Bum przybyłam ;x Nie chcę do szkoły, robię wszystko by się nie uczyć i tak oto następny rozdział
(Dla Hestii której nadal wiszę urodzinowe opko. Niedługo będzie!!!)
Dla wszystkich którzy czekali na ckliwe powitanie Mika i Miri. To z myślą o was ;*
Annabeth24
[Miranda]
Życia w Podziemiu nie jest takie złe. Praktycznie mogę robić co mi się żywnie podoba. Malować, rysować, latać po całym pałacu, spać, jeść i wiele innych. Dostałam własny pokój- obok Jane. Jest dobrze. Z Jane się bardzo zżyłyśmy. Rzadko kiedy kłócimy się tak na poważnie, a jak już to o to, która z nas rozładowuje zmywarkę po śniadaniu Hadesa. Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że bóg ma taki ludzki grafik dnia. I nadal mnie to śmieszy. Sam Hades też ujdzie. To prawda, rzadko się z nim widuję, ale jak widzę wujaszka, to jest dla mnie miły. Nie tratuje jak służącej, którą de facto zostałam, tylko jak jakąś krewną, bratanice. Mogę na niego spokojnie mówić wujaszek, i choć wścieka się za to cały czas, to przetestowałyśmy jego granice cierpliwości i odkryłyśmy, że kończy się dopiero wtedy, gdy ktoś urządza bitwy na farby w sali pałacowej. Wtedy to się na nas wkurzył… Zrobił się czerwony i zaczął prawie dymić. Jane twierdzi że dusze uwięzione w jego czarnym garniturku zaczęły się wyostrzać, jakby miały zaraz wyskoczyć z materiału i nas udusić, ale nie wierze w to. Tak czy siak wujaszek mocno się zdenerwował. Nadal uważam, że przesadzał, każąc nas tygodniowym szlabanem na telewizję (nie mówiłam, ale w Podziemiu mają całą salę wielkości boiska do piłki nożnej, a w niej kino, laptopy, gry i inne tym podobne rzeczy). Więc, nie chcąc ryzykować, od tej pory urządzamy bitwy na farby w ogrodzie. W Ogrodzie Persefony, dokładniej. Hades rzadko tam bywa i jeszcze nie zauważył, że coś tam tak bardziej kolorowo, ale Persefona spostrzegła to od razu. Oczywiście, to bardzo fajna kobieta. Stwierdziła, że możemy przemalować wszystkie jej drzewa z kamieni szlachetnych w takie plamy, bo wreszcie tu jakoś kolorowo jest, a nie tak drętwo. Lubię ją. Od razu polubiłam. No, jak przybyłam do Hadesu z Jane był kwiecień, więc Kora szalała ze swoją matką Demeter na Ziemi. Jakiś tydzień temu ją poznałam. I muszę powiedzieć, że to bardzo biedna kobieta. Ogólnie to wszystkie zamężni lub żonaci bogowie są na przegranej pozycji bo ich partnerzy dość często miewają półboskie dzieci. Zawsze chciała mieć córę, żeby ją czesać, przebierać, chodzić na zakupy, ale po pierwsze Hades nie chce, po drugie nawet jakby chciał mieć dziecko, to Persefona boi się, że to będzie jakiś nowy demon Podziemia. A, że widziałam go wściekłego, to również nie chcę, żeby miał syna-boga. Bo półbogowie mogą być. Więc to ja i Jane zostałyśmy nowymi córkami Persefony.
Powiedziałam ja i Jane, tak? Heh, mój błąd. No przepraszam, ale czy ktokolwiek z was widzi Jane w salonie SPA? No właśnie. Moja siostrunia wymiksowała się z tego szybko i skutecznie. Jedyne, co daje ze sobą robić, to regulowanie brwi i malowanie paznokci (oczywiście na czarno). W modelkę też nie chce się bawić, czarnych szortów z tyłka nie chce zdjąć, tym bardziej swoich glanów. I tym oto sposobem na polu bitwy zostałam sama. A że jest mi potwornie żal Persefony to nie mam serca powiedzieć jej, że czuję się jak jakaś pusta Barbie od Afrodyty.
