Cześć. Starałam się, aby ta część była nietypowa, ale nie jestem pewna czy mi wyszło. Mam tak, że akcja albo pędzi mega szybko, albo strasznie wolno. Przepraszam za różne literówki, ale klawiatura mi się trochę psuje. Jak w prologu główna bohaterka była poważna, tak teraz zrobiłam ją bardziej zabawną. Mam nadzieję, że nie psuje to klimatu. Dziękuję Raisie za ten komentarz, dzięki któremu w ogóle to kontynuuję.
Zoz
III „Poznaję rodziców”
Przedwczoraj dowiedziałam się, że nie jestem śmiertelniczką. No dobra, to wiedziałam od dawna. Okazało się, że jestem boginią. Dość młodą, ale zawsze.
Przeprowadziłam się do domku mojej matki, Królowej Nieba. Jest trochę zakurzony. Nie ma dachu, także kiedy kładę się spać mogę patrzeć na gwiazdy. Wypatruję wtedy Wielkiej Niedźwiedzicy i z tym obrazem przed oczami, zasypiam. Na ścianach zostały namalowane dostojne pawie. W każdym z czterech kątów mieszkania zostały umieszczone misy z wodą, do których zlatują się kukułki. Pośrodku pokoju zostało ustawione potężne łoże z mnóstwem poduszek i najmiększym materacem na jakim spałam. Jest znacznie wygodniejszy niż podłoga, czy chociażby łóżka w domku Hermesa. Obok posłania postawiono pięknie zdobiony drewniany stolik. Na nim znajdują się egzotyczne owoce, zwłaszcza granaty. Wszystko przyozdobiono liliami. Mimo iż mieszkam tutaj dopiero dwa dni już zdążyłam się zaklimatyzować.
Od kiedy zostałam uznana większość obozowiczów się mnie boi. Nie rozumiem czemu tak się dzieje, ponieważ wiele razy zaobserwowałam jak wszyscy szczerzą się do Apolla. Jedynie moi dawni przyjaciele z 11 mnie szanują. Aby nie musieć siedzieć sama, Chejron pozwolił mi dosiąść się do siostrzeńców.
– Rose? – słyszę krzyk James’a z którym zaprzyjaźniłam się jakiś tydzień temu. Jest synem Zeusa i moim przyrodnim bratem. – Jesteś tam?
– Mhm… Przepraszam, zamyśliłam się.
– Chejron chce cię widzieć. – Odsunęłam się trochę jeszcze nieprzyzwyczajona do hałasu który robił. Jakieś trzy godziny temu Chejron wrócił z Olimpu. Chciałam od niego coś wyciągnąć, jednak on mnie nie słuchał. Lekko obrażona poszłam na obiad. Teraz znowu szłam do niego, jednak James mnie uprzedził.
Wchodzę do Wielkiego Domu. Nie jest on duży, tak jak mówi jego nazwa. Nie, jest dość mały. Znajduje się tam jednoosobowe biuro Chejrona w którym mieści się koń i biórko, lub dwie osoby i stół. Dalej, przy stole pingpongowym, Dionizos gra w rubika z kilkoma satyrami. Z zewnątrz jest zbudowany z drewnianych belek i takich samych drzwi. W środku jednak, ściany zostały pokryte betonem, a w nim wyryto portrety bogów.
Patrzę na Dionizosa, który przez chwilę wpatruje się we mnie, lecz szybko odwracam wzrok. W jego oczach widzę obojętność, niepewność i… troskę? Nie, myślę, zdawało mi się. Zawsze uważałam Dionizosa za bezdusznego pijaka. Nawet podczas wojny w jego wyrazie twarzy można było dostrzec wyłącznie znużenie. Nic dziwnego, już kilkadziesiąt lat ugania się za takimi dzieciakami jak my.
Podchodzę do Chejrona. Jest wyraźnie zmęczony, ale ignoruję to.
– Rose… – zaczyna. Mam nadzieję, że nie przekaże mi złych wieści, choć ton jego głosu na to wskazuje.- Przejdźmy do mojego gabinetu. – Wstaję i podążam za Chejronem. Ten natomiast siada w swoim magicznym wózku inwalidzkim. – Posłuchaj… Byłem u twojego ojca, na Olimpie. Wiesz już, że jesteś boginią. Na razie tu zostaniesz, w Obozie. Ciekawił mnie temat, dlaczego żyłaś, żyjesz w śmiertelym świecie. Twoi rodzice byli temu przeciwni, ale ktoś ich przekonał. Janus? Nie… Ach, Atena! – Chejron najwyraźniej widzi moją zdziwioną minę, ponieważ dokładniej opisuje to wydarzenie. – Wiesz, że Zeus zawsze słucha się swojej córki. Po twoim narodzeniu, rodzice bardzo cię chwalili, mówili, że będziesz wielka. Cały Olimp dziwił się ich zachowaniu, ponieważ nigdy nie wychwalali aż tak ich dziecka. Nic więc dziwnego, że niektórzy bogowie, zwłaszcza Atena i Ares, którzy wreszcie się pogodzili, poczuli się lekko zazdrośni. Twoja… siostra zrobiła coś, czego w życiu bym się po niej nie spodziewał. Obrała za cel wyrzucenie cię z Olimpu. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale poszła do Zeusa i przekonała go, aby cię przenieść do śmiertelnej rodziny. Co prawda Hera nienawidzi teraz Ateny jeszcze bardziej, ale dla niej samej nie ma to chyba znaczenia.
