Rozdział 2 – Ognisko.
*Sheila*
Na razie jestem w domku Hermesa. Mój ojciec (lub matka) z boskich stron jeszcze mnie nie uznał. Martwiłam się zresztą jak reszta obozowiczów. Słyszałam, że rodzice uznają w wieku 13 lat, a ja mam 14. Prawie… Więc dlaczego?
Jeszcze się nie spotkałam z dyrektorem ani z sławnym Chejronem. Nie było okazji. Miałam przeczucie, że muszę spotkać tego pierwszego. Niedługo potem okazało się, że spotkam ich przy ognisku – co dziwne, bo powinni być na posiłkach.
Zaczynam im wierzyć. Oh, zwariowałam. Eee, a nie, wariatka nie może zwariować. No cóż, istnieją wyjątki, co nie?
Ognisko. Było na prawdę wspaniałe, choć jeszcze się nie skończyło. Na razie śpiewaliśmy piosenki. A dalej nie było dyrektora ani Chejrona – centaura z długą historią.
Barwa ogniska zmieniała się z nastrojem obozowiczów. W oddali już za mgłą nie widać było domków. Ciemność wokół. Boję się. Trochę. Widziałam jak z ogniska tryskają małe iskierki. My, obozowicze, zaś siedzieliśmy na kamiennych ławkach dookoła płomienia. W jednej części tak by każdy siebie widział oczywiście. Bliżej ogniska był podest. Pewnie do występów. Wokół mnie wciąż trwały szepty. Słyszałam coś o jakimś Nico, co przybył do Obozu.
Pierwszymi osobami z którymi się zaprzyjaźniłam była Juliet Sprose z domku Demeter i Ian Freedrom z domku Hermesa. Byli bardzo, bardzo sympatyczni. Inni mnie nie obchodzili, choć lubiłam mieć sporą grupę przyjaciół. Ta pierwsza, dziewczyna, miała brązowe włosy i duże w kolorze „morza” oczy. Jej sylwetka była szczupła, w miarę była wyższa ode mnie – jak prawie każdy, metr pięćdziesiąt robi swoje. Widziałam jak błyszczy wśród swoich sióstr. Dla mnie była najpiękniejsza z nich. Za to Ian choć jest synem Hermesa, ma widoczne mięśnie – podobnie jak u Hefajstosa! – i znów wyższy ode mnie. Włosy też ma trochę inne – czarne. Jak węgiel. Oczy błękitne. Rozumiem dziewczyny które za nim szaleją. Tak, w tym Juliet.
Para moich przyjaciół opowiedziała mi wszystko – o wojnie sprzed roku, słynnej Siódemce, która razem lub dzięki Nico uratowała świat, życiu półboga czy o szanowanych bogach.
Chciałabym poznać tych cenionych półbogów. Nie było szans. Czy ktoś by chciał się zaprzyjaźnić z córą… No właśnie kogo? Nie byłam tak zdolna w łucznictwie jak dzieci Apollo czy coś. Nie miałam żadnych wielkich zdolności…
Masakra. No normalnie masakra!
Barwa ognia połyskiwała na czerwono. Z śmiechem większość śpiewała różne piosenki. Dzieci Apollo czasem wskakiwały przed ognisko i krzyczały. Pewnie było nas słychać w całym obozie.
Jakoś wpół do dwudziestej trzeciej przed ognisko weszło dziesięć postaci. Juliet pokazała mi, którzy z nich to Chejron, pan. D – dyrektor; szanowny Dionizos etc. -, Nico i sławna Siódemka. Może ich opiszę?
Więc tak. Chejron. Byłam zaskoczona jak go ujrzałam. W miejscu gdzie zaczyna się normalnie szyja konia miał tułów człowieka. Włosy normalne – brązowe. Chyba w tym samym kolorze oczy, ale nie wiem. Od tułowia w dół był rumakiem o pięknej, siwej sierści. Kopyta błyszczały w świetle płomienia. Słyszałam, że był dobroduszny i bardzo mądry, ale czy ja wiem? To się okaże. Następnie pan. D. ubrany był w „tygrysią” koszulę, ciemno różowe spodnie – serio? – i oczywiście oficjalne, czarne buty wyglądające jakby ktoś je przed chwilą wypolerował. Śmiać mi się chciało, gdy na niego patrzyłam. Nico – wyglądał jakby przed chwilą go z grobu wyjęto. Czarne jak smoła włosy, do tego tłuste. Blada cera i czarne ubrania. Reszta – czyli Siódemka na której widok zdrętwiałam – była ubrana normalnie, podobnie do reszty. Większość miała pomarańczowe koszulki z napisem „Camp Half Blood”, a dwójka – bodajże Hazel i Leo… To znaczy Frank. – fioletowe. Różnili się od siebie. Percy, chyba syn pana Mórz, miał czarne włosy, a stojąca obok niego Annabeth, córka pani Mądrości – swoją drogą wyglądała jak wojowniczka – blond. Oboje widać było, że zajęci są tylko sobą. Dalej. Znowu para, tym razem Jason i… Piper? Tak, eh. Ten pierwszy miał złote włosy. Kogoś mi przypominał. On był chyba synem pana Niebios? W każdym razie Piper była olśniewająca, a zarazem normalna. Jak na córkę Piękności przystało. Obok nich stał Fra… Leo. Na pewno on. Był trochę ubrudzony, ale dobrze widać było jego uśmiech i kręcone, brąz włosy. Syn kowala. Na końcu stała parka. W fioletowych koszulkach, Frank i Hazel. Wojna i śmierć. Chyba. Pierwszy był umięśniony i całkiem wysoki. A ona jako jedyna ciemnej karnacji z brąz, falowanymi włosami. Byli wychwalani. Podziwiani.
