Kolejna część tego ”wspaniałego” opowiadania, specjalnie dla Nylla, dwie części. Wiem może to trochę dziwne, że z jednego opowiadania wyszły dwa powielające się, ale tak jakoś wyszło. Niektóre momenty są identyczne, ale stwierdziłam, że lepiej napisać dwie części, a nie przerywać w połowie. Zapomniałam napisać, iż ta przerwa w poprzedniej części była o mnie, no może bez tego chłopaka i umierania, ale generalnie reszta była o mnie. Trochę się rozpisałam…
Z dedykacją dla mojej przyjaciółki, zaczynam pisać w naszą rocznice i oczywiście dla Nylla, bo jako jedyna oznajmiła, że chce ciąg dalszy J
Życzę miłego czytania 😀
Rozdział IV
Izabel część pierwsza
NIE TO JEST JAKAŚ CHOLERNA POMYŁKA…
TO NIE JEST PRAWDA!!! ON NIE MOŻE IŚĆ ZE MNĄ NA MISJE, PRZECIEŻ ON ZGINIE I TO PRZEZE MNIE!!! SŁYSZYSZ ???NIE POZWOLE MU ZE MNĄ PÓJŚĆ, MAM GDZIEŚ CO MYŚLĄ JACYŚ POJEBANI BOGOWIE !!( Izabel!! Jak TY się wyrażasz o bogach? Chcesz skończyć jako pieczony heros?!) TAK CHCE!! MOGĄ MNIE NAWET NA BEKON PRZEROBIĆ I WRZUCIĆ DO TARTARU, ALE JESSY MA ZOSTAĆ W OBOZIE I NIE RUSZAĆ STĄD SWOJEGO PÓŁBOSKIEGO TYŁKA!!!
Wszyscy patrzyli się raz na mnie raz na nią.
Jessy chwycił mnie za ramie i obrócił przodem do siebie.
-Izabel…- jego głos był spokojny, lecz słychać było w nim nutkę niepokoju- Wszystko będzie dobrze, damy sobie radę… razem.
Patrzyłam w jego nieziemsko piękne oczy i coś we mnie pękło…
– NIE!! TY NICZEGO NIE ROZUMIESZ!! JA SOBIE PORADZĘ, NIE MY. JA!! TY NIE MOŻESZ ZE MNĄ IŚĆ. ROZUMIESZ ?? NIE MASZ PRAWA RUSZAĆ SWOJEGO TYŁKA POZA GRANICE OBOZU.
Afrodyta położyła mi rękę na ramieniu.
-Kochanie nie możesz nic na to poradzić. Wiem, że to jest dla Ciebie trudne, ale Jessy musi iść…
-MAM GDZIEŚ CO MYŚLĄ JACYŚ TAM BOGOWIE. MOGĄ MNIE NAWET DO TARTARU ZRZUCIĆ, ALE ON MA TU ZOSTAĆ!!
– Izabel…
-NIE!! TY NIC NIE ROZUMIESZ!!!
Oczy zaszły mi łzami, uciekłam w stronę lasu…
***
Biegnę, łzy kapią na top. Potykam się, upadłam z krzykiem. Nie mam siły biec. Podciągam nogi po siebie. Czuje zapach ziemi. Leżę w milczeniu wsłuchując się w odgłosy lasu, cisza… Nie ma żywej duszy, wyjątkiem jestem ja. Tak mała nieporadna, a tak dużo mogę zmienić. Drżącą ręką sięgam po sztylet za pas, napis αφιέρωση lśni jak księżyc odbity w tafli wody* Co ja z nim w ogóle mogę zrobić? Zadźgać Ziemie, ukarać ją za całe zło? Za tą chorą przepowiednie, za tą pierdoloną misje. Zadźgam parę mchów i co mi to da? Jego i tak nie uratuje. Afiéro̱si̱– poświęcenie takie błahe słowo niby nic nie znaczy, a tak wiele może zdziałać.
Przykładam ostrze do ręki, jedno pociągniecie i wszystko się zmieni.( Izabel, co Ty najlepszego chcesz zrobić?) Uratować Jessy’ego.( W jakim sensie?) On zginie przeze mnie, misje mam poprowadzić ja. To ja jestem problemem, kiedy mnie nie będzie wszystko wróci do normy.(Izabel, NIE!!)
