~*~
Witam po dłuższej przerwie.
Oto kolejna część Koszmarnej przyszłości. Za sprawą apeli wraca Amy…
[Maestro muzyka budując napięcie] Ale czy na długo?
Chcę was przeprosić z powodu długiej nieobecności, ale szkoła. Wszyscy rozumieją. Wybaczcie, niestety tylko tyle udało mi się wystukać w dwadzieścia minut na informatyce. Jak również zawiadamiam, że przez najbliższe dwa tygodnie szanse, że uda mi się coś naskrobać są jak 1 do 6 300 000. Może odrobinkę przesadziłam- 1 do 6 000 000.
Z dedykacją dla amelllo i magiap.
Życzę miłego czytania i komentujcie.
~*~
[Jessica]
Zaskoczona nie mogłam się skupić. Wszystkie myśli zagłuszył jeden człowiek. To był on. Trzeci członek naszej misji. Znaleźliśmy go. Chciałam wstań i z nim porozmawiać, ale nie mogłam się poruszyć. Nagle skierował swój wzrok prosto na mnie. Patrzyłam na niego, próbując dostrzec jego oczy zza całkowicie czarnych szkieł.
-Daniel!- syknęła ostrzegawczo Sarah, szturchając go w żebra.
Niechętnie odwrócił wzrok ode mnie.
-Persefono- rzekł, skłaniając się wytwornie.
-Sprawdź paczkę leżącą na ławce- rzuciła obojętnym tonem.
Chłopak nieznacznie skinął i podszedł do ławki spokojnym krokiem. Stanął nad nią, nawet nie spoglądając na pakunek. Był niczym kolejny kamienny posąg w Ogrodzie Persefony. Żaden mięsień mu nawet nie drgnął. Mijały sekunda za sekundą, minuta za minutą. Zdawało mi się, że zamarł na wieczność.
-Daniel?- odezwała się zniecierpliwiona Persefona.
-Nie wyczuwam nic niezwykłego, pani.
Wypuściłam powietrze. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że je wstrzymywałam.
Zacisnęła usta w jedną linię, ale podeszła dumnym krokiem. Daniel odsunął się od ławki, dopuszczając do niej królową Podziemia. Persefona usiadła na ławce i rozpakowała delikatny materiał odsłaniając suknie. Lewy kącik ust drgnął jej nieznacznie.
– Możesz odejść- mruknęła, odpędzając go lekkim machnięciem ręki, niczym natrętnego owada.
Skinął i wycofał się. Po drodze zatrzymała go Sarah. Szepnęła mu coś na ucho, zanim wyszedł.
Zaklęłam siarczyście w myślach. Czyżbym go straciła? Jak na złość nadal nie mogłam się poruszyć.
-Twoje pokoje są gotowe, pani- oświadczyła córka Hadesa.
-Niech nikt mi nie przeszkadza- odparła Persefona, wstając.- Ty też!- warknęła, gdy Sarah chciała za nią podążyć.
-Jak sobie życzysz… pani- zgodziła się, spuszczając oczy.
Bogini odwróciła się na pięcie i wyszła. Jej kroki odbiły się echem po korytarzu.
Sarah zgarbiła ramiona, jakby przytłoczona swoją sytuacją. Potrząsnęła głową dla zebrania myśli. Pewnym krokiem podeszła do mnie i wyciągnęła moje zwłoki z krzaków.
-Sam?- zawołała cicho.
Gałęzie zaszeleściły, zanim wynurzyła zza nich córka Aresa. Była podrapana, ale cała.
-Co teraz?- warknęła.- Ten nadęty babsztyl zamknął się w swoim pokoju!
-Uspokój się! To nie ona miała jej pomóc- odparła, przyszpilając Sam wzrokiem.. Nie spodziewając się takiej reakcji, spuściła oczy.- Dasz radę ją nieść, czy sama mam to zrobić?
-Dam radę- rzuciła urażona, podnosząc mnie.