– Ekhem. Chciałbym ogłosić – zaczął dyrektor – że Hoże…
– Hazel. – poprawił go tak zwany Frank o ile się nie mylę.
– Nie przerywaj mi. – mruknął – Wracając. Hoże i Frunk wracają do swojego durnego oboziku, a Jaszel zostaje z nami.
– Hazel, Frank, Jason – poprawił go Percy chyba.
– Cicho, Peterze Johnie, bla bla bla. – powiedział pan. D – Z głupich obowiązków pragnę przedstawić nietypową obozowiczkę, bleh, Shetę…
– Sheilę. – przerwałam mu wstając.
Nagle wszyscy wstrzymali głos. Na twarzy dyrektora pojawiła się troska. Jak zaczarowana podeszłam do niego, niosąc dziwny blask. Przed nim moje kolana się uginały. Bałam się. W duszy stękałam. Chciałam się odwrócić. Uciec. Przed siebie, daleko. Krzyczeć. Wyrywać sobie włosy. Wydrapać oczy. Zwariować. Jednak nic nie zrobiłam. Przed Nim spojrzałam nad siebie…
CDN…
Poprzednio rzeczywiście nie mogłam się połapać o co chodzi. Zwolniłaś tempo, fajnie jest. Szybko pisz następną część, bo nie mogę się doczekać 😉
P.S.
Czasami mylisz czasy. „Barwa ogniska zmieniała się z nastrojem obozowiczów. Boję się.” Tylko tyle 😀
Dzięki Milo mi, że tak dobrze to oceniasz.
Ps.
Faktycznie. Ujć. Niestety w nocy to poprawiałam ( więc pewnie tego nie zauważyłam ) i chciałam od razu wysłać…
13 lat – trzynaście lat (w opkach piszemy słownie, tak jak w książce)
Zaczynam im wierzyć – Jakim im? Wcześniej nie napisałaś, że herosom, więc… .
Barwa ogniska zmieniała się z nastrojem obozowiczów. W oddali już za mgłą nie widać (i tu piszesz o domkach) – takie pytanko, co ma wiatrak do piernika, a dokładnie ognisko do domków?
Nico, co przybył do Obozu. – Nico, który przybył
Ta pierwsza, dziewczyna – nie podałaś dwóch dziewczyn, ale chłopaka i dziewoje; po co dodawałaś ,,ta pierwsza”?
Powtórzenia była/był.
Piszesz ,,była”, a po chwili strzelasz ,,ma”. Zdecyduj się, którego używasz czasu!
Ponieważ mam niedługo zajęcia, pokazałam tylko kilka pierwszych błędów. Niezbyt mi się czytało i nie wiadomo, o co chodzi z blaskiem, skąd się pojawił (pewnie nagle, ale wypadałoby o tym wspomnieć) {pytanko za sto punktów: Jak można nosić blask? W rękach, czy jak?}. A ostatnie zdanie jest nielogiczne. Jak stojąc przed nim, można luknąć na siebie?. No chyba, że coś nie skapowałam, jeśli tak, to proszę pisać. Do tego nie potrafisz przechodzic płynnie od tematu do tematu. Długością też się nie popisałaś.
Pozdrawiam carmel
No cóż, w mojej wersji w normalny dzień domki widać gdy się siedzi w tym miejscu.
To z 13 i co to oczywiście dzięki za poprawienie.
Czas no cóż, chyba mam z tym problemy… Będę poprawiać. 😉
Niosąc dziwny blask – chodziło mi o to, że błyszczała. Nie wiem jak można się tego nie domyślić więc pomińmy.
Spojrzała nad siebie, nie na siebie. Troszkę nie doczytałaś.
To proszę daj przykład jak przechodzić płynnie od tematu do tematu, bo nie zbyt rozumiem. Długość jest taka jaka jest i miała być. Nie lubię tworzyć zbyt długich rozdziałów, zresztą w tym rozdziale nie miałam co zbytnio dopisać. Brak pomysłu!
Skoro masz za niedługo zajęcia to może byś to skomentowała po nich, bo po co piszesz komentarz teraz? Nie rozumiem.
