Allison.
Na dźwięk tego słowa widzę przed oczami szczupłą dziewczynę z jasnymi, falowanymi włosami. Twarz w kształcie serca i duże, niebieskie oczy. Białe, drobne zęby. Różowe usta, powleczone odrobiną pomadki. I ten nieśmiały uśmiech, który czasami wykwita na jej twarzy.
Zazwyczaj ubrana w pomarańczową koszulkę z napisem „Obóz Herosów”, krótkie spodenki i niebieskie, odrobinę brudne trampki Converse. Zwyczajny ubiór, który jednak nie odbierał jej niezwykłości. Ba, nawet jej dodawał. Bo nawet w najbardziej poszarpanych ciuchach, wyglądała jakby przed chwilą zeszła z Olimpu.
Ja i Allison odeszłyśmy kawałek od miejsca nazwanego przez Ali „Wielkim Domem”. Chejron wyznaczył ją, by oprowadziła mnie po Obozie Herosów i wyjaśniła mi, dlaczego tutaj się znalazłam. Cieszyłam się, bo wyglądała na miłą, a jednocześnie byłam tak potwornie zawstydzona swoimi słowami.
– Przepraszam za tą boginię… – powiedziałam nieco zdenerwowana gafą, którą popełniłam. – Jesteś po prostu… bardzo ładna.
Tak, byłam szczera. Nigdy wcześniej nie widziałam po prostu kogoś tak… pięknego. Przyglądałam się jej i nie mogłam się doszukać ani odrobiny makijażu, poza odrobiną pomadki ochronnej na ustach. To było tak naturalne piękno, że aż z miejsca to uderzało. I chyba właśnie dlatego zareagowałam tak gwałtownie.
– Wszystko w porządku. Nie codziennie ludzie sypią ci takimi wyszukanymi komplementami. Masz szczęście, że powiedziałaś to tak ładnie, a nie ‘ale laska’ albo ‘dasz mi swój numer?’ – Ali uśmiechnęła się rozbawiona, choć w jej głosie słyszałam odrobinę bólu i wyrzutu.
Chyba nie za bardzo podobało jej się powodzenie, którego tak dużo zapewne miała. Tak przynajmniej wnioskowałam z jej wypowiedzi i tonu głosu, którym wypowiedziała swoje słowa.
– Nie jestem aż tak chamska – odparłam, zresztą zgodnie z prawdą. – Naprawdę przepraszam. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy.
Allison pokiwała głową, uśmiechając się delikatnie, prawie niezauważalnie. Miała smutne oczy. I choć uśmiechała się, to miałam wrażenie, że zaraz rozsypie się na tysiąc kawałków. Coś z tyłu głowy mówiło mi, żeby zapytać, o co chodzi. Z drugiej strony, nie chciałam się mieszać w jej prywatne sprawy.
Dziewczyna uchwyciła moje spojrzenie i przez chwilę patrzyła się na mnie tak, że spokojnie mogłaby mi przewiercić duszę. Potem jednak spuściła wzrok na ziemię.
Po dłuższej chwili krępującej ciszy pomiędzy nami Allison uniosła wzrok na mnie i wreszcie się odezwała.
– To… zapewne wiesz, czemu tutaj jesteś.
– Jakże mogłabym nie wiedzieć… Jestem czubniętym dzieckiem. Pół bóg, pół człowiek, Olimp, potwory. Te klimaty.
Zrobiłam minę, jakbym zjadła całą cytrynę na raz. Wciąż byłam nieprzyzwyczajona do tego, co działo wokół mnie. A czy ktoś by był? Czy wy przyjęlibyście ze spokojem wiadomość o tym, że świat bogów greckich istnieje i że jesteście jego nieodłączną częścią? Szczerze wątpię. No chyba, że macie na imię Dalajlama.
Allison dała mi sójkę w bok, po czym wyszczerzyła się w lekko głupawym uśmiechu. Nie, Allison nie była głupia. Po prostu urodziła się z talentem do robienia szpetnych min.
– Nie przejmuj się. Jakoś dasz sobie radę. O ile cię wpierw nie zabiją.
(Optymizm Ali był jak zawsze wprost porażający.) Nie przejęłam się zbytnio tym, co powiedziała blondynka. Wiedziałam, jak to działa – że nowych non-stop straszy się jakimiś tajemniczymi rytuałami i natychmiastową śmiercią. Nie byłam w końcu nowa po raz pierwszy.