– Ach, a więc… Co teraz? – Pytam, potwornie zdziwiona tym, co przed chwilą usłyszałam.
– Proponuję, abyś poszła na ognisko.
Niezbyt mam ochotę iść na imprezę, także swoje kroki kieruję w stronę domku nr.2.
Jest już wieczór, kiedy zasypiam. Odszukuję wzrokiem mój ulubiony gwiazdozbiór, Wielką Niedźwiedzicę i uznaję, że mogę iść spać.
Oczywiście, nie ominie się bez koszmaru…
Budzę się na pustyni. Wszędzie dookoła piasek i… piasek. Czuję się tak, jakby właśnie ktoś na moich oczach zabił wszystkich moich bliskich. Przyjaciół, rodzinę… Tego nie da się opisać, także skrócę to do jednego słowa: rozpacz. W dodatku, chyba wiem, co się działo z Zeusem, kiedy rodziła się Atena. Nigdy nie czułam podobnego bólu. Coś mi podpowiada, że to nie koniec. Że to tylko początek tortur. W jednej chwili cały piasek mnie okrąża, robiąc okręgi coraz mniejsze i coraz szybciej, a w drugiej stoi przede mną chmara potworów. Wtem sceneria się zmienia. Leżę w ciemności. Nic nie mogę zrobić, ponieważ nawet najmniejszy ruch powoduje ból, jakby ktoś odrywał mi wszystkie kończyny. Wtedy ktoś mnie podnosi. Otwieram jedno oko i widzę czarną postać bez twarzy. Ma szarą szatę, trzyma łańcuch z kości. Jego skrzydła wyglądają na sztuczne, lecz coś mi podpowiada, że są prawdziwe. Nagle roumiem co, albo kto przede mną stoi. To śmierć, sam Tanatos. Kulę się ze strachu, sprawiając sobie jeszcze większy ból. Słyszę szyderczy śmiech, który sprawia, że jestem wypoczęta. Budzę się. Jest już pora na śniadanie, także na nie idę. Po drodze zachodzę do moich sąsiadów. Od czasu, kiedy Wielka Trójka postanowiła, że znów będą mieć dzieci ze śmiertelnymi kobietami, domek Zeusa jest dość zatłoczony. Pukam i otwiera mi Elizabeth, 5-letnia dziewczynka sprowadzona tutaj tydzień temu.
– Kochanie, jest James? – Ptam.
– Tak. James! – Krzyczy, a wszyscy mieszkańcy domku odwracją głowy w naszą stronę. Czuję, jak się rumienię.
– Idziemy na śniadanie? – Mówię, ignorując zaciekawione spojrzenia moich denerwujących braci.
– Tak – mówi mój przyjaciel – chodźmy.
Tym razem siadam przy stoliku Zeusa i wdaję się w interesująca rozmowę z Elizabeth o tym, czy satyrowie lubią banany. Niezbyt mądry temat. Przez to, obie na śniadanie jemy po kilka tych pysznych owoców.
Po posiłku udaję się do lasu. Chcę posiedzieć chwilę sama. Zjadam kilka wcześniej podkradzionych owoców i cieszę się chwilą spokoju.
– Mogłabyś być również córką Hermesa…
Odwracam się i o mało nie spadam ze skały na której siedzę, ale tajemnicza postać mnie podtrzymuje.
– Kim jesteś?
– Kim jestem? – Powtarza za mną kobieta. Wydaje się być zdziwiona tym pytaniem. Nagle zauważam, że za nią kryje się paw. Rozumiem.
– Hera… – kłaniam się – to znaczy, mama.
– Twój ojciec wyrzucił cię z Olimpu przez tą parszywą Atenę… Ale to już wiesz. – Uśmiecha się, a ja czuję, ja robi mi się ciepło w środku. Moja matka jest ubrana w piękną, wieczorową suknię, a na głowie ma diadem, koronę. Wygląda dostojnie, jak prawdziwa królowa. – Tęskniłam za tobą – zauważam łzę cięknącą po policzku, ale ta szybko wysycha. – Jesteś młoda i potężna. Jesteś olimpijczykiem. Miałam co do ciebie wielkie plany.
– Ale co teraz? – Wiem, że to pytanie nie jest na miescu, ale Hera i tak się uśmiecha.
