Dla Natany i Amadei. To takie coś… bo dawno nie napisałam jednoczęściówki. A muszę się przed Wami jakoś zrehabilitować z poprzedniej, jakże nieudanej Córki Ateny. Jeszcze raz za nią przepraszam. Akcja tego opowiadania rozgrywa się w czasie wojny z Gają.
Pozdrawiam
Chione
„Możesz się śmiać. Możesz grać. Wszyscy myślą – to prawdziwa twarz.”
Upewniam się, że mój brat śpi głębokim snem. Jego powieki są zamknięte, oddech spokojny i równomierny. Leży na kołdrze, jego ciało jest odprężone i nieprzygotowane na jakikolwiek atak. Gdyby ktoś pofatygowałby się wbić mu nóż w serce, zapewne nawet by się nie obudził.
Uśmiecham się do siebie, wiedząc, że mam nad nim kompletną władzę. Mógłbym zrobić mu cokolwiek. Wiem, iż jego życie nędznego herosa leży w moich rękach. Ale jeszcze nie czas.
Bezszelestnie ściągam z wieszaka czarny płaszcz, po czym ubieram go na swoje targane dreszczami ciało. Ona mnie wzywa. Czuję to wewnątrz głowy. Rozkazuje mi przyjść do siebie. Co by się stało, gdybym się zbuntował? Nawet wolę o tym nie myśleć. Ja sam, dobrowolnie wybrałem jej ścieżkę. Nikt mnie nie zmuszał. Sam oddałem się w ręce swojej pani.
Kiedyś byłeś panem sam sobie, słyszę cichy szept, gdzieś z tyłu głowy.
To sumienie. Od dawna nauczyłem się je ignorować.
Na palcach przechodzę przez domek, lekko uchylam drzwi i wyślizguję się przez wąską szparę. Blask księżyca pada na moją zmęczoną twarz, wypełnia na moment światłem smutne oczy. Kochałem takie noce od dziecka. Byłem pewny, że gdy o północy wyszeptam do gwiazd jakieś życzenie, spełni się ono prędzej czy później. Aczkolwiek moje życzenie zawsze było niezmienne: mieć kochającą rodzinę i przyjaciół.
Gdy przybyłem do Obozu Herosów zaczęło się ono powoli spełniać. Jednak potem coś się zepsuło. Przyjaciele przestali mnie interesować, zaczęli za to powoli siać nudę w mojej głowie. Nie śmiałem się przy nich tak, jak kiedyś. Ba! Irytowali mnie, wkurzali.
Zacząłem wtedy miewać sny. To ona do mnie przemawiała.
Otrząsam się ze wspomnień i ruszam wzdłuż pola truskawek. Zamierzam dojść do lasu. To tam zwykle z nią rozmawiam.
Mijam arenę i Wielki Dom. Wszystko jest pogrążone w granatowym mroku nocy. Ledwo dostrzegam zarysy konturów budynków. Skryte przed oczami śmiertelników, jak zawsze. Wzdycham.
– Ej! Co ty tu wyrabiasz? – słyszę głos Jacksona.
Nie widzę go jeszcze. Nie wiem, gdzie jest. Przeklinam się, że zostałem nakryty. Muszę szybko wymyślić wymówkę.
Fałszywy śmiech i w oczach lęk. W każdej chwili mogą przejrzeć twoją grę.
Z mroku wyłania się ciemna postać. Na jej czarnych włosach odbija się biały blask księżyca, opalona cera wtapia sylwetkę w głęboką, jak studnia czerń dzisiejszej nocy. Ledwo dostrzegam kontury ciała chłopaka. Jest w Obozie Herosów od lat. Sztukę kamuflażu opanował do perfekcji. Jackson jest szlachetny. Jackson jest obozowym bogiem. Pffff… Wszyscy tak o nim mówią. Wszyscy go znają uwielbiają, kochają, szanują. Liczą się z jego zdaniem, są pewni, że zawsze im pomoże. Po tym, jak przeżył w Tartarze ugania się za nim notorycznie grupka obozowych nowicjuszek. Z domku Afrodyty i nie tylko. Za niedługo Annabeth będzie musiała wyrywać go z ich dłoni. Annabeth… Piękna, niedostępna, zajęta. Przez Niesamowitego Pożal Się Bogom Niedojdę Któremu Zawsze Się Udaje Bo Ma Tylko I Wyłącznie Farta Perseusza Jacksona.
