Następna część, na końcu macie coś co mogło być do przewidzenia ;* z dedykacją dla Hestii(widziałaś opko?) i Kiry.
Jak przeczytajcie, to proszę was, skomentujcie :c
Pozdrawiam, Wasza Annabeth24
[Mike]
Wyszedłem z pokoju Jane. Nie było to prostym zadaniem, ale jakoś dałem radę. Z Mir u boku zawsze daję radę. Moja królewna kroczyła tuż obok mnie, delikatnie stawiając stopy pomiędzy wolną przestrzenią na podłodze, żeby nie zdeptać żadnych ubrań Jane. W końcu dotarliśmy do drzwi i znaleźliśmy się na ciemnym korytarzu.
– Mike, jak ja za tobą tęskniłam- szepnęła i wtuliła się we mnie od razu, gdy domknąłem drzwi.
– Ja też. Ale wiesz, może przejdźmy do twojego pokoju, bo nie chciałbym, żeby znalazł mnie tu nasz wujaszek, co?
– Nasz?- powtórzyła zdziwiona.
– Apollo to też syn Zeusa.
– No tak- potaknęła odsuwając się ode mnie. –Dla mnie to wujek oraz w pewnej części pradziadek, skoro Atena to moja babcia.
– Oj zamknij się, to za dużo dla mnie jak na jeden dzień.
– Dobra, zrozumiałam- zaśmiała się cicho.- A teraz chodź do mojego pokoju, bo Hades lubi przechadzać się po korytarzach.
Kiedy znaleźliśmy się w jej pokoju, trudno było nie zatrzymać się w progu. Nie mogłem uwierzyć, że to jest możliwe, co było w tym pokoju. Stałem tak i patrzyłem się zdziwiony oraz lekko rozbawiony. A co się stało? Mianowicie Mir miała w pokoju jeszcze większy syf niż jej siostra.
– Tylko nie komentuj- mruknęła.- I nie licz na to, że teraz będę się tu krzątać, udając, że jak zbiorę te farby z podłogi to nagle zrobi się czysto.
-Dobra, nic nie mówię- podniosłem ręce w górę, wchodząc do pokoju.
– I dobrze- zaśmiała się, zamykając drzwi.
Przez chwilę staliśmy patrząc się na siebie. Ona, oparta plecami o drzwi i ja, stojący pomiędzy ubraniami, farbami, papierami, kredkami, innymi drobiazgami. Miranda się zmieniła. To było widać. Już nie była tą samą uśmiechniętą dziewczynką z równoległej klasy, taką co rok temu. Bynajmniej. Teraz była dorosła. No, przynajmniej tak wyglądała. Trafiłem do obozu kilka miesięcy szybciej niż ona, zostawiając ją samą. Był to jeden z większych błędów, jakie popełniłem (tak, błędem większym od wepchnięciu Cerberowi miecza w oko), ale mniejszym niż to, że (niczym nastoletni kretyn z tanich filmów dla nastolatek) tuż przed ewakuacją do Obozu powiedziałem, że bujam się w niej od kilku lat. To było niezwykle dorosłe i mądre, nie zaprzeczam. Parę miesięcy później Miranda i Jane trafiły do Obozu Herosów. Wtedy też wydawała się być poważniejsza. Ale to, co stało się z nią na misji…? To ją widać tak zniszczyło. W ciągu kilku dni zabrano jej siostrę, normalne życie, w pewnym momencie i ja dałem się wykiwać, a ona została z tym sama, próbując nas ratować. A potem Jane zginęła. Czyn Mir był wielki. Dołączyła do siostry, wyrzekając się życia. Teraz stała przede mną, w tej zwiewnej czarnej tunice, ułożonych włosach i uśmiechała się delikatnie, ukazując dołeczki w policzkach. Ona, kurde, powinna świętą zostać. A nie, powrót- nie ta religia. Ona, kurde, powinna boginią zostać. Yhym, chyba poprawniej.
– Pogniewasz się, jak rozleję ci te farby?- spytałem, wskazując na słoiki pełne kolorowych płynów, które stały pomiędzy mną a nią na podłodze.
– Zależy, jak się wytłumaczysz- odparła.