Decyzja już podjęta, jeden szybki ruch i szkarłatna posoka płynie z moich rąk. (Izabel, co Ty narobiłaś!) Zrobiła to co było konieczne.** Sztylet lśni jak rubin w świetle księżyca. Przez białą pustynie płynie krwista rzeka. To oczywiste nikt już na mnie nie czeka. *** Czerwone strużki zdobią moją bladą skórę. Mózg pracuje na coraz wolniejszych obrotach, nie potrafię już logicznie myśleć. Czuje jak wraz z krwią wypływa ze mnie życie. Co czuje? Strach? Lęk? Nie. Czuje pustkę. Zapadam się w bezkresną otchłań. Tkwię w ciemności… Ciemność tkwi we mnie. Powolne umieranie zamienia się w potworne męczarnie. Każdy mięsień płonie, a ciało popada w konwulsje. Każdy kolejny oddech sprawia mi coraz większą trudność. W oddali ktoś wykrzykuje moje imię. Słowa docierają do mnie z opóźnieniem, zupełnie jak bym była ukryta gdzieś głęboko pod wodą. Jakaś niewidzialna siła wyciąga mnie z otchłani i bezszelestnie kładzie z powrotem na ziemi. Otwieram oczy, nade mną pochyla się Jessy.
-O Bogowie! Co Ty zrobiłaś Izabel?- pyta, spoglądając z przerażeniem na moje nadgarstki
– Przepraszam kochanie- (Izy Ty właśnie powiedziałaś do niego kochanie?) odpowiadam i znów zapadam się w otchłań, jego krzyk towarzyszy mi w podróży, jak muzyka w windzie.****
Izabel część druga
Nie wiem kogo bardziej zdziwiła moja reakcja Jessy’ego, obozowiczów czy mnie. Nie ma pojęcia czemu tak zareagowałam przecież wiedziałam, że postać z mojego snu to On. ( Wmawiałaś sobie, że to nie prawda, że ten sen jest tylko głupim wytworem wyobraźni i nie ma prawa się wydarzyć w realnym świecie, a postać nie była wcale nim tylko ją z nim połączyłaś. Wierzyłaś w to tak mocno, że kiedy Afrodyta powiedziała o misji cały twój i strach i żal, który tłumiłaś w sobie ujrzał światło dzienne…) Dzięki Pani wszechwiedząca, ale to i tak nie zmienia faktu, iż Jessy nie pójdzie ze mną na tą cholerną misje!( A niby jak tego dokonasz? Przywiążesz go do drzewa i postawisz puderniczki na straży? Izabel, o jego udziale zadecydowali bogowie nie możesz tego zmienić.)A WŁAŚNIE, ŻE MOGĘ! MAM GDZIEŚ CO MYŚLĄ JACYŚ POJEBANI BOGOWIE !!( Izabel!! Jak TY się wyrażasz o bogach? Chcesz skończyć jako pieczony heros?!) TAK CHCE!! MOGĄ MNIE NAWET NA BEKON PRZEROBIĆ, ALE JESSY MA ZOSTAĆ W OBOZIE I NIE RUSZAĆ STĄD SWOJEGO PÓŁBOSKIEGO TYŁKA!! I TAK JEŚLI BĘDZIE TRZEBA PRZYWIĄŻE GO DO JAKIEGOŚ DRZEWA, POSTAWIE NA STRAŻY PUDERNICZKI I SZMINKI, A JAK BĘDZIE PRÓBOWAŁ UCIEC TO PRZYPUDRUJĄ MU NOSEK. Stoję jak wryta na plaży, oczy pieką mnie od łez. Strach zżera mnie od środka, lęk wypełnia moje ciało… Powraca wszystko o czym chciałam zapomnieć, powraca każda kara za chodź by jedną nutę, jedno słowo: „nie”.
Łzy kapią na podłogę, szloch wstrząsa moim ciałem…(Izabel…) Nawet głos, mojego głosu drży*****.(Izuś, nie płacz, wszystko będzie dobrze.) Nie, Nic Nie Będzie Dobrze! Co z tego, że Jessy to irytujący dupek, wkurwiający debil od siedmiu boleści. Ten egocentryczny dupek nie ma prawa zginąć przeze mnie. ( Izy, zastanów się co Ty mówisz! Jak on nie ma prawa zginąć? Przecież on sobie sam śmierci nie wybrał…) Mam to gdzieś! Co ja tym Bogom zrobiłam? ( Nie wiem, ja…) Pierwszy raz w życiu mój głos nie wiedział co powiedzieć.