Królowa Podziemia prawie codziennie przychodzi z służkami mnie czesać i bawić się w SPA. To trochę krępujące i nie w moim stylu, ale za każdym razem, jak bawią się w studio paznokci u stóp, mogę jeść tyle żelków, ile chcę. Ten argument chyba przeważył i od tej pory czuję się jak lalka, którą bawią się Persefona i jej damy dworu. No, tylko bez podtekstów, proszę! Jednak to nie jest złe, bo unikam niektórych obowiązków, które dzięki temu przejmuje Jane. A że moja siostra woli już sama sprzątać pół zamku niż siedzieć i praktycznie nic nie robić, tylko miło gadać z Persefoną, to moje obowiązki spadają na Jane. Do tego Persefona mnie ubóstwia i codziennie mam dużo żelków. Żyć nie umierać! Eee… Dobra, nie. Znowu zapomniałam, że, no…jestem trupem. To przykre, tak swoją drogą.
Szłam korytarzem do swojego pokoju. Czytaj: wielkiego pomieszczenia z łóżkiem, plazmą, głośnikami, które wypełniały prawie każdą wolną przestrzeń, i pracownią plastyczną. Niosłam tacę z dzbankiem wody i jakimiś flakonikami z różnymi płynami. Nie wiem co to, dostałam od Persefony. Właśnie od niej wracałam, co jakiś czas potykając się o togę. Muszę przyznać- wyglądałam w niej bardzo ładnie i ubranie byłoby nieziemsko wygodne, ale krawcowa nie wzięła pod uwagę jednego czynnika: kto będzie w tej kiecce chodził. A ja, no cóż… Do najbardziej skoordynowanych ruchowo nie należę. Zwykła, czarna, grecka tunika na oba ramiączka sięgająca rękawami do łokci. Włosy, które Jane ciachnęła mi mieczem, jak była na cukierkowym haju Emily i gdy próbowała mnie zabić, nadal nie urosły na tyle, żebym mogła je spinać w warkocz, który by się nie rozpadał. Teraz sięgały za ramiona i były ułożone wprost idealnie. Przynajmniej Persefona tak uważała. Z resztą i tak po godzinie z tych fryzur nic nie zostawało, bo ‘przez przypadek się potargałam’.
Podziemie nie było złe. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Odcięłam się od wspomnień, nie chciałam cierpieć. Kurde, no wieeeemmm… Sama mówiłam Mikowi, żeby nie zapominał, a tym czasem ja próbuję to zrobić. Tylko… To jest straszne. Wiem, że go już nigdy nie zobaczę. Nawet nie chce, bo jego pojawienie się tu oznaczałoby, że… że mój kochany Mike… jej, nawet nie umiem tego powiedzieć… Jego pojawienie się tu byłoby równe z jego śmiercią. Tylko umarli przebywają w Podziemiu.
No, i Nico, ale on to inna kategoria. Fajny facet, jak przychodzi to można z kimś pogadać. Ale tak to cisza. Nic. Pustka wszędzie. Nawet nie wiem, ile czasu… mnie z nim nie ma. Kiedy zadaję sobie pytanie, jak mój Mike sobie radzi beze mnie, to boję się wiedzieć. Mam nadzieję, że się nie załamał. Znam go, jest do tego zdolny. Oby Nathan miał w głowie tyle rozumu, by mu pomóc. Niech ma życie takie, na jakie zasłużył.
Szłam tak przez ciemne korytarze, odruchowo wybierając drogę. Pochodnie, ich blask wciąż mi towarzyszył- oświetlał mi drogę, jakby mnie prowadząc. Panowała martwa cisza. Uśmiechnęłam się smutno. To zaczynało być dołujące.
Tup, tup, tup.
O, Jane idzie, jak miło. Taki huk przy chodzeniu to tylko robiła swoimi super pantofelkami. Rzadko kiedy była się cicho i takie zachowanie nie wróżyło niczego dobrego. Uśmiechnęłam się do siebie i odwróciłam się w jej stronę, otwierając usta, by coś powiedzieć.
– Jane, słu…
Zamarłam.
Mike… On tu jest. Idzie tu! W moją stronę. O bogowie, nie wierzę… Nie, to niemożliwe. Nawdychałam się za dużo lakieru do włosów. O kurde, on tu idzie!
To co czułam… nie, ja przestałam czuć cokolwiek. Straciłam czucie w rękach, dłonie zwiotczały i wypuściły tacę, która z głośnym brzdękiem rozbiła się o podłogę. Chciałam coś powiedzieć. Otwierałam buzie, ale nic. Nie umiałam mówić. On tu był. Uśmiechnął się szeroko, coś powiedział. Nie słyszałam co. Czułam się, jakbym miała zaraz stąd odlecieć.
