~*~
To już epilog tego opowiadania. Jest krótki i nie zamierzam kontynuować wątku w kolejnym opowiadaniu, choć, jak już wcześniej zagłosowaliście, opiszę historię Daniela, ale spróbuję się do niego dobrać prawdopodobnie, kiedy będę kończyć Listy Śmierci. Więc proszę o cierpliwość. Poza tym osobiście nie jestem uzdolniona plastycznie, ale moja siostra tak. Postanowiła ona narysować swoimi oczami postacie z Listów Śmierci, ale nie wiem czy powinnam je publikować, jeśli zechcecie zrobię to w ciągu miesiąca, ponieważ w najbliższym czasie nie będę miała czasu publikować. Oprócz tego, może macie jakieś sugestie, co do tego, czego chcielibyście się dowiedzieć o Danielu? Z chęcią je rozważę.
Raisa
~*~
Patrzyłem jak parzy herbatę w porcelanowym serwisie, o który poprosiła mnie kilka miesięcy temu. Wpatrywała się w gotującą wodę tak intensywnie, że można by pomyśleć, iż to siłą woli ją podgrzewała. Suche liście zgniotła w dłoni i wsypała je razem z kilkoma dziwnymi chwastami do imbryka. Zalała tą mieszankę trawy wrzącą wodą. Parzyła ją równo dwie i pół minuty. Nigdy nie ufała zegarkom, czasomierzom, czy choćby klepsydrom. Po prostu cicho mamrocząc odliczała. Następnie rozlała naparu do dwóch kryształowych czarek i podała. Jedną postawiła przede mną, a drugą przed swoim fotelem. Podeszłą do rzeźbionej w wiśniowym drewnie szafki naprzeciwko wesoło trzaskającego ognia w małym, kamiennym kominku, aby wyjąć z niej butelkę z nektarem. Odkorkowała ją i nalała odrobinę do mojej czarki, a następnie odniosła na miejsce.
-Usiądziesz wreszcie?- zapytałem rozbawiony jej ludzką krzątaniną. Wywróciła oczami, ale usiadła, biorąc swoją czarkę.
-Co u ciebie?- spytała. Uśmiechnąłem się, słysząc tak zwyczajne pytanie.
-To co zawsze… Zamachy, rozruchy, wojny- tego potrzebuję- odparłem, wzdychając teatralnie.
-Nie rozumiem- stwierdziła, uroczo marszcząc czoło.
-Dziś miałem dwieście dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy pięćset sześćdziesiąt osiem zgonów, tysiąc czterysta siedemdziesiąt trzy wypadki morskie, trzynaście katastrof lotniczych. Tylko…
-Ach!- westchnęła, upijając łyk herbaty.- Wojny ubaw po pachy!- stwierdziła sarkastycznie.
-Nie do wiary!
-Hmm…- mruknęła, sącząc herbatę.
-Kto by pomyślał, zwierzam się z nudy zawodowej umarłej herosce.
-Kto by pomyślał, piję herbatę ze śmiercią- dodała ironicznie.- Poza tym ja nie miałam pojęcia o swoim pochodzeniu.
-A Sharifa?- podsunąłem dobitnie.
-Nie uwierzyłam. Mój błąd, ale czy nie zapłaciłam za niego drogo?
Uśmiech zgasł na mojej twarzy. Upiłem łyk niezwykle wybornej herbaty.
-Tak. Śmierć to najgorsza kara- odparłem smutno.
-Nie, głuptasie- zaprzeczyła, śmiejąc się słodko. Spojrzałem na nią zaskoczony.
-Więc, co miałaś na myśli?