Pozdrawiam
Tak, spoko, jasne, że widać, ale tu nie pojawia się żaden związek między tymi dwoma zdaniami. Dalej też. Niezbyt umiejętnie wpleciony opis, ot co. Bez sensu i właśnie tu i w kilku innych miejscach objawia się trudność z przechodzeniem od tematu do tematu. Polega to na nieumiejętnym przechodzeniu od jednego tematu do drugiego (np. Trzeci akapit. W drugim dopiero rozpoczyna podejrzenia, a potem jej myśli się teleportują do innego tematu. Niby to akapit, ale ten zwrot o 180 stopni sprawia, że tekst traci płynność, dlatego zwróciłam tobie na to uwagę. Ale, nie martw się, z czasem człowiek sam z siebie uczy się płynności tekstu.)
Dużo osób ma kłopoty z czasem, najlepiej poczekaj z opkiem do rana i wtedy je spr. – widać od razu więcej błędów. Albo czytaj od tyłu, wyrazami. Pomaga 😀
Jeśli chodziło ci o blask, to po pierwsze; czego? Jej? Błyszczała się? OK., ale wiesz, ja ci nie siedzę w głowie, a czytając, nie mam zamiaru się domyślać. To ty powinnaś przekazać to tak, abym nie domyślając się, wiedziała, o co chodzi. Szczególnie, że to nie była tajemnica i to nie miało dać do zastanowienia (w sensie to, że ona się błyszczy, a nie dlaczego).
Tutaj to moja wina, zagapiłam się. Oddaję honor i przepraszam 😉
To może poczekałabyś na nagły przypływ weny? Bo to jest naprawdę krótkie. Tak, no… krótkie, krótkie.
Mam dużo zajęć i przeważnie albo wchodzę natychmiast po szkole na bloga, jedząc obiad albo około dwudziestej czwartej. A ta druga opcja jest beznadziejna, bo się wtedy zupełnie nie wysypiam. Więc weszłam wtedy, a na chwilę teraz, bo wcześniej mnie wypuścili i tracę właśnie swoje cenne minuty, pisząc ten ostatni akapit. Ale jeśli chodziło ci oto, że nie wypisałam ci wszystkich błędów (jak to dużo osób teraz powiada) ,,to nie mój obowiązek”. A tak w ogóle, to nie powinno ciebie obchodzić, kiedy skomentowałam twoje opko. Zrozumiałabym, jakbyś mnie zapytała o te niewypisanie wszystkich błędów, ale czas? Naprawdę?
Całuski carmel
Spoko. Rozumiem. Dziękuję za porady Po prostu ostatnio mam takie złe dni i jestem trochę agresywna :c
Jeszcze się uczę pisać, nie jestem profesjonalistą c:
Mam nadzieje, że następne części będą się podobać Ja na razie milknę, gdyż więcej moich wypowiedzi tu nie potrzebne c:
Ja też ostatnio mam złe humorki. I szczerze, to ta część jest już lepsza. Jeśli by ją przedłużyć i przejść płynnie z tematu do tematu to byłoby to naprawdę dobre opko ^^
Tam było NAD siebie, a nie Na siebie. 😀
Akcja skacze.
Poprzednia część była gorsza. Ta mi się trochę bardziej podobała. Carmel ma rację, ale ja następną część przeczytam, bo mnie wciągnęło.
No błędy były, ale jest dużo lepiej niż ostatnim razem. Takw długość mi pasuje. Pisz dalej c:
Najpierw apel – LICZBY W TEKŚCIE PISANYM ZAPISUJEMY SŁOWNIE.
Skaczesz z czasu teraźniejszego na przyszły i odwrotnie. Opanuj to. Jesteś w stanie to opanować, ja to wiem. A skoki czasoprzestrzenne to spory dyskomfort w czytaniu.
Twój styl wciąż jest toporny. Ćwicz go, ćwiczenia czynią mistrza. Chwilowo widzę brak płynności i nieumiejętność przechodzenia z wydarzenia na wydarzenie. Ale wypracujesz to, nie martw się.
Niektóre zdania są nielogiczne i mają dziwną składnię. Czasem czytelnik odnosi wrażenie, jakbyś pisała tak od niechcenia, na odwal się. Jak tu: – Hazel, Frank, Jason – poprawił go Percy chyba.
Czy tu: – Hazel. – poprawił go tak zwany Frank o ile się nie mylę.
A pisanie na odwal, to nie jest pisanie językiem literackim.
Jest lepiej, niż poprzednio, aczkolwiek dobrze nadal nie. Ćwicz, ćwicz i jeszcze raz ĆWICZ. ;3
A, i jeszcze jedno: powtórzenia! Jest ich masa. Ja jestem w stanie przegrzebać cały internet, żeby znaleźć synonim do jakiegoś słowa. Ty też możesz! A na przykład to:
Jeszcze się nie spotkałam z dyrektorem ani z sławnym Chejronem. Nie było okazji. Miałam przeczucie, że muszę spotkać tego pierwszego. Niedługo potem okazało się, że spotkam ich przy ognisku – co dziwne, bo powinni być na posiłkach.
To mnie załamało. Słownik synonimów nie gryzie ;* Jest nawet dość przyjacielsko nastawiony do ludzi :D.
Ojoj, nie zauważyłam tych powtórzeń :I Ech, no cóż… yy, może uda mi się zrobić 5 rozdział lepiej c: