Huh, dobra. Zacznijmy od tego że… 27 grudnia urodzinki ma (przypis adminki: miała ) nasza HESTIA 😀 Sto lat kochana. Z tej okazji życzę ci wiele miłości w życiu, dużo miłych niespodzianek od losu i żebyś zawsze umiała znajdywać jakieś pozytywy ;*
Opowiadanie takie… nierealne, ci bohaterowie nigdy się nie spotkali, ale złóżmy, że nikt nie umarł, nikt nie był na misji- wszyscy chwilowo są w obozie herosów. No. To tyle
Annabeth24
– Jane, jesteś największą idiotką jaką znam!
Jane wyszczerzyła się tylko i nadal bezczelnie udawała, że nie dostrzega siostry. No, tak naprawdę Natalie była jej… siostro-bratanicą… Relacje rodzinne herosów są wystarczając skomplikowane, jak ma się tylko jednego boga w drzewie genealogicznym, a wyobraźcie sobie, jak to musi być dziwnie, gdy rodzicem jest Hermes i córka Ateny. Wtedy dość trudno określić relacje między innymi dziećmi Hermesa, a taką osóbką jaką była Jane. No, i jej siostrą Mirandą.
– Czyli nie znasz siebie- westchnęła, odkładając karty do pasjansa i patrząc na nią sceptycznie.- Bardzo ujmująca cecha, szczególnie w byciu herosem. Ona rzadko kiedy ratuje ci życie. Najlepiej pozbądź się jej i poznaj siebie. To dopiero będzie szok, że taka idiotka istnieje!
– Ha. Ha. Ha- warknęła Natalie, ciskając w siostro-ciotkę szczotką do włosów.- Nie jestem idiotką, bo jeszcze nigdy nie przefarbowałam nikomu w nocy włosów!
– To słabo…- mruknęła dziewczyna, zrzucając ze stołu nogi i wstając.
– Swoją drogą masz rację- odrzekła Natalie, patrząc w lustro i czochrając dłonią swoje włosy. Niegdyś jasno brązowe, obecnie całe czarne.- Pewnie masz dużo fanu, kiedy widzisz, jak ofiara przegląda się rano w lusterku.
– Ja nigdy nie mam fanu- powiedziała Jane, rzucając jej mordercze spojrzenie.
– Zachowujesz się jak dziecko Hadesa- stwierdziła Miranda. Dziewczyna cały czas leżała na łóżku, wertując jakiś magazyn. Starała się ignorować kłótnie siostry i… Natalie, ale okazało się to trudniejsze, niż sądziła. Dziewczyna z groźną miną odrzuciła za łóżko gazetę i przeciągnęła się.- Możecie mi łaskawie powiedzieć, która godzina?
– Za dziesięć minut obiad.
– Dzięki, Tommy- Miranda podziękowała swojemu bratu i wstała z łóżka.
Natalie przez chwilę jeszcze po marudziła, że wygląda jak własna matka, ale szybko jej przeszło.
Domek Hermesa zawsze był otwarty na wszystkich gości. Chwilowo w środku siedział Tommy, syn Hermesa, Natalie, Miranda i Jane, również córki boga złodziei oraz Lilly, przygarnięta przez dzieci boskiego posłańca ze względu na brak rodzeństwa i brak domku poświęconego jej matce.
– Wiesz, Natalie -zauważyła Lilly, stając obok swojej najlepszej przyjaciółki i unosząc w palcach jeden z czarnych kosmyków- była sobie kiedyś jedna dziewczyna, która nie dawała żyć swojej przyjaciółce, bo ta przefarbowała się i wyszło, że kolor jej został.- Lilly mówiła o sobie i swoim eksperymencie w zeszłoroczne wakacje.
– Tak, tylko ta dziewczyna przefarbowała się sama.- Tu rzuciła sceptyczne spojrzenie na Jane, która wydłubywała nożem błoto z podeszwy swoich glanów- oraz przefarbowała się na rudo.
Natalie poprawiła okulary na nosie. Wyszczerzyła się do Lilly i ruszyła w stronę drzwi.
– A ty dokąd?- spytała Jane, na chwilę odrywając się od czyszczenia butów.- Idziesz się pochwalić całemu światu jaką mega fryzjerką jestem?
