Allyson
Ten dzień rozpoczął się tak, jak każdy. Allyson obudziły promienie słońca. Prawdopodobnie było jakieś wpół do siódmej w kwiatniu. Dziewczyna powoli pościeliła łóżko, wyjęła ubrania z szafy i wyszła z jasnej sypialni do wielkiego salonu. Było to przestrzenne pomieszczenie o białych ścianach, z olbrzymimi oknami i nowoczesnymi meblami. Jak zwykle puste. Ojciec Allyson wychodził do pracy bardzo wcześnie. Aby dojechać do firmowego budynku, musiał się spieszyć. Jego córka natomiast mogła spać dłużej. Nie chciała jednak. Chora obsesja na punkcie wyglądu zawsze zwyciężała.
Dziewczyna lekkim krokiem poszła do łazienki. W lustrze znów zobaczyła znajomą twarz. Wyraziste oczy w kolorze mlecznej kawy zasłaniały ciemne rzęsy. Na czoło opadała kasztanowa grzywka. Zbyt duży nos był jednym z problemów nastolatki. Innym były wieczne problemy z cerą.
Dopóki Allyson nie odkryła prawdy o swojej rodzinie miała dość sporo problemów z poprawieniem wyglądu. Teraz wystarczyło skoncentrować się, spojrzeć w lustro i wyobrazić sobie idealną twarz. Już po kilku minutach dIewczyna zmieniła się w prawdziwą piękność. Włosy były wspaniale ułożone, delikatny makijaż podkreślał urodę, a po dawnych ,,wadach” nie pozostał ślad.
Tak zmieniona mogła wreszcie zjeść śniadanie i pójść do szkoły. Tam miała spotkać się z tysiącami westchnień, zazdrosnymi spojrzeniami dziewcząt i sznurem chłopaków, którzy podążali za nią wszędzie. Na prawdę nie znali jej naturalnego oblicza. Allyson nigdy nie chciała, żeby je poznali. Nadal pamiętała te udręki z przedszkola i podstawówki. Teraz jej życie stało się… idealne. Miała je takie, na jakie zasługiwała najlepsza z córek Afrodyty.
Spać, wstać, jeść, szkoła, lekcje, spacer, spać, wstać… Każdy dzień tak wyglądał. Czy dzisiejszy miał być inny? Kath tak nie uważała.
Najpierw próbowała ogarnąć swoje ciemne, sięgające ramion włosy, założyła swoje ulubione ciuchy (czyt. koszulke z napisem ,,Rock&Roll, wytarte, czarne dżinsy i czarną kurtkę). Potem zrobiła śniadanie, nakarmiła starego, czarnego kota, założyła brudne glany i wyszła.
Na zewnątrz było zimno. Dziewczyna musiała przejść przez las do miasta, ruszyć na przystanek, tam spotkać się z Alice i pojechać do szkoły.
Las wyglądał tak, jak zwykle. Wysokie drzewa co chwilę trzeszczały, a wiatr łamał im gałęzie. Czysty strumień szybko płynął w stronę pobliskiej polany. Co chwilę można było zauważyć kilka saren, losa, może łosia. Nic nadzwyczajnego. Kath szła sprężystym krokiem. Nie zwracała uwagi na to, co dzieje aię dookoła. W końcu wyszła z lasu. Nagle jej nastawienie zupełnie się zmieniło. Zobaczyła fabryki, tysiące samochodów, mściwych ludzi żyjących w XXI wieku. Nienawidziła opuszczać lasu i małego domku ciotki. Wiedziała, że właśnie to rozpędzone miasto zabiło jej matkę i zniszczyło psychikę ojca. Przyspieszyła kroku i około dwadzieścia minut później spotkała przykaciółkę.
-Wszystkiego najlepszego!!! – zawołała Alice. Jej rude włosy praktycznie zasłaniały twarz, ale ona zdawała się tym nie przejmować. Kath zamurowało. Oto ona, zawsze rozsądna, opanowana, przygotowana na wszystko, zapomniała o swoich urodzinach.