Święty Jackson. Jemu zawsze wszystko się udawało. Był jednym z powodów, z których odrzuciłem przyjaciół – uwielbiali go, potrafili mówić tylko o nim. Byłem w ich oczach zwykłym herosem, jakich setki. On był w ich oczach bohaterem, wzorem do naśladowania. Nienawidzę go.
– Lepiej zainteresuj się, co wyrabia twoja Annabeth – odpieram zgryźliwie. – Jest tak ładna, że chyba raczej nie utrzymasz jej przy sobie długo. Która z córek Ateny całowała się ostatnio za Wielkim Domem z Blaisem, synkiem Aresa? Nie widziałem zbyt dobrze, ale miała chyba sylwetkę twojej dziewczyny. Pilnuj jej – syczę.
Pocisk osiąga zamierzony cel.
– Idź już do tego lasu – warczy Jackson. – I oby cię potwory zeżarły. Nie wiem, po jaką cholerę się tam pchasz, ale modlę się, byś zginął najbardziej bolesną śmiercią, jaka istnieje.
– Ależ dziękuję, kochany – mruczę i zagłębiam się w mrok.
Nienawidzę go. Nienawidzę go całym swoim sercem.
– I bądź pewien, że wspomnę Chejronowi o tobie w swoim raporcie! – słyszę za sobą wołanie.
Klnę w duchu i wbiegam głębiej w las. Byle dalej od tego idioty.
Twarde, ostre gałęzie chlaszczą mnie po twarzy, tworząc piekące, czerwone zadrapania na policzku. W gęstwinie jest ciemno. Bardzo ciemno. Po dwóch minutach drogi udaje mi się przywalić całym ciałem w drzewo. Ja i moje widzenie w ciemnościach… jakby to ująć… pozostawia wiele do życzenia. Jęczę i podnoszę się z ziemi. To już niedaleko, prawda? Oby. Bez latarki tu nie przetrwam. Uprzednio prowadziła mnie do miejsca rozmowy z nią widmowa nimfa. Teraz już jej nie ma. Może nawet nie żyje.
Biorę głęboki wdech i zaciągam się tlenem. Lodowate powietrze wdziera mi się do płuc, wywołując w nich ostry, kłujący ból. Czuję się, jakbym zamarzał. Tyle, że od środka. Zamarzał i równocześnie płonął… Lód to ogień, ogień to lód. Gdzie jest różnica? Obie z tych rzeczy możemy odczuwać tak samo.
Potykam się i idę przed siebie. Powoli zaczynam rozpoznawać majaczące w mroku kontury gałęzi, drzew i krzewów. To aż śmieszne. Niektórym osobom z domem kojarzy się ich pokój z tapetą w kolorowe wzory, schludnie uporządkowany, z ładnymi meblami, firankami w oknach i kwiatkami doniczkowymi na parapecie. Łazienka z dywanem w delfiny i wielką, przestrzenną wanną. Kuchnia z szafkami wypełnionymi po brzegi smacznym jedzeniem i dużym, okrągłym stołem w centralnym punkcie, gdzie codziennie spędzałaby miło posiłki cała rodzina. Salon z kanapą, telewizorem i stoliczkiem do kawy, przy którym urzędowałaby mama. Mi z domem kojarzą się powykręcane korzenie wystające z ziemi, tylko czekające na okazję, by urosnąć akurat tak, bym się o nie potknął i drzewa wyciągające ku mnie swoje gałęzie, jakby chciały mnie chwycić i już nigdy nie puścić. To tu ona do mnie przemawia. Ja to miejsce uznaję za dom, gdyż ona tu jest.
Matka Ziemia.
Słyszę w głowie cichy, senny głos.
Przyszedłeś.
– Tak – mówię. – Co mam robić dalej?
