Jej, następny rozdział… Mam nadzieję, ze Wam się spodoba Jednak, mam do was jeszcze maleńką prośbę, identyczną jak ta, w „Nękany przez ojca”. Skomentujcie… Ostatnio mam jakiś zły okres i serio mam ochotę rzucić to wszystko ale potem widzę te dwa-pięć komentarzy, które jednak dają mi do myślenia, że kurcze, jednak komuś się podoba i ktoś to czyta Dziękuję tym osobą. I to dla nich jest ta część I dla wszystkich fanów Jane i Nathana 😀
Wasza Annabeth24
[Nathan]
Do pałacu Hadesa dostaliśmy się bez problemu. Dwa szkielety przed wrotami. Żaden problem, odzyskałem swój miecz i spokojnie mogłem sprawić, że z kościotrupów w mundurach aliantów zostało tylko wspomnienie i ich broń. Spojrzałem na Mika. Ten tylko uniósł niepewnie kąciki ust w górę i zabrał z ziemi miecz zabitego szkieletu, po czym pewnie pchnął drzwi z impetem. Widać spieszy mu się do Mirandy…
W środku panował mrok. Nie było widać prawie nic. Tylko jakieś cienie co jakiś czas przemykały się tuż obok nas. Na początku staraliśmy się skradać przy ścianach, ale kiedy po raz setny wpadliśmy na postumenty na których spoczywały zabytkowe wazy lub rzeźby, stwierdziliśmy, że to zły pomysł i szliśmy środkiem. A tak naprawdę, było tak, że za każdym razem kiedy ta chodząca gracja wpadała na ceramiczne narzędzia zwalając je z głośnym trzaskiem na ziemię, miałem ochotę go udusić. Więc, żeby nie ryzykować, trzymaliśmy się z dala od rzeczy, które bardzo łatwo się tłukły
Mike szedł pierwszy. Czasem nawet biegł, bo był przekonany, że w oddali zobaczył Mirandę. Musiałem go przytrzymywać, bo by się zgubił. Jęczał i marudził, ale go uciszałem, bo w każdej chwili coś mogło nas zaatakować i sprawić, że będziemy już legalnymi mieszkańcami Świata Umarłych. Mało kusząca opcja.
Tup, tup, tup.
– Cicho!- syknąłem, zatrzymując się, a brunet zrobił to samo.
– Co znowu?- zapytał zdziwiony.
Słychać było kroki. Szuranie, jakby jakaś istota o wielkich stopach sunęła w naszą stronę. A raczej chciała rozbić stopami posadzkę, bo stąpała tak głośno, że wydawało się, iż próbowała stratować tą biedną podłogę.
– Nathan…- zaczął.
Popchnąłem go za róg, w jakiś korytarz. Błyskawicznie przylgnąłem plecami do ściany i zacząłem nasłuchiwać. Mike zrobił to samo, ucichł, wsuwając miecz za pasek. Minę miał pozbawioną jakichkolwiek uczuć, kiedy sięgał po strzałę, żeby mieć dalszy zasięg rażenia. Nie chciałbym być na miejscu tego potwora, co się zbliża. Akurat Mike to cela ma. Ograł mnie nawet w pchełki…
Tup, tup, tup.
Coś się zbliżało. Nie wiem, co to może być. Do tej pory nie spotkałem się z potworem, który wydawałby takie dźwięki. Na pewno poruszał się na dwóch łapach lub nogach. Był ciężki, bo dudnienie słychać było z daleka. Miał pazury? Nie, ale przynajmniej coś metalo-podobnego dźwięczało przy każdym kroku. Nagle dało się dosłyszeć głuchy trzask. Jakby ktoś zbił wazony, albo… Nie, wątpię. Nie przypominało to trzasku łamanych kości… Choć może… Na samą myśl, co może na nas wypaść, poczułem mrożące zimno wewnątrz organizmu. No, przynajmniej nie będę musiał płacić za przewóz Charonowi. Mike nagle opuścił łuk i patrząc na mnie z politowaniem powiedział:
– To nie jest potwór.
Kroki ucichły jak na zawołanie. Zatkałem mu usta dłonią, modląc się, żeby stwór go nie usłyszał i poszedł dalej. Lepiej brać niebezpieczeństwa z zaskoczenia, nie dać im czasu na wymyślenie, jak zabić małego herosa.
Tup, tup, trzask, brzdęk.
Odetchnąłem z ulgą.
