* * *
Następnego dnia każda minuta była dla mnie katorgą.
Chejron dał nam czas do wieczora. Jutro rano mieliśmy udać się na Olimp.
Jednak jeszcze dzisiejszego popołudnia znalazła się dla nas jedna furtka… Flen. Chłopiec miał genialny plan. Podszedł do mnie po obiedzie.
– Ej, ty i ten od Hadesa jesteście parą, nie? I jak, dobrze całuje? – Gdy usłyszałam takie pytania z ust tego wścibskiego dwunastolatka po prostu zagotowałam, aż czarne chmury zaczęły się zbierać nad Obozem.
– Nie twoja sprawa – burknęłam i poszłam w swoją stronę. Dzieciak nie odpuszczał, lazł cały czas za mną.
– Chejron, kazał się wam rozstać?
Tego była za wiele. Bezczelny! Już miałam porazić go piorunem, kiedy dodał:
– Nie musicie tego robić! Znam wyjście!
– Ty, nieokreślony, bachor? Skąd to wszystko wiesz?- prychnęłam.
– Wcale was wczoraj nie podsłuchiwałem…
– Śmiertelny rodzic nie nauczył cię zasad dobrego wychowania?
– Zechcesz mnie najpierw wysłuchać?
-Dobra.. ale nie tutaj. Chodź! – Pomyślałam, że dzieciak może mieć coś ciekawego do zaoferowania. I miał. Zaprowadziłam go na swoją tajną polanę. Jedynie driady mogły tu nas podsłuchać, ale one są nieszkodliwe. Tam mi wszystko wyjaśnił.
– Pomogę wam uciec, dziś w nocy. Mam wprawę w branży przemytniczej. Sześć lat uciekałem. Nie znam nikogo z rodziny. Od urodzenia mieszkałem w domu dziecka. Mam świetną kryjówkę niedaleko Nowego Yorku.
– Dzięki za świetny pomysł, ale uciec to my możemy na własną rękę.
– Jak Helena i Parys? Czy on przypadkiem nie wywołali tym wojny o Troję?- zakpił Flen.- Zaufajcie mi, a ochronię was przed takimi skutkami.
– Niby jak?
– Pomogę wam uciec i zagwarantuje spokój, ale w pomożecie mi zdobyć Róg Obfitości.
– Otwierając Róg Obfitości rozpylisz naokoło nas taką gęstą Mgłę, że nie przeniknął jej nawet Olimpijczycy… kusząca propozycja…
– To jak?
– Muszę pogadać o tym z Nickiem.
– On już o wszystkim wie. Powiedział, że jest skłonny na to przystać, jeżeli ty również jesteś tym zainteresowana.
– Daj mi czas do wieczora. Muszę… się zastanowić.
* * *
Gdy tylko Flen sobie poszedł pobiegłam do domku Hadesa. Zastałam Nicka leżącego na łóżku w słuchawkach na uszach. Zdjął je pośpiesznie i usiadł.
– Błagam, nie mów mi, że faktycznie chcesz zerwać…- zająknął się.
– Nie! Nigdy!- zaprotestowałam stanowczo. Jak on mógł dopuszczać do siebie takie myśli?! Przeszłam od razu do sedna sprawy- Był u ciebie ten nieokreślony?!
– Tak… bredził coś o ucieczce, a ja udałem, że na to pójdę, jeżeli ty się zgodzisz, żeby go spławić.- odpowiedział marszcząc brwi.
– Właśnie! Do mnie też przyszedł.- Usiadłam obok niego na łóżku.- Trzeba przemyśleć jego plan.
– Serio tak myślisz?
– To nasza jedyna szansa.
– Ufasz mu?- spojrzał mi prosto w oczy. Jego wzrok mnie rozbrajał. Nie potrafiłam odpowiedzieć racjonalnie. Byłam rozdarta, przepełniał mnie strach i obawy. Sama nie wiedziałam co chciałam osiągnąć. Zacisnął palce na mojej dłoni. W domku powiało chłodem. Nico zmuszony był poluźnić uścisk.
