Dziękuję wszystkim za komentarze, cieszę się, że wam się podobało, chociaż nie było to typowe opowiadanie. Piszcie co się wam podoba lub nie, to postaram się coś z tym zrobić.
blackpearl
Początki bywają różne… Jedne lepsze, drugie gorsze, ale jedno jest pewne – wszystkie są trudne, a w szczególności te, w których budzisz się w obcym miejscu z obcymi ludźmi.
Słońce właśnie wstawało nad Long Island, nie było tak piękne, jak u mnie w Polsce. Wszystko nabierało stopniowo szarych odcieni. Sama nie wiem dlaczego, czy to przez ten klimat, czy to moja wyobraźnia? Jedno było pewne, byłam tutaj piątym kołem u wozu. Od samego początku kiedy wyszłam ze szpitala, prawie z nikim nie rozmawiałam, a wszyscy chyba myśleli, że jestem nieco…stuknięta? Nie dziwię im się, byli silni, mądrzy albo mieli inne super-mega-moce, którymi mnie po prostu nie obdarzono. A przepraszam! Obdarzono… Miałam nadnaturalną predyspozycję do psucia wszystkiego do czego się zabrałam (dosłownie wszystkiego). Już od pierwszego dnia przeciwko mnie sprzysiągł się cały domek Aresa, kiedy powiedziałam do jednej z dziewczyn (oczywiście niezbyt poprawną angielszczyzną): „Myśleć? trzeba mieć czym”. Nie tylko domek Aresa nie pała do mnie sympatią, domek Ateny również. Chyba po tym, jak wygrałam z nimi w szachy. Ogólnie rzecz ujmując nie ma ze mnie zbytniego pożytku.
Cieszę się chociaż, ze nie jestem tutaj jedyną Polką, chociaż nie mogę nazwać tego radością, ale opowiem wszystko od początku…
Obudziłam się w szpitalu polowym, nie pamiętam dokładnie dnia, ale był całkiem przyjemny ranek. Było miło, dopóki nie zobaczyłam nad sobą wielkich brązowych oczu:
– Witamy na Long Island, madame. – powiedział do mnie wysoki chłopak z kozią bródką. Wydawał się miły i sympatyczny.(Pamiętajcie, że cała rozmowa odbywała się w języku angielskim, a nie jest łatwo pobudzić rano mózg do myślenia, w dodatku w innym języku).- Co, nic nie powiesz?
– Gdzie ja jestem? – spytałam, lekko (a nawet bardzo) skołowana. W dodatku zgubiłam okulary więc nie bardzo cokolwiek widziałam.
– Znowu muszę powtarzać, chociaż jedno z was mogłoby być inne… Ameryka, Stany Zjednoczone, LONG ISLAND? – powiedział z naciskiem.
– No to wiem, ale co to jest? – wskazałam na ogromną salę pełną ludzi.
– A tooo! TO moja droga, jest szpital polowy. Tak trudno się domyślić?
– Ale z ciebie przyjemniaczek… – pożaliłam się. – No nie ma co… Szpital polowy, powiadasz. Ile tu leżę?
– Nadzwyczaj krótko, bo tylko jeden dzień. – uśmiechnął się. – Ale nie, nie pobiłaś rekordu, a szkoda, bo straciłem przez Ciebie dwie złote drachmy.
– Złote CO?
– Drachmy – powiedział, jakby to była najoczywistsza oczywistość na świecie.- Takie złote kółka, monety.
– Nie jestem idiotką, wiem co to są monety.
– To dobrze, zawsze coś – jego uśmiech mnie dobijał. – A skąd jesteś? W Obozie mówią, że przybyłaś znikąd, tak z powietrza, ale ja w to nie wierze, bo przecież nie można być znikąd, prawda? Każdy gdzieś mieszka…
– A mówił ci ktoś, że za dużo gadasz? – pomyślałam, że powinni dać mu coś na uspokojenie.
– Och, ciągle mi to mówią. „Forest zamknij dziób”, „Forest skończ wreszcie”. „Forest to, Forest tamto”… Ale nie o mnie mówimy, więc…?
– Więc masz na imię Forest, to dość… ciekawie. A ja jestem Ania – podałam mu rękę. – I nie, nie jestem znikąd, chociaż pewnie jak powiem ci skąd jestem, to i tak nic ci to nie powie.
– Znam dużo miejsc. Twój akcent jest dość dziwny, więc pewnie jesteś z Europy, Rosja?
– Jesteś dość spostrzegawczy. – tym razem ja się uśmiechnęłam. – Blisko, Polska.
– Polska… – zamyślił się.
– Eee, Mickiewicz? Wałęsa? Warszawa? Gdańsk?
– To jakaś choroba? – spytał. – Bo jeśli tak, to nie brzmi zbyt przyjemnie.
I może nawet byłoby fajnie, gdyby nie pojawiła się jedna osoba.
– Kogo moje oczy widzą, Anna Czarnecki – były to pierwsze słowa w języku polskim, jakie usłyszałam w tym Obozie. – Miło cię znów widzieć.
– Niestety nie mogę powiedzieć tego samego o tobie, Wiktorze.
Tak, to jest właśnie Wiktor Wroński – mój dawny wróg właściwie od zawsze, czyli od wtedy, kiedy nazwał mnie okularnicą, a było to… w drugiej klasie podstawowej?
Dręczył mnie do 6 klasy, po czym przeprowadził się do Stanów, ale dlaczego musieliśmy się spotkać akurat tutaj? I akurat teraz? Ktoś z góry chyba szczerze mnie nienawidzi. A mogło być tak pięknie…
– Forest, możesz już iść, zajmę się panna Anną – powiedział mój wróg numer jeden.
Doprawdy nienawidzę, jak ktoś mówi do mnie Anna, ale na tamten czas interesowało mnie tylko to, dlaczego mój nowo poznany przyjaciel Forest ma tyłek osła…
Czy to jest prolog? Wybacz, że pytam, ale nie mogłam znaleźć poprzednich części [o ile były].
Co do tekstu. Nie był jakoś porywający, intrygujący, czy też zaskakujący, a na dodatek to było… KRÓTKIE. Czy nie można pisać dłuższych? Czy klikanie w klawiaturę aż tak bardzo boli? Mogę się założyć, że zajęło ci to mniej niż stronę w Wordzie.
Wybacz, że tak marudzę, ale to już kolejny tekst, który czytam i jest tak cholernie krótki, że aż nie chce mi się czytać, bo wiem, że na 100% nie oddano poprawnie odczuć, emocji itp.
Ale muszę przyznać, że ta choroba wywołała na mojej twarzy uśmiech, bo takiego porównania Mickiewicz, Wałęsy, Warszawy i Gdańska to jeszcze w życiu nie słyszałam. Do napoju, rzeki, a nawet sklepu to i owszem oraz choćby, że Polska jest regionem Rosji lub Niemiec, ale ?choroba? Niespotykane 1:0 dla ciebie
Pisz dalej.