Gdyby ktoś teraz na mnie patrzył, uznałby, że oszalałem i gadam do siebie.
Atak rozpocznie się za trzy dni. Na razie udawaj. Musimy zniszczyć ten obóz. Jeśli coś pójdzie niezgodnie z planem i te… te szumowiny, nędzne pomioty bogów i śmiertelników przeżyją… zapłacisz życiem. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
Przełykam głośno ślinę.
– Oczywiście, pani – szepczę.
W Obozie Herosów nie ma zostać żadnej oddychającej istoty. Twojej siostrzyczki też to dotyczy.
Łkam w duchu. Moja siostra… Jedyna niewinna istota. Zawsze i wszędzie mi ufała. Lecz musiałem ją odtrącić, by nie stała się jej żadna krzywda. A moja pani żąda jej śmierci…
Na chwilę w mojej duszy wzbiera bunt. Nie pozwalam!
„Zbudził Cię znów Twój własny płacz. Czasem prawda Ci się śni, to są piękne sny.”
Zostaję zgaszony dosłownie po sekundzie. Upadam na ziemię, wijąc się z bólu. Każda komórka mojego ciała wrzeszczy w agonii. Mam wrażenie, jakby na moje ciało upadł ważący tonę głaz, miażdżąc po kolei wszystkie kości, przygniatając organy i mięśnie, dopóki nie puszczą i nie pękną, zamieniając mnie w mokrą plamę.
Gehenna mija tak szybko, jak przyszła.
Leżę twarzą do ziemi, oddychając ciężko.
Brzydko, kochanie. Chciałeś mnie zawieść? Nie. Jesteś moim sługą. Nie puszczę cię wolno. No chyba, że najkrótszą drogą do Podziemia. Hahahaha!
Robi mi się gorąco.
– Ja już pójdę, pani – mówię cichym głosem.
Dobrze. I pamiętaj. Jeśli spróbujesz się zbuntować, zabiję cię.
– Oczywiście, Gajo – stwierdzam, kłonię się ku pustce, odwracam się szybko i wybiegam z lasu.
***
Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to płacząca Lily oparta o sosnę Thalii. Jej ciałem targają dreszcze. Trupia bladość jej skóry rysuje się wyraźnie w mroku nocy. Czarne włosy opadają jej na twarz. Wiem, że chowa za nimi zapuchnięte brązowe oczy. Ma skuloną sylwetkę, można powiedzieć, że owija się wokół drzewa, że drzewo pomaga jej nie upaść. Zawsze była niska, ma niecały metr sześćdziesiąt. Mimo iż jestem tylko rok od niej starszy, uwielbiałem kpić sobie z jej wzrostu. Uwielbiałem dopóki nie wpadła w depresję. Wtedy bałem się mówić do niej cokolwiek. Później się okazało, że widziała doskonale przez Mgłę. Wszystkie potworności tego świata ukazywały się jej zlęknionym oczom. Do tego ciągle mówiła mi o jakichś dziwnych facetach (teraz wiem, iż to byli satyrowie), którzy ją śledzili. Nie wierzyłem jej, a mówiła mi wszystko. Myślała, że oszalała. Mgła zaczęła pozwalać mi widzieć cokolwiek dopiero, gdy skończyłem siedemnaście lat. U niej zaczęło się, gdy miała dwanaście.
Mieliśmy jedną matkę, która spłodziła nas z różnymi bogami. Ja jestem synem Hadesa, ona córeczką Apolla. Tiaaa… Zakazane dziecko. Wszyscy się już przyzwyczaili, że Wielka Trójka uwielbia łamać zakaz.
Chcę wyminąć Lily i pójść dalej, ale…
– Lucjan! – słyszę jej wołanie. – Nie ignoruj mnie! Wiem, kim jesteś i co robisz! Wiem wszystko.
Odwracam się do niej gwałtownie.
– Kłamiesz – warczę.
Umiem czytać z ludzkich twarzy, jak z otwartej księgi.
Ona mówi prawdę.
„Przyznaj się – maskę masz. Nikt nie widzi jej, tylko ja.”