– Masz rację musimy to przemyśleć- stwierdził odwracając wzrok. Spojrzał w dal, przez okno.- A gdybyśmy uciekli, bez jego pomocy?
– Nie wiemy, gdzie jest róg obfitości, nie rozpylimy Mgły, bogowie nas dosięgną.
– Moje życie było jedną wielką katastrofą. Straciłem mamę, Biankę, potem tyle co poznałem Hazel, zwabiono mnie do Tartaru, teraz mam ciebie, to bogowie chcą nas rozdzielić. To jakieś fatum?
-Nico… nie wiem, co robić.- Łzy ściekały mi po policzku. Objął mnie mocno i pogładził moje włosy.
– Uciekniemy, bez Flen’ a- szepnął cicho.- Będziemy uciekać ile zdołamy, wymyśle coś. Możemy ukryć się na Alasce, ona nie podlega woli bogów.
– To jest bez sensu…
– Chcesz się poddać?
– Nie. Nie zostawię cię.
– W takim razie, zaufaj mi. Zobaczysz, bogowie nas nie rozdzielą.
– Zawsze ufałam.
* * *
Opuściliśmy Obóz we dwoje jeszcze tej nocy, wcześniej zapewniając Chejrona, że jutro udamy się na Olimp. Źle się czułam okłamując centaura. Na razie nikt nie wiedział o naszej ucieczce. Sosnę Thalii zostawiliśmy już daleko za sobą. A ja i tak miałam wyrzuty sumienia. Jasne, że marzyłam o tym by móc dalej być blisko Nica, ale przesiąkłam wrażeniem, że się nam nie powiedzie.
– Rogu Obfitości pilnuje bogini zgody- Conkordia – odezwał się ktoś za nami. Z krzaków wyszedł Flen. W sekundzie wyjęliśmy broń. Skąd on się tu wziął?!
– Co ty tu robisz?- podejrzliwie warknął Nico. Flen wzruszył tylko ramionami i mówił dalej niewzruszony, kompletnie ignorując naszą reakcję:
– Nie ładnie, nie ładnie. A ja czekałem na odpowiedź, Lexi.- Chłopiec pokiwał palcem i wydął usta w dzióbek.
– Śledziłeś nas?- syknęłam. W pewnym stopniu przerażał mnie fakt, że dzieciakowi udało się tak nas podejść.
– Błahostka.!- prychnął nonszalancko.- Skoro już tutaj z wami jestem, to może skorzystacie z moich usług?
Nie byłabym w stanie mu teraz zaufać. Spojrzałam na Nica. Na jego twarzy malowała się niepewność. Flen był zbyt pewien siebie. Uśmiechał się niepokojąco.
– Conkordia ma kryjówkę niedaleko Chicago. Prowadzi sklep z sukniami ślubnymi, razem z Fides- boginią wierności. To jak, chyba nie porzucicie biednego herosa?
– Ja bym nie miał problemu z zostawieniem cię tutaj.- Nico się wyprostował i podrapał za uchem mierząc chłopca wzrokiem.
– Dalej bym was śledził!- argumentował Flen. Takie oświadczenie w żadnym stopniu nie polepszało jego położenia.
– Kim tu w ogóle jesteś, co?- zapytałam przysuwając mu sztylet do piersi.
– Nie wiem.- Taka odpowiedź zbiła mnie z tropu. Poczułam żal, ja też nieźle się kiedyś pogubiłam. Przypomniałam sobie jaka byłam zdruzgotana wiadomością o bogach. Jak nagle zmieniło się moje życie. Flen miał gorzej, nawet nie znał swojego boskiego rodzica. Domyślałam się co może teraz czuć. Chyba byliśmy na niego skazani. Obiecałam sobie, że nie będę spuszczać go z oka. Jeżeli faktycznie stoi po naszej stronie, to jego plan może odnieść sukces.
– Dobra- odparłam odsuwając ostrze. Zawsze podejmowałam pochopne decyzje, kierując się emocjami, a nie rozsądkiem.- Pójdziesz z nami.
– Zwariowałaś?- wrzasnął Nico. Cienie pod jego oczami się uwydatniły.