O cholera, mój Mike tu jest! Przyszedł do mnie. Miał tego nie robić! Obiecał… A teraz co? Cały wymazany w piachu i krwi idzie w moją stronę. Chciałam krzyczeć. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam nic zrobić.
Mike widząc, że patrzę się na niego, zaśmiał się i przyspieszył kroku. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zaczął niemal biec do mnie.
Łzy napłynęły mi do oczu. Poczułam, jak ciekną po policzkach. Jedna za drugą, spływają na szyję.
Zaczęłam biec z w jego stronę. Na szczęście trochę rozumu w głowie mi zostało i chwyciłam materiał spódnicy, podciągając wyżej by się po raz drugi nie zabić. Nadal nie wierzyłam, że on tu jest. To było zbyt… niemożliwe, nawet nie myślałam o takiej możliwości. Wybiłam ją sobie z głowy.
Dzieliły nas dwa kroki. Wtedy usłyszałam, jak mój ukochany się śmieje i coś do mnie mówi. Nie słuchałam go. Byłam zbyt pochłonięta jedną myślą.
On tu jest.
Chłopak wyciągnął w moją stronę ręce, chcąc mnie zamknąć w tym nieziemskim uścisku. Ja jednak zrobiłam coś innego.
Jak tylko najmocniej mogłam, wymierzyłam mu solidnego policzka.
Nie wiem, czy wyraz twarzy Mika był bardziej zdziwiony czy rozbawiony.
– Ty idioto!- krzyknęłam, zaciskając ręce w pięści i patrząc na jego idealne oczy.- Miałeś nie robić głupstw! Czemu umarłeś?!
– No, przynajmniej wiem, że moja siostrunia wie , jak się bronić- skomentowała to Jane. Czemu ona jest taka spokojna? Czy nie widzi? Czy nie rozumie?
– Kto by się spodziewał. Wcale nie poprowadziła waszej misji do końca- dodał sarkastycznie Nathan, spoglądając na Jane.
O bogowie, Nathan też? A ja myślałam, że on jest trochę bardziej racjonalny i opanowany niż ten dureń!
Mike patrzył się na mnie, nic nie mówiąc. Kontynuowałam więc.
– Mike, obiecałeś mi, pamiętasz?! Miałeś sobie, cholera, dać radę! To była moja decyzja, mówiłam ci! A ty co robisz?! Pojawiasz się w Podziemiu. Słyszysz?! W Podziemiu! Miejscu dla trupów! Ty nie mogłeś…- głos mi się załamał. Zaczęłam głośno szlochać.- Nie pozwalam ci, słyszysz?!- krzyczałam, a łzy napływały mi do oczu coraz bardziej zamazując jego idealną budowę ciała. Chyba schudł i zmężniał…– Jak mogłeś mi to zrobić?- jęknęłam, uderzając go pięścią w klatkę piersiową, potem drugi raz. Z każdym ciosem słabłam, więc w końcu pewnie nawet nie czuł, że próbuję go uderzyć. Moim ciałem zaczęły targać dreszcze.
Mike nie odezwał się, tylko objął mnie i mocno do siebie przycisnął tak, że nie mogłam się wyrwać. W końcu odpuściłam i, szlochając, opadłam w jego ramiona. Chłopak położył brodę na mojej głowie i jedną ręką zaczął gładzić mnie po plecach. O bogowie, jak ja za nim tęskniłam…
– Jak mogłeś mi to zrobić?- powtórzyłam już ciszej. Chłopak odsunął mnie od siebie i uśmiechnął się szeroko.
– O kurde, jak ja za tobą tęskniłem.
– Ja też- szepnęłam.- Nienawidzę cię.
– To dobrze. Że tęskniłaś, nie że mnie nienawidzisz. Choć nie, i tak w to drugie nie wierzę- uśmiechnął się, a ja znowu chciałam zacząć płakać. Niby stoi przede mną, a jest tak odległy… – Bo przyszedłem po ciebie- dodał, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
– Mówiłam, że zwariowałeś.
– Nie- wtrącił się Nathan.- On mówi poważnie.