-Przeżyłam wiele cierpienia, lecz ból i tortury mnie nie złamały. Miałam silnego ducha- powiedziałam, poprawiając widmowy kosmyk włosów.- To myśl, że mój oprawca skrzywdzi innych. Ona mnie dobijała, pozbawiając sił. Sprawiała, że budziłam się z rozdygotana we własnym koszmarze. Potem skazał mnie na śmierć z pragnienia i głodu. Słabłam, ale mimo to wciąż martwiłam się o jedyną rodzinę, jaką miałam, o mich braci i siostry. Miałam tylko ich.- Uśmiechnęła się delikatnie, choć z jej oczu wydzierał się smutek.- Wiesz, kiedy twój syn go pokonał, nie musiałam już się o nic lękać. Czekałam już tylko na ciebie.- Wskazała na mnie.- Byłeś ratunkiem, odsieczą… ulgą w cierpieniu- wyznała.- Dlatego ci wtedy podziękowałam.
-Ale, Amy?!
-Szusz!- uciszyła mnie.- Moją karą była czas w celi, ponieważ jeśli uwierzyłabym Sharifie może dałabym radę uciec, może bym walczyła. Kto wie?
Zamilkła wpatrzona we mnie. Głęboko rozważałem jej słowa. Zbyt często mnie zaskakiwała. Westchnąłem cicho. Gdyby żyłą mógłbym się w niej zakochać. Gdyby żyła, ale była martwa. Sam ją przecież zabrałem. Ale ona była taka ciepła, opiekuńcza… ludzka. W dodatku nie bała się śmierci.
-To, co?
-Co?- spytałem, wyrwany z rozmyślań.
-Gniewasz się?- Znów mnie zaskoczyła.
-Dlaczego?
-Ty mi powiedz- odparła. Wyraźnie widziałam, że jest zdenerwowana, ale mimo to siedziała nieruchomo jak antyczna rzeźba.
-Nie. Oczywiście, że nie.
-To dobrze- westchnęła. Przez chwilę wyglądała jakby jedno słowo odebrało z jej ramion ogromny ciężar. Spuściła oczy, zaciskając mocniej dłonie na czarce z herbatą.- Obawiałam się, że cie czymś obraziłam… a lubię nasze spotkania- dodała niepewnie.
Dopiłem napar, o mało się przy tym nie krztusząc z wrażenia.
Lubi spotkania?
Nasze spotkania?
-Lubisz?- spytałem, nieco zbyt gwałtownie.
Głośno wzięła głęboki oddech, choć nie musiała oddychać, ale trudno jest pozbyć się ludzkich przyzwyczajeń.
-Tak, bo nie jesteś taki jak inni bogowie- trajkotała, próbując wyjaśnić.- Oni są tacy inni… Ty jesteś łagodny, ale to nic złego… chyba… tak sądzę… nie mówię, że jesteś słaby, ale oni tak jakby nie potrafią się zatrzymać, a ty jesteś ze mną całym sobą…. ale to… ja…
Nie mogłem się już dłużej powstrzymać i wybuchłem śmiechem. Nawet nie potrafiłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz śmiałem się całym sobą.
-Co powiesz na taki układ- zaczęła, wstając.- Ja zaparzę jeszcze herbaty, a ty opowiesz mi o moim rodzeństwie.
-Zgoda- odparłem, podając jej czarkę. Jej palce musnęły moją dłoń. Dla mnie była cielesna. Poczułem miłe ciepło, rozchodzące się mrowieniem po mojej skórze.- Może nie wiesz, ale dziś minął równo rok od twojej śmierci.- Spojrzałem na nią niepewny jak na to zareaguje. Jej ruchy stały się bardziej precyzyjne i szybsze. Dłonie poruszały się niczym dwie oddzielne całości. Jedna wrzucała i mieszała, a druga mieliła, dolewała oraz wykonywała dziwne czynności. Wszystko to robiła mechanicznie, nawet nie patrząc sobie na ręce.- Poszli na cmentarz…
-Tak?- spytała swobodnym głosem, ale zaprzestała wszystkich czynności. Oparła się o blat, zaciskając na nim dłonie.
-Złożyli bukiet białych jaskrów, jaśminu i pełniku…
-Melody- szepnęła.- To moje ulubione kwiaty. Tylko ona wiedziała- dodała ze łzami w oczach.
-Zapalili małe świeczki, wydzielające przyjemny zapach…
-Lin.