Pokiwałem głową, na znak, że rozumiem i ruszyłem w jej stronę. Coś tam musiałem zdeptać, bo usłyszałem brzdęk tłuczonego szła ale cóż… Słoików jest wiele, Mir tylko jedna. Podszedłem do niej, przyciągnąłem do siebie z całej siły i namiętnie pocałowałem. W tym momencie nagle to całe załamywanie się życiem, to co odwalałem przez ostatnie tygodnie… zdawało się być idiotyzmem. Czemu wcześniej po nią nie przyszedłem?! Czemu nie znalazłem się w tym pokoju, w Podziemiu jeszcze w kwietniu? A nie dopiero w połowie lata, czyli teraz?! Bogowie, ja sobie życie zmarnowałem bez niej.
– Mir, mam do ciebie cholernie ważną sprawę- powiedziałem w końcu. Mogła minąć minuta, albo godzina, nie wiem. Szczęśliwi czasu nie liczą, pardonwszystkim bóstwom zegarów i czasu.
– A czy ta ‘cholernie ważna sprawa’ może poczekać pięć minut, bo ta cholernie niewygodna kiecka przeszkadza mi oddychać?- spytała, unosząc ironicznie brwi.- Minuta- dodała, przeciskając się obok mnie i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej jakiś tam materiał, bodajże szorty i bordową bluzkę.
– Jak dla mnie mogłabyś zostać w tej sukience- powiedziałem, zmierzając w stronę łóżka, żeby na nim usiąść.- Ładna była.
– To, że miała ona dość pokaźny i mało zakryty dekolt wcale nie oznacza, że była ładna.- Posłała mi karcące spojrzenie.
-Oj tam- wyszczerzyłem się, siadając na łóżku i opierając przedramiona o kolana.- Dobra, pospiesz się, bo muszę ci coś powiedzieć.
Dziewczyna uniosła jedną brew i znikła za parawanem. Po pewnym czasie przewiesiła przez nią czarny materiał.
Czułem się, jakbym był w transie. To wszystko było takie nie realne. Nigdy nie przypuszczałbym, że moja dziewczyna umrze, a ja przyjdę do niej do Podziemia. Tak szczerze to nie przypuszczałbym, że jestem herosem, co dopiero, że te dwie dziewczyny, na które przypadkowo wpadłem w podstawówce, będą mi towarzyszyć tak długo, również okażą się herosami i to nie w połowie, tylko trzy czwartej. Obłęd, nie?
Miranda wyszła zza parawany, ubrana normalnie. Po człowieczemu, tak jak kiedyś. Bogowie, gadam jakby nastała nowe era a ja był starym dziadkiem z okresu przedwojennego. Mir wyglądała normalnie. Już. Żadnego rozczulania się, że dokładnie taką samą bluzkę miała na sobie w dniu, kiedy jak debil powiedziałem jej, że ją kocham, a potem zwiałem… Nie, żebym pamiętał takie rzeczy. Wcale tego wszystkiego nie pamiętam. A jak ją poznałem miała niebieskie trampki i turkusową sukienkę. Choć nie, ona przechodziła w odcień mocniejszego błękitu… A to, że na swoje dziesiąte urodziny dostała ode mnie szkicownik ze słoniem, który właśnie leży przy moich stopach na podłodze, zapamiętałem też całkiem przypadkiem. Nie, żebym siedział tydzień w sklepie i codziennie był bliski histerii, że kupię jej coś, co wywali przy pierwszych wiosennych porządkach. Były jeszcze szkicowniki z żyrafami, lwem, kotem i chyba skunksem… Jak teraz się zastanawiam, to żałuję, zę nie wziąłem ze skunksem…
– To co mi chciałeś powiedzieć?- spytała, siadając obok.- O, popatrz- uśmiechnęła się pogodnie i schyliła, by podnieść szkicownik z ziemi.- Pamiętasz?- zapytała.
– Tak- mruknąłem rozbawiony.- Kupiłem ci go na dziesiąte urodziny.