Syn Morfeusza przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Pachniał jak syrop nasenny – słodkimi jagodami. Ciekawe czy pachnie tak przez to, że jest synem boga snu, czy używa perfum ala Słodki sen Channel nr.8, a wracając do faktu, iż on mnie znów przytula. Zaczęłam okładać go pięściami i wrzeszczeć przekleństwa, który nie powstydził by się nie jeden chuligan.
-Puść mnie kretynie!
Uderzyłam go otwartą dłonią w twarz, zostawiając krwawe ślady na jego policzku. Zamiast mnie puścić , przytulił jeszcze mocniej.
-Spokojnie… Ja wszystko wiem, będzie dobrze- szepnął mi do ucha, jego głos spokojny i pełen łagodność
Ciekawe jakim cudem wie, że umrze na tej pieprzonej wyprawie, nie wiadomo gdzie, ani po co. (Izuś, postaraj się uspokoić i wysłuchać tego co ma ci do powiedzenia mama) Łatwo Ci mówić, siedzisz sobie w mojej głowie chyba widzisz, że nie mogę się uspokoić . (Skup się na tym co czuje Jessy…) Po jakiego czorta mam się skupiać na tym co czuje synelek morfusia? ( Dobra pora wyjaśnić Ci pare rzeczy. Pamiętasz jak pokonałaś dziś Jessy’ego ?) No tak, a co to ma do tego? ( potrafisz odczuć uczucia inny, kiedy ktoś jest smutny czujesz jego smutek, kiedy ktoś jest ranny…) Czuje jego ból. ( Tak, im ktoś Ci jest bliższy tym odczucia są bardziej realne. Możesz też je naginać według własnej woli. Podobnie jest z mocami, możesz się im oprzeć i odwrócić…)Ale fajnie.( Zamknij się i daj mi skończyć !) Ale…(Skończ już! Na czym to ja skończyłam ? Już wiem, moce. Możesz je też odwrócić przeciwko właścicielowi.) Wszystko fajnie tylko nadal nie wiem co to ma wspólnego z faktem, że mam się uspokoić , a nie potrafie ?( Uczucia Izy, potrafisz je odczuwać i zmieniać skup się na Jessy’m i na tym co czuje, a spokój przyjdzie sam.) Ok, ale nadal nie wiem jak to zrobić… Nigdy tego nie robiłam, więc…(Robiłaś, tylko nie podświadomie.) Eee..? (Pamiętasz jak w wieku 8 lat stłukłaś Dudleyowi jego figurke Batmana?)Pamiętam, siedział na mnie później z dwie godziny, dopóki nie przyszła ciocia Sara i go nie zabrała.(Postanowiłaś wtedy iść na kurs samoobrony szkoda tylko, że udzielał go szef osiedlowego gangu…) Dan wcale nie należy do żadnego gangu, to nie moja wina, że on i jego koledzy potrafili się lepiej bronić niż jakiś tam koleś z samoobrony.( No już, nich Ci będzie… Od tamtej pory Dudley co roku dostawał regularny omłot, czym wcale nie była zachwycona twoja ciocia.)Nie prawda, raz jak potrzaskał jej ulubiony wazon, a ja podbiłam mu oko i rozwaliłam nos to powiedziała, że jest ze mnie dumna bo nie jestem zapatrzoną siebie lalusią, która nie potrafi się bronić. Innymi słowy była dumna, że nie jestem jak moja mama.( No dobra to był jedyny raz, kiedy była szczęśliwa z faktu, iż ktoś pobił jej syna, ale wróćmy do figurki, dlaczego ją stłukłaś?)Nie wiem, po prostu poczułam straszną złość miałam ochote coś stłuc, a Batman był po ręką.( Poczułaś złość, a w domu obok dowiedziała się, że mąż ją zdradza.)Czyli…(Tak, odczułaś jej złość, to nie był pierwszy raz. Nie będę teraz wszystkich wymieniać, skup się istniejesz tylko Ty i Jessy nikt więcej…)Nawet Ty?(Ja żyje…)Ta,ta… Wiem, tak tylko pytam.
