Witam wszystkim! Dawno mnie nie było ale co tam. O to kolejna cześć mojego opowiadania. Chcę życzyć wszystkiego najlepszego i dużo zdrowia z okazji nowego roku 😉 Specjalnie dla autorki opowiadań „syn wieczności” miłego czytania
Wakacje półbogini
Rozdział III
Stałam w białym pokoju z tablicą i ławkami. (No pięknie są wakacje a ja śnie o szkole). Obejrzałam się czy ktoś jest ze mną. I kiedy myślałam że jestem sama.
-Nareście jesteś ile miałam czekać.
Odwróciłam się stronę stąd dobiegał kobiecy głos. Zamurowało mnie nie to… nie. Tam gdzie stała kobieta stała moja… mama?. Taka sama i szczęśliwa jak na moim zdjęciu. I ubrana była na sportowa lecz modnie. Nie mogłam się z tym pogodzić, że NIE! Przecież to mój sen to tylko wspomnienie, tylko niestety wspomnienie.
-NO… będziesz tylko tak stać?- zapytała moja matka
Jej mina i ton którym mówiła można było wyczytać, że nie cieszyła się, że się ze mną spotkała. Było mi przykro zawsze chciałam z nią porozmawiać a teraz… Eeee nie ważne.
-Dobrze, nie przyszłam tu żeby tylko rozmawiać a żeby cię ostrzec…
Nie dokończyła, ponieważ sen już się rozmarzał. Co chciała mi powiedzieć? Co takiego? Przed czym chciała mnie ostrzec? Niestety nic nie wymyśliłam „ Weroniko bądź cicho bo kiedy ty myślisz o swoim śnie to oni mówią o tobie i zastanawiają się co z tobą zrobić” postanowiłam tego głosu posłuchać.
-…próbowaliśmy już wszystkiego i nic nie działa-słyszałam glos mojego brata- Był tu już nawet sam Apollo i to nie podziałało.
-Spokojnie Devid- usłyszałam głęboki i spokojny głos jakby kogoś dorosłego-Wyzdrowieje na pewno.
– Mamy taką nadzieję-powiedział Robin-Jak mogłem nie zauważyć tego piekielnego ogara to…
Piekielny ogar co to jest? I co się tu takiego dzieje?! Czy oni mówią o mnie?
-Ciii…. -Tego głosu to nie znam- Ona się właśnie obudziła.
Co! Skąd on to niby wie?! Dobra spokojnie , spokojnie. Teraz czułam na sobie wzrok wszystkich. Dobra kto niby mu uwierzy? Kiedy chciałam już coś powiedzieć …
-WERONIKA ROBIN NA CIEBIE CZEKA!!!-krzyknęła mi do ucha Katrin. Co miałam zrobić… krzyknęłam i spadłam na podłogę która była… wyjątkowo wygodna? Ktoś mi pomógł wstać lecz nie wiem kto, nie ważne. Kiedy wreście skupiłam wzrok zauważyłam przed sobą Devida, Robina, Katrin, Piotra, nieznajomego chłopaka i pana w wózku inwalidzkim. Dobra!?
-Wszystko z tobą porządku- zapytał mnie pan- Nazywam się Chejron jestem opiekunem tego obozu.
Obozu! Tego samego z mojego koszmaru! Nie! musiałam stąd uciec, musiałam! Nie wiem czemu ale poczułam się jak zwierzę w klatce. Chciałam wstać ale od razu się przewróciłam i wpadłam ramiona Robina.
-Hej uważaj trochę-zaśmiał się serdecznie- Jeszcze nie jesteś w pełni sił.
Pomógł mi usiąść na łóżku. Ciekawe gdzie ja wogle jestem. Obejrzałam sobie pomieszczenie. Wyglądało jak szpital. Paru nastolatków leżało na łóżkach. Sufit był wielką konstelacją nieba. Piękne.
-Jesteś w obozowskim szpitalu- Chejron chyba zauważył, że się oglądam ten pokój.
-Acha -odpowiedziałam- Ile ja tu siędzę?