– Szłam za tobą. Wiem, że z nią trzymasz. Ale ty nie jesteś zły – odpowiada. – Zedrzyj tę maskę. Bo nie jesteś zły.
– Spadaj – wrzeszczę. – Nic o mnie nie wiesz, nie znasz prawdziwego mnie. Jeśli powiesz komuś cokolwiek, to cię zabiję! O tymi rękami – pokazuję jej otwarte dłonie.
Uderzam ją z całej siły w twarz.
Upada na ziemię wstrząsana jeszcze większym szlochem.
Ja tego nie zrobiłem… Nie! To nie ja! Co się ze mną dzieje?! Napływa we mnie fala obrzydzenia do samego siebie.
„Pali twarz maski cień. Myślisz – nikt nie widzi jej.”
Doskakuję do niej. Natychmiast się kuli, jej mięśnie napinają się, w oczekiwaniu na uderzenie.
– Lily…
– Nie – szepcze. – Odejdź. Proszę. Odejdź…
Podnoszę się na nogi.
Ona się mnie boi. Moja siostrzyczka…
Biegnę do swojego domku, nie chcąc odwracać się za siebie.
„Fałszywa gra. Fałszywy śmiech. To kłamstwo, zamiast prawdy jest.”
***
Kolejne trzy dni mijają mi w oczekiwaniu na atak. Nikt się do mnie nie odzywa, ja nie odzywam się do nikogo. Mój brat, który ogólnie mnie nie lubi, nawet nie raczy zaszczycić mnie spojrzeniem. Lily na sam mój widok nagle znika.
Zresztą nie ma się czemu dziwić.
***
Budzą mnie wrzaski i szczęk broni. To już? I nikt nie przyszedł, by mnie poinformować, co się dzieje? Nawet mój brat? Mega. Ludzie serio za mną nie przepadają.
W ciągu minuty wskakuję w zbroję, dobywam miecz z pochwy i wypadam przez drzwi na zewnątrz.
W Obozie panuje chaos. Herosi walczą przeciw herosom. Czuję w powietrzu metaliczny zapach krwi. Krwi wymieszanej ze zdradą.
Słyszę krzyk Jacksona.
– Lucjan, pomóż mi!
Nie pomagam mu. Po chwili potwór zatapia miecz w jego sercu.
Idę dalej. Nic mnie nie atakuje, żadna szkarada nie usiłuje zatrzymać. Ja jestem panem tego ataku.
Nie muszę się bić, ani stawać do walki. Poddani Gai zrobią to za mnie. Bo Gaja to moja pani.
Mijam martwą Annabeth. Cóż. Nie chciała być ze mną, więc co mnie obchodzi jej los?
Nagle widzę moją siostrę. Wyszarpują ją sobie dwa potwory. Ma krew na twarzy i ubranie w strzępach. Jest półprzytomna, oczy ma zamglone. Widać, że ledwo co kontaktuje. Inaczej by się broniła. Inaczej rozniosłaby w pył te bestie. Na jej twarzy widnieją zaschnięte łzy, twarz ma opuchniętą i czerwoną od płaczu. Włosy posklejane są krwią.
Nie przejmuj się swoją siostrą. Przecież teraz służysz mnie, Lucjanie – mówi Gaja w mojej głowie.
Służę Gai. Ale ona nie ma prawa krzywdzić jedynej osoby, jaka kiedykolwiek mnie kochała.
Podrywam się do biegu i rzucam na potwory. Przypominam sobie, co mi powiedziała Lily trzy dni temu, zanim ją uderzyłem. „Nie jesteś zły.”
Nie jestem zły.
JA NIE JESTEM ZŁY!
NIE. JESTEM. ZŁY.
W ciągu dwóch sekund odsyłam potwory z powrotem do Tartaru. Moja siostra uderza bezwładnie o ziemię.