– Tak- burknęła Natalie, zarzucając długimi, czarnymi włosami. Chwyciła z oparcia krzesła koszulę w kratę i otworzyła drzwi. Mignął czerwono-czarny materiał ubrania i po dziewczynie nie było śladu. Lilly nawet nie zdążyła na nią nawrzeszczeć, że przeziębi się w samej koszuli i bluzce na ramiączkach pod spodem…
– Nie sądziłam, że zostanę fryzjerką- mruknęła zdziwiona Jane.- Cóż… Jak z chirurgią nie wyjdzie to zawsze mogę zostać fryzjerem- dodała i znów wróciła do przerwanego zajęcia.
– Gdzie ona polazła?- jęknęła Miri, staczając się z łóżka.- Jest obiad, a ona wybyła.
– Stawiam dychę, że poszła do Louisa- westchnął Tommy.- Jak tym razem złamie mu nos… w każdym razie ja jej bronić nie będę.
– Złamała komuś nos?- ożywiła się Jane.
– Tak. Jak ostatnio się pokłócili…
– Kłócą się codziennie- wtrąciła się Miranda, wychylając głowę zza drzwi szafy.
– Owszem- przytaknął chłopak.- Wkurzyła się, bo bodajże stwierdził, że nie uda jej się przemycić do obozu pingwina z zoo.
– Ło-ho, a czemu ja o tym nie wiem?- zapytała ożywiona Jane.- Wtedy bym jej odpuściła i przefarbowała kogoś innego!
Natalie kroczyła kamienną ścieżką. Chwilowo śnieżną, bo pięciocentymetrowa warstwa śniegu ukrywała bruk, ale nadal była to kamienna dróżka.
Ta akcja z włosami była zabawna, jak na to teraz spojrzała. A jeszcze zabawniejsza będzie reakcja Jane, jak obudzi się jutro jako blondynka, a jej wszystkie ciuchy będą różowe. Nawet glany. To równało się z samobójstwem, ale cóż…
– Natalie!- usłyszała wołanie.
Nie odwracając się stanęła i poczekała, aż wołający ją dogoni. W końcu odgłos kroków zaczął się coraz bardziej przybliżać i dziewczyna znów ruszyła przed siebie. Nawet nie patrząc na przybysza, powiedziała:
– Witaj, Igulec.
– Hej- uśmiechnęła się heroska, która przybiegła.- Nie nazywaj mnie Igulec, bo zacznę cię nazywać Natulec…
– Piękny dzionek, co?
– Kolorowy- mruknęła Iga.
– Owszem. Lubię zimę, wszystko na swoje własne kolory…
– Dla ciebie chyba czarny. Niezła fryzura.
Natalie zatrzymała się i spojrzała na przyjaciółkę. Obok niej stała brunetka, średniego wzrostu z brązowymi, leciutko falistymi włosami. Miała na imię Iga, choć Natalie uparcie mówiła na nią Igulec, tylko dlatego, że dziewczyna tego nie lubiła. Była córką Ateny. Miała duże, okrągłe oczy i drobny nosek. Dlatego też Natalie mogła spokojnie patrzeć na nią z góry, bo była o pół głowy wyższa. I o trzy lata starsza, bo Natalie miała prawie szesnaście lat, a z tego co wiedziała, Iguś zaledwie trzynaście.
– Okej, rozumiem- córka Ateny szybko załapała, że obecnie lepiej nie dyskutować o kolorach.- Idziesz do pawilonu jadalnego?
– Yhym- mruknęła Natalie, nadal patrząc wilkiem na przyjaciółkę.- Zgaduję, że ty też. Zapewne chcesz iść ze mną.
– No, czyli jednak te dzieci Hermesa coś tam wiedzą- zaśmiała się Iga, a widząc rozeźloną minę Nat, wybuchła szczerym śmiechem.- Haha, też cię kocham- poklepała przyjaciółkę po plecach.
– Ja cię nie kocham- żachnęła się córka boga złodziei.
– Wiem, ty kochasz Louisa- wyszczerzyła się brunetka. Natalie natychmiast spojrzała się na nią takim wzrokiem, że gdyby miała moc Meduzy, Iga byłaby już marmurem najtwardszego stopnia. No, chyba że Nat-meduza zmieniłaby ją w coś mniej szlachetnego niż marmur…
– Ja go nie kocham- wycedziła.- On jest debilem.
