Tej nocy nie mogłam spać. Czułam obawy, można nawet powiedzieć strach, przed jutrzejszą wyprawą. Przypinałam sobie wielogodzinne treningi z Percym, w myślach powtarzałam zdobyte wiadomości o potworach oraz sposobie ich zabicia. „ Zabicia” Jeszcze tydzień temu to słowo było mi zupełnie obce, zresztą…wciąż jest. Nadal nie do końca wierzę w to co robię. Do tej pory jak szara myszka, oglądałam filmy zamknięta w swoim pokoju, teraz wybieram się na (według co niektórych samobójczą) misję, w celu odebrania jakiegoś okrętu od bandy (umarłych już) potworów. „ W co ja się wpakowałam? Może trzeba było zwiewać, kiedy tylko nadarzyła się okazja? Albo wyrzucić mapę i wymazać ją z pamięci? Umiałabym to zrobić? Zapomnieć? Wydaje mi się, że nie. Odczuwałabym nie zaspokojoną ciekawość, poczucie czegoś co mnie ominęło. Z pewnością bym żałowała. A tego nie cierpię.” Gdy już udawało mi się zasnąć, nie trwało to długo. Ze snu budziły mnie koszmary. Przeróżne sceny walk z mitologicznymi stworami. W każdej z nich w końcu ginęłam. „Brrr”. Jedno było pewne rankiem będę nieprzytomna, co nie wróżyło miłego początku przygód.
***
Jak przewidywałam o świcie byłam totalnie zaspana. Z trudem zmuszałam swoje ciało do jakichkolwiek czynności. Najchętniej wróciłabym pod ciepłą kołdrę, ale nie mogłam. Miałam dziś ważniejsze sprawy.
Annabeth nie było już w domku. Na szafce nocnej zostawiła mi liścik:
Na stole znajdziesz swój plecak. Są już w nim spakowane wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.
Czekam u Percy’ego.
Spojrzałam w kierunku dużego stołu. Faktycznie leżał na nim średniej wielkości brązowy plecak. Sprawdziłam jego zawartość. Była w nim woda, jedzenie, ubranie na zmianę, namiot, trochę nektaru oraz złotych drachm.
„ Zupełnie jakbym się wybierała na wycieczkę – no, może oprócz tych dwóch ostatnich”.
Wzięłam szybki prysznic. „W co by się tu ubrać?” Szczerzę mówiąc to dużego wyboru nie miałam. Założyłam na siebie beżowe rurki oraz pomarańczową koszulkę obozu. Na nogi włożyłam czarne trampki. „Powinno być mi wygodnie”. Rozczesałam swoje brązowe włosy, pozostawiając je rozpuszczone. Wzięłam do ręki bagaż i udałam się w kierunku domku nr 3. Przez cały czas nie mogłam pozbyć się dziwnego uczucia. Coś jakby motyle w brzuchu…ale to na pewno nie z miłości, raczej z nerwów.
***
Syn Posejdona mieszkał w niskim budynku, którego ściany zrobione były z szarego kamienia. Gdzieniegdzie można było dostrzec malutkie muszelki. Za nim rozciągał się piękny nadmorski pejzaż.
„Wow, chłopak musi mieć niesamowity widok z okna”.
Już miałam zapukać do środka, kiedy usłyszałam rozmowę dwojga herosów. Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale chciałam wiedzieć więcej o moich towarzyszach. Skoro nie chcieli mi nic zdradzić samemu, musiałam dowiedzieć się czegoś na własną rękę.
– Nie chcę już nigdzie jechać Percy – usłyszałam smutny głos dziewczyny. – Po tym wszystkim… Po prostu mam dość misji, potworów. Chcę w końcu mieć chwilę wytchnienia.
– Hej, Hej, skarbie – „ Ojejciu, kocham tego gościa”. – Głowa do góry. Pamiętasz co ci obiecałem. To już ostatni raz. Nigdy więcej. Resztą zajmą się inni herosi. Robimy to tylko dlatego…
– …Że porwali naszych przyjaciół – weszła mu w słowo blondynka. – Wiem glonomóżdżku.
„ Glono…co?”
