~*~
Witam! Z ogromną radością informuję, że mój nauczyciel z informatyki pozwolił mojej klasie na godzinę samowolki, dlatego też prezentuje moje wczorajsze wypociny.
Panie profesorze… oddaje honory.
Z dedykacją dla wszystkich kreatywnych.
P.S. Czterdzieści pięć minut to mało czasu, więc liczę na obiektywną krytykę.
~*~
Ciszę przerywa tylko mój chrapowaty oddech. Uniosłam oczy znad książki. Teraz na drzewach siedziało chyba z dwadzieścia kilka sów różnych gatunków. Duże, żółte oczy śledziły każdy mój ruch. Wypuściłam ustami kłąb pary. Ich spojrzenia napawały mnie niewyjaśnionym strachem. Nagła fala gorąca wykwitła z mojego serca rozpalając mnie aż po koniuszki palców. W uszach słyszałam przyspieszony oddech i bicie silnego serca. Poszycie szeleściło przy każdym kroku. Zamknęłam oczy i je otworzyłam. Biegłam przez las, ale… to nie byłam ja. Czułam podenerwowanie, gdy przeczesywałam wzrokiem zarośla, zmęczenie wysiłkiem. Byłam, co raz bliżej strumienia.
Co raz bliżej prawdziwej mnie.
Gwałtownie zamknęłam książkę, wracając do swojego ciała. Ignorując rosnącą panikę oraz sowy szybkimi ruchami wsunęłam wsuwkę do włosów na miejsce i schowałam książkę pod kurtką. Nagle poczułam rękę na ramieniu.
-Aaaa!- krzyknęłam, wyrywając się.
Duże ręce objęły mnie, unieruchamiając moje kończyny.
-Spokojnie. To tylko ja!
Rozpoznałam głos Carla, przestałam wymachiwać rękami i kopać. Dyszałam ciężko. Nabierałam zimnego powietrza tak głęboko do płuc, że zaczęło mnie boleć w piersi. Dotarło do mnie, że wtulam twarz w jego ciepły tors, choć powinnam być na niego zła.
-Co ty wyprawiasz? Dlaczego zachodzisz mnie w środku nocy od tyłu?- rzuciłam, odpychając go zbyt silnie. Poczułam kolejną falę gorąca, ale ta była szybka niczym błyskawica. Powietrze uleciało mi z płuc. Opadłam na kolana pod wpływem bólu, który przeszył moje plecy, kiedy Carl wpadł na głaz.
-Viv!
Zaniepokojony Carl, podbiegł do mnie. Zdałam z sobie sprawę, że wydała z siebie krzyk, niosący się echem po nocnym lesie. To było dla mnie za dużo jak na jeden wieczór. Błagałam Carla w myślach, żeby mnie stąd zabrał. Poczułam, że oczy mnie pieką. Zacisnęłam powieki, aby powstrzymać łzy.
: Zabierz mnie stąd!
Otworzył szerzej oczy zaskoczony.
-Jak ty…?
Położyłam dłoń na jego ramieniu. Drżała. Spojrzał na mnie zmartwiony, ale zamilkł. Z łatwością podniósł mnie, biorąc na ręce. Skierował się w stronę obozu. Przymknęłam powieki, aby łatwiej było mi skupić się na własnym ciele. Ból zniknął tak szybko, jak się pojawił, ale wciąż czułam się obco, niczym intruz w tej cielesnej powłoce.
-Jutro wrócisz do domu- szepnął Carl.
Otworzyłam oczy. Jego czoło przecinała pionowa zmarszczka. Domyśliłam się, że zmaga się teraz z natłokiem myśli, ale nie mógł wiedzieć, że ja jestem równie przytłoczona.
-Szkoła- Oparłam się głową o jego tors, próbując skupić się na obecnej sytuacji.
-Szkoła- mruknął potakująco, ale po raz pierwszy dosłyszałam tam nutkę lęku.- Co tam robiłaś?
Wodziłam palcem po wzorach na jego koszuli. Czułam twarde mięśnie pod nią.