Dopiero teraz zwróciłam na niego większą uwagę. Stał obok Jane, obejmując ją ramieniem. Jakie to przykre, że dana sytuacja nie pozwala mi się tradycyjnie pośmiać ze swojej siostry, która nawet się zarumieniła, gdy spojrzałam na nią… No, ale jak tu przejmować się miłostkami siostry, gdy jedna z najważniejszych osób w moim życiu (i życiu pośmiertnym) stoi przede mną, martwa, i mówi, że przyszła mnie odzyskać, co równałoby się z ożywieniem mnie…? Sam jego widok zadawał dość dużą dawkę bolesnych ciosów prosto w serce, a myśl o tym, że mogłabym ożyć i być z nim dalej… To było coś o czym nie chciałam nawet marzyć, bo za bardzo bolało.
– I nawet biednego Nathana w to wplątałeś?- spytałam zrezygnowana Mika, przykładając mu dłoń do policzka.- Nie wyglądasz na jakiegoś bardzo nie żywego. Biegłeś w miarę żwawo, nie jak te trupy przed zamkiem.
– Bo jestem żywy.
– Aha, a ja Afrodyta.
– Jak dla mnie Afrodyta to pusty plastik, jeżeli chodzi o urodę- uśmiechnął się słodko.- Mir, słowo. Nadal żyję.
Bogowie, jak ja kocham jak on na mnie mówi Mir… On jest taki kochany. Jak ja cholernie za nim tęskniłam! Ale teraz jest jeszcze gorzej. Widzę go. Znowu. Ponownie będę musiała się od niego wyleczyć. Ja go tak potwornie kocham, że każda minuta bez niego jest torturą. Cały czas za nim tęsknie. A teraz, kiedy znowu stoi przede mną, tak zajebisty, przystojny i najcudowniejszy na świecie, bezczelnie się uśmiechając… To jest zbyt trudne. Za bardzo go kocham.
Spojrzałam na niego wściekła.
– Mógłbyś być mniej zajebisty, wiesz?- powiedziałam, patrząc na niego spod zmarszczonych brwi.
– Nie da się. Jestem chodzącą zajebistością- wyszczerzył się i nachylił, by mnie pocałować.
W tym momencie, chciałam pokazać całemu światu środkowy palec, odwrócić się i wyjść z tego piekielnego Podziemia i do końca życia żyć sobie spokojnie z Mikiem.
Czy proszę o zbyt wiele?!
– Ekhem- odchrząknął Nathan.- Nie chciałbym przeszkadzać, ale my tu jesteśmy nielegalnie, w każdej chwili Hades może nas dorwać i sądzę, że im szybciej sobie poradzimy, tym lepiej.
Mike oderwał się ode mnie i znowu łobuzersko się uśmiechnął.
– Kocham cię- szepnął prosto w usta.
– Wiem- odpowiedziałam i chwyciłam za rękę.- Ale teraz będziesz musiał mi wytłumaczyć, co ty tu robisz.
– Wow, nie sądziłem, że będę ja tobie kiedykolwiek musiał coś tłumaczyć.
– Ja też nie- uśmiechnęłam się po raz pierwszy, odkąd go zobaczyłam.- Będziesz potrzebował dobrych argumentów o tym, co tu robisz, cały we krwi, i twierdzisz, że żyjesz.
Jane powiedziała coś po cichu Nathanowi i oboje się roześmieli. Niech się śmieją. Ja mam to gdzieś. Wszystko może się dziać, meteoryt może uderzyć w ziemię, Hades założyć coś innego niż czarny, Persefona polubić Podziemie, Atena pogodzić się z Posejdonem- cokolwiek. Ja mam Mika. Jest dobrze.
– Dobra, to może zmyjemy się z tego korytarza i pójdziemy do mnie, co?- zasugerowała Jane.- Tam i tak nikt nigdy nie przychodzi, więc spokojnie możemy porozmawiać.
Chwilę potem znaleźliśmy się w pokoju Jane. Kiedy przemierzyliśmy sterty porozrzucanych ciuchów na podłodze, batoników, puszek po coli i innych napojach, butelkach po czymś jeszcze, kilku puszkach od piwa i wielu innych rzeczy, znaleźliśmy się w jedynej czystej części tego pokoju. Stała tu szeroka kanapa, fotel, na którym dało się kręcić i ogromny telewizor. Jedna ze ścian była zrobiona tak, że zdawała się być oknem z widokiem na różne miasta świata. Zmieniały się one od nastroju mojej siostry. Los Angeles, Londyn, Chicago, Madryt, Tokio, Moskwa, Warszawa, Sztokholm, widoki z Wysp Karaibskich i wiele innych. Pojawiały się prawie wszystkie większe ośrodki kultury- z wyjątkiem jednego miejsca. Manhattanu. Widać widok domu był zbyt bolesny nawet dla niej. Chwilowo widać był Paryż nocą.