– Noo, od razu lepiej – odezwał się już znacznie weselszym tonem Percy. – Kocham cię.
– Ja ciebie też- odpowiedziała mu tym samym Annabeth.
Zamurowało mnie. Do tej pory sądziłam, że para jest przyzwyczajona do ciągłej walki, jak wszyscy tutaj. Żaden z nich nie okazywał niechęci do misji. „ Co takiego im się przydarzyło?”
Uznałam, że to wszystko czego mogłam się na tą chwilę dowiedzieć, więc zapukałam i weszłam do środka.
– Hej wszystkim – przywitałam się.
– Cześć Cassidy – powitał mnie (jak zawsze) z uśmiechem syn Posejdona. Oboje nie dali nic po sobie poznać. – Gotowa na przygodę życia?
– Jak nigdy – już nie próbowałam ukryć swoich nerwów. Nie było sensu udawać twardzielki, nie po tym czego byłam świadkiem.
– Zobaczysz, wszystko będzie dobrze – uśmiechnęła się do mnie blondynka po czym wyszła, a za nią Percy.
„Czy ja się przesłyszałam, czy po raz pierwszy córka Ateny była dla mnie miła? To z pewnością efekt porannej rozmowy z chłopakiem. Taak, na pewno. Za chwilę wszystko wróci do normy.”
Pobiegłam za nimi.
***
Przy wielkiej sośnie czekali już na nas Chejron wraz z Argusem – szefem Obozu Herosów. Annabeth wspominała mi, że ma on ciało całe pokryte niebieskimi oczami. Mimo to jego widok mnie zaskoczył. Na pierwszy rzut oka przypominał mi blondwłosego szofera w czarnym garniturze, ale gdy się dokładniej przyjrzałam dostrzegłam mrugające pary oczu. „ Nie wiem czy kiedykolwiek przestaną mnie takie sprawy zaskakiwać”.
– Witam was, moi drodzy – odezwał się centaur.
– Dzień dobry – odrzekliśmy wspólnie.
– Cassidy, jak dobrze wiesz Percy i Annabeth posiadają własną broń – pewnie miał na myśli orkan bruneta oraz sztylet dziewczyny – dlatego pozwoliłem sobie sprawić ci mały prezent. Doszły mnie słuchy, że dobrze radzisz sobie w łucznictwie, dlatego to jest dla ciebie.
Opiekun wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał łuk oraz kołczan ze strzałami. Odebrałam upominek. Broń miała złotą barwę z zielonymi dodatkami.
– Jest piękny. Dziękuję – Uśmiechnęłam się do centaura.
– Nie ma za co – odwzajemnił go. – Herosi, życzę wam powodzenia.
***
Argus podwiózł nas na przystanek autobusowy. Stamtąd właśnie odjeżdżał pojazd, którym mieliśmy się udać do Waszyngtonu. Było to miejsce, w którym Obóz stracił kontakt z zagubionymi nastolatkami.
Według Annabeth i Percy’ego jedynie tam możemy znaleźć jakiś ślad lub chociażby pomocne informacje. Osobiście, pomysł mi odpowiada, zresztą jakiekolwiek planowanie zostawiam tej dwójce.
To oni mają doświadczenie w tych sprawach, ja tu jestem tylko od… w sumie to sama nie wiem. Po prostu bogowie uwierzyli jakiejś durnej przepowiedni, że jestem niezbędna do pomyślnego ukończenia tej misji. Zastanawiam się czy to oni są idiotami, czy ja, że łudzę się aby to jednak była prawda.
***
Jechaliśmy już ok. pięciu godzin. Przez całą drogę blondynka tuliła się do chłopaka. „ Jej, oni naprawdę muszą być zakochani w sobie po uszy. Zazdroszczę im.” Na szczęście nuda mnie nie dopadła. „ Kochana mp4” Kiedy słuchałam mojej ulubionej piosenki, autokar wjechał na parking. Tuż przy nim znajdywała się mała, przydrożna restauracja, a właściwie bar. „ Ocho to pewnie postój na obiad”. Planowo miał być w Philadelphii, więc pewnie tu się znajdujemy.