Posłuchałam mojego, głosu wyobraziłam sobie, że wokół mnie i syna morfeusza wyrasta mur odgradzający nas od tego pokręconego świata. Słyszę tylko swój przyśpieszony oddech i rytmiczne bicie jego serca, wsłuchuje się w nie jak w jakiś magiczny takt. Takt, który wyznacza rytm mojego życia. Boż… Bogowie co ja najlepszego wyprawiam, zachowuje się jak jakaś zakochana nastolatka poziom hard. ( Jesteś zakochaną córką Afrodyty, a to wiele zmienia.) Nie jestem zakochana!!!( No już dobra, nie jesteś. Skup się, no!) Stoję wsłuchana w bicie jego serca rytmiczne i spokojne jak zegar odliczający minuty do północy. Jego spokój owiewa mnie jak letni wiaterek , rozpływa się po moim ciele jak ciepło po wypiciu gorącej czekolady w środku zimy. Mój oddech zaczyna się wyrównywać , łzy przestają napływać do oczu. Wtulona w Jessy’ego marze tylko o tym, żeby ten mur nigdy nie opadł, żeby trwał i oddzielał nas od obozowiczów, mojej chorej matki w ogóle od tej porąbanej zgrai bogów. Z mojego świata marzeń wyrwało mnie głośne chrząknięcie.
-Jessy- słyszę po naglący głos Afrodyty( Czego ta stara tapeciara chce, przecież ten biedny chłopak tylko przytula swoją ukochaną. Czy przypadkiem jako pieprzona bogini miłości nie powinna się cieszyć tym bardziej, że ta dziewczyną jest jest córka. Ludzie jak można być, aż tak chamskim i bezczelnym.)Głosie nie poznaje Cię, odkąd Ty jesteś taka wulgarna? A Jessy mnie nie kocha!(Bo twoja mama mnie wkurzyła i Jessy Cię kocha.)
-Jessy, puść ją !
Dobra teraz to przesadziła. Chciałam się do niej odwrócić, ale moje ciało przeszył straszliwy ból, jakby wbijało się w nie milion maleńkich szpilek. Zachwiałam się, a Jessy mnie przytrzymał i to był błąd, przez moje ciało przeszła kolejna fala bólu. Mroczki zaczęły tańczyć mi przed oczami.
-Izabel- szepnął łamiącym głosem
-JESSY NIE!!!- Afrodyta rzuciła się w naszą stronę, ale było już za późno syn morfeusza przytulił mnie do siebie. Wrzasnęłam, mdlejąc w gehennie bólu.
***
Obudziłam się w szpitalu , a przy moim łóżku siedziała moja mamusia.
-Czego chcesz?- warknęłam, nawet na nią nie patrząc
-Jak się czujesz?- odpowiedziała pytaniem na pytanie, siadając na moim łóżku
-Nie udawaj, że to Cię w ogóle obchodzi . Pytam po raz kolejny czego chcesz i co z tym ma wspólnego Jessy?-(Oj Izy, to nie było miłe.)A Ty wcale nie byłaś lepsza wcześniej.
-Kochanie, to wcale nie jest takie proste do wytłumaczenie.- powiedziała z przekąsem
-To spróbuj mi się niegdzie nie śpiesz.- nie dawałam za wygraną
– Izuś, uwierz mi chciałabym Ci wszystko wyjaśnić…- urwała wpatrując się we mnie swoimi wielokolorowymi oczami raz były zielone potem brązowe ,a zaraz znów zielone im dużej się w nie wpatrywałam tym stawały się coraz bardziej niebieskie, aż na samym końcu miały identyczny kolor jak oczy…(Jessy’ego) Odwróciła szybko wzrok, na samo wspomnienie jego oczu powracał ból z ogniska.
-Ale?
-Ale, nie mogę… Pamiętaj przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej…- Afrodyta spojrzała pustym wzrokiem w kierunku plaży- W szczególności Jessy’ego nie przekreślaj go tak szybko. Miłość z przeszkodami, która te przeszkody pokona to najszczersza miłość świecie.
Patrzyłam się na nią jak na kompletna idiotkę, chciałam coś powiedzieć, ale zanim zdążyłam otworzyć usta bogini miłość wstała, pocałowała mnie w czoło poczym rozpłynęła się w obłoku płatków róż. Siedziałam na łóżku rozglądając się po Sali mimo, że wylądowałam tu już drugi raz dopiero teraz zaczełam zwracać uwagi na szczegóły. Sufit był przezroczysty dzięki czemu można było podziwiać nocą gwiazdy. Ostatnim razem przebywałam w jakimś pokoju, teraz leże na jednym z wielu łóżek w wielkiej sali. Ściany pokryte są białą farbą odpadającą w niektórych miejscach.
