Jestem tu nowa i jest to moje pierwsze opowiadanie, więc przepraszam za wszystkie błędy, szczególnie za błędy interpunkcyjne i ortograficzne (toczę z nimi wojnę, ale przegrywam). Dedukuje to wszystkim, którzy to przeczytają i skomentują. Proszę o naprawdę szczere opinie.
Powoli podnoszę się z łóżka. W pokoju panuje ciemność. Jedynym źródłem światła są gwiazdy i księżyc, który nie świeci zbyt jasno. Czuję pustke w sercu i przypominam sobie wydarzenie poprzedniego dnia. Pojedyncze wspomnienia kształtują się w jedno słowo- wypadek. Ubieram się w pośpiechu. Nakładam jeansy i czarną koszulkę. Na nogi zakładam trampki. Podchodzę do okna i bez uczuć patrzę na ogród.
Powoli dociera do mnie kim się stałam. Jestem sierotą. Byłam nią już wcześniej dopóki nowi rodzice mnie nie adoptowali, rok temu. Byli moją nową rodziną i przyjaciółmi.
Świat zaczyna zachodzić mi w mgłę. Mrugam gwałtownie, gdy orientuje się, że to łzy, które zaczynają mi spływać po policzkach mocząc koszulkę.
Ostatkiem sił zduszam szloch. Zacikam zęby i przecieram oczy.
„Mam być dzielna.”- myślę z determinacją – „O to prosił mnie ojciec”.
Na to wspomnienie coś się we mnie łamie. Dotarło do mnie to, że już nigdy nie pójdziemy razem do lasu, na grzyby, i nie opowie o zwierzętach i przyrodzie. Nie opowie mi już nigdy żadnego mitu na pocieszenie ( które nie wiem dlaczego mnie tak naprawdę pocieszają, mimo tego, że opierają się na schemacie: Wszyscy umarli. Koniec). Łzy zaczęły znowu płynąć, ale ja przestaję zwracać na to uwagę. Patrzę na gwiazdy myśląc o ojcu. Nie był moim prawdziwym ojcem, ale i tak kochałam go najbardziej. Był moim wzorem, bohaterem. Teraz jużgo nie ma. Nie ma, po prostu go nie ma. Dwa słowa co tyle znaczą: nie ma.
Opieram czoło o zimną szybę, która przynosi ukojenie. Wzdycham głęboko i sięgam po plecaczek, który spakowałam dzień wcześniej. Otwieram po cichu okno i siadam na parapecie tak, że nogi zwisają mi dwa metry nad ziemią. Zerkam w dół powstrzymując zawroty głowy.
”To tylko pierwsze piętro”- myślę sobie – „ Nie bądź tchórzem. Najwyżej się zabijesz”
No tak, mój dobry umysł musiał mi o tym przypomnieć. Przygryam wargę ze zdenerwowania. Ostatni raz zerkam na pomieszczenie, które kiedyś, przez rok było moim pokojem.
-Witaj przygodo! – mówię na głos. Odwracam głowę i zamykam oczy.
Skaczę (czy może raczej upadam, nie wiem tego do końca) lądując z głośnym łoskotem na ziemi. Niestety nie udało mi się pokonać grawitacji. Po zetkniąciu się z gruntem, przewracam się. Chłodny wiatr rozwiewa mi włosy. Słyszę szczekanie psa. Wstaję i utrzepuję się z ziemi. Przewieszam plecak przez ramię i puszczam się biegiem przez ulice do lasu mimo tego, że stopy mi odpadają (przynajmiej tak czuję) po upadku.
Biegnę, klnąc na dziurawe chodniki, przez które się ciągle potykam. Nie zwacam uwagi na to, co się dzieje wokół mnie. Przed lasem zwalniam do szybkiego marszu. Zrywa się silny wiatr, który rozwiewa mi włosy przysłaniając widok.