-Nathan, ale to…
– Cicho bądź- uciszyłem ponownie Mika, zasłaniając mu buzię. Chłopak wywrócił oczami i sprawnie odetkał sobie buzię.
– Tylko jedna rzecz wydaje takie odgłosy i to nie…- zaczął, ale mu przerwałem.
– Zamknij się- syknąłem, a Mike uniósł ręce w górę.
– Tylko jak rozpłatasz tego ‚potwora’ mieczem, to żeby nie było, że nie ostrzegałem- szepnął, schował strzałę i, krzyżując ręce, oparł się o ścianę.
Dobra, nie to nie. Jakby co to ja twojego tyłka bronić nie będę.
Dźwięki dochodziły z coraz mniejszej odległości, trzaskanie też. Niemal widziałem, jak cień na ścianie z naprzeciwka się poruszał. Ostatnie metry…
Jak na zawołanie światła pochodni na ścianach rozbłysły, rozświetlając drogę temu komuś (lub czemuś) co szło w nasza stronę. Wtedy usłyszałem, że ktoś śpiewa. Spojrzałem osłupiały na Mika, który tylko uśmiechnął się kpiąco. Otworzyłem buzię, żeby coś powiedzieć, ale nie wiedziałem, o co dokładnie chcę się spytać. Może się tyko przesłyszałem…? Nie, znowu jakaś melodia…
– Ej, zaraz… Czy to coś śpiewa…?- spytałem.
Jak na zawołanie usłyszałem wyraźne słowa piosenki:
– Take me down to the paradise city, where the grass are green…-tu przerwać na głuche trzaśniecie-…and boys are pretty!
– Owszem. I nadal strasznie fałszuje- odparła Mike, nadal szeroko się uśmiechając.- No ale żeby nazywać potworem…?
Nie… To niemożliwe…
Stałbym tam i patrzył się na chłopaka jeszcze dobre kilka lat, ale znowu rozległa się huk.
Odwróciłem się i powoli wyjrzałem zza ściany, omal nie tracąc czucia w nogach. Poczułem rozlewające się wewnątrz mnie gorąco- radość, a jednocześnie paraliżujący strach. Korytarzem szła Jane.
O bogowie… Jane!
Tak, to ona! Myślałem, że się roztopię ze szczęścia. To była ona… Maszerowała korytarzem, trzymając w jednym ręku pusty gliniany wazon. Nucąc pod nosem piosenkę, przekręcając teksty, wymyślając własne słowa, kroczyła przez korytarz. Beztrosko, co pięć metrów niby od niechcenia, pstrykała palcami w antyczne wazy, popiersia i inne ceramiczne ozdoby stojące na postumentach, które chwiały się i po chwili roztrzaskiwały się o ziemię. Za każdym razem jakaś magiczne siła podnosiła je, zlepiała i wazony wracały na swoje miejsca, nietknięte. Dziewczyna za każdym razem uśmiechała się zadowolona.
Nie zmieniła się nic. Czarne szorty nie opuściły jej nawet po śmierci. Bluzka, oczywiście czarna z wielkimi napisem: „F*ck you all -i’m still alife’ jakby Jane znowu chciała udowodnić, że jest niezależna i nikomu nie ulegnie. Blada cera, szare oczy, smukła sylwetka. Czarne, pocieniowane włosy sterczały we wszystkie strony świata i chyba… urosły. Przynajmniej sięgały za łopatki. Tylko teraz wyglądała… dostojniej. Jakby była pomniejszą boginią metalowców.
– Mówiłem, że tylko jedna rzecz może tak hałasować- wtrącił szeptem Mike, uśmiechając się promiennie, patrząc na dziewczynę.
No tak, przecież nie zdjęłaby tych cholernych butów nigdy. Spojrzałem na jej stopy. Czarne, mające tryliard lat glany. Chyba pierwsze zniszczone glany, jakie widziałem. Wiecznie nie zawiązane. Ona w nich chyba nawet śpi.
Szła, bezczelnie pokazując mi, jaka jest wspaniała. Nie mogłem się przestać na nią patrzeć. Przez ostatni czas chyba zapomniałem, co to szczęście. Udawałem, że żyję. Razem ze śmiercią Jane umarłem i ja. A teraz nagle odzyskałem cała siłę, energie, wszystko.
Nie wiem, jak opisać to co poczułem. Nigdy tego wcześniej nie doznałem, więc trudno mi to do czegoś porównać. W tym momencie spełniły się moje największe marzenia, sam widok Jane uświadamiał mi, jak bardzo jestem szczęśliwy. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo za nią tęskniłem. I… że ją kocham.