***
Każdy normalny człowiek, kiedy spotyka swoją matkę, spodziewa się, że usłyszy od niej, że wcale nie chciała go porzucić, ale była bardzo młoda, albo ojciec jej kazała, a nie, że masz trzymać wrogów blisko siebie, a tym bardziej jakiegoś idiotę. No tak zapomniałam, że moja matka jest jakąś pieprzoną boginią miłości, a ja nie jestem normalna. (Na Hadesa Izy, skończ już dramatyzować, musimy pomyśleć co my teraz zrobimy.) My?(Tak, my idiotko) Weź się już zamknij i przestań mnie obrażać Ty pusty buraku!(Pusty buraku? Kto tak mówi?)Ja, a co nie podoba Ci się coś?(Tak, nie podoba mi się wszystko to, że twoja mamusia przyszła, powiedziała dwa słowa i znikła sobie jak by nigdy nic. Fakt, że leżysz sobie zamiast iść postraszyć Jessy’ego puderniczkami)Teraz Ci się ten pomysł podoba?(Tak podoba! Rusz tą dupe tępy pustaku idź go poszukać .)Już , już… A tak przy okazji to wiesz, że nie istniej coś takiego jak tępy pustak.(IZABEL!) Idę już przecież.
***
Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę wyjścia, na szczęście nie zdążyli mnie przebrać, więc nie musiałam lecieć przez pól obozu w głupim zgniłozielonym wdzianku. Szłam powoli, nie doszłam jeszcze do siebie po wydarzeniach z plaży. To co się tam wydarzyło było dziwne, w jednej chwili stałam na scenie i śpiewałam, a nie robiłam tego od lat, po chwili znajdowałam się pare milimetrów od Jessy’ego, żeby później zemdleć z bólu. (Pokręcone to nie ma co.)I mi to mówisz. Zaprzestając rozmyślać o zakończeniu wakacji, postanowiłam iść do domku Afrodyty po trochę pudru i kilka puderniczek. No co? W końcu się na coś przydadzą. Po drodze nie spotkałam nikogo, całe szczęśnie, bo teoretycznie nie powinnam wychodzić ze szpitala bez wypisu od którego z synusiów Apollusia. (Przestań już tyle myśleć i się pośpiesz, bo zaraz wszyscy wrócą z plaży) Masz racje już lece. Wpadłam do domu z prędkością światła, najszybciej jak potrafiłam dobiegłam do najbliższej toaletki co nie było takie trudne zważywszy na fakt, że w samym salonie było ich około piętnastu. Złapałam jakąś wściekle różową torbę… Fujjj… Jak można coś takiego nosić. Pomijając kolor była średniej wielkości, ale wystarczająco duża, żeby pomieścić wszystkie niezbędne rzeczy. Otworzyłam jedną z futerkowych szuflad…( Jak można obkładać szufladę futerkiem?)Sama zadaje sobie to pytanie. (Ehh..) Otworzyłam jakże cudowną torbę i zaczęłam pakować do niej wszystkie możliwe kosmetyki: pudry, podkłady, tusze do rzęs, błyszczyki…. itp. Porwałam torbę… Bogowie! Co będzie jak ktoś mnie z TYM zobaczy? (No nie mów, że teraz Cię to obchodzi. Obcho…. Nie, nie obchodzi mnie to nie zmiennie się z zapatrzoną w siebie, różową lalkę Barbie. (I tak trzymaj, a teraz weź się już rusz!) Idę, już ide. Jesteś gorsza niż dyktator.(Dziękuje.) To nie było pochlebstwo. (Yyy..) Izabel-1, Głos-0.
Wybiegłam z domu i ruszyłam w stronę areny. (Po jakiego borowika Ty biegniesz na arenę?)Bo tam jest Jessy, zawsze tam chodzi, gdy jest zdenerwowany.(Skąd Ty to wiesz ?)Z obserwacji…(Obserwacji?) Cicho!!! Kurde zapomniałam pasków.(Po co Ci te paski?)Przecież czymś go musze związać, co nie?(No niby tak… Myślisz, że to wypali?)Nie mam pojęcia. Miejmy nadzieje, że tak…
Byłam już prawie na miejscu, kiedy usłyszałam za sobą wołanie.
-Izabel!!