Ale po raz pierwszy byłam półbogiem.
– Jesteś już uznana? – spytała Allison.
Półprzytomnym spojrzeniem popatrzyłam na nią, zastanawiając się, jakie zadała mi pytanie. Byłam zbyt zajęta zastanawianiem się tym, co będzie ze mną dalej, by jeszcze wysłuchiwać praktycznie nieznajomej dziewczyny.
– Co?
– No, czy jesteś już uznana. Czy wiesz, kim jest twój boski rodzic. O to mi chodzi – wyjaśniła Allison, wpatrując się we mnie swoimi spokojnymi, niebieskimi oczami. Zaraz. One nie były niebieskie. Już nie. Miały teraz odcień głębokiego, ciemnego brązu.
– Nie… – powiedziałam, nadal dość zaskoczona zmianą koloru jej oczu.
Musiałam się w nią chyba zbyt intensywnie wpatrywać, bo spuściła wzrok zarumieniona. Odchrząknęłam, próbując przywołać się do porządku. To już drugi raz, gdy reaguje tak z mojego powodu, pomyślałam.
– Chodzi ci o oczy, tak? Jestem córką Afrodyty. Tak się po prostu dzieje. Moja matka ciągle zmienia wizerunek. By dopasować się do czyjegoś kanonu piękna. Ona po prostu staje się tym, co jest najładniejsze. Niektórzy z nas też mają tą zdolność, ale jest to znacznie bardziej… skromne. Nie powinno się zawstydzać bogini piękna i miłości. Chyba, że chce się zostać spalonym. – Allison uśmiechnęła się szeroko.
Wyglądała na osobę, która mogłaby zawstydzić własną matkę swoim pięknem i kompletnie się tym nie przejąć. To nie była grzeczna dziewczynka. Czułam to od momentu, gdy ją zobaczyłam po raz pierwszy.
– Wracając do kwestii uznania. Ile ty masz właściwie lat? – spytała Allison, zakręcając kosmyk włosów na palcu.
– Piętnaście – odparłam zgodnie z prawdą.
Czasami czułam się jednak o wiele starsza. Naprawdę. Jakbym miała już dwadzieścia lat. Jednak chwilę potem to się zmieniało i przyłapywałam się na myśleniu typowym dla dwulatki. I tak non-stop. Częściej jednak pakowałam się w kłopoty jak dwulatka aniżeli zachowywałam się rozsądnie jak dwudziestolatka.
– Hmm… Powinnaś już być uznana… – Allison zasępiła się.
Nie podejrzewałam siebie o zbyt wiele, ale nie myślałam, że jestem aż tak nieudanym dzieckiem, że własna matka nie chce się do mnie przyznać. Nie byłam szczególnie z tego faktu zadowolona, aczkolwiek w pełni ją rozumiałam. Gdybym ja miała taką nieznośną córkę, nie byłabym pewnie zadowolona, że to właśnie ona musi być moim dzieckiem. Postanowiłam jednak nie rozpłakać się ani nie ciąć plastikowym nożem z KFC – to nie była jakaś wielka tragedia. Lekki cios dla mojego ego, po prostu.
– No co ty nie powiesz? – uśmiechnęłam się smutno, próbując robić dobrą minę do złej gry.
Ali szturchnęła mnie w bok i uśmiechnęła się słodko. Ten uśmiech dzielący jej twarz na połowy to jej znak firmowy. To po prostu coś, co robiła tylko Allison. Przez sporo czasu obserwowałam jej rodzeństwo i nie zaobserwowałam niczego podobnego u żadnego z nich.
– Parę lat temu bogowie złożyli obietnicę – powiedziała blondynka, momentalnie poważniejąc. – Percy Jackson, najsłynniejszy heros tego stulecia, kazał im przysiąc, że będą je uznawać zaraz po trzynastych urodzinach.
– Domyślam się, że ‘zaraz po’ się trochę przeciąga? – spytałam nieco ironicznie.
– To bogowie. Oni nigdy nie dotrzymują obietnic – powiedziała Ali.
Spuściła wzrok na ziemię znowu, jakby czymś była wyraźnie zmartwiona. To coś miało najwyraźniej związek z bogami. Może któryś z nich ją zawiódł? A może jej matka… no nie wiem… nie złożyła jej życzeń urodzinowych? W każdym razie, była wyraźnie rozgoryczona postępowaniem bogów. To było widać.