Zajęliśmy miejsce na zewnątrz. Na tle błękitnego nieba słońce przyjemnie grzało. „ Zupełnie jak na jednej z wycieczek, które organizujemy w wolnych chwilach z rodzicami. A właśnie… rodzice, ciekawe co u nich? Z pewnością się martwią, no i zastanawiają co wpadło do głowy ich wzorowej córeczce. Dokładnie tak – wzorowej. Dla nich zawsze za taką uchodziłam, same piątki, brak problemów. Zwyczajna dziewczyna i to mnie irytowało. Nigdy nie chciałam być zwyczajna, ani nawet idealna, wręcz przeciwnie wolałam totalnie pokręcone życie, z którego każda chwila będzie warta miejsca w mojej pamięci. Jak dotąd szło mi kiepsko, ale teraz – zaczyna się zabawa.”
Wokół było dużo zieleni (nie licząc trasy szybkiego ruchu). W oddali dostrzegałam potężne, wysokie budynki. „ Pewnie jesteśmy jeszcze na obrzeżach miasta”.
– Pójdę kupić coś do picia i jedzenia – syn Posejdona udał się do budynku pozostawiając mnie sam na sam z dziewczyną. Wcześniej jednak czule ją pocałował. „ Ojjj to takie słodkie, wszyscy chłopcy w mojej szkole powinni od niego brać przykład”.
-Tak więc… – chciałam przerwać niezręczną ciszę. – Byłaś już w Philadelphii?
– Nie- odpowiedziała krótko Annabeth. Nie zabrzmiało to niemiło. Po prostu krótko. Dlatego nie próbowałam podtrzymywać sztucznie rozmowy, a właściwie jej braku, nigdy nie byłam w tym dobra.
Oczekując na Percy’ego przyglądałam się pozostałym ludziom. Nie było ich wielu, głównie uczestnicy wycieczek, na co wskazywały ich ciuchy. Moją uwagę przykuły trzy kobiety, siedzące dwa stoliki za nami. Były to dwie blondynki około trzydziestki, oraz starsza pani – zapewne ich matka. Jedna z młodszych kobiet ubrana była w czarne spodnie i różowy top na ramiączkach. Jej średniej długości włosy ozdabiała opaska w kolorze bluzki. Druga nosiła brązową mini spódniczkę oraz krwistoczerwoną bluzkę z długim rękawem. „ Osobiście nie przepadam za połączeniem tych kolorów, wolę jaśniejsze barwy”. Swoje długie włosy zawiązała w kucyk. Ich „matka” sprawiała wrażenie osoby surowej. Siwe włosy upięte były w kok, a jej ubiór stanowiła czarny żakiet oraz równie ciemna spódnica. Może to tylko moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że ich ogniste oczy wlepione były wprost na nas. „Brrr, z pewnością z nerwów moja wyobraźnia plącze mi figle”
Po kilku minutach wrócił Percy z tacą jedzenia.
– Kto zamawiał trzy porcje frytek z colą? – położył posiłek na stole i wszyscy wzięliśmy się za jedzenie.
Nagle wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
– Co się stało? – zapytali oboje jednocześnie.
– Nie, nic takiego – próbowałam powstrzymać choć na chwilę atak śmiechu. – Jakoś tak przypadkiem wyobraziłam sobie Pana D. zjadającego puszki po swojej dietetycznej coli, jak robią to satyrzy.
Wiem, że to było idiotyczne, ale nic nie mogłam na to poradzić. Po prostu taki niekontrolowany atak śmiechu. Na szczęście moi towarzysze nie wzięli mnie za wariatkę, przynajmniej nie za większą niż i tak już byłam w ich oczach ( najwidoczniej nie często spotykają się z tak zwanymi śmiertelnikami, którzy z uśmiechem na twarzy pakują się na misję samobójczą), lecz równie zaczęli się śmiać. Oboje.
– A co to się stało z naszą panią „ wiecznie poważną”? – spytałam z nutą ironii w głosie, kiedy minęła fala radości.
