Tutaj w większości są dialogi, ale no cóż, wyszło jak wyszło. Hm… Może dedykacja? Tak, dla starych czytelników i pisarzy, że się im to nie znudziło XD.
Miłego czytania.
I tak udało mi przerwać jakże tragiczne rozstanie dwójki najsławniejszych herosów świata. Jestem boska.
Tak wracając do fabuły. Zebraliśmy się w jakimś mniej ważnym pomieszczeniu i co zrobiliśmy? Oczywiście naradę…
– Człowieku do cholery! Jeżeli nie zniszczymy sobowtórów, one zniszczą nas! – to ja, a no jakby inaczej – Moje sny zawsze się sprawdzają, Heriotza ma bliznę, więc tamten nie pozostał innym dłużny! – jakie mądre sformułowanie – Moim, bardzo ważnym, zdaniem nie mamy innego wyjścia. – i klapnęłam sobie na zieloną kanapę.
Percy tylko przymulał obok córki Ateny. Albo nic nie jadł, albo naprawdę to go nudziło. Gościu serio wyglądał nieciekawie. Jakaś jego ADHD-owska energia gdzieś wyparowała. Annabeth kręciła się trochę, ale też przysiadła. Ona to już naprawdę wyglądała fatalnie. Podkrążone oczy wyglądały jak przesadzony makijaż, a z blond włosów zostały jakieś suche strąki. Pewnie głodowali dobre kilka tygodni.
– Ann? – spojrzała na mnie – Kiedy coś ostatnio jedliście? – spuściła wzrok – Ty chyba sobie żartujesz, co? Ann, Percy, jesteście głodni jak bezpańskie psy. Gdyby wpadłaby tu jakaś driada, na pewno nie wytrzymalibyście długo. – wstałam troszkę za gwałtownie – Polowanie.
– Nad. nie rób tego. Ona nie może. – Percy chyba sobie jaja ze nie robił. – Boi się tego. Nie chce zabijać. – dobra, serio przesadza. – Nie jest na to gotowa. – nie, nie nie… MUSI być gotowa, zawsze i wszędzie, MUSI. Jest wampirem i to wszystko zmienia.
– Jest gotowa, od kiedy się przemieniła. Percy, nikt z nas nie był gotowy, ale musiał i musi to robić. Nic tego nie zmieni, nawet głupia niechęć do krwi. – podeszłam do nich, skulonych na krzesłach – No to jak? Idziecie? – Ann kiwnęła głową. Jaka ja jestem przekonująca.
I narcystyczna.
Bardzo narcystyczna.
Wreszcie się odezwaliście. Dawno was nie słyszałam. Coś nie tak?
Trochę.
Więcej niż trochę. Polowanie nie tylko na Bambi.
Spoks rozumiem. Dzięki za link.
Poczekaj chwilę… Nadzieja… Jest_ _ _ _BRAK SYGNAŁU _ _ _ _
Tak, nauczyłam się przerywać połączenie. To bardzo przydatna umiejętność.
Wpadliśmy do kanadyjskich lasów. Zasmucę was wszystkich, bo renifery nie latają. Inaczej byśmy ich nie powyłapywali. Nie polecam, śmierdzą i strasznie głośno beczą, gdy umierają.
Nasza kochaniutka Ann nie protestowała długo. W końcu dała się skusić na największego samca (ten najmniej śmierdział, nie mówiąc o darciu ryja). Wypiła wszystko i coś w nią wstąpiło.
– Zgadzam się. Zabijmy te sobowtóry. – Ta która najwięcej protestowała, pierwsza się zgodziła na moją jakże niemądrą propozycję. Serio coś jej odwaliło – Nie ma na co czekać.
– Masz rację, siostrzyczko. – oho, Mogłam jednak nie przerywać połączenia. – Pora zabić sobowtóra. – i z tym krzykiem, który wypowiada każdy atakujący facet w filmach akcji, rzuciła się na Ann.
Była tak szybka, że przed oczyma mignęło mi tylko blond światło. Potem był krzyk prawdziwej Annabeth. Kilka mniej ważnych, ale bardzo skomplikowanych ruchów i pierwsze ugryzienie. Potem uderzenie którejś o drzewo i kolejne. Stałam zbita z tropu, z otwartymi ustami, i nie wiedziałam, co się działo. Walkę przeniosły na ziemię. Przeturlały się kilka metrów i znów próbowały się gryźć. Ale prawdziwa Ann miała sztylet. Wbiła go przeciwniczce w ramię, a ta legnęła z przeraźliwym piskiem.
– To jesssszcze nie konieccc. Sssspotkamy sssię jessszcze. – i zamieniła się w kupkę srebrnego pyłu.
