Dedykacja dla wszystkich czekających na ferie… Czyli dla wszystkich! Nie oszukujmy się, każdy heros potrzebuje duuużej dawki dni wolnych od szkoły 😉
Wasza Kira, która w najbliższe dni pisze próbny test gimnazjalny… Trzymajcie kciuki!
Kira
Pitch Black (1)
10 miesięcy po wydarzeniach z prologu
Michael
Chłopak stał w jednym rogu areny, dzierżąc w dłoni miecz. Po drugiej stronie stała uzbrojona w sztylet Ginny. Oboje uspokajali oddech, zmęczeni treningiem, który zaczęli jakiś czas temu. Nagle blondynka zacisnęła zęby i natarła na przyjaciela. Misiek zablokował cios i spróbował kopnąć swoją przeciwniczkę w brzuch. Ginny wykonała półobrót, przesuwając w bok. Uderzyła Michela płazem sztyletu w kark i popchnęła go drugą ręką, chcąc by się przewrócił. Sama cofnęła o krok, posyłając rudzielcowi rozbawione spojrzenie. Michael obrócił się i zaatakował z krzykiem. Przez chwilę wymieniali ciosy, blokując je i próbując nawzajem wytrącić sobie broń z ręki. Kilku młodszych herosów obserwowało ich z rosnącym zachwytem i podziwem. Misiek ciął w nogi Ginny. Ta podskoczyła. Uniosła sztylet, zamachnęła się na pierś rudzielca, i kiedy już miała go uderzyć, została złapana za nadgarstek. Syn Aresa szybkim, zdecydowanym ruchem, wykręcił jej rękę i zmusił do klęknięcia. Potem przyłożył jej miecz do szyi.
– To co? – wysapał. – Pojedynek skończony…
Ginny uśmiechnęła się.
– Jesteś pewien?
Chłopak spojrzał w dół. Blondynka zdążyła przełożyć swój nóż do drugiej ręki i teraz trzymała go dosłownie milimetr od podbrzusza Michaela. Rudzielec roześmiał się i puścił dziewczynę, po czym pomógł jej wstać. Zgromadzeni herosi zaczęli bić im brawo, a ktoś nawet głośno gwizdnął na palcach.
– Widzicie, i tak właśnie walczy się na miecze – powiedział dobrze znany przyjaciołom głos. Jack znajdował się jakieś półtora metra od areny, widocznie wracając ze zbrojowni, a na twarzy miał szeroki uśmiech. Koło niego stała trójka młodych półbogów. Ciemnoskóra dziewczynka z milionem warkoczyków na głowie, niska blondynka o niebieskich oczach i odstających uszach, oraz chudy brunet w za dużych okularach na prostym nosie. Wszyscy mogli mieć jakieś dwanaście lat.
„Nowicjusze” – pomyślał Misiek. Wsunął miecz za szlufkę spodni i wyszczerzył zęby do Jacka.
– Trzeba było przyjść jakieś dziesięć minut temu! Twoja dziewczyna nieźle skopała mi tyłek!
Ginny dała mu kuksańca w bok, a Jack roześmiał się głośno.
– Noa, Kim, Tony – zwrócił się do „podopiecznych” – Poznajcie moich przyjaciół: Michaela, syna Aresa i Ginny, córkę Ateny.
Dziewczynki zawołały wesoło „cześć”. Tony ograniczył się do uniesienia dłoni. Ginny oparła się o murek otaczający arenę i wdała się w rozmowę z pierwszoroczniakami. Misiek schylił się po wodę oraz ręcznik. Wytarł sobie włosy i kilkoma łykami wypił całą półlitrową butelkę. Jego wzrok padł na zegarek na ręce jednego z półbogów. Wskazówki wskazywały piętnastą trzydzieści. „Czyli mam jeszcze jakieś pół godziny…” Przewiesił sobie ręcznik przez ramię i rzucił:
– To ja się będę zbierać!
Ginny spojrzała na niego zaskoczona.
– Już?! A co z rewanżem?
Chłopak rozłożył bezradnie ręce.
– Sorki, jestem umówiony.
Jego przyjaciele posłali sobie znaczące spojrzenia. Tylko jedna rzecz, a raczej osoba, mogła odciągnąć Miśka od miecza. Chłopak wyszedł z areny i ruszył w stronę swojego domku.