Sarah skinęła i poprowadziła nas bocznymi korytarzami pałacu Hadesa. Z trudem utrzymywałam się przy świadomości. Nie wiedziałam jak długo krążyłyśmy w tym labiryncie, zanim dotarłyśmy do ślepego zaułku. Na końcu znajdywały się zwyczajne drzwi, ale poczułam coś dziwnego. Musiałam znaleźć się w tamtym pomieszczeniu. Na szczęście Sarah podeszła do nich i cicho zapukała trzy razy. Drzwi samoistnie się otworzyły nie wydając przy tym najmniejszego dźwięku.
-Chodź- rzuciła, wchodząc do środka.
Znalazłyśmy się w przestronnym pokoju. W skromnie urządzonym pomieszczeniu bez okien stało łóżko, dwa krzesła, stół, komoda i duża szafa na całą ścianę.
-Nie śpieszyłaś się- mruknął znany mi z ogrodu głos.
Sarah rozluźniła się słysząc tę uwagę.
-Połóż ją tam- rzucił do Sam, wskazując wąskie łóżko.
Sam spełniła jego rozkaz bez szemrania. Delikatnie ułożyła mnie, poprawiając mi dodatkowo płaską poduszkę.
-Sarah- mruknął, podchodząc do szafy. Usłyszałam lekkie skrzypnięcie zawiasów, gdy ją otwierał.
-Sam chodź ze mną- powiedziała córka Hadesa, kierując się ku drzwiom.
-Nie zostawię jej w takim stanie samej- warknęła.
– Saaaammh- wydukałam.
Natychmiast pojawiła się obok mnie. Swoją ciężką rękę położyła na moim ramieniu.
-Nie zostawię cię, Jess- zadeklarowała.
-Iiiiccsss
-Powtórz- poprosiła szeptem.
-Iiiiccsss!
-Mam iść?- spytała zaskoczona.
Nie martw się, samą siebie też zaskoczyłam. Znowu nie pomyślałam… albo za dużo myślałam. Może kiedy będę sama z Danielem, który mi pomoże dam radę go przekonać, aby z nami poszedł.
Pokiwałam oczami w górę i w dół. Sam zacisnęła usta w jedną linię. Odwróciła się i naburmuszona odeszła.
-Jeśli coś jej się stanie, piekielny ogar pożre cię żywcem zaczynając od nóg- zagroziła, takim tonem, że byłam gotowa uwierzyć w każde jej słowo. Usłyszałam jak wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi.
Z mojej perspektywy nie widziałam nic oprócz sufitu. Nagle chłopak usiadł na łóżku. Daniel poruszał się zdecydowanie za cicho dla moich zmysłów.
-Co mi powiesz?- zapytał.
Milczałam. Nie chciałam, żeby ze mnie drwił.
-Nie chcesz mówić- stwierdził.
Jak na to wpadłeś geniuszu?– pomyślałam.
-To może ja będę mówił- zaproponował.- Ta dziewczyna nazwała cię Jess, które jak sądzę jest zdrobnieniem od imienia Jessica. Czuję również, że jesteś herosem. Córką… Zeusa? Pan nieba za ojca. Wysoki poziom- paplał. W tym samym czasie wyjmował różne przedmioty z szafy i kroił coś na stole.- Mniemam, że jak na greczynkę przystało siedzisz grzecznie w obozie półkrwi- Przelał jakiś płyn.- Jaką broń preferujesz sztylet, miecz, włócznia, czy może coś innego?
Podszedł do mnie. Delikatnie podniósł mnie do pozycji siedzącej i otworzył usta. Miałam ogromną nadzieję, że nie ślinię się. Powoli przytknął do moich warg naczynie, wlewając powoli jakiś płyn do mojego gardła.
-Pij. Pomoże ci- szepnął.
Ułożył mnie ponownie na łóżku, ale zabrał mi poduszkę. Przesunął się do wezgłowia i czekał.
