Hejo!
Nareszcie to napisałam.
Sorki, że taka przerwa, ale miałam blokadę twórczą i choć pomysłów masa to nie mogłam ubrać ich w słowa.
Dziękuję wszystkim, którzy dzielnie to znoszą, choć pewnie nikt nie czekał.
Tą część dedykuję :
Carmel – mam nadzieję, że teraz opisy będą dobre.
Anetti, Raisie i kate240.
PS.
1. Chciałabym zaznaczyć, że potwora, jaki występuje w tej części nie ma w greckiej mitologi. Został stworzony na potrzebę dalszych części i całego opka, a jego obecność wyjaśni się
później.
2.Powtórzenia są celowe.
Pozdro amelllo
********************************************
Rozdział IV
Następnego dnia byłam do tego stopnia pogrążona w myślach, że nawet nie zauważyłam kiedy minął.
Cały czas roztrząsałam wydarzenia poprzedniego dnia.
Pfffffff… dużo tego było.
Harmony była dla mnie zagadką.
Jej zachowanie mówiło:
„Och,wiesz Asta? To nic, że omal mnie nie zagryzłaś jak jakiś chory zwierzak, wszysko jest dobrze. Co prawda siedzę cała owinięta bandażami i nie mogę się ruszyć.”
No,… może trochę wyolbrzymiam.
Ale przez to wszystko czułam się jeszcze bardziej winna.
Miałam wiele pytań:
Jak ona może sie nie gniewać?! Z jakiego powodu chce mnie wywieźć z poprawczaka? Dokąd? I kim, do cholery, jest ten Joke?
Niestety nie znałam na nie odpowiedzi.
Kiedy czegoś nie wiedziałam, zawsze czułam odrętwienie i nic z zewnątrz nie było w stanie do mnie dotrzeć. Wymyślałam różne chore hipotezy i wyjaśnienia, które nic nie rozjaśniały.
Tak było i tym razem.
Z zamyślenia wyrwałam się dopiero wracając ze szkoły.
… Szłam sobie rozmyślając, kiedy nagle usłyszałam krzyk mojego przyjaciela, a potem klakson samochodu.
Zawiał wiatr.
Poczułam, że coś we mnie uderza i wylądowałam na jezdni. Byłam przygnieciona do podłoża przez coś dużo cięższego ode mnie.
Co się dzieje?! – to pierwsze co mi przyszło do głowy.
Totalne zaskoczenie. Powrót do świata żywych…
Niestety, po minie Dave’a – to on na mnie leżał – wnioskowałam, że niedługo jednak ten świat opuszczę.
Chłopak patrzył na mnie z bardzo bliska, z wyrazem czystej furii na twarzy.
Muszę przyznać, że trochę się go przestraszyłam.
– Co ci odbiło, idiotko?! – warknał mi w twarz. Oddech pachniał mu winogronami, które były w szkolnej stołwce tego dnia, z tego co pamiętam. Był taki słodki… Jego ciemnogranatowe oczy
były takie piękne… A głos przepełniony wyrzutem, oburzeniem, złością… i chyba… troską? – Ty na serio masz coś z głową!
Spojrzałam na niego zdziwiona.
– O co ci chodzi? – spytałam zniecierpliwiona. Głos mi jednak drżał i miałam zawroty głowy.
– Co „o co ci chodzi”?! – zaczął podnosić głos – Chodzi o to, że właśnie musiałem ratować ci życie, bo Jaśniezamyślona Asta nie umie o to zadbać! – jeszcze nigdy się tak na mnie nie
wkurzył. Spojrzałam na niego zaskoczona, a chłopak zawrzał.
Szybko sturlał się ze mnie i stanął na równe nogi.
Obrzucił mnie krytycznym spojrzeniem.
– Jesteś… – zabrakło mu określenia – Yghhh!
– Ja?! Yghhhh?! – krzyknęłam. – Sam jesteś yghhh!
– Bo cię… – był cały spięty.
Miałam wrażenie, że zaraz mnie zabije.
– Już się boję! – powiedziałam piskliwie. Gardło miałam ściśnięte ze strachu. W końcu nie bez powodu został zamknięty. Na dodatek był dwa razy silniejszy ode mnie.
Czemu jest na mnie taki wściekły?! Nie rozumiałam jego przesadzonej reakcji.
Podniósł rękę, a ja skuliłam się, przygotowując na cios.
Dave nigdy mnie nie skrzywdził, choć był jednym z tych co ciągle wpadali w bójki z innymi mieszkańcami poprawczaka i ludźmi ze szkoły. Teraz wyglądał, jakby był do tego skłonny.
Jednak zamiast uderzyć mnie, walnął pięścią z całej siły w bok ciężarówki, która zatrzymała się obok, tuż po niedoszłym wypadku.