– Ładnie to tak do własnej dziewczyny?- zbeształ go dwunastolatek biorąc się pod boki.
– Zamknij się. Jesteś tu wyłącznie na naszej łasce!
– Och przepraszam.- Chłopiec zgiął się w pół. Nico spojrzał na mnie z powątpiewaniem. Popatrzyłam na niego przepraszająco i przeprosiłam bezgłośnie poruszając wargami.
– Czyli jak najszybszą drogą do Chicago?- zapytał syn Hadesa chowając broń.
– Na piechotę będzie ciężko – przyznał Flen.
– Wiesz, młody, niektórzy tu potrafią podróżować w inny sposób. Cieniem.
– Jak na syna Pana Podziemia masz świetne poczucie humoru. Matka była komikiem?- wyśmiał go bezczelnie Flen. Nico jednym błyskawicznym ruchem kopnął chłopca w kolano. Dzieciak padł twarzą w ziemię, zwijając się z bólu.
– Jeszcze raz powiesz coś o mojej matce, to gorzko pożałujesz- zagroził mu. W jego oczach dostrzegłam szaleństwo takie samo jak u Hadesa.
– Chłopcy!- syknęłam. – Nico, nie warto, proszę… ale Flen, posłuchaj czasem starszych. Mamy po pięć lat więcej doświadczenia!
– Dobra, przepraszam, po raz kolejny. O co chodzi z tym cieniem?
Nico uśmiechnął się łobuzersko.
– Zobaczysz. Lorren, pozwól, że zabiorę cię pierwszą. – Podał mi rękę, odwracając się tyłem do Flen’ a. – A ty, nieokreślony herosku, czekaj i nigdzie się nie ruszaj. Zaraz po ciebie wrócę.
Objął mnie mocno. To było ryzykowne. Znowu poczułam to samo ciepło rozlewające się po moim ciele. Wtuliłam twarz w jego koszulkę, pachniał lawendą i wrzosem, a on rzucił się plecami w pierwsze lepsze drzewo. Nigdy nie pojmowałam tych jego podróży cieniem. Byłam święcie przekonana, że poobijamy się o pień, ale tak się nie stało. Otaczała mnie ciemność. Zimno szczypało moje policzki. Nic nie widziałam. Na moim ciele zbierał się szron. Wraz z ostatnim mrożącym podmuchem wypadliśmy na trawę i przetoczyliśmy się kilka metrów. Nico pomógł mi wstać. Staliśmy na wzgórzu, z którego rozciągała się panorama na Chicago- autostrada, a za nią miliardy świecących się okien w budynkach. Zapewne bardziej cieszyłaby się takim wieczorem w innych okolicznościach.
– Nie mam ochoty obściskiwać się z tym bachorem. Może by tak po niego nie wracać? – powiedział mi na ucho. Obejmując mnie w pasie oparł brodę o moje prawe ramie.
– Jeżeli go tam teraz zostawimy wróci na obóz i wygada o naszej ucieczce, tak przynajmniej będziemy kryci do jutrzejszego poranka- odparłam zniesmaczona.
– Dobra, czekaj tu na nas. Zaraz wrócę.
Kiwnęłam głową. Syn Hadesa puścił mnie i poprawił jeszcze swoją kurtkę, potem skoczył w cień między drzewami, rozpływając się, jak Pan Podziemia. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
Po chwili wrócił z Flen’em.
– Z-z-zamarzam- zaszczękał zębami chłopiec.
– To jeden ze skutków ubocznych podróży cieniem – zaśmiał się Nico.- Proszę, Chicago, więc prowadź, Flen.
* * *
Nie wiem czy to przez podróż cieniem. Czy to przez to, że zbliżyłam się za bardzo do Nica?
Nie zdążyliśmy dojść nawet do połowy wzgórza i zaatakował nas nasz pierwszy poważny problem. Demoniczny problem z głębin Tartaru.
Flen twierdził, że ktoś nas śledzi. Jednak ja nic podejrzanego nie słyszałam. Nico też nie wyczuwał zagrożenia, jednak sprawiał wrażenie niespokojnego.