Annabeth nie wydawała się tym zbytnio urażona, wciąż miała uśmiech na twarzy. Zastanowiła się chwilkę, po czym odpowiedziała:
– Stwierdziłam, że nie powinniśmy chować do siebie żadnej urazy. O NIC – dodała z naciskiem. – W końcu powinniśmy się trzymać razem, polegać na sobie. Jesteśmy drużyną.
Spojrzała na chłopaka, a ten odwzajemnił spojrzenie i prawie niezauważalnie, skinął głową.
„ Założę się, że ma coś wspólnego ze zmianą nastawienia dziewczyny”.
– Świetna myśl – powiedziałam.
Naprawdę się cieszyłam. Atmosfera od razu się polepszyła, a córka Ateny, bez naburmuszonego wyrazu twarzy oraz spojrzenia bazyliszka, wydawała się sympatyczna. Kto wie może się jeszcze zaprzyjaźnimy? Wyobraziłam sobie nas obgadujące chłopaków, przymierzające ciuchy… „ Niee, nie będę zbytnio wymagająca. Znajome zdecydowanie wystarczą.”
Spojrzałam w stronę trójki kobiet, wciąż się na nas gapiły. „ Coś tu jest nie tak”. Postanowiłam podzielić się tym odczuciem z herosami.
– Słuchajcie, może mi się tylko wydaje – od razu wyczuli mój poważny ton głosu – ale trzy osoby, siedzący dwa stoliki za wami, ciągle nam się dziwnie przyglądają.
Oboje szybko się odwrócili.
– O nie… – wymruczał syn Posejdona, w sposób jaki ktoś spotyka niechcianą znajomą.
– Percy, czy to jest… – przerażona blondynka nie zdążyła dokończyć, ponieważ staruszka odezwała się głosem jak z piekieł.
– Tęskniliście?
– Kim one są? – Zapytałam przerażona. – Znacie je?
– Cassidy, pamiętasz jak opowiadałam ci o eryniach? – odezwała się Annabeth.
– Acha – Pamiętam dobrze jak mi o nich opowiadała. Zresztą wcześniej także sama o nich czytałam. Erynie, inaczej furie były boginiami zemsty, służyły Hadesowi. Dziewczyna mówiła mi także, że mogą sprawić, abyś czuła to, co czuły twoje ofiary w momencie zabijania. Nie zgadzała się tylko jedna rzecz, wyglądały jak normalni ludzie.
I w tym właśnie momencie w miejscu trzech kobiet pojawiły się trzy ohydne potwory. Ich skrzydła przypominały mi te od nietoperza, z tą różnicą, że były sto razy większe. Zamiast włosów posiadały węże, trochę jak mitologiczna meduza. Dostrzegałam błysk w oczach każdej z nich. Ich ciała zdobiły czarne szaty, natomiast w ręce trzymały czarne bicze.
– Czas się zbierać- chłopak nie musiał dwa razy powtarzać.
Chwyciłam plecak, w którym schowana była broń i pędem pobiegłam w stronę budynku. Za sobą usłyszałam krzyk dziewczyny:
– Percy!!!
Odwróciłam głowę. Jedna z eryń dopadła bruneta, w uszach słyszałam jej diabelski głos:
– Witaj ponownie Perseuszu. Pamiętam cię doskonale. Zawsze byłeś niegrzecznym uczniem. Czas, abyś zasmakował cierpienia tych, którzy zasmakowali twego ostrza.
Blondynka chciała mu pomóc, ale druga z furii ją dopadła. Na szczęście synowi Posejdona udało się wydobyć swój miecz- długopis. „ Swoją drogą, bombowy gadżet”. Oboje teraz toczyli walkę. Chciałam im pomóc, naprawdę, ale kiedy trzeci potwór zaczął iść w moją stronę spanikowałam. Schowałam się za budynkiem restauracji. Wiedziałam dobrze, ze erynia widziała w która stronę poszłam i za raz mnie dopadnie, ale tak strasznie się bałam.
W tym właśnie momencie przypomniałam sobie sceny z moich ulubionych filmów, te wszystkie postacie, które miałam za bohaterów. Oni potrafili stawić czoła strachu.
„ Weź się w garść Cassidy, udowodnij, że nie jesteś tchórzem. Pokaż, że jesteś coś warta, że bogowie zaufali właściwej osobie. No już!!! Trzy głębokie wdechy.”