Percy natychmiast podszedł do swojej dziewczyny. Było tak jak w filmach: Kocham cię. Bla bla bla. Też cię kocham Bla bla bla. Chodźmy do domu. Bla bla bla. Coś w tym stylu. W każdym razie ja nie słuchałam.
Znaleźliśmy się w „pokoju narad” – niewielkim saloniku zaopatrzonym w to, co nam było potrzebne, czyli stół i kilka krzeseł. Znowu zaczęła się kłótnia.
– Dobra, dobra przystopuj trochę – jak zwykle to ja – Wiem, że śmierć tych przygłupich wampirków, prawdopodobnie super złych jest dla as wielkim plusem, ale – no właśnie, ale – nie tak od razu. One są silniejsze (tak mi się zdaje) i na pewno znają nasze słabe strony. To jakby walić w mur!
– A jeżeli zaatakujemy z zaskoczenia? – Annabeth zawsze miała dobre pomysły, ale m się zdaje, że tamta ukradła jej trochę rozumu – znajdziemy ich kryjówkę, przygotujemy się sforsujemy ich wszystkich. Ja na przykład pójdę na złego Percy’ego, ty…
– To ma być jakiś żart? – mój facet w końcu przejął głos – Słyszeliście przepowiednię? Królewska krew splami piasek? Tu na pewno chodzi o czyjąś śmierć, królewską śmierć…
– Królewską? – Ann w końcu zaczęła myśleć normalnie – kto tu jest królem? Percy?
– Ja? Posejdon królem? Nawet się do mnie nie odezwał – zaprzeczał, hmm czyżby się bał? – nie tylko o mnie może tu chodzić, Nad, jesteś córką króla oceanów? – jasny gwint! Eee… Ja wcale się nie boję. No może trochę, ale kiwnęłam głową – Chwileczkę… wszyscy jesteśmy dziećmi bogów… – ok, to mi się nie podoba – bogowie to inaczej królowie. Czyli jednak czeka nas śmierć. – i zapadła grobowa cisza.
– Nadzieja nie umarła. Czyżbyście chcieli mnie zostawić samą? – wstałam – Pokazaliśmy, że potrafimy pokonać bogów, nawet żyć dłużej niż oni. Czego więc poddajemy się naszym marnym podróbkom, tak zadufanym w sobie, że nie widzą nawet szansy przegranej. Nie możemy pokonać samych siebie? Tchórze! Potrafimy wiele, a herosi pokazali nieraz że wiele da się zrobić bez pomocy naszych boskich rodziców! Skoro mamy już umrzeć to z jakimś honorem! Wygrajmy ten mecz! – I tak właśnie stałam się tym odważnym herosem, którego pokazują jako głównego bohatera w telewizji. Jał! Rzeczywiście jestem narcystyczna!
Wreszcie to przyznałaś. Widzisz Silva? Ona jednak jest aż tak samolubna, jak myślałam.
Dobra przyznaję ci rację.
Ooo… Powtórz, proszę. To bardzo przyjemne słowo.
Nie przeszkadzam wam?
Nie skądże, prawda Milena?
W żadnym wypadku.
A tak właściwie, czego nas słyszysz?
A to ja mam wiedzieć? To wy jesteście głosami w mojej głowie.
Wiesz co Silva?
Tak, Mileno?
Ona musi nas poznać. Teraz.
Eee… To ma być żart?
Nie. – Łał! Powiedzieli to razem.
I wtedy w pokoju zrobiło się strasznie duszno. Poczułam w sercu coś na znak… Wygranej?! Ok, pachnie mi to Nike… Coś jest nie tak.
Przed oczyma pojawiła mi się dwójka dzieciaków. Około ośmioletnich. Dziewczynka miała długie, czarne włosy i różowe oczy (pewnie po mamusi), chłopiec podobnie. Ale on był bardziej zbudowany, jakby dużo ćwiczył na siłowni. Obydwoje mieli czarne, ogromne skrzydła, wyglądające jak dwie podpory, żeby dzieciaki nie upadły.
Wszystkie wampiry oprócz mnie stanęły w pozycji obronnej, ze złowieszczym sykiem. Po sekundzie zdziwili się, czego nie reaguję i uspokoili się. Jakbym wytwarzała feromon a’ la herbatka z melisą. Czyżbym była Alfą? Bez jaj (przepraszam za brzydkie słownictwo), brzmi jak z filmu przyrodniczego. Ja nie jestem żadną Alfą ani Omegą, co mi przyszło do głowy?
– Nadzieja? – zapytał chłopak – Poznajesz nas? – pokręciłam głową, w życiu ich nie widziałam – A kim były te dwa małe aniołki, które spotkałaś w Highland Park? – pewnie otworzyłam usta, bo gadał dalej – Czyli nas pamiętasz. – czy on się złośliwie uśmiechnął?!