Z cienia zaczęły wysuwać się czarne kształty. Otoczyły nas. Kery! Pomagierki Łaskawych, boginki gwałtownej śmierci zrządzonej przez los! Wyglądały jak drapieżne ptaki z nienaturalnie ogromnymi łapami i pazurami. Flen się nie mylił. Przylgnęliśmy natychmiast, wszyscy troje, do siebie placami. Kery kierowały się na mnie. Skrzeczały coś pod nosem. Niechcący, ze strachu, przywołałam błyskawice. Potwory jednak się nie zlękły. Ja zaczęłam panikować.
– Cofnijcie się!- wrzasnął Nico. – Mówi do was sam syn Hadesa! Jesteście mi podległe!
Ktoś wybuchł śmiechem. Stał chyba za nami.
– Moje kery słuchają tylko mnie! – zadudnił głos. W twarz uderzył mnie gwałtowny podmuch zimnego wiatru. Z nicości powstał demon. Miał ze trzy metry wysokości, rogi, monstrualny tors, przez który prześwitywały żebra. Z pleców zwisały mu strzępy czarnej szaty. W oczodołach płonęły niebieskie ogniki, cała postać dymiła. Trawa na około demona zwiędła, jak wypalona kwasem.
– Jestem Eurynomos! Pożeracz poległych. Zjadam ciała pozbawione dusz!
– Jestem synem twojego pana – nie dawał za wygraną Nico. – Zostaw nas w spokoju! Wszyscy mamy duszę na miejscu!
– Ty od urodzenia śmierdzisz śmiercią, herosku! Ale mnie przyciągnęła ona! – Demon wskazał mnie palcem. – Dusza ją raz opuściła! I wróciła do niej bezpodstawnie!
– Wymiana dusz, Eurynomosie! – syknął Nico. – Słyszałeś o tym, prawda?! Wszystko oparte o słowa przepowiedni, którą wygłosił Duch Delf!
Potwór ryknął. Kery mu zawtórowały.
– Na nich! Dziewczynę żywcem!
Sześć ker rzuciło się na naszą trójkę jednocześnie. Wiedziałam, że trzeba unikać ich pazurów. Przebiłam jedną włócznią i wysłałam z powrotem do Podziemia. Zaczęłam bawić się wiatrem, sprowadziłam lekki deszczyk, wszystko, żeby zdekoncentrować kery. Potem nie szło już tak łatwo. Musiałam pilnować siebie i Flen’ a, który nie miał zielonego pojęcia o walkach z potworami, a Nico zajął się samym Eurynomosem.
Miałam już dwie kery na koncie, ale odebrały mi broń. Flen niebezpiecznie się oddalił, goniony przez jedną z boginek. Jeszcze trzy kery latały mi nad głową, ale pobiegłam bachorowi na ratunek. Wyciągnęłam swój nóż i zasztyletowałam kerę od tyłu. Został z niej tylko złoty pył. Dwa razy uniknęłam przebicia pazurem kery, mając tylko i wyłącznie szczęście. Nawet najmniejsze draśnięcie jest obezwładniające. Przywołałam błyskawicę, co okazało się niezbyt dobrym pomysłem, gdyż od razu opadłam z sił. Jedynym plusem było to, że załatwiłam dwie kery na raz. Ostatnia była wyjątkowo natrętna. Zerknęłam w stronę Nica… i zamarłam. Leżał na ziemi, bez broni, a Eurynomos pochylał się nad nim złowieszczo.
– Nico!- wrzasnęłam. Ostatnia kera zaatakowała wykorzystując to, że coś odciągnęło moją uwagę. Przewróciła mnie na ziemię i zadrapała ramię. Niedobrze! Zaczęłam odpływać. Zobaczyłam jak Flen bierze mój sztylet i rzuca nim w demonicznego ptaka. Cała energia mnie opuściła. Zacisnęłam powieki. Potem usłyszałam jeszcze głos Eurynomosa. Demon ryczał… ale ku mojemu zdziwieniu nie był to triumfalny ryk. Potem już odleciałam.