-Nie mogłam zasnąć, więc chciałam się przewietrzyć- szeptałam.- A tamto miejsce było przepiękne w świetle księżyca. Zupełnie jak ze snu. Takie… magiczne.
Poczułam ciepło ognisk i zapach obozowiska. Cygański gwar był co raz bliżej. Przymknęłam powieki, rozluźniając się w jego ramionach. Uspokoiłam oddech. W najlepszym wypadku uzna, że zasnęłam. W najgorszym, iż nie chce z nim rozmawiać.
Wyczułam ruch obok nas. Nieznaczny szelest poszycia powiadomił mnie o przybyciu przywódczyni Cygan. Jedynie z zamkniętymi oczami, skupiona na dźwiękach lasu, byłam w stanie ją usłyszeć.
-Znalazłeś- Kolejne stwierdzenie, a nie pytanie Aidy wyprowadziło mnie z równowagi. Nie byłam rzeczą.
-Była nad strumieniem-odparł cicho Carl. Chyba uznał, że zmęczona zasnęłam.
-Co ją tam tak ciągnie?- spytała cicho, popychając Carla.
-Nie wiem, ale powiedziała, że strumień wyglądał magicznie w świetle księżyca.
-Jesteś pewny?
Jakaś nowa, nieznana mi nutka w jej głosie zdradziła jej zmianę emocji. Nie wiedziałam jeszcze czy na lepsze.
-Tak-sapnął, jakby przytłoczony wagą tej odpowiedzi.
Poczułam duszny zapach namiotu. Zostałam ponownie położona na posłaniu. Sztywny koc drapał moją skórę. Coś na czym spoczęła moja głowa jako jedyna rzecz w tym miejscu miała inną woń niż koński pot. Czułam lekki zapach ziół, w których wywarze zapewne wygotowano ,,poduszkę”. Słyszałam jak Carl poszedł na drugi kraniec namiotu. Szelest materiału oznajmił mi, ze usiadł tam, przykrywając się czymś.
-To nie wszystko?- spytała, stojąc niedaleko niego.
-Ona wciąż jest ze mną połączona- westchnął po chwili.
-Ale ty…
-Ja nie, ale ona tak.
-Zadziwiające. Śmiertelniczka.
-Wiesz, że ona nie jest zwyczajną śmiertelniczką.
-Może i nie, ale jednak wasza sytuacja jest tak nieprawdopodobna, że ledwie mogę w nią uwierzyć.
-Jutro wraca do domu.
Zaszeleścił materiał, gdy gwałtownie odwróciła się do niego.
-Dlaczego?
-Pojutrze wraca do szkoły. Musi się jeszcze spakować, pożegnać…
-Boisz się o nią.- Kolejne stwierdzenie.
Znalazła się zadziwiająco blisko mnie. Poczułam, że wyciągnęła mój warkocz. Delikatnie zaczęła mi go rozplatać.
-Tak.
-Może… tym razem powinieneś jechać za nią…- zasugerowała, rozczesując splątane pasma moich loków.- Strzec jej.
-Mógłbym?- Nadzieja w jego głosie była wręcz namacalna.
-Chyba powinieneś.
-Nie mogę- mruknął.- Ktoś musi pilnować jej rodziny. To moje zadanie…
-Więc ja pojadę- oświadczyła.
-Aido…
-Chciałeś, żebym jej zaufała. To chyba najlepszy sposób- powiedziała, wstając.
Zmęczona pozwoliłam sobie na drzemkę. Choć zdawało mi się, że przez sen słyszę ich dalsza rozmowę.
*****
Gdy skończyłam pakować dużą walizkę, musiałam zabrać się do bagażu podręcznego. Do eleganckiej, mniejszej walizeczki włożyłam kilka książek, brulion z ołówkami i moją torbę podróżną. Miałam w niej pieniądze, telefon, podręczną apteczkę, płachtę przeciw deszczową, zapałki, krzesiwo, nóż i moją książkę. Tę tajemniczą… Nie! Obiecałam sobie, że nie będę o niej myśleć! Zamiast tego powinnam zastanowić się nad tym, co słyszałam przedwczoraj. Może trzeba było porozmawiać z Carlem?