-Zaśpiewali intrygującą pieśń…
-Jackob… A Amal?
Milczałem.
-A Amal?- spytała spięta.
-Gdy już wszyscy odeszli on wysypał z sakiewki…
-Powiedz mi- poprosiła cicho.
-Piasek. Wysypał z sakiewki piasek i napisał na nim jakieś dziwne znaki.
-Jakie?- spytała, stojąc obok mnie. Nawet nie zauważyłem jej ruchu. Przesunąłem dłonią nad stolikiem, a nad nim zawisły w powietrzu znaki, które zapamiętałem z jej grobu.
قلب کویر
Nagle złapała się oparcia mojego fotela. Natychmiast pojawiłem się obok, aby ją podtrzymać. Zamknąłem dłonie w żelaznym uścisku na jej ramionach i poprowadziłem ją do fotela. Nie opierała mi się ani chwili. Posadziłem ją na nim bez słowa sprzeciwu. Ukryła twarz w dłoniach. Cała dygotała, jak zawsze pod wpływem wspomnień.
-Amy?- Byłem spięty jak zawsze, kiedy odgradzała się ode mnie.
Nie zareagowała.
-Amy.- Wziąłem jej dłonie w swoje. Zaczekałem aż podniesie na mnie wzrok.- Powiesz mi, co to znaczy?
Wzięła kilka głębokich oddechów, zanim opanowała drżenie.
-To oznacza serce pustyni. Zawsze pragnęłam je zobaczyć- powiedziała cichym głosem, spoglądając na mnie niepewnie.- Chciałam poczuć suchy wiatr we włosach, promienie słońca na skórze, gorący piasek między palcami.- Uśmiechnęła się słabo.- Chciałam zobaczyć oazę, serce pustyni, bez której życie na niej by nie istniało. Tak wiele mi o niej opowiadał.
Pod nagłym impulsem pocałowałem delikatnie jej spracowane dłonie, zanim złożyłem je na jej kolanach. Wróciłem na swoje miejsce, lekko zapadając się w fotelu.
-Jackob ma dziewczynę- zmieniłem temat, żeby jej myśli mogły biec innym torem.
-Opowiadaj- zarządzała, wracając do pracy.
-Tyranka.
-Zachowuj się- skarciła mnie. Zaśmiałem się w duchu.
– Serafina Peulous to córka Demeter. Wysoka, szczupła, wysportowana…
-Błagam- jęknęła cicho.
-Co się stało?- spytałem zaniepokojony, odwracając się do niej.
-Blondynka?- odbiła pytanie, wskazując na mnie łyżką.
-Czy ty masz coś do blondynek?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie, walcząc z uśmiechem.
-Blondynizm jest stanem umysłu, ale jednak, jeśli jest…
– Jest rudowłosa- wtrąciłem.- Śliczna miedzianowłosa półbogini. Minął zaledwie rok, a on już się dostosował. Ona jest szczególnie uzdolniona. Potrafi ze wszystkiego stworzyć truciznę. Jest po prostu… cudo!
-Mam być zazdrosna?- spytała unosząc brew.
-Dumna- odparłem mile połechtany jej zazdrością.- To dzięki tobie. Ty nauczyłaś ich radzić sobie ze wszystkimi przeciwnościami losu. To twoja zasługa.
-Pomimo moich wizji, przez które mieli jeszcze większe kłopoty?
-Tak- wykrzyknąłem.- Nawet pomimo twojej koszmarnej przyszłości!
-Ze śmiercią- dodała z uśmiechem i ognikami w oczach, podając mi czarkę.
-Ze śmiercią- potwierdziłem.
Świetne, tajemnicze, wyjątkowe! Było kilka błędów, ale to nic. Pomysły napiszę później. Obrazki wrzucaj
Trochę już tego nie komentowałam, ale czytałam 😉 Bardzo mi się to podoba i baaardzo się cieszę, że powiesz co nieco o Danielu ^^
Niezwykłe zakończenie Bardzo mi się podobała ta seria. Pisz jak najwięcej!