Dobra,tak szczerze, to nie jestem zadowolona. Mam wrażenie, że jest za szybko, za mało przemyśleń,uczuć,opisów i ogólnie dupa. Normalnie bym tego tu nie wysłała,ale niezbyt mam czas to poprawiać.
Liczę na rady,ba, oczekuję ich xD
Dedykacja dla Chio za zboczone opowiadanie(a raczej jego początek),chociaż ten mój marny twór nijak się nie równa twoim kilku zdaniom, cóż ;w;
~~~~~~~~
Już gdy weszłam do domu wiedziałam, że coś jest nie tak. Wszystko było dokładnie tak, jak wtedy,gdy wychodziłam z domu. A to wcale nie było dobrą wiadomością.
W domu panowała dziwna cisza, radio i telewizor nie grały, babcia nie nuciła nic pod nosem. Przerażające.
-Babciu? Mama już wróciła?- Zastałam babcię w jej ulubionym fotelu. Twarz miała zwróconą do okna, patrzyła gdzieś w dal.
-Nie, Kim. Nastąpiła mała… zmiana planów. -Spojrzała na mnie jakby z żalem,ale już chwilę póżniej jej oczy znów były wesołe i sarkastyczne.
-Och…-Westchnęłam. Trochę mnie zaniepokoiła ta wiadomość,ale nie dałam tego po sobie poznać.- To ja idę się spakować na biwak.
-Tak, tak.-Odwróciła wzrok.-Potrzebujesz czegoś do jedzenia?
-Pytanie! Zawsze potrzebuję czegoś do jedzenia.-Wyszczerzyłam się jak debil.- Tylko…nie dawaj mi pasztetów.
Roześmiała się i poszła do kuchni, a ja pobiegłam na górę. Wpadłam do pokoju,potykając się o walające się wszędzie rzeczy, wyjęłam z szafy plecak i wrzucając do niego potrzebne mi przedmioty, wymyślałam powody, dla których mama nie mogła przylecieć.
Moja mama regularnie co pół roku leci do Ameryki, tam, gdzie spotkała mojego tatę. To był letni romans, a gdy się obudziła, jego już nie było. Poznała go w trakcie jej pierwszego samodzielnego reportarzu. Młoda, polska dziennikareczka i zabawny przystojniak, razem w Mieście Aniołów. Gdy tylko zaszła w ciążę, on zniknął. Szukała go przez kilka miesięcy, bo naprawdę wierzyła, że była to miłość na całe życie. W siódmym miesiącu ciąży wróciła do Wrocławia,ale wciąż jeździ do Los Angeles. Kiedy byłam młodsza,zabierała mnie ze sobą, ale od kilku lat jestem od tego uwolniona.
Uśmiechnęłam się na myśl o wojnie, jaką z nią toczyłam o prawo do chodzenia na zbiórki harcerskie. Moja mama uważała, że to zajęcie nie godne młodej panienki,więc musiałam nieźle się natrudzić, żebym teraz mogła nazywać się harcerzem.
Moja rodzicielka była w LA już od miesiąca, tego dnia miała wrócić. Pewnie odwołali jakiś lot, niedługo będzie.-pomyślałam, po czym, stwierdziwszy, że mam już wszystko, co potrzebne, zbiegłam na dół po prowiant.
Namioty rozłożyliśmy niedaleko leśniczówki, na małej polance w lesie. Po wepchnięciu do namiotów swoich rzeczy ruszyliśmy na grę terenową. W moim patrolu była Aśka, Ada, Paweł i Jacek. Zgarneliśmy pierwsze trzy wskazówki i wchodząc coraz głębiej do lasu, rozdzieliliśmy się w poszukiwaniu kartek. Zostałyśmy z Asią na ścieżce obsypanej starymi liśćmi. Gdzieniegdzie walały się jakieś śmieci, ptaki śpiewały, drzewa delikatnie szumiały na wietrze, a my się gotowałyśmy w mundurach.
Cud, miód i żelki.
-Kim! Patrz, grzyb!- Aśka prawie skakała z radości, pokazując mi dłonią na ziemię.Podeszłam do niej i sceptycznym wzrokiem zmierzyłam mech pod jakimś iglakiem.
-Dziecko drogie, czyś ty w życiu nie widzia…- Urwałam,bo także zobaczyłam wielkiego borowika.-Kurcze, ale toto wielkie!
-Mówiłam.-Powiedziała z satysfakcją pięcioletniego dziecka.- Hej, tam jest kilka takich!-Pobiegła głębiej, a ja zostałam, żeby zerwać grzyba. Po chwili wyszłam na polankę, na której stała moja przyjaciółka,chowając grzyby w spódnicy jak w fartuchu.