– A ja jestem brzydka i głupia- Iga wywróciła oczami, śmiejąc się pogodnie i wchodząc po wchodach na herosową stołówkę.
– To miało być zaprzeczenie?- Teraz to Natalie wyszczerzyła się przymilnie, ruszając za dziewczyną i szybko doganiając ją na schodach.
Iga chciała coś powiedzieć, ale szybko zmieniła zdanie, kiedy zobaczyła, kto nadchodzi.
– Hmm, Natalie- córka Hermesa usłyszała głos chłopaka za sobą. Iga z drwiącym, ale przyjacielskim uśmieszkiem patrzyła, jak jej przyjaciółka się napina i rumieni lekko.- Widzę, że postanowiłaś zmienić stylistę.
– Witaj, Louis, miło cię widzieć- warknęła Natalie, odwracając się gwałtownie na pięcie, omal nie zwalając się z oblodzonych schodów.- Nie do końca. Stylista postanowił sobie zrobić ze mnie czarnowłose Emo.
– Nie obrażaj Emo. To bardzo fajny styl bycia, próbowałem- żachnął się syn Hadesa.
– To ja was może zostawię samych- wtrąciła się Iga, ruszając w górę schodów.- Jakby doszło do morderstwa… to nie chcę być świadkiem. Za dużo formalności.
Oczywiście, ta cudowna dwójka już jej nie słuchała- była zbyt zajęta kłóceniem się.
– Wyglądasz okropnie w czarnym.
– Upodobniłam się do ciebie.
– Jestem brunetem.
– Ale wyglądasz okropnie. Więc, jak sam zauważyłeś, robię się podobna do ciebie.
– Bo wreszcie zrozumiałaś, że bycie tobą to wstyd. A to upodabnianie ci nie wyszło, bo ty wyglądasz okropnie, a ja zajebiście, jak zwykle z resztą.
– A weź się bujaj! Nadal jestem milion razy lepsza i ładniejsza.
– Chyba jednak nie.
– Założymy się?!
Iga wywróciła oczami. Natalie i Louis byli bardzo specyficzną… parą herosów. Nie parą, że parą. No, w sensie, że nie byli w związku. Jakby się jedno zapytać o drugie, padłoby wiele wyzwisk i skarg, ale mimo to, gdzie była Natalie, tam był Louis. Gdzie był on, zaraz pojawiała się ona. Syn Hadesa i córka Hermesa, przynajmniej według Igi byli do siebie zbyt podobni. Tak samo uparci, bezczelni i chętni do dominacji nad resztą. To ich zbliżało, ale często było powodem do prób morderstwa. Wszyscy przywykli.
Iga szybko przeskoczyła ostatnie stopnie i znalazła się w pawilonie jadalnym. Ochoczo przemaszerowała przez całą salę, witając się z przyjaciółmi.
– Iga!
– Witaj Clove, niezły tusz do rzęs. Nowy?
– Tak! Mama rano przysłała.
– Iga, idziesz dziś na Pegazy po obiedzie?
– Sorry Mat, mam szermierkę!
– Siemka!
– Niezłe szorty. Nowe?
Kiedy minęła prawie wszystkie stoliki dotarła do swojego rodzeństwa i klapnęła na swoim miejscu. Na jej talerzu szybko pojawiły się trzy kawałki pizzy i równie szybko zniknęły. Iga już tak miała. Jak była niespokojna albo się denerwowała miała ochotę na pizzę. A chwilowo była trochę nerwowa.
– Mir, widziałem Natalie.
– O, miło. Ta wiadomość odmieniła moje życie- mruknęła sceptycznie dziewczyna, wychodząc z domku i z gracją zbiegając po trzech stopniach schodków na ganku. Mike na sekundę nachylił się do środka i uśmiechnął szeroko.
– Witam państwa!- zawołał syn Apolla.- Obiad prawdopodobnie już podano- dorzucił, zerkając na zegarek
– Siema, stary, co tam?- Tommy pomachał mu przyjaźnie, wylegując się na jednym z łóżek.- To już obiad?