– Jesteśmy twoimi głosami, bo każde dziecko Ate – przy dziecku Milena zrobiła cudzysłów – musi mieć przewodników. Przewodnikami zostają zawsze dzieci Nike – bogini pomocy w przejściach życiowych – i ja mam tu zakapować o co chodzi? – Nie mówię, że masz zakapować, masz to wiedzieć.
– Chwileczkę, wy słyszycie moje myśli? – Zrobiłam w końcu jakiś porządny ruch tzn.: Postawiłam jeden krok naprzód z wystawionym palcem w stronę dzieciaków
Zapomniałaś, że wciąż jesteśmy połączeni umysłem? Hmm… Nie widziałem, że ten facet aż tak ci się podoba.
O cholender… Błagam nie mów mu tego.
Tego, że z chęcią byś go pocałowała tam gdzie nie trzeba? Oczywiście, że tak. – rzeczywiście ma złośliwy uśmieszek.
– Ty pewnie jesteś Heriotza? – no to wtopa. Heriotza będzie się dowiadywał o każdych moich lekko erotycznych myślach, a ja za każdym razem będę spalać buraka, dzięki Silva.
Nie ma sprawy. To nic takiego.
– A ty, maluszku, kim jesteś? – ok, może się jednak nie dowie – I skąd znasz moje imię?
– Eee… Może ja to wyjaśnię – zdążyli już stanąć, gotowi do walki: anioł, mierzący metr dwadzieścia i wampir, metr dziewięćdziesiąt. Ale anioł ma skrzydła. oO, to się źle skończy – Silva słyszy moje myśli, przy okazji ja jego też.
– Co?! – brawo Percy, jesteś super bystry.
– Chłopaki dajcie spokój, przecież widzicie, jakie to komiczne – Dziękuję Milena. – Mamy ważniejsze rzeczy do roboty, Silva. Mam wyjąć siekierę, czy sam odejdziesz? – Chłopak cofnął się dwa kroki, odetchnęłam z ulgą.
– Łał, ty masz siekierę? – Percy błagam cię, daj se siana, bo ja zwariuję. – Pokażesz – Ann trzepnęła go porządnie po głowie – Ał! Za co? Ok, no dobra. Wiem za co.
Nie widziałem, że masz aż tak dziwnych znajomych.
Dziabnęłam go to musiał tym znajomym zostać. Tak poza tym to my się nie znamy. Ale są lepsi niż nic.
To po co go dziabałaś?
Przez przypadek.
Serio?
Serio.
Na pewno?
Tak Silva, na pewno.
– Może się weźmiecie do roboty, zamiast urządzać pogaduchy przy herbatce? – Milena spiorunowała brata. Nie chcę być w jego skórze. – Nadzieja, co już wiesz?
– Prawie nic i prawie wszystko. – próbowałam uniknąć spojrzenia Heriotzy. – Kim jest sobowtór to już wiem.
– Jednego już poznaliśmy – Annabeth w końcu się odezwałaś! – Mało nie zostałam zabita przez samą siebie.
Wiesz jak fajnie słyszeć twoje myśli?
Wiem, dlatego mógłbyś się już przymknąć braciszku?
Mówię do niej, Mileno.
Nie musisz mi tego wypominać, ale jest coś ważniejszego od kłócenia się w myślach.
A wy nie musicie drzeć kotów w mojej głowie.
Zapomniałaś że ty słyszysz nasze myśli.
To nie lepiej wypominać sobie takie rzeczy w realu?
Jaja sobie robisz?
Oczywiście, że tak.
I wtedy spojrzeli na mnie tym dziwnym, bardzo podejrzanym spojrzeniem. Jakbym była eksperymentem naukowym.
– Nadia? Może powiesz nam, o czym gadaliście sobie telepatycznie? – może lepiej, żebym więcej gadała niż myślała.
Zgadzam się z tobą.
Ja też.
– Aaa… Tak sobie. Eee… O pogodzie. – Spojrzenia typu „kłąmczucha” – No dobra, myśleliśmy nad przepowiednią. No wiecie, to „Tylko tkwi, gdzieś głęboko zakopana. Wystarczy ją obudzić.” Jest troszeczkę dziwne. Jakby ktoś chciał odkopywać moje zwłoki. – nabrali się? chyba tak.
– Rzeczywiście. Podejrzana nieco ta przepowiednia. – Percy zaczął myśleć. Nobla mu. – Może wy coś powiecie? – popatrzył na bliźniaki. Ok, jednak przestał myśleć. – Skoro jesteście… jak to tam…. Przywódcami, to może ciecie cokolwiek?
– Po pierwsze – czyżbyś się wkurzyła, Mileno? – Jesteśmy przewodnikami, panie Władco Wody – oO szklanka się zachwiała, Percy się wkurza – Po drugie nic nie wiemy, nie jesteśmy wszechwiedzący. – Masz fajne skrzydełka, wiesz? Ale mogłabyś je złożyć? Twoje pióra strasznie kłują. – Przepraszam.