Przeszyły mnie lodowate błyskawice, wpełzając w żyły niczym płynny ogień. Niosły ze sobą gorąco, a zarazem przejmujący chłód. Rzęziłam, nie panując nad własnymi mięśniami. Każdą cząstką mojego ciała zawładną ból. Dreszcze rzucały mną tak silnie, że musiał mnie przytrzymać. Czułam każdy mięsień, palący mnie żywym ogniem. Jak nagle wszystko się zaczęło, tak szybko się skończyło. Leżałam zalana potem. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe. Cała skóra nieznośnie piekła mnie i swędziała. Miałam ochotę zedrzeć ją z siebie. Zatopić paznokcie w ciele, zrywając niechciany problem.
-Już po wszystkim- mruknął, nalewając do czegoś wody. Nawet nie zauważyłam, kiedy wstał.
-Wyprosiłeś Sam, bo widząc to, coś by ci zrobiła- stwierdziłam, nie zdając sobie sprawy z tego, że mówię to na głos.
-Właśnie, dlatego –potwierdził.- Dasz radę sama wstać?
Spróbowałam, nie odpowiadając. Bez większych problemów wstałam z łóżka. Spojrzałam na Daniela. Wyciągnął z szafy parawan, który rozstawił w kącie pokoju. Wyjął stamtąd również długie spodnie, ciemną tunikę i ręcznik.
-Musisz się umyć- powiedział, rzucając do mnie ubraniami.
– Umiesz komplementować dziewczynę- prychnęłam.
Ostrożnie podeszłam do parawanu, niepewna swoich mięśni. Zerknęłam na niego. Beztrosko położył się na łóżku. Schowałam się za parawanem. Zsunęłam z siebie spocone, brudne ubranie, pozostając w bieliźnie. Spojrzałam na swoje odbicie w wodzie. Brudna twarz z cieniami pod niesamowicie błękitnymi oczami pasowała prędzej do żebraczki, niż dziecka Zeusa, jak by stwierdziły córki Afrodyty. W miednicy szybko opłukałam się z potu, kurzu i mułu Styksu. Rozpuściłam włosy. Jasne odrosty kontrastowały z kasztanową czupryną. Delikatnie rozczesałam palcami skołtunione włosy. W zimnej wodzie umyłam je szybko. Lodowate strumyczki ściekały po mojej twarzy i plecach. Odgarnęłam je do tyłu. Zirytowana cmoknęłam z dezaprobatą.
-Masz może nożyczki- spytałam Daniela.
W odpowiedzi pod parawanem prześlizgnęły się ostre nożyczki. Wzięłam je do ręki. Pochwyciłam długie do biustu włosy i szybkimi ruchami je skróciłam. Grzywka sięgała mi teraz oczu. Ciemne pasma opadały delikatnie do połowy szyi. Potrzasnęłam głową, rozbryzgując wodę. Mokre kosmyki przywarły mi do skóry. Narzuciłam na siebie nowe ubranie i energicznie wytarłam włosy.
-Dziękuję- powiedziałam, oddając nożyczki.
Próbował je złapać, ale zachowywał się jakby ich nie widział, machając dłonią w powietrzu.
-Może powinieneś wybrać się do okulisty?- zasugerowałam żartując.
-On już mi nie pomoże- mruknął beznamiętnym tonem.
– Och! Wiesz, jeśli nie lubisz okularów, zawsze pozostają soczewki. Można by…
Odwrócił się do mnie gwałtownie. Zamilkłam zmieszana w połowie zdania. Zbliżył się w trzech nienaturalnie zwinnych ruchach. Patrzyłam na niego niepewna jego reakcji.
-Jestem niewidomy- szepnął cicho przez zaciśnięte zęby.
***************************************************************************
[ Amy]
Obudził mnie hałas. Zadrżałam strząsając z siebie cienką warstwę szronu. Od lodowatego powietrza bolały mnie płuca. Wyjęłam zdrętwiałymi palcami bukłak, próbując wypić choćby kilka kropel. Niestety temperatura mojego ciała również spadła. Woda zamarzła. Usłyszałam zgrzyt zamka. Drzwi powoli się otworzyły. On chwycił mnie i wywlekł z celi. Zdrętwiałe nie pozwalały mi na nic więcej niż chwiejny chód. W oświetlonym korytarzu dostrzegłam zamyślenie na jego twarzy. Głowa opadła mi na pierś. Zaciągnął mnie do innej celi. Było w niej ciepło, więc przestałam się obawiać śmierci przez wychłodzenie. Zawlekł mnie do ściany i przykuł do niej starymi kajdanami. Zawisłam na rękach, gdy zachwiałam się pod ciężarem okowów krępujących moje nogi. Zaniepokojona przyglądałam się jego poczynaniom.