– O kurde, dziewczyno, na co ci tyle tego, jak ty i tak masz na sobie zawsze to samo ubranie?- jęknął Mike, który przed sekundą potknął się o jedną ze stert ciuchów i właśnie się z niej wygrzebywał.- Nie możesz tego spalić?
– Pod warunkiem, że po środku tego stosu będziesz stał ty- odparowała moja siostra, rozwalając się na kanapie.- Dobra, słucham, jak macie zamiar mnie ożywić- dodała sięgając po pilot od telewizji. Jednak Nathan był szybszy, zabrał pilot ze stołu tuż przed nią i mimo przekleństw i grymasów rzucił go gdzieś w głąb pokoju.
– No pięknie, chyba szybko nic sobie nie obejrzysz- mruknął Mike, kiedy pilot przeleciał obok jego głowy i wpadł prosto do garderoby Jane.- Nathan trafił dokładnie w siedlisko tego syfu.
Jane, dzięki ci, że zaproponowałaś żebyśmy przyszli do ciebie. Już się boję co by było, gdyby zobaczyli mój ‘prządek’.
– Dobra, to co wymyśliła mama? -spytałam, siadając na obrotowym fotelu w ulubionym kolorze Jane- czarnym.
– Mama?- spytała Jane, patrząc na mnie zdumiona.
– Ej, skąd wiesz?- spytał Nathan, siadając na kanapie obok Jane. Ta od razu skorzystała z okazji, rozkładając się na kanapie i kładąc mu nogi na kolana. O, jak słodko.
– Miałam sen, że mama wróciła i gadała coś o tym, że wie coś ważnego- rzuciłam beztrosko okręcając się z fotelem.- Jak jeszcze żyłam- dodałam.
Zarówno Mike jak i Nathan wzdrygnęli się na moje słowa. Musze przyznać, bawiło mnie to.
– Dobra, może Miri ma jakieś sny, ale ja jestem ciemna w tej sprawie- zauważyła Jane, drapiąc się w brodę.- Ktoś łaskawie mnie o świeci, o co chodzi?
– Ciebie nie da się już oświecić- zauważył Mike.- Jesteś ciemna jak te majtki- dodał, wyciągając spod kanapy bieliznę mojej siostry… Czarną, oczywiście. Jane wydała z siebie dźwięk zbliżony do pisku albo odgłosów jakie wydają chomiki w okresie godowym, rzuciła się na Mika i zaraz te cudowne majty dołączyły do pilota od telewizji. To znaczy, zostały ciśnięte gdzieś daleko, jak najdalej. Jane rzuciła Mikowi jeszcze jedno mordercze spojrzenie a ten wyszczerzył się do niej zamykając oczy.
– Wasza matka wyczytała, że jest sposób by was ożywić. Trzeba tylko udowodnić, że układ, którym celem była śmierć jednej z was, w tym przypadku obydwu, był…fałszywy- powiedział, kiedy Jane wróciła na swoje miejsce, ponownie rozkładając swoje nogi na Nathanie.
– Nadal nie rozumiem- mruknęła Jane.- Czyli macie zamiar odkryć jakieś przewinienie, niczym agenci FBI, które zostało popełnione przed laty? Bo przez szesnaście lat nikt inny nie raczył sprawdzić, czy wszystko jest okej?
– Mniej więcej- wyszczerzył się Mike. Stawiam stówę, że sam nie ogarnął nic i tylko rozumie co ma robić.
– Z tego co domyśliłam się już dawno, jest jakieś małe nieporozumienie między ojcem, a Hadesem, tak? Hades oskarżył Hermesa o coś, czego ten nie zrobił. I w rekompensacie miał dostać jedną z córek Hermesa, które mu się urodziły, tak?- spytałam chłopaków. Pytanie było kierowane bardziej do Nathana niż do Mika, który siedział pod ścianą i patrzył na mnie takim samym wzrokiem, jakim patrzył na watę cukrową w wesołym miasteczku. Rozmarzony, wyszczerzony, nie kontaktujący ze światem.
– Tak- potwierdził Nathan.- Serio, się tego domyśliłaś?
