Jakieś parę dni temu skończyłam czytać HoH i miałam tak piękny sen, że postanowiłam go napisać. Może będzie kilka części, ale nie jestem tego pewna. Słynę z tego, że coś zaczynam i nigdy nie kończę. A nie Famię przecież skończyłam, ale miałam do tego serio silną motywację. No i doszła teraz szkoła plus jeszcze większe lenistwo. Zobaczymy jak to będzie bo jestem zmartwiona, że na bloga wchodzi mnóstwo gimbusów i ryją mi psychikę. Aha, będę pisać w pierwszej osobie no bo jednak sen był mój prawda? Ja go przeżywałam jako ja. Plus dawno nie pisałam więc wyszłam z w prawy, ale bądźmy dobrej myśli. Nawet narysowałam sobie takie piękny, sexy ,,plakat” o tym opowiadaniu! Odnosi się trochę do niego, ale tylko chyba w mojej głowie. No cóż… Miłego czytania!
Nikt nie wie jakim okropieństwem jest trafienie pod opiekę Erosa. Ba! Opiekę? Chciałabym móc nazwać to opieką. Było to raczej więzienie, tortura czy też inne okropieństwa. Stałam się jego służącą, cóż za upokorzenie! Ja! Córka Nocy jestem sługusem amorka. Jednak nie mogę powiedzieć, że jest to słodki bobasek w pieluszkach ze skrzydełkami, strzelający do ludzi serduszkami. O nie, Eros był potworem i nawet on sam tak o sobie mówił. Miłość jest potworna, nieobliczalna, bolesna, męcząca. Serio ten facet działał mi na nerwy! Jest do cholery bogiem pożądania i miłości, a nie pesymizmu. Co ja na bogów zrobiłam, że muszę tutaj być i mu służyć? A no tak, byłam na tyle głupia, że ZAKOCHAŁAM się w bóstwie i za wszelką cenę chciałam z nim być. Nasz związek był… inni. On przychodził, ja się cieszyłam, rozmawialiśmy jedliśmy i trochę dawaliśmy sobie przyjemności, ale na tym koniec! Nie mieliśmy dzieci, nie byliśmy ze sobą cały czas. Szanowałam jego pracę, a on dotrzymywał obietnicy, że będzie się zjawiał co dwie noce. Skończyło się na tym, że się od siebie uzależniliśmy co było dziwne biorąc pod uwagę jakie miał branie do tych czasów. Teraz na nikogo nie zwracał uwagi tylko na mnie. Oczywiście mnie to nie przeszkadzało, właściwie to podobało mi się jak każdej dziewczynie, która marzy o rycerzu na białym koniu. Spędzaliśmy więcej czasu i było to najgorsze co mogło się stać. Bóg stawał się śmiertelny, a ja nie chciałam dać mu potomstwa. Widziałam jak marniał w oczach, jak tracił siły, pewność siebie, zdrowy wygląd. Jak przestał walczyć o powrót na Olimp i inni zaciągnęli go tam siłą, praktycznie odbierając mu życie. Zesłali mnie tutaj, do najgorszego miejsca na ziemi, abym odpokutowała swoje winy. Miałam już się nigdy nie zakochać, odczuwać odrazę do bogów i najlepiej zostawić ich w spokoju. Trochę to trudne z racji tego, że jestem herosem, ale byłam zbyt zrozpaczona aby powiedzieć nie. Przywlekli do domu Erosa wrak człowieka, a nie silną półboginię. Na początku ,,mój pan” sprzeciwiał się, nie chciał tutaj jakiegoś intruza co było słodyczą dla moich uszu. Głupia miałam nadzieje, że nie zostawią biednej, zrozpaczonej dziewczyny u Erosa, ale zanim doszło do rękoczynów wszyscy zniknęli oprócz mnie i Kupidyna. Na początku nie zawracał sobie mną głowy, byłam jak duch snujący się po starożytnym miejscu szukając jakiegoś spokojnego kąta. Nadal czułam jedną wielką pustkę zamiast mojego serca. Tęsknota i ból nie dawały mi spokoju. Nie mogłam spać, jeść ani racjonalnie myśleć. W końcu Eros się zezłościł, że nie robię nic pożytecznego. Uwierzcie mi, nie chcecie przeżyć kłótni z tym bogiem. Zagonił mnie do roboty wmawiając, że muszę zapomnieć i to odciągnie moje myśli od goryczy. Oczywiście, że kłamał.