Nie mam czasu się nią, gdyż moja głowa eksploduje bólem. Ja płonę. Tyle że od środka. Upadam na kolana targany cierpieniem. W moim ciele wybuchają bomby, rozrywając je od środka. Każdy fragment skóry powoli się spala, każdy mięsień rozpada się na kawałki. Krew w moich żyłach wrze, doprowadzona do temperatury osiemdziesięciu stopni Celsjusza. Gaja się mści. Gaja mnie zabija. Tracę czucie we wszystkich kończynach, przewracam się na bok, na ziemię. Moje kości rozpuszczają się w płynnym ogniu wypełniającym moje ciało. Skóry już nie ma.
Boli. Bardzo boli. Chcę, żeby to się już skończyło. Ale nie żałuję. Uratowałem swoją siostrę.
Lily ledwo dźwiga się na nogi i zbliża do mnie. Twarz ma przerażoną.
– Przepraszam za wszystko – szepczę do niej.
A później opadają mi powieki.
”Uwierz.
Idzie dzień – twojej odwagi czas.
Nie bój się, zerwij ją sam!
Zrywam maskę dziś…
Tak to ja!”
Well. Napisane. Mam nadzieję, że tego opka też nie zwaliłam do reszty…
Buziaki
ChioneHeHHshsss
Cudo!!!!!!! Po prostu CUDO!!! Piszesz świetnie, po prostu niesamowicie!!!!!!! Jedyny błąd który znalazłam to to, jak mówił, że jego siostra jest córką Apolla. Super tylko czemu zaliczyłaś go do Wielkiej Trójcy???? Ale oprócz tego wszystko świetnie, cudownie itp. 😀
Tylko czemu uśmierciłaś Percy’ego i Annabeth?? No wiesz?? Jak mogłaś???????
Fala, faktycznie. Najpierw miałam z niej zrobić córkę Posejdona, ale w końcu zamieniłam na córkę Apolla i zapomniałam poprawić dalszego tekstu. Mój błąd.
Ps. Pierwsza!!!!!!
Nie oceniaj sie tak surowo „Corka Ateny” byla spoko, to opko jak dla mnie jest fajne, ale czemu zabilas Percy’ego i Annabeth????:O i Percy nie dal by sobie rady z jakimis potworami no prosze to chyba nie mozliwe !!!!!!!!!!! Ps.Druga:P
‚Gdyby ktoś pofatygowałby…’ – powinno być tylko jedno ‚by’, rj. Gdyby ktoś pofatygował się…
‚…że mam nad nim kompletną władzę.’ – chyba ‚całkowitą’ brzmiałoby lepiej.
‚Wiem, iż jego życie nędznego herosa…’ – też nie najlepsze zdanie. ‚jego żywot nędznego herosa…’, ‚jego życie, życie nędznego herosa…’ tudzież ‚jego nędzne życie herosa’ byłyby lepsze.
‚ubieram go’ – nie mam pewności, czy to sformułowanie jest niepoprawne w tym kontekście (bo jeżeli ubierałabyś swojego brata, to owszem, całkiem poprawne), choć raczej jest. Da się zgrabnie zastąpić ‚zakładam go’
‚Od dawna nauczyłem się je ignorować.’ – Znów nie tak. Albo ‚Od dawna je ignoruję’, albo ‚Dawno nauczyłem się je ignorować’, albo ‚Od dawna jestem nauczony ignorowania go.’
Powtórzenie życzenia, można zamienić na prośbę czy pragnienie.
‚Za niedługo’ – Niedługo. Po prostu ‚niedługo’.
‚z powodów, z których’ – dla których. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało tak się to mówi.
‚W Obozie Herosów nie ma zostać żadnej oddychającej istoty’ – Zastosowałaś tu dopełniacz z powodu przeczenia, tak? Źle. Powinno być w mianowniku, o tak: ‚W Obozie Herosów nie ma zostać żadna oddychająca istota’. A tak w ogóle to ładniej brzmi: ‚W OH ma nie być żadnej oddychającej istoty.’
‚Zostaję zgaszony’ – A płonąłem? Potocyzm, wiem, ale nie powinnaś go używać. Bo zgasić, w literaturze, chociażby i takiej amatorskie, można tylko obiekty dające światło (świeczki, żarówki, inne podobne).