-Yhm… Dzięki- dIewczyna zdobyła się na minimalny uśmiech. Nie często to robiła. Taka była różnica między nią, a przyjaciółką. Alice: optymistka, wiecznie roześmiany rudzielec, nie brała życia na poważnie. Jej głowę zaprzątały zakupy, pieski i najnowsze wiadomości. Kath była inna. Nigdy nie zaufała w zupełności nikomu. Miała pewność, że i tak kiedyś zawiedzie się na każdym, nie będzie wiedziała co robić. Dlatego zawsze miała plan i ściśle trzymała się zasad.
Dziewczyny wsiadły do autobusu. Bardzo zatłoczonego autobusu. Alice dziwnie się zachowywała. Była pewna, że To stanie się dzisiaj. Starała się nie okazywać emocji. Na konkretnym przystanku wysiadła razem z przyjaciółką i weszły do dużego, starego budynku.
Kath była zajęta swoimi nowymi książkami, prezentem od Alice, a jej towarzyszka gadała do siebie nie zwracając na nic uwagi. Nagle dziewczyna potknęła się i wpadła na coś… lub raczej na kogoś.
Wysoka dziewczyna o kasztanowych włosach i minie wyrażającej zniewagę ostro spoglądała na niższą o głowę Kath, która nie zamierzała zachować się jak potulna owieczka.
-Uważaj. Jak. Łazisz. – powiedziała. Umiała oceniać ludzi od pierwszego spotkania. A słowo określające tę istotę brzmiało ,,plastik” (przynajmniej w mniemaniu Kath)
-Do mnie to było? Wiesz kim ja jestem?
-Tak. Wydaje mi się, iż rozmawiam ze stworzeniam typu ,,O nieee, mój makijaż się rozmazaaał!” Na prawdę muszę ci to tłumaczyć? Twój mózg nadal tego nie pojmuje?
-Uh, każda… no, taka jak ty osoba… mówi to samo. Zero oryginalności. – Dziewczyna nagle zmieniła swój ton. Gestem pokazała, żeby Kath i Alice poszły za nią.
-Siostro, to dzisiaj prawda? – zwróciła się do Al.
– Yyy… hm… tak… – po raz pierwszy Alice była tak zestresowana. Wcześniej nie brakowało jej pewności siebie.
– Jestem Allyson.
Kath zignorowała to. Cały czas patrzyła na Alice. W końcu wydusiła z siebie pytanie ,,Jak to? Czemu? Kiedy? To twoja siostra?!” W odpowiedzi usłyszała pisk i nerwowe kiwanie głową, a potem ciche ,,no, coś w tym stylu”
-A więc, ja jestem córką Afrodyty, a to moja siostra. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale to prawda. Ty jesteś córką Hadesa. Z tego, co wiem…
kwiatniu – co to za wyraz?
Powtórzyłaś słowo ,,każdy” w obu pierwszych akapitach poszczególnych narracji.
Powtarzasz czasownik ,,był/było”
dIewczyna – domyślam się, że tu chodzi o słowo ,,dziewczyna”, czyż nie?
Nigdy nie zaufała w zupełności nikomu – ładniej by brzmiało ,,Nigdy nikomu nie zaufała w zupełności”
To, że piszesz o 1 w nocy z tableta Ciebie nie uprawiedliwia. Ja nieczęsto wypisuję błędy, ale te akurat wwaliły mi się w oczy.
Co do treści; całkiem ciekawy pomysł ze zmianą wyglądu, ale słabo opisany, bez żadnych zagłębień, co zniszczyło cały efekt. Powinnaś dodać więcej wpspomnień z przedszkola/podstawówki, jak ona to odkryła.
Opisów było mało i różnorodnością się nie popisywały. Słabe opisy uczuć, przemyślenia znikły w Lete, co? Zabrakło odnośników, które nadałyby prawdziwości Twojemu opku np. niewygodne buty, kichnięcie. Och, a akcja leci niczym Percy do Ann. Bez wstępnego słodzenia; słabo Ci to wyszło. Naprawdę.