Nie.
Zastanów się lepiej jak pomóc Aidzie? Przecież oni ją zlinczują, a jeśli zobaczą ją na terenie szkoły, nawet ratującą mnie, i tak ją skrzywdzą albo aresztują. Wiec może…
-Mat!- krzyknęłam.
-Jestem zajęty!
-Mat!!!
-Czego?!
-Przyjdź do mnie z Chase!
-Chciałabyś!
-Tak, chciałabym!
-Chciej sobie dalej!
-Rusz swoje cztery litery albo…!
Szybkie kroki na schodach przerwały naszą,, rozmowę”. Drzwi do mojego pokoju lekko skrzypnęły, zanim pojawiła się w nich mama.
-Mogłabyś iść do niego, jeśli potrzebujesz jego pomocy zamiast informować o tym okolicę?
-Tak, mamo.
-Spakowana?
-Tak, mamo.
Westchnęła, ale odwróciła się. Cicho zamykając drzwi, wymknęła się z pokoju.
-Mamo?- spytał spokojnie Mat.
-Idź do siostry!- odkrzyknęła z kuchni.
Zaśmiałam się pod nosem, ukrywając uśmiech przed Matem.
-Czego chcesz?
-Prosiłam, żebyś przyprowadził Chase.
Mamrocząc coś pod nosem, wyszedł na poszukiwania psa. Wzięłam czystą kartkę, zasiadając przy biurku. Moja dłoń z piórem zawisła nad papierem, zanim zdecydowałam się na treść listu.
Zdaje sobie sprawę, że nie spodziewałaś się znaleźć ten list.
Aido, wiem, że postanowiłaś mnie strzec, dlatego zdecydowałam się cie wspomóc.
Udało mi się dowiedzieć,że nie posiadasz własnego konia, dlatego chciałabym abyś dosiadła Esene. Choć winnam cię ostrzec, że wyszkoliłam ją lepiej niż Chase, a przed wyjazdem wydałam jej komendę, aby nie pozwoliła się nikomu dosiąść. Dlatego zgłoś się do mojego brata. On ci pomoże, o ile odpowiesz na jego pytanie.
Zadowolona dmuchnęłam na tusz, zanim złożyłam katkę na cztery, a na wierzchu napisałam adresata : Przywódczyni kasty złodzieji. Włożyłam ją do specjalnej skórzanej kopertopodobnej okładki. Wyjrzałam przez okno. Przed domem dostrzegłam Mata ciągnącego za sobą Chase.
-Chase !- zawołałam przez uchylone okno.
Pies przybiegł do mnie ledwo wyrabiając się na zakrętach. Założyłam mu specjalną uprząsz i przyczepiłam do niej list.
-Jween Carl. Jween!
Chase zbiegł głośno po schodach. Po chwili mogłam go już zobaczyć znikającego w lesie. Wzięłam drugą kartkę.
Zaklinaczko księżyca.
Jeśli to czytasz oznacza to, że zaufałaś mi i odpowiedziałaś poprawnie na pytanie.
Pozwól, że najpierw udzielę ci kilka wskazówek. Do mojej szkoły, względnie więzienia, jest dość daleko, a Cygani nie są mile widzianymi gośćmi w tych stronach. W jukach Esene znajdziesz odpowiednie ubranie, które powinnaś założyć, dzięki niemu nie zwrócisz na siebie większej uwagi. Głębiej w torbach odszukaj wisiorek. Pokaż go strażnikom, a cię przepuszczą. Jeśli jednak będę robić jakieś kłopoty powiedz: Je suis un messager, gardien de la lumière.
Wtedy spytają : Qui ?
Odpowiedz : Mantis m’a envoyé.