‚Jej ciałem targają dreszcze. Trupia bladość jej skóry rysuje się wyraźnie w mroku nocy. Czarne włosy opadają jej na twarz.’ – Trzy zdania pojedyncze, trzy ‚jej’. Co za dużo to niezdrowo.
I na zakończenie – ‚skóry już nie ma’, a kilka zdań dalej: ‚Opadają mi powieki’… Z czego składają się powieki? Dobra, po szybkim przeszperaniu Internetu stwierdzam, że, czysto teoretycznie, ma to jakiś sens, ale, do jasnej, jak płoniesz to raczej nie zamykasz powiek! (to moja opinia, niepoparta doświadczeniem, nigdy nie płonęłam).
To by było tyle błędów…
Czego brakuje w wielu opkach? Opisów. Czy tu były? Na pewno mniej niż powinno być.
Najbardziej dopracowana jest fabuła, jednak… Jakaś taka prosta. Serio. Wiem, jestem wybredna, ale no… Chio, to ty! Mogłaś się bardziej wysilić. Stworzyć jakąś intrygę, coś tajemniczego, innego… Nie żeby to, co jest, było jakieś bardzo złe, po prostu przewidywalne. I… No, na koniec główny bohater umiera, dlatego, że postanowił oczyścić się z win. Dosyć popularny motyw. A końcówka to coś w rodzaju: płonę, bardzo widzę jak płonę, umieram, Gaja mnie zabija, siostra, siostra i nic więcej… I nawet nie żałuję, boli jak diabli, z pogrzebem też będzie problem, drachmy nie dostanę, ale co tam, nie ma czego żałować. Wcale. (Tak, wiem, to nadinterpretacja i nie powinnam tego pisać, ale cóż… Za tą tęczę się należy)
Średnie opko, moim skromnym zdaniem.
Powtórzyłaś ,,jej” w trzech zdaniach pod rząd w opisie Lily. A opowiadanie mi się spodobało, dobrze opisałaś jego uczucia. Choć z tym potworem, który zabija Percy’ego to rozumiem, tak sobie wymyśliłaś na potrzeby opka, ale Percy’ego było bardzo trudno zabić i jakimś tam potwór by go nie zamordował ;p
A trudno. Percy ginie, bo ma rolę drugoplanową xD
Nie jest wartościową postacią w tym opowiadaniu.
Wkurzona jak nigdy, wchodze do domu, rzucam plecak, wchodze do neta, włączam RR i mam na twarzy takiego banana jak nigdy xD
OLIWKA OBIECAŁA I OBIETNICY DOTRZYMAŁA
DZIĘKUJE ZA DEDYKACJE <3
Praca jest świetna, genialna, a tylko Push takie pisze ;D
Jak dla mnie genialne, nic dodać nic ująć.
MASZ OGROMNY TALENT!
PS: Dzięki za dedykację <3
Kurczę Chione. Zastanawiam się jakie ty będziesz opowiadania pisać, kiedy będziesz trochę starsza. Masz talent i to widać. Ja nawet w połowie nie jestem w stanie napisać tak dobrego opowiadania. Cóż, było parę błędów, ale to się każdemu zdarza. Efekt końcowy jest bardzo dobry, chociaż zabiłaś Annabeth. Jak mogłaś??!!!! 😀 Mimo wszystko wprowadziło mnie to w jeszcze bardziej nostalgiczny nastrój niż cała reszta.
Piszą tu, że jesteś w stanie pisać lepsze opowiadania. Chciałabym takie przeczytać.