– Witaj- Lilly jak zwykle promiennie się uśmiechnęła kiwając głową.- Tommy, mówiłam wam, że się spóźnimy!
– Wypad, przynajmniej we własnym domu nie chcę cię oglądać- jęknęła Jane.
– Też się cieszę, że cię widzę. Wyglądasz dziś równie słodko, co wczoraj- posłał jej buziaka i szybko zatrzasnął drzwi, zanim nóż, który Jane rzuciła w jego stronę, wbił mu się w czoło. Zamiast tego trochę przebił drzwi.
– Mike…- westchnęła Miranda, stojąc dwa metry dalej.- Znowu będę musiała tłumaczyć Chejronowi, że ktoś się potknął, jak szedł na trening i upadając zrobił tę dziurę w drzwiach…
– A czemu nie powiesz, że to Jane?- spytał, podchodząc do niej. Objął ramieniem i pocałował w czoło.- Miło cię dziś widzieć.
– Bo za dwudziestym razem omal nie zrobiła takiej dziury w drzwiach Wielkiego Domu, jak zobaczyła mnie i usłyszała coś o drzwiach- odrzekła, zatrzymując się na chwilę, żeby poprawić swojemu chłopakowi szalik.- Niby taki duży, a szalika to nie umie zawiązać, hmm?- uśmiechnęła się, wspinając się na palce, by przerzucić mu długi, wełniany materiał za głowę, aby zawiązać z przodu.- Też cię miło widzieć- dodała, puszczając szalik i znów wspinając się na palce. Tym razem zrobiła to, żeby pocałować Mika.
Znowu zaczęli iść na obiad. Wesoło gawędząc, szybko doszli do jadalni.
– Nie lubię szalików- prychnął chłopak, poluzowując materiał pod szyją.- Zawsze mnie drapią.
Miranda zaśmiała się i chwyciła za rękę. Chłopak automatycznie się uśmiechnął, co rozśmieszyło dziewczynę jeszcze bardziej.
– Masz wszystko na dzisiaj?- spytała, podnosząc głowę, by spojrzeć mu w oczy.
– Tak, chyba wszystko- odparł, drapiąc się w brodę.
– Heh, zawsze kiedy myślisz, drapiesz się w brodę- zauważyła Miri, uśmiechając się.- Słodkie.
– Słodki to ja jestem zawsze- odparował Mike.- A drapię się, bo mnie swędzi przez ten cholerny szalik!
– Pfff. Jaki skromny. Ale masz wszystko?
– Wydaje mi się, że tak.
– To dobrze. Nie mogę się już doczekać tego wieczoru- uśmiechnęła się brunetka i w tym momencie oberwała śnieżką po twarzy. Strzał był tak mocny i na tyle celny, że dziewczynę aż odrzuciło do tyłu. Miranda zachwiała się i prawie upadła, ale Mike ją złapał. Oszołomiona otworzyła oczy i przez śnieg na rzęsach zobaczyła wyszczerzoną twarz Mika.
– Ej! Co się tak cieszysz?
– Też byś się cieszyła, jakbym to ja oberwał.
– No tak- przyznała mu rację.
Mike tylko posłał jej niewinne spojrzenie. Śmiejąc się, minęli Louisa i Natalie, która to tak celnie trafiła Mir. Mike i Miranda wspięli się po schodach, starając się nie zwracać uwagi na to, że Nat i Louis, wyzywają się i próbują poddusić śniegiem. Oni również do tego przywykli…
– Odwołaj to!- wrzasnęła Natalie, nabierając śniegu w dłonie i celując w chłopaka.
– Odwołuję- powiedział chłopak, prostując się i unosząc ręce w geście kapitulacji.- Wcale nie wyglądasz jak moja babcia.
To zdziwiło Natalie, która również stanęła prosto i opuściła ręce.-
– Naprawdę?- zapytała, zdumiona.
– Tak- zawołał Louis i rzucił w dziewczynę śnieżką.- Wyglądasz jeszcze gorzej!
Natalie nie zdążyła się uchylić i przez celny strzał Louisa klapnęła na tyłek. Ten tylko bezczelnie się uśmiechnął i strzepnął z kurtki śnieg.