Na wschód od mojego więzienia rośnie gęsty las. Jadąc główną drogą za starą bramą miasta i rozsypującą się Płaczącą Chatą (rozpoznasz je po drzewie, wyglądającym jak płacząca staruszka) skręć w pole. Kierując się w stronę samotnej skały, tzw. Kła, jedź dwie godziny zanim zatopisz się w las. Odnajdź zagajnik topoli. W nim znajduje się polana, zwana Czarcim Dołem. Nie musisz się zbytnio niepokoić nieproszonymi gośćmi. Powszechnie uważa się, że jest to miejsce przeklęte (wszyscy uwierzyli w moje opowieści, zapewniając mi trochę prywatności), więc możesz rozłożyć tam swój obóz.
Stamtąd w trzy minuty biegiem można dostać się do mojego więzienia, jeśli skierujesz się na zachód za białym drzewem.
Teraz pokieruję cię co do obchodzenia z moją klaczą. Komendy jej wydawane są w obcym języku, nie ważne w jakim. Musisz zapamiętać, że nie zareguje na ,,Prr’’, ,,wio’’ czy ,,wiśta’’.
Niżej umieszczam krótki słownik :
Vini non- chodź
kanpe- stój
Ale- idź
pi vit- szybciej
pi dousman- wolniej
vin- zostań
bak- w tył
kite- lewo
adwat- prawo
lape- spokój
Nie sądzę, abyś potrzebowała więcej komend. Oczywiście reaguje na język ciała, ale słowa przydają się, gdy ciało odmawia posłuszeństwa. Jeśli wydasz jej polecenie- zostań, nie oddali się nawet na metr. Za wyjątkiem czasu, gdy ją oporządzisz. Wtedy nie musisz jej wiązać. Będzie się pasła tylko w odległości trzech metrów od ciebie.
Ostatnia kwestia to jak do niej podejść. Teraz otrzymała polecenie, aby zrzucić/ stratować/ nie dopuścić nikogo do siebie, ale żeby się do niej zbliżyć wystarczy, że:
1) Zatrzymasz się w odległości czterech metrów.
2) Skłonisz się w pół, przykładając prawą dłoń do lewego uda.
3) Powiesz: Witaj Esene, poprawiając włosy lewą ręką.
Zaczekaj aż ci się skłoni(skinie łbem, uginając kolano). Później nie będziesz musiała tego robić. Wtedy wystarczy, że się przywitasz.
Pilnuj się…
Nie byłam w stu procentach zadowolona z listu, ale mimo to złożyłam kartkę na pół i zaniosłam do Matta. Siedział na swoim łóżku, rysując. To była jego pasja oraz według mnie powołanie. Nawet szkicując patykiem w piasku, potrafił oddać jego delikatność, kruchość. Miękkość krawędzi…
-Tak?
Zdałam sobie sprawę, że stoję jak słup soli od kilku minut.
-Mam prośbę. Chcę, abyś schował dla mnie list i gdy zgłosi się do ciebie pewna osoba za poprawną odpowiedź na pytanie, dał go jej.
Odłożył szkicownik na szafkę nocną. Usiadł prosto, wpatrując się we mnie intensywnie, tak jak zwykł to robić ojciec. Poczułam zawiązujący się supeł w żołądku.
-Dlaczego?
-Ja…- zawahałam się. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Supeł zacisnął się. Przygryzłam dolną wargę.
-Zrobię to.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Dlaczego?
-Jest dla ciebie ważne i nie mam ochoty sprawdzać twojej wyobraźni.- Wzruszył ramionami.- O co mam spytać?
Usiadłam obok niego.
-Jaką broń preferuje?- szepnęłam mu do ucha.
-Naprawdę?
Skinęłam.
-Przecież to banalne.
-Tylko dla ciebie- rzuciłam, mierzwiąc mu włosy.
Złapałam jego szkicownik, wstając.
-Co rysujesz?
-Zostaw!