– No, jakoś miałam dość dużo czasu na myślenie. Nie wiem ile czasu już nie żyję- przerwałam, żeby napajać się widokiem ich zmieszanych min- ale wystarczyło mi to, żeby tyle wymyśleć. A wy mam nadzieje, nie myśleliście, tylko sobie staraliście się żyć normalnie, prawda?- spytałam chłopaków.
Nathan spojrzał na Mika, a Mika na Nathana. Wzrok Nathana był rozbawiony, triumfujący i ironiczny. Natomiast Mike wyglądał jakby był przy odpowiedzi na fizyce i modlił się o to, żeby nauczyciel zapytał o coś prostego.
– Eee… Tak- wyszczerzył się do mnie w końcu.- Jakoś się żyło. Było… znośnie.
– Mniej więcej- dodał Nathan, patrząc na mnie obojętnie.
– Dobra, przyznać się. Jak długo miałeś załamanie, Mike?
– Dwa dni.
– Ile- powtórzyłam głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– No mówię, że dwa dni, prawda Nathan?
– Eee…taaak- potwierdził chłopak, bawiąc się sznurówką od glanów Jane.
– Mike…
– No dobra, tydzień.
– A na serio?
– Dwa.
– Wiem, że zmyślasz.
– No dobra! Trzy!- zawołał wywracając oczami. Zawsze tak robił…kiedy zmyślał.
– Nathan, jak długo miał załamkę?
– Trzy- odparł pewnie. Nie, on nie zmyślał. Przyjrzałam się mu uważnie.
– Ale ‘trzy’ co?- zapytałam podchwytliwie.
– Mi-eckhym-ące- udał że kaszle.
Spojrzałam na Mika. Uśmiechnął się niewinnie, patrząc słodkimi oczkami.
– Wiesz, że gdybym wiedziała, to bym wyczłapała się stąd i cię zatłukła?- spytałam go.
– A nie mówiłem?- Mike wyszczerzył się do Nathana.- Widzisz, powtórzyła moje słowa!
– Dobra, nie traćmy czasu- zakończyła to Jane.- Normalnie poczekałabym, aż Mike wpadnie jeszcze bardziej i może wyda się coś ciekawszego, ale obecnie trochę mamy mało czasu, nie?
Słusznie. Trzeba zająć się priorytetami. Posłałam Mikowi spojrzenie, które mówiło jasno, że mu nie odpuszczę a ten tylko głupio się uśmiechnął. Jak zwykle zresztą.
– Kontynuując, Hades oskarżył Hermesa o kradzież Kwiatu Persefony.
– No i co z tego?- prychnęła Jane.- Jak wujaszek ma jakiś ból dupy, to czemu my nie żyjemy? Znaczy się, ja umarłam, bo mnie zadźgano, ale może zapomnieli o tym i spokojnie będę mogła sobie stąd wyjść.
– To nie takie proste- ciągnął Nathan.- Istnieje też prawo, które mówi o tym, że można zabrać coś komuś w zamian za tak cenną kradzież- powiedział. Ej, zaczynam się powoli martwić o swoją reputację tej mądrej i zorientowanej. – Więc Hades zabrał Hermesowi Oliwię i was.
– Od kiedy jesteś z mamusią na ty?- spytała Jane, patrząc na niego rozbawiona.
– Mniej więcej od kiedy Mike jest wrogiem publicznym numer jeden na liście waszej babci.
– Mm, pięknie- mruknęłam uśmiechając się, widząc naburmuszoną minę mojego chłopaka.- Ale to co powiedziałeś już wiemy. Wiemy też, że potem Hermes podpisał te dokumenty i zagwarantował nam śmierć po szesnastu latach, która potem splotła się z przepowiednią Apolla. Okej, to rozumiemy.
– Mów za siebie- mruknęła Jane.
– Dokładnie- poparł ją Mike, ale tak bardziej dla jaj, żeby było śmieszniej.
– Więc jak udowodnimy, że Hermes nie ukradł tego kwiatka, to Hades musi was oddać.
– A jak to udowodnicie?- spytała Jane przeciągając się na kanapie.- Nathan, szkoda, że wywaliłeś ten pilot, bo zaraz zaczyna się wywiad z Johnny’m Depp’em.
– Serio? Będziesz oglądać wywiad z jakimś podstarzałym aktorem?- spytał Nathan. Jane widząc, że jest zazdrosny uśmiechnęła się podstępnie i pokiwała głową.
