Dla Piper77 za niezwykłą pomoc i za to, że zawsze jest, gdy ją potrzebuje, wspiera i dowartościowuje, daje dobre rady oraz za to, że jest walnięta i cudowna. Dla Hestii za komentarze i mile słowa, które potrafią dać takiego kopniaka motywacji, że czasem nie mogę uwierzyć, że znajduję w sobie tyle chęci, by coś jeszcze napisać.
[Nathan]
Wejście do Hadesu było nie do opisania. No, może dało by się opisać je wizualnie, ale nie o to mi chodzi. Nie umiem opisać tego, co się działo ze mną, gdy wchodziłem do tego cholernego Podziemia. Nagle poczułem się, jakby ktoś zabrał mi wszystkie szczęśliwe chwile z życia. Zniknęły wszystkie radości, miłe wspomnienia, zostały tylko traumatyczne przeżycia, a wyrzuty sumienia za moją, no… niefortunną przeszłość się nasiliły. Wbrew samemu sobie, zacząłem rozmyślać nad tym, ilu ludzi przeze mnie cierpiało, jak bardzo podły jestem. Nie umiałem znaleźć w sobie niczego dobrego. Tylko żal, smutek i bezradność. Wchodząc do Hadesu, stajesz się jego częścią, przejmujesz nastrój tego miejsca, a jaki nastrój może panować wśród umarłych…?
Taki opis nawet w połowie nie oddawał tego, jakie wrażenia dostarczało przejście przez bramę Hadesu i zniknięcie w tej czarnej pustce. Potem ukazała mi się ciemna jak noc, a nawet ciemniejsza grota. W tle majaczyło widmo pałacu. Jakieś zielone i niebieskie światła, wywoływane przez dusze, które błąkały się obok mnie, widocznie nie mając obola za przejazd. To był potworny widok. Jakaś dusza siedziała pod ścianą i tępo patrzyła się przed siebie. Miała na sobie średniowieczną zbroję. Oznaczało to, że siedzi tu już… stanowczo za długo. Patrząc na niebieską poświatę wydzielaną przez tego rycerza nawet nie zauważyłem, jak potknąłem się o coś mniejszego.
– Ojć, przepraszam…- zacząłem, odwracając się do tego, o kogo się potknąłem, ale to, co ujrzałem, było zbyt przykre.
Mała, pięcioletnia dziewczynka. Obok klęczała jej mama, o której nogi się potknąłem. Obie, mimo że były umarłe i nie miały ciała, niemal topiły się w widmowych łzach. Mała zawodziła i wtulała się w mamę, która również płakała, ale próbowała odsunąć od siebie córkę i wcisnąć jej do ręki jedną jedyną drachmę, jaką miały. Widocznie nie stać je było na więcej, a matka nie chciała skazać córki na wieczną tułaczkę po świecie żywych. Wolała sama się poświęcić.
– Nathan, idziesz?- usłyszałem za sobą głos Mika.
Nie odpowiedziałam. Zaraz tez chłopak stanął obok mnie i chciał coś powiedzieć, ale też dostrzegł ten przerażający widok.
Mike wyjął z kieszeni bluzy monetę i podał go duszy kobiety, która nagle ucichła. Dziewczynka, korzystając z okazji, że matka jej już nie odpycha, wpadła na nią i oplotła drobnymi rączkami jej szyję. Kobieta powoli spojrzała się na bruneta, a jej oczy, szerokie i wyłupiaste jak to oczy ducha, powiększyły się jeszcze bardziej ze zdziwienia, jakby nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Mike uśmiechnął się smutno i odwrócił się, odchodząc. Zrobiłem to samo. Jeszcze raz spojrzałem na duszę zmarłej matki, która przez chwilę patrzyła się za nami a potem z całych sił przytuliła swoją córkę.