Odwróciła się zszokowana. Głosie ci będzie jak każą mi wrócić do szpitala, jak ja wtedy powstrzymam tego niedorozwiniętego korniszona. (Korniszona?? Izy, Ty się dobrze czujesz, może faktycznie lepiej wróć do tego szpital, mój korniszonku.)Tak, nabija się ze mnie, nabijaj!( Ja się z Ciebie nie nabijam, ja się o Ciebie troszczę.)Oczywiście, poczekaj, bo Ci uwierzę. Lepiej wymyśl co zrobić, żeby mnie do szpitala nie odesłali.(Graj na zwłokę, a ja postaram się coś wymyśleć.)Niech Ci będzie.
W moją stronę biegł Jack. Ten to też musi się pojawiać zawsze w nieodpowiednim momencie.
-Izy, co Ty tu do jasnej poziomki robisz?- (Jasnej poziomki? Czy was już do końca pogrzało z tymi owocami?)Korniszon nie jest owocem to po pierwsze, a po drugie siedź cicho i myśl jak go spławić.(Pff…)- Powinnaś leżeć w łóżku, właśnie do Ciebie szedłem.
-Co ja tu robie?- zapytałam słodki głosikiem- Jak widzisz idę do swojego domku- odpowiedziałam ze sztucznym uśmieszkiem trzepocząc rzęsami (Idiotka)Cicho! Ty lepiej myśl co robić, żebym nie wylądowała za chwile w łóżku z pasami.(Gadaj zaraz coś wymyśle.)
-Czy Ty nie powinnaś leżeć w łóżku- zapytał ponownie przypatrując mi się uważnie.
(Próbuje ocenić twój stan, zablokuj jego moc, szybko.)Niby jak?( Tak jak wtedy z Jessy’m na treningu, wkurz się.)
Jestem wkurzona, ale zablokowanie mocy jest czymś trudnym. Próbuje się skupić wpatrując się w jego twarz. Im bardziej rozluźniałam pozwalając mocy płynąć, znikało skupienie z jego twarzy, a na jego miejscu pojawiał się łagodny uśmiech. Zbyt dobrze go znałam by dać się na to nabrać, on wiedział, że coś jest nie tak.
-Nie, wypisali mnie. Czuję się świetnie.
Na potwierdzenie moich słów zrobiłam piruet, przez co o mały włos nie całowałam matki ziemi/Gai.
-Właśnie widzę.- powiedział sarkastycznie-Chodź odprowadzę Cię do domku.- wyciągnął rękę w moją stronę. (Nie pozwól się dotknąć)To coś wymyśl.(Już wiem, użyj czaromowy, każ mu tu zostać i się nie ruszać.)
Odskoczyłam jak oparzona, poza zasięg jego rąk.
-Jack posłuchaj- zaczęłam wkładać w to coś podobnego do sarkazmu, ale to brzmiało bardziej jak piękna melodia…- masz tu zostać. Słyszysz, zostać tu.
-Nie mogę, muszę znaleźć tego co Ci to zrobił…
-WARUJ!!- warknęła, posyłając mu znaczące spojrzenie
Wpatrywał się we mnie przez chwile, po czym zamrugał zdziwiony. Nie czekają na jego reakcje, obróciłam się i pognałam w stronę areny. Odwróciłam się jeszcze na chwile żeby upewnić się, że Jack nadal tam stoi i stał jak słup soli nie mogąc się nawet poruszyć. Następnym razem będzie pamiętał, żeby mnie posłuchać, a nie zgrywać cnego rycerza ratującego honor damy.(Brawo!! Izy, udało Ci się!)Wiem, może uda się też z tymi puderniczkami.(A Ty tylko o jednym..)Oj, cicho już siedź.
Dobiegłam na arenę w nie całe pięć minut, pobijając swój osobisty rekord. Rozejrzałam się dookoła, na końcu areny zobaczyłam umięśnionego blondyna bez koszuli rozbrajającego jednego manekin po drugim. Każdy jego ruch był przemyślany i precyzyjny. Poruszał się z gracją, jak baletnic w jeziorze łabędzi. Nie wiele myśląc zaczęłam się do niego wydzierać, wymachując rękami.