Podniósł się z klęczek i zaczął krążyć po celi z dziką determinacją na twarzy.
– Muszę cię poznać- oświadczył.
-Hmm?- spytałam, próbując zachować przytomność umysłu.
-Muszę ciebie poznać, pierwsza, i nie cofnę się przed niczym.
-Ja nie…- Pokręciłam głową skołowana.
Przemierzył dzielącą nas odległość w kilku szybkich krokach i położył dłonie na moich skroniach. Próbowałam uciec przed Jego zimnym dotykiem, lecz łańcuch pozwoliły mi się tylko skulić. Przycisnął mocniej dłonie, cicho mamrocząc w obcym języku. Z niepokojem patrzyłam na Jego usta, poruszające się niewiarygodnie szybko. Ciszę przerywał mój chrapliwy oddech i brzęk metalowych łańcuchów. Nagle zamilkł, spoglądając mi głęboko w oczy, jakby chciał poznać moją duszę. Poczułam coś dziwnego. Tak jakby coś na granicy moich myśli.
Czułam Go.
Jego obślizgłą, złowieszczą obecność.
Przeszedł mnie zimny dreszcz.
Co on zrobił? Kim albo czym jest? Sharifa miała rację!
-Muszę poznać twoje myśli, wspomnienia. Wszystko- zasyczał.- Muszę poznać ciebie- powtórzył.
Zacisnęłam powieki, chcąc uchronić się przed jego magnetycznym spojrzeniem. Niczym ofiara przed hipnotycznym wzrokiem węża. Bałam się Go teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Nie! Nie! Nie! Nie!– krzyczałam w myślach, lecz on mnie ignorował.
Obrazy wirowały wokół. Na nowo przeżywałam każdą chwilę od dzieciństwa. Przed oczami przebiegały mi pokoje i korytarzu domu, budynki, zwierzęta, rośliny. Serce przyspieszyło mi jeszcze bardziej. Wydzierał mi kolejne wspomnienia. Teraz widziałam twarze i sytuacje. Nasze bezprawne zabawy podczas zbiorów, wymyślone opowieści, wieczory spędzone na usypianiu Melody- mojej małej Mel, którą ten potwór zabrał! Doszedł do snów. Wspomnienia wyostrzyły się- oglądał je dokładnie niż inne. Znów widział śmierć. Na nowo czułam przerażenie.
-Nie!- krzyknęły moje usta.
Nie!– krzyknęły równocześnie moje myśli.
Miałam już dość. Przekroczył granicę mojej tolerancji!
Zaczęłam mu przeszkadzać. Przypominałam sobie lecznicze zioła, chwasty, przepisy, ustawienie książek w bibliotece, gatunki drewna mebli, kolejność świąt. Rzucałam w niego obrazami wiszącymi na ścianach korytarzy i nonsensowną poezją, którą układała Lin. Sięgałam do wspomnień nieważnych oraz zwyczajnych scen z życia, które pominął- dojenie krów, pieleni w ogrodzie, pranie, pieczenie, tępienie szkodników.
Nagle przed oczami stanął mi myślowy obraz burzy. Wir wspomnień, w których go uwięziłam.
Ból!
Noże wbijające się w czaszkę… Usłyszałam krzyk. Własny, mimowolny okrzyk niewyobrażalnego cierpienia. Otworzyłam oczy. Moja świadomość balansowała pomiędzy światem zewnętrznym i wewnętrznym.
-Nie walcz ze mną- rozkazał.- Ja i tak wygram!