Był to pięćdziesiąty dzień w tym potwornym miejscu. Zmywałam podłogi jak jakaś sprzątaczka tylko, że wodę miałam wymieszaną ze słonymi łzami, które bez przerwy leciały z moich oczu. Rzuciłam gąbką o ziemie i pozwoliłam ciału bezwładnie upaść na bok.
-Jesteś beznadziejna –usłyszałam nad sobą warczący głos Erosa. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na niego. Stał w lekkim rozkroku z rękami splecionymi za sobą, idealnie wyprostowany z grymasem pogardy na twarzy. Perfekcyjnej twarzy. Jego oczy co chwila robiły się czerwone albo miodowe jakby nie mógł się zdecydować czy będzie teraz spokojny czy zły. Jednak zawsze kończyło się na tej drugiej opcji. Biały garnitur idealnie dopasowywał się do jego sylwetki, a czarne włosy delikatnie opadały na ramiona. Gdybym nie była na niego wściekła i nie przemawiał przeze mnie tylko i wyłącznie gniew powiedziałabym, że jest bardzo przystojnym facetem.
-Czy miłość nie powinna się kojarzyć z czymś milszym niż z Tobą? –powiedziałam przez zaciśnięte zęby podnosząc się na łokciu z posadzki. Wstałam co wymagało ode mnie zbyt wiele siły. Byłam zmęczona, słaba i obolała. Jęknęłam podnosząc wiadro i gąbkę. Ruszyłam do swojego pokoju, który łaskawie użyczył mi Eros. Zatrzymał mnie zimny podmuch powietrza, który zawiał przez skrzydła boga.
-Nie powiedziałem, że możesz odejść –żachnął obojętnie. Popatrzyłam na niego spode łba. Kupidyn trzymał z ręku jedną strzałę z sercem i ostrzył ją swoim palcem. Dostrzegłam na nim swoje nazwisko i przełknęłam głośno ślinę. –Ach tak, widzisz swoją nazwę. Muszę przyznać, że był to mój najlepszy przekręt, ale jednak tego chciał los. Wiedziałem jak to się skończy, a jednak był to niezapomniany widok. Wprost nie mogłem się oderwać od tej waszej sielanki. Szczerze powiedziawszy powinniście dostać Oscara. Te emocje, ach, niezapomniane.
Poczułam jak w moich żyłach krew zaczyna płynąć coraz szybciej. Gniew, który teraz odczuwałam przerażał nawet mnie. Miałam ochotę rzucić się na Erosa i wyrwać mu z głowy te wszystkie błyszczące włosy. Chciałam widzieć jak się wykrwawia i przestaje istnieć, chciałam się wyżyć, w końcu poczuć ulgę. To była jego sprawka! Gdyby nie on, nie zakochałabym się i miałabym przynajmniej święty spokój.
-Nie miałabyś spokoju –powiedział gniewnie bóg. No tak, ten cholerny skurczybyk czytał w myślach. Bogowie nienawidziłam jak wtrącali się w prywatne sprawy, szczególnie jeśli musieli wejść do mojej głowy. –Cierpiałabyś gorzej niż teraz gdybyś go nie poznała, nie posmakowała jego ust, jego pieszczot. Dobrze o tym wiesz, że dzięki niemu tak naprawdę poczułaś, że żyjesz.
Jedna łza przejechała po moim policzku i spadła na białą szatę. Rzuciłam wiadro i uciekłam do pokoju. Nie chciałam o tym słuchać, miałam dość, po prostu dość. Co się ze mną działo? Zawsze byłam silna, nie obchodziły mnie uczucia, chciałam tylko przyjemności i to mi się podobało. Nie to co teraz , jestem zbyt wrażliwa, słaba, po każdej myśli i słowie bez przerwy płacze jak małe dziecko! Poczułam jak ciemność otacza moje ciało, jakby chciało zrobić ze mnie kokon, w którym poczułabym się bezpieczna. Machnęłam ręką odganiając mgłę i wpadłam z hukiem do pomieszczenia. Zamknęłam drzwi i opadłam ciężko na łóżko. Chciałam krzyczeć, wyładować się, kopać i szarpać. Złość i potęga, która we mnie rosła była niemożliwa. Wystarczyłoby tylko wypuścić ją na zewnątrz aby siała zniszczenie. Cóż mogę powiedzieć, uwielbiam chaos. Jest to dość naturalna strona mnie. Usłyszałam pukanie do drzwi. Eros nigdy nie puka, zawsze zjawia się w pokoju, ale może w końcu dotarło do jego zadufanego łba, że kobiety są dość niebezpieczne w momentach kryzysu. Zebrałam kulkę mgły nocy w ręce. Dawno nie używałam magii i dopiero teraz poczułam jak bardzo mi tego brakuje. Rzuciłam nią w drzwi mając nadzieje, że wypadną z zawiasów. Byłam zbyt słaba, aby moja moc zrobiłaby cos takiego. Bóg zaśmiał się pogardliwie i mogłabym przysiąść, że widzę poirytowane spojrzenie jego czerwonych oczu. Nie miałam najmniejszej ochoty otwierać mu drzwi, ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, Eros wyręczy się sam i na pewno nie skończy się to dobrze. Wstałam z łóżka i potykając się o własne nogi podeszłam do wrót i z okropnym skrzypnięciem starych desek pociągnęłam je do siebie. Zobaczyłam jak bóg patrzy na mnie z odrazą, ale cóż się dziwić. Wyglądałam pewnie okropnie. Popękane, pełne usta, blada twarz jak u kościotrupa, oczy, w których nie ma już dawnej iskierki życia i włosy, które straciły swój blask.