– A nie pod choinkę?- zmarszczyła brwi.- Nie wiem, nie pamiętam takich szczegółów. Kto by je pamiętał…
Nie, spokojnie, tacy dziwni ludzie nie istnieją…
– Co to było?- spytałem, kiedy dziewczyna kartkowała strony w notesie. Robiła to szybko, ale jeden z rysunków mignął mi przed oczami na wystarczająco długo.- Narysowałaś mnie?- uśmiechnąłem się i spróbowałem jej zabrać szkicownik, ale odsunęła rękę z nim.
– Nie. Może. Nie ważne- zaśmiała się.- Przestań mnie dźgać, mam łaskotki!
– Wiem. I zamierzam to perfidnie wykorzystać.
– Mike…
– Mir…
– Jesteś wnerwiający.
– Wiem. Dlatego tu jestem.
– Haha, zostaw mnie- wyszczerzyła się i opadła do tyłu na łóżko.
– Mir, chodź tu, bo jak leżysz nie mogę cię dźgać.
– Czemu więc miałabym wrócić?- zapytała, uśmiechając się zwycięsko.
– Bo jak wejdzie Hades, a my oboje będziemy leżeli, to nie dość, że biedny wujaszek się wnerwi, że tu jestem, to podejrzewam, że nie będzie zadowolony faktem, że się do ciebie dobieram.
– A dobierasz się?- spytała, patrząc znacząco, po czym wybuchła śmiechem i usiadła.- Dobra, dobra.
Podciągnęła nogi na materac, siadając po turecku. Korzystając z nieuwagi zabrałem jej notes. Zaprotestowała, ale nie miała szans go dosięgnąć, bo zawsze była i nadal jest o głowę niższa. Posłałem jej zwycięski uśmiech i otworzyłem szkicownik. Tak szczerze to już na pierwszej stronie miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Ja, syn Apolla, tego od sztuki i innych, nie potrafiłem prostej kreski narysować, a to, co Miranda miała w tym notesie… No ja przepraszam, ale to karalne być powinno.
– Bogowie, Mir, to jest zajebiste- powiedziałem, przewracając strony. Ona tylko się zarumieniła i mruknęła coś pod nosem.
Ona tam miała chyba najpiękniejsze szkice, jakie widziałem. Na jednej ze stron rysunki jakiegoś ptaka, chyba kruka, ale z biologii miałem tróję, wiec równie dobrze mógłby to być pelikan. Albo tukan… ale przyjmijmy, że to kruk. Miranda narysowała chyba tego ptaka ze wszystkich stron, w każdej pozycji. I najgorsze z tego było to, ze te szkice wyglądały jak rysunki od niechcenia, narysowane trzema kreskami.
– Ile to rysowałaś?- spytałem.
– Tak z kilka minut- powiedziała, zaglądając mi przez ramię.
– Ale kilka minut jedno ujęcie tego kruka, prawda?- spytałem, na co ona zareagowała szerokim uśmiechem.
– Nie. Kilka minut wszystkie szkice tego kolibra, mój ty geniuszu.
– Szczegóły- mruknąłem i przeglądałem dalej. W końcu doszedłem rysunku przedstawiającego mnie.
Nie to, że coś, ale nigdy nie wyobrażałem sobie, jakbym wyglądał narysowany. A tym bardziej bez koszulki. Cóż… Mógłbym nawet dodać, że w rzeczywistości aż tak umięśniony nie jestem, ale nie żebym narzekał… jeżeli Mir ma o mnie takie zdanie, to niech tak będzie. Nie będę wyprowadzał ją z błędu, że mój brzuch jest aż tak umięśniony a nos prosty. Reszta była idealnym szkicem mnie- rozczochrane włosy sterczące na wszystkie strony lekko kręcące się, kości policzkowe, zarys szczęki, lekko szpiczasty podbródek, duże oczy… No gdybym był homo to bym się w sobie zakochał!
– Tylko się nie śmiej- powiedziała Miranda, zakrywając mi ręką oczy, żebym przestał się patrzeć w ten obrazek.- Rysowałam to dawno.
– Ale za to dość… szczegółowo- posłałem jej chytry uśmieszek, na co wybuchła szczerym śmiechem. Wzięła ode mnie szkicownik i wyrwała tą kartkę. Chciałem protestować, że nie można tak niszczyć papieru… Tym bardziej papieru na którym jestem ja wyglądający jak młody bóg. To… to jest już przewinieniem najwyższej półki!