* * *
Gdy się wybudziłam, Nico trzymał mnie w ramionach i karmił jakimś batonem. Głowa mi pękała i czułam jeszcze lekki bezwład w zranionej ręce. Po raz kolejny poczułam to dziwne ciepło rozlewające się po moim ciele. Prąd przeszedł przez całe moje ciało.
– Bogom niech będą dzięki! – zawoła. – Żyjesz, jak dobrze, że Flen zabrał ambrozję. Nie wytrzymałbym, gdybym stracił cię po raz kolejny!
I uściskał mnie jeszcze mocniej. Zawiał potężny wiatr, aż drzewa zaczęły chylić się ku ziemi. Księżyc przysłoniły natychmiast czarne chmury. Cztery błyskawice na raz rozcięły nocne niebo.
– Puść ją!- wrzasnął Flen.
Nico odsunął się ode mnie szybko. Wiatr ustał. Burza znikła, a mi się zrobiło słabo.
– Daj mi jeszcze tej ambrozji!- Wyciągnęłam rękę po baton. Nico podał mi go niepewnie. Zjadłam jeszcze kawałek. Zapiekł mnie przełyk, poczułam ucisk w żołądku. Czyżbym przesadziła? Na szczęście nie. Suchość w gardle minęła i poczułam się dużo lepiej.
– Jak pokonaliście Eurynomosa?- zapytałam siadając.
– Nie udałoby się gdyby nie Flen – stwierdził oschle Nico. – W ostatniej chwili rzucił mi twój sztylet. Eurynomos zostawił mnie w spokoju i pochylał się już nad tobą… Zaryzykowałem i cisnąłem sztylet w demona. Można go rozwiać w dym tylko przebijając serce…
– No i trafił – skończył za niego Flen. – Klinga przeszła prze Eurynocośtama na wylot.
– Uratowałeś mi życie po raz kolejny. Jak mam się odwdzięczyć?
– Już chyba dobrze wiesz jak?- uśmiechnął się zadziornie i spojrzał z ukosa na Flen’ a.
– Jak mógłbym nie ratować własnej dziewczyny?
DZIEWCZYNY! Po raz pierwszy użył oficjalnie tego słowa przy świadku! Zawsze działałam impulsywnie. To było zabójczo nieodpowiedzialne, jednak pochyliłam się, żeby go pocałować. Jego zimne usta już miały odnaleźć moje wargi, kiedy powstrzymał nas Flen.
– Przestańcie!- wrzasnął dwunastolatek.
Zamarliśmy w bezruchu. Zamknęłam oczy i westchnęłam zawiedziona. Nico spojrzał wymownie w gwiazdy.
– Jak ci to przeszkadza to nie patrz!- posłał Flen’ owi mrożące spojrzenie. – Musiałeś, nie?! Zawsze odstraszałem dziewczyny, a teraz gdy odnalazłem tą jedyną, w której zakochałem się na zabój… – Zawiesił głos i spojrzał tkliwie z powrotem na mnie. – I która… odwzajemnia moje uczucia…mam nadzieję. – Teraz go szybko pocałowałam, żeby już nigdy nie miał wątpliwości! (Nic nas nie zaatakowało- jest dobrze.) Nico patrzył mi prosto w oczy (jeszcze lepiej). – Ludzie się mnie boją… ty jesteś inna… właśnie to mnie uwiodło… – dodał nie spuszczając ze mnie wzroku. Nasze spojrzenia mówiły same za siebie. Serce waliło mi jak młotem.
– Sory, że wam przerywam tą tkliwą sielankę… – tłumaczył się, niby ze skruchą Flen. – Nie wiem czy to był dobry pomysł…Jesteście naprawdę niebezpieczni. Wy… jak tylko nawiążecie jakiś kontakt dzielicie się nawzajem swoją mocą? Albo jedno albo drugie przywołuje rzeczy, które normalnie by was zabiły. Czerpiecie energie z siebie nawzajem?
Jak ten dzieciak potrafi wszystko zepsuć! Mogę stracić Nica lada chwila, pierwszy raz mówił mi takie rzeczy… a Flen… tak wybija mnie z równowagi! Gorzej niż Logan! Żałuję, że nie zostawiłam go kerą na pożarcie!