Po dwóch godzinach i wielu narzekaniach na kamienie i korzenie drzew, docieram do celu mej wędrówki- rozłożystego dębu, wysokiego na jakieś 20 metrów z dziurą w środku konaru. Uśmiecham się ponuro na myśl co czeka mnie w środku tego drzewa.
Gdy byłam mała chciałam mieć domek na drzewie. To było dawno jak miałam trzy latka i byłam w sierocincu. Po adopcji rok temu mój przybrany ojciec zbudował mi ten domek na szczycie tego właśnie dębu, jakby wiedział, że to moje marzenie.
To był nasz sekret i tajemnica. Tu przychodziłam gdy byłam smutna. Tu jest moje miejsce mój świat i tylko mój. Moje cztery ściany. Chcę wierzyć, że zawsze tak pozostanie, ale wiem, że to niemożliwe.
Powolnym krokiem podchodzę do dziury w drzewie i przez nią przechodzę. Chwytam się drabinki znajdującej się w środku rozpoczynając wspinaczkę. Ręka po ręce, noga po nodze powoli i systematycznie wspinam się na sam szczyt. Gdy docieram na górę lekko popycham do góry klapę i wchodzę przez nią do małego domku.
Pod ścianą stoi szafa, a po przeciwnej stronie leży śpiwór. W kącie stoi stolik z jednym, samotnym krzesłem. Wystrój, który tak dobrze znam. Zaczynam czuć się bazpiecznie, mimo tego, że to drzewo może się w każdej chwili połamać, bo już całkiem spróchniało.
Ruchem ręki chce zamknąć klape, ale spotkałam się z oporem. Z całej siły na nią napieram lecz ona ani drgnie. Znowu się zacieła. Klnę pod nosem i myślę jak ją zamknąć. Przez okno (czytaj: przez dziurę w ścianie) zaczęło wpadać jaśniejsze światło. Zerknam na szafę. Zaciskam pięści.
– Otworzyć ją czy nie?- kłócę się na głos sama ze sobą. Rodzice, którzy mnie adoptowali zamknęli ją i zakazali otwierać, chyba że w ostateczności. – Jeszcze nie teraz- mówię sobie. Nie chcę dopóścić do siebie myśli, że jestem już w tej ”ostateczności”. Wolę myśleć o tym tak jakby to był … Tylko przejściowy okres z którego (mam nadzieję) wyjść cało, mimo tego, że nie wiem jak będzie wygądać moja przyszłość.
Ściągam trampki i kładę je obok szafy. Wzdycham głęboko i wchodzę pod śpiwór na którym wyszyte jest jedno imie po grecku Ζωη –Zoe. Moje imie które wyszył mi ojciec na śpiworze. Łzy po raz kolejny zaczęły spływać mi po policzkach. Zamykam oczy i udaję w świat snów.
Wspominałam już, że nienawidzę snów? Nie? To teraz wspominam. Nienawidzę snów. Niecierpię. Zazwyczaj wtedy powracam do wspomnień z dzieciństwa. Czy są miłe? Nie. Ani troche. Powracam do tych złych wspomnień. Najgorszych z najgorszych. Tym razem jest tak samo.
Przenoszę się w czasie. Do momentu kiedy miałam dziewięć lat. Idę korytarzem, czy może raczej skradam się. Za oknem pada deszcz. Moje gołe stopy dotykają lodowatych kafelek. Nie mam butów, bo mi je ukradli. Zamarzam. Zimno ogarnia całe moje ciało. Ale idę. Serce mam ściśnięte ze strachu, ale brnę na przód. Podskakuje na dzwięk dzwonka. Dzwonka na przerwę. Z klasy wybiegają moi prześladowcy. Popychaja mnie, śmieją się, mówią „dziwolong” i „sierota”. Przezywają. Nie mam odwagi nic odpowiedzieć. Nie wtedy.