-Jessy ,Ty egoistyczny dupku!!-(Nie zbyt to mądre.)- Śmierdzisz gorzej, niż skarpetki Hadesa i każdy wie, że to nie jest twój naturalny kolor. Jesteś kompletnym nieudacznikiem, biedy synalek Moreusza z ADHD – stała na zmianę krzycząc i śmiejąc się szyderczo. (Izy, po co Ty go obrażasz? Ten tekst o ADHD był poniżej pasa.)Po co? Jedyny sposób, żeby za mną podbiegł to wkurzyć go na Maksa.(Pobiegł…) Nie słuchałam tego co plótł po nosem mój głos. Wpatrywałam się w Jessy’ego, próbując odczytać emocje z jego twarzy. Zaskoczenie , ból i wściekłoś mieszały się ze sobą, kiedy wściekłoś przysłoniła inne, zaczął biec w moją stronę.
-Izabel, Ty skończona idiotko, mam w dupie to co Ci się stało i tak Ci dokopie!!- No i to rozumiem stary dobry Jessy próbujący mnie zabić na każdym kroku. (Ciebie to już do końca pogrzało.)Wiem.
Zaczęłam uciekać w głąb lasu. Potykając się o wystające korzenie, nie przestawałam biec, coraz bardziej zagłębiając się w las. Każdy mięsień pali żywym ogniem, ja mimo to uciekam dalej zmuszając moje się do biegu. Słyszę za sobą obelgi Jessy’ego. Dobiegam do granicy obozu, zatrzymując się pod rozłożystym świerkiem. (To jest sosna.) Co za różnica, drzewo to drzewo. (Z dendrologicznego punktu widzenia sosna i świerk różnią się diametralnie, np.: sosna…)Głosie!! Co mnie obchodzi czym się różni sosna od świerku? Mam ważniejsze rzeczy na głowie.(No tak, zapomniała. Julia ratuje swojego Romeo przy pomocy szminek i puderniczek. Istna komedia.) Przestań sobie ze mnie żartować, a może powiesz mi, że Ty nie chcesz go uratować?(Chce, wiesz dobrze, że chce, po prostu wątpię czy twój plan wypali.)Nie ma to jak wsparcie najbliższych. Dziękuje.( Nie o to mi chodzi)
Kłócą się ze swoim głosem nie zauważyłam, kiedy Jessy pojawił się na polanie z poszarpaną koszulką przyklejoną do ciała i włosami pełnymi drobnych listków. Skoro on tak wygląda to jak ja wyglądam? Spojrzałam w dół na resztki swojego topu, niegdyś długi beżowy top był teraz skrawkiem materiału ledwo zakrywającym mi ciało. O dziwno spodnie miały tylko kilka drobnych zadrapań, czego nie można było powiedzieć o spodniach Jessy’ego, których praktycznie nie było…
Jessy w mgnieniu oka rzucił się na mnie, łapiąc mnie w pasie i przygwożdżając do ziemi swoim ciężarem.
-Izabel, dlaczego to zrobiłaś?- jego głosy był oschły, ale było w nim słychać nutkę…
Czy ja go naprawdę zraniłam tym co powiedziałam? (Nie, Ty go połaskotałaś. Pewnie, że go zraniłaś.)Ja… Ja nie chciałam…(Wiem.)
Syn Morfeusza siedział okrakiem na moim torsie. Trzymając mnie za nadgarstki, zaczął wodzić wzrokiem po mojej twarz zatrzymując się na moich ustach. Patrzyłam z szeroko otwartymi oczami, niedowierzając temu co widzę, jak Jessy pochyla się w moją stronę i delikatnie muska moje wargi. Jego usta są delikatne. Przyjemne ciepło jego ust przemienia się w piekielny żar, jak by ktoś przejechał mi rozżarzonym węgielkiem po ustach.
I na tym kończę tą część, jeśli chcecie wiedzieć co było dalej piszcie.
*moje porównania w ostatnim czasie są dość dziwne, musicie mi wybaczyć J
**pojebana ja uśmierciła główną bohaterkę
*** chwilami jak przelewam myśli na papier to myślę, że nie tylko Izy mózg pracuje na wolniejszych obrotach
****wiem to zakończenie to porażka, ale jak na razie musicie to przecierpieć później będzie lepiej… Chyba J
***** zdanie jest bez sensu wiem, ale nie zamierzam tego zmienić
dziękuje bardzo za dedykacje a tak po za tym bardzo spodobało mi się to opowiadanie tak jak poprzednie trochę mi się zdaje że było za dużo takich nieodpowiednich słów ale po za tym genialne! czekam na ciąg dalszy 😉