-Co masz zamiar z tym zrobić?- Wskazałam na grzyby, a ona tylko wzruszyła ramionami.-A tak przy okazji, gdzie jest reszta patrolu?
Zaniepokoiła się i wtedy zdałam sobie sprawę, że nie za bardzo wiem, którędy wrócić do przyjaciół. Polanka ze wszystkich stron wyglądała tak samo, drzewa niczym się od siebie nie rożniły. Gdzieniegdzie rosły jakieś kwiaty i inne zielsko, które raczej nie pomogłoby nam wrócić na ścieżkę. Zobaczyłam łzy oczach Asi, co nie jest dobrym znakiem,biorąc pod uwagę jej skłonność do wyładowywania uczuć płaczem,więc w ramach rozluźnienia sytuacji poczochrałam jej grzywkę. Ona tego nienawidzi.Czyli wszytko dobrze.
-Hej, wyluzuj! Przecież znajdziemy drogę. Chyba nie masz zamiaru dać się pokonać jakiemuś głupiemu zbiorowisku drzew,co?
Poprawiła grzywkę i zmarszczyła brwi. Rozejrzała się jeszcze raz i niepewnie poszła w prawo. Podeszła do brzegu polanki i wetknęła głowę między drzewa. Wyglądała idiotycznie, a ja roześmiałam się, prawdopodobnie też przez jej dziecinne zachowanie. Kocham tę dziewczynę w takich momentach. Czarnowłosa odwróciła się do mnie z miną pod tytułem „Z czego się śmiejesz, ja też chcę”, ale jej twarz momentalnie zesztywniała i uśmiech spełzł jej z twarzy.
-K-kim?- powiedziała cicho, gapiąc się za mnie z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Ocho, coś się dzieje.Powoli się odwróciłam, pewna, że zobaczę dzika albo coś w tym rodzaju,i zakręciło mi się w głowie od tego, co zobaczyłam.
-O cholera! Co to ma być?!- Krzyknęłam, zanim zdążyłam wpaść na jakże genialny pomysł pozostania cicho.
To z pewnością nie był dzik,chociaż śmierdział podobnie.
Stał przede mną wielki, wysoki na jakieś trzy metry potwór. Do chudych może nie należał, ale miałam dziwne przeczucie, że mimo wszystko jest dwa razy silniejszy od Pudziana. Opaska przewiązana w pasie zakrywała mu to, czego z pewnością nie chciałabym zobaczyć. Cały potwór był brudny, brzydki i owłosiony, a gdy spojrzałam na jego twarz (co było dość trudne z moim metrem sześćdziesiąt wzrostu) zobaczyłam duże, zakrwawione i tylko jedno oko.
Z ust kapała mu ślina, marszczył brew i ogólnie wyglądał, jakby miał zamiar nas zjeść.
Byłam przerażona. Hej, nie codziennie spotykam jednookiego olbrzyma w lesie!
Usłyszałam jęk Aśki, a chwilę potem dostrzegłam, że moja przyjaciółka z hukiem upada na trawę.
Świetnie. Zostałam z jakimś obleśnym…czymś sam na sam, bo genialna Joanna Pierwsza postanowiła zabawić się w Królewnę Śnieżkę.
Cofnęłam się do bezwładnej czarnowłosej,jednocześnie sprawdzając, co przydatnego mam przy sobie. Ucieczka nie wchodziła w grę, zwłaszcza z wielkim workiem kartofli z czarnymi kłakami na plecach. Teoretycznie mogłabym zawołać pomoc, ale byłam pewna, że zanim ktoś przyjdzie, ten potwór już dawno rozgniecie nas na miazgę.
Zaczął się zbliżać, wydając z siebie dziwne dźwięki, które, jak podejrzewam, mogły być śmiechem.
Albo okrzykiem bojowym.
Automatycznie sięgnęłam do paska, chociaż nie miałam przy sobie scyzoryka,ani nic podobnego. Dziwny odruch. Chwyciłam małą latarkę i, zdziwiona własnym pomysłem, poświeciłam cyklopowi w oko.
Zachwiał się i chwycił za twarz, jakbym trysnęła w niego kwasem. Pewnie tego typu coś ma dość wrażliwą siatkówkę. Z głośnym ŁUP! upadł na tyłek, a ja w tym czasie odciągnęłam Asię i schowałam się w krzakach.
Usłyszałam szelest gdzieś z lewej, więc odruchowo wyjęłam latarkę i wycelowałam ją w jakiegoś karmelowołosego chłopaka, conajmniej, jakby to był laser albo cokolwiek niebezpiecznego.