Zobaczyłam nasz dom, oddany ze wszystkimi szczegółami. Wysoki, drewniany, dwupiętrowy budynek. Mogłam dostrzec najmniejsze słoje w palach ścian. Wręcz czułam wiatr poruszający firanką w kuchni, słyszałam szelest listowia lasu. Na drewnianym ganku była pustka. Biała plama. Zupełnie jakby czegoś tam jeszcze brakowało. Pomimo czarno-białego stylu byłam zachwycona światłocieniem i najmniejszymi detalami. Czułam się jakbym oglądała dom na czarnobiałym filmie.
-Ty to narysowałeś?- spytałam, starając się ukryć podziw.
-Węglem. Nie podoba ci się?- Wpatrywał się we mnie z taką nadzieją, że miałam ochotę wykrzyczeć mu jak wielki ma talent.
-Zapowiada się bardzo ciekawie, ale jeszcze nie skończyłeś, więc nie powinnam go jeszcze oceniać- odparłam, oddając mu szkicownik z wsuniętym do niego listem dla Aidy. Odwróciłam się i wyszłam.
Poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie ubrania, rzucając je w kąt. Rozpuściłam włosy. Weszłam pod prysznic, odkręcając ciepłą wodę. Usiadłam na kafelkach, opierając głowę o kolana. Woda spływała mi głowie i po plecach. Mokre włosy spływały z nią po mojej szyi cienkimi strumyczkami. Ciepło wyparło z moich mięsni chłód i zmęczenie. Ożywiło zdrętwiałe kończyny.
Powinnam porozmawiać z Carlem o książce. Powinien wiedzieć. Powinnam oddać ją do antykwariatu. Powinnam przeprosić antykwariusza za mojego psa, którego w tajemniczych okolicznościach Cyganie zaciągnęli do domu w dniu mojej ,, gorączki”. Oczywiście nikt nic nie wie na ten temat. Po prostu niespodziewanie sześciu mężczyznom zdziczały psy, które ich zraniły albo poprzewracali się w lesie lub zranili przy pracy. Powinnam pomówić o tym z Aidą. Powinnam zażądać wyjaśnień. Za dużo rzeczy p o w i n n a m zrobić.
Odgarnęłam włosy na plecy.
Jeszcze sprawa pierwszego wpisu w książce. Wczoraj chciałam przeczytać kolejną stronę, ale wszystkie kartki były prawie puste. Na każdej widniał napis:,,Przedstaw się!” Coś jest z nią nie tak. Czyżby była zaczarowana, magiczna, czy coś w stylu Houdiniego. Nawet, gdy powiedziałam swoje imię i nazwisko, wciąż nic się nie stało.
Podniosłam głowę do góry. Woda wlała się do moich rozchylonych ust. Wyplułam ją, opuszczając brodę. Wzięłam do ręki żel pod prysznic o zapachu oliwek. Umyłam się nim, napawając się ciepłem. Cynamonowy szampon zmieszany z wonią oliwek mile drażnił moje nozdrza. Wytarłam się energicznie, aby jak najdłużej pozostać rozgrzaną. Z komody wyjęłam wygodną bieliznę i koszulę taty. Do kompletu założyłam jeszcze szare dresy. Odsunęłam zasuwkę w drzwiach i wymknęłam się do swojego pokoju. Spojrzałam na dwie walizki, stojące przy drzwiach. Poczułam pieczenie oczu, zapowiedź łez. Zacisnęłam zęby, odwracając od nich wzrok. Wsunęłam się pod kołdrę, czekając na sen. Musiałam wypocząć przed jutrzejszym powrotem do szkoły. Przyłożyłam policzek do rękawa koszuli, napawając się jej zapachem.
*****
Morderczy dźwięk budzika zabił serią z ręcznego karabinu maszynowego urocze króliczki pożerające moje prace domowe, niczym moja szkoła zabijała we mnie wyobraźnie i wypleniała kreatywność. Po omacku namacałam dłonią telefon, aby wyłączyć irytujący odgłos. Powoli zwlokłam się z łóżka, zarzucając na ramiona koc. Zadrżałam stąpając po zimnej podłodze. Odsłoniłam ciężką zasłonę, którą zapewne zaciągnęła moja mama. Podeszłam do szafy, aby wyjąć z niej idealnie wyprasowany mundurek. Przecierając oczy, wyszłam z pokoju. Usiadłam w kuchni na jednym z krzeseł, obejmując kolana ramionami.