Wzmocnił nacisk na moje skronie. Wróciłam na powrót do własnego umysłu. Zdezorientowana i oszołomiona bólem nie stawiałam już oporu. Obecność wróciła do przekopywania wspomnień. Bezlitośnie przeglądał obraz za obrazem. Potwór znów gonił ofiary, a Mel złamała prawo. Ponownie szukałam małej. Po raz drugi znalazłam się w celi i szyłam suknię. Jeszcze raz czułam ból, otępienie narkotykiem i zimno, paraliżujące moje kończyny. O dziwo nie odkrył snu o Sharifie. Jakbym zupełnie nie spała przez ostatnie dni.
Nagle Jego obecność znikła, podobnie jak nacisk na moje skronie. Powtórnie otworzyłam oczy. On odwrócił się i krążył po celi, niczym tygrys w klatce.
-Teraz wiem wszystko- powiedział, odwracając się twarzą do mnie. W blasku ognia pochodni Jego oczy wyglądały jeszcze groźniej. Mimowolnie zadrżałam. Przypominały mi oczy gada.- Znam twoje przeżycia, myśli, odczucia… wszystko.
Spuściłam oczy, chcąc ukryć łzy ulgi. Nie wiedział wszystkiego. Kimkolwiek był nie stał się jeszcze wszechwiedzący.
-Nie jesteś mi już potrzebna- kontynuował.- Będę z tobą szczery… Teraz odejdę, lecz gdy tylko wrócę zginiesz.
Podniosłam oczy, napotykając Jego spojrzenie. Wzrok mordercy widzącego swoją ofiarę. Dostrzegł moje łzy. Rozbawiony zachichotał w samozadowoleniu. Pochylił się i złożył na mych ustach pocałunek. Niczym dawny kochanek, składający przysięgę ukochanej. Potrząsnęłam gwałtownie głową, odrywając od siebie nasze usta. Wargi pulsowały mi promieniując Jego chłodem. Czułam w ustach metaliczny smak krwi i strachu.
-Zginiesz- wyszeptał delikatnie, smakując te słowo.
Odwrócił się i odszedł, pozostawiając mnie sam na sam, przykutą do ściany, z obietnicą rychłej śmierci.
***************************************************************************
[Jessica]
Zszokowana jego wyznaniem cofnęłam się o kilka kroków i opadłam na łóżku. Świadomie spowalniając swoje ruchy, usiadł obok mnie.
-Od dawna…?
-Od urodzenia.
-Nie wiem, co powiedzieć.
-Wszystko bylebyś tylko nie mówiła, że jest ci przykro i mi współczujesz.
W zamyślaniu pokiwałam głową. Strużka zimnej wody ściekła mi po dekolcie w dół. Uniosłam wilgotne włos, związując je szybko na karku.
-Jak się poruszasz? Skąd wiesz, gdzie, co jest? Na nic nie wpadłeś od…
-Odkąd odzyskałaś przytomność w Ogrodzie Persefony?
Skinęłam, ale po chwili przypomniałam sobie, że tego nie zobaczył.
-Tak.
-Dar od ojca, ale nie mówmy już o tym. Chciałbym wiedzieć, co was tu sprowadza?
-Oprócz wpadania do rzek i podsłuchiwania królowej Podziemia? No cóż, w zasadzie jesteśmy tu z twojego powodu.
Zesztywniał.
-Zamieniam się w słuch.
Opowiedziałam mu o wszystkim od ogniska ze smażonym Hermesem przez kąpiel w Styksie do chwili aktualnej. Zawierzyłam Danielowi nawet sen o bogach. Milczeliśmy przez jakiś czas. Wpatrywałam się w niego z rosnącym napięciem.
-Chcesz, żebym z wami poszedł?- zadał niewypowiedziane pytanie, wiszące nade mną od początku opowieści.
-Tak.
Wstał i podszedł do parawanu. Złożył go, aby następnie schować go w szafie. Wylał brudną wodę do dziwnego odpływu. Wyjął skądś szmatę, którą przetarł mokrą podłogę. Robił to automatycznie, ale jakby w zwolnieniu. Miałam wrażenie, ze w ten sposób chciał pozbierać myśli.