Tak tylko to jest najważniejsze .Wszyscy zamilkli. To mi nie pasuję. Powtórzyłam raz jeszcze pytanie i wtedy raczył mi odpowiedzieć ten nieznajomy.
-Siedzisz tu już ze dwa tygodnie.
Co! Dwa tygodnie to nie możliwe. Przyjrzałam się temu chłopakowi miał blond włosy ( Ej co ja mam z tymi blondynami.)Niebieskie bardzo jasne oczy i pomarańczową koszulkę z napisem „ Obóz Herosów” dżinsy i trampki.
-Jeśli mogę zapytać to jak masz na imię?
-Nazywam się Jack- spojrzał na mnie a mi od razu zachciało się spać.-Jestem synem Morfeusza boga snów.
-Morfeusza kto to taki ?–to była prawda a miałam tak, że jak byłam śpiąca to gadałam głupstwa. NO co tak mam nie zmienie tego. To go chyba zezłościło bo spojrzał na mnie ze gniewem w oczach.
-Spokojnie Jack- uspokoiła go Katrin. O co mu chodzi?! Tylko się spytałam!- Ona jest tu nowa. Pewnych rzeczy nie wie no i nigdy nie uczyła się mitologi.
Spojrzała na mnie z wyrzutem. No co nie lubię się uczyć mówiłam już wam to. Prawda?
-Racja-potwierdził Chejron- no i…
-CZEKAJCIE!!-krzyknęłam trochę za głośno- Przepraszam, że przerwałam ale o co chodzi z tą cała mitologią i z tymi piekielnymi coś tam… i tym morfeuszem! Odpowie mi ktoś!
Czułam, że cała się gotuje w środku. Nie rozumiałam o co tu wogle chodzi.
-To ci wszystko wyjaśni Robin -powiedział Chejron- dobrze?
-Jasne- uśmiechnął się chłopak- No to chodź oprzyj się o mnie i idziemy.
Zgodziłam się i objął mnie w pasie. Wyszliśmy na dwór a ja raz jeszcze obejrzałam się za siebie i zobaczyłam budynek szpitala. Nie wiem dlaczego ale czułam się tu nie swojo jakby…
-Pokaże ci najpierw nasze domki.- wyrwał mnie z rozmyśleń mój kolega.- Hej jesteś tam?
-Hmn… tak, tak kto jest twoim rodzicem?
-Dionizos. Bóg wina i dzikiej natury.
-A od kiedy wiesz o tym… Eeee…
-Obozie tak od dwóch, trzech lat coś tak.
Jak to on wiedział o tym od dwóch, trzech lat, że jak i mi nie powiedział?! poczułam się zdradzona. Nie miałam zamiaru mu tego mówić. Może miał jakieś powody, no ale jakie mogą być żeby oszukiwać przyjaciółkę i do tego zaufaną.
– No nareście jesteśmy na miejscu. – spojrzałam na te „ miejsce” rząd domków układających się w prostokąt a na środku ognisko. Każdy domek był inny. Nie mogłam się powstrzymać tu było pięknie. Potem zobaczyliśmy jeszcze pawilon jadalny, pola truskawek, stajnie pegazów, arenę, ściankę spinaczkową ( myślicie, że to taka zwykła ścianka NIE! Z niej cieknie lawa!) można by dalej opowiadać ale potem już go nie słuchałam więc wiecie. Nareście usiedliśmy na ławce po tym całym chodzeniu nogi bolały mnie jak nie wiem.
-Dobra a teraz krótka lekcja historii- oznajmił wesoło Robin.
-Nniiee!!!-jęknęłam.
– Oj nie będzie tak źle- zależy dla kogo pomyślałam.- Zapewne nie czytałaś nigdy „ Mitologi” co?
Pokręciłam przecząco głową.
-Nie ważne to wyobraź sobie, że wszyscy bogowie i potwory naprawdę żyją w naszych czasach. Rozumiesz?
-Nie!
-Dobra inaczej słyszałaś może o Herkulesie?
-Tak coś tam słyszałam. To ten z nadzwyczajną siłą i syn Zeusa?