-Robisz się śpiąca. Powieki ciążą ci, co raz bardziej.
-Mamo- Odwróciłam się do szeroko uśmiechniętej mojej mamy.- Ja tu próbuje pozostać wśród żywych.
Pocałowała mnie w czubek głowy.
– Zrobiłam ci śniadanie, kotku- powiedziała, stawiając przede mną miseczkę z owsianką z owocami. Banan tworzył uśmiech, a borówki oczy.
-Kiepski żart- mruknęłam, dźgając owsiankę w oko.
-Nie wyżywaj się na jedzeniu- rzuciła, wychodząc z kuchni, aby się przebrać z kremowej koszuli nocnej.
Po zjedzeniu śniadania, wróciłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam po turecku przed lustrem, wiszącym na drzwiach szafy. Rozczesałam dokładnie włosy, aby następnie upiąć je nisko nad karkiem w wymagany kok. Zdjęłam z siebie piżamę i nałożyłam mundurek- zieloną, plisowaną spódnicę do kostek, beżową koszulę, marynarkę z herbem szkoły.
-Czas znów trochę poudawać- mruknęłam sama do siebie, wsuwając jeszcze kilka wsuwek do włosów w kok.
Usiadłam na łóżku, aby nałożyć wypastowane czarne buty. Spojrzałam na zegarek. Za pół godziny miałam pociąg. Z westchnieniem wzięłam walizki i zeszłam na dół. Podeszła do mnie mama. Przebrała się w wygodny kostium, a włosy zaplotła w delikatny warkocz. Wysokie kości policzkowe podkreśliła odrobiną różu. Ciemne oczy wyglądały na niemal czarne, kiedy otaczały je czarne wachlarze rzęs.
-Gotowa?- spytała, wkładając szpilki.
-Niestety tak- mruknęłam, wychodząc na zewnątrz.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu Chase, ale go nie było. Wsiadłyśmy do starego jeepa taty. Zapięłam pasy i wyjrzałam na zewnątrz. Przez najbliższe pół roku nie zobaczę ani tego miejsca ani mojej rodziny ani przyjaciół ani innych pokręconych ludzi, którzy ostatnio pojawili się w moim życiu.
-Kotku?
Jej bransolety zabrzęczały, gdy skręciła kierownicą.
-Hmm?
Spojrzałam na mamę. Wprawnym ruchem założyła za ucho krótki miedziany lok. Zmarszczyła lekko brwi, ale nie oderwała wzroku od wyboistej drogi.
-Ostatnio nam nie szło. Ja… Wiesz, że cię kocham. Po prostu się o ciebie boję.
-Nie ufasz Carlowi- wyrzuciłam z siebie to, co dręczyło mnie od trzech dni.
-Nie chodzi o to- zaprzeczyła.- Jest dla ciebie bardzo ważny… dla Matta też. Jest miły, opiekuńczy, rozważny w miarę możliwości…
-Ale go nie lubisz- podsumowałam.
-Chcę twojego szczęścia, a on jest… Nie potrafię mu zaufać.
-To zaufaj mi- podniosłam głos.- Jest dla mnie jak starszy brat, a ja nie zamierzam…
-Vivienne!
Spuściłam oczy, wbijając paznokcie w brzeg siedzenia.
-Przepraszam, mamo.
-Właśnie o to mi chodzi, Viv. Zachowujesz się jak jakaś…
-Dobrze wychowana panna reprezentująca moją szkołę?- spytałam kąśliwie.
-Nie, jak robot:,, Tak, mamo. Nie, mamo. Oczywiście, mamo.”
-Zombie.
-Oneiroi.
-Kto?
Spięła się.