– Dobra, myślę, że wygrałem- powiedział i triumfalnie podszedł do Natalie, która siedziała w zaspie i oczami wyobraźni wydłubywała mu oczy.- Wstawaj, bo nie masz kurtki. Będziesz chora.
Louis uśmiechnął się do niej przyjaźnie i podał rękę. Natalie prychnęła i chwyciła ją. Nie po to, żeby wstać, tylko żeby wywalić chłopaka na ziemię. Kiedy ten znalazł się obok niej w zaspie, rzuciła się na niego i zaczęła wpychać śnieg za kołnierz. Przeturlali się w tej stercie śniegu jeszcze kawałek, aż w końcu skończyło się na tym, że Natalie wylądowała na synu Hadesa, z nosem kilka centymetrów nad jego twarzą. Natalie speszyła się od razu i poczuła, jak robi się czerwona na twarzy.
– Wygrałam- oznajmiła, szybko się podnosząc i wstając. Chłopak zrobił to samo, otrzepując się ze śniegu.
– Niech ci będzie- mruknął ironicznie, po czym spojrzał na nią.- Zarumieniłaś się- powiedział.
– Wcale nie!- zawołała Nat, przykładając zmarznięte ręce do policzków.
– Wcale tak- uśmiechnął się łobuzersko.
– Spadaj!- burknęła szatynka, a chwilowo brunetka i zakryła się rękoma.- Będziesz dzisiaj?
– Tak- powiedział, kiwając głową i uważnie na nią patrząc, jakby spodziewając się, że ta znowu natrze go śniegiem.- A ty?
– Oczywiście.
– Udało ci się z przemyceniem towaru?
– A co ty się nagle taki zaangażowany zrobiłeś, co?- warknęła, nadal zła, że Louis śmiał przeciągnąć ją po tych zaspach. Była cała mokra, bo śnieg na jej ubraniu zaczynał się topić. Wzdrygnęła się z zimna.- Tak, udało mi się. Mam wszystko, co Lilly kazała mi przynieść. I kilka rzeczy dodatkowo- uśmiechnęła się podstępnie
– Tak po prostu się pytam- wzruszył ramionami i ściągnął z siebie kurtkę, podając Natalie.- Trzymaj.
Natalie spojrzała na niego zdumiona. Louis wyciągał w jej stronę kurtkę, a sam stał w czarnej bluzie i szaliku na szyi. Płatki śniegu układały się na jego włosach, zmieniając ich kolor na biały.
– Po co?- spytała.
– Bo jesteś cała mokra?- zapytał z pełnym sarkazmu uśmieszkiem.
– Dzięki- odrzekła, biorąc od niego kurtkę i wciągając na siebie.- Biorę tylko dlatego, że to przez ciebie wylądowałam w śniegu. Dobra, chodź na obiad. Jesteśmy spóźnieni jakąś godzinę- mruknęła wchodząc po schodach.
– Trzeba było szybciej przyznać, że brązowe włosy są lepsze od czarnych.
– No bo są.
– To czemu się przefarbowałaś? Czarne włosy są brzydkie.
– Powiedz to Jane…
– Oł.
– Haha, co się stało? Czyżby nagle ktoś się przestraszył mojej siostruni.
– Idiotka.
– Debil.
Lilly nie miała dziś nastroju na nic. Obiad jadła najdłużej ze wszystkich przy jej stole. Chejron dał się namówić też, żeby Lilly mogła jeść z dziećmi Hermesa, bo bez sensu byłoby dokładać do pełnej już jadalni jeszcze jeden stół dla niej samej. Tak więc większość jej towarzyszy dawno już sobie poszła, a ona nadal ze smętną miną jadła kawałki kurczaka z frytkami. W końcu stwierdziła, że nie będzie marnować czasu na jedzenie i ponad połowę porcji wywaliła… poprawka- złożyła w ofierze do ognia. Opatuliła się szczelnie kurtką i wyszła z pawilonu. Zobaczyła przed sobą postać, idącą powoli, a na dodatek kopiącą grudki zbitego śniegu.
– Iga?- spytała Lilly, podchodząc bliżej.
– O, hej- uśmiechnęła się ta i poczekała, aż Lilly ją dogoni.- Co słychać?
– Dobrze, rano miałam wolne. A ty?
