwięziłem ich – odparł niewinnym tonem intruz. – Letnie przesilenie było idealną okazją. Wszyscy w jednym miejscu, niby tacy wielcy oraz potężni. A wystarczyło tylko trochę piasku… nieprawdaż, Chejronie? – ostatnie słowa wypowiedział patrząc prosto na opiekuna Obozu. Jack znowu poczuł, że coś go ściska w gardle. Nagle przypomniał sobie swój wczorajszy sen. Ten głos. To był głos jego ojca! Przed oczami stanęła mu twarz Posejdona. W jego zielonych oczach widać było wysiłek i zmęczenie. „Jack! Słyszysz mnie, synu? Jack, musicie uważać! Jack!”. Chłopak złapał się za głowę i zamknął powieki.
– Wiesz co się teraz dzieje – kontynuował tamten. – Znasz moje plany, staruszku. Więc dalej, wyślij swoich podopiecznych, niech mnie powstrzymają! Kto wie? Może mnie trochę opóźnicie?
Wtedy stało się kilka rzeczy na raz. Ogień pochłonął obraz mężczyzny, razem z jego uśmieszkiem,( i dobrze, bo Jack czuł, że zaraz przetnie gościa na pół), płomienie miały znów normalny kolor i zaatakowały ich te dziwne, czarne stworzenia. Właściwie to biegały między półbogami, rżąc głośno. Pierwszy zareagował Jamie. Uniósł dłoń, a w powietrzu rozbłysło oślepiające światło, które zamieniło kilka zwierząt w piach. To obudziło pozostałych. Jack z wrzaskiem natarł na stworzenia. Gdy spojrzał jednemu w oczy na jedną, krótką sekundę, zobaczył w nich swoją przerażoną twarz. Tylko że, była to twarz pięcioletniego chłopca! Jego samego w wieku pięciu lat! Zawahał się na chwilę, ale zamachnął się mieczem, tnąc w pierś konia. Z rany posypał się czarny piasek. Lśniący i migoczący złotem. Stwór minął go. Jack obrócił się i zobaczył, że pozostałe istoty robią to samo. Zostawiają półbogów w środku starcia i umykają do lasu, biegnąc w powietrzu. Chłopak rozejrzał się. Nie było rannych. Nikt nie wyglądał gorzej niż on sam. Za to wszyscy byli przerażeni i nie wiedzieli, co się przed chwilą stało. Chejron opuścił łuk.
– Zebranie grupowych – powiedział. – Już!
I pogalopował do Wielkiego Domu.
Jack bębnił palcami o stół. Patrzył na podłogę, próbując uporządkować myśli. W sali było cicho, jedynie szuranie krzeseł zakłócało ten spokój. Najstarsi, najbardziej doświadczeni herosi czekali na Chejrona z bijącymi sercami. Wtedy centaur wszedł do pomieszczenia, za nim pojawiła się Rachel. Wyrocznia uśmiechnęła się smutno do Jacka. Zawsze się lubili, dobrze im się rozmawiało. Teraz Rachel była poważna i zmartwiona. Zupełnie nie jak ona. Chejron z westchnieniem oparł ręce na stole.
– Ponieważ sam nie wiem od czego zacząć… – westchnął – Pytajcie mnie. Pytajcie o wszystko, a ja wam odpowiem.
Grupowi byli zmieszani. Tyle chcieli wiedzieć, tyle było niewiadomych! W końcu Jamie zadał to pierwsze, najważniejsze pytanie:
– Kim był ten mężczyzna w ogniu?
Herosi odetchnęli, a centaur wypuścił cicho powietrze. Podszedł do szafki, wyciągnął z niej długi zwój i położył go na stole. Jackowi rozbłysły oczy. Po rozwinięciu zwój okazał się być cudownym, kolorowym gobelinem. Krawędzie obszyto złotą nicią, na miodowo-brązowym tle wyhaftowano mnóstwo roślinnych ornamentów. Jednak największą uwagę przyciągały cztery, duże postacie. Złota, niska postać na samej górze, pod nią jasno miodowa, czarna i srebrno-złocista. Ojciec i trzech synów. Miriam położyła palec na tkaninie.
– Tata – szepnęła.
Wszyscy skierowali na nią zdziwiony wzrok.
– Zgadza się – przytaknął Chejron. – Na tym gobelinie uwieczniono czterech bogów snu. Hypnos – wskazał na złotego człowieczka. – Morfeusz – tu pokazał na środkową postać. – Fantasos i…
– Fobetor – dokończyła za niego Miriam. – Pan koszmarów.
Jack poczuł nieprzyjemny, chłodny dreszcz na plecach. Koszmary zdecydowanie nie znajdowały się na jego liście ulubionych rzeczy.
– Czyli to on nas dzisiaj zaatakował, tak? – upewniła się słabym głosem Rozi. – Czego chciał?
– Pokazać się – odparł centaur. – Nigdy nie lubił być lekceważony, pomijany. On wręcz potrzebuje uwagi! – Chejron westchnął i pogładził się po brodzie. – To było jakieś trzysta lat temu… Ludzie na dobre otrząsnęli się z mroków średniowiecza. Zniknął strach i niewiedza, a skoro zniknął strach, Fobetor stracił źródło swojej władzy. Jako władca koszmarów, żywi się strachem, lękiem oraz zagubieniem! To go zirytowało. Uznał, że jedynym sposobem na odzyskanie tego „szacunku” jest zajęcie miejsca Zeusa. Jako władca bogów mógłby… ach lepiej sobie nie wyobrażać. Światem zapanowałoby przerażenie i ciemność. Na szczęście Olimpijczykom udało się pokonać Fobetora i z pomocą Hypnosa zesłali go do podziemnej kryjówki, by został tam na tak długo, jak tylko się da!
– A jednak się wydostał – wtrąciła się Ginny.
– Tak – szepnął Chejron. – I szuka zemsty. Już pokonał Dwunastkę, a teraz chce wcielić swój dawny plan w życie.
– Więc my mu przeszkodzimy! – zawołał Misiek z bitewnym błyskiem w oku. Raczej nikt nie podzielał jego entuzjazmu. Walka ze swoimi własnymi koszmarami? Stawienie czoła swoim największym lękom? To ciężkie zadanie.
Opiekun Obozu pokręcił głową.
– To zbyt niebezpieczne…
– Mamy tak czekać z założonymi rękami? – odezwał się Jamie. Wszyscy spojrzeli na niego z niepokojem. Twarz blondyna była spokojna, lecz w głosie słychać było pewność siebie.
– Jeśli jest jakaś szansa to musimy walczyć – ciągnął dalej. – Pokonamy go, ześlemy z powrotem do niewoli i uwolnimy bogów!
Rozi złapała go za rękę z uśmiechem. Misiek poklepał go po plecach, a Jack wyszczerzył zęby w uśmiechu. Te słowa podziałały na wszystkich jak kubeł zimnej wody. Otrząsnęli się z odrętwienia i zawtórowali Jamiemu. Chejron patrzył na podopiecznych z rosnącą dumą.
– To będzie ciężka walka… – powiedział.
– Tym lepiej! – Michael strzelił palcami.
– To niebezpieczny przeciwnik…
– Tylko z takimi walczymy – odparła Sophie.
Rachel położyła Chejronowi dłoń na ramieniu.
– Oni rozumieją – uśmiechnęła się. – Znają ryzyko.
Po chwili ciszy, Chejron zgodził się w końcu na misję. Herosi przytaknęli i pochylili się nad stołem. Centaur zmrużył oczy w zamyśleniu.
– Jest kilka osób, które mogą nam pomóc – stwierdził. – Konkretnie ci trzej bogowie – wskazał na gobelin. – Oni znają Fobetora, jego słabe punkty, nie zaszkodzi się z nimi zobaczyć. Pojadą trzy grupy: Agatha, Artur i Chris, wy udacie się do Fantasosa.
Córka Hekate i bliźniacy od Hermesa zgodzili się od razu.
– Sophie, Liam, Wendy – zwrócił się do siostry Miśka, syna Nyks i córki Dionizosa – spotkacie się z Morfeuszem. Zaś do Hypnosa… – zerknął na Miriam. – Moja droga, czy…
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
– Nie mogę jechać Chejronie. Po pierwsze ktoś musi się zająć moim rodzeństwem. Od kilku dni wyczuwaliśmy zmianę równowagi w sferze snów wywołaną przez jego nadejście. To źle na nas wpływa, nie mogę ich teraz zostawić… A po drugie, pałac ojca to nie najlepsze miejsce dla jego dzieci. Możemy tam zasnąć i nigdy się nie obudzić.- W takim razie mogę wysłać tylko was – uśmiechnął się do szóstki. – Znów ruszacie w drogę.
Jack o mało nie krzyknął z radości. Znudziło mu się już siedzenie w Obozie. Wymienili z synem Aresa podekscytowane spojrzenia. Wreszcie trochę zabawy!
– Chwilkę, jeszcze jedno pytanie! – Wendy podniosła rękę. – Kto z nas leci na Argo II?
Statek przekazywany sobie między obozami co cztery lata, teraz znajdował się w ich rękach. Faktycznie, jedna z drużyn mogła na nim polecieć. Zaczęła się ostra kłótnia. Podróż Argo II była wygodą, z której wszyscy chcieli skorzystać. Zdecydowali losować. Chejron zapalił jedną z trzech zapałek, po czym ją zgasił. Ten kto wyciągnie spaloną zapałkę, tego drużyna weźmie Argo II. Pierwszy losował Chris i wyjął niespaloną. Następny miał być Jamie. Sophie posłała mu mordercze spojrzenie. Pozostała piątka jego przyjaciół trzymała kciuki. Chłopak uśmiechnął się słodko to córki Aresa i wyciągnął zapałkę z czarną, osmoloną główką.
– Tak!
– No nie – westchnęła przegrana trójka.
– Okej, okej – uciszyła wszystkich Eva. – Co z przepowiednią? – spytała Rachel. – Powiesz nam coś?
Wyrocznia rozłożyła ręce.
– To kolejna sprawa, którą chciałam poruszyć. Niestety, uwolnienie się Fobetora namieszało aż za bardzo i… – wydęła policzki – moja moc się wzięła ukryła. Nic nie widzę, nic nie wiem! – zawołała. – Aż brakuje mi tego zielonego dymu…
Wszyscy roześmiali się, po czym dalej uzgadniali szczegóły misji. Po skończonym zebraniu, Jack zaczepił Agathę.
– Hej Jack – dziewczyna przywitała się, poprawiając okulary. – O co chodzi?
Chłopak zawahał się na moment.
– Robicie jeszcze te swoje długotrwałe farby do włosów? – zapytał w końcu. Brunetka patrzyła na niego, nie za bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Nagle dostała olśnienia.
– Dla ciebie zawsze się jakaś znajdzie – roześmiała się. – I tak miałam odmalować swoje – wskazała na ciemnofioletowe końcówki swoich włosów. – Rozumiem, że ten kolor co zawsze? Kiedy Jack przytaknął, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Podrzucę ci dziś wieczorem.
– Super. Dzięki.
Jeszcze przed kolacją był gotów do jutrzejszej drogi. Usiadł na chwilę na łóżku i spojrzał w górę. Wyobraził sobie, że patrzy na Olimp.
– Uwolnię cię tato. Obiecuję – wyszeptał.
Nie wyrabiam 😀 To jest Ekstra. Cały pomysł i w ogóle. Mam nadzieję, że w następnej części zjawi się Misiek i Eva 😀 Pisz szybko CD.
Jeej, jak ty zarąbiście piszesz… *aluzja- oddaj mi trochę talentu (albo większość… albo cały 😀 )*
Znalazłam taki błędzik- nie „przeprał” tylko „przebrał” 😉 No bo chyba nie prał Vizirem obozowej koszulki, zwłaszcza rano
Ale tak to super. Z niecierpliwością czekam na następną część, mam nadzieję, że pojawi się szybko ^^
(No i, jak zwykle, Pipes myśli tylko o Miśku i Evie… Oj, Piper, Piper…)
Super, bardzo mi się podobało 😉 Opko zobaczyłam już w szkole na ostatniej lekcji i potem musiałam na przystankach net łapać, zęby skończyć czytać 😮 najgorszy moment mojego życia normalnie, hahaha. piszesz na prawdę super i wgl uwielbiam.
Pozdro z przystanku autobusowego :c
„przeprał się” – literówka, „przebrał”.
„Tony odszedł na swoje miejsce, A Jack na swoje” – „A” z małej
” Cień szczupłego, wysokiego mężczyzna” – „mężczyzny”
„Trzask ognia zagłuszył jego słowa” – ogień nie trzaska, robi to palące się w nim drewno.
” Kości pobielały mu od zbyt mocnego trzymania łuku.” – Knykcie, kości z natury są białe 😉
„ich głowy poupadały im na piersi. ” – Raczej „opadły”, bo to brzmi tak jakby ktoś im te głowy odciął
„Ogień pochłonął obraz mężczyzny, razem z jego uśmieszkiem,( i dobrze, bo Jack czuł, że zaraz przetnie gościa na pół)” – zbędny przecinek przed nawiasem
„W sali było cicho, jedynie szuranie krzeseł zakłócało ten spokój” – to cicho czy spokojnie?
„Walka ze swoimi własnymi koszmarami? Stawienie czoła swoim największym lękom?” – powtórzenie „swoim”
” – moja moc się wzięła ukryła.” – Moja z wielkiej. Cwana ta moc jak jest niebezpiecznie to ucieka XD
Tekst bardzo fajny. Pomysł ciekawy i wykonanie dobre. Czekam na ciąg dalszy 😀
Genialne!
Naprawdę bardzo mi się podoba. Pomysł niesamowity. Mam wrażenie, że po raz kolejny odwołujesz się do Strażników Marzeń.
Jedyne co mi nie pasowało to to, że Chejron był na wózku, a chwilę później galopował!
Czekam na następny genialny cd.
To jest genialne! czekam na ciąg dalszy. Świetnie piszesz. Nie wiem co jeszcze dodać po prostu pisz dalej 😉
Dzięki za dedykacje 😀
Jak zawsze super Akcja z synem Hadesa – boska, co tu dużo pisać… szybko wysyłaj cd.