– Nie zastanawialiśmy się nad tym wcześniej – przyznał Nico odrywając ode mnie swoje spojrzenie. Całą swoją uwagę przeniósł na Flen’ a.
– Chejron miał rację – dopiero teraz to do mnie dotarło – jesteśmy śmiertelnym zagrożeniem dla siebie i innych. Nawet jak Flen otworzy Róg i rozpyli najgęstszą Mgłę… będziemy ściągać te wszystkie dziwactwa, a bogowie nie będą po prostu znać ich przyczyn.
– Ej, a po co ci w ogóle ten Róg Obfitości?- zmienił temat Nico, jakby chciał zignorować to co właśnie powiedziałam. Dobrze wiedział, że mam rację.
– Stare porachunki. Muszę pomścić brata, a Róg mi jest do tego niezmiernie potrzebny. Po otworzeniu napełnia się czym tylko zapragnie jego właściciel – Flen wyszczerzył zęby.
– Nie radziłbym zemsty na bogach. – Nico pokręcił przecząco głową. Po tych słowach coś we mnie drgnęło. Czy mały Flen może być jeszcze bardzie niebezpieczny niż my dwoje razem wzięci? Nabrałam co do niego większych podejrzeń. Obiecałam sobie traktować tego dzieciaka z większym dystansem.
* * *
Następnego dnia przechadzaliśmy się, jak trójka normalnych dzieciaków, po uliczkach Chicago, w poszukiwaniu zakładu sukni ślubnych „ Amelteia” . Miasto to niewiele różni się od Nowego Yorku. Ten sam zgiełk, podobne budynki, podobni ludzie. Przejechaliśmy się metrem. Wszystko szło jak z płatka, nic nas nie atakowało. Było aż zbyt łatwo.
Popołudniu przecięliśmy ulicę, gdzie według Flen’ a, miał być sklep Conkordii.
Nagle przez okno jednej z wystaw wyleciał manekin roztrzaskując szybę. Przechodnie byli przerażeni, zdziwienie, nie wiem, ja widuję dziwniejsze rzeczy, więc latające manekiny nie robią na mnie dużego wrażenia. Spojrzałam na szyld. Chwilę męczyłam się z odczytaniem napisu. Słowa musiał być wypisane kaligraficznym literami. Zabójstwo dla herosa! Przeczytałam coś takiego: UKŁAD ŚLUZ NA WŁUKNIE- TULEJA. Domyśliłam się, patrząc na wystawkę, pełną białych, szykownych sukni, że to ZAKŁAD SUKNIE ŚLUBNE AMALTEIA.
– Chyba jesteśmy na miejscu – ucieszył się Flen. On też na pewno męczył się wcześniej z szyldem! – Wy, udajecie klientów, by odciągnąć uwagę Conkordii i Fides, ja zabieram Róg i zmykamy. Róg jest nad główną kasą, jako dekoracja…
– Chyba odciąganie uwagi nie będzie potrzebne – Nico zajrzał do środka przez rozbite okno. Poszłam za jego przykładem.
W środku jakieś dwie kobiety kłóciły się zaciekle. Przewracały stojaki, darły suknie. Jakaś klientka wybiegła z salonu ubrana w ślubny zestaw nie płacąc za niego. Weszliśmy do środka. Flen oberwał parą wysokich, kremowych szpilek. Za ladą siedziała jeszcze jedna osoba. Kobieta miał siwe potargane włosy, okalające dziwnie młodą twarz, otoczone były mgiełkowym, czarnym woalem. Cała ubrana była na czarno. Na szyi przerzucony miała szal. Śmiała się szpetnie i krzyczała do bijących się kobiet.
– Dalej Conkordia, kopnij ją! Dobrze Fides, targaj za włosy!
Kiedy nas zobaczyła zamarła. Przekrzywiła głowę i powiedziała.
– Półbogowie? Cudnie! Jeszcze się zobaczymy, na razie załatwcie swoje sprawy!
Znikła zostawiając po sobie tylko szary dymek.