– Jesteś silna. Zbliża się narada bogów. Ja… spróbuję zabrać cię ze sobą. – Chcę powiedzieć: dziękuję, ale nie zdążam. Zamiast w lesie, stoję teraz przed moim ojcem w sali tronowej. Jest to dość małe pomieszczenie. Nie ma ścian ani dachu. Tak naprawdę to dookoła tronów i placu stoją kolumny. Skwer jest okrągły. Nie ma żadnych większyc zdobień; jest po prostu biały. Po środku stoi ogromna, jak na rozmiar tej sali, fontanna. Są to małe aniołki latające nad misą z wodą i wylewające wodę z dzbanów do misy. Najprawdopodobniej jest to prezent ślubny dla moich rodziców. Dalej stoją dwa trony. Jeden większy, na którym siedzi Zeus, drugi odrobinę mniejszy, zapewne przeznaczony dla jego małżonki. Większy tron jest w stylu Ludwika XVI, tylko dużo większy, obity czerwonym aksamitem. Drugi tron jest prosty, taki jaki w bajkach animowanych ma król. Tylko materiał z którego jest zrobiony, a są to pawie pióra, wydaje się być tak delikatny, że aż ptaki królowej boją się go dotknąć. Wszystko co wydaje się być ogromne, nagle maleje, a raczej ja rosnę. Zamieniam się w swoją boską formę.
W zasadzie, to po zmianie nie czuję żadnej różnicy. Może tylko głowa mnie bolała przez chwilę, ale ból szybko minął.
– Hero? Co to znaczy? Miała być na ziemi!
– Uznałam, że już czas, aby wróciła. Sam ją uznałeś.
– To prawda, ale Lexene… Chodź tu, skarbie – kiwa ręką. Podchodzę i klękam, ale on każe mi wstać. – Wiesz, co znaczy twoje imię? Słowo, pani słowa… uczuć, gestów, czynów, tak. I milczenia też. To bardzo ważne. Słowo może wiele zdziałać. Ludzie może cię jeszcze nie znają, nie ma cię w mitologii… Ale jesteś bardzo ważna, uwierz mi na słowo.
– Myślę, że niewarto wracać do Obozu. Jesteś przecież olimpijczykiem. – Słowa Hery coś we mnie poruszyły. Teraz to moja rodzina, myślę, może nawet będe miała swój domek. Ale później, nie teraz. Jednak olimpijczykiem? To za dużo.
– Olimpijczykiem? W sensie, jak teraz jest 12, to by było 13?
– Tak. Chodź, chcę trochę dokopać Atenie… – Dziwi mnie postawa Hery. Taka opanowana… Ale to moja mama, zawsze o takiej marzyłam, prawdziwej. Muszę się rozluźnić. Jestem w domu.
To jest dziwne. Najpierw moim domem był sierociniec. Potem, mieszkałam z moją przybraną rodziną. Wtedy okazało się, że jestem wyjątkowa i na stałe zamieszkałam w Obozie Herosów. Dwa lata później okazało się, że jestem boginią, olimpijczykiem. Teraz idę z moją mama, którą jest Hera, wyciąć żart bogini mądrości. Czy to ma jakikolwiek sens?
Nie, nie ma…
Mam dobrą, zła i fatalną wiadomość.
Dobra jest taka, że pomysł masz i jest ciekawy.
Zła, że nie umiesz go ubrać w słowa i wypuścić na miasto tak, żzeby ludzie nie pomyśleli, że to inwazja obcych.
Fatalna- masz mnóstwo błędów.
1) Mieszasz czasy
,,- Chejron chce cię widzieć. – Odsunęłam się trochę jeszcze nieprzyzwyczajona do hałasu który robił. Jakieś trzy godziny temu Chejron wrócił z Olimpu. Chciałam od niego coś wyciągnąć, jednak on mnie nie słuchał. Lekko obrażona poszłam na obiad. Teraz znowu szłam do niego, jednak James mnie uprzedził.
CZAS PRZESZŁY
Wchodzę do Wielkiego Domu. Nie jest on duży, tak jak mówi jego nazwa. Nie, jest dość mały. Znajduje się tam jednoosobowe biuro Chejrona w którym mieści się koń i biórko, lub dwie osoby i stół. ”
CZAS TERAŹNIEJSZY
Wiele razy skakałaś od jednego do drugiego.
2) Niezrozumiałość niektórych zdań [ być może jedynie w moim przypadku]. Kilka razy musiałam czytać niektóre zdania.
3) Literówki i ortografia mają wspólny grób.
Ptam= pytam
biórko= biurko
śmiertelym= śmiertelnym
roumiem= rozumiem
większyc= większych
niewarto= nie warto
będe= będę
4) Poprawiłaś przecinki. Zdecydowanie z nimi jest lepiej.
Pisz dalej…