Domek numer pięć nie zmienił się za wiele przez ostatnie kilkanaście lat. Został jedynie odmalowany na nowy, intensywny, czerwony kolor. Zniknął też gdzieś drut kolczasty, ku wielkiemu niezadowoleniu dzieci boga wojny. (Poszukiwania starego i próby przemycenia nowego drutu, wciąż trwały). Michael wszedł do środka. Brązowe panele, czarne meble, kilka lamp i całe mnóstwo brudnych ciuchów… Przynajmniej na łóżkach należących do chłopców. Na ścianach wisiały plakaty i zdjęcia różnych muzyków. Okna zasłaniały jedynie grube, ciemnobrązowe rolety, teraz zwinięte. Oprócz jednego, pochrapującego przez sen chłopaka, nikogo nie było. Misiek wyjął ze swojej skrzyni czystą koszulkę i poszedł pod prysznic. Ściągnął z siebie brudne ubrania i spojrzał na swoją pierś. Dokładnie na samym jej środku, miał bliznę. Żaden konkretny kształt, ni to gwiazda, ni to plama. Pamiątka po starciu z synem Wulkana jakieś dziesięć miesięcy temu. Gdy chłopak zamknął oczy, wciąż widział pocisk lecący w jego stronę, który powinien zmieść go z powierzchni ziemi. Potrząsnął głową, odkręcił kurek i wskoczył pod strumień ciepłej wody.
Prysznic zajął mu więcej niż się spodziewał. Pędem wybiegł z piątki, więc nie zauważył, że jego przyrodni brat krzywi się i wierci przez sen, który z pewnością nie należał do najpiękniejszych…
Mieli się spotkać z Evą na polanie koło Pięści Zeusa. Michael nastawił się już na naganę za spóźnienie, ale dziewczyny jeszcze nie było. Misiek oparł się plecami o rosnące obok drzewo i zadarł głowę do góry. Słońce świeciło jasno na bezchmurnym niebie. Był środek czerwca i jak na razie, wszystko wskazywało na to, że reszta wakacji będzie równie ciepła i słoneczna. Nagle ciszę przerwał głośny świst. Dokładnie nad głową rudzielca, przeleciało jakieś czarne stworzenie. Robiąc wiele hałasu, upadło jakieś pięć metrów dalej i przeturlało się o jeszcze dwa. Zaintrygowany oraz zaskoczony Misiek, podszedł do stwora, wyciągając miecz. Było to zwierzę przypominające konia, a właściwie jego szkielet obciągnięty czarną, lśniącą skórą. Pysk miało długi i chudy, a z grzywy zwisały mu długie pasma, niczym aksamitne wstęgi. Syn Aresa pochylił się nad nim, marszcząc brwi. Odwrócił miecz i rękojeścią dotknął boku nieznanego stworzenia. Koń uniósł powieki, ukazując żółte ślepia. Chłopak błyskawicznie podniósł się na nogi, gotowy do walki. Zwierzę dźwignęło swoje ciało w górę, zachwiało się i uderzyło kopytem w ziemię. Misiek od razu rzucił się na niego z bronią i wbił mu ostrze w bok, nie dając istocie szans na ucieczkę lub obronę. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Stwór zarżał i rozpadł się w cień, a potem w czarny piach. „Czarny…” – pomyślał Michael. „Nigdy nie widziałem, żeby potwór po zabiciu miał taki kolor”.
– Misiek!
Syn Aresa odwrócił się i zobaczył biegnącą w jego stronę Evę, ubraną w czarny top na ramiączkach i zieloną, rozkloszowaną spódnicę nad kolano. Wyglądała pięknie.
– Strasznie cię przepraszam! Musiałam… – dziewczyna urwała, patrząc na twarz rudzielca. – Coś się stało? Dziwnie wyglądasz
– Co? Nie… po prostu… – Michael obejrzał się przez ramię. Po czarnym piasku nie było ani śladu. Podrapał się po głowie, po czym uśmiechnął szeroko. – Nic. Nieważne – mówiąc to wziął córkę Apolla za rękę i poprowadził w głąb lasu na długi spacer, zapominając o całej sprawie.
Wieczorem, przy kolacji, Chejron jak zwykle wygłosił krótkie podsumowanie dnia i przypomniał o godzinie policyjnej. Na końcu przypomniał, że ognisko będzie wyjątkowo skrócone o pół godziny. Z gardeł półbogów wydobył się jęk niezadowolenia. Po kilku minutach narzekań herosi zajęli się jedzeniem. Rozpoczęły się głośne rozmowy, kłótnie i wyścigi o ostatnie bułki. Ktoś z domku Hermesa oberwał ketchupem, przy stole Hebe dwóch chłopaków biło się o gofry, które w tym czasie zabrała ich młodsza siostra, a dzieci Tyche grały w karty. Normalny posiłek w Obozie Herosów. Misiek nagle usłyszał za sobą ziewnięcie. Miriam, niezbyt wysoka i ładna dziewczyna, była córką Hypnosa oraz grupową jego domku. Miała króciutkie, ścięte trochę na „chłopczycę”, ciemnobrązowe włosy i fioletowo-brązowe oczy.
– Cześć Misiek – przywitała się, uśmiechając się przyjaźnie. – Co u ciebie… – przetarła sobie oko, tłumiąc kolejne ziewnięcie – …słychać?
Chłopak od razu pomyślał o dziwnym stworzeniu w lesie. Wzruszył ramionami lekceważąco, nie traktując tego poważnie. Ot kolejny potwór.
– Nic ciekawego – odparł. – A ty? Jak zwykle zmęczona?
Miriam zaśmiała się cicho.
– Ostatnio nie mam miłych snów… Właściwie, prześladują mnie… – nagle urwała, i pewnie by upadła na ziemię, gdyby nie Oliver, syn Eola, który właśnie się za nią pojawił. Byli świeżo upieczoną parą, ale długoletnia przyjaźń z Miriam nauczyła Olivera, że zawsze warto być blisko koło tej dziewczyny. Jako córka Hypnosa, potrafiła zasnąć zawsze i wszędzie, bez względu na sytuację.
– Było blisko – szepnął Oli, biorąc Miriam na ręce. – Ostatnio dość często się jej to zdarza – powiedział do Michaela. Chłopak zdziwił się.
– Myślałem, że zawsze tak zasypiała.
Oliver pokręcił głową.
– Coś jest nie tak. Całe jej rodzeństwo tak ma. – Brunet nachylił się do przyjaciela. – Zauważyłeś, że od kilku dni nie ma z nami Pana D.?
Misiek otworzył szerzej oczy. Faktycznie, miejsce dyrektora Obozu było puste. Oliver spojrzał na syna Aresa znacząco i odszedł zanieść Miriam do jej stołu.
Kiedy kolacja dobiegła końca, herosi skierowali się w stronę ogniska. Jakiś chłopak od Apolla miał już ze sobą gitarę, więc szarpnął za struny i cały pochód zaczął głośno śpiewać piosenkę o lecie, słońcu, jeziorze i komarach. Gdy również szóstka wstała ze swoich miejsc, Chejron położył dłoń na ramieniu Ginny
– Wy zostańcie – powiedział cicho.
Przyjaciele posłali sobie zaniepokojone spojrzenia, ale posłusznie zostali w pawilonie jadalnym i stanęli przy nauczycielu. Dopiero po zniknięciu ostatniej osoby, centaur zwrócił się do półbogów:
– Nie chciałem tego mówić przy wszystkich. Sprawa dotyczy tylko was, a i tak zastanawiałem się, czy w ogóle wam mówić.
– Ale o co chodzi? – zapytała Rozi, przekrzywiając lekko głowę. Chejron przez chwilę się wahał. W końcu spojrzał prosto na Jamiego i oznajmił cicho:
– Oni zniknęli.
Wszyscy pobledli, ale twarz syna Eteru stała się kredowo biała. Domyślili się o kogo chodzi. Piątka rzymskich półbogów, towarzyszy Adama, syna Erebu, została oddana w ręce pretorów Obozu Jupiter zaraz po bitwie. Dano im drugą szansę. Zamieszkali w Nowym Rzymie i mogli żyć jak normalni ludzie.
– Jak? I kiedy? – wydukał po chwili Jamie.
– Nie wiadomo – westchnął Chejron. – Natalie, obecna pretorka, poinformowała mnie o tym jakieś półtorej godziny temu. Po prostu zniknęli – rozłożył ręce – bez śladu!
– Jak to możliwe… – warknęła Eva, marszcząc brwi.
– Nie mam pojęcia, moi drodzy. Miejmy nadzieję, że niedługo się wszystko wyjaśni. – centaur spojrzał w niebo. – Jutro letnie przesilenie – szepnął. – Narada Olimpijczyków.
Po chwili spojrzał na przyjaciół z dziwnym uśmiechem.