– Trzymaj.- Wręczyła mi kartkę ze szkicem.
– Po co mi to?
– Tak po prostu.
– A nie masz takiego rysunku samej siebie? No wiesz, takiego dokładnego, bez koszulki…- zacząłem, ale zdzieliła mnie szkicownikiem w ramię.- Ała!
– Zboczeniec!- prychnęła.
– Bywa- odrzekłem obojętnym głosem ale wsadziłem rękę do kieszeni bluzy i wyciągnąłem małą kartkę.
– Co to?- spytała zainteresowana, a jej oczy rozbłysły. Rozwinąłem papier, pokazując jej zdjęcie, które zabrałem z jej pokoju, żeby Nathan go nie oglądał. Miranda chwyciła fotografię i przez pierwsze sekundy wpatrywała się w nią w milczeniu. Zaraz potem wybuchła pięknym i szczerym śmiechem. Zaczęła prawie się dusić a w rogach zaciśniętych oczu pojawiły się łzy.
– O mamo, haha, Mike! Skąd ty to masz?!- rechotała przywierając do mojego ramienia i trzymając zdjęcie tak, zę oboje mogliśmy je widzieć. To znaczy, moglibyśmy, gdyby nadal się nie trzęsła ze śmiechu i nie machała mi fotografią przed nosem.
– Tak, śmiej się, śmiej- mruknąłem z politowaniem.- To takie śmieszne.
– Chłopie, masz tu kieckę, kitki i jesteś wymalowany!- zawołała jeszcze raz patrząc na zdjęcie, ale szybko zasłoniła je ręką, bo sam widok fotografii przyprawiał ją o jeszcze większy atak głupawki.
– Wziąłem z twojego pokoju, bo Nathan się przyczepił.
– Dziwisz się?- spytała ironicznie.- Każdy by się przyczepił, uwierz… Haha, że dałeś się w to wciągnąć.
– To twoja wina.- Robiłem jej wyrzuty, bo byłem pewny, że na sto procent pamięta, czemu skończyłem jako transwestyta w czerwonych szpilkach na szkolnym przedstawieniu.
– Wiem.- Wyszczerzyła się, bezczelnie cmokając mnie w policzek.- Potrzebowałam Julii do szkolnego przedstawienia, bo Jane się rozchorowała. To znaczy, robiła mi na złość, żebym musiała szukać kogoś, kto w jedną przerwę nauczy się całego scenariusza.
– Udało mi się.
– Prawie. Pomijając to, że takich bzdur nie słyszałam nigdy, to owszem, udało ci się.
– Nie mówi tylko nic Nathanowi, dobra?
– Czemu?- zdziwiła się.
– Jakoś nie wydaje mi się, żeby musiał wiedzieć o tym, że grałem Julię w szkolnym przedstawieniu, co?- mruknąłem niechętnie zerkając na zdjęcie.
Miranda spojrzała się na mnie pytająco, jakby zastanawiała się, czy nie polecieć i nie oznajmić tej wiadomości Nathanowi. Ale weźcie, sami pomyślcie, co by było, jakby Julia dowiedziała się, że ja sam grałem Julię w teatrzyku… No, życia bym nie miał.
– Miałeś mi coś powiedzieć- przypomniała mi moja ukochana.
O fakt, zapomniałem. Na samą myśl o tym, co zamierzam zrobić poczułem się jak z ołowiu. Cóż, raz już zrobiłem coś tak głupiego, jak wyznanie jej miłości i ucieknięcie do obozu pozostawiając ją bez odpowiedzi. Czemu nie zrobić tego po raz drugi?
– Wiesz Mir, jest taka spra…- zacząłem, ale nagle coś zatrzęsło całym pałacem. Rozległ się okropny huk, jakby ktoś upuścił do pustej studni tonowy wór z mąką.
Otworzyłem szerzej oczy, rozglądając się wokół i szukając czegoś, co wyjaśniłoby nagły hałas.
– Co to było?- spytałem zdumiony.- Jane?
