Dużo mówić nie będę. Tylko tyle, że ta część jest dla Chio i Amorki (nie odmieniam w obawie przed pomyłką). Dodam jeszcze, że nie spodziewałam się, że tak szybko ja napiszę, i że jest to jak na razie zdaje się najdłuższa część. Mam nadzieję, że nie skopałam.
Miłego czytania.
Sucha17
Niesamowite Wieści (4)
– Jak myślisz, kiedy się obudzi? – usłyszałam doskonale znany mi głos.
– Nie mam pojęcia. Zależy od tego jak dużo tego płynu użyłeś – powiedział ktoś inny. Również wydawało mi się, że skądś go kojarzyłam.
– Musiałem. Jeżeli On się dowie, że ona go widziała, zabiją ją, a i ona jest nam potrzebna i też On musi myśleć, że jesteś po jego stronie.
Mike. Ten głos po parunastu latach przyjaźni poznałabym wszędzie.
Zastanawiałam się gdzie jestem, bo po twardości łóżka poznałam, że to na pewno nie jest domek Apolla i to chyba nawet nie było łóżko. Spróbowałam się poruszyć, ale moje ciało jakby nie chciało mnie słuchać, więc jęknęłam. Otworzyłam oczy i przez chwile widziałam jakby przez mgłę. Po chwili rozpoznałam przed sobą dwie, obrócone do mnie tyłem, męskie sylwetki. Gdy minęło parę sekund rozpoznałam je i bardzo się zdziwiłam na widok tych dwóch osób razem. Wydawało mi się, że za sobą nie przepadali, ale widocznie tylko sprawiali takie wrażenie, a byli to Natan i Mike. Ten drugi chyba usłyszał, że jęknęłam i odwrócił się. Uśmiechnął się na mój widok.
– Obudziłaś się…
– Mike? Co to ma znaczyć? Dlaczego mnie porwaliście? –zapytałam.
Mina mu zrzedła, popatrzył bezradnie na syna Hermesa i wzruszył ramionami, jakby chciał, żeby to tamten musiał mi to tłumaczyć. Ja też popatrzyłam na drugiego z chłopaków. On z kolei wyglądał na zdezorientowanego. Jakby nie wiedział czy ma być zły, czy zadowolony.
– Nie porwaliśmy Cię – powiedział mój wieloletni przyjaciel i zamilkł.
To chyba, jak na razie, tyle w tej kwestii, pomyślałam, bo żaden z nich nie wyglądał jak gdyby miał coś na ten temat do powiedzenia. Usiadłam i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy prawdopodobnie w okrągłej jaskini, która wyglądała jak te, co się znajdowały na terenie Obozu. To pewnie dlatego było tak zimno, chociaż na środku paliło się ognisko. Kamienne ściany były ciemne i nierówne, a przez to, że cienie tańczyły na ich powierzchni wydawały się takie bardziej. Strop znajdował się jakieś pół metra nad moją głową. Tak w sumie przeciętna jaskinia.
Odwróciłam się od chłopaków i zapytałam kiedy mnie wypuszczą, a oni odpowiedzieli, że wtedy, gdy mi coś wytłumaczą.
Natan wyszedł, a za chwilę Mike. Dochodziły do mnie strzępki ich rozmowy.
– … będzie bezpieczna dopóki jej wszystkiego nie powiesz…
– … nie wiem…
– … a jeśli rozpowie?
– Nie rozpowie – Mike podniósł głos.
– Ciii – uciszył go syn Hermesa i odeszli dalej.
Naprawdę nie wiedziałam po co mnie porwali. Chyba, że oni działali przeciwko Obozowi Herosów, a ten potwór w lesie był ich wspólnikiem, ale w takim razie na pewno by mnie nie wypuścili. Zaczęłam myśleć nad tym co ten potwór powiedział blondynowi. Rozkazał mu coś zrobić, lecz ten się na to nie chciał zgodzić. Potem ten atak od tyłu – to pewnie był Mike. Gdy o tym pomyślałam poczułam wielką złość na przyjaciela. Jak on mógł mnie tak potraktować? Później doszło do mnie, że on był na to przygotowany, gdyż już miał ze sobą szmatkę nasączoną płynem. Jeżeli wcześniej się nie bałam to po tym, jak do mnie to dotarło zaczęłam się bać na pewno. Nigdy wcześniej bym nie pomyślała, że syn Posejdona mógłby mnie skrzywdzić, ale w tej jaskini nie miałam już pewności. Poczułam się zdradzona.