-Muszę się zdrzemnąć- oświadczył znienacka.
-Dobrze- odparłam niepewna, schodząc z łóżka.
Kucnęłam w kącie ze swoim plecakiem. Wyciągnęłam z niego sfatygowaną książkę z pożółkłymi stronami.
-Gdy się obudzę dam ci odpowiedź- oświadczył i przewrócił się na drugi bok, odwracając się do mnie plecami.
Przygryzłam dolną wargę, zatapiając się w lekturze, aby nie martwić się na zapas.
***************************************************************************
[Amy]
Unosiłam się w pustce. Otaczała mnie tylko ciemność. Mimo to czułam się tu bezpieczna.
Nie chciałam opuszczać nowego snu.
Nie chciałam się już nigdy obudzić.
Nie chciałam wracać do celi.
Nie chciałam czekać na Niego, niczym baranek na rzeźnika.
Nie chciałam…
Nagle mrok wokół mnie zamajaczył, niczym fata-morgana. Znalazłam się w ogrodzie. Stałam nad małym oczkiem wodnym. Otaczały mnie kwitnące wiśnie, pochylające swoje delikatne gałęzie, jakby w geście powitania. Dokładnie, jak ludzie kłaniający się przed kimś ważnym. Ciepłe promienie słońca łaskotały moje policzki. Delikatnie się zarumieniłam. Lekka, słona bryza, przywiana z wiatrem, zmierzwiła moje włosy. Załopotał materiał sukni, odsłaniając bose stopy. Spojrzałam na swoje odbicie w spokojnej tafli sadzawki. Bladą twarz okalały kaskady czekoladowych fal. Brzoskwiniowe usta zdawały się same układać w delikatny, ciepły uśmiech. Wysokie kości policzkowe w połączeniu z silnym spojrzeniem bursztynowych oczu nadawały mojej twarzy odrobinę dzikości. Ciemne, długie rzęsy idealnie podkreślały pierwotny błysk w czujnym spojrzeniu. Cienie rzucane przez wysokie łuki brwiowe dodawały mi aury tajemniczości. Spojrzałam niżej. Miałam na sobie szafirową, prostą suknie delikatnie opinającą moje ciało ku rozkloszowanej spódnicy. Nie była zbyt prowokująca, odsłaniając moje ramiona i podkreślając dekolt. Nazwałabym ją raczej przyciągającą spojrzenia. Przyglądałam się sobie wnikliwie, ale nic nie znalazłam. Zniknęły wszystkie oznaki wieloletniej, wręcz niewolniczej, ciężkiej pracy, głodu, wycieńczenia, bicia i podtrucia narkotykiem.
-Tak wyglądałabym, gdybym do Niego nigdy nie trafiła?- szepnęłam.
Pytanie zawisło w powietrzu, pozostając bez odpowiedzi. Nagle coś zmąciło wodę. Odsunęłam się gwałtownie, unikając mokrych kropel. Dzięki temu dostrzegłam kogoś.
Na ławeczce ukrytej wśród drzew siedziała dziewczyna. Miała na sobie długi płaszcz z głębokim kapturem, pod którym nie sposób było dostrzec jej twarz. Spod niego wystawały fałdy morelowej sukni. Podeszłam bliżej pod osłoną drzew. Wtedy dostrzegłam jeszcze jedną osobę ciemnowłosego chłopaka. Był nie wysoki, ale miał wyjątkowo zwinne ruchy. Nosił na sobie jakieś dziwne ubranie- spodnie, coś podobnego do swetra, ale z innego materiału i na dodatek z kapturem. Na wierzch miał zarzuconą kurtkę ze skóry nieznanego mi zwierzęcia. Na nosie nosił dziwne coś, co przysłaniało mu oczy. Podszedł do ławki i usiadł obok dziewczyny.
Ile bym dała, żeby usłyszeć, o czym mówią?- pomyślałam.