-Czego chcesz –powiedziałam słabym głosem nie siląc się na nawet aby mój ton zabrzmiał chamsko. Eros podniósł rękę do góry i przełamując swój wstręt dotknął mojego, mokrego od łez, policzka. Chciałam odsunąć głowę jak najszybciej jednak jego ciepło i ten pieszczotliwy czyn, powstrzymały mnie. Westchnęłam ciężko jakby był to ból pomieszany z przyjemnością.
-Już dość wycierpiałaś, niech miłość weźmie Cię pod swoje skrzydła –uśmiechnął się tajemniczo patrząc się na mnie z lekkim współczuciem. Spojrzałam nareszcie w jego miodowe oczy. Dotknęłam miejsca gdzie znajdowało się serce jakbym chciała zakryć dłonią wielką dziurę. Pokiwałam niezauważalnie głową i dałam się wyciągnąć z pokoju. Powróciliśmy do salonu, gdzie nadal znajdowało się przewrócone wiadro, z którego wylewała się woda z moimi łzami. Eros machnął swoimi skrzydłami sprzątając dookoła wszystkie paprochy. Zobaczyłam idealne koło, które stworzył. Dookoła porozstawiane były kadzidła. A może nie były to kadzidła. W końcu wyrocznie były poddawane narkotykom, aby miały wizje. Może było to samo co tysiące lat temu. Chęć aby mieć odlot nagle wzrosła. Może przestałabym w końcu użalać się nad sobą. Eros zaśmiał się, prawdopodobnie wyczuwając moją mieszankę uczuć.
-Te opary nie są po to abyś miała odlot, mają sprawić abyś się skupiła –popatrzył na mnie z podniesionymi brwiami i łobuzerskim uśmiechem. –No i żeby było coś z tego dla mnie.
Chciałam coś powiedzieć, ale uciszył mnie machnięciem ręki więc patrzyłam się na niego z teatralnie podniesioną brwią i grymasem niezadowolenia na ustach. Bóg pogonił mnie ręką więc weszłam do kręgu i usiadłam na posadzce sprawiając, że moja białą szata rozlała się wokół mnie jak obłok chmury czy też rozlanego mleka. Wydawałam się teraz taka nieskazitelna. Zamknęłam oczy i zaczęłam spokojnie i głęboko oddychać. Dym unosił się z podpalonych kadzidełek uwalniając moje zmysły. Poczułam jak rozmaity zapach wypycha mi nozdrza. Ulga jaką dawał mi każdy wdech była niesamowita. Przestało boleć w sercu, czułam się jakby fala letniej wody zalała moje ciało gasząc dręczący mnie płomień. Oczywiście zamiast oczyścić umysł ponownie stał się ciemny, ta jasność doprowadzała mnie do szału bo jeszcze bardziej przypominała mi o NIM. Wiedziałam, że uśmiecham się delikatnie, a Eros patrzy się na mnie i triumfuje.