Kiedy chłopcy wrócili do jaskini nie odezwałam się do nich ani słowem. Mój przyjaciel wyglądał jakby chciał mi coś powiedzieć, ale nie potrafił. Odwróciłam się od nich i położyłam na boku, tyłem do ogniska. Po paru minutach zasnęłam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że byłam tak zmęczona. Widocznie ten środek, którym zostałam potraktowana, wywoływał otumanienie nawet po odzyskaniu przytomności.
***
Po przebudzeniu nie pamiętałam w całości żadnego snu. Miałam tylko przebłyski z udziałem tego potwora, który rozmawiał z Natanem i różnych innych strasznych stworzeń.
Otworzyłam oczy i usiadłam. Jeszcze było ciemno, a ognisko dogasało. Natan spał, a Mike siedział i bezwstydnie patrzył się na mnie. Wyglądał na przybitego. Odwróciłam wzrok, ponieważ nie miałam ochoty go oglądać. Jednak mimo wszystko po chwili zwróciłam na niego spojrzenie i zapytałam, czy planują mnie wypuścić i czy wrócę do Obozu. Nie odpowiedział.
Po paru minutach ciszy odezwał się.
– Będziesz mogła wrócić do Obozu, ale tylko jeśli nam coś obiecasz. Jeśli nie, to przez parę miesięcy, bądź dłużej będziesz musiała wytrzymywać mnie i podróż przez całe Stany.
Przyjrzałam mu się w milczeniu. Był całkowicie poważny. Zainteresowałam się tym, co powiedział. Zastanawiałam się dlaczego miałabym uciekać przez całe Stany i co takiego łączyło ich z tym potworem. Jednocześnie jakaś część mnie podpowiadała mi, że nie chciałam tego wiedzieć. I przyznałam jej rację, kiedy syn Posejdona mi to powiedział. Oznajmił, że jest to wysłannik boga Tartara, który postanowił opanować królestwo żywych i potrzebował do tego dwóch herosów. On i Natan z polecenia Chejrona zwrócili się do niego i zaoferowali mu swoją pomoc. Do spełnienia misji brakowało mi tylko jednego przedmiotu, którego nazwy nie znali, gdyż jeszcze nie dowiedzieli się co to ma być. Mój przyjaciel zarzekał się, że nie zdradzają Obozu, i że tylko wypełniają rozkazy naszego mentora. Cóż, tak szczerze to mu nie wierzyłam.
– A czego chcecie ode mnie? – zapytałam.
– Chcemy, żebyś nikomu nie mówiła o tym, co widziałaś. Nawet Jo i Robertowi – dodał.
– Hmmm…
– Ty chyba nie rozumiesz.
Spytałam się czego nie rozumiem.
– Tego, że jak Oni się dowiedzą, że widziałaś Natana jak rozmawiał z tamtym potworem, zabija cię.
Nie wierzyłam mu mimo wszystko. Może i wyglądał na bardzo szczerego, ale to, że ten kawałek materiału miał przygotowany już wcześniej zdecydowanie odbierało mu wiarygodność. Postanowiłam poprosić go o wytłumaczenie tego istotnego faktu. Zdecydowanie się wystraszył. Zrobił się czerwony i jakby zdenerwowany. Zaczął prawą ręką drapać grzbiet drugiej, a ja znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam, że to oznaka stresu. Zawsze tak robił kiedy się z czegoś tłumaczył.
– To trudne do wytłumaczenia. Tak naprawdę wiedziałem już wcześniej, że zauważyłaś wycieczki Natana do lasu. Postanowiłem się przygotować. No i tego wieczoru po bitwie o sztandar zauważyłem jak za nim poszłaś. Bardzo się wystraszyłem i poleciałem za tobą. Nie miałem innego wyboru niż ta substancja, ponieważ bałem się o to, że wpakujesz się w duże kłopoty, a musiałem mieć pewność, że nic ci się nie stanie.