Charon czekał już w łodzi. Stał z tyłu, trzymając w dłoniach długie wiosło. Niepewnie, nie odzywając się wsiedliśmy na barkę. Ta zakołysała się lekko, ale na szczęście nie przewróciła się. Usiedliśmy z Mikiem ramię w ramię. Charon odepchnął wiosłem nas od brzegu i powoli, zaczął wiosłować.
Nie było odwrotu. Płynęliśmy, a najlepsze jest to, że płynęliśmy jak zamarli. Ci, którzy umarli i nie mogą już ożyć. A my żyjemy. Więc czy Podziemie zgodzi się na taki wyjątek? Czy może sprawi, że nie będziemy już wyjątkiem i umrzemy. Na samą myśl, że jesteśmy już tak daleko musiałem się uśmiechnąć. To uczucie… No, ono było tak przerażające, że aż piękne.
Łódka płynęła powoli, melancholijnie rozpruwała spokojne wody Styksu. Rzeka była czarna, zdawała się nie mieć dna, tylko ciągnąć się nieskończenie daleko w dół. Zdawała się być jak ciało stałe. Nie woda, tylko wręcz jakaś lepka maź, w którą jak się wpadnie, nie ma już ratunku. A mroku nad nami ginęło sklepienie wielkiej groty w jakiej się znajdowaliśmy. Mimo, że Podziemie było ogromne, to jednak czułem się w nim jak klaustrofobik- źle. Tak, mam klaustrofobię. Dziwne, nie? W Obozie wygnańców większość czasu przesiedziałem w mojej cudownej piwnicy a teraz przeraził mnie Hades…
Charon dopłynął do brzegu. Jego barka bezszelestnie uderzyła o brzegi Styksu, co uznałem za rozkaz do wyjścia. Nie miałem nic przeciwko. Jeszcze chwila na tej łódce, która zaraz może się wywalić… Nie, dziękuję, wolę nie…
Odwróciłem się, żeby podziękować Charonowi. Dopiero teraz zauważyłem, że w barce zamiast przewoźnika stoi ktoś inny. Choć to nie był on, tylko się zmienił. Wyglądał jak śmierć z opowiadań: kościste ręce, czarne postrzępione łachy, tylko zamiast kosy- wiosło. No cóż, wiosło tez mogłoby być zabójczą bronią. Podniósł głowę, jakby chciał na nas spojrzeć. Nie wiedziałem, czy to robi, bo widziałem tylko czarny kaptur jego szaty.
– Żegnajcie, głupi herosi. Nie zobaczymy się więcej- dodał i zanurzył wiosło w wodzie, żeby odpłynąć.
– Do zobaczenia!- zawołała za nim Mike, na co Przewodnik lekko drgnął. Zaśmiałem się cicho.
– Nie mogłeś sobie darować, co?
– Nie. Przecież jeszcze go zobaczymy, jak umrzemy, za osiemdziesiąt, sześćdziesiąt lat.
– Albo zaraz, jak nam się coś nie uda- mruknąłem, poprawiając pas z mieczem i niepewnie rozglądając się.- Na przykład zostaniemy zjedzeni przez tego kundla z roztrojeniem jaźni.
Przed nami stał Cerber. Wielki, niesłodki, niepoczciwy Piekielny Pies. Pod jego nogami przechodziły dusze. Jedne kierowały się do Sądu, inne już na Pola, albo Elizjum. Słychać było wrzaski strącanych do Tartaru. Albo te wrzaski dochodziły z niego…
– Oj, ale weź wyobraź sobie tą minę, jak zobaczy nas po takiej przerwie.
– Szczególnie jak znowu przyszpilisz go do recepcji- westchnąłem wyciągając miecz. Mike zaśmiał się cicho, ale też przygotował łuk i strzały. -Cerber nas jeszcze nie widział. I dobrze. Mieliśmy znaleźć Styks.
– Znalazłem!- powiedział triumfalnie Mike wskazując kciukiem za siebie.
– Owacje na stojąco- westchnąłem, ale zaraz pożałowałem, bo wyobraziłem sobie bandę zombie wystających z ziemi, żeby pogratulować Mikowi geniuszu. No dobra, jednak darujmy te przyjemności i przejdźmy do rzeczy.