Wtedy myślałam, że mają rację. Przecież moje oczy są jednego dnia niebieskie innego fioletowe – myślałam sobie. Teraz wiem, że jestem po prostu wyjątkowa. I lubie to w sobie. Nawet czarne włosy z białymi pasemkami, nawet tą nierówną grzywkę. Nawet to lubię.
Znów zmienia się sceneria. Ten sam korytasz i prześliadowcy. Tylko ja mam już 12 lat. Inaczej jestem ubrana. Zamiast bosych stóp mam glany. Włosy mam rozpuszczone, nie związane w warkocz. Z oczu bije determinacja i wrogość, nie strach. Wciągu tych trzech lat zmieniłam się nie do poznania. Przestałam być strachliwa i stawałam się agresywna w szkole. Dawałam tam upust ADHD. W sierocińcu zawsze czułam się bezpieczna. No dobra, nie czułam się bezpieczna, tylko tam nikt mnie nie atakował. Tam mnie unikali, nie teroryzowali, jak w szkole.
Szef bandy, która mnie prześladuje podchodzi do mnie i żąda pieniędzy. Sprzeciwiam się. Kopię go w nogę. Ale jego koledzy łapią mnie za ręce i przygwożdzają do ściany. On zrywa mi z szyji naszyjnik. Puszczają mnie i uciekają. Klęczę na korytarzu ściskając przed szyją pięść. Łzy zaczynają lać mi się po policzkach. Wtedy po raz ostatni płakałam w szkole. Po raz ostatnii…
Budzę się gwałtownie cała zlana zimnem potem. Oddech mam przyśpieszony, a serce bije jak szalone. Wychodze spod śpiwora i wyglądam przez okno. Przespałam prawie cały dzień, jest już wieczór.
Uśmiecham się do siebie. Uwielbiam jak się ściemnia. Mam wtedy wrażenie, że cały świat zasypia i ja tylko nie śpię. Często w sierocińcu wymykałam się w nocy przez okno i biegałam po lesie. Czułam się wtedy wolna. Nie istniały tam granice. Mogłam robić co chcę. Łamałam wszelkie zasady. Chodziłam po drzewach, tarzałam się w błocie z moim najlepszym przyjacielem. Ciekawe co teraz robi. Czy nadal żyje? Czy o mnie pamięta? Stop, nie tak szybko nie widziałaś go od roku- hamuje potok myśli. Kiedyś opowiem kto był moim najlepszym przyjacielem. Na razie jestem na niego obrażona bo nie dzwonił wogóle do mnie.
Wzdycham i sięgam po plecak. Rozpakowuje go. Do kieszeni wsadzam latarkę. Wyciągam butelkę wody i wypijam ją w pośpiechu. W końcu znajduje to czego szukałam, klucz do szafy. „No dobra zobaczmy, co przede mną ukrywaliśmy”- myślę.
Drżącymi dłońmi wsadzam klucz do zamka i go przekręcam. Słyszę ciche zgrzytanie i szafa staje przede mną otworem. Serce mi zamiera na widok tego co tam widze. Jest tam tarcza i miecz, prawdziwy miecz. Podnosze tarcze i waże ją w ręce. Jest strasznie lekka.. Podskakuje ze strachu bo nagle tarcza zmieniła się w pierścionek z księżycem. Nie wiem dlaczego, ale zakładam go na palec wskazujący. Czuję, że tak powinnam zrobić. Patrzę na wnętrze szafy i dostrzegam list. Drżącymi dłońmi z podniecenia, otwieram go. Treść jest następująca:
Droga Zoe
Jeśli to czytasz to znaczy, że zabrakło nas już na tym świecie. To co tu przeczytasz jest prawdą, więc nie myśl, że zwariowaliśmy. Piszemy to ponieważ nie możemy cię już chronić, z takich lub innych przyczyn. Te mity greckie, które ci opowiadałem zdarzyły się naprawdę. Bogowie greccy istnieją, a ty jesteś herosem. Dlatego masz dylekcję i ADHD. Pojedz do obozu herosów. Tam cię wyszkolą, żebyś mogła przeżyć. Uwierz mi Zoe to prawda, wiesz skąd wywodzi się twoje imie? Z greckiego słowa życie. Zawsze mówiłem Ci prawdę i teraz też mówię. Udaj się do obozu, a będziesz bezpieczna.
PS: TO NIE ŻART!
Żegnaj,
Twoi przybrani rodzice
Z wrażenia upuszczam list. Zaczynam nerwowo chodzić po domku. Mój ojciec i matka oszaleli i myślę, że zwariowali. Piszą, że nie są świrami, ale to mnie nie przekonuje. Z drugiej strony nigdy nie żartowali. Wmawiam sobie, że to nieprawda, ale w głębi serca wiem, że to prawda, ale skąd to wiem? Czy ja oszalałam? Nie na pewno nie. Na razie tak tymczasowo założe, że to prawda, ale tylko na chwilę. Skoro to prawda, nie, jeśli to prawda… to kto jest moim boskim rodzicem? Nie zaopiekował się mną, czyli – nic mnie to nie obchodzi. Wzdycham i sięgam po miecz. Na klindze zauważam srebrny napis.. μαργαριτάρι. Nie wiem skąd, ale wiem co to znaczy- Perła. Uśmiecham się z ironią. Dostałam miecz perełka. Kiedy go trzymam zaczyna się zmieniać w brązoletkę. Rozpinam ją a ona znów zamienia się w miecz. Odkładam nową broń na stolik.
Spełnie życzenie rodziców pojadę do tego obozu. Nawet jeśli oni oszaleli.
Pakuje plecak. Nie mam zamiaru czekać do świtu. Jest to nie potrzebne. W lesie nikt mnie nie znajdzie bo znam ten las jak własną kieszeń. Zakładam miecz, który zmienił się ponownie w brązoletkę. Szybko zakładam trampki. Schodze po drabince i staje przed dziurą w konarze.
-Żegnaj- mówię do domku, wiedząc, że najpewniej nigdy więcej tam nie wrócę.
Zaciskam zęby, bo czuje jak łzy prubują płynąć. ”Masz być dzielna”- powtarzam sobie w myślach, jakby to było motto.
Pewnym krokiem wychodzę z wnętrza drzewa i udaję się w kierunku pagórka. Nie odwracam głowy, bo wiem, że niezdołałabym powstrzymać łez. Doskonale znam drogę, bo z tatą wybieralismy się tam na wycieczki rowerowe. Powinnam tam dotrzeć jutro o świcie, jeśli cały czas będę szła, nie zatrzymując się.
Dobra była pierwsza reakcja o swoim pochodzeniu, ale i tak się za szybko przekonała. Mogłabyś czasem używać synonimów, nie z czasownikami piszę się oddzielnie, widziałam jedną literówkę.
Ale teraz dokładnie treść: dodałabym jeszcze trochę więcej o wypadku, ale tak to chyba bym nic nie zmieniła. Wspomnienia były, opisy też. Przemyślenia również wystąpiły. Czytało mi się miło, ogroooomny plus za długość. Choć podobnych pomysłów ten blog już widział dużo, to mi się spodobało. Pisz CD i postaraj się to ciekawie rozwinąć (won ze schematami!).
Zgadzam się całkowicie z carmel i nie zauważyłam więcej błędów niż powyżej umieszczone. Mam tylko jeden problem.
Skąd ona wie, gdzie jest obóz?
Mniejsza. Pewnie przegapiłam. Czekam na CD.