– Allison, ja cię nawet nie znam, a już cię rozumiem – przemknęło mi przez myśl.
Moja nowo poznana koleżanka odchrząknęła, chcąc przerwać krępujące milczenie, które między nami zapadło.
– To co? Najpierw oglądamy domki? Po drodze wyjaśnię ci, o co w tym wszystkim chodzi.
Dziewczyna zaczęła swoją opowieść, kompletnie nie zwracając uwagi na to, czy słucham, czy też nie. Owszem, trochę słuchałam, ale większość czasu zajmowały mi rozważania na temat tego, co dzieje się wokół mnie.
Czemu moja matka się do mnie nie przyznała. Czemu ojciec nie powiedział mi wcześniej. Czemu jestem nieuznana, a powinnam zostać już dobre dwa lata temu. Czemu mam ADHD i dysleksję. Czemu ja.
Takie to właśnie rzeczy chodziły mi po głowie i nie chciały odpuścić.
Allison nadal opowiadała o domkach. Zatrzymałyśmy się na dłuższą chwilę przed jednym z nich. Ten był cały czerwony i otoczony zasiekami z drutu kolczastego. Przez okna widać było sporo dzieciaków w pomarańczowych koszulkach z nadrukiem „Obóz Herosów”, trzymających w rękach narzędzia masowej zagłady i pokrzykujących na siebie. Niezbyt miła atmosfera. Tak przynajmniej wyglądało to z daleka.
– Tutaj jest domek Aresa. Lepiej trzymaj się od niego z dala, jeśli nie chcesz zostać podziurawiona jak ser emmentaler. Są trochę agresywni i dobrze walczą, ale… – Ali zniżyła swój głos do szeptu – są trochę durni – dziewczyna puściła do mnie oko, po czym minęła domek eleganckim krokiem, jakby była modelką spacerującą po wybiegu.
– To się nazywa klasa – pomyślałam, patrząc na jej szczupłe nogi, którymi przebierała w tanecznym kroku. – Jeśli wszystkie córki Afrodyty wyglądają tak jak ona, to wojny o dziewczyny muszą przybierać gigantyczne rozmiary.
Przez chwilę zatrzymałam się przed domkiem Aresa i zaczęłam się zastanawiać.
Gdyby mój ojciec był bogiem, pewnie byłoby to o wiele prostsze. Po prostu weszłabym sobie do tego domku i poczuła się jak u siebie. Pomyślałam, że nawet bym tam pasowała. Z moją agresją, skłonnością do pakowania się w kłopoty i tą odrobiną lekkiej głupoty i brawury? Jak ulał.
Niestety, mój ojciec był zwykłym bokserem – śmiertelnikiem. Życie jak zwykle było nie tak proste, jak powinno być. Musiałam wobec tego zgadywać dalej i próbować odgadnąć, kim właściwie jest moja matka.
Ciągle w mojej głowie miałam nadzieję, że moja mama o tożsamości nieznanej nawet najbardziej tajnym służbom wywiadowczym okaże się być śmiertelniczką, a całe to zamieszanie jedną wielką pomyłką i żartem. Westchnęłam ciężko i powłóczyłam nogami ciężko w kierunku Allison, która nie wydawała się zbyt poruszona tym, że mnie nawet przy niej nie ma i paplała w najlepsze do siebie.
Zadumałam się przez chwilę, wciąż przyglądając się domkowi, w którym siedziały dzieciaki Aresa. Czy któreś z nich czuło się kiedykolwiek zdezorientowane, jak ja w tej chwili? Czy one też się bały swojej przyszłości? Czy one też próbowały usilnie walczyć z tym, co było nieuniknione?
Nie wiedziałam.
Wydawało mi się, że jednak tak. Że gdzieś za maską hardych dzieciaków z bronią w ręku kryje się jakaś zagubiona dusza, ktoś taki jak ja.
Nie dane było mi jednak się dłużej zastanowić nad tym ważnym momentem w moim życiu, gdyż usłyszałam przeciągły krzyk. Można uznać, że aż podskoczyłam ze strachu – tak głośny był to krzyk. Szybko obróciłam się, dziwiąc się swojej zwinności, która powinna być przecież o wiele mniejsza po bójce i nieprzyjemnych jej skutkach.