– Ech, pegazy- westchnęła Iga.- To powinno być zabronione w zimę, te biedne konie zamarzają z zimna.
– Nie wiem, nie lubię koni. Te bestie zawsze chciały mnie pożreć. Fuj!- uśmiechnęła się Lilly, poprawiając grzywkę.- Iguś, jesteś smutna?
– Nie.
– A jednak. Widzę to- Lilly zaśmiała się wesoło, dźgając dziewczynę łokciem.- Chodź może się przejść, co?
Iga tyko pokiwała głową. Lilly umiała pomagać. Taka już była. Wszystkie problemy wpadały w nią. Wysłuchiwała kłopotów innych. Potem po prostu pomagała, układała je, sprawiała, że problemy stawały się mniej… problematyczne. A czasem nawet znikały.
– Dobra, możemy się przejść- Iga wzruszyła ramionami.
– To o co chodzi?
– Nic się nie dzieje.
– Iguuuś…
– Nic! Wszystko ok.!
– Oj nie bądź Natalie albo Ateną numer dwa.
– A niby czemu nią lub tą drugą jestem?
– Bo tylko one bywają tak uparte.
Iga rzuciła jej pytające spojrzenie, a Lilly tylko uniosła przepraszająco ręce. Obie się roześmiały, a Lilly dotknęła ramienia córki Ateny.
– No dobra. Mów.
– I to ja jestem uparta- żachnęła się dziewczyna, ale westchnęła i dodała:- Nikt nie pamięta co jest dzisiaj.
– Ja pamiętam- uśmiechnęła się dziewczyna, na co Iga aż uniosła wyżej brwi.- Dwudziestego siódmego grudnia w tysiąc dziewięćset trzydziestym czwartym roku Persja zmieniła nazwę na Iran.
Iga spojrzała na nią z politowaniem. Lilly tylko się uśmiechnęła, ale widząc zblazowane spojrzenie przyjaciółki wybuchła śmiechem.
– Ha. Ha. Ha- mruknęła.- Ale dowcip…
– Ale to prawda- broniła się Lilly.- Kurde, zaczynam mieć dowcipy na poziomie swojego ojca- westchnęła znów poprawiając włosy.
– Cieszę się. Naprawdę!- Iga udała zadowoloną i uniosła kciuki do góry, uśmiechając się sztucznie.- Moje życie od dziś nabrało nowego sensu!
– Twoje dowcipy są jeszcze gorsze- zauważyła Lilly, sięgając do kieszeni.
Wyciągnęła stamtąd maleńkie pudełko owinięte w srebrny papier do pakowania prezentów, zawiązany błękitnymi wstążkami. Paczuszka bez problemu pomieściła się w dłoni Lilly. Była estetycznie zapakowana, zresztą jak wszystko co wpadło w ręce brunetki.
– Proszę- Lilly wręczyła jubilatce prezent.- Wszystkiego najlepszego, dzieciaku. Teraz jesteś młodsza ode mnie zaledwie o trzy lata.
Iga wzięła od niej prezent, uśmiechając się wesoło. Czyli jednak ktoś pamiętał! Jej, Lilly jest cudowna. Prawie tak pamiętliwa jak dziecko Ateny, pamięta każdą datę. I jest wspaniałą przyjaciółką. Zawsze pomoże, doradzi, byle by było wszystko poukładane, harmonijne i w porządku dla wszystkich. Iga zawsze uważała, że jej przyjaciółka to wspaniała dziewczyna, a teraz miała ochotę udusić ją ze szczęścia.
– Dziękuję!- krzyknęła, rzucając jej się na szyję.- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
– Proszę. Heh, ale spróbuj mnie nie zmiażdżyć!- zaśmiała się Lilly, próbując wyswobodzić się z jej uścisku.
Dziewczyny wolnym krokiem dochodziły do Areny. Śmiały się wesoło. Iga odzyskała humor i teraz była bardzo zadowolona, co równało się z tym, że była nieźle ożywiona Było jej wszędzie pełno, przynajmniej w odczuciu Lilly, która spokojnym krokiem spacerowała. Iga otworzyła w końcu prezent i znalazła tam małe, srebrne kolczyki. Iga ponownie rzuciła się na szyję Lilly, która zachwiała się i prawie nie wylądowała w śniegu.