Dalej mu nie wierzyłam.
– Jak się niby dowiedziałeś o tym, że wiedziałam o przechadzkach Natana?
– Będziesz zła. Kiedyś przez przypadek podsłuchałem o czym rozmawiałaś z Jo.
No tak, muszę być bardziej ostrożna, co do miejsca czasu moich rozmów, pomyślałam wtedy. Poczułam złość na siebie i na niego. Jak on mógł podsłuchać moje rozmowy? No, bo chyba nie podsłuchuje się przez „przypadek”.
Wtedy stało się coś dziwnego. Wnętrze jaskini pojaśniało, a skupiona smuga światła oświetliła syna Posejdona nadając jego oczom, które zawsze były niesamowicie zielone, dziwny, złoto-zielony kolor. Nigdy nie widziałam, żeby przybrały taki odcień. To była jakby wiadomość od mojego ojca i zdawało mi się, że oznaczała, że mogłam mu zaufać.
– Powiedzmy, że ci wierzę. Odnośnie wszystkiego – oznajmiałam. – Ale wypuścicie mnie jeśli obiecam, że nikomu nie wygadam co widziałam?
– Nie do końca.
– Jak to nie do końca?
Mike skrzywił się.
– Będziemy potrzebowali od ciebie czegoś jeszcze, ale czego na razie ci nie powiem, gdyż tak naprawdę sam jeszcze nie wiem co to będzie.
Zdziwiłam się.
– To skąd w takim razie wiesz, że będę wam do czegoś potrzebna?
– Przepowiednia.
Jo wspominała mi coś o Wyroczni i jej przepowiedniach, ale nie było to wiele.
– Zgadzam się.
***
Siedzieliśmy w samochodzie, który prowadził Mike. Natan na z przodu na siedzeniu pasażera, natomiast ja z tyłu. Odpowiadało mi to, bo mogłam wszystko przemyśleć. Zastanawiałam się jak daleko mnie wywieźli. Jechaliśmy trzy godziny, po których zatrzymaliśmy się na stacji, na postój. Nic ciekawego tam nie było. Mały sklepik i toalety. Do Obozu wróciliśmy po kolejnych dwóch godzinach. Zastaliśmy tam bardzo intrygującą sytuację.
CDN może po paru dniach.
A może po paru tygodniach.
Sucha17
Fajne 😀 I trochę takie tajemniczee… Rozumiem tą dziewczynę, też bym się wkurzyła 😛
Nie znam się na błędach więc nie wymienię >.<
Dzienkujem za dedykację 😀 A samo opowiadanie jest świetne, liczę, że to jednak będzie tylko parę dni ;D
te, co się znajdowały na – te, które znajdowały się na
Powtórzenie ,,były/było”
wydawały się takie bardziej. – wydawały się takie jeszcze bardziej
Tak w sumie przeciętna jaskinia. – Tak w sumie to zwyczajna jaskinia
zabija – zabiją
A ja jej do końca nie rozumiem. Jasne, też bym była zła, ale również próbowałabym wykombinować jakiś plan, domyślać się, o co chodzi, grać na uczuciach przyjaciela, aby mnie wypuścił. Cokolwiek. Natomiast twoja heroinka nic nie robiła. Tu chodzi oto, że każdy heros w obliczu jakiegoś zagrożenia starałby się zwiać. Śmiertelnik też, dlatego to dla mnie wypadło średniawo. Do tego powinna się zawahać za nim się zgodziła. W końcu on jej podał narkotyk. Co z tego, że to przyjaciel? Wcześniej czuła się mocno zdradzona. No i nie wiadomo, o co chodzi z przepowiednią, więc to trochę niebezpieczne, zgadzać się na ślepo bez przemyślenia tego.
Ale tak to spoko 😉
Przecież się wahała, ale jak dostała znak to przestała…
Znaczy odnośnie zgody na propozycję Mike’a
” Jeżeli On się dowie, że ona go widziała, zabiją ją, a i ona jest nam potrzebna i też On musi myśleć, że jesteś po jego stronie.” – ok, zgubiłam się w tym zdaniu. Strasznie zagmatwane, spróbuj prościej.
„Otworzyłam oczy i przez chwile” – „chwilę”, literówka
” obrócone do mnie tyłem” – raczej „odwrócone”
” – Nie porwaliśmy Cię ” – to nie list, „Cię” z małej litery
„Kamienne ściany były ciemne i nierówne, a przez to, że cienie tańczyły na ich powierzchni wydawały się takie bardziej. ” – bardziej jakie? Bo ta końcówka się nie klei
„Chyba, że oni działali przeciwko Obozowi Herosów, a ten potwór w lesie był ich wspólnikiem, ale w takim razie na pewno by mnie nie wypuścili” – Po pierwsze: Jaki potwór? Coś mnie chyba ominęło, wcześniej nie było o nim żadnej wzmianki. Po drugie: Dlaczego nie? Skoro na szkodę Obozu to by ją tam wypchnęli z uśmiechem na twarzy. Jeden heros w mniej, dobra nasza.
„…blondynowi” – który to blondyn?
” Nie odpowiedział…Po paru minutach ciszy odezwał się.” – to w końcu odpowiedział czy nie? Bo zaczynasz przeczyć sama sobie.
” …którego nazwy nie znali, gdyż jeszcze nie dowiedzieli się co to ma być” – wystarczyłoby samo „gdyż nie wiedzieli jeszcze co to ma być”
„co do miejsca czasu moich rozmów” – chyba „miejsca i czasu”
” Natan na z przodu na siedzeniu pasażera” – „z przodu”
Ogólnie nie jest źle, ale pracuj nad stylem. Mogłabyś czasem rozwinąć dialogi, bo zdania typu „Spytałam się czego nie rozumiem.” w środku dyskusji źle wpływają na ich atrakcyjność. Pisz dalej 😉
O tym który to blondyn i co za potwór było w poprzednich częściach…
A co do CD to nie wiem czy chcę pisać dla tylko czterech osób.
A, dobra. Nie widziałam ich, mój błąd ^^;
Możesz też pisać dla siebie, wprawisz się i następne opowiadania będą lepsze 😀
– Musiałem. Jeżeli On się dowie, że ona go widziała, zabiją ją, a i ona jest nam potrzebna i też On musi myśleć, że jesteś po jego stronie. — wiesz, zaimki stosuje się, gdy wiadomo o co, komu, po co, dlaczego i z jakim skutkiem chodzi, nagromadzenie ich w jednym zdaniu sprzyja tylko i wyłącznie obłędowi. Na przyszłość staraj się nie używać określeń w rodzaju ‚twardość łóżka’, one biją po oczach. „Mina mu zrzedła, popatrzył bezradnie na syna Hermesa i wzruszył ramionami, jakby” chciał stwierdzić, że za cholerę nie ma pomysłu po co ją porwali. Tak to sobie wyobrażam. CO NIE JEST SYNONIMEM WYRAZÓW KTÓRY, KIEDY, JAKI. Co, to co i nie korzystaj z niego, gdy nie trzeba, bo który i jaki strzelą focha i co zrobisz bez nich, no co?
„Kamienne ściany były ciemne i nierówne, a przez to, że cienie tańczyły na ich powierzchni wydawały się takie bardziej.” — okej, czy tylko ja zrozumiałam, że przez te cienie to były ‚bardziej’ ściany?
Nie znają nazwy przedmiotu, bo… nie wiedzą co to jest. Takie życiowe. A ona się zgadza im to dać. Mh-hm. Nie oceniam, choć powinnam.
Chciałabym, żeby mnie tak szantażowano: albo obiecasz, albo zabierzemy cię z letniego obozu i pojedziesz na wycieczkę krajoznawczą. Dosyć prosty wybór.
Ta substancja. Serio? Bardzo mnie denerwuje w opkach brak przygotowania merytorycznego, kiedy autor sam nie wie, o czym pisze. Ja sprawdzam wykresy klimatyczne, żeby sprawdzić, czy w Nevadzie może spaść pół metra śniegu na święta, a tobie nie chce się znaleźć środka do nasączania ścierek, żeby usypiały? Podpowiem, że chloroform jest znany z takiego działania. Chyba że żadne z nich nie wiedziało jak to coś się nazywa, w końcu dzisiejsza młodzież tak ma, ‚Ej, Ziutek, co to–Nie wiem, próbujemy?’
No i palenie ognisk w jaskiniach. Czy ty kiedykolwiek paliłaś ognisko w miejscu zadaszonym? Nie rób tego, bo mam ochotę na kolejną część opka. Jakby Ci to… Przy paleniu wydziela się dym. Szare, pylaste, gorące, drapie po oczach i gardle. Leci do góry, ale jeżeli napotka sufit – wypełnia całą przestrzeń. I nie interesuje mnie tzw. wejście do jaskini, niezależnie od jego wielkości dym byłby w powietrzu i nie dałoby się normalnie funkcjonować, a co dopiero ze stania odwracać się na drugi bok i zasypiać (to z tekstu, jak się wczytasz, to znajdziesz).
I jaka bystra ta bohaterka – ‚Właściwie to nie wiem o co chodzi, choć, zaraz, zaraz, może oni uknuli spisek zniszczenia obozu i…’ — łapiesz, co chcę wyrazić?
Do tego literówki i powtórzenia, ale Ci ich nie wypiszę, bo też chcę mieś frajdę z komentowania.
Fabuła też jest jak z klasy E, jest, ale nie jest, pomysł spoko, ale opisanie go… Kiepskie. Jego wartość literacka nie jest zbyt duża, bo i słownictwo niebogate, i styl mierny, i środków stylistycznych co kot napłakał. Porównania, metafory i inne tego typu bzdety uatrakcyjniają tekst nawet jeżeli czytelnik nie umie ich nazwać. Wiem z doświadczenia.
I na koniec formatowanie tekstu – pogrubiona kursywa boli. Boli oczy, boli uszy, boli nawet palce. Sama kursywa wystarczy do zapisywania myśli, a najlepiej robić to za pomocą interpunkcji. Stwierdziłam, że warto to napisać, a jeszcze lepiej poprzeć go przykładem, pomyślałam (…a że uznałam ową myśl za godną uwagi postanowiłam wprowadzić ją w czyn, nim ucieknie w nieprzebyte otchłanie mej pamięci niczym rącza łania w wiosenny poranek, uciekająca przed złym wygłodniałym wilkiem >>Przykład użycia zbyt wielu, jak na mój gust, środków stylistycznych w jednym zdaniu<<)
Pisanie dla czterech osób? Mnie się chyba trzy razy zdarzyło zebrać więcej niż cztery komentarze pod tekstem tutaj. Czyli jakieś, by nie skłamać, siedem, osiem tekstów pisanych dla jednej, może dwóch osób? W końcu jakoś to opko samo umarło, ale mimo wszystko. Pisz dla siebie, nie dla innych, w tym wieku i na tym poziomie nic dobrego nie wynika z pisania dla innych. W sensie: pisania, bo inni czytają, bo chcą czytać i Cię do pisania zmuszają, jeżeli stanowią motywację czy inspirację to dobrze.
Sama chciałaś (pisząc te słowa zaczęłam nucić teksty Osieckiej), więc skomentowałam.
Pisz. Pisz. Pisz. Musisz.
Wszystkie błędy zostały wypisane, nie bardzo wiem, co napisać XD
Mogę tylko dołączyć do Jane i powiedzieć, pisz, pisz, pisz!
Piszesz już znacznie lepiej od czasów pierwszego opka, jaknakże do perfekcji jeszcze daleka droga. Ale jest lepiej.
Nie będę taka szczegółowa jak Ania, bo się nie czepiam drobniejszych błędów, bardziej chodzi mi o te rozszerzone na całe opko i dalsze części.
Pracuj dalej nad bogactwem słownictwa – jest już niby lepiej, ale jeszcze nie do końca. Styl, własny, oryginalny styl wyrabia się z czasem, więc trzeba ćwiczyć częściej – częściej niż robisz to teraz. Żeby osiągnąć dobry styl trzeba się przykładać, pisać regularnie, czytać po dziesięć razy, poprawiać, ślęczeć nad tekstem, myśleć o nim… Ale jakaś poprawa jest.
Tyle ode mnie.