TRZASK!
Jego ręka zostawiła głębokie wgniecenie w naczepie, ale Dave nawet się nie skrzywił.
Niezdarnie podniosłam się na nogi.
Ledwo utrzymywałam równowagę.
Kierowca tira, który w tym momencie nadszedł, spoglądał to na mojego przyjaciela, to na mnie. Nawet nie zerknął na ciężarówkę.
Uśmiechnął się, a ja zadrżałam.
Jego uśmiech był okrutny i… triumfalny?
Jakby mały zamachowiec dostał pod choinkę bombę.
W tym momencie już wiedziałam, że coś jest nie tak.
Mężczyzna zaczął się przekształcać.
Spod skóry wyrosły mu długie, szorstkie, splątane, brunatne włosy i pokryły całe ciało.
Nos i szczęka wysunęły się do przodu, uszy uniosły wyżej, czoło spłaszczyło, a zęby wydłużyły.
Ciało zwięszyło masę mniej więcej pięć razy, dłonie i stopy przemieniły w łapy i stwór opadł na cztery nogi.
„Nie no błagam! – pomyślałam – Znowu potwór?!”
Przede mną stał wielki, nieco zdeformowany niedźwiedź.
W kłębie miał chyba dwa metry.
Dziwiła mnie nieproporcjonalność jego ciała. Klatkę piersiową miał szeroką, łapy potężne, a szyję masywną. Był mocno zgarbiony. Jego zad i tylnie nogi wychudzone w stosunku do reszty.
Ciężar ciała był wyraźnie przeniesiony do przodu, tak że niedźwiedź przyponinał trochę taran lub czołg, mający iść na przód i niszczyć.
Ta anomalia sprawiała, że wydawał się groźniejszy, szybszy, znacznie bardziej niebezpieczny od swoich pobratymców.
W dodatku oczy, pogłębiały to wrażenie. Niby ludzkie – duże, zielone, z rozszerzonymi źrenicami, rozumne i pełne obłędu – patrzyły się prosto na mnie.
Byłam sparaliżowana strachem. Znacznie bardziej niż chwilę temu. Miałam wrażenie, że jakaś zimna, metalowa ręka zaciska się wokół mojego żołądka, wbijając w niego pazury i dodatkowo
podsuwając go pod gardło.
– C-co to jest?! – wyjąkał Dave. Nie tylko ja się bałam.
Bestia tylko ryknęła przeraźliwie głośno, otwierając szeroko paszczę, z której wystawały ostre kły i zaatakowała.
Potwór stał jakieś 20m ode mnie, ale ten dystans pokonał w kilku susach (niedźwiedzie sadzą susy?).
Był już bardzo blisko…
Usłyszałam cichy świst i biała strzała ze srebrnym bełtem wbiła się w jeden z kołtunów na szyi potwora.
Potwór zatrzymał się i spojrzał zdezorientowany na Harmony, która trzymała mleczno-biały łuk z drugą identyczną do poprzedniej, strzałą nałożoną na cięciwę. Nogi się jej trzęsły,
ale broń trzymała pewną ręką.
– Nie waż się jej tknąć! – krzyknęła drżącym głosem i wystrzeliła pocisk.
Poleciał prosto w stronę otwartej paszczy niedźwiedzia, ale potwór w porę się zorientował i uchylił. Chyba nieźle go ta próba ataku wkurzyła.
Podniósł się na tylne nogi i zaryczał.
Przeszedł ostatnie metry dzielące go ode mnie i opadł na cztery łapy uderzając mnie jedną z nich w twarz. Taki mega silny policzek.
Upadłam na ulicę, a moja głowa uderzyła w asfalt. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Z bólu zbierało mi się na wymioty, ale starałam się je powstrzymać.
Niedźwiedź ruszył w stronę Dave’a, a ten zaczął się cofać.
Bestia przyspieszyła i wbiegła w Dave’a wpychając go na ciężarówkę.
– Dave!!! – wydarłam się na cały głos, kiedy chłopak osuną się na ziemię, zostawiając wgniecioną plandekę.
Harmony zaklęła w jakimś dziwnym języku, co już było dziwne, a jeszcze bardziej szokujące – ja to zrozumiałam!
Walnęła coś o przeklętych miśkach.
Musiałam naprawdę mocno walnąć się w głowę…
Następnie, moja przyjaciółka zaczęła szaleńczo wymachiwać rękami do kogoś (lub czegoś) na drugim końcu ulicy, kogo nie byłam w stanie dojrzeć leżąc.
Może ona też oberwała…?
Niedźwiedź szedł niespiesznie w moją stronę, pewny zwycięstwa.
