Kochani,
Z racji tego, że ostatnio mamy deficyt jeśli chodzi o Wasze prace, mam dla Was propozycję. Napiszmy wspólnie opowiadanie
Ja rozpocznę pierwsze zdanie, a każda kolejne osoba dopisze w komentarzu następne i tak zdanie po zdania powstanie zupełnie nowa opowieść
Co Wy na to?
No to zaczynamy:
Ciepły wieczór. Plaża. Piasek. Percy siedział wpatrzony w spokojny ruch fal. Wtem za plecami usłyszał dziwny dźwięk….
Z każdą chwilą, stawał się coraz głośniejszy.
Powoli wziął do ręki swój magiczny długopis i szybko obrócił się za siebie. W ostatniej chwili powstrzymał cięcie, ponieważ…
Oczy Syna Posejdona zmieniały się z każdą sekundą. Czy to strach? A może furia?
Raczej zaskoczenie. Ta osoba, była ostatnią, którą spodziewał się tu zobaczyć.
Tą osobą była Annabeth która spoglądała na Percy’ego ze wściekłością.
Stała tuż przed nim z szatańskim uśmiechem na twarzy i włócznią w ręce.
Dziewczyna wykonała krótkie pchnięcie i ostrze broni pokryło się krwią.
Zraniony chłopak upadł na kolana, wciąż nie mogąc uwierzyć w zaistniałą sytuację.
Dziewczyna natomiast z szatańskim uśmiechem odbiegła w stronę obozu.
Mam na myśli:
Dziewczyna natomiast ze złośliwym uśmiechem odbiegła w stronę obozu.
Jej śmiech sugerował, że pojęcie zdrowych zmysłów już nigdy nie było jej bardziej obce.
-Annabeth! Annabeth, dlaczego?! – resztkami sił krzyknął za blondynką, po czym stracił przytomność.
Obudziłem się w ciemnym pokoju, do którego światło wpadało tylko przez malutkie okienko.
(heheh ale mnie kusi żeby to opowiadani trochę rozweselić <3 😀 ) (ale dobra, zachowajmy pozorną powagę ;* )
W pokoju, oświetlanym przez blask księżyca nie widać było niczego, prócz zarysu smukłej sylwetki chłopaka.
Niski, z pulchną twarzą, nachylił się do mnie i bezceremonialnie zapytał:
-Czipsa?
-Yyy, nie dzięki – odparłem zdziwiony. – Kim jesteś?
– Wiele ci to nie powie- rzucił lekceważącym tonem.- Na pewno nie chcesz tego Czipsa? Ostatni z paczki- dopytywał się.
– Nie. Gdzie jesteśmy? – spytałem, próbując wypatrzeć cokolwiek w ciemności.
Oj, zmienił się typ narracji ^^;
Naprostuję:
– Nie. Gdzie jesteśmy? – spytał Percy, próbując wypatrzeć cokolwiek w ciemności.
– W moim domu- rzucił chłopak lekceważąco, chrupiąc ostatni ziemniaczany płatek.
– Kto normalny nie chce jedzenia? – spytał retorycznie i opróżnił paczkę -Hhmm… To chyba statek..
-Odpoczywaj. -odezwał się ponownie, donośnie chrupiąc.
Percy poczuł dziwny zapach… czy to była… smażona ryba?
-Czipsy o smaku ryby? Kim ty jesteś?!- zakrzyknął syn Posejdona, szukając ręką swojego długopisu.
Orkanu nie było.
-Gdzie jest Annabeth?! – Percy ukrył twarz w dłoniach
– Jaka Anna?
– Nie Anna, ale Annabeth! – poprawił go Percy.
– Nie znam nikogo o takim dziwnym imieniu – odparł chłopak, wzruszając obojętnie ramionami.
Wciąż nie mógł zapomnieć o jej wrogim spojrzeniu i szyderczym uśmiechu. Co się z nią stało?!
– Zwariowała- rzucił nieznajomy swobodnie.
– Czytasz w myślach?! – krzyknął i osunął się od obcego.
– Nie, w czipsach- oświadczył kompletnie poważnie.
Percy obdarzył go spojrzeniem typu „dziadu, z którego psychiatryka uciekłeś?”.
-No co?- spytał nieporuszony chłopak.- Ty nigdy nie czytałeś w czipsach? Ta dzisiejsza młodzież!
Aha, fajnie… – mruknął Percy. – A teraz powiedz, jak to zwariowała?
– Nie, żyję już na tyle długo, że wiem co chodzi ludziom po głowie, gdy mają taką minę- odparł tonem kogoś, kto ma tysiące lat i wyjął z kieszenicoś co w ciemności przypominało wisiorek. – IGNOPERLIS- wyszeptał chłopak do wisiorka, a ten zalśnił błękitnym blaskiem, kładąc się bladymi cieniami na twarzy nieznajomego i pogłębiając ciemną barwę oczu.
Percy był pewien, że to wszystko mu się śni. Potrząsnął głową i uszczypnął się w ramię. Zabolało.
,,W czipsach?! – pomyślał – To nie dzieje się na prawdę. Nawet mitologiczny świat nie jest AŻ tak pokręcony.”
– Jesteś bogiem czipsów? Mówisz poważnie? – chłopak nie miał pojęcia czy jest bardziej rozbawiony czy zrozpaczony.
Percy musiał przyznać, że jeszcze nigdy w przeciągu swojego całego herosowego życia nie był w tak absurdalnej sytuacji widząc, że nieznajomy milczy postanowił zapytać ponownie
-To gdzie DOKŁADNIE jesteśmy? – niebieskooki był już wyraźnie podirytowany. – I jak się tu właściwie znalazłem?
– To były zbuntowane czipsy – odparł z powagą chłopak. – One się mogą wszędzie czaić… Skąd wiesz, czy właśnie tuż za tobą nie czai się jakiś z miniaturowym karabinem?!
– czy ty sie przypadkiem nie pokłóciłeś kiedyś z Dionizosem?- zapytał Percy.
-Co? W życiu. Zwariowałeś – na twarzy niskiego chłopaka można było dostrzec zdziwienie. – Gość załatwia mi dietetyczną colę, rozumiesz… cola plus czipsy… poezja dla podniebienia.
Percy przejechał sobie dłonią po twarzy. To się nie dzieje naprawdę. Najpierw to dziwne zachowanie Annabeth, a teraz dziwny gostek czytający w czipsach i kumplujący się z Dionizosem…
-Słuchaj, miło się gadało, ale czas na mnie. Muszę wracać do… – syn Posejdona nie był pewny czy może zaufać nieznajomemu. -… do siebie.
Wstał i nagle poczuł silny ból w brzuchu.
To czipsy zaczęły wypełniać go od środka! Słyszał jak kruszą się wewnątrz niego, walcząc o miejsce. Wiele z nich zamieniało się w pył, ale nowe wciąż przybywały…
Ból był spowodowany głodem, po chwili doszedł do wniosku że musiał bardzo długo nic nie jeść …
-Jak długo byłem nieprzytomny ?- spytał Percy.
Ej, ej, ej. MOJE CZIPSY W BRZUCHU BYŁY PIERWSZE!
(Dopisuję do czipsów!)
Percy jęknął.
– Co ty…
Nieznajomy parsknął. Czarnowłosy złapał się za brzuch. Ogrom bólu go przytłaczał. Co to miało być? Zadawał sobie takie pytanie.
– Nie znieważa się bogów, Perseuszu. – zabrzmiał donośny głos w jego głowie.
Nagle zrobiło mu się ciemno przed oczami. Jedyne co usłyszał przed zemdleniem to śmiech, który zapamięta do końca życia…
(sorry pewnie wstawiłaś\eś to gdy pisałem moje :/ więc będę kontynuował twoją myśl 😉
Ból był nie do zniesienia, ale wyczuł w pobliżu wodę chyba jeziorko. Mimo bólu zmusił ją aby zalała pomieszczenie w którym był … pod wodą, w jego żywiole, ból zniknął.
-Moje życie nie może już być bardziej popaprane- pomyślał, unosząc się w pustce, która zaczęła się zmieniać.
Dostrzegał kontury krzywego domku na smoczej nodze i prowadzący do niego żółty chodnik, co nie zmieniło jego przekonania, że to jeden wielki żart. Całe otoczenie, prócz pastelowego domku, nie istniało. Było nicością. A, kiedy wychylił się za chodnik, zaczął się dusić z braku powietrza.
-Nie schodź ze ścieżki…- Syczący głos wypełnił jego umysł.
Ja napisałam cd do Annieee
Syn Posejdona był bliski płaczu a jednocześnie chciało mu się śmiać. Bóg czipsów, Annabeth chcąca go zabić, teraz to…
– Cholera, trzeba było nie jeść tych grzybów od Travisa i Connora- pomyślał coraz bardziej podejrzewając, że to tylko halucynacje.
PS. Wowowow, jakie sławy w komentarzach się pojawiają ;D
Ruszył do przodu, powolnym krokiem szukając orkana. Ale pojawił się problem – nigdzie go nie było!
Tak, to na pewno tylko złudzenie. Annabeth stojąca przed nim i znów śmiejąca się wesoło zarzucając mu ramiona na szyję. Tak bardzo chciał by to mogło się ziścić.
A może to jednak to sen? A te grzybki były po prostu bardzo mocne…? Annabeth stoi przed nim i zastanawia się dlaczego bredzi o chipsach ?
Na samą myśl o tym, jak ‚cudnie’ musiałoby to wyglądać aż się uśmiechnął. Cóż, sądząc z dotychczasowego doświadczenia, Annabeth szybko nie zapomniałaby mu dyskusji o chipsach…
Dotarł pod domek, rozmyślając jak musi teraz wyglądać.
Nagle zauważył przyczynę braku Orkana.
Nie miał ma sobie spodni! Jak mógł tego nie zauważyć?!
Pewnie ten chipsowy yeti mu je zabrał. Zaczął się rozglądać za jakąś inną odzieżą, zajrzał do szafy, i poprzeglądał szuflady, niestety jedyne co udało mu się znaleźć to mini spódniczka hula….
Kiedy ją ubrał zaczerwienił się cały, jak burak. ‚Ale wstyd’ pomyślał. Teraz wiedział przynajmniej, że jest w okolicach Hawaii…
Nagle, jakby znikąd zjawił się ogromny miś- żelek, który zalśnił swoim żelatynowym, różowym ciałkiem o malinowym smaku i powiedział: – Przybywam z przyszłości! Zaufaj mi, bo inaczej złe, ananasowe żelki opanują świat!
PS: 😀 Trololololo. Po prostu musiałem to napisać.
Nagle w pokoju zjawił się ogromny miś- żelek. Zalśnił swoim żelatynowym, różowym ciałkiem o przepysznym, malinowym smaku i powiedział:
– Przybywam z przyszłości. Zaufaj mi, bo inaczej złe, ananasowe miśki opanują cały znany nam Wszechświat, a Chuck Norris zginie!