Conkordia i Fides tarzały się po ziemi, a my przemykając się między wieszakami dotarliśmy do Rogu Obfitości. Skłócone boginki nawet nas nie zauważyły. Nico szybko podsadził Flen’ a, który zerwał Róg znad lady. Poszło zadziwiająco łatwo. Uciekliśmy przez zaplecze. Coś było nie tak. Poszło za prosto. Wyszliśmy tylnym wyjściem awaryjnym. Wypadliśmy na uliczkę między blokami, cała była zastawiona kontenerami.
– Udało się – stwierdziłam zdzierając welon z głowy.
Wtedy Flen wybuchł szyderczym śmiechem.
– Głupcy! Pięć lat więcej doświadczenia!? Tylko mi pomogliście! Doprowadzicie śmiertelników do samodestrukcji! Ja zajmę się resztą! Nieokreślony? Bzdura! Jestem Flen Nakamura! Syn Nemezis! Ekthan był moim bratem! Zemsta jest tylko jedna, nędzni grecy!
Otworzył Róg, ale nic się nie stało. Z powrotem pojawiła się ta mroczna kobieta.
– Nie dysponuję tylko złotymi jabłkami! – prychnęła i wyciągnęła za pazuch prawdziwy Róg Obfitości. Przeleciałam w pamięci wszystkie wydarzenia związane ze złotym jabłkiem. To była Eris, wiedźma, bogini niezgody. – Skoro Temida odwróciła swoje wyroki to ja choć raz mogę zrobić coś miłego dla bogów!
Machnęła ręką. Coś błysnęło w świetle słońca i zwaliło mnie i Nica na ziemię. Zostaliśmy złapani w złotą sieć, a Eris porwała Flen’ a. Dwa ostatnie wersy przepowiedni właśnie się spełniły.
* * *
Koniec! Koniec! Koniec! Już po nas! Znowu stałam na środku tej sali. Wszystkie spojrzenia po raz kolejny spoczywały na mnie. Wszystkie trony były zajęte.
– Zawiodłem się na tobie córko – zganił mnie Zeus. – Uciekać! Z nim, dla niego, przez niego! – Wskazał z pogardą na Nica.
– Wybacz, ojcze. Przepraszam.
Zeus na mnie nie spojrzał, jakbym nie była godna by dostąpić tego zaszczytu…
– Niepotrzebnie słuchaliście głosu Delf! – syknął Hades. – Mogła siedzieć w Elizjum!
– Hadesie, dzięki niej twój syn nauczył się kochać! – zaćwierkała Afrodyta. – Czy to nie cudowne!?
– Zamknij się, Królowo Piękności!- warknął Pan Umarłych.
– Nie pozwalaj sobie!- dołączył się Ares.
– Spokój! – przerwała Atena. – Wykażcie się większym rozsądkiem niż ta dwójka! Herosi popełniają błędy, bo z kogo mają brać przykład!
– Ojcze… – odezwał się Nico.
– Nie nazywaj mnie już swoim ojcem! – zawył Hades.
– Hadesie, to twój syn. – Hera stanęła w jego obronie. – Z miłości robi się największe głupstwa! Pozwolę sobie przypomnieć, że sam z miłości do jego matki przekląłeś kiedyś Wyrocznię Delficką…
– Moja biedna May przez ciebie zwariowała! – poderwał się Hermes.
– Spokój! – wrzasnęła jeszcze raz Atena.
Tym razem bogowie usłuchali. Bogini mądrości mówiła dalej:
– Nie stało się jeszcze nic strasznego, ale jeżeli się nie pośpieszymy, Temida nie cofnie swoich wyroków…
– Czekam cierpliwie – Z cienia wyłoniła się jeszcze jedna postać. Temida, pierwsza małżonka mojego ojca. – Jesteście gotowi wyprzeć się siebie nawzajem? – te słowa kierowane były do mnie i Nica.
– Nie- odparł Nico spoglądając na wszystkich bogów po kolei.- Nie zrobimy tego.
– Coś ty powiedział!- zagrzmiał Zeus. Cisnął mu piorunem pod nogi. Chłopak przewrócił się na plecy. Przypadłam do niego roztrzęsiona. Twarz i koszulkę miął osmoloną.