– Ale mega przystojnym podstarzałym aktorem.
– To dobrze, że wywaliłem ten pilot- mruknął chłopak, ale szybko wrócił do tematu.- Udowodnimy to tak, że po kradzieży Olimp ustawił na straży Kwiatu swoich strażników. Problem polega w tym, że Hades nie pozwolił nawet nikomu wejść i zobaczyć, czy strażnicy nie pilnują pustego skarbca.
– Rozumiem!- powiedziałam podekscytowana, że rozumiem co Nathan ma na myśli.
– Nareszcie ktoś, bo do Mika nic nie dociera- powiedział i spojrzał na chłopaka. Ten akurat znów wpatrywał się we mnie rozmarzonym wzrokiem.- Nie mówiłem?
– Haha, no tak- zaśmiałam się cicho.- Czyli jeżeli Hades upozorował kradzież, to kwiat tam jest. Jeżeli ukradł go Hermes, to Kwiatu tam nie ma, bo tylko Hades miał dostęp do Ogrodu Hadesa po kradzieży!
– Wydaje się być proste- powiedziała ironicznie Jane.- Pozostaje kilka szczegółów, zaczynając od tego, że Ogród Hadesa jest miejscem, które leży w nicości i trafiają tam ci, którzy znają drogę. A wy, jeżeli dobrze myślę, nie wiecie gdzie jest więc… Nie macie szans ta trafić.
– To ty myślisz?- zapytał Mike, wstając z podłogi.
– No popatrz jak niespodzianka- warknęła Jane, rzucając w niego jedną z poduszek z kanapy.
Chłopak uchylił się od nadlatującego przedmiotu i podszedł do mnie, podciągnął mnie do góry za rękę, tak że wstałam. Po czym sam usiadł na fotelu, przyciągając mnie do siebie. Kiedy usiadłam mu na kolanach, obiął mnie mocno rękoma w pasie i położył brodę na ramieniu.
– To na razie stoimy na niczym- powiedział. Jego oddech tak przyjemnie łaskotał mnie w szyją…- Cała czwórka w Hadesie, bez możliwości realizacji naszego super planu.
– Właśnie- ciągnęłam temat.- Wiecie jak tam dojść?
– Nie- odparli jednocześnie, a Mike dodał:- Tato kazał nam znaleźć Styks.
– Więc znaleźliśmy, ale Mike koniecznie chciał was najpierw zobaczyć. Ja też.
– No, tylko jak teraz o tym myślę, to chyba chodziło o inną Styks.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego. Ja z obawą, że krew z oka Cerbera jest toksyczna i mu wyżera mózg, Jane z rozbawieniem a Nathan z politowaniem, jakby chciał się nim załamać. Mike tylko wzruszył ramionami i spojrzał na nas sceptycznie. Znaczy się- na mnie nie mógł spojrzeć, bo jego głowa znajdowała się tuż obok mojej, na moim ramieniu. Nie, żebym marudziła, mogłabym tak siedzieć przez wieki, czując jego umięśniony brzuch przy moich plecach, jego ręce, obejmujące moją talię…
– I to ja jestem ten zacofany- mruknął.- Chodzi mi o Styks. Tą Styks. Nie ten brodzik przez który kursuje wycieczkowiec Charon. Chodzi mi o boginię Styks.
– A to była taka?- spytała Jane.
– Tak- potwierdziłam słowa Mika.- Jej córką była między innymi babc…Nike.
– Dokładnie- uśmiechnął się zadowolony Mike.- Pamiętacie, gdy Nike mówiła jak wyruszaliśmy na naszą pierwszą misję, że musi iść coś załatwić? Prawdopodobnie szła swoją matkę prosić, by nas nie zgniotła. Myślę, że Atena i Nike podejrzewały coś już wcześniej.
Zapadła cisza. Jakoś nikogo nie przekonywał fakt, że dwie dość potężne boginie spodziewały się śmierci mojej i Jane. To było… przerażające. Atena. Babcia. One podejrzewały. Grały w strategię Ateny. A ta scena ze snu? Mama, która wraca wycieńczona do domu, podniecona, że odkryła tak ważną informację? Wtedy już dawno wiedziały. Obie zdawały sobie sprawę, że ona szukała wiadomości nadaremnie. Wiedziały i nic nie robiły. Po co? Jaki miały cel?