– Raz- szeptem zaczęłam odliczać.
– Dwa – serce waliło mi jak młot.
– Trzy- naciągnęłam strzałę na łuk i wychyliłam się zza budynku.
Przede mną stał skrzydlaty potwór, który odezwał się po chwili.
– Zobaczmy jakie zbrodnie ciągnie za sobą ta tutaj śmiertelniczka.
Stałam jak wryta z bronią skierowaną ku erynii, która bacznie mi się przyglądała.
– Uuuu nowa – odezwała się w końcu rozczarowana – cóż, w takim razie spotkamy się za jakiś czas, bo na pewno się spotkamy. Każdy, w końcu mnie spotyka. Tu na ziemi, czy głęboko po nią.
Już miała odejść w kierunku herosów, którzy wciąż męczyli się z pozostałą dwójką, kiedy wypaliłam:
– Czekaj!
Fakt, byłam śmiertelnie przerażona, ale nie mogłam dopuścić by poszła w ich kierunku. Zdawałam sobie sprawę, że było nas trzy na trzy, co oznaczało, że nią musiałam zająć się ja. Inaczej nie wiem czy para dała by sobie radę sama. Szczerze mówiąc to nie chciałam by im się coś stało, na swój sposób przez ten tydzień się z nimi zżyłam, no i jak powiedziała Annabeth „ Jesteśmy drużyną”.
– Czyżbyś chciała mnie zabić? – powiedziała zaskoczona erynia – Przecież nie zabiłabyś niewinnego człowieka.
– Nie jesteś człowiekiem – odpowiedziałam bardziej do siebie niż do niej. – Jesteś potworem.
– Jesteś tego pewna?
Potwór zmienił się z powrotem w kobietę, tą w różowym topie.
„ No dalej dziewczyno, zrobisz to”.
Wyobraziłam sobie gigantyczną tarantulę, która chcę mnie zjeść.
„ Brrr, to nie był dobry pomysł”.
Moja wizja zmieniła się w małpkę kapucynkę.
„ Od razu lepiej. Tylko jest mały problem jak ja mam zabić taką słodką kapucynkę?”
Blondynka była coraz bliżej mnie.
„ No dalej, myśl Cassidy, myśl. Mam!”
Wyobraziłam sobie coś co zawsze wzbudzało we mnie strach, ale nie taki paniczny, po prostu strach. I uczucie, którego chciałam się jak najszybciej pozbyć. Był to dementor, postać, która zabiera ludziom to co najważniejsze, szczęśliwe wspomnienia. Takie coś nie może ot tak sobie chodzić po świecie.
Wystrzeliłam z łuku.
Hahahaha Dementor 😀 Nieżle. Strasznie mi się podobało i czekam na więcej ^^ Mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu coś wrzucisz 😀
Dementor mnie jednocześnie rozwalił i lekko zażenował. Myślałem, że to będzie jakaś rzecz, której ona się bała już w dziecinstwie, a tu Bach! Dementor. Ale niezły opis tej szkarady rodem z Harry’ego Potter’a. Nie musisz zawsze, kiedy Percy gdzieś indziej, musi całować Annabeth. Tak mam serce z kamienia i nie lubię czułości, ale taki już jestem.
Skoro nie chcieli mi nic zdradzić samemu – bez wyrazu ,,samemu” lepiej brzmi, a tak w ogóle to powinno być samej
Jechaliśmy już ok. pięciu godzin. – jechaliśmy już około pięć godzin
Za raz – zaraz
Dała by – dałaby (z czasownikami osobowymi cząstek ,,by” piszemy razem)
Cóż, uwielbiam HP, ale spodziewałam się czegoś innego niż Dementor…. . Jednak oryginalny pomysł. Tekst jest lepszy niż poprzednio. Opisy robią swoje, przemyślenia były. Powiem, że coraz lepiej, choć musisz jeszcze potrenować.
Potrenuj jezzcze trochę… choć widzę postępy i bardzo mnje to cieszy :-). Dementorzy są suuuuper, to moi osobiści lokajowie ; 3