Brutalnie złapał mnie zębami za klatkę piersiową, więc miałam trudności z nabieraniem powietrza.
Zaciskał szczęki coraz mocniej, dodatkowo potrząsając głową na boki.
Dusiłam się.
Czułam jak żebra pękają mi pod naciskiem silnych szczęk, a ostre zęby przebijają skórę. Ból był nie do zniesienia.
Jakby spod wody usłyszałam okrzyk Harmony – wołała do kogoś, żeby mnie ratował.
Tupot czyjiś nóg o jezdnię.
Bestia podniosła pysk do góry i z impetem walnęła mną o ziemię.
Czaszkę miałam chyba uszkodzoną, a kiedy upadłam na jezdnię, to całym swoim ciężarem przygniotłam rękę i teraz czułam w niej przenikliwy ból.
Ze skroni spływała mi krew.
Niedźwiedź zacisnął mocniej szczęki i wydusił resztki powietrza z moich płuc.
Przestałam czuć cokolwiek. Nie było już bólu, strachu, ani nic innego.
Nie widziałam już, że jakiś chłopak pojawił się za bestią i zamachnął się wielkim, złocistym mieczem, wbijając go głęboko w ciało.
Potwór rykną z bólu, a ja wypadłam mu z pyska. W tym momencie nieznaomy wbił ostrze w gardło bestii.
Bestia zadrżała konwulsyjnie i opadła na ziemię.
Obraz mi ciemniał, a ja stawałam się coraz lżejsza.
Miałam wrażenie, że opuściłam ciało i patrzyłam na nie z boku.
Było mocno poranione:
Ręka wygięta pod dziwnym kątem, twarz zalana krwią, głowa bezwładnie leżąca, ubranie podarte, a pod bluzką widać było głębokie, poszarpane dziury po zębach.
Harmony podbiegła do mnie, łuk zarzuciła na plecy i zaczęła badać puls. Widziałam, że jest zdesperowana. Ściskała wszystkie miejsca, gdzie można było go wyczuć.
Obok niej kucnął chłopak z mieczem. Zaczął klepać mnie po policzku i coś do mnie mówił.
Za nim przyczołgał się Dave. Wziął moją głowę na ręce i zaczął cicho szlochać. Harmony łkała cicho, a nieznajomy klął cicho pod nosem dalej próbując mnie ocucić.
Patrzyłam na tę scenę z zafascyowaniem, zastanawiając się co oznacza.
Nagle znalazłam się w całkowitej ciemności.
Obok mnie, bezszelestnie pojawił się ubrany w czarną, ciemniejszą nawet niż otoczenie, szatę z kapturem, wysoki mężczyzna ze skrzydłami. Był bardzo blady. Jego włosy były długie i
lśniące mrokiem.
Kiedy się mu przyjrzałam, rozpoznałam gościa ze snu. Te same ostre rysy, wyniosła postawa…
– Czy… czy ja znów śnię? – spytałam oszołomiona.
– Witaj córko. – powiedział uśmiechając się smutno. – Niestety nie…
Właśnie umarłaś.
Było kilka literówek, ale nie lubię wypisywać błędów.
Opko było ciekawe, podobało mi się. Miałaś świetny pomysł 😉
Nie mogę się doczekać następnej części >.<
Niech Rainbow Bunchie będzie z tobą! 😀
Mam nadzieję, że będzie! Nareszcie jakiś komentarz! Już miałam zrezygnować z pisania dalej
Mm, zakończenie całkiem całkiem Chciałabym coś takiego usłyszeć… xD
Zabrakło paru przecinków. Gdzieś tam zgubiłaś ogonek. Ale ponieważ jestem po męczącym dniu, to nie zauważyłam nic więcej. Choć niepotrzebnie robiłaś tyle akapitów (jeśli to wina bloga, oddaję honor).
Teraz tekst: ciekawy. O wiele bardziej przejrzysty niż poprzednie części. Do tego łatwiej było się wczuć w bohaterkę. Osobiście wolałabym jeszcze bardziej urozmaicone i dłuższe opisy, ale to już i tak spory postęp i takie mogą być.
A Grupowa ma rację, zakończenie jest świetne. Ale ja wolę czegoś takiego nie słyszeć. Jestem jeszcze młoda, nie życzę sobie takiego losu xD
PS. W opkach pisze się słownie liczby – 20m ~~ dwadzieścia metrów
PS2. Sorry, że tak późno, ale dopiero teraz zauważyłam te opko.
Spoks! Obecność twojego wpisu odrazu podniosła mnie na duchu i mam ochotę pisać dalej. Akapity to tak specjalnie bo czasem krótkie zdania i przerwy (jak dla mnie) nadają takiej… atmosfery… Choć mogłam przesadzić.