– Nie martwicie się na zapas! – zawołał i delikatnym, acz stanowczym gestem popchnął Miśka i Jacka w stronę stopni. – Idźcie na ognisko i… śpijcie dobrze. Dobranoc!
Herosi odwrócili się powoli, a jeszcze wolniej ruszyli w stronę paleniska. Gdzieś w połowie drogi, przyjaciele zatrzymali się.
– To co? – spytał Jack, próbując rozluźnić atmosferę. – Ktoś ma ochotę na ognisko, czy…
– Ja nie za bardzo – odparła Rozi. – Szczerze mówiąc marzę tylko o łóżku i ciepłej kołdrze.
– Ja tak samo – westchnęła Eva.
Nikt nie poruszał tematu zaginionych Rzymian. Zerkali tylko niepewnie na Jamiego. W tej sprawie to on grał pierwsze skrzypce. Blondyn jedynie przejechał sobie dłonią po włosach.
– A ja właśnie pójdę na ognisko – powiedział, uśmiechając się szeroko. – Właśnie tego mi trzeba.
– Na pewno? Bo jakbyś chciał jakoś odreagować albo się wyżyć… Znam kilka sposobów – mrugnął do niego Misiek. Cała szóstka wybuchnęła śmiechem.
– Dobra – Jack zatarł ręce i objął Ginny w pasie. – Chodźmy zedrzeć sobie gardła na śpiewaniu idiotycznych, biwakowych piosenek i objeść się pieczonych kiełbasek!
– Wątpię czy jakiekolwiek zostały – mruknął Misiek. Kiedy Rozi i Eva jednak odmówiły udziału w zabawie, rudzielec pocałował ją w policzek i życzył miłych snów, wywołując na twarzy dziewczyny, delikatny i trochę nieśmiały uśmiech.
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią Chejrona, wszyscy musieli być w łóżkach pół godziny wcześniej niż zwykle. Wielu się opierało, ale w końcu dali za wygraną. Misiek ziewając, pożegnał się z pozostałą trójką i zamknął za sobą drzwi domku. Prawie wszyscy z jego rodzeństwa już chrapała, pogrążona we śnie. Sophie, jego zastępczyni i ulubiona siostra, właśnie nakrywała się kołdrą. Jako, że była bardzo niska, z zadowoleniem rozłożyła się na całym materacu, a i tak zajmowała jego jedną trzecią. Czasem opłacało się mieć metr pięćdziesiąt wzrostu.
– Jak Chejron was zawołał… – zapytała sennie. – To było coś ważnego?
Chłopak spojrzał na nią uważnie. Sophie nie spuszczała z niego swoich groźnych, piwnych oczu. Nagle machnęła ręką, ziewnęła jeszcze raz głośno i mlasnęła.
– Zresztą nieważne. Dobranoc!
I zakryła się aż po czubek głowy. Misiek uśmiechnął się łobuzersko.
– Dobranoc, mini-Sophie.
Ostatnie mordercze spojrzenie, i dziewczyna wreszcie zasnęła. Michael przebrał się szybko, umył zęby, a następnie zawołał:
– Gasimy światło!
Bruno, najmłodszy z dzieci Aresa pstryknął przełącznik. Cały domek pogrążył się w ciemności. Misiek położył się na swoim materacu. Na jedną, krótką chwilę pomyślał o Rzymianach. Uśmiechnął się do siebie.
– Niech tylko spróbują tutaj przyjść! Spiorę ich na kwaśne jabłka!
Z tą miłą myślą, pozwolił powiekom opaść i po kilku minutach już spał, nie spodziewając się co przyniesie jutrzejszy dzień. Dzień letniego przesilenia.
To było boskie, genialne, wspaniałe… aż zabrakło mi słów 😀 Uwielbiam jak opisujesz sceny walki… ach, po prostu pisz szybko ciąg dalszy
KILL ME!!! Ja też tak chcę pisać!!! Cudne, super, ta lekkość z jaką piszesz jest cudowna! 😀
Trzymam kciuki!! :* Powodzenia, napisz jak ci poszło 😀
Opko super, kocham jak piszesz, wszystko jest na swoim miejscu, idealnie ;D
O.O Jak ty to pięknie wszytko łączysz… Wow, podziwiam!!! Te opisy są zniewalające :*
Powiem tylko jedną rzecz: żal mi ludzi, którzy tego nie czytają xD
Akcja idealna – płynna, nie za szybka, nie za wolna. Znalazłam jakieś błędy ale nie chce mi się ich szukać. Czekam na CD