-To bracia Hypnosa- wyjaśniła niechętnie.
-Greckiego boga snu?
-Tak- odparła. Przez jakiś czas obie milczałyśmy. Wyglądałam przez okno. Zbliżała się zima. Czułam ją w chłodzie poranków, w zapachu lasu. Widziałam wielokolorowym kobiercu liści oraz ptakach zbierających się do odlotu.- Dostałam list od twojego ojca.
Spojrzałam na nią.
-Naprawdę?- spytałam podekscytowana. Nagle nawet dziwne sowy, okłamywanie Carla i pusta książka nie były zmartwieniem. Stały się bez znaczenia wobec bliskiego spotkania z ojcem, którego nie widziałam od półtora roku.
-Dostał przepustkę i wraca za dwa tygodnie.
-A mnie nie będzie.- Chwila szczęścia pękła niczym kryształowa bombka, która zsunęła się z giętkiej gałęzi jodły.
-Ale my przyjedziemy do ciebie. Napiszę do Pani Dyrektor Gertrudy Finn z prośbą o widzenie.
Wyjrzałam przez okno. Za trzy minuty powinnyśmy dotrzeć do stacji kolejowej.
-Jak ktoś może nazwać dziecko Gertruda?- mruknęłam.
-A co powiesz na Ezio?
Zachichotałam. Znowu dobrała się do książek Matta.
-Ezio do domu. Ezio kolacja- ciągnęła, parkując.
-Mamo, co ty czytasz?
Uśmiechnęła się tajemniczo, wychodząc. Wysiadłam i wyciągnęłam walizki za sobą.
-Pomóc ci?
-Dam radę- warknęłam.- Przepraszam mamo, ale nie mam ochoty…
Przytuliła mnie i ucałowała w czubek głowy.
-Wiem, kotku- szepnęła.- Ale brakuje mi mojej małej Viv.
Pocałowałam ją w policzek.
-Zawsze będę twoją Viv, pamiętaj mamo.
Poszłyśmy na kompletnie pusty peron. Po brukowanym chodniku przetoczyły się liście. Zawirowały niczym w swoim małym tornadzie. Przysiadłam na walizce. Przymknęłam oczy, napawając się ostatnimi ciepłymi promieniami słońca. Wiatr rozwiewał włosy mojej mamy. Długie pasma uciekły spod wstążki. Zaśmiała się cicho.
-Mogę?- spytałam, wymownie spoglądając na nie.
Usiadłyśmy na ławce. Delikatnie wsunęłam palce w jej włosy, rozplatając pozostałości warkocza. Spojrzałam na duży, stary, dworcowy zegar. Pozostało mi pięć minut. Rozczesałam pasma włosów. Zaplotłam dwa ciasne kłosy po bokach głowy, łącząc je w kok. Wszystko przewiązałam dodatkowo wstążeczką.
-I jak?- spytała. W jej oczach migotały figlarne iskierki.
-Ślicznie, choć poważnie.- Moje słowa zagłuszył gwizd pociągu.
Objęła mnie ramieniem.
-Już czas- szepnęła.
-Za wcześnie- zaoponowałam, rzucając błagalne spojrzenie na zegar, ale jego wskazówki stały w miejscu.
Ucałowała mnie w czoło.
-Dwa tygodnie- mruknęła, popychając mnie do pociągu.
Złapałam walizki i weszłam do maszyny. Znalazłam wolny przedział z jedną z dziewcząt z mojej szkoły. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie, choć widziałam ją pierwszy raz. Skinęła mi na powitanie, ponownie zatapiając się w swojej lekturze. Bagaż położyłam na specjalnej półce. Drugi donośny gwizd przeszył powietrze. Przymknęłam powieki.
Czemu by nie spróbować? – pomyślałam.