– Mieliśmy teraz iść w lewo. Tato tak kazał- powiedział Mike.
Przyjrzałem się jeszcze raz Cerberowi. Ten wyrośnięty kundel wyglądał jakby szukał kogoś w tłumie, żeby go rozszarpać trzema pyskami na strzępy. Każda głowa nerwowo kręciła się, cały czas warcząc. Najcichsze warknięcie wstrząsało jaskinią, przyprawiając kamienie pod moimi nogami o drżenie. Cerber był przerażający, a najbardziej jego ślina, co jakiś czas kapiąca na ziemię. Nigdy nie lubiłem psów, czy innych zwierząt (wyjątkiem były smoki- do nich miałem jakiś szacunek), ale Cerber bynajmniej nie budził mojej sympatii. Bardzo współczuję tym duszą, które przechodząc obok niego, bo ja tam nie chciałbym oberwać jego śliną.
Jednak Cerber ku mojemu szczęściu nie stał na naszej drodze. Za nim widać było Łąki Asfodelowe, a dalej Pałac Hadesa. W środku pewnie siedział sam Hades. A gdzieś obok, w czeluściach tego pałacu była jeszcze… Jane. Oraz Miranda. Nagle Łąki Asfodelowe stały się jakby dłuższe, a królestwo boga śmierci stało się maleńkie, odległe, nie osiągalne. Zabolało mnie coś pod żebrami. Nigdy nic mnie tak nie ukuło, przyłożyłem rękę do tego miejsca, krzywiąc się. Niechętnie odwróciłem wzrok od TEGO miejsca i spojrzałem w stronę Styksu. Po lewej stronie rzeka niknęła w ciemnościach Podziemia. Droga tam mogłaby być mordercza. To znaczy- bez problemu, mogliśmy przemknąć się między skałami obok Cerbera, i spokojnie pójść w lewą stronę. Nic trudnego, biorąc pod uwagę fakt, że musimy przejść między dość wysokimi skałami, które nas bez problemu ukryją, a nie przejść pod Cerberem.
– Po co mieliśmy iść tam? Tam nic nie ma!- odparł Mike, wyciągając rękę w stronę ciemności. No, wszędzie było ciemno, ale tam to już szczególnie.
– Sam mówiłeś, że Apollo tak powiedział.
– No tak!
– To co ci teraz nie pasuje!
– No to, że nie wiem, czemu niby kazał nam tam iść! Znalazłem Styks- czego chcieć więcej?!- zawołał głośno, wymachując rękoma, ale szybko dopadłem go i zasłoniłem mu twarz dłonią. Zmarszczył brwi i zaczął odrywać moje ręce od swojej buzi, mrucząc coś niewyraźnie.
– Debilu, zamknij się. Te psie mordy może i są kilka metrów nad tobą, ale myślę, że nadal cię słyszą!- syknąłem, nerwowo patrząc na Cerbera. Mike, przestał się wyrywać i coś bełkotać niezrozumiale, więc go puściłem.
– No dobra, dobra- westchnął i zdjął łuk z pleców.
Chłopak uśmiechnął się do mnie i przeczesał włosy, po czym ruszył prosto w stronę Cerbera. Stałbym tam jak idiota, patrząc się za nim jeszcze kilka minut, ale na szczęście kłapnięcie zębami wyrośniętego psiska, który właśnie zaganiał jaką dusze do porządku, nieco mnie otrzeźwiło. Jakoś nie mogłem się przekonać do opcji zostania śniadaniem Cerberka.
Ruszyłem pędem za Mikiem, który jak ostatni ciołek wlazł między dusze i zaczął się między nimi przeciskać. Niektóre z odtrąconych przez niego zmarłych protestowało, inne nawet nie zauważyły, że coś obok nich przeszło.
– Mike!- zawołałem, omijając duszę bez głowy.- Co ty wyprawiasz?!