Nagle podmuch wiatru poderwał mnie z ziemi górę. Krzyk przerażenia zamarł mi na ustach. Zamknęłam oczy, nie otwierając ich dopóki nie poczułam czegoś stałego pod stopami. Gwałtownie złapałam się gałęzi. Rozejrzałam się sprawdzając, gdzie wylądowałam. Teraz siedziałam nad parą, ukryta wśród wiosennego kwiecia.
– Przyszedłeś- powiedziała dziewczyna, zsuwając kaptur.
Dostrzegłam ciemne włosy, potęgujące moje zdezorientowanie. Na ławeczce pode mną siedziała Lin.
-Przyszedłem- powiedział.
Wnikliwa odpowiedź- pomyślałam.- Wyjątkowo… Szczera? Dyplomatyczna?
Chwile milczeli, jakby napawając się swoją obecnością. Chłopak zdawał się być pogrążony we własnych myślach. Wiatr rozwiał Lin włosy. Wirowały wokół, tworząc delikatną aureolkę. Powoli, z lubością odgarnęła pasma wpadające jej do oczu. Doskonale wiedziałam, że uwielbia czuć wiatr we włosach. Często wspinała się na najwyższe drzewa w sadzie, a gałęzie zdawały się same ułatwiać jej wspinaczkę. Rozumiałam ją. Tam, w górze była wolna.
-Czy mnie widzisz?- odezwała się niepewnie.
-Dlaczego pytasz?
Nie odpowiedział, lecz odbił pytanie pytaniem.
-Ja nie widzę-szepnęła cicho.- To znaczy… widzę cały ogród, ale ty jesteś tylko rozmazaną, ciemną sylwetką. Nawet twój głos słyszę, jakby spod wody podczas sztormu.
– Jedyne dlaczego nie sądzisz, że śnisz to, dlatego, bo czujesz ciepło mojego ciała obok siebie, słyszysz mój oddech i szelest ubrania…
Odetchnęła głęboko z ulgi.
-Rozumiesz.
-Rozumiem.
Co jest z tym gościem?! Mówi, ale tak naprawdę nic mówi- żachnęłam się w myślach.
-Naprawdę się obawiałam- westchnęła.
-Niedługo będę musiał odejść- mruknął.
– Szybko.
-Przez jakiś czas nie będziemy mogli się spotykać- dodał.
-Będzie mi brakowało naszych rozmów- szepnęła, odwracając głowę.
-Nie będziesz miała, do kogo się wygadać- podsumował.
-Tak.
Wstał z ławki i ruszył w stronę stawu. Na chwile niepewny przystaną.
– Mam przeczucie, że spotkamy się szybciej niż myślimy.
-Czy kiedyś cię zawiodło?- spytała, podnosząc na niego wzrok.
-Nigdy- rzucił i wkroczył do sadzawki.
Zapadł się w niej po czubek głowy, znikając pod powierzchnią wody. Zszokowana, chciałam skoczyć mu na pomoc, ale zaintrygowała mnie Lin. Dalej spokojnie siedziała na ławce, jakby kompletnie nie przejęła się jego utonięciem. Szybkim ruchem odgarnęła włosy, przeczesując je palcami. Zarzuciła kaptur na głowę i wstała. Powolnym krokiem podeszła do sadzawki, znikając w jej wodach ślad za chłopakiem.
Ostrożnie zeskoczyłam z drzewa i podeszłam do stawu.
-Dlaczego nic mi nie mówiłaś?- szepnęłam cicho za Lin.
Jedna samotna łza spłynęła po moim policzku, kreśląc cudowne kręgi na wodzie. Zamknęłam oczy i zrobiłam jeden krok do przodu.
I ty to napisalas w dwadziescia minut?!
Genialne. Jak zwykle. Kilka drobnych literowek by sie znalazlo,ale to przeciez nic.
Świetne! Serio, napisałaś to w dwadzieścia minut?! Ja czasem siedzę dwie godziny na wypocę tylko trzy strony… W każdym razie część jest genialna i masz szybko pisać cd!
Hmmmmm ciekawe. Dzięki za dedykację :* pisz cd!