Nie zachwyciłaś mnie. Jestem wymagająca, niełatwo mnie zadowolić, ale jest to możliwe. A tutaj… Nie ma tragedii. Za to błędy, w większości, takie, które autokorekta programu Microsoft Word znajduje je, podkreśla, a co lepsza nawet poprawia, są. A dedukować, można, owszem, ale nie opowiadanie. Takowe można dedykować. Szczera opinia? Masz ubogie słownictwo (powtórzenia); budujesz poprawne, acz proste zdania; czasem zjadasz ogonki (przez co osoba pierwsza zmienia się w trzecią); fabułę wymyśliłaś… nie mam pojęcia jaką; popełniasz błędy; interpunkcyjne nagminnie, ortograficzne czasami, a rzeczowe też się zdarzają. Bo konar to taka duża gałąź. To co, dziewczyna schodzi po drabince i staje przed dziurą w gałęzi..? Trochę to nielogiczne. Carmel daje ogromny plus za długość, ja nie. Bo to jest dla mnie niezbędne minimum, jakieś trzy strony. Co kto woli, ja tam uważam, że lepiej napisać dłużej, rzadziej, a porządniej.
Wydaje mi sie,ze list jest zbyt krotki. Rodzice powinni opisac jej dokladniej,co ja czeka w Obozie,ze beda ja atakowac potwory itp.
Brakuje przecinkow.
Oprocz tego jest calkiem spoko.
PS: Coreczka Hekate? Selene? Nyx?
Uważam dokładnie to samo co inni. Nie masz wyobraźni czy po prostu takie wybrałaś imię dla bohaterki. I teraz pytanie dla Chione:
Skąd tak nagle wyrastają nowi blogowicze jak grzyby po deszczu.
Odpowiedź dla Quickdroo:
Nowi blogowicze wyrastają z naszych polskich internetów, jak grzyby po deszczu, bo Ty nie wyrastasz jak kurczak po ziarnie.
Logiczne?
Amadeo, komentarz z oceną postaram się dodać w tym tygodniu, dobrze?
Ja akurat jadlem modyfikowane ziarno wiec nie martw sie.
Podpisuję się pod poprzednikami i powtarzam :
Ubogie słownictwo- masa powtórzeń, średnio twoje zdania mają 3-4 słowa, wszystko na jedno kopyto. Jest to tekst jak do szkoły: prosty wzorowy itd. Poczytaj trochę słowników frazeologizmów, synonimów i trochę wierszy. Da ci to dużo nowych określeń
Ciekawe , długość jest ok. Plus za opisy i przeczucia, bo je rzadko spotyka się w pierwszych opkach. Jednak jest dużo powtorzeń i brakuje przecinków. Pracuj nad tym, ogólnie nad gramatyką.
Opko podoba mi sie. I teraz jakże popularne zdanie: czekam na CD
Błędy:
– W pierwszej osobie liczby pojedynczej w czasownikach piszemy na końcu ę! A więc nie orientuje się, tylko orientuję się.
– Gubisz, i to strasznie gubisz niemal wszystkie ę na końcach wyrazów.
– Dziura w konarze…? ;p
– Brązoletka? Tej wersji błędu jeszcze nie słyszałam.
– Skaczesz z czasu teraźniejszego na przeszły i odwrotnie.
– Literówki, interpunkcja, garstka ortów. Autokorekta w Wordzie czasem serio pomaga.
– Ukrycie czegoś w szafie i wręczenie klucza z mową: otwórz, gdy będziesz w potrzebie… No cóż, nie oszukujmy się. Trochę marny pomysł. Ja na miejscu bohaterki otworzyłabym to od razu xD. Sądzę, że dobrym pomysłem byłoby zostawienie wskazówki w pokoju córki, a później zasada: niech sama sobie to znajdzie.
– Opowiadanie jest dość chaotyczne.
Podsumowując – jest trochę schematyczne, ale całkiem niezłe, jak na Twoje pierwsze.
Było dużo opisów, które ja uwieeeeelbiam. Tak trzymaj, popraw się i będzie jeszcze lepiej.
Czekaj, muszę dodać coś o czym zapomniałam: robisz powtórzenia, a liczby w tekście pisanym zapisujemy słownie. Tak na przyszłość ;D