– Jak to co?- odwrócił głowę patrząc na mnie z politowaniem.- Nie po to tu szedłem, by być tak blisko i Jej nie zobaczyć.
Powiedział to za głośno. No, gdyby był dalej mógłby tak gadać ile chce, ale nie dziesięć metrów przed tym kundlem. W ostatniej chwili rzuciłem się i chwytając go za bluzę, pociągnąłem w dół za skały po lewej stronie. Bodajże w ostatniej chwili umknęliśmy Cerbusiowi. No, naprawdę biedny psinek, oj tak, współczuję mu, że nie zjadł dwóch herosów…
– Ała…- jęknął Mike, podnosząc się, ale złapałem go, i przyciągnąłem obok siebie do zimnej powierzchni kamienia.
– Chłopie, zwariowałeś?! Mieliśmy iść w LEWO! Nie prosto, centralnie pod ostrzał tych białych kłów!- warknąłem do niego. Ten tylko wzruszył ramionami.
– Damy radę go wyminąć. Ja chcę tylko Ją zobaczyć!- szepnął, ale spojrzał na mnie błagalnie.- Nathan, proszę cię, damy radę, ty też chcesz zobaczyć Jane.
Chciałem. Cholernie chciałem, ale się bałem. Nie bałem się, że zje mnie Cerber. Nie bałem się, że znajdzie mnie Hades. Bałem się dziewczyny. To aż brzmi śmiesznie, że bałem się tylko i wyłącznie jej reakcji. Ona zginęła, bo ją zawiodłem. Najpierw uciekłem, potem dałem się złapać. I teraz, kiedy mam szanse ją uratować, mam zostawić taką szanse, tylko po to, żeby ją zobaczyć i powiedzieć radośnie: ‚Hej Jane! To ja, ten na którym się bardzo zawiodłaś! I wiesz co? Mogłem cię już uratować! Ale nie, ja wolałem cię najpierw zobaczyć i powiedzieć, to co mówię! Bez sensu, nie?’
– Dobra- powiedziałem, odwracając głowę, by spojrzeć na Mika, opartego o skałę obok mnie. Na jego twarzy pojawił się szczery, radosny uśmiech, który zupełnie nie pasował do mroków Podziemia.
– Super, to chodź- powiedział wstając, ale złapałem go za ramię i powiedziałem spokojnie (a przynajmniej się starałem!):
– Zaraz! Chcesz przejść obok Cerbera.
– No, na to wygląda.
– A on marzy o tym, żeby zjeść każdego, kto żyje.
– Ojć. A ten gościu do którego porównał nas Charon?
– Orfeusz- mruknąłem, a Mike pokiwał głową; jego oczy zapłonęły entuzjazmem.
– No właśnie!
– Złagodził Cerbera śpiewem i grą na instrumencie- spojrzałem na niego sceptycznie, bo obaj wiedzieliśmy, że żaden z nas nie umie śpiewać. No, Mike umiał, bo jest synem Apolla, ale jednak lepiej nie ryzykować.
– Ach.- Entuzjazm chłopaka jakby rozpłynął się w powietrzu.- To będziemy improwizować.
I zanim zdążyłem mu powiedzieć, że to najgłupszy pomysł jaki słyszałem, Mike wyskoczył zza skały. Chcąc nie chcąc, wybiegłem za nim, chwytając w dłonie miecz i modląc się do kogo się dało, żebym przeżył.
Cerber nie od razu nas zauważył, ale Mike nagle zniknął. Zdezorientowany wypatrywałem go pomiędzy tłumem umarlaków, ale nigdzie go nie było. Za to był Cerber, który pewnie zaraz mnie dostrzeże. Wyobraziłem to sobie. Wściekły, z trzema parami oczu wlepionymi we mnie. Warczący głucho i kłapiący zębiskami. Wzdrygnąłem się, na samą myśl, że mógłbym zobaczyć tę mordę i to nie od zewnątrz. Nagle poczułem na ramieniu coś lepkiego i mokrego. Podniosłem górę, i okazało się, że te oczy są bliżej, niż mi się wydaje.