– Ojcze- zwróciłam się do Zeusa błagalnie.
– Dałem ci szanse podjąć decyzję, nie wykorzystałeś tego, więc nie masz już nic do gadania. Ja tu teraz decyduję, jestem Panem Niebios!
Hera przytrzymała mu rękę, a cisnąłby błyskawicą raz jeszcze.
– No już wyprzyj się jej!- ryknął Hades.- Skończmy to! Nie obchodzą mnie wasze uczucia! Dziecko Hadesa nie powinno mieć żadnych sentymentów! Wyprzyj się jej albo dziewczyna zagości u mnie po raz kolejny, tym razem Elizjum jej nie zagwarantuję!!!
Nico wstał. Pachniała dymem.
– Możemy się wcześniej pożegnać?- głos mi się załamał. Temida nieznacznie kiwnęła głową.
Odwróciłam się do Nica. Jego oczy przepełniał żal, ja nie byłam w stanie powstrzymać łez. Po prostu, padliśmy sobie w ramiona. Stojąc w jego objęciach poczułam się jak wypchana watą.
– Wszystko co teraz powiem będzie kłamstwem- szepnął Nico. – Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza, nawet bogowie tego nie zmienią… Zróbmy to czego chcą. Wymyśle coś. Zobaczysz będziemy razem.
– Moje życie było niczym w porównaniu z tymi chwilami, które razem spędziliśmy – odpowiedziałam drżącym tonem i dałam mu całusa w policzek na pożegnanie. – Dziękuję ci. Za wszystko. Nigdy cię nie opuszczę.
– Słucham – Temida spiorunowała nas swoim spojrzeniem.
– To była pomyłka… – pierwszy odezwał się Nico. Ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Milczałam. Bogowie wpatrywali się we mnie z niecierpliwością
– Powtórz to: Nico di Angelo nic nigdy dla mnie nie znaczył.– zwróciła się do mnie Temida po chwili. Otworzyłam usta. Mało co widziałam prze zasłonę łez.
– Nie- jęknęłam cicho.
– Powtórz!- naciskała bogini. Sprawiła, że padłam na klęczki. Powtórzyłam to okrutne zdanie ledwo słyszalnym głosem i zaschło mi w gardle. Chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem i smutkiem, jakby uwierzył w moje słowa.
– Przysięgnijcie na Styks, że nie będzie was łączyło już nic więcej niż tylko przyjaźń- zażądała bogini.
Wstałam i odwróciliśmy się do siebie przodem. Wyciągnęłam rękę do Nica i podałam mu drżącą dłoń.
– Przyjaźń – w moim głosie słychać było zwątpienie, bezradność i rozpacz.
– I nic więcej, na Styks – dokończył Nico.
Zerwałam się zlana potem. Sen. UF! Ukrywaliśmy się na przedmieściach Chicago. Nico spał na siedząco, oparty o mur, obok mnie. Kawałek dalej leżał Flen. Świtało. Piękny blask poranka rozlewał się na ulicę. Wstałam przeciągając się i zastygłam w bezruchu.
Tuż za moimi plecami stał zaparkowany czerwony kabriolet. O karoserię samochodu opierał się młody, przystojny blondyn. Miał na sobie obcisły podkoszulek i zielone spodnie biodrówki. Zdjął słuchawki.
– Nie ignoruj słów moich wyroczni… i poćwicz nad haiku – powiedział. Byłam zaszokowana.– Zeus nadal ma nadzieję, że podejmiesz właściwą decyzję. Potraktuj ten sen jako ostrzeżenie.
Końcówka mnie zawiodła – powinnaś się rozpisać, jak okropnie się czuła, jak bardzo chciała przytulić się do Nica itp., a tu tylko, że Uf, tylko sen. Choć pomysł z Apollem ciekawy. Najlepszy chyba był fragment o podróży cieniem. Możesz dodać jeszcze trochę przemyśleń i uczuć, no i mogłaś strzelić choćby kilka zdań jak się czuła na Olimpie, jak bogowie obdarowywali ją złym spojrzeniem, no i krótki opis Olimpu też by się przydał, ale tak to nieźle.