Czytałam jak zahipnotyzowana! Jest całkiem fajne
Kiva przywróciła mi wiarę w tego bloga <3
Już myślałam że nikt nie umie komentować xD
Coś to takie przewidywalne, bohater, który pod koniec staje się dobry, ratuje kogoś i umiera
kipi oryginalnością
To jest jeden schemat pod różnymi tytułami
Stać cię na więcej
A Ciebie stać na kończenie zdań kropkami, jak już mówimy o tym kogo na co stać 😀
Kiva przywróciła mi wiarę w tego bloga KROPKA
Już myślałam że nikt nie umie komentować KROPKA
Coś to takie przewidywalne, bohater, który pod koniec staje się dobry, ratuje kogoś i umiera KROPKA
Kipi oryginalnością KROPKA
To jest jeden schemat pod różnymi tytułami KROPKA
Stać cię na więcej KROPKA
Ps. Teraz, gdy me fatalne błędy już cię nie rażą, proszę, abyś wypowiedziała się na temat komentarza, a nie wygląd KROPKA
Dziękuję KROPKA
To trochę dziwne, że nikt nie obudził go podczas ataku na Obóz, w końcu każda para rąk przyda się do zabijania potworów, a nawet jeśli, to pozostaje nam jeszcze Gaja, tak? Nie znudziła go, choć to on rzekomo był panem tego ataku? Jak dla mnie dziwne.
Błędy wypisane, osobiście sama ich nigdy nie wyłapuje, więc w sumie obojętne. Motyw, jak już zostało wspomniane, dosyć oklepany. Chłopak nagle dostaje olśnienia i stwierdza, że jednak nie jest zły i ratuje swoją siostrę za cenę własnego życia… Brakowało mi tu czegoś.
Mi się podobało chociaż było przewidywalne, zgadzam się z Fala jeśli chodzi o Percy’ego i Ann.
Inni mają racje : motyw oklepany, ale dobrze że uśmierciłaś Percy’ego i Annabeth. 😉
Opko samo w sobie jest ciekawe i wciągające.
Mi się podoba
Motywy motywami, hejty hejtami, ale moją uwagę przykuło coś kompletnie innego niż Wasze listy życzeń: styl. Ludzie, czy ktokolwiek z Was zauważył, jak pięknie Chio popisała się tutaj swoim stylem pisania? Mnie osobiście urzekły opisy sytuacji, szczególnie końcówka z „ogniem” wypalającym go od środka. Według mnie, cały chaos w tym akapicie był jak najbardziej celowym zabiegiem, miał oddać wewnętrzny „bałagan” bohatera. Kiva – nie wiem, czy rozumiesz, ale zdanie „Skóry już nie ma.” jest zapewne przenośnią – on po prostu CZUŁ SIĘ jakby tracił skórę, ale w rzeczywistości zapewne jeszcze ją miał.
Coś czuję, że w ramach odwetu w następnej publikacji Chio powali Was na kolana. Strzeżcie się. <3
Pallas, Twój komentarz jest… cudo, normalnie.
Dziękuję, że tak mnie wspierasz <3
No dobra, zgadzam się z Pallas Ateną.
Chione naprawdę ma dobry styl, i potrafi opisywać uczucia.
Ze wstydem przyznaję się, nie zwróciłam na to uwagi
Btw, właśnie się zastanawiam, dlaczego po moim podpisie na końcu opka jest jakiś stek liter, zamiast *pozdrawiam*…
Dobra, nie będę się produkował nad wypisywaniem błędów w pisowni i innych sprawach technicznych, bo po pierwsze, są już wypisane, po drugie, nie muszę ich wypisywać, bo wystarczy, że powiem, żebyś sprawdziła parę razy opowiadanie przed wysłaniem. To były zwyczajne pomyłki.
Przyczepię się do schematu. Po prostu wiesz, mogłaś np. doprowadzić bohatera jako złego do końca, a nie pokutującego za grzechy w ostatniej chwili, bo to częsty przypadek. Mogłaś, jeśli już chciałaś by bohater stał się dobry, wysłać go na misję przeciwko Gai, by zapobiec inwazji. Mogłaś sprawić, że Lilly powie reszcie herosów o swoim bracie i że zaraz po przebudzeniu Nico go zabije. Mogłaś sprawić, że Gaja go zabije. Tak po prostu, bo nie lubi zdrajców nawet jeśli zdradzili dla niej.
Jest dużo opcji.
Ale Twoj styl i tak jest genialny. Metafory i porównania głębokie oraz piękne. Jesteś jedną z najlepszych pisarek na blogu, choć pomysł możnaby dopracować. Powinnaś być dumna ze swojego warsztatu. 😉