Fala gorąca objęła moje ciało. Oddychałam sosnowym powietrzem. Czułam mech, moczący moje spodnie na kolanie, wiatr rozwiewający moją koszulę. Teraz kucałam w lesie, obserwując pociąg z Chase u boku. Odgarnęłam długie, brązowe pasmo włosów z oczu. Pies potarł się o moje nogi, potrząsając łbem jakby był czymś odurzony. Skamlał, orząc pazurami w ziemi, rozrywając korzenie, zdzierając korę z drzewka obok.
-Wiem. Ja też będę za nią tęsknił- powiedziałam męskim głosem i pogładziłam jego miękkie futro.
spoko opko troche smutasne i malo akcji ale nawet fajne, a teraz z innej beczki wiecie ze zbliza sie weekend i wtedy nikt nie dodaje nic wienc prosze was wszystkich oto by mi napisali jaki jego zdaniem jest warte pszeczytania mogą byc stare, skończone,nie muszą w nim byc Percy i Ann(chociaz fajnie by bylo gdy by byli) ,tylko zeby mial duzo czensci, a wracajac do tematu chyba widzialam kilka literuwek ale ja sie nie znam:P i wez troche wiencej akcji bo sie nudno robi 😛 „i Hołd dla nauczyciela od infy DZIĘKUJEMY”:P(i wiem dziwna jestem ) :******
Ja lubię akcję i to bardzo, ale to dla mnie nudne nie było. Masz świetny styl, każde zdanie czyta się z przyjemnością. I Gertruda to dziwne imię, nigdy mi się nie podobało 😉 A opko jak zwykle świetne, nic dodać, nic ująć.
Do cory; Ja osobiście polecam Ci ,,Pamiętnik Heroski” Annabell, opowiadanie Arachne ,,Arachne”. Jeszcze opka Kiry są fajne np. ,,Connect by war”. Opka Luny Tenebris są genialne; ,,Rzymsko-Greckie Rodzeństwo” i wszystkie inne opka jej autorstwa. Po prostu wejdź w jej tagi i zobacz 😉 No i jeszcze ,,Moje łzy i krew Annabeth” Thali2, ,,Kości zostały Rzucone” Przyjaciel, ,,Alfa i Omega” Mosqua. To jedne z tych lepszych wielocześciówek, których prawdopodobnie nie znasz.
(Po prostu napisze tak) O WSZYSCY BOGOWIE carmel po prostu ubustwiam cie,wiesz?Większości z nich nie znam o nie których słyszałam ale ich nie czytałam (znam tylko „Arachne” bo czytałam i mam nadzieja że się nie skończyło)postaram się wszystkie bo ty je polecasz, a ty świetnie piszesz nie po prostu zaje*** i dziewczyno błagam cie ooooooo CD „Wyklętych” lub „Pani Cienia” ale chyba bardziej „Pani Cienia”.
PS.zapomniałam czegoś napisać w po pszednim komentarzu a tak dokładniej to khymkhym LUDZIE JUŻ DZIĘKUJE WAM JESTEŚCIE NAJ NAWET LEPSI OD TT-ROWICZÓW (sory dla wszystkich co mają tt [ i dzięks bo nauczyliaście moją siore przeklinać więc iak moi starzy usłyszą jakies przekleństwo to nie będzie na mnie{mnie szkoła nauczyła i kto by pomyślał w budzie można się czegoś pożytecznego nauczyć}]) WIĘC JESZCZE RAZ WIELKIE DZIĘKS (a na serio carmel jestes moja bohaterką,po prostu kocham cieeeeee !!!!!! i wszystkich z tego bloga :******************************************************************************************************
Wiem, wszyscy mnie kochają. Jestem świetna 😉
A PC…eee… nie powiem.
No i coro, weź nie bazgraj tych komentów nie na temat pod opkiem Raisy, tylko lepiej zabieraj się do czytania.
a i odrazu zaczenam czytać a i PS.do autarów i carmel(:P): uwaga bo będe komentować każda część więc sie bujcie bhbhbhhbhbhbhbh koczam was 😛
a i plosze pomuzcie bo nie wiem kture pierwsze :((( bo wszystkie wydają mi sie fajne i co ja biedna mam zrobić no co?