Parę, a może paręnaście metrów ode mnie, na ziemi leżała Allison. Przeklęłam samą siebie – na chwilę spuściłam ją z oczu, a ta już wpakowała się w jakieś tarapaty. Wokół niej stała banda osiłków i chichoczących dziewczyn, którym najwyraźniej moja nowa koleżanka nie przypadła zbytnio do gustu. Osiłkowie też nie za bardzo ją lubili, ponieważ każdy z nich ją szarpał i kopał.
– Lesba! – krzyczeli. – Wracaj do swojej dziewczyny! Gdzie ona jest?! – darli się wniebogłosy.
O nie, pomyślałam. Po moim, ku*wa, trupie.
Zaczęłam iść dynamicznym krokiem w stronę całego tego towarzystwa, które znęcało się nad Ali leżącą na ziemi. Nie mogła się obronić przed atakiem, więc skuliła się i próbowała uniknąć jak największej ilości ciosów. One jednak nadchodziły z każdej strony, z co raz to większym natężeniem.
– Macie ją puścić, sukin*yny! – wrzasnęłam.
Okej, może to nie było zbyt rozsądne, by wrzasnąć tak pod adresem paru barczystych chłopaków, samemu będąc dziewczyną, ale uznałam, że na zastanawianie się nad ewentualnymi konsekwencjami będzie czas.
W głowie poczułam znajome dudnienie, które towarzyszyło mi w sytuacjach podbramkowych. Ono było jak sygnał alarmowy. Jak syrena, która ostrzegała, że jestem wściekła i nie zawaham się komuś zrobić krzywdy. Osiłkowie nie słyszeli tego. Szkoda, mieliby czas na wycofanie się.
– O, nowa dziewczyna? – spytał ktoś z tłumu ludzi, którzy zebrali się przy Allison. Byłam trochę na nią zdenerwowana, bo mogłaby wykorzystać moment, w którym uwaga wszystkich jej oprawców skupiła się na mnie i uciec, a wtedy nie musiałabym się bić w jej obronie czci i honoru, ale poniekąd ją rozumiałam. Była w szoku.
Ja zaś byłam w gniewie i to było widać, gdy rzuciłam się na jednego z chłopaków z zamiarem wydrapania mu oczu.
Genialne, jak zwykle. Świetne przemyślenia i opisy uczuć. Bardzo ciekawy wzrot akcji. Mam wielką chęć przeczytać CD – pewnie stanie się tam dużo różnych rzeczy.
Uważam tak samo, jak carmel. Świetne i czekam na CD
Jak podoba się wam postać Allison?
Lubię ją. Córka Afrodyty… no, ale nie ocenia się książki po okładce
Lepiej nie oceniać książki po okładce, bo Allison to nie jest jednak typowe dziecko Afrodyty :> Zresztą – sami zobaczycie.
A wiesz, Shays, na kiedy możesz napisać CD? No, wiesz, tak na oko, ile Ci to zajmie.
To zależy. Planuję to zrobić na przyszły wtorek albo poniedziałek.
Pod jakim względem nietypową córką Afrodyty jest Allison , domyślam się od kilku części… Ale chcę mieć niespodziankę. Ali… do tego ładna blondynka… Czytałaś może Pretty Little Liars?
Część świetna. Nareszcie coś, co można uznać za kawał dobrej roboty, nie żeby mnie to zaskoczyło. A Ree znów się ładuje w kłopoty. I znów ma bardzo racjonalne powody. Bo bardzo chłodno i z wyczuciem, wcale nie pod wpływem emocji, oceniła sytuację. Brawo. Trzymajta tak dalej, a może moje komentarze przestaną kipieć ironią.
Wyślij mi swoje spostrzeżenia w wiadomości, ocenię, czy trafne I tak, czytałam Pretty Little Liars. Podziękujcie Schiz 😀
Bardzo mi się podobało. Masz coraz bardziej rozwinięty styl, z każdą częścią staje się coraz lepszy. Pomysł na tę część ciekawy, przypadł mi do gustu. Całość cholernie mi się podoba, zresztą, jak wszystkie Twoje opowiadania. Kciuk w górę. Gdybym była polonistką postawiłabym Ci najwyższą możliwą ocenę. Trzymaj tak dalej.