– Mike?- jęknąłem, widząc psa i nie widząc nigdzie idioty, który mnie do tego namówił. Stałem jak kołek, z opuszczonym mieczem i uniesioną głową.
Cerber wydał z siebie dość interesujący dźwięk- przypominało to odgłos wydawany przez brzuch Mike, kiedy przejadł się kolacją u Nike a potem miał niestrawności. Zabije mnie, że to powiedziałem… Ale przepraszam, teraz ten kretyn sobie znikł!
Wrzasnąłem, ale z mojego gardła wydobył się tylko cichy jęk, kiedy zęby kłapnęły mi obok głowy. Odskoczyłem, ale Cerber tym razem spróbował wcisnąć mnie łapą w ziemie. Odskoczyłem, a zamiast wrzasnąć i tym razem, uderzyłem go mieczem w łapę, na co pies zaczął skomleć. Szkoda, że wkurzyło go to trochę… tak za bardzo. Ryknął i wszystkie trzy paszcze zbliżyły się do mnie. Kiedy jedna z nich przybliżyła się za nadto, próbowałem wbić mu miecz na przykład w nos, ale wtedy uciekały. Bawiły się mną. A ja coraz bardziej się wściekałem na Mika.
Udało mi się cisnąć w jednego mieczem. Zrobiłem to z wściekłości i braku pomysłu co mogę jeszcze zrobić. No, ale to już nie było ważne, bo zostałem tam, z dwoma parnymi i wkurzonymi psimi głowami i jedną, dwa razy mocnej wściekłą, z moim mieczem w oku.
– No cudownie kurde!- jęknąłem, unosząc ręce i opuszczając jednocześnie wkurzony i przerażony. To jakiś dowcip? Tak, super. Stoję sobie bez broni, Cerber zaraz mnie zje, a Mika nie ma! Pies chuchnął na mnie, a moje kolana się pode mną ugięły.
– Ej, wiesz, że ten pies nie reaguje, jak szpikuje jego boki strzałami?- usłyszałem za sobą głos.- Wyjątkowo nie czuły zwierz…
Za mną pojawił się Mike z pół pełnym kołczanem, zrezygnowany unosząc łuk. Nawet Cerbera zdziwiło jego zachowanie. Pies wyprostował się i mruknął coś po psiemu. Jedna z jego głów odwróciła się, a kiedy znów na nas spojrzała, w pysku miała kilka strzał.
– No nareszcie jaśnie pies raczył zobaczyć, jak wiele strzał na na tyłku!- zawołał do niego naburmuszony Mike. -A tobie jak idzie?
– Mike… Czy ty wiesz… zdajesz sobie sprawę…- nie wiedziałem jak mu to powiedzieć.- Czy ty wiesz, że właśnie zaprzepaściłeś naszą jedyną szanse na wyjście z tego żywymi?! A ty, jak ostatni debil, władowałeś się w kleszcze jego trzech mord gdzie już nic nie poradzisz!
– Ojć, faktycznie.
Nie mogłem uwierzyć, że nawet się tym nie przejął, tylko podniósł jedna z pękniętych strzał i przyjrzał się jej. Miałem ochotę go udusić. Teraz na pewno zginiemy. On mógł coś zrobić! Najpierw mógł wymyślić coś mądrzejszego od improwizacji, potem mógł nie znikać, a teraz mógł wziąć coś z zaskoczenia!
– Powiedziałbym, że cię zabije, ale on to zrobi pierwszy!- wskazałem na Cerbera. Niestety, pies odzyskał rozum.
Już nie patrzył na nas tak zdezorientowany jak przedtem, tylko ryknął wściekle i próbował zjeść Mika, który zwinnie się tak obrócił, że pies spudłował. Kiedy jednak zniżył głowę, syn Apolla wbił mu z następne oko pęknięta strzałę. Z oka wystawał tylko kawałek drewienka, kiedy cerber się wyprostował. Tym razem zamiast śliny, pies kichnął krwią, obryzgując tym Mika. Pies zawył a Mike wykrzywił się.