Chłopak zmierzył nas wzrokiem i dopiero wtedy spostrzegłam, że to ten nowy Romeo Aśki. Nie było widać po nim niepokoju ani strachu, raczej irytację. Zdziwiona patrzyłam, jak wyciąga finkę, która po chwili zmieniła się w długi na metr, najprawdziwszy,megaostry miecz.
Jeszcze raz spojrzał na mnie i rzucił mi mały, czerwony scyzoryk, jakbym mogła tym jakoś pomóc.
Po chwili wbiegł na polanę, a ja z otwartymi ustami patrzyłam, jak walczy z cyklopem. Biegał dookoła niego i ciął go w łydki z zadziwiającą szybkością. Potwór ryczał i usiłował za nim nadążyć, ale nie miał szans z szatynem. Zadał mu kilka powierzchownych ran, ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. W końcu zadał cios w pierś leżącego potwora, a ten rozsypał się w garstkę pyłu z głośnym rykiem i rozwiał na delikatnym wietrze.
Zaskoczyła mnie jego łatwość w posługiwaniu się mieczem, a także sam fakt, że z małego nożyka wyczarował coś tak niebezpiecznego. Patrzyłam na niego pełna podziwu i strachu,chociaż przecież przed chwilą wyglądał tak normalnie.
Miał potargane włosy, pot spływał mu po czole i wyglądał na rozgniewanego. Podszedł do nas, i dopiero wtedy zauważyłam, jak jest wysoki. Mógł mieć nawet koło metra osiemdziesiąt, a nie wyglądał na dużo starszego ode mnie. Jego nos był złamany,a ciepłe, orzechowe oczy zdawały się ciskać pioruny. Dziwny grymas wykrzywił mu usta, nawet szedł jak burza.
-J-jak ty to… Co tu się… O co… Kim jesteś?!-Wykrzynęłam z szeroko otworzonymi oczyma.
Spojrzał na mnie gniewnie i wrzasnął:
-Dlaczego mi nie pomogłaś?! Przecież mogłaś załatwić go sama!-Nerwowo odgarnął włosy z czoła.
-O czym ty mówisz?! Słuchaj, koleś. Nie znam cię, chyba nawet nie mam ochoty. A to coś, co przed chwilą pokonałeś, widzę pierwszy raz w życiu! I przysięgam,że nie mam z tym nic wspólnego.
Chyba, że chodzi o urodę.
Głupi głosik w mojej głowie. Głupigłupigłupi.
-Och, nie udawaj.- Był wyraźnie poirytowany,otarł pot z czoła.-Przecież nie możesz być śmiertelnikiem. Jesteś jednym z tych herosów z sekty Kronosa, prawda?!
Dobra,teraz to robi się niepokojące. O czym ten koleś bredzi, i dlaczego mam wrażenie, że powinnam wiedzieć o co mu chodzi?!
Byłam tak zdezorientowana,że to aż śmieszne.
Roześmiałam się gorzko, przechodząc pod najbliższe drzewo. Oparłam się o nie, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Siedziałam na mchu, objęłam ramionami kolana i oparłam na nich głowę. Na szczęście,mało obchodziło mnie,co sobie pomyśli.
Spojrzałam na nieruchomą Aśkę, polanę, na której przed chwilą rozegrał się pojedynek i w końcu na tego dziwacznego chłopaka.
-Zabierz nas stąd.-Powiedziałam cicho, usiłując się nie rozbeczeć jak małe dziecko.
domu wiedziałam, że coś jest nie tak. Wszystko było dokładnie tak, jak wtedy,gdy wychodziłam z domu. – powtórzenie wyrazu domu
nie godne – powinno być niegodne
wiadomość,ale – wiadomość, ale (spacja)
pokoju,potykając – pokoju, potykając {było jeszcze kilka takich wyrazów bez spacji, ale już ich nie będę wypisywać}
Trzeba oddzielać kawałki tekstów od siebie!
Powinnaś wytłumaczyć nam grę terenową, napisać co nieco o jej towarzyszach, dodać ich opisy.
Za słabo opisany strach, gdy zobaczyła potwora. Przecież musiałabyć ni to wystraszona ni to zszokowana, ale po jej zachowaniu tego nie widziałam (za wcześnie sobie uprzytomniła co się dzieje).
W pierwszej części prawie w ogóle (albo wcale) nie wystąpiły uczucia.
Za mało przemyśleń – narracja pierwszoosobowa wymaga!
Opko mi się czytało dość ciężko. Akcja była za szybko, pojawiły się braki. Ujdzie, ale nie za bardzo mi się podobało mi się, Ziya, choć ciekawy pomysł o tej sekcie. Mam nadzieje, że CD będzie lepsze.