– Dobra wszyscy się przymknijcie. – Dzięki wampirze, robiło się gorącą – Mimo, że ja nie bardzo jestem w tym cwany, to wy powinniście coś wiedzieć. _ Heriotza dobrze gada – Ann masz jakiś plan?
– Jasne, że tak – Wyjęła kartkę, nie mam pojęcia skąd – Zacznijmy od przepowiedni. Pierwszy werset prawdopodobnie oznacza śmierć, łącząc to ze snami Nadziei daje nam… Hmm, nazwijmy to Autoagresją. Drugi werset…
– Dwie strony? Może to chodzi o obozy, zawsze są ze sobą skłóceni.- Percy jednak coś wie.
– Ok, załóżmy że chodzi akurat o to. – Annabeth jest na pełnych obrotach – I tu zaczyna się problem. Nie wiem o co chodzi w dalszej części przepowiedni. – Rzuciła rzeczami o stół.
– Mam plan. Musimy pogodzić obozy. – Ja oczywiście muszę coś zwalić – Albo zabić sobowtóry. – Kto zaczął klaskać?
– Ty to normalnie masz pomysły – bo Silva zawsze jest najmądrzejszy – Pamiętaj, że cię słyszę. Wabiąc do siebie sobowtóry, skazujecie się na pewną śmierć. Lepiej by wypadało pogodzić bogów.
– Niszcząc przy tym pół świata? – Heriotza dalej dobrze gada – Co w tym sensownego?
– I tak połowy już nie ma! – Silva nie rozkręcaj się tak.
Czy mi się zdaje, czy zaczęło mi się kręcić w głowie? O bogowie, jest mi potwornie zimno. Silva, Milena? Pomóżcie mi! Hej! Ratunku!
Ja tu zdycham, a oni się kłócą? Zdążyłam już uklęknąć na podłodze. Heriotza zaczął już odczuwać to, co ja. Pociągnął Silvę w dół za sobą. Ann i Milena się odwróciły. Percy pomógł podnieść chłopaka i położyć na kanapie. potem położyli mnie na stole. Bliźniaki rozłożyły skrzydła nad nami. Ich czerń była ostatnim, co widziałam.
***
Spotkali się po raz pierwszy, a już się kłócili. Widać w nich było złą stronę. Powyciągali broń, zaciskając na nie złowieszczo palce. Tylko jeden siedział spokojnie. Miał teraz o wiele za długie, białe włosy i szare oczy. On był już pełny. Pełny ale zły. Teraz nie musiał się odżywiać. Robi to tylko dla przyjemności.
Gdy poczuł zapach krwi, przerwał kłótnię. Grupa rozstąpiła się, pokazując zakrwawioną blondynkę. Syczała jak zwierzę, groźnie, z całych sił. Uklęknął obok niej. Płakała z bólu. Odsunął jej gęste loki. Żadno z grupy nie ugryzło jej w krtań. Uśmiechnął się, warknął i ugryzł ją mocno w szyję.
Trochę się pogubiłam. Sobowtóry? Za mało wyjaśniasz, bo ostatnią część przeczytałam… No chyba, że mi pamięć zaczęła szwankować… . Biedna ja!
Ale wróćmy do opka: podczas gdy przemyśleń jest sporo, to opisy miejsc są straaaasznie krótkie lub ich wcale nie ma. Nie było też opisu reniferów, no bo powinnaś napisać jak wyglądały i tak samo z miejscem polowania. Czytało się dość szybko, ale dodaj jeszcze ciutkę odczuć np. Polowanie – co czuła? Ale tak dokładnie.
Błędy:
– Akcja gna, jak Grover na stołówkę, gdy podają tortillę. Zwolnij, przystopuj!
– Chaos. Nie wiem już co kto mówi. Nie wiem, już co się dzieje. Jakbym miała klapki na oczach. Patrzę na tekst i nie wiem, o co co chodzi, ani od kogo pochodzi dana wypowiedź.
– kłąmczucha – kłamczucha
– O co chodzi z tymi sobowtórami i pogodzeniem obozu? Nie wyjaśniłaś tego czytelnikowi. Pamiętaj, że czytelnik jest nieuświadomiony w sprawach opka, więc trzeba mu wszystko jasno i przejrzyście wyłożyć, tłumaczyć jak tępemu, tłuc jeden temat, dopóki nie ogarnie o co w opowiadaniu biega.
– Brak Ci płynności i ciągłości w tekście. Musisz mieć płynne przejścia od wydarzenia do wydarzenia, a w tej chwili mocno kuleją.
Plusy:
Opko lepsze i o wiele bardziej podobało mi się od poprzednich części. Widać efekty pracy. Jak potrenujesz, dojdziesz do perfekcji.