– Nathan, musisz go uśpić! Ktoś już tak zrobił- zawołał do mnie Mike, kiedy psisko rzuciło się na nas, kłapiąc zębami.
Porwałem z kołczana Mika dwie strzały, żeby móc czymś dźgać potwora.
– Niby jak? Co ja jestem synem…a no tak, jestem- mruknąłem, załamując się swoim umysłem.- Ale jak!- dodałem, wbijając w ucho Cerbera strzałę, ale szybko ja wyjmując.
– Nie wiem…Wiem! Sybilla tak zrobiła. Uśpiła go ciastkiem z makiem i miodem- wykrzyczał chłopak, czołgając się pod jedną z głów, która węszyła i go szukała. Znalazł się obok mnie i w ostatniej chwili wystrzelił w oko bestii strzałę, skutecznie oślepiając już jedną z głów.
– Nie wiem czy wiesz, ale ja nie jestem jakąś kucharką!- wrzasnąłem, coraz bardziej zdenerwowany.- Widzisz tu gdzieś mak?! Albo miód?!
– No nie. Ale zostało nam śpiewanie!- jęknął. Cerber kłapnął tuż nad nim i trącił go pyskiem, tak mocno, że odrzuciło go kilka metrów w tył. Chłopak uderzył o ziemię niczym szmaciana lalka i poturlał się jeszcze kawałek. Cerber, widząc że zlikwidował Mika, zwrócił się do mnie. Ta ślepa głowa jęknęła, wściekle węsząc. Nadal miał w oku mój miecz. Zerknąłem znów na Mika. Chłopak uniósł się na łokciach, twarz miał całą w piasku zmieszanym z krwią Cerbera, ale uśmiechał się szeroko, jednocześnie krzywiąc się z bólu. Podniósł rękę z kciukiem w górze i powoli usiadł po czym dźwignął się na nogi, lekko się chwiejąc.
Czyli mam cię uśpić, psinko? No dobra, spróbujmy… Skupiłem się. Wyobraziłem sobie, że pies upada na zimie, śpiąc. Nie wiem, jak to robiłem, ale zawsze umiałem stworzyć Sen. To było coś takiego jak małe, cienkie, przezroczyste macki mgły, które po prostu pojawiały się w mojej ręce. Czasem było je widać, czasem nie. Nie każdy je mógł zobaczyć, i ostatnio odkryłem, że tak właściwie to widzę je tylko ja. Inni ich nie potrafią ujrzeć. I tym razem Sen pojawił się w mojej ręce. Powoli spłynął z niej i zaczął wić się po ziemi ku potworowi. Cerber ich nie widział, więc uznał, że poddałem się, skoro stoję w miejscu nic nie robiąc. Zawył i wyszczerzył kły. W ostatniej chwili udało mi się wywalić, unikając zębów, które odgryzłyby mi spokojnie pół ciała, gdybym stał. Upadając, przestałem się koncentrować. Rozproszyłem się, co rozproszyło tez Sen. Niebieskie wici cofnęły się i zaczęły znikać.
Cerber próbował mnie zgnieść. Ruszył na mnie, a każdy krok miał na celu zmiażdżenie mnie. Cofałem się na rękach, leżąc brzuchem do góry. Nagle coś odwróciło uwagę bestii, bo zawyła i odwróciła się.
– No nareszcie odzyskałeś czucie na tyłku- usłyszałem jęk Mika, głośne przekleństwo i kasłanie. Jasne! Sprawdźmy, kiedy Cerber ogarnie swoje dupsko i coś poczuje! Jak to zrobimy? Wbijmy mu tuzin strzał do czterech liter! To trzeba być Mikiem.- Ej! Ale nie ma czadzenia powietrza oddechem! Z Nathanem i tak byś nie miał szans…
Dawał mi czas. Zebrałem się i znów spróbowałem. Błyszczące wici pojawiły się na nowo. Tym razem pojawiły się już bliżej Cerbera i płynęły szybciej, a kiedy tylko go dotknęły, pies znieruchomiał. Sen wpłynął w niego i po chwili bestia runęła na ziemię.