-No i on i te całe potwory żyją naprawdę w naszych czasach. Tu i teraz.
-Że co? Naprawdę?! Ale jakim cudem. A z tą górą jak się ona nazywała…
-Mówisz o Olimpie? Tak możesz wierzyć czy nie ale całe to królestwo mieści się nad Empire State Building.
Tak! A ja jestem królową Anglii. Bardzo śmieszne Robinie. Jednak po jego minie wyczytałam, że to nie są żarty.
-Nie mówisz chyba na serio? Prawda?
-Haha zawsze jestem przecież poważny.
-JASNE!- pchnęłam go trochę- ty i powaga nie posujecie do siebie.
-A co ty niby lepsza?
-Oczywiście!
-Chodź- wstał i uśmiechając się do mnie podał mi rękę- Zaprowadzę cię do domku Hermesa tam się przebierzesz.
Po jego słowach spojrzałam na siebie NIE! To nie ja. Cała moja sukienka była potargana i trochę poszarpana buty gdzieś się zapodziały a włosy miałam zaschnięte krwią. No gdyby tato mnie taką zobaczył to… mój tato! O ludzie on na pewno się o mnie martwi! Popatrzyłam na Robina.
-To całkiem dobry pomysł- odpowiedziałam- Czy wszyscy mieszkają w tym domku?
Zapytałam w drodze.
-Nie tylko córki i synowie Hermesa lub nieokreśleni czyli tacy którzy nie wiedzą kto jest ich boskim rodzicem. A jeśli ktoś wie idzie do domku poświęconemu temu bogu. Rozumiesz?
-Jasne- dotarliśmy do drewnianego domku. Spróbowałam iść jak najdelikatniej, ponieważ bałam się, że się zapadnę. Z każdym moim krokiem każda deska skrzypiała. Nad drzwiami wisiała laska z owiniętymi dwoma wężami. Środek był zwyczajny dwupiętrowe łóżka nic nadzwyczajnego.
-Witam cię w domku Hermesa-powitała mnie nieznajoma dziewczyna wyglądała mało groźnie. Ciemne włosy i brązowe oczy. – Nazywam się Klio jestem przewodniczącą tego domku. Jesteś nowa?
-Tak i chciałabym się przebrać jakbym mogła.
-Spoko. Tam widzisz w rogu. W tej szafie na pewno coś znajdziesz.
-Czy to jest od kogoś szafa?
-Nie to jest dla nowych. Muszę lecieć przyszłam tylko po miecz. DO ZOBACZENIA !!!
I sobie wyszła. Dobrze wzięłam pierwsze lepsze rzeczy i je ubrałam. Podeszłam do lustra rozczesując włosy ( w tej szafie znalazłam uwierzylibyście?) i wyglądałam jako tako. Moje blond włosy spięłam w koński ogon po trudnym rozczesaniu. Pomarańczowa koszulka wspaniale komponowała się z dżinsowymi spodniami. Kiedy wyszłam na dworze czekał na mnie Robin. Nagle ktoś zatrąbił w trąbę. A ja z zaskoczenia prawie nie spadłam z schodków.
-Spokojnie- powiedział Robin – to sygnał na kolacje. Idziesz ze mną?
-A co innego mam robić?
Szliśmy w stronę pawilonu. Był piękny. Cała jadalnia była otoczona marmurowymi kolumnami. Na środku mieściło się ognisko a wokół stoły. Spojrzałam na Robina. Byliśmy tak blisko siebie tylko ja tylko on. I gdy miało być wspaniale.
-Robinie!!!-CHOLA! Ja znam ten głos. Ten głos… kiedy ja go ostatnio słyszałam. Odwróciliśmy się niemal jednocześnie. Do nas szła ta całą blondynka jak ona się nazywała… Sara?. NO NIE WIERZE! Przeszło mi przez myśl. No to się żegnam to jest mój koniec.
Pomysł fajny, ale denerwuje mnie brak przecinków. I nie pisz Robinie, tylko Robin! W dialogu rób spację po myślniku. 😉