Nawet nie wiem, kiedy znalazłem się tuż za nią. Nie zauważyła mnie. Dogoniłem ją i chwyciłem za ramię. Błyskawicznie się odwróciła. Normalnie napajałbym się wyrazem przerażenia, potem zdumienia j oszołomienia na jej twarzy, a wreszcie radości. Ale nie teraz. Raz już ją straciłem, teraz musiałem mieć pewność, że jest moja.
Pocałowałem ją. Jej dotyk był jeszcze wspanialszy niż ona sama. Usłyszałem trzask bitej gliny, bo dziewczyna upuściła z wrażenia ceramiczny wazon. Jane, na początku zdumiona, wyrwała się z otępienia i oddała pocałunek. Poczułem, jak delikatnie się uśmiecha, potem kładzie swoje zimne ręce na mojej szyi. Objąłem ją. Mógłbym tak trwać wiecznie, ale w końcu odsunąłem się. Oczy Jane świeciły.
– No hej.
Tylko tyle zdołałem wymyślić. Roześmiała się.
– Hmmm, ambitne powitanie. Choć na początek nie narzekam.
Uśmiechnąłem się. Jej głos… O ja pierdolę, ona jest cudowna!
– Ciesz się, że nie zatłukł cię mieczem, bo najpierw wziął cię za potwora. Ja tam wiedziałem, że to ty.
Mike zmierzał w nasza stronę swobodnym krokiem, nie spiesząc się. Na dźwięk jego głosu Jane drgnęła i w mgnieniu oka odwróciła się w jego stronę. Kiedy dostrzegła, że to on zbliża się w naszą stronę, uśmiechnęła się jeszcze szerzej i momentalnie się w niego wtuliła.
– Zgaduje, że nie wyprowadzałeś go z błędu, co? -zaśmiała się, kiedy Mike objął ją ramionami i ścisnął przymykając oczy.
– Z jakiego błędu? Ja tu żadnego błędu w rozumowaniu Nathana nie widziałem odparł, śmiejąc się serdecznie.- A teraz mnie puść, bo przyjaźń przyjaźnią (tęskniłem), ale jednak wolę, żeby Nathan mnie nie zabił.
Poczerwieniałem. Jane również, ale puściła Mika.
– O kurde, ale się Miri ucieszy, jak was zobaczy.
Spojrzałem na Mika, a ten błyskawicznie się ożywił i spojrzał błagalnie na Jane. Ta posłała mu szydercze i znaczące spojrzenie. Podniosła wazon, który magicznie się naprawił i znów spojrzała się na Mika.
– Bogowie, kurde, jak się cieszę, że tu jesteście. To znaczy..- urwała, przyglądając się nam dokładnie. Minę miała przerażoną przez chwilę walczyła ze swoimi myślami. Spojrzałem na nią niepewnie, z troską.- Nie umarliście, prawda? -W jej oczach pojawił się jeszcze większy strach i przerażenie. Spojrzała na mnie błagalnie, żebym zaprzeczył, że umarliśmy.
– Gdybyśmy umarli, to by nas tu nie było. Tartar czeka- mruknął Mike, szturchając łokciem Jane.
– Właśnie. Ty to wyglądasz jakbyś się stamtąd wyczołgał- powiedziała uszczypliwie dziewczyna.
Hehe, wreszcie ktoś umie go zgasić. No, ale miała przy okazji dużo racji w tym co powiedziała. Mike mógłby zagrać w filmie o ofiarach, które wpadły pod pociąg i nie potrzebowałby charakteryzacji. Cały w krwi i piasku, wyglądał na serio jakby wyczołgał się z krainy przeznaczonej dla największych skazańców.
– No wiesz, a jak wyobrażałaś sobie pogromcę Cerbera, co?
– Raczej palanta, który zrobił mu z tyłka szczotkę ze strzał – mruknąłem, na co Jane zareagowała wybuchem śmiechu. Jak ona się cudnie śmieje…
– O mamo, naprawdę?
– Pfff… No, ale dzięki mnie nie będzie widział na jedno oko odparł z dumą patrząc się znacząco na Jane
– No, ale dzięki niemu ty przez najbliższy miesiąc będziesz capił tym czymś, co wypłynęło z oka Cerbera- dodałem, posyłając mu triumfalne spojrzenie.
Jane momentalnie zrobiła długi krok w moją stronę. Z rozbawieniem patrzyliśmy jak z wykrzywioną z obrzydzenia miną wyciera sobie bluzkę i spodnie.