– No, to możemy iść- usłyszałem obok głos Mika. Chłopak wyciągnął do mnie rękę, którą chwyciłem. Kiedy wstałem, poklepał mnie po plecach. Sam był cały umazany we krwi, a w mroku Hadesu wyglądał, jakby… umarł. Tylko nie świecił na niebiesko…
– Nienawidzę cię, wiesz?- spytałem, wyciągając miecz z oka psa. Musiałem przytrzymać powiekę Cerbera nogą, ale udało się odzyskać broń.
– Wiem- uśmiechnął się do mnie szeroko.- A teraz chodź. Ktoś na nas czeka.
Słowo dusza mogłaś zastąpić zjawą itp. Tak samo słowo zdawała mogłaś zastąpić wydawała.
nie osiągalne – nieosiągalne
No cudownie kurde! – No cudownie, kurde!
Świetne, naprawdę. Bardzo mi się podobało i jestem wniebowzięta, że chłopcy spotkają najprawdopodobniej dziewczyny. Mam nadzieje, że tak się stanie, choć nawet jeśli mieliby widzieć siebie przelotnie. No i zastanawia mnie, co u Bliźniaczek? Pewnie Jane rozwala razem z Miri pałac Pana Umarlaka. Uuuuuuu…… . W następnej części będzie się działo 😀
Oj będzie… Obiecuję :3
Ty tu nie obiecuj, ino się za cd weź. Ja wim, co o tym sądzę, i ty chyba też wisz ^^. Ty cholera, nie zauważyłam tych błędów Boruuu, sorcia!
Ohoh, Nathan i Mike razem w akcji- to będzie ciekawie 😉
Czekam na cd.
Umreeeeee czekając na ciąg dalszy *-* NAJLEPSZE CO W ŻYCIU CZYTAŁAM 😀 Jesteś cudowna. Jej i znowu tak mało komentarzy :c ludzie nie wiedzą co jest genialne, nie przejmuj się ;p
Mike, jest moim masterem. Tylko on może tak genialnie, z takim stoickim spokojem walczyć z Cerberkiem. Po prostu wiedzę, jak szpikuje tyłek psiska strzałami i kiedy psina to widzi jest taki obrażony, zę dopiero teraz <3 ahhahah meegaaa <3 A Nathan też jest super 😀 Obydwaj są genialnie :3 gdyby nie Mir i Jane, wyszłabym z nich obu. :3 Ale cóż… lajf is brutal :c
A dla cb będzie jeszcze bardziej brutal jak szybko cd nie zobaczę!!
Nathan <3
W ogóle całe opowiadanie świetne. Czekam na CD
*-* Chcę więceeej :c jeju, ja tak na to czekam :3 tak baardzo, a jak już się pojawia to aż nie chcę tego otwierać, bo wiem, że potem będę znów czekać :c
Gzfnxhjvmdsfzxndjsnzxhbnhgnb vhj,gh jhv nbvhjm nbhvj bhvjc bnhcj bhc bchg mój Mike <3 I zaraz będą laski!!!! uuhuuu to będzie mega słit!!!! Jak mi tym razem nie zrobisz mega romantycznego przywitania Mika i Mirandy, to nogi z dupska ci powyrywam!! Już nie było pocałunku na pożegnanie ;_;
Nareszcie!!!! Moje Bliźniaczki znowu na blogu!!! 😀 Tzn, to chyba ja jestem opóźniona, ale ciii…
Kocham to opowiadanie. Jest takie… mega. A to zakończenie? No zabiję, że takim zdaniem ;_; Ale… będzie Miranda <3 i Jane <3 omomomom szaleję 😮