– Dobra, starczy tej miłości!- zawołała brunetka, poprawiając grzywkę.- Chciałam dać ci prezent jako pierwsza, zanim zrobią to inni.
Dziewczyny szły wzdłuż ściany Areny, zmierzając do wejścia. Iga zmarszczyła brwi, patrząc zdumiona na Lilly.
– Inni?- zapytała.
Lilly uśmiechnęła się i wskazała głową na lewo.
– Tamci- odparła, stając przed wejściem na arenę.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję <3 *u* Jak ja bym chciała mieć takie urodziny naprawde ;333. Moja riposta do Natali hahhaha genialne :D. Strasznie Ci dziękuję :D. Tylko co do tego wzrostu to raczej niska nie przeciętnego wzrostu T.T 😉
STO LAT !!!! Hestia, wszystkiego naj, wielu przyjaciół, żebyś dalej pisała Przeklętą Pieśń (przed chwilą zauważyłam, że wstawiłaś wczoraj :3 ) oraz wielu przygód w życiu żebyś nadal miała w sobie tyle pozytywnej energii i była zawsze uśmiechnięta 😀 Wszystkiego najlepszego kochana. Zaśpiewałabym ci, ale nie umiem ;P
A co do opka to Ann24… Twoi bohaterowie, wszyscy w jednym opku… ty chcesz mnie zabić. Nie zaprzeczaj, chcesz!!! To jest meeegaaa, prawie równające się prestiżem, z urodzinami Hestii. 😀 Moja Natalie i Louis :3 Owww, Mike i Miri <3 Teraz tylko czekać na moich mistrzów Mika i Nathana znowu w akcji xDD Zrobisz kontynuacje? bo chyba nie zrobiłaś tu końca, co? ;o
Hestia, wszystkiego najlepszego mordeczko! <3 Dużo przyjaciół, wspaniałych wspomnień, żebyśmy pamiętali o twoich urodzinach na czas, dużo, dużo czekolady i mało kilogramów na wadze 😉 żebyś się często uśmiechała, znalazła swoją miłość (jeżeli to postać fikcyjna, to żeby ona pojawiła się w realnym świecie *-*)! Żeby cię żaden potwór nie zażarł, boski rodzic uznał/był dumny ze swojej córuchny :3 żebyś pisał swoje opka dalej, miała duuużo weny i często się uśmiechała
Ann24, jesteś mistrzem dialogów głąbie <3 Umarłam!!! Jane kontra Mike, Nat i Louis to jest boskie, moja Mikanda <3
Dziękuję :D. Leoś powstań z fikcji i choć do mnie :c Mogę zmienić imię na Kalipso jeśli cię to uszczęśliwi 😀
Dziękuję <3 To takie miłe :3
Hestia! Pigiel! Iga!
Wszystkiego najlepszego!
Tysiąca książek! Jakich sobie zapragniesz! I to takich, od których nie będziesz w stanie się oderwać!
Świetnych ocen! Bądź niczym córka Ateny, if you know what I mean, xD.
Coby Leoś się odkochał i zakochał w Tobie! (i żeby był Ci ślepo poddany, :-D)
Braku wrogów/ Dużo martwych wrogów! (wybierz co wolisz)
Uznania przez boskiego rodzica chyba że wolisz pozostać anonimowa |D
Weny twórczej na tysiące lat (nie oszukujmy się, bogowie dadzą Ci nieśmiertelność)
Umiejętności hejtowania opek!
Zero wirusów na kompie |D
Nieskazitelnej cery (najgenialniejszy prezent ever, XD)
I czegoś co ty tam sobie wymyślisz, 😛
Nożownik7
A co do opka:
Geniusz, jak zwykle. Kocham te dialogi. Ja nie potrafię wymyślać takich zabawnych. T.T
Masz fajne pomysły, ale myślałem, źe sprawisz Hestii prezent i powiesz, kto jest matką Lilly… *ukryta aluzja*
A sama postać Igi bardzo mi się spodobała. Te riposty…
Dziękuję <3 😀 No, ale nie wiem czy będzie dobrze mi z tą umiejętnością hejtowania opek, więc ją chyba Tb podaruje ;3