– Ostatni raz cię przytulam. To był wyjątek.
– Wcześniej też mnie nie przytulałaś- wyszczerzył się Mike.
– Wiem- posłała mu ten swój cudny bezczelny uśmieszek.- A teraz idziemy, zaprowadzę was do mojego pokoju, bo, jak mniemam, wujcio ma nie wiedzieć, że tu jesteście.
– Bystra jesteś- mruknąłem.
– Wiem. To teraz tłumaczycie się, co tu robicie.
– Przyszliśmy po was- oznajmiłem. Jane wywróciła oczami i spojrzała na mnie błagalnie, żebym jej nie załamywał.
– Tyle to ja wiem. Tłumaczcie się, czemu tak późno.
Mówiłem już, że ją kocham?
Dwa szkielety przed wrotami. – Przed wrotami STAŁY dwa szkielety.
schował strzałę i, krzyżując ręce, oparł się o ścianę. – schował strzałe i krzyźujac ręce, oparł (…)
Jakby była pomniejszą boginią metalowców. – świetne porównanie ^^
– No ale żeby – No, ale żeby
Nathana nie widziałem odparł – Nathana nie widziałem. – odparł
Powtórzyłaś cudowna/cudownie.
Po prostu fajne. Powyżej dobrego, poniźej genialnego.
Było kilka powtórzeń i niedociągnięć. Literówki i braki znaków interpunkcyjnych się zdarzały…
Mogło być lepiej…
Nie, no żart. Cudowne było. Uwielbiam Jane, jej glany, Nathan jest świetny. Hihihi, mam zaciesz. Zawsze go mam, gdy widzę twoje opka. Czekam na CD…
Nie czytałam Bliźniaczek od początku, i wypadło mi z głowy: kogo synem jest Nathan? Sorki, nieogar ze mn….
Dawno mnie nie było. Dziś znalazłam czas i wchodzę na rr, patrzę, a tu Bliźniaczki!!! No, to muszę się zalogować
Błędy wymieniły dziewczyny, a ja dopiszę, że mi się strasznie podobało. Jane + Nathan = najlepsza para ever
A więęc, czekam na ciąg dalszy 😉
Kocham Cię i to jak piszesz 😀 Mam nadzieję, że dzięki tym komentarzom, będziesz miała motywacje do dalszego pisania 😀
do Reiny04- Nathan jest synem hypnosa.
A rozdział był genialny! To ostatnie zdanie rozwaliło mnie i oczywiście
czekam na CD
Ps.wiem że krótki ten komentarz ale co innego mam powiedzieć na temat tego cudownego opka?
Jeju, dziękuję Wam bardzo! Kochane jesteście Strasznie miło z waszej strony, że piszecie takie rzeczy ! Dziękuję Wam, dużo to dla mnie znaczy, serio 😛
Jane i jej sarkazm! Tęskniłam!!! O mamo, jaka ona jest cudowna! I to jej wielkie wejście z G’n’R <3 Kocham :3 O kurcze, a mój Mike jest takim kochanym przyjacielo-bratem *-* Ja już czekam co będzie jak Miri się pojawi *3* Wtedy to chyba na prawdę umrę… Tym razem siostra przychodziła do mnie tylko 7 razy, pytać się, czemu skaczę po łóżku z tabletem w ręku coś czytając xD
Nie wiem co ci jeszcze mam napisać, ale piszę to 'coś' xD Tylko pisz dalej!!!
JANE!!!!!!!!!!! <3 KOCHANA, JAKA TY JESTEŚ ZAJEFAJNA!! *o*
Przeczytałam, mogę umierać x.x Cudowne ;D przepraszam że tak późno, ale nastrój świąt bożonarodzeniowo-pogodowo-wielkanocnych się mojej rodzinie udzielił więc chyba wiesz co to znaczy xD. Mówiłam kiedyś, że uwielbiam jak piszesz? Jeśli nie to miej te świadomość ;333. No to co kiedy następna część :D? Zrobisz mi prezent na urodziny (27.12) ;p? Proooooszę :c *.* Możesz w nim też spokojnie opisać jakieś partyhard w stylu Hades :D.
OCZYWIŚCIE HESTUNIU TY MOJA!!!!
Pisz co tylko chcesz, mg z bohaterami z moich opek, połączyć poszczególne postaci, stworzyć nowe, opko z tobą, składanie życzeń, jakąś przygoda, co chcesz- wszyściusieńko ;*