Pewnie grały. Nike sama mi powiedziała, że losu nie oszukam. Ona… Mnie ostrzegła. Ostrzegała, że mogę coś takiego odkryć, ale że mam wtedy wiedzieć, że tak miało być. Jak miało być? Miałam umrzeć? No, to akurat było pewne. Przepowiednia jest nie do odparcia. Ale mama? Ona… Była taka wycieńczona. Zniszczona. Przez szesnaście lat szukała odpowiedzi. To…podłe.
– Czyli szukacie matki naszej niby babci- podsumowała Jane.- A potem zobaczycie, tak?
– Tak- potaknął Nathan.
– To powodzenia- mruknęła ironicznie.- Jak wam się nie uda, to przyjdźcie do mnie. A jak nie… No, wtedy i tak się spotkamy.
– Zawsze doceniałam twoje poczucie humoru- mruknął zblazowany Nathan.
Gadaliśmy jeszcze chwilę. Przez większość czasu Nathan sprzeczał się z Mikiem. To było dość zabawne i takie…słodkie. Obaj zachowywali się jak rozwydrzone przedszkolaczki, które kłócą się o dodatkową porcję ciastek na deser. Siedziałam, opierając się o Mika.
– Kiedy idziecie?- spytała Jane.- Nie, żebym chciała. Nie chcę. Ale, chyba wasz pobyt tu jest po pierwsze niebezpieczny, po drugie zbyt długi a po trzecie… przykro mi to mówić, i wcale tak nie uważam… zbędny. Im szybciej, tym lepiej.
– Jak zbędny- oburzył się Mike.- Umarłbym, gdybym nie zobaczył twojej mordeczki.
– To lepiej, że przyszedłeś, bo jakbyś umarł, to musiałabym cię częściej oglądać- mruknęła.- A tak szczerze, to możecie już iść, bo coś mi się wydaje, że z Nathanem nie obejrzę tego wywiadu z moim Depp’em- powiedziała, niby od niechcenia, ale uważnie przyglądając się reakcji Nathana. Ten udawał, ze tego nie słyszy, ale zerknął ulgą w stronę, w którą poszybował pilot od telewizora.
– To my was zostawimy samych na chwilę- powiedział Mike, wstając, nadal trzymając mnie w pasie.- Nie wiem komu życzyć, żeby przeżył. Chyba sobie, bo mam zamiar przejść do drzwi- dodał.
Jak dla mnie to było… po prostu super, nie wiesz jak bardzo długo czekałam na CD widzę że się nie zawiodłam. To wszystko było takie takie mfgfdy. A najłatwiej było by nazwać to zaje(eeee)fajne.:-D
Wracam z psychiatryka (tzn, mojej szkoły), wpisuję w necie rickriordan.pl, widzę „Bliźniaczki” i jest: jejejejej jeeej, no, i czytam.
Zajefajne to twoje opko. Nico, Jane, glany Jane, Nathan i wszyscy. Znalazłam jedną literówkę gdzieś w wątku o Persefonie. Ale poza tym jest spoko. Czekam na CD
HAHAHAHA ZABIŁAŚ!!! „Jak tylko najmocniej mogłam, wymierzyłam mu solidnego policzka.” No i pięknie. Zamurowało mnie i już czekałam na jakieś podejrzenia o zdradę a z drugiej strony chciałam cię udusić, bo już jak Miri dała się spalić, nie było ckliwych soł romantik pożegnań to teraz miało być! Ale nieeeee… Nie u cb <3 u ciebie najpierw w mordę koleś musiał oczywiście dostać, bo tego nikt się nie spodziewał :3 No a jak inaczej!
Jane i Nathan i Depp xD Depp forever xD
Jednak i tak ja zostaję wierna mojemu Mikowi i jego zajebistości :3 Kocham gościa <3 A Miri też jest cudowna Moooożesz napisać następny rozdział też o niej…? Proooszę, ja za nią tak teesknieeee ;__;
muszę przyznać, że to jest genialne ;D No, wiem, że ty to wiesz, ale wiesz- rzadko kiedy coś co wiem ja, jest prawdziwe, a to stwierdzenie jest, więc będę się nim chwalić! To jest GENIALNE!!! Kocham!
O mój ojcze, jak ja cię kocham!!! To…jest niewiarygodnie zajefajne!!! Więcej, błagam, chcę więcej ;__;