– Nie, gorzej- mruknęła Miranda, zeskakując z łóżka i ciągnąć mnie za rękę, żebym też wstał.
– To możliwe?- żachnąłem się ukradkiem wkładając kawałek papieru który miałem w kieszeni do szkicownika w miejsce strony gdzie był mój rysunek mnie. Niechętnie ale wstałem i odrzuciłem szkicownik na łóżko. Miranda posłała mi tylko karcące spojrzenie i szybko chwyciła z parawanu czarną grecką tunikę. Błyskawicznie założyła ją na normalne ubranie.
– Co zrobiliście z Cerberem?- spytała, pospiesznie sznurując rzemyk w pasie.
– No Nathan go kimnął.
– Na jak długo uśpiliście go?
– A bo ja wiem…
– To teraz już wiesz, bo właśnie się obudził- odrzekła i przejechała palcem po moim obojczyku zbierając z niego resztki tego, co Cerbuś miał w oku.- A sądząc po tym…- Pomachała mi palcem przed nosem- …będzie pamiętał tych dwóch idiotów.
[Miranda]
Tak, wbrew pozorom Cerber jest pamiętliwy. Na mnie warczy za każdym razem, gdy go mijam. Warczy, bo ktoś kiedyś nakarmił go przeterminowanym mięsem. A ciekawa jestem, co zrobi komuś, kto (z tego co słyszałam) prawie wydłubał mu jedno oko? No, mimo ciekawości wolę się nie dowiadywać, jak skończy Mike.
Dopadłam drzwi w momencie, kiedy się otworzyły i stanęłam twarzą w twarz z Jane.
– O, dobre wyczucie- mruknęła moja siostra i chwyciła mnie za rękę.- A teraz spierdalamy, bo wolę nie umrzeć po raz drugi.
Trafna uwaga.
Jane popędziła przed siebie, ciągnąc mnie i Nathana, a ja ciągnąc Mika. Widok, można by rzec, bezcenny. Na szczęście krótki, bo w takim składzie co chwila ktoś się potykał. Czytaj: ja. Kiedy Jane mnie puściła oraz Nathana poszło nam znacznie szybciej. Udało mi się w biegu chwycić tą nieszczęsną kieckę i podciągnąć wyżej.
– Mir, muszę ci natychmiast coś powiedzieć- powiedział Mike głosem nie znoszącym sprzeciwów, biegnąc obok mnie.
– Mike, błagam.- Jęknęłam, bo dawno nie biegałam boso po korytarzach i zapomniałam jakie to uczucie uderzyć się palcem o róg kolumny.- Możesz z tym poczekać? Chwilowo musicie się stąd wydostać tak, żeby nikt was nie zobaczył.
Chciał coś powiedzieć, ale w słowo wszedł mu Nathan.
– A co z wami? Przecież nawet Hades skapnie się, że byliśmy z wami. Macie przerąbane!
– Nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu- zauważyłam, chwytając fragment materiału, który wyślizgnął się z ręki i próbował mnie zabić.
– Nam nic nie będzie. I tak musimy tu siedzieć, bo wujaszek osobiści podpisał tą umowę, że jedna z nas ma tu siedzieć.
– A co z drugą?
– Ja tak naprawdę nie jestem tu legalnie. W sensie mam pozwolenie Olimpu, co jednocześnie dokłada mnie do tej umowy- powiedziałam.- Czy Hades tego chce, czy nie, my musimy tu zostać.
– Chyba, że wam się uda- dodała Jane.
Moja siostra pędziła pierwsza, lawirując między korytarzami. Biegła przed siebie, na oślep i zaczynałam wątpić, czy ona wie, co robi. W końcu skręciła i znaleźliśmy się w ślepym zaułku.
– Super- mruknął Nathan, rozkładając bezradnie ręce.- No to uciekliśmy…
– Grunt to optymizm- powiedziała Jane, uśmiechając się ironicznie.
– Powiedziała ta optymistyczna- mruknął jej chłopak.
W tym czasie Jane podbiegła do ściany i uderzyła pięścią w jedną z cegieł. Jak na zawołanie, wszystkie cegły wokół zaczęły drżeć, a potem jakaś niewidzialna siła sprawiła, że cegły stamtąd wyfrunęły, lewitując obok utworzonego przejścia. Było ono maleńkie, wąskie i nie każdy by się tam zmieścił.
– Proszę.- Uśmiechnęła się triumfalnie.- Tędy musicie tylko dojść do Styks, jest to wysunięte na lewo tak, że ominiecie Cerbera.
Mike i Nathan patrzyli się na nią ze zdumieniem. Ja z resztą też.
– Skąd ty to…? Ej! Czemu ja o tym nie wiedziałam?!- żachnęłam się.
– Nico mi pokazał- mruknęła i nagląco uderzyła w jedną z cegieł.- Ruszcie się, szybko.
Nathan kiwną głową i ruszył do wyjścia. Mike natomiast stał jak kołek i patrzył to na latające cegły, to na mnie. Przytuliłam się do niego mocno.
– Masz tu nie wracać, słyszysz?- powiedziałam, patrząc mu w oczy.- Nie pozwalam ci się tu więcej pokazać, chyba że za kilkadziesiąt lat. Rozumiesz?
– Mir, ale ja muszę…- zaczął, ale Jane, która pożegnała się już z Nathanem, chwyciła go za rękaw i pociągnęła.
– Potem, teraz nie możesz, bo zaraz przylezie tu Hades!- powiedziała, klepiąc go po plecach.- Nie utop się, nie zabij, nie nabij guza, nie daj się zjeść i ta gadka. Pa!
Już prawie wypchnęła go za mur, kiedy ten się odwrócił. Wyrwał rękaw z dłoni Jane i podszedł do mnie.
– Cholera, nie dałaś mi wyboru- powiedział.
– Co?- wydukałam.- Jakiego wyboru?
– Wcześniej na porządnie.
– Co?- powtórzyłam równie mądrze, co ostatnio. Nagle rozległy się jakieś hałasy dość blisko.- Mike, proszę cię, idź…
– Wyjdziesz za mnie?- zapytał beztrosko i durnowato się wyszczerzył
– Tak, tak, idź już- powtórzyłam, oglądając się ze siebie, kiedy dotarło do mnie to, co powiedział.
Zamarłam i stanęłam przodem do niego.
– C-co?
– Wyjdziesz za mnie?- powtórzył.
Jeszcze nigdy nie widziałam go tak poważnego. Jego brązowe oczy lśniły, włosy, całe w piachu i krwi, ubranie podarte, wygląda jak menel a mimo to jest taki piękny. Stałam przed nim, osłupiał, a on wpatrywał się we mnie zdenerwowany. Kątem oka zauważyłam, że Jane najpierw zaczęła się śmiać ale potem wpatrywała się w nas jak w duchy, tak samo jak Nathan, który na chwilę wrócił się przez mur. Ale ja patrzyłam tylko na niego.
– Ty żartujesz- powiedziałam.
– Nie. Jestem śmiertelnie poważny. Zabijesz mnie, że robię to w tym momencie i w taki sposób, ale jak tylko dasz możliwość poprawie to- machnął ręką, jakby chciał pokazać na zaistniałą sytuację.- To jak?
– Tak, zabiję cię- wydukałam.
– To jest oczywiste- zauważył uśmiechając się niepewnie.- A to mniej oczywiste? Wyjdziesz za mnie kiedyś?
– Jak dla mnie to jest jeszcze bardziej oczywiste. Oczywiście, że tak!- Chciałam to powiedzieć głośniej, ale udało mi się to wydusić z siebie ledwo co słyszalnie, na wydechu. Mike uśmiechnął się i chciał coś dodać, ale nie zdążył. Jane błyskawicznie znalazła się za nim i wepchnęła na Nathana, który stał osłupiały w przejściu. Moja siostra pstryknęła palcami i twarz Mika z bezczelnym wyszczerzem zasłonił gruby mur czarnych cegieł.
super! świetne! the best!
… Cudowne! Dziewczyno piszesz tak, że czytałam wszystko z zapartym tchem. Przy końcówce szczerzyłam się do ekranu jak głupia 😀
Eheheheh, ta końcówka- świetna xD W ogóle całe opko jest super. Pisz dalej
TO JEST MEGA! Szok! Ale żeby Mike aż tak…? Aaa no kurde, od dziś analizuję każde słowo, on w pierwszym rozdziale wspominał przy mamie dziewczyn, że jak tylko zobaczy Mirandę to poprosi ją o rękę, kurde, że ja to wzięłam za następny smieszny dowcip, Ann24, zabiję cię aaghhh <3 Wiesz jak zabić człowieka po powrocie ze szkoły 😀
To opko jest cudowne! Potrafisz zaskoczyć,powalić na kolana ze śmiechu, wnerwić i zabić czytelnika jednym zdaniem. Zaskoczyłaś mnie ogólnie całym obrotem akcji- spodziewałam się szybkiego wypadu do Hadesu i bum! dziewczyny odbite. Na kolana powalasz mnie humorem co chwila. Szkicownik ze skunksem, albo teks Jane, że „spierdalamy bo nie chcę umrzeć po raz drugi”. Wnerwiasz mnie, że kończysz w takich momentach i (niestety cię za to zabiję) coraz dłużej czekam na twoje prace :c A zabiłaś mnie jednym zdaniem, które zabije mnie chyba jeszcze w wielu innych książkach a potem jak osobiście je usłyszę ale… Boże, Grupowa, masz rację ;_; że my się nie połapałyśmy… ;_; Ty nawet o tym pisałaś… o jejciu jejciu to nie fair :C
Dobra, tak czy siak, pomysł i reszta jest jasne- wszystko kończy się szczęśliwie, ślub, wesele, party hard do samego rana, noc poślubna, no i ten teges, córeczka albo synek (jak córka to ma być Julia!). Mam nadzieję, że się zrozumiałyśmy. nie, to nie jest groźba. Ale wiesz, jak nie to… Nadal ci nie grożę, choć na twoim miejscu…
To opko jest cudowne! Potrafisz zaskoczyć,powalić na kolana ze śmiechu, wnerwić i zabić czytelnika jednym zdaniem. Zaskoczyłaś mnie ogólnie całym obrotem akcji- spodziewałam się szybkiego wypadu do Hadesu i bum! dziewczyny odbite. Na kolana powalasz mnie humorem co chwila. Szkicownik ze skunksem, komentarze, pół nagi rysunek Mika *-* . Wnerwiasz mnie, że kończysz w takich momentach i (niestety cię za to zabiję) coraz dłużej czekam na twoje prace :c A zabiłaś mnie jednym zdaniem, które zabije mnie chyba jeszcze w wielu innych książkach a potem jak osobiście je usłyszę ale… Boże, Grupowa, masz rację ;_; że my się nie połapałyśmy… ;_; Ty nawet o tym pisałaś… o jejciu jejciu to nie fair :C
Dobra, tak czy siak, pomysł i reszta jest jasne- wszystko kończy się szczęśliwie, ślub, wesele, party hard do samego rana, noc poślubna, no i ten teges, córeczka albo synek (jak córka to ma być Julia!). Mam nadzieję, że się zrozumiałyśmy. nie, to nie jest groźba. Ale wiesz, jak nie to… Nadal ci nie grożę, choć na twoim miejscu…
*-* UMARŁAM!!! Zagięłaś mnie całkowicie i wytrąciłaś z równowagi ;D Aaa, super!!! Tylko teraz masz wszystkich ożywić i nie uśmiercać, jasne? ;_;
Tak już widziałam <3 piiisszzzzz co będzie dalej!!! 😀 przepraszam że jestem… z lekka spóźniona ale przez 5 tygodni mnie w szkole nie było już nie mówiąc o dostanie się do komputera ;c
Świetne opowiadanie. Takich to z świecą szukać!
Uwielbiam Mike. Jest moją ulubioną postacią :3
Ann zabiję Cię oczywiście. Siedziałam do 3 w nocy czytając ;3 Miałam ok. 4 godz. snu :c
ANNIEEE!!!
O mój boże jesteś kochana! Kocham cię, kocham cię, kocham! Na prawdę nadrobiłaś? ;o pomnik ci postawię :’)
Haha no. Całe około 40 rozdziałów.
Wchodź na skype jeśli chcesz porozmawiać :3