Wpół do siódmej to może być rano i wieczorem, opcjonalnie w Warszawie, Krakowie, Tokio czy Hong Kongu. ‚ Wyraziste oczy w kolorze mlecznej kawy zasłaniały ciemne rzęsy’ – uwielbiam te mieszane podmioty. Oczy na rzęsach, to jest to. A bycie córką Afrodyty też świetne, stajesz przed lustrem, skupiasz się i już, jesteś idealna! I nawet makijaż sam się robi! Przy tym Percy to pikuś.
Czym jest ‚losa’, które można zobaczyć w lesie? A tak swoją drogą: byłaś Ty kiedy w lesie na obrzeżach miasta? Ja byłam nawet w lesie bez cywilizacji, nawet przez kilka miesięcy, nie że się chwalę czy coś, jedynie pragnę wytknąć kilka niedociągnięć. I w całym, calutkim życiu, którego dużą część w głuszy spędziłam, łosia poza rezerwatem, nie widziałam. Może faktycznie, nie byłam nigdy w lesie na obrzeżach amerykańskiego (jak mniemam) miasta, jedynie polskiego, ale i tak: łosie są DZIKIE! Nie uświadczysz ich pod miastem, nie spotkasz tak po prostu na spacerze. I jeszcze jedno: trzask łamanych gałęzi, taki ciągły i monotonny słyszałam dwa razy: jak się lokalsi wzięli za rozwalanie żeremia i jak prowadzono wycinkę lasu. I ten strumyk. Płynął w stronę polany, na której wsiąkał w ziemię, by tylko nie dopłynąć do miasta i jego zanieczyszczeń?
Opisów nie było, niczym się nie popisały. Wyjątek: Cztery zdania na temat wyglądu bohaterek. żeby chociaż złożone, ale nie, gdzie tam!
Całość niedopracowana, chaos wkradł się i pozostał, utrudniając zrozumienie przekazu, a zabawę w co-autor-miał-na-myśli-? obrzydzono mi w szkole. Stereotypowe bohaterki (są tu) takoż superhipermegaludzi znienawidziłam sama. Podobnie kiczowatą fabułę.
To tyle z czepiania się, teraz czas na dobrą radę: Jak następnym razem nagła wena zastanie cię o pierwszej w nocy, to idź spać, przemyśl to na spokojnie, i pisz o ludzkiej porze. A przed wysłaniem przeczytaj sobie na głos. Zazwyczaj tego typu zabiegi pomagają.
Nie ma to jak zjechanie opka na dobry początek wieczoru. To, jak odbierzesz mój komentarz zależy tylko i wyłącznie od Ciebie, jednak wolę, żeby początkujący, a niezbyt dobrzy pisarze mnie nienawidzili, niż by byli przekonani, że są świetni.
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru, Kiva.
Będę szczera. Wiem, że to twoje pierwsze opko, no ale serio, chociaż na te literówki mogłaś zwrócić uwagę. Znamy się od 5 lat i wiem, że te wszystkie komentarze będziesz strasznie przeżywać, no ale cóż, życie jest brutalne.
Skoro miałaś wenę o 1 nad ranem, to mogłaś to napisać na kartce i rano, albo kiedyś na spokojnie wszystko przemyśleć, poprawić, dać komuś do sprawdzenia.
Początek mógłby być ciekawy, ale widać, że dalej pisałaś już na przymus. Strasznie dużo tych literówek. Jak ortografi jest w porządku, to reszta leży. Musisz dużo ćwiczyć.
Resztę błędów wypisały dziewczyny. I rzeczywiście, łoś na obrzeżach miasta? Amerykańskiego? Ok, u nas często widuję łosie w lesie na przedmieściach, ale tam?
Więcej opisów. Popraw to i ćwicz.
Powodzenia