-Otwórz oczy i spójrz na swoje ręce –powiedział jedwabiście. Jego głos jakby pieścił moje ciało, był niesamowity. Zrobiłam to co kazał. Opuściłam wzrok na swoje dłonie i o mało co nie wrzasnęłam. Cała ta baśniowa sceneria zmieniła się jakby za pstryknięciem palców. Na moich rękach leżało serce. Moje serce! Biło, wybijając powolny rytm, ale było z nim coś nie tak. Otaczała go czarna, cienka skorupka. Była mocno pęknięta w niektórych miejscach. Z przerażeniem patrzyłam jak mięśnie podnoszą się i opadają. Eros najwyraźniej nie był wzruszony tą sceną. Bo przecież oglądanie dziewczyn, które trzymają swoje własne serca w dłoniach to normalność. –Widzisz co zrobiłaś? Zmieniłaś się. Już nie jesteś silna, dajesz się ciągle poddawać uczuciom, zakochałaś się! Na bogów, byłaś potężną półboginią a teraz jesteś wrakiem człowieka! –jego głos był przesączony jadem. Jedna łza spłynęła po moim policzku co nie poprawiło sytuacji tylko jeszcze bardziej zdenerwowało boga. –Nie waż mi się teraz płakać! Widzisz tą osłonę? To byłaś prawdziwa ty! Byłaś blokadą. Nie pozwalałaś sobie na chwile słabości. Sama ją stworzyłaś i pozwoliłaś aby rozpadła się na miliony kawałeczków. Musisz ją odbudować i dobrze o tym wiesz, że pomoże Co to we wszystkim.
Oderwałam wzrok od serca i spojrzałam z przerażeniem na Erosa. Pociągnęłam nosem, ale już nie pozwoliłam kolejnej łzie wypłynąć z mojego oka. Może to przez dym z kadzideł, może przez chwilowy napływ adrenaliny, ale poczułam się pewniejsza. Zacisnęłam ręce na sercu i uniosłam głowę do góry. Nie potrzebowałam porad Erosa bo doskonale wiedziałam co muszę zrobić. Zrobiłam już to jeden raz, a więc mogę to z łatwością powtórzyć. Zamknęłam oczy, ponownie zaciągając się narkotyzującym dymem. Poczułam jak otacza mnie mgła, jak powraca moja siła, jak ciemność wiruje wokół mnie przypominając powolne tornado, nasycając się energią. Pozwoliłam działać swoim mocom. Poinstruowałam ciemność aby nie tylko stworzyło nową skorupę na sercu, ale żeby… weszło do niego. Aby zamieniło wszystko, bez wyjątku w czarną otchłań. Natychmiastowy ból przeszył całe moje ciało, jakby strzała przeszła przez sam jego środek. Stęknęłam i zgięłam się w pół, ale nie przestałam. Ciemność wsysała się w moje serce zmieniając jego kolor na barwę nocnego nieba. Poczułam jak siła powoli ogarnia mnie od stóp do głowy, jak powracam stara, dobra ja. Lepsza ja. Nie otwierając oczu wstałam z gracją i wyciągając delikatnie rękę do góry. Ciemna mgła od razu zaplotła się wokół niej jak wąż. Roześmiałam się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Kilka razy obróciłam się wokół własnej osi aż w końcu wiedziałam, że ciemność opadła delikatnie na posadzkę. Otworzyłam świecące z podniecenia, szare oczy i uśmiechnęłam się szyderczo w stronę Erosa. Patrzył na mnie z skrzyżowanymi rękami na torsie, a jego usta wykrzywiał dobrze znany grymas dumy i zwycięstwa. Wydawał się taki pewny siebie, nieśmiertelny, piękny i pełny pożądania.
-A więc –powiedziałam chytrze opierając jedną rękę na biodrze i drażniąc mój dekolt opuszkami palców. –Co miało tam być dla ciebie?
–
Taka sytuacja. Piszcie czy się podoba i czy mam pisać bo nawet podoba mi się ta lekka sielanka. Wiem, że jest dużo niedociągnięć, ale tak to jest jeśli pisze się o trzeciej w nocy. Pozdrawiam ~Nyx
O kurde! Każdy by chciał tak szybko leczyć złamane serduszke. Świetna dziewczyna. Tak pewna siebie i niezależna. Pragnę przeczytać o niej więcej 😉 Kilka błędów było, ale to nie zakłóciło odbioru tak zajebistej treści 😀
O kurde! Chcę więcej! Opis Erosa przypadł mi do gustu. Główna bohaterka też jest spoko. Mam tylko jedno zastrzeżenie: to jest za krótkie! Bardzo proszę o kontynuacje
Mmmmmmmmmmmmmm… kisiel w gaciach jak zawsze ;D Pisz kolejną część